Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem z samym sobą.


offspringg

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

 

 

Mam zamiar zamiar opowiedzieć wam swoją krótką historię która spowodowała że stałem się zupełnie inną osobą w przeciągu roku. Jednocześnie chcę zapytać Was o rady jak najlepiej się w tej sytuacji zachować i jak wyjść z tego całego bagna bo mam tego szczerze dosyć, ale o tym później;

 

W szkole podstawowej byłem pewnym siebie, uśmiechniętym, wysportowanym i aktywnym towarzysko chłopakiem. Nie miałem żadnych problemów w kontaktach ze swoimi rówieśnikami, podchodziłem do życia z umiarkowanym dystansem i ogólnie - dobrze mi się powodziło. Moje problemy zaczęły się w drugim semestrze 1 klasy gimnazjum. W 1 semestrze zachowywałem się jak w podstawówce, bardzo szybko poznałem ludzi, można powiedzieć że byłem duszą towarzystwa - wszyscy w klasie mnie lubili, ja sam głównie przebywałem z określoną grupą osób i wszystko było w porządku. Można nawet powiedzieć że byłem czymś w rodzaju lidera tej grupy, codziennie rozmawiałem ze wszystkimi na gadu-gadu i spotykaliśmy się w miarę naszych możliwości. Sam inicjowałem rozmowy i spotkania.

 

Moje problemy zaczęły się w II semestrze, gdzie pewna osoba (nazwijmy ją Piotrkiem) poznała starszych od siebie uczniów którzy zwyczajnie kiblowali i nie mieli zamiaru tego zmieniać. Piotrek upatrzył sobie na ofiarę mnie i 2 innych facetów. Sam niewiem ja to się stało - jak pozwoliłem na to żeby dać wejść sobie na głowę. Może na początku bagatelizowałem to, później straciłem nad tym kontrolę. Pozatym 2 osiłków za jego plecami nie pozwalało na równą konfrontację.

 

Z 2 wyżej wymienionych ofiar tylko ja potrafiłem się postawić Piotrkowi - nie być jego chłopcem na posyłki, potrafiłem mu odszczeknąć obelgę. I dlatego też na mnie skupiał swoją argesję. Co więcej, pozostałe dwie ofiary dołączały się do niego chcąc wkupić się w jego łaski (przynajmniej ja tak sądzę). I tak się działo przez pewien okres, szkoła spartaczyła sprawę w każdym aspekcie - interweniowałem u pedagog, u wychowawczyni kończąc na dyrekcji. Nic to nie dało.

 

Około czerwca sprawa osiągnęła punkt kulminacyjny, dręczył mnie przez całą lekcję. Wróciłem roztrzęsiony do domu, czułem że coś we mnie pękło. Przełamało się. Następnego dnia jak wychodziłem do szkoły czułem nieuzasadniony lęk, utraciłem pewność siebie. Wychodząc wyobrażałem sobie że ktoś się będzie ze mnie śmiał bądź ktoś mnie uderzy. Każdą zaczepkę, ba, nawet próbę nawiązania rozmowy z początku traktuje jako próbę upokorzenia mnie bądź jakiejkolwiek innej formy agresji.

 

Od tamtego okresu przez gimnazjum było tylko gorzej. Moje próby "myślenia innym torem" nie udawały się bo wszystko o czym myślałem znajdywało pokrycie w gimnazjum - w klasie II i III. Co więcej, klasa również się ode mnie odwróciła. Stałem się małomównym, skrytym chłopcem. Co więcej, gdy Piotrek coś do mnie zaczynał mówić - robiłem się tak przerażony że nie mogłem znaleźć żadnej riposty, stawałem się bezbronny co powodowało śmiech innych, w tym dziewczyn.

 

To ostatnie również mnie zmieniło - w stosunku do chłopaków a zwłaszcza dziewczyn stałem się nie pewny siebie, zamknięty - gdy poznaję jakąś dziewczynę, nie ważne czy ładną czy nie - momentalnie się zatykam, zaczynam denerwować i nie wiem co powiedzieć.

Zaważyło to w ogromnym stopniu na mojej samoocenie - o ile kiedyś (do 1 gimnazjum) nie miałem problemów zaprosić gdzieś dziewczynę która mi się podobała, rozmawiać z nią całkowicie swobodnie to po tych wydarzeniach nie jestem w stanie podejść do takiej dziewczyny i powiedzieć jej cześć. Nie mogę nawet zainicjować rozmowy między nami, a jeżeli ona zacznie to zaczynam się tak stresować iż próba nawiązania ciekawej rozmowy spełza na niczym.

 

Sytuacja zmieniła się w liceum, Piotrka już nie było ale moje doświadczenia z gimnazjum odcisnęły ogromne piętno na dalszym życiu. W innym przypadku bym tutaj nie pisał.

Boję sie poznawać nowych ludzi, boję się nawiązywać kontakt z kimkolwiek. Owszem, potrafię się przekonać do kogoś ale po bardzo długim czasie. Moim największym problemem jest to że jeżeli powiedzmy powiem coś głupiego, co nie zostanie dobrze przyjęte to potrafię się zrazić do tego stopnia że zrywam kontakt z tym człowiekiem.

 

Nie potrafię znaleźć dziewczyny, bo pomimo że mi się podoba i chcę nawiązać z nią kontakt to nie dam rady się z nią umówić - nie dlatego że jestem nie śmiały ale z powodu mojego chorego myślenia, np. myślę że skoro gadaliśmy raz to nie będę się z nią spotykał drugi raz bo powiem coś głupiego i ona przestanie mnie lubić, doceniać. I nic mi nie daje tutaj myślenie że jest dużo innych dziewczyn, jak nie ta to inna. Staram się też myśleć o niej jako o człowieku takiej samej wartości jak ja, ale to też niczym nie skutkuje. Co więcej - zaczynam coraz bardziej sądzić że jestem po prostu brzydki i nie atrakcyjny - jest to wynikiem wieloletnich starań o jakąś kobietę jednakże mam blokadę i moje próby spełzają na niczym. Nie potrafię podejść do nieznajomej dziewczyny i zagadać, nawet o godzinę a moja samoocena ciągle maleje.

 

Próby pracy nad sobą? Na siłownię nie mogę się przełamać żeby iść. Dlaczego? Bo nie jestem zbyt silny i rówieśnicy mogą się ze mnie śmiać. Kiedyś byłem całkiem niezły w piłkę nożną. Teraz jestem wybierany ostatni. Dlaczego? Bo jestem całkowicie nie pewny siebie i przez cały okres gry biegam cały w nerwach że ktoś mi poda a ja zmaszczę akcję, dam sobie odebrać piłkę. I to decyduje że nie mogę się skupić na grze, gubię piłkę i tyle. Tyczy się to też innych sportów.

 

Przeszedłem w ten sposób całe liceum, teraz jestem na studiach. Wyjechałem daleko od domu a powyższy problem prześladuje mnie i bardzo utrudnia życie towarzyskie. Bardzo chcę zaprzyjaźnić się z jedną grupą, oni mnie lubią a ja lubie ich, ale np. nie byłem u nich od 2 tygodni z tego względu że boję się że powiem coś głupiego bądź będę siedział, nic nie mówił i tylko głupio się śmiał (tak zwykle jest bo boję się cokolwiek powiedzieć). Podoba mi się jedna dziewczyna ale nigdzie nie dam rady jej zaprosić bo nie potrafię przy niej nic powiedzieć. Boję się ze zepsuję to co wywalczyłem poprzednimi rozmowami albo myślę że jak ją zaproszę to potraktuje to że się jej narzucam - w końcu na pewno woli się umówić z bardziej pewnymi siebie i ładniejszymi facetami.

 

Jak widzę moich znajomych to odrazu budzi się we mnie dziwny lęk. Nie wiem czym on jest spowodowany. Być może świadomością że za chwilę będę musiał nawiązać rozmowę. Chociaż wiem że to chore.

 

Podkreślę jeszcze raz iż jeszcze do czasów podstawówki byłem zupełnie innym człowiekiem, użył bym tu słowa - swoim przeciwieństwem z teraźniejszości. Cechowała mnie pewność siebie i łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Piszę tu z tego względu że chcę z tym skończyć. Macie jakieś rady? Wizualizacje? U psychologa byłem już, wiem że mój mózg działa wg. pewnego schematu ale starałem się go zmienić i nic z tego nie wyszło..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć.

