Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam wszystkich! Historia życia 18-latka z nerwicą


raphael

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich! Zanim napiszę co mi dolega i jak wygląda moja historia życia przedstawię się pokrótce:

 

Nazywam się Rafał, mam 18 lat, choruję na depresję, nerwicę lękową od wieku lat 14. Pracuję w marketingu, tworzę strony internetowe, reklamy komercyjne i wszystko co z marketingiem związane.

 

Historia mojego życia i rozwój choroby:

 

Pamiętam to jak dziś, założenie konta na facebooku, lajkowanie komentarzy, utożsamianie się z innymi, chatowanie. Było świetnie. Śledziłem wiele portali - zainteresowałem się bardzo wątkiem rzeczy paranormalnych. Więc czytałem, czytałem, czytałem. Nie że w to wierzyłem - było to dla mnie bardziej rozrywką. Historie o UFO czy tajnych bazach wojskowych. Jednak coraz częściej zaczęły pojawiać się newsy, teorie o końcu świata. Czytałem. Zacząłem się bać, no bo jak - mam dopiero 14 lat a to wszystko ma się skończyć już teraz? Pewnego dnia wszedłem na stronę internetową na której czytałem owe newsy, i bum - duży nagłówek, pogrubiony, wielki napis "KONIEC ŚWIATA JUŻ JUTRO, POTWIERDZONE" - ręce zaczęły mi się trząść. Klikam. Było napisane że "pojutrze uderzy asteroida, blabla, proszę się ewakuować z Polski, niektórzy już zakładają bunkry, potwierdzone przez naukowców" (oczywiście napisałem to w skrócie) - zamarłem. No co ja biedny 14 latek miałem zrobić, przecież w internecie piszą prawdę. Chodę przerażony po domu, płaczę, każdy pyta o co chodzi - mówię, że w wiadomościach podali informację że jutro koniec świata. Mama mnie uspokoiła, wszystko wróciło do normy, przestałem się przejmować. Jednak potem znowu wszedłem na tą stronę. I znowu. Czułem w pewnym momencie ogromny lęk przed końcem świata, przed tym że to wszystko może się skończyć.

 

I w tym momencie tragedia - moją mamę zaatakowała schizofrenia. Słyszała głosy, chowała się w pod kołdrą ponieważ uważała że ją nagrywają. Miałem 15 lat, nie wiedziałem o co chodzi. Wszyscy mnie uspokajali, mówili że wszystko wróci do normy, ale nie wracało - z dnia na dzień było z nią coraz gorzej. Po czym dostała szału, biegała po domu, wszystkim rzucała. Babcia zadzwoniła na policję ponieważ się bała, Ci zabrali ją do psychiatryka. Gdy wróciła nie odzywała się do nas przez następny tydzień, ani słowem. Nie wiem dlaczego. Po tygodniu wszystko wróciło do normy, mama zaczęła się do mnie odzywać, pisać ze mną zadania domowe. Teraz wszystko z nią w porządku.

 

Strach przed końcem świata przeszedł w pewnym momencie ponieważ byłem gnębiony w szkole, nie wiem dlaczego przestałem się bać końca świata - pewnie wyparł to inny lęk, gorszy. Każda podróż do szkoły była dla mnie czymś okropnym, przeżyciem traumatycznym. Gdy zostawiałem kurtkę w szatni - kradli ją albo po prostu, bez owijania w bawełnę - oddawali na nią mocz. Na lekcjach byłem gnębiony, rzucali we mnie skórkami z bananów, bez powodu - byłem cichy. Nie mam problemów z otyłością, wyglądam jak normalny człowiek. Nie mieli powodu, wybrali po prostu wtedy kozła ofiarnego. Pluli na mnie, mój plecak nie raz lądował w śmietniku. Oczywiście - próbowałem to zgłaszać, nie raz. Przeniesiono mnie nawet do innej klasy - bezskuteczne starania, wszystko się powtarzało do momentu trzeciej gimnazjum.

 

Trzecia gimnazjum (16 lat) - pewien przyjaciel mnie zaprosił na "wypad z kumplami" - zgodziłem się. Czemu nie w sumie, co w tym głupiego odpowiedziałem. Wróciłem do domu, ogarnąłem się, dostałem telefon, wyszedłem. Widzę ich - jeden trzyma papierosa w ręce (byłem zdziwiony - w tym wieku? palić?), podszedłem, przywitałem się. Gadaliśmy. O tym co nam dokucza w szkole, itp, itp. Podali mi papierosa do ręki. Popatrzyłem się, mówię że nie palę. Odpowiedzieli - 'no co ty młody? nie palisz? co ty p*zda jesteś?" - oczywiście, pod presją zapaliłem. Potem następnego. Następnego. Potem przynieśli piwo. Wypiłem, ciągle pod presją. W sumie, to byłem przekonany że "będą moimi przyjaciółmi, w końcu będę kimś". I tak w sumie było. Paliłem, piłem, oblewałem testy, chodziłem na wagary. Przez rok. Trzecią gimnazjum zdałem CUDEM, naprawdę. No i tu się zaczyna dopiero historia - wakacje przed pójściem do technikum.

