Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co sądzicie o człowieku, który...


orangejuice

Rekomendowane odpowiedzi

...wychował się w rodzinie pięcioosobowej, był dzieckiem średnim (młodszy brat, starsza siostra) i zawsze czuł się od rodzeństwa gorszy, ponieważ często słyszał "twoje rodzeństwo jest takie spokojne, a ty taki wredny" i takie tam, ale jednocześnie wiedział, że poczucie niższości jest niesłuszne, bo rodzice nieraz zapewniali go o swojej bezwarunkowej miłości.

 

Mimo to nie mógł nigdy powstrzymać się od użalania się nad sobą, wydawało mu się, że rodzice kochają go najmniej, że gdyby nigdy się nie urodził, to wszystkim byłoby łatwiej. Nigdy nie sprawiał większych problemów w szkole; uczył się dobrze, nie wdawał się w bójki, kłótnie, nauczyciele nigdy nie mieli żadnych zastrzeżeń. Mimo to często powtarzano mu: "gdybyś ci się chciało, miałbyś same szóstki". Problem w tym, że jemu się nie chciało. Zresztą nie sądził, by rzeczywiście to było możliwe.

 

Do pewnego momentu człowiek ów czuł się piękny, lubiany, zabawny, inteligentny, niemal doskonały. Zmieniło się to w gimnazjum, kiedy wszedł w okres dojrzewania i zdał sobie sprawę, że ludzie z klasy nie bardzo go lubią, że wcale nie ma stada wielbicieli płci przeciwnej. Wtedy też, jak to zwykle w wieku nastoletnim bywa, zaczęły się konflikty z rodzicami. Krzyki zdarzały się już wcześniej, kiedy człowiek przynosił do domu czwórkę ("ja w twoim wieku miałam same piątki"), kiedy tata wracał z zebrania po pierwszym semestrze ("dlaczego nie masz czerwonego paska?!", "jeśli nie będziesz się uczył, pójdziesz do zawodówki!", "będziesz stał na bazarze, jeśli nie pójdziesz na studia"), ale dopiero w gimnazjum człowiek zaczął rodzicom odszczekiwać.

 

Od tej pory był uważany - szczególnie przez mamę - za dziecko trudne, zbuntowane, choć, jak już zostało powiedziane, nigdy nie wywoływał specjalnych kłopotów. Był nerwowy i miał trochę niewyparzony język, ale strasznie cierpiał wewnętrznie, gdy nie mógł wypowiedzieć własnej opinii. Jego mama została wychowana w rodzinie alkoholików i być może to utrudniało relacje z nią. Czasem wystarczało, że nieopatrznie podniósł lekko głos (bez złych intencji), by ożywiona wymiana zdań zamieniła się w straszną awanturę pełną płaczu i bezsilnej złości.

 

Rodzice chcieli dla niego jak najlepiej i on to wie. Nigdy nie odmówiono mu niczego, na czym by mu bardzo zależało (chyba że finanse na coś nie pozwalały), martwiono się o niego, gdy długo nie wracał do domu i zawsze miał co jeść. Mimo to ciągle czuł, że jest najgorszy. Że nie zasługuje na tak dobrych rodziców.

 

W jego relacjach z rodziną zawsze było coś żenującego, krępującego. Teraz, choć ma 22 lata, nie patrzy mamie w oczy, za coś jej nie cierpi, choć zdaje sobie sprawę, że to dobra kobieta. Mimo to nie może zbyt długo przebywać z nią w jednym pokoju i irytuje go w niej bardzo wiele rzeczy. Z ojcem nie ma za bardzo kontaktu; ojciec jest dziwnie odizolowany, przeważnie śpi albo siedzi przed telewizorem.

 

A człowiek zauważył, że nie potrafi wchodzić w związki z innymi ludźmi, że weekendy spędza samotnie i nie robi nic pożytecznego. Wszystkie relacje traktuje z dystansem. Wstydzi się bliskości, boi się własnych emocji, nie chce się angażować, bo go to męczy. Jest nieśmiały i maskuje to swoją krzykliwością. Z nikim nie rozmawia o swoich problemach. Potrafi wpaść we wściekłość z powodu błahostki, dużo krzyczy na młodszego brata i uwielbia ustawiać innych ludzi wedle swojego widzimisię. W towarzystwie spoza rodzinnego grona jest miły i tłumi uczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...wychował się w rodzinie pięcioosobowej, był dzieckiem średnim (młodszy brat, starsza siostra) i zawsze czuł się od rodzeństwa gorszy, ponieważ często słyszał "twoje rodzeństwo jest takie spokojne, a ty taki wredny" i takie tam, ale jednocześnie wiedział, że poczucie niższości jest niesłuszne, bo rodzice nieraz zapewniali go o swojej bezwarunkowej miłości.

 

Mimo to nie mógł nigdy powstrzymać się od użalania się nad sobą, wydawało mu się, że rodzice kochają go najmniej, że gdyby nigdy się nie urodził, to wszystkim byłoby łatwiej. Nigdy nie sprawiał większych problemów w szkole; uczył się dobrze, nie wdawał się w bójki, kłótnie, nauczyciele nigdy nie mieli żadnych zastrzeżeń. