Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sztywność emocjonalna


po_prostu_ja

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem nieśmiały, zamknięty na ludzi, sztywny emocjonalnie i mało spontaniczny. Dawniej jakoś mi to nie przeszkadzało a teraz doskwiera mi do tego stopnia że już przestaję siebie akceptować. Czy powodem tego są uwarunkowania genetyczne, środowisko rodzinne czy jedno i drugie? Czy może trzeba bardziej otworzyć się na ludzi i jakoś się "wyrobię"? Może wpisy na tym forum są krokiem w dobrym kierunku? Co na ten temat myślicie?

 

Ps. Nie wiem czy to dobry temat na to forum ale cóż, muszę czegoś spróbować, może mi ulży

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W "witam" napisales, ze masz depreche, wiec jak to jest? Moze po prostu jestes zwyklym pesymista? W sumie to wolny kraj i kazdemu wolno miec kiepski humor;) Napisz cos wiecej, podaj jakas historie, jakies szczegoly. Miejsce i temat jest OK, na tym forum pelno zdolowanych ludzi. Powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kilku lat leczę się na depresję i mam wrażenie że jest ona następstwem tego osamotnienia. Wydaje mi się że nie jestem genetycznym pesymistą bo potrafię się cieszyć, momentami nawet bardzo. Niestety tych chwili jest coraz mniej. A teraz coś o sobie: jestem facetem, mam 35 lat, skończyłem szkołę, liceum, potem studia, niestety zawsze od początku byłem na uboczu, to znaczy stroniłem od kontaktów z ludźmi. Miałem przez to również problemy z nauką gdyż nie byłem związany emocjonalnie z grupą a jak wiadomo ludzie sobie pomagają. Rodziców wydaje mi się że mam dobrych, zawsze dbali o mnie pod względem materialnym jak i uczuciowym. Nie obniżali mojego poczucia wartości ani nie bili mnie. Jednak mój ojciec był dla mnie nadopiekuńczy, często robił za mnie zbyt wiele, nie stawiał wymagań co spowodowało że czasem nie potrafiłem sobie radzić z problemami życiowymi i zresztą mam to do dzisiaj. Jestem patologicznie nieśmiały co przekłada się na moje kontakty z ludźmi, zawsze mam wrażenie że jak coś powiem (od razu mówię jestem nieelokwentny) to od razu zostanę źle zrozumiany albo ktoś się krzywo na mnie popatrzy. Mam wrażenie że jestem mniej zdolny od innych, mniej spostrzegawczy i coś z moim spotrzeganiem rzeczywistości jest nie tak. Nie wiem czy ja taki już jestem czy to po prostu braki w sferze emocjonalnej spowodowały takie następstwa. Mam nadzieję że pewne rzeczy można jeszcze naprawić bo z myślą że już taki jestem nie mogę się jakoś pogodzić i jej zaakceptować przez co mam permanentnie myśli samobójcze. Może moje wpisy na forum są krokiem w dobrym kierunku, pewnym punktem krytycznym przez który należy przejść i potem będzie lepiej. Nie wiem, jednak postanowiłem zrobić ten krok... Za wszystkie ewentualne porady z góry dziękuję :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po_prostu_ja

 

Rozumiem,że bierzesz tylko jakieś leki, antydepresanty bo o terapii nic nie wspomniałeś.Wydaje mi się,że sam sobie odpowiedziałeś na pytanie skąd wzięła sie depresja. Tylko,że tak jak napisała joanna5 musiałbyś uruchomić emocje sprzed parunastu lat, a to odbywać sie moze jedynie na terapii.....bo nie sądzę,żebyś sam sobie potrafił pomóc, chyba,że Cię nie doceniam ;-)

Znam ten temat. Ja od dzieciństwa byłam prowadzona za rączki przez moją mamę. Kontorola od wczesnych lat dzieciństwa związana była z cieżką chorobą. Mama całe życie się nade mną trzęsie. Mam 35 lat, też skończyłam studia, pracuję na kierowniczym stanowisku. Mogłoby się wydawać,że wszystko mam z pozoru. Ale co to znaczy wszystko? Pracę? Studia? Pieniądze? Samochód? Wrazliwa byłam od zawsze, empatyczna, ale i pełna humoru,życia. Do pewnego momentu czułam się powiedzmy-normalnie. Aż do początku 2009 r.

Nagle pojawiło się obnizenie nastroju, lęki, psychoiatra stwierdził zaburzenia depresyjno-lękowe, a moja terapeutka załamanie nerwowe.