 

Boli mnie głowa. Coś jest nie tak, zobaczę w internecie pomyślałem - rak. rak. rak. Pomyślałem - pfff, jaki rak, wziąłem apap, przeszło. Następny dzień - ból głowy. W sumie, boli mnie po lewej stronie głowy, na internecie napisane jest że to może być tętniak. Czytałem więcej. I więcej. Okropnie się zacząłem bać. Poszedłem do mamy i powiedziałem - mamuś, boje się że mam raka, w internecie tak piszą, Opisałem co mnie boli, kiedy i w jakich momentach - idziemy do lekarza. Skierowanie na EEG - wyszło dobrze, nie wiadomo o co chodzi. Głowa boli dalej, no to skierowanie do szpitala. Tam zrobiony rentgen głowy - wyszło dobrze, brak guzów. W takim razie co to jest? Może od kręgosłupa? Następny rentgen. Nic. Lekarze załamują ręce, pytają się czy miałem problemy z nerwami - odpowiedziałem, że tak. Tak więc powiedzieli że bóle głowy mam z nerwów. Dostałem skierowanie do psychologa, który, uwaga - zrobił mi testy na matematykę, ortografię, dyktanda różne. Zamiast zdiagnozowanej nerwicy lub depresji zdiagnozowaną miałem... dysortografię. Psycholog chyba nie wiedział, że trafiłem do niego z bólami nerwicowymi. No cóż. Wróciłem do domu, i znowu - internet. Tętniak, Tętniak, fora o zdrowiu, dyskusje. Jednak w pewnym momencie zbaczyłem z torów, zauważyłem coś innego - krostke na podniebieniu. Nie boli, po prostu jest. Twarda. Diagnoza internetu - rak. Mały rak, który się przekształca, najczęściej z papierosów się robi! Myślę sobie - pale, jest mały, boże drogi, ja umrę. I tu pierwszy atak histerii - zacząłem biegać po domu, płakać, z każdym się żegnać. Mówiłem, że nie ma dla mnie ratunku. Babcia dała mi wtedy 1/4 clonozepamu - poszedłem spać. Po przebudzeniu dalej czytałem, czytałem, czytałem... na drugi dzień poszedłem do dermatologa - powiedział że on tam nic nie widzi. Ja nalegałem, żeby sprawdzał. Odprawił mnie w pewnym momencie mówiąc "nie dermatologa panu trzeba, a psychiatry!"

 

Działo się tak przez kolejne pół roku w technikum - ciągle ataki paniki że mam raka, tym razem ręki, raz nawet podejrzewałem nerek i wielu, wielu innych narządów. Dostałem przez ten czas kilka razy histerii, ale w pewnym momencie.. poznałem dziewczynę. W szkole, wszystko spoko - ładna, dobry charakter. Wyszedłem z nią raz. Drugi. Trzeci. W pewnym momencie nie myślałem już o niczym tylko o niej. Odstawiłem na bok myśli o chorobach - liczy się tylko ona. Była dla mnie podporą, mobilizacją. Wychodziliśmy gdzieś codziennie, jedliśmy w barach, jeździliśmy do większych miast. Było na prawdę świetnie. Do momentu. Do momentu w którym poznaliśmy inne towarzystwo - niezbyt ciekawe. Zaczęło się od kilku piw, wiadomo - dla zabawy. Potem wódka. Wódka kilka razy w tygodniu. Szkoła? Jaka szkoła, idę pić. Piłem. Piłem razem z nią, razem z nią się.. staczałem. Zdradziła mnie w pewnym momencie, co było dla mnie ciosem w serce. Okropnym ciosem w serce, co poradzę. Dowiedziałem się z kim. To powiedziałem koledze co o niej sądze, oczywiscie pijany. Odbiłem od całego towarzystwa, wróciłem na dobre drogi. Nie było tak źle, lęków też nie miałem, przez.. miesiąc. Kolega któremu o niej powiedziałem powiedział innemu. A on innemu. No i następny innemu. Potem wiedział już każdy, nawet ona. Zaczęły się groźby że ja za to odpowiadam i zapłacę. Powiedziałem "pff, co może zrobić"... zrobiła. Idę sobie raz, widzę ją z kolegą - dużym kolegą, większym ode mnie o dwie głowy, no nie ukrywajmy - zabiłby mnie gołymi pięściami. Przechodzę obok nich spokojnie, nagle on mnie łapie i zaczna grozić - w ręce ma nóż - byłem okropnie przerażony. Okropnie. Powiedział, że jeżeli jeszcze raz usłyszy że KTOKOLWIEK o niej mówi to zapłacę. Wróciłem do domu, nie wiedziałem co robić. Strasznie się bałem.