 

 

Mam zamiar zamiar opowiedzieć wam swoją krótką historię która spowodowała że stałem się zupełnie inną osobą w przeciągu roku. Jednocześnie chcę zapytać Was o rady jak najlepiej się w tej sytuacji zachować i jak wyjść z tego całego bagna bo mam tego szczerze dosyć, ale o tym później;

 

W szkole podstawowej byłem pewnym siebie, uśmiechniętym, wysportowanym i aktywnym towarzysko chłopakiem. Nie miałem żadnych problemów w kontaktach ze swoimi rówieśnikami, podchodziłem do życia z umiarkowanym dystansem i ogólnie - dobrze mi się powodziło. Moje problemy zaczęły się w drugim semestrze 1 klasy gimnazjum. W 1 semestrze zachowywałem się jak w podstawówce, bardzo szybko poznałem ludzi, można powiedzieć że byłem duszą towarzystwa - wszyscy w klasie mnie lubili, ja sam głównie przebywałem z określoną grupą osób i wszystko było w porządku. Można nawet powiedzieć że byłem czymś w rodzaju lidera tej grupy, codziennie rozmawiałem ze wszystkimi na gadu-gadu i spotykaliśmy się w miarę naszych możliwości. Sam inicjowałem rozmowy i spotkania.

 

Moje problemy zaczęły się w II semestrze, gdzie pewna osoba (nazwijmy ją Piotrkiem) poznała starszych od siebie uczniów którzy zwyczajnie kiblowali i nie mieli zamiaru tego zmieniać. Piotrek upatrzył sobie na ofiarę mnie i 2 innych facetów. Sam niewiem ja to się stało - jak pozwoliłem na to żeby dać wejść sobie na głowę. Może na początku bagatelizowałem to, później straciłem nad tym kontrolę. Pozatym 2 osiłków za jego plecami nie pozwalało na równą konfrontację.

 

Z 2 wyżej wymienionych ofiar tylko ja potrafiłem się postawić Piotrkowi - nie być jego chłopcem na posyłki, potrafiłem mu odszczeknąć obelgę. I dlatego też na mnie skupiał swoją argesję. Co więcej, pozostałe dwie ofiary dołączały się do niego chcąc wkupić się w jego łaski (przynajmniej ja tak sądzę). I tak się działo przez pewien okres, szkoła spartaczyła sprawę w każdym aspekcie - interweniowałem u pedagog, u wychowawczyni kończąc na dyrekcji. Nic to nie dało.

 

Około czerwca sprawa osiągnęła punkt kulminacyjny, dręczył mnie przez całą lekcję. Wróciłem roztrzęsiony do domu, czułem że coś we mnie pękło. Przełamało się. Następnego dnia jak wychodziłem do szkoły czułem nieuzasadniony lęk, utraciłem pewność siebie. Wychodząc wyobrażałem sobie że ktoś się będzie ze mnie śmiał bądź ktoś mnie uderzy. Każdą zaczepkę, ba, nawet próbę nawiązania rozmowy z początku traktuje jako próbę upokorzenia mnie bądź jakiejkolwiek innej formy agresji.

 

Od tamtego okresu przez gimnazjum było tylko gorzej. Moje próby "myślenia innym torem" nie udawały się bo wszystko o czym myślałem znajdywało pokrycie w gimnazjum - w klasie II i III. Co więcej, klasa również się ode mnie odwróciła. Stałem się małomównym, skrytym chłopcem. Co więcej, gdy Piotrek coś do mnie zaczynał mówić - robiłem się tak przerażony że nie mogłem znaleźć żadnej riposty, stawałem się bezbronny co powodowało śmiech innych, w tym dziewczyn.

 

To ostatnie również mnie zmieniło - w stosunku do chłopaków a zwłaszcza dziewczyn stałem się nie pewny siebie, zamknięty - gdy poznaję jakąś dziewczynę, nie ważne czy ładną czy nie - momentalnie się zatykam, zaczynam denerwować i nie wiem co powiedzieć.

Zaważyło to w ogromnym stopniu na mojej samoocenie - o ile kiedyś (do 1 gimnazjum) nie miałem problemów zaprosić gdzieś dziewczynę która mi się podobała, rozmawiać z nią całkowicie swobodnie to po tych wydarzeniach nie jestem w stanie podejść do takiej dziewczyny i powiedzieć jej cześć. Nie mogę nawet zainicjować rozmowy między nami, a jeżeli ona zacznie to zaczynam się tak stresować iż próba nawiązania ciekawej rozmowy spełza na niczym.

 

Sytuacja zmieniła się w liceum, Piotrka już nie było ale moje doświadczenia z gimnazjum odcisnęły ogromne piętno na dalszym życiu. W innym przypadku bym tutaj nie pisał.

