Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bliscy sprawcą mojej depresji...


Gość ina.

Rekomendowane odpowiedzi

ludzie są czesto po wielu latach związku odkrywają, że kompletnie do siebie nie pasują

Niestety, taka jest prawda. Czasem potrzeba więcej, czasem mniej czasu aby to odkryć. Druga sprawa to, że ludzie się nieustannie zmieniają. Zmienia się ich sposób postrzegania rzeczywistości, zmieniają się ich potrzeby. Nie oznacza to nic złego. Oznacza to dojrzewanie. nie mam juz lez lepiej, że stało się tak teraz, a nie za 10 lat. Daj sobie szansę i czas a na pewno będziesz jeszcze szczęśliwa.

 

anand22, łoboże, nie komentuję. Sama nie wiem, kogo bardziej mi żal - Ciebie, czy tych lasek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Toksyczna miłość czy też inne toksyczne związki są konsekwencją przede wszystkim procesów współuzależnienia, które decydują, że ludzie ze zdolnością do uzależniania się od innych osób dobierają się w ten a nie inny sposób (tzn. że w toksycznych związkach zwykle nałogowiec kochania łączy się z nałogowcem unikania bliskości). Za współuzależnieniem idą takie cechy osobowości jak niskie poczucie własnej wartości, nieumiejętność radzenia sobie w pojedynkę i trudności w akceptacji własnej samotności, nieposiadanie własnych ściśle wytyczonych granic, zrzucanie odpowiedzialności za własne życie na inne osoby, które to cechy nabywa człowiek w procesie zaburzonego wychowania w dysfunkcjonalnej rodzinie. Ja też przeżyłem toksyczną miłość z bardzo burzliwym rozstaniem i bardzo trudno było mi zaakceptować w sobie te wszystkie cechy, które wcześniej wymieniłem, ale świadomość samego siebie daje mi odwagę do nieustannej pracy nad sobą i swoimi kontaktami z innymi ludźmi. Toksyczna miłość jest rzeczywiście koszmarem, którego nikomu bym nie życzył. To było najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu, podczas którego poznałem smak depresji i poczucia bezsensu życia. U mnie objawiało się to chorobliwą potrzebą kontaktu z bliską mi osobą, ciągłym jej kontrolowaniem i obwinianiem za wszystko przy jednoczesnej gotowości do wybaczenia wszystkiego za cenę powrotu. Potem zaczął się okres abstynencji, ciągłego unikania jej, a wszelka myśl, że moglibyśmy się spotkać napawały mnie takim lękiem, że chciałem w jednej chwili przestać istnieć (tak mi jej bardzo brakowało, że ciężko zacząłem znosić spotkania z nią, aż zacząłem się bać tych kontaktów, bo zwykle po nich wpadałem w długi okres obniżonego nastroju). Tylko toksyczne uzależnienie od innej osoby może powodować takie odczucia będące rodzajem jednoczesnego uwielbienia i nienawiści. Nieszczęśliwie zakochanym radzę bardziej przyjrzeć się sobie, popracować nad własną samooceną, obiektywnie spojrzeć na swoje kontakty interpersonalne i towarzyszące im stany emocjonalne. Wiem, że nikt nie chce być porzuconym, ale tylko poczucie własnej wartości i pokochanie siebie może być dobrą prognozą do stworzenia w przyszłości zdrowego związku z inną osobą. Na to wszystko potrzeba dużo czasu, ale uwierzcie postęp jest zauważalny, choć nieraz mam wrażenie że robię dwa kroki do przodu i znowu się cofam (typowe dla wszelkich uzależnień) bo znów zaczynam tęsknić, ale z biegiem czasu ma to coraz mniejszy wymiar i z tego się cieszę. Tylko my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze szczęście i nikt oprócz nas nam go nie da( żyjemy przede wszystkim dla siebie), a druga osoba jest tylko uzupełnieniem tego szczęścia a nie jego podstawą. Zainteresowanym bliższym poznaniem tematu odwołuje do lektury książek Pii Mellody o toksycznej miłości, toksycznym uzależnieniu i procesach współuzależnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za współuzależnieniem idą takie cechy osobowości jak niskie poczucie własnej wartości, nieumiejętność radzenia sobie w pojedynkę i trudności w akceptacji własnej samotności, nieposiadanie własnych ściśle wytyczonych granic, zrzucanie odpowiedzialności za własne życie na inne osoby, które to cechy nabywa człowiek w procesie zaburzonego wychowania w dysfunkcjonalnej rodzinie.