 

I tu zaczęły się lęki przed ludźmi - nie wychodziłem z domu, bałem się że mnie spotka i zabije. Dzwonek do domofonu był dla mnie czymś okropnym, serce przyśpiszało mi za każdym razem gdy słyszałem dźwięk dzwonka do telefonu. Wyjście do sklepu - nierealne. Zaczęła się derealizacja gdy wychodziłem pomiędzy ludzi. Robiło mi się słabo na sam kontakt z ludźmi, rozmową z kasjerką w sklepie. Zacząłem pić. Dużo alkoholu. Baardzo dużo, co drugi dzień kupowałem po 8-9 piw lub 0.7 wódki. I tak wyglądały moje dnie, razem z kolegą piłem, gdy oczywiście on mógł - gdy nie mógł piłem sam. Po alkoholu nie czułem nic, więc mogłem się odzywać do ludzi czy nawet - pracować. Tak. aby móc pracować musiałem być pijany. Nie zdałem 1 klasy technikum, nie dałem rady. Nie chodziłem na lekcje, przestałem. Warto też dodać że ciągle odczuwałem lęk przed tym że ktoś mnie spotka i zabije. Nadal boje się wychodzić z domu, nadal boje się dzwonka domofonu lub telefonu.

 

Piłem dalej, piłem, piłem, pracowałem (tworzyłem strony internetowe) pijany. Za pieniądze które zarobiłem piłem, płaciłem czynsz, kupowałem ubrania, jakiś sprzęt. Ostatnio obudziłem się na kacu, zrobiłem jajecznicę, zjadłem, położyłem się. Zacząłem odczuwać lęk - nieuzasadniony. Był okropny. Zacząłem biegać po domu, mówiłem że coś jest ze mną nie tak. Że tracę nad sobą kontrolę, słyszę głosy, widzę cienie, że juz po mnie. Nie będę siebie kontrolował. Płakałem, krzyczałem, wyrywałem sobie włosy z głowy - rodzina w pewnym momencie mnie uspokoiła, zasnąłem. Na drugi dzień miałem praktycznie to samo - tylko wtedy zaczęły mnie prześladować myśli że "coś jest ze mną nie tak. Pewnie mam schizofrenie, bo słyszę głosy". I tak cały dzień. I następny, I następny, aż w końcu - przeszło. Wszystko wróciło do normy. No to co, ja, głupi zrobiłem? Chwyciłem za alkohol. Upiłem się przedwczoraj. Wczoraj obudziłem się, heh - na kacu. Nie odczuwałem lęków, dopiero wieczorem, gdy szedłem spać - prześladuje mnie lęk że "jezu, ja to słyszałem na prawdę czy może mi się wydaje? Może na prawdę ja to słyszę a oni nie?" - chodziło o dźwięk pukania. Nie do drzwi, zwykłego puknięcia. Tego się bałem. No i teraz jesteśmy dzisiaj - godzina 03:36 piszę ten post. 5 godzin temu zwracałem uwagę na każdy dźwięk - przesunięcia się czegoś, szczęknięcia psa - ciągle wydaje mi się że TYLKO JA TO SŁYSZĘ WIĘC JESTEM CHORY NA SCHIZOFRENIE. Jednak pytam się ludzi - słyszeliście to? Tak, słyszeliśmy. Wszyscy słyszą. Jednak ja ciągle doszukuję się u siebie schizofrenii. Boje się że stracę nad sobą kontrolę tak jak mama gdy miałem 14 lat. Boje się okropnie, nie mogę zasnąć poniewaz myślę tylko o tym. Zwracam uwagę na każdy jeden możliwy dźwięk i analizuje czy mogłem go usłyszeć czy nie. Już mnie to wykańcza, resztkami sił powstrzymuje się od płaczu. No ale cóż - trzeba żyć dalej, prawda?

 

Wiele będzie dla mnie znaczyć twoja opinia do tego co odczuwam i czy jest się o co martwić - może lęk przed schizofrenią może przerodzić się w samą schizofrenię? Ciągle mam takie myśli i okropnie się ich boje. Jest to dla mnie straszne. Tak więc, prosiłbym o jakiś komentarz do tych moich żalów :hide: Na forum oczywiście będę się udzielał, mam nadzieję że znajdę tu wiele osób które mnie polubią i ja je ;) Uff, gdy to wszystko napisałem czuję straaaszną ulgę - na prawdę. Nie wiedziałem że aż tak to pomoże.

 

Tutaj skończymy, mam nadzieję że ktoś dotarł do tego momentu i przeczytał WSZYSTKO. Jeżeli tak - dziękuję. Jeżeli nie - także dziękuję! Mam nadzieję że przyjmiecie mnie tutaj z otwartymi ramionami ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze że napisałeś tutaj ten post, bo być może będziesz skłonny uwierzyć w swój słaby stan psychiczny i to jak wszystko przelatuje Ci przez dłonie. Naturalnie że masz tą świadomość, ale tak na prawdę to przy konfrontacji z każdym lękiem, myślą o zagrożeniu wszystkie racjonalne uzasadnienia są mętne. Sugerowałbym Ci dwa rozwiązania związane z powyższym, udanie się do lekarza, najlepiej psychiatry, a następnie zapisanie się do psychologa. Drugą radą jest byś starał się nie zestawiać swoich objawów z tym co jest napisane na internecie, gdyż prawie niemożliwe jest udzielenie profesjonalnej diagnozy przez internet, a zwłaszcza opisującej cały splot ewentualności. Zresztą nerwica lękowa, którą utożsamiałbym z Tobą działa w sposób zamkniętego kręgu gdzie motorem napędowym jest lęk, czytanie o tym na pewno nie sprzyja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze że napisałeś tutaj ten post, bo być może będziesz skłonny uwierzyć w swój słaby stan psychiczny i to jak wszystko przelatuje Ci przez dłonie. Naturalnie że masz tą świadomość, ale tak na prawdę to przy konfrontacji z każdym lękiem, myślą o zagrożeniu wszystkie racjonalne uzasadnienia są mętne. Sugerowałbym Ci dwa rozwiązania związane z powyższym, udanie się do lekarza, najlepiej psychiatry, a następnie zapisanie się do psychologa. Drugą radą jest byś starał się nie zestawiać swoich objawów z tym co jest napisane na internecie, gdyż prawie niemożliwe jest udzielenie profesjonalnej diagnozy przez internet, a zwłaszcza opisującej cały splot ewentualności. Zresztą nerwica lękowa, którą utożsamiałbym z Tobą działa w sposób zamkniętego kręgu gdzie motorem napędowym jest lęk, czytanie o tym na pewno nie sprzyja.

 

Cześć Aligheri!

 

Bardzo dobrze wiem że nie powinienem wierzyć w to co napisane jest w internecie jednak zawsze do czasu - gdy pojawi się jakiś objaw i znajdę do niego internetową diagnozę. Nie wiem dlaczego ale mówię sobie wtedy "przecież skoro tak piszą, to to musi być prawda, ale może niee, może się mylą" i tak dalej, i tak dalej, w końcu przestaje myśleć o czymś innym i jedynie to zostaje mi w głowie. Co do czytania o nerwicy lękowej, schizofrenii i innych schorzeniach psychicznych - jeden wątek mi pomógł, gdy szukałem pytania na to czy naprawdę choruje na schizofrenię - ktoś napisał że ludzie którzy ją mają nie są tego świadomi więc wykluczyłem to i poczułem się lepiej, jednak tylko na chwilę. Lęk ciągle daje się w znaki, analizowanie każdego cichszego dźwięku to już dla mnie była porażka. Dzisiaj nie miałem w sumie żadnych większych objawów oprócz dwóch dźwięków które wydał mój komputer, ale przez głowę przeszło że "jezu może ja jestem na prawdę chory..", tragedia. Ale to 5 godzin temu, do teraz nie ma większych objawów. Został tylko strach przed ludźmi(?). Zadzwonił dzisiaj pewien pan z pytaniem o stronę internetową z prywatnego numeru - myślałem że ktoś będzie mi groził. Pfa, gdy zobaczyłem "Numer prywatny" BYŁEM PEWNY ŻE KTOŚ CHCE MI COŚ ZROBIĆ.. nie wiem dlaczego. Odebrałem, ręce trzęsły mi się niemiłosiernie i usłyszałem "Witam, z tej strony (...) chciałem się spytać czy poprawił już pan nagłówek naszej strony?" Odpowiedziałem tak drżącym głosem że Pan się rozłączył i powiedział że zadzwoni za godzinę bo pewnie jestem zajęty. Tragedia.

 

Do lekarza psychiatry już jestem zapisany na następny tydzień, mam nadzieje że pomoże. Jeżeli radzisz także zapis do psychologa tak zrobię - znajdę najlepszego w mieście.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aligheri ma rację. Rafał, myślę, że jesteś na tyle inteligentny, że wiesz że w Internecie każdy może pisać co chce i różni ludzie tworzą treść. Trzeba brać pod uwagę, że 70% społeczeństwa to debile. I nie, nie chcę Ci powiedzieć, że jesteś debilem, bo uwierzyłeś w treść tworzoną przez m.in. debili, bo każde kłamstwo powtarzane 100krotnie staje się prawdą. I nawet ja wierzyłam debilom. Po prostu trzeba myśleć tak: Każdy to mógł napisać, muszę przefiltrować informację i sprawdzić to przynajmniej: a) u lekarza, b) w literaturze medycznej (która przynajmniej w teorii powinna być przejrzana, ale i tu występują błędy).

Wiem, że to nie działa tak, że ktoś Ci powie "Nie rób tego", a Ty powiesz "Okej, spoczko foczko. Już nie robię.". Ja mam problem z rozdrapywaniem ran na nogach i nie działa na mnie to jak tata krzyczy abym tego nie robiła albo gada jakieś głupie docinku w stylu "że jestem debilem, że tak drapię rany, bo będę miała blizny". Wiem, że jest coś takiego, że nagle mnie swędzą nogi jakby tysiąc komarów mnie pogryzło i że muszę zdrapać te strupy, bo jak tego nie zrobię to niczego innego nie będę mogła zrobić. Więc rozumiem Ciebie, że musisz zajrzeć do neta i sprawdzić coś. I Twoją obawę, że słyszysz głosy - to jest autosugestia. Jak coś będziesz sobie wmawiał to tak będzie. Wydaje mi się, że to, że swędzą mnie nogi to też rodzaj autosugestii. Bo jak mogą mnie swędzić nogi skoro się myję codziennie? hahahah a tak serio, jak mogą swędzieć mnie nogi tak jakby tysiąc komarów mnie użarło skoro mnie nie użarł nawet ani jeden.