 

po_prostu_ja

 

Przez całe nasze życie funkcjonujemy w okreslonych wzorcach, które przedkładają sie na kontakty z innymi, radzenie sobie w sytuacjach trudnych. Jeśli tych sytuacji trydnych i wynikających z nich frustracji jest dużo, zaczynamy się niepokoić. Obawiamy się, lękamy się. Moze dlatego właśnie,ze we wczesnym dzieciństwie błędy wychowawcze naszych rodziców były na tyle poważne (nadopiekuńczość)to teraz nie wiemy jak sobie radzić w świecie, który wydaje się dla nas zbyt wymagający. Myslimy,że musimy sie dostosowac do większości, nie pasujemy do nich, wiele sytuacji nas irytuje.

Ale kto powiedział,że coś musimy?

Co innego,jeśli chcemy.......chcemy spróbować życ inaczej, bardziej świadomie.Życ tak,żeby nie odczuwac przygnębienia, presji otoczenia.

Wiesz, ja wierzę w terapię. Zaczęłam ją pod koniec października. Cały czas jestem dobrej myśli.

Chcę poznać siebie, uswiadomic sobie mechanizmy swojej choroby, zaburzeń, dlatego postanowiłam,że dłużej będę spotykała sę z terapeutką.

Może spróbuj terapii?

Masz rodzinę?żonę, dzieci? Kogoś kto Cię wspiera?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Moniko zastanawiam się czy moje problemy mają faktycznie podłoże w dzieciństwie czy może po prostu ja już taki jestem. Bo istnieje też taka możliwość. Mam wrażenie, że jestem inny od większości a mój sposób myślenia jest nieprawidłowy, zbyt schematyczny i mało odkrywczy. I stąd się biorą problemy w kontaktach z innymi ludźmi. Po prostu czuję się gorszy i to powoduje że się od nich odwracam żeby nie powiększać swojego bólu psychicznego. To bardzo obniża poczucie mojej własnej wartości ale mam wrażenie że nic się nie da zrobić w tej kwestii i pewnego progu nie przeskoczę. Jeśli tak jest to pozostaje tylko siebie zaakceptować takim jakim się jest, ale czuję że będzie to bardzo trudne. Cały czas słyszę te stwierdzenia typu każdy człowiek jest wartościowy tylko musi to coś w sobie znaleźć ale ostatnio coraz mniej przekonują mnie takie zapewnienia. Na psychoterapię jak słusznie zauważyłaś nie chodzę ale skoro tak mocno polecasz to może spróbuję, w końcu co mam do stracenia? Czy może ona uruchomić wewnątrz mnie jakieś pokłady których nie byłem dotychczas świadomy i w pewnien sposób odblokuję sie psychicznie? Chciałbym wierzyć że tak może być... Bardzo chciałbym się zmienić, nie całkowicie oczywiście ale na tyle aby się poczuć wreszcie wartościowy.

 

Żony ani dzieci nie mam, wspierają mnie rodzice ale myślę że oni tak naprawdę nie wiedzą co się ze mną dzieje w środku. Jednak mimo że często czuję się bardzo samotny wewnętrznie to nawet ich fizyczna obecność dużo dla mnie znaczy i pozwala mi jakoś trwać w tym wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po_prostu_ja

 

Tylko terapia! Tylko w niej nadzieja, mówie całkiem poważnie.

Ja uczęszczam na terapie psychodynamiczną prywatnie. Wcześniej chodziłam 2 razy w tygodniu, od stycznia raz w tygodniu. MIałam szczescie,ze trafiłam na profesjonalistkę. Wiesz,ważne jest doswiadczenie terapeuty, to w jakim nurcie prowadzi terapię. Fajnie byłoby gdyby należał do Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów i,żeby miał superwizora.

Na takiej terapii przepracujesz swoje emocje, poznasz siebie, czasami po takiej terapii mozesz miec beznadziejne samopoczucie, ale to oznaka,ze pracujecie na tych spotkaniach,że Ty pracujesz...

Wazne jest przełamanie się w rozmowie i bezwzględna szczerość. Bo jeśli cos zataisz,czegos nie powiesz...to tak jakbyś oszukiwał sam siebie.

Dobrze prowadzona terapia bardzo pomaga nam poznacmechanizmy swojej choroby, ułatwia życie, ale to cieżka praca nad sobą,ale jakze opłacalna!

Mnie namówila na tego typu terapię moja pracownica, ktora jest psychologiem klinicznym, poprostu poleciła mi swoją koleżankę.