Tylko toksyczne uzależnienie od innej osoby może powodować takie odczucia będące rodzajem jednoczesnego uwielbienia i nienawiści.

 

Też czytałam na ten temat, może nawet tą samą książkę, pomogła mi ona zrozumieć dlaczego tkwiłam w związku, który dawał mi tylko cierpienie i poniżenie. Niby nic nowego tam nie ma ale uświadmiłam sobie (psycholog to potwierdził), że mam ogromny problem właśnie z wyznaczaniem tych granic, przez co byłam wobec innych bezbronna. Teraz chyba jest z tym u mnie lepiej, wciąz bywam raniona ale juz nie tak mocno jak kiedyś, a związek w którym jestem jest (raczej) zdrowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam problem, może wyda się śmieszny, jako że jestem już kobietą "przedorosłą". Problem z moją matką.

Jestem jedynaczką. Moi rodzice są rozwiedzeni. Ojciec powtórnie ożenił się, matka nie wyszła za mąż. Wychowywała mnie zatem zupełnie sama. Zablokowała przy tym przy rozwodzie zupełnie dostęp do mnie ojcu i jego rodzinie, pozbawiając mnie w ten sposób ciotek, wujków, kuzynów.

Wszystko było dobrze, dopóki ja nie zaczęłam interesować się założeniem własnej rodziny. Poznałam człowieka, za którego wyszłam za mąż. Wtedy się zaczęło moje piekło z matką. Zaczęła mnie wyzywać od najgorszych, padały pod moim adresem słowa na "k", pluła mi w twarz, mówiła takie rzeczy jak to np że ode mnie śmierdzi spermą, i różne inne. Doprowadziła mnie do rozstroju nerwowego. Małżeństwo się rozpadło.

Potem było dobrze, dopóki koło mnie nie pojawił się kolejny mężczyzna. Kolejny rozpad związku, i tak w kółko. To wszystko działo się za granicą, gdzie długi czas mieszkałam.

Po wielu latach ja powróciłam do Polski, zamieszkałam w domu mojej matki. Ale to ja na ten dom łożę, to ja remontuję, itd itd itd. Matka mieszka nadal za granicą, przyjeżdża tu tylko raz na jakiś czas. No i powtarza sie ta sama historia. Dopóki nikogo przy mnie nie ma, jest ok. Jak tylko ktoś się pojawi, jest PIEKŁO.

Za którymś razem przebywała tu rok bez jednego dnia. Pod wpływem nerwów straciłam pracę. W moim wieku o pracę jest niełatwo. Parę lat pracowałam na umowne zlecenie. W końcu w tym roku założyłam własną firmę, z pomocą przyjaciela, którego poznałam w stowarzyszeniu integrującym bezrobotnych z pracodawcami. Przyjaciel stał się moim prawdziwym przyjacielem, partnerem nie tylko w biznesie.

Tego związku już nie pozwolę popsuć. Tym bardziej, że poznałam już matkę mojego przyjaciela, która mnie bardzo lubi, otacza mnie serdecznością. Przyjaciel mój przyjechał w sobotę specjalnie do nas do domu, Mamy nie było, czekał na nią, i zaprosił osobiście nas obie do siebie do domu na Wigilię. Mama na to odpowiedziała że Wigilia to czas dla rodziny, pan rodziną nie jest. Mało tego, mieliśmy kupić razem choinkę i przynieść do domu, matka o tym wiedziała, i nagle powiedziała żeby nie przynosił choinki bo to też sprawa rodzinna zakup i przyniesienie choinki. Stanęło na tym, że ja mam w pierwszy dzień świąt iść do niego, a w wigilię jesteśmy u kuzynki. Tymczasem ja się rozchorowałam, i prosze bardzo, mamunia poszła sama do kuzynki a mnie w dzień wigilii zostawiła samiuśką. Ja się wstydzę dzwonić do mojego miłego, bo to przecież wstyd, nie chcę robić durnia z ludzi. NIe mogę słuchać radia, bo naokoło słyszę kolędy, których dziś słuchać nie mogę normalnie, a na matkę nie mogę patrzeć.