Uważam (ale nie jestem psychologiem, psychiatrą ani psychoterapeutą), ale przede wszystkim do psychiatry i na pierwszej rozmowie powiedzieć mu, że chcesz z nim pogadać i co on o tym uważa i nie chcesz aby od razu Ci wyskakiwał z lekami - przede wszystkim musisz być szczerym z nim. Wiem to okropnie brzmi. Ja jak miałam pójść po raz pierwszy psychiatry to pomyślałam sobie tak "tylko psychiczni ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie z życiem idą do psychiatry, a ja jestem normalna tylko drapię nogi i czasami nie widzę sensu życia i nie chce mi się wychodzić do ludzi". Wydaje mi się, że zaczynasz swoje problemy topić w alkoholu i to nie jest dobre - wow, ale odkrycie może dostanę nagrodę nobla. Każdy inaczej radzi sobie z problemami - jedni piją alkohol, inni palą pety, jeszcze inni samookaleczają się, a jeszcze inni drapią rany. Dobra, wiem, że drapanie ran i robienie sobie strupów to rodzaj samookaleczania, ale nie lubię tak o tym myśleć i to mój problem.

Powiem jedno mi pomaga:

- ustalanie sobie planu dnia - strasznie tego nienawidzę i dzisiaj tego nie wykonałam i czuję się do dupy, ale jak ustalę sobie plan dnia to ciężej mi zrezygnować z tego co mam zapisane na kartce i mniej myślę o drapaniu ran, a skupiam uwagę na tym co mam do odhaczenia na karteczce

- aktywność fizyczna - tak strasznie mi się czasami nie chce, ale ja od swojego psychiatry "dostałam" karne spacerki na początku. Miałam wyjść na 1 godzinę na spacer. Obojętnie gdzie. Tak go nienawidziłam. Tak przeklinałam. Wychodziłam w tłustych włosach i się wkurwiałam, ale w sumie to nawet sporo mi to dało.

- prowadzenie dziennika - tzn ja piszę datę, leki, nastrój w skali 10 stopniowej i dlaczego taki i koniec.

- dieta - na początku nie stosowałam nie umiałam. Trzeba wprowadzać powolne zmiany. Ja musiałam ograniczyć cukier, bo za dużo go było i miałam bardzo duże zmiany nastroju - i to zauważyłam, że im więcej cukru jadłam tym było gorzej. Wpisz sobie dieta dla osób z depresją.

- wypisanie swojego problemy na kartce i powieszenie go w miejscu dla Ciebie widocznym w którym przebywasz i w którym Twój nałóg się objawia. Ja mam coś takiego, że jak siedzę przy biurku i mam ochotę drapać rany i zobaczę moją karteczkę z napisem "Twoim nałogiem jest drapanie ran" to mimo reakcji po przeczytaniu "O ku**a, niesamowite! No nie wiedziałam!" i wkurwienia to zakrywam nogi i powtrzymuję się przed drapaniem. Więc chyba działa.

 

ALE! Mówię, nie jestem ani lekarzem ani psychologiem ani psychoterapeutą. I jeszcze jedno: jak się zdecydujesz aby pójść ze swoim problemem do kogoś to jak Ci nie przypasuje ta osoba to zmień ją. Wiem, że czasami ciężko zmienić, ale nie ma sensu siedzieć i pierdzieć w stołek u kogoś kto Ci nie odpowiada.

 

Trzymaj się, wierzę w Ciebie i nie jesteś debilem! A to jak szkoła zareagowała (a raczej brak reakcji) i Twoja laska (takiego gówna nie można nazwać nawet laską, a mówi to dziewczyna) to jest żałosne. Jak się bardziej ogarnę psychicznie to postanowiłam, że coś z tym zrobię, bo to przykre, że fajni ludzie są obrażani przez idiotów i traktowani przez rasę ludzi nazywaną przeze mnie "gówno" na ich poziomie czyli gównianym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aligheri ma rację. Rafał, myślę, że jesteś na tyle inteligentny, że wiesz że w Internecie każdy może pisać co chce i różni ludzie tworzą treść. Trzeba brać pod uwagę, że 70% społeczeństwa to debile. I nie, nie chcę Ci powiedzieć, że jesteś debilem, bo uwierzyłeś w treść tworzoną przez m.in. debili, bo każde kłamstwo powtarzane 100krotnie staje się prawdą. I nawet ja wierzyłam debilom. Po prostu trzeba myśleć tak: Każdy to mógł napisać, muszę przefiltrować informację i sprawdzić to przynajmniej: a) u lekarza, b) w literaturze medycznej (która przynajmniej w teorii powinna być przejrzana, ale i tu występują błędy).