Acha....i nie nastawiaj siena sytuację,że parę sesji Tobie pomoże od razu.Ja mam za sobą ponad dwadzieścia sesji, a gdzie tam jeszcze...... Jeszcze tyle spraw jest do wyjaśnienia, przepracowania, uswiadomienia. Bo tu chodzi o uswiadomienie sobie wzorców naszego postepowania, zachowania, które powodują ,że czujemy sie jak w matni, jak w blędnym kole. Praca nad sobą spowoduje zastąpienie starych nowymi, innymi........

Namawiam Cię osobiście :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

qrde po_prostu_ja, że niby jesteś nieelokwentny? Twoje wypowiedzi bardzo miło się czyta do tego jesteś szczery... ech coś jednak mimo dobrych warunków 'domowych' z Twoją samooceną nie tak. Szkoda. Warto popracować nad tym - nie będę się powielać proponując terapię - najwyraźniej nieświadomość uczuć (wynikająca z nadopiekuńczości ze strony taty) spowodowała to wyobcowanie w Tobie - tak się sugeruję sobą troszkę bo ja byłam rodzynkiem taty i jak czasem spojrzę na moje kiedyśiejsze relacje z ludzmi - jesuuuu.... jaka byłam tępa - no i z takich opinii bierze się niska samoocena. Gdy w końcu przestał mi 'wystarczać' zachwyt mojego taty moją osobą i kolejni znajomi mnie opuszczali - musiałam pójść aż na terapię aby nauczyć się nazywać pewne uczucia i emocje i je wyrażać. Do dziś się uczę - chyba dzięki temu moje relacje z otoczeniem są już bardziej 'zdrowe' ale mimo wszystko ciągle powielam pewne schematy co sprawia, że często czuję się odrzucona, samotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko czy możesz mi napisać jaki to powinien być rodzaj terapii bo ja się na tym wszystkim nie znam, psychologią się praktycznie nie interesuję a widzę że chyba będę musiał żeby sobie pomóc. Mówisz o przepracowaniu wzorców zachowań ale czy pewien schemat zachowań da się przestawić na inne tory? Mam co do tego wątpliwości bo człowiek rodzi się już taki a nie inny i nie można go zbyt wiele zmienić. Czy terapia pomoże mi zaakceptować samego siebie jeśli pewnych niekorzystnych (z mojego punktu widzenia) wzorców myślenia i postępowania nie uda się zastąpić nowymi? Swoją drogą to zastanawiam się skąd pojawiła się u mnie taka niechęć do siebie (wcześniej tak nie było), czyżby wytworzyła się węwnątrz mnie jakaś inna inna świadomość która kłóci się z tym co dotychczasowe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

terapia zderzy cię z Twoimi własnym emocjami i uczuciami - w końcu zaczniesz je odróżniać i nauczy Cię je nazywać. Niechęć do siebie powstała w wyniku tej poniekąd nieumiejętności ich interpretowania. Oczywiście obwiniasz za tą nieumiejętność siebie aczkolwiek nie do końca jest to Naszą winą... gdy wkraczamy w dorosłe życie rodzice nie są już dla nas guru i nieomylni. Dopiero wtedy zauważamy, że coś przegapiliśmy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk

 

Sklecenie pewnych postów (tych dłuższych) zajmuje mi 15-20 minut a w rozmowie z ludźmi jest jeszcze gorzej, czasem totalna pustka w głowie i nie potrafię prostego zdania skonstruować. Tak więc pozory mylą. Co do wyrażania emocji to masz rację, ja czasem mam wrażenie że nie potrafię pewnych rzeczy nazwać po imieniu tzn. nie potrafię przełożyć swoich emocji które przeżywam na słowo. Ktoś coś do mnie mówi a ja jestem zablokowany wewnętrznie i nie wiem co mu odpowiedzieć. Pomimo że czuję (lub wydaje mi się że czuję) na czym jego problem polega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może to trochę u Ciebie trwa ale wierz mi - robisz to i tak lepiej niż ja:) nazywasz. W realu w rozmowie bezpośredniej jest mniej czasu na zastanowienie i dobranie słów niestety. Brak zaufania do siebie rodzi tą blokadę. Na siłę starasz się być idealny - a co się stanie jeśli źle coś nazwiesz? wiesz mi to imponuje że jesteś taki wyważony i solidny (tak to można nazwać) bo osobiście w którymś momencie moja złość na siebie samą i brak umiejętności ogólnej konwersacji w rzeczywistości spowodowała obojętność i desperację i często palnę coś niestosownego lub kompletnie niezrozumiałego dla otoczenia. Stałam się też bezwzględna wobec bliskich - szczerość sobie bardzo cenię ale w moim wykonaniu często bywa zbyt okrutna. Nie o to chodzi w wyrażaniu uczuć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po_prostu_ja

 

Dlatego mówiłam o charówce, ciężkiej pracy nad sobą. Ale tak jak napisała wcześniej Pstryk chyba należałoby zacząc od początku....od nazywania rzeczy po imieniu, od emocji. Od wyrażania siebie i próby przełamania w tym przełamaniu.