Piszę to wszystko, bo zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebuję pomocy. JA a nie moja matka. Bo to na mnie spocznie obowiązek zapewnienia jej starości, i ja temu moge nie podołać. Poza tym boję się, że mój stan psychiczny (w tej chwili nienajlepszy) może wpłynąć na moje stosunki z moim miłym, a nie chciałabym tego związku stracić. Błagam o pomoc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no rzeczywiście masz problem:/ Myślę, że w tej sytuacji zarówno Ty jak i Twoja matka potrzebujecie pomocy... Bo ona przez swoja chorobe wpędza Ciebie także w chorobe:/ Ale na to co ona zrobi Ty nie masz wpływu, ale możesz zawalczyć o siebie i jak już krig28 napisał wskazanaby była wizyta u psychologa, może jakaś psychoterapie żebyś nauczyła się radzić sobie z tą sytuacją, bo to, że Twoja mama ma jakiś uraz do facetów nie może wpływać na Twoje życie, wręcz nie ma prawa, jeśli kochasz tego faceta to walcz o swoje szczęście. jakos wszystko się ułoży, idz do specjalisty, pogadacie i on powinnien wiedzieć co dalej. zycze powodzenia i wytrwałości, pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pamięcią sięgnę, wszystkie moje związki były na swój sposób toksyczne. Inne mniej, jeden bardziej. Zastanawia mnie mechanizm i powtarzalność tych relacji... a najbardziej jestem ciekawa ile razy to się jeszcze powieli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hey,

 

Pisze tu na forum bo nie bardzo juz wiem co ze soba robic. Sytuacja wyglada tak: Moi rodzice nigdy nie byli jakastam udana para. Mamie zawsze sie wydawalo, ze musi rywalizowac z tata. Czesto konczylo sie tym, ze obrazala sie na mnie i moja siostre z byle powodu (np. jak siostra podzielila sie z nim jajecznica a z nia nie!). My z siostra praktycznie zawsze chodzilysmy cale zestresowane, zeby tylko czegos nie powiedziec zlego, zeby mama znow sie nie obrazila i przestala z nami rozmawiac. Nigdy nie moglysmy byc szczere wobec niej bo rowniez grozilo to obraza i cichymi dniami w domu i smetna atmosfera.

 

Teraz obie mamy ponad 20 lat, ale sytuacja sie nie zmienila, wrecz przeciwnie, jest gorzej. Tata postanowil odejsc od niej. Mama mysli, ze tata ma kochanke, ale prawda jest taka, ze sam wiecznie zastraszony i sterroryzowany we wlasnym domu mial juz tego dosc.

Najgorsze jest to, ze ta cala sytuacja odbija sie na mnie. Mama twierdzi, ze ja powinnam stac po jej stronie i byc obrazona na tata, nie rozmawiac z nim itp. Ja tego nie chce i normalnie gadam z tata. Konczy sie to tym, ze ona ciagle prawi mi wyrzuty, mowi, ze kiedys pozaluje tego, ze nie potrafie zrozumiec jak bardzo jest skrzywdzona itp. Ja stram sie z nia rozmawiac, ale i tak kazda rozmowa konczy sie tym, ze wpadam w dolek i przez dluzszy czas nie moge sie pozbierac. Nie wiem juz jak sobie z tym radzic, czesto mysle o jakim radykalnym rozwiazaniu (np. proba samobojstwa), zeby jej pokazac, jak bardzo ta sytuacja mnie dotyka.

Wiem, ze tata probowal jej tlumaczyc, ze nie powinna mnie w to mieszac, ale do niej to nie dociera.

 

Nie wiem co zrobic, nie chce sie od niej odwrocic, w koncu jest moja mama i ja kocham.

 

Nie mam z kim o tym pogadac, nawet nie bardzo chce, bo wiem, ze ciagle zalenie sie tylko zniecheca ludzi do siebie.

 

Czesto zamykam sie w sobie i wyobrazam sobie, ze jestem kims innym i zyje w innym swiecie. Dodatkowo, problemy rodzicow zaczely miec negatywny wplyw na moj zwiazek. W tej chwili wydaje mi sie, ze sama nie jestem zdolan pokochac nikogo i stworzyc udanego zwiazku. Co gorsza czasem lapie sie na tym, ze zaczynam zachowywac sie tak samo jak mama zachowywala sie w stosunku do taty.