Wiem, że to nie działa tak, że ktoś Ci powie "Nie rób tego", a Ty powiesz "Okej, spoczko foczko. Już nie robię.". Ja mam problem z rozdrapywaniem ran na nogach i nie działa na mnie to jak tata krzyczy abym tego nie robiła albo gada jakieś głupie docinku w stylu "że jestem debilem, że tak drapię rany, bo będę miała blizny". Wiem, że jest coś takiego, że nagle mnie swędzą nogi jakby tysiąc komarów mnie pogryzło i że muszę zdrapać te strupy, bo jak tego nie zrobię to niczego innego nie będę mogła zrobić. Więc rozumiem Ciebie, że musisz zajrzeć do neta i sprawdzić coś. I Twoją obawę, że słyszysz głosy - to jest autosugestia. Jak coś będziesz sobie wmawiał to tak będzie. Wydaje mi się, że to, że swędzą mnie nogi to też rodzaj autosugestii. Bo jak mogą mnie swędzić nogi skoro się myję codziennie? hahahah a tak serio, jak mogą swędzieć mnie nogi tak jakby tysiąc komarów mnie użarło skoro mnie nie użarł nawet ani jeden.

Uważam (ale nie jestem psychologiem, psychiatrą ani psychoterapeutą), ale przede wszystkim do psychiatry i na pierwszej rozmowie powiedzieć mu, że chcesz z nim pogadać i co on o tym uważa i nie chcesz aby od razu Ci wyskakiwał z lekami - przede wszystkim musisz być szczerym z nim. Wiem to okropnie brzmi. Ja jak miałam pójść po raz pierwszy psychiatry to pomyślałam sobie tak "tylko psychiczni ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie z życiem idą do psychiatry, a ja jestem normalna tylko drapię nogi i czasami nie widzę sensu życia i nie chce mi się wychodzić do ludzi". Wydaje mi się, że zaczynasz swoje problemy topić w alkoholu i to nie jest dobre - wow, ale odkrycie może dostanę nagrodę nobla. Każdy inaczej radzi sobie z problemami - jedni piją alkohol, inni palą pety, jeszcze inni samookaleczają się, a jeszcze inni drapią rany. Dobra, wiem, że drapanie ran i robienie sobie strupów to rodzaj samookaleczania, ale nie lubię tak o tym myśleć i to mój problem.

Powiem jedno mi pomaga:

- ustalanie sobie planu dnia - strasznie tego nienawidzę i dzisiaj tego nie wykonałam i czuję się do dupy, ale jak ustalę sobie plan dnia to ciężej mi zrezygnować z tego co mam zapisane na kartce i mniej myślę o drapaniu ran, a skupiam uwagę na tym co mam do odhaczenia na karteczce

- aktywność fizyczna - tak strasznie mi się czasami nie chce, ale ja od swojego psychiatry "dostałam" karne spacerki na początku. Miałam wyjść na 1 godzinę na spacer. Obojętnie gdzie. Tak go nienawidziłam. Tak przeklinałam. Wychodziłam w tłustych włosach i się wkurwiałam, ale w sumie to nawet sporo mi to dało.

- prowadzenie dziennika - tzn ja piszę datę, leki, nastrój w skali 10 stopniowej i dlaczego taki i koniec.

- dieta - na początku nie stosowałam nie umiałam. Trzeba wprowadzać powolne zmiany. Ja musiałam ograniczyć cukier, bo za dużo go było i miałam bardzo duże zmiany nastroju - i to zauważyłam, że im więcej cukru jadłam tym było gorzej. Wpisz sobie dieta dla osób z depresją.

- wypisanie swojego problemy na kartce i powieszenie go w miejscu dla Ciebie widocznym w którym przebywasz i w którym Twój nałóg się objawia. Ja mam coś takiego, że jak siedzę przy biurku i mam ochotę drapać rany i zobaczę moją karteczkę z napisem "Twoim nałogiem jest drapanie ran" to mimo reakcji po przeczytaniu "O ku**a, niesamowite! No nie wiedziałam!" i wkurwienia to zakrywam nogi i powtrzymuję się przed drapaniem. Więc chyba działa.

 

ALE! Mówię, nie jestem ani lekarzem ani psychologiem ani psychoterapeutą. I jeszcze jedno: jak się zdecydujesz aby pójść ze swoim problemem do kogoś to jak Ci nie przypasuje ta osoba to zmień ją. Wiem, że czasami ciężko zmienić, ale nie ma sensu siedzieć i pierdzieć w stołek u kogoś kto Ci nie odpowiada.

 

Trzymaj się, wierzę w Ciebie i nie jesteś debilem! A to jak szkoła zareagowała (a raczej brak reakcji) i Twoja laska (takiego gówna nie można nazwać nawet laską, a mówi to dziewczyna) to jest żałosne. Jak się bardziej ogarnę psychicznie to postanowiłam, że coś z tym zrobię, bo to przykre, że fajni ludzie są obrażani przez idiotów i traktowani przez rasę ludzi nazywaną przeze mnie "gówno" na ich poziomie czyli gównianym.

 

Hej pandzia!