Terapia psychodynamiczna.....może napiszę tak........terapia "tu i teraz". Zawsze zachowujemy się wedle starych wzorców. Podczas terapii nie jest konieczne wracac np. do jakiś tematow dlatego,że terapeuta zauważa te nasze schematy i wzorce i wie, domyśla się w jakich sytuacjach mogliśmy dany wzorzec zastosować. Nie wiem jak inaczej mam Tobie wyjaśnić obrazowosc tej terapii, na którą zdecydowałam się.

Na początku sesji to poznawanie sie budowanie relacji, czasem wspieranie, ale nigdy nie sugerowanie ze strony terapeuty co powinieneś zrobić. Terapeuta nigdy nie będzie kazał Tobie czegoś zrobić. Terapeuta akcentuje i podsumowywuje wątki pojawiające się w rozmowie. Zadaje pytania, stymuluje myślenie. Powiem Tobie,że ja nieraz nie potrafiłam odpowiedzieć na proste pytania.Nie dlatego,ze ich nie rozumiałam. Tak jakbym słyszała te pytania pierwszy raz w życiu. Często tak przebiega rozmowa,że sami sobie odpowiadamy na pytania dochodząc do wniosków. Podczas przerw między kolejnymi sesjami do naszych głów cisną sie myśli, przemyślenia, można je omowic na kolejnej sesji.Nieraz jest tak,że idąc na sesję myślę sobie o tym , o czym będziemy rozmawiali podczas spotkania.Np. wydaje mi sie,że wszystkie kwestie zostały już omówione. Przychodzę, witamy się, a tu nagle proste pytanie.....i znów zaczyna się rozmowa, monologi, przemyślenia.

Na początku będzie trudno.....to fakt, ale z każda nową sesją będzie łatwiej.

Jeśli nie jest się przekonanym do uczęszczania na terapię, nie wynika to z naszych czystych chęci,żeby sobie pomóc.....to nie zda to się na nic, wysiłki na marne. Trzeba chcieć,żeby nam się cokolwiek chciało.Podejmować próby, działać.

Zresztą sam zobaczysz.

Tylko tak jak powiedziałam wcześniej.......terapia z fachowcem z prawdziwego zdarzenia! Bez urazy ....ale są "terapeuci" i "terapeuci".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po_prostu_ja

Witaj

Zdecydowanie Pstryk i Monika mają rację, ale moim zdaniem najlepsza dla Ciebie byłaby terapia grupowa, gdzie mógłbyś się otworzyć przed innymi, a co bardzo ważne spojrzeć na siebie ich oczami. Są takie ośrodki w dużych miastach gdzie prowadzone są oddziały dzienne. Chociaż gdybyś mógł sobie pozwolić to chyba jeszcze lepsza byłaby terapia stacjonarna przez jakieś 3 m-ce. Może zacznij od znalezienia dobrego psychologa, powinien Ci podpowiedzieć co dalej robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nom mi terapia grupowa otworzyła dosłownie oczy - była trudna oj trudna ale ogromnie pomogła. po_prostu_ja, polecam.

No tak mi się wydaje,że dla ludzi, którzy mają niską samoocenę i problem w kontaktach , taka jest najskuteczniejsza. Widziałam takie przypadki, bo uczestniczyłam w takowej, chociaż sama do nieśmiałych chyba nie należę:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk

 

Dziękuję za słowa pocieszenia ale chyba mnie przeceniasz :smile:

 

Rzeczywiście ta blokada może być spowodowana brakiem zaufania do rozmówcy bo zauważyłem że jak się dobrze poczuję w towarzystwie danej osoby czy grupy osób to coś we mnie pęka i jest z tym wyrażaniem myśli lepiej. Mój problem polega na tym że nie potrafię jasno wyłożyć o co mi chodzi tylko zbytnio komplikuję i potem wychodzi z tego nie wiadomo co.

 

[Dodane po edycji:]

 

Dzięki za wszystkie rady i wskazówki, na pewno skorzystam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×