 

Moze ktos mi cos doradzi...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie nie brałaś tego pod uwagę, ale wina leży tez po stronie Twojego ojca, to dał sobie "wejść na głowę". Tak to jest jak mężczyzna podporządkuje się kobiecie, dlatego ja od samego początku pokazuję laskom kto tu rządzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ash, widzisz, ta sprawa z twoją matką, to nieco skomplikowana jest. A jeśli twierdzisz, że ona taka była od dawna. Heh. Jakby to wyjaśnić.. to powinnaś widzieć od dawna: nie byłoby źle, gdyby ona poszła do psychologa. Co? Czy ja ją od wariatek wyzywam teraz, czy co? Nieee.

 

Chodzi o to, że nie bez powodu ona się tak zachowuje do ojca: ona ma duże problemy z czymś. Nie wiem jakie, nie jestem psychologiem, ale jeśli dobrze jej się przyjrzysz, jak ona się zachowuje i w jakich momentach, to powinnaś mieć jakieś sygnały, o co chodzi.

 

To co ona robi, nastawia was przeciw ojcu, hmm. No to jest kolejny dowód na to, że ma jakiś problem. Naprawdę, przyjrzyj jej sie, temu co mówi, na jaki temat mówi na okrągło. Może wspomina o czymś, np problemie z rodziną swoją bliższą czy dalszą.

 

Wszystko to ci radzę z tego oto powodu: ona nie ma wsparcia w nikim prawdopodobnie. Najprawdopodobniej nie ma kontaktu z rodziną swoja, bądź tez nawet jej rodzina sama z nią kontakt zerwała. To się aż rzuca w oczy, że ona nie ma wsparcia. Dlatego szuka go w was, wymusza go na was: "powinnyście stać po mojej stronie". To jest dowód jakiś na to moje przypuszczenie. Jeśli jej rodzice (a twoi dziadkowie) nie żyją, to albo miała z nimi bardzo złe kontakty, albo też tu chodzi o np. jej siostrę czy brata. Tu chodzi o rodzinę, jak mniemam: przez złe kontakty z nią ona czuje się samotna w swoich problemie, że tak powiem. Ja tak to widzę.

 

To, że ona was nastawia, to przestań na to zwracać uwagę . Tzn nie to że masz teraz całkowicie olewać matkę; chodzi mi tu o to, żebyś po prostu NIE WDAWAŁA SIE Z NIĄ W DYSKUSJE jakiekolwiek o ojcu. Unikaj tego tematu jak tylko możesz, a jeśli ona go rozpocznie, to się 'ulotnij' np do swojego pokoju.

 

Chodzi o to, że teraz za nic jej nie przekonasz, ona się czuje skrzywdzona przez ojca (wiem, że ona nie ma w zasadzie za co - ale mówimy o jej odczuciach, a nie faktach - to bardzo ważne, żeby to rozróżnić).

 

Uwaga: nie staraj się być wsparciem dla niej, bo coś w sobie stracisz. Córka nie powinna być podporą dla matki - powinno być tylko na odwrót. No chyba, że czujesz się do tego na siłach, ale do tego trzeba mieć dość duże siły, bądź tez nabrać do wszystkiego dużego dystansu. Dlatego też: najlepiej nie staraj się być wsparciem dla niej. Możesz ją wysłuchać raz na jakiś czas. Słuchać musisz jednak właściwie: a to polega na tym, by nie przerywać, przeczekać jej wybuch złości i wtedy zacząć mówić do niej jak do równej sobie.

 

Możesz np któregoś dnia nawet jej powiedzieć (to nie zaszkodzi) tak: (ważne, by to mówić rzeczowo, bez emocje - jako stwierdzenie faktu; jeśli będziesz się starała w niej wzbudzić wyrzuty sumienia, to tylko sprawę pogorszysz). Powiedz jej więc to co myślisz: "mamo, weź zastanów się nad taką rzeczą: my - ja i moja siostra - wychowujemy się w takiej rozbitej rodzinie. Czy naprawdę chciałabyś dla nas takiego losu? Takiej rozbitej rodziny? Jeśli będziesz dalej tak robić, to jest bardzo możliwe, ze i my będziemy miały takie rodziny, będziemy nieszczęśliwe".