Boję sie poznawać nowych ludzi, boję się nawiązywać kontakt z kimkolwiek. Owszem, potrafię się przekonać do kogoś ale po bardzo długim czasie. Moim największym problemem jest to że jeżeli powiedzmy powiem coś głupiego, co nie zostanie dobrze przyjęte to potrafię się zrazić do tego stopnia że zrywam kontakt z tym człowiekiem.

 

Nie potrafię znaleźć dziewczyny, bo pomimo że mi się podoba i chcę nawiązać z nią kontakt to nie dam rady się z nią umówić - nie dlatego że jestem nie śmiały ale z powodu mojego chorego myślenia, np. myślę że skoro gadaliśmy raz to nie będę się z nią spotykał drugi raz bo powiem coś głupiego i ona przestanie mnie lubić, doceniać. I nic mi nie daje tutaj myślenie że jest dużo innych dziewczyn, jak nie ta to inna. Staram się też myśleć o niej jako o człowieku takiej samej wartości jak ja, ale to też niczym nie skutkuje. Co więcej - zaczynam coraz bardziej sądzić że jestem po prostu brzydki i nie atrakcyjny - jest to wynikiem wieloletnich starań o jakąś kobietę jednakże mam blokadę i moje próby spełzają na niczym. Nie potrafię podejść do nieznajomej dziewczyny i zagadać, nawet o godzinę a moja samoocena ciągle maleje.

 

Próby pracy nad sobą? Na siłownię nie mogę się przełamać żeby iść. Dlaczego? Bo nie jestem zbyt silny i rówieśnicy mogą się ze mnie śmiać. Kiedyś byłem całkiem niezły w piłkę nożną. Teraz jestem wybierany ostatni. Dlaczego? Bo jestem całkowicie nie pewny siebie i przez cały okres gry biegam cały w nerwach że ktoś mi poda a ja zmaszczę akcję, dam sobie odebrać piłkę. I to decyduje że nie mogę się skupić na grze, gubię piłkę i tyle. Tyczy się to też innych sportów.

 

Przeszedłem w ten sposób całe liceum, teraz jestem na studiach. Wyjechałem daleko od domu a powyższy problem prześladuje mnie i bardzo utrudnia życie towarzyskie. Bardzo chcę zaprzyjaźnić się z jedną grupą, oni mnie lubią a ja lubie ich, ale np. nie byłem u nich od 2 tygodni z tego względu że boję się że powiem coś głupiego bądź będę siedział, nic nie mówił i tylko głupio się śmiał (tak zwykle jest bo boję się cokolwiek powiedzieć). Podoba mi się jedna dziewczyna ale nigdzie nie dam rady jej zaprosić bo nie potrafię przy niej nic powiedzieć. Boję się ze zepsuję to co wywalczyłem poprzednimi rozmowami albo myślę że jak ją zaproszę to potraktuje to że się jej narzucam - w końcu na pewno woli się umówić z bardziej pewnymi siebie i ładniejszymi facetami.

 

Jak widzę moich znajomych to odrazu budzi się we mnie dziwny lęk. Nie wiem czym on jest spowodowany. Być może świadomością że za chwilę będę musiał nawiązać rozmowę. Chociaż wiem że to chore.

 

Podkreślę jeszcze raz iż jeszcze do czasów podstawówki byłem zupełnie innym człowiekiem, użył bym tu słowa - swoim przeciwieństwem z teraźniejszości. Cechowała mnie pewność siebie i łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Piszę tu z tego względu że chcę z tym skończyć. Macie jakieś rady? Wizualizacje? U psychologa byłem już, wiem że mój mózg działa wg. pewnego schematu ale starałem się go zmienić i nic z tego nie wyszło..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem wręcz pewien że była zapalnikiem uaktywnienia się moich trudności, jestem również pewien że gdybym był w innej klasie to byłbym innym człowiekiem.

 

Byłem u psychologów, nawet dwóch ale szybko rezygnowałem.. Obecnie studiuję w małym mieście i wydaje mi się że niema tutaj placówek NFZ gdzie mógłbym pójść na wizytę refundowaną. Nazwy miasta nie zdradzę z uwagi na ujawnienie mojej tożsamości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem wręcz pewien że była zapalnikiem uaktywnienia się moich trudności, jestem również pewien że gdybym był w innej klasie to byłbym innym człowiekiem.

 

Byłem u psychologów, nawet dwóch ale szybko rezygnowałem.. Obecnie studiuję w małym mieście i wydaje mi się że niema tutaj placówek NFZ gdzie mógłbym pójść na wizytę refundowaną. Nazwy miasta nie zdradzę z uwagi na ujawnienie mojej tożsamości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×