 

Codziennie mówię sobie że to nie możliwe że coś słyszę. Czasami, gdy przypomnę sobie jeden dźwięk zapętla mi się w głowie i przeistaczam go w jakieś śmieszne słowo. Wiem, dziwne - ale działa. Bardzo dobrze wiem także że to co w internecie napisane prawdą zazwyczaj nie jest - przynajmniej wyniki googla. I sam fakt że to napisałaś pomógł. Ogólnie to forum jest strasznie pomocne swoją drogą, bardzo dobrym wyborem było założenie tutaj konta. Patent z karteczką wydaje się na prawdę niezły, muszę go przetestować.

 

Co do dziewczyny i szkoły:

 

Głupim w ogóle wyborem było bycie z nią - chyba wszedłem w ten związek tylko z tego powodu że pomógł mi zapomnieć o problemach. Ale wiedziałem kim ona była - że miała już kilku ale WIERZYŁEM że się zmieni, cóż, nie udało się. W mojej szkole była mama, powiedziała nauczycielom o moich problemach. Jednak wychowawca powiedział "na twoje miejsce znajdzie się tysiąc innych" - no cóż. Nie to nie, zabieram się w tym roku za Liceum Ogólnokształcące z Maturą (1 rok), chociaż i tak raczej zostanę przy tym co robię - nie lubię szefów, bycia inwigilowanym i sprawdzanym co godzinę. To nie dla mnie.

 

A jeżeli o debilach mowa.. ostatnio jedna grupka pogłębiła jeszcze bardziej mój lęk. Dzień jak co dzień, wszedłem sobie na facebooka, piję kawę, przeglądam - widzę post Patriotyczny. Taki typowy, że nigdy nie wyjdą z kraju nawet jak będzie wojna, że powinniśmy walczyć o to co mamy bo tutaj się urodziliśmy i gdyby nie ta ziemia to by nas nie było, o tym że uchodźców to w ogóle do piachu bo tylko krew nieczysta (oczywiście bardziej zwięźle napisane ja tu robię streszczenie). Na końcu był napis: "A co ty o tym sądzisz?". No to postanowiłem napisać co o tym sądzę - "nie widzę sensu walczyć za kraj który i tak dużo mi nie dał. Póki zarabiam i mogę żyć na poziomie jestem tutaj lecz gdy będę wiedział że istnieje zagrożenie dla mojego życia - wyjadę do bardziej bezpiecznego kraju. Nie będę walczył. Co do uchodźców - zdarzyło się kilka incydentów, głośnych. Jednak o tym że polak zabił polkę mówi się cicho. O tym, że polak zgwałcił polkę także. Ktoś wspomni, na drugi dzień zapomni. A uchodźcy? Hurrr, durr! Jak mogą!... według mnie - niech przyjeżdżają."

 

no i zgadnij co stało się po napisaniu komentarza.. pierwsza odpowiedź:

"miałem Cie za inną osobę, wiem kim jesteś i gdy Cie spotkam następnym razem wytłumaczymy sobie to inaczej;)",

"jak masz jakiś problem to już wypierdalaj z kraju!",

"oj człowieku, nie wiesz co właśnie zrobiłeś."

 

Takie wiadomości otrzymałem od grupy lokalnych patriotów. W sumie śmieszne, nie ma się czym przejmować, normalny człowiek by się zaśmiał i żył dalej. Ale ja nie. Odświeżałem co 5 minut, zamknąłem zamki, wyłączyłem światło żeby nie wiedzieli że jestem w domu. Przez kolejny tydzień utrzymywał mi się ciągle ten stan - czułem ogromny strach przed tymi ludźmi. "A co jeżeli nie żartowali?" - mówiłem sobie w głowie.. no ale nic nie zrobili, i raczej nie zrobią. Czuję wstręt do takich ludzi, wstręt do tego że nie potrafią przyjąć czyjegoś zdania i jak człowiek je rozważyć, zacząć dyskusję, przekonywanie do własnych poglądów.

 

Kończąc - czytałem temat założony przez Ciebie - był naprawdę ciekawy! Dzięki za wszelką okazaną pomoc i sposoby walki z nerwicą oraz okazję do ciekawej dyskusji;)

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okej, już jestem po wizycie u psychiatry. Posłuchał mnie, dostałem tabletki - no i tu pojawia się pytanie, czy to normalne że dostaje po nich takiej okropnej derealizacji?

 

Biorę tak:

 

3x dziennie propranolol,

1x rano ApoEscitaxin ORO - chyba po nich taka derealizacja mi wjeżdża,

1x wieczorem trittico na sen

 

czuję się okropnie dziwnie, wszystkie kolory wyostrzone, wszystko jakbym widział przez szybę - normalne? Może muszę chwile je brać żeby przywyknąć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raphael, nie mam za wiele czasu, żeby tu pisać, więc krótko .. zwróciłem uwagę na dwie rzeczy, a właściwie trzy..

 

1. jesteś bardzo wrażliwym chłopakiem, wręcz neurotycznym (sam jestem, czy bylem, wiec wiem coś o tym)..to oczywiście nie twoja "wina", tylko wpływu przynajmniej kilku innych, nie związanych z Tobą czynników, o których też długo by pisać (rodzice, ich przekonania, rodzaj wychowania i błędy przez nich popełnione, środowisko, wydarzenia losowe, a nawet biologiczne...