 

Trzeba jej uświadamiać stopniowo, że ONA MOŻE ŻYĆ SAMA. Mów jej takie rzeczy: "z tego, co opowiadałaś nam o sobie, to ty byłaś bardzo niezależną kobietą; tobie się nie da w kaszę dmuchać. Po co walczysz tak o ojca, skoro, poradzisz sobie sama???". Musisz ją brać od drugiej strony. W całej sytuacji wyszukiwać jej dobre cechy. Bo ona właśnie ma teraz deficyt tego: czuje się nikomu nie potrzebna i bezwartościowa. Nie dość, że opuścił ją mąż, to uważa, że 'córki ją opuściły'. Wiem, to z faktami ma niewiele wspólnego, ale tak ona myśli teraz.

 

I uwaga jeszcze jedna: nie bierz jej zachowania do siebie. Jej to przejdzie, ale możliwe, że trzeba na to dość dużo czasu. Jeśli jej nikt nie pomoże: to również bardzo możliwe, że będzie taka zgorzkniała już do końca życia, heh. Musisz dbać o siebie. Jeśli zauważasz że zachowujesz się jak twoja matka do chłopaka, to z tym skończ. Z tym DA się skończyć. Nie trzeba być tak nieufnym, naprawdę. NIE czeka cię taki los, ale po prostu: musisz walczyć o siebie. Nie poddawać się tym głupim myślom, że on zaraz cię rzuci, zaprzestać głupot w typie sprawdzania go na każdym kroku. Z tym da sie skończyć: a zrobisz to skupiając sie na jednej rzeczy "chcę być nadal taka jak kiedyś" - powtarzaj to; nie daj na siebie wpłynąć. Powtarzaj to zdanie, przypominaj sobie jaka byłaś. To ci da siłę, by z tym walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie nie brałaś tego pod uwagę, ale wina leży tez po stronie Twojego ojca, to dał sobie "wejść na głowę". Tak to jest jak mężczyzna podporządkuje się kobiecie, dlatego ja od samego początku pokazuję laskom kto tu rządzi.

 

Nie masz do końca racji, bo ja mam w domu podobną sytuację jak Ash, tylko to mama tacie pozwoliła sobie wejść na głowę.

 

Ash dobrze rozumiem twoją sytuację. Tylko, że u mnie to ojciec terroryzuje dom. U mnie w domu mama od samego początku uległa ojcu, w ich związku nigdy nie było miłości ani partnerstwa, on traktował ją zawsze jak służącą, a mnie jak wroga, bo zabierałam mu miłość żony. Zawsze o wszystko ma do nas pretensje, o takie głupoty, że np. na kaloryferze suszy się pranie a on chciał coś tam położyć, to mówi że my mu na złość robimy. Chwilami jest nie do wytrzymania. Jednak to nie wszystko, on innych ludzi traktuje jak szmaty, a zwłaszcza mnie, bardzo lubi upokarzać innych. Nigdy mnie nie uderzył, ale całe życie znęcał się psychicznie nade mną i mamą. U mnie po latach też jest gorzej, wszystko się nasiliło, a najbardziej w stosunku do mamy. Ona nie wytrzymuje jego zazdrości, on najchętniej zabroniłby jej gdziekolwiek wychodzić, ma do niej pretensje nawet o to, że ona w niedzielę do kościoła idzie. Cały czas jej wmawia, że ma kochanków, a przecież ona całymi dniami w domu siedzi i mu usługuje, nie ma nawet koleżanki.

Ona chce, żebyśmy się wyprowadziły, bo już nie wytrzymuje całej tej sytuacji, tego wiecznego terroru. Nie mam pojęcia jak ojciec zareagowałby na to, bo nic nie wie o naszych planach (znaczy o planach mamy, bo ja nie dokońca jestem przekonana do wyprowadzki). Jestem teraz taka rozdarta pomiędzy wyprowadzką a zostaniem tutaj, gdzie mam wszystko...

Nie możesz się poddać woli mamy. Jeżeli chcesz mieć kontakt z tatą, to utrzymuj go. Musisz też zdystansować się chociaż trochę do tej sytuacji. Też kiedyś się kłóciłam z mamą, bo nie potrafiła zrzumieć pewnych rzeczy dla mnie ważnych, pocieszę cię, że w końcu zrozumiała, więc mam nadzieję, że twoja mama też weźmie pod uwagę twoje zdanie. Rozmawiaj z nią, ale nie rób tego kosztem swojego zdrowia psychicznego, powinnaś nabrać dystansu. Wiem, że pomyślisz, że łatwo powiedzieć, ale ja wiem jak to jest, aż za dobrze pamiętam takie rozmowy, po których ledwo oddychałam z nerwów i płaczu, czułam się taka bezsilna nie mogąc jej przekonać, że robi źle. Teraz mam do takiej rozmowy dystans, nie denerwuję się, rozmawiam spokojnie, tłumaczę.