 

2. ja bym raczej nie podejrzewał Cię o schizofrenię, a bardziej o taką właśnie wrażliwość, lękliwość, może hipochondrie ? ale nie jestem specjalistą

 

3 w schizofrenii z tego co wiem nie ma zachowanego krytycyzmu w stosunku objawów wytwórczych..Oczywiście to, że twoja Mama choruje na schizo stawia Cię w gronie ludzi bardziej narażonych i predysponowanych do wystąpienia tej choroby, spośród innych, bo to choroba dziedziczna, lecz nie oznacza to absolutnie, że na pewno ją będziesz miał, a na dzień dzisiejszy to raczej nie masz, bo jakbyś miał, to byś w nie święcie wierzył w wszystkie urojenia, a nie się ich bał

 

4. wątpie..bardzo wątpie, że z samego lęku można dostać schizofrenii ..z tego co wiem, to tak nie działa..Fakt, to choroba nie do końca zbadana, lęk, stres może być czynnikiem wyzwalającym tą psychozę, ale sama choroba związana jest raczej z zaburzeniem organicznym, biochemii i funkcjonowania mózgu ,choć są oczywiście psychozy reaktywne, na skutek jakiś okropnych traum, wielokrotnych tortur w obozach jenieckich, koncentracyjnych itp, ale to nie są raczej zaburzenia schizofreniczne

 

5. namawiam Cię na psychoterapię (oczywiście plus farmakoterapię), ale przede wszystkim terapia i jeszcze raz terapia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli ktoś chce wiedzieć jak czuję się po dwóch tygodniach od początku przyjmowania leków, to tak:

chęć do pracy jest, sprawia mi przyjemność - strasznie fajna sprawa, mogę się normalnie skupić,

ataki lękowe nie są takie okropne jak kiedyś (bieganie po domu, krzyczenie, płakanie) - teraz tylko się czasami boję przez minutę czy dwie, po chwili zapominam,

lęk przed schizofrenią minął całkowicie, zastąpił go inny niestety..

derealizacja nie dopada mnie tak często jak kiedyś, oczywiście występuje dalej - ale przy większości codziennych czynności czuje się dobrze,

otworzyłem się na ludzi, nie boję się rozmowy z nimi, lęk przed nieznanymi mi osobami minął

 

z minusów:

straszne dziury mam w głowie, to znaczy zapominam wielu rzeczy, coś gdzieś położę i zaraz nie wiem gdzie jest, słaba sprawa. No i to wywołało u mnie taki lęk - gdy muszę brać tabletkę np. o 15:30, patrzę na zegarek 15:34 - no nie brałem, trzeba wziąć. A co jeżeli wziąłem i nie pamiętam? O jezu, co wtedy? przedawkuje, stanie mi serce, albo zasnę i się nie obudzę. Oczywiście nie zdarzyło się że wziąłem dwie dawki, ale mam taką myśl, że zapomniałem i biorę drugi raz, słaba sprawa, raz nie przyjąłem nawet jednej dawki propranololu bo ciągle wkręcałem sobie że wziąłem... hipochondria to słaba sprawa :v

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raphael, kup sobie pojemnik na leki i je porozkładaj, będziesz wtedy widział, czy zjadłeś ? np ja mam taki

 

http://allegro.pl/pudelko-pojemnik-na-tabletki-leki-organizer-i6240569673.html

 

on jest na 4 pory dnia, ale ja biorę leki najwięcej rano i wieczorem, więc traktuje go jako pojemnik dwutygodniowy, dwa rządki bliżej środka to są "leki wieczorne", dwa brzegowe leki poranne i po kłopocie :great:

 

Albo takie na 7 dni i 3 pory

 

http://allegro.pl/pojemnik-pudelko-kasetka-na-leki-tabletki-polskie-i6825953044.html

 

W przypadku psychotropów jeśli miałem taki dylemat jak Ty (a miałem), to wolałem nie wziąć tabletki, jeśli miałem podejrzenie, że już wziąlem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

raphael, kup sobie pojemnik na leki i je porozkładaj, będziesz wtedy widział, czy zjadłeś ? np ja mam taki

 

http://allegro.pl/pudelko-pojemnik-na-tabletki-leki-organizer-i6240569673.html

 

on jest na 4 pory dnia, ale ja biorę leki najwięcej rano i wieczorem, więc traktuje go jako pojemnik dwutygodniowy, dwa rządki bliżej środka to są "leki wieczorne", dwa brzegowe leki poranne i po kłopocie :great:

 

Albo takie na 7 dni i 3 pory

 

http://allegro.pl/pojemnik-pudelko-kasetka-na-leki-tabletki-polskie-i6825953044.html

 

W przypadku psychotropów jeśli miałem taki dylemat jak Ty (a miałem), to wolałem nie wziąć tabletki, jeśli miałem podejrzenie, że już wziąlem

 

ooooo, to jest fajna sprawa, dzięki, zamówiłem sobie już trzy sztuki

nie wiedziałem że coś takiego istnieje nawet :|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×