Nie próbuj nawet myśleć o samobójstwie, bo tym samym udowodnisz jej, że jesteś słaba, a ty masz jej udowodnić że jesteś silna i potrafisz się jej przeciwstawić, w końcu jesteś już dorosła i musisz mieć swoje zdanie, a inni muszą to zaakceptować. Matka nie może cię szantarzować, nie ma do tego prawa.

Bardzo żałuję, że nie mogę ci podać gotowego sposobu na taką sytuację, bo wiem jak się męczysz, sama to przeszłam i nie chciałabym, żeby to spotykało innych, bo w końcu rodzina powinna być oparciem.

Jeżeli nie masz z kim porozmawiać, to pisz tu, tutaj zawsze znajdzie się ktoś z podobnymi problemami, kto z tobą na ten temat pogada.

Ja też mam tak, że widzę u siebie zachowania ojca i to mnie przeraża, boję się, że mogłabym tak się zachowywać w stosunku do swoich dzieci jak on do mnie. Jednak my widzimy u siebie te zachowania, wiemy skąd się biorą i możemy z nimi zawalczyć, unikać ich, bo wiemy że są złe.

Co ja ci kochana mogę poradzić. Spróbuj nabrać dystansu, przede wszystkim do rozmów z mamą, bo takie rozmowy, gdzie spada się na samo dno są niebezpieczne dla naszej psychiki, ja często po czymś takim myślałam o samobójstwie. Rozmawiaj z nią, ale nie w nerwach, a jeżeli ona zacznie cię zwymyślać, to po prostu przestań jej słuchać, nie bierz do siebie jej słów, bo one bardzo ranią, a często słowa wypowiedziane w gniewie nie są prawdziwe. I skorzystaj z porady psychologa, dobrze jest się komuś wygadać ze swoich problemów, lepiej się je wtedy rozumie.

Pozdrawiam cię gorąco i trzymam kciuki, żeby było lepiej.

 

Można przebaczyć nie słysząc słowa "przepraszam", ale szczerze mówiąc dla mnie to jest za trudne. A ona nigdy mnie za nic nie przeprosiła. Bo powiedzieć "przepraszam" to przyzanć się do błędu. A moja matka do błędu się nie przyznaje- przecież jest "nieomylna" :?: [według mnie takie stworzenia po ziemi nie chadzają].

 

Doskonale to rozumiem, mam taką samą sytuację z ojcem. Wyrządził mi w życiu wiele krzywd, ale nigdy nie przeprosił, bo po prostu nie żałował i tak jak napisałaś - uważa się za nieomylnego, więc wg niego on błędów nie popełnia. Też nie mam już nadzieji, że się zmieni. Nie nienawidzę go, bo nienawiść nic nie daje, niszczy tylko nas od środka. Kiedyś go nienawidziłam, teraz jest mi obojętny, mam oczywiście do niego żal i nigdy nie zapomnę tego co mi zrobił. Jednak pomimo tego w pewien sposób go usprawiedliwiam - stracił matkę jak miał 10 lat, miał niedobrą macochę, która walczyła z nim o miłość mojego ukochanego dziadka. Więc on przeniósł to na swoją rodzinę i całe życie walczył ze mną o miłość mamy, nie pozwalał być nam razem, chyba już o tym pisałam - oni jedli obiad razem, ja sama w innym pokoju, oni oglądali razem tv, ja bawiłam się w innym pokoju sama, jedynie dziadek bawił się ze mną i poświęcał mi czas. Niestety zmarł jak miałam 12 lat :cry::cry::cry: A macocha ojca powiedziała 12 letniemu dziecku, że umarł przeze mnie. Zarzuciła mi, że nie płakałam na pogrzebie, a nie miała pojęcia ile ja dni przepłakałam w samotności i płaczę do teraz na cmentarzu nad jego grobem, chociaż minęło tyle lat. Nie potrafię się z tym pogodzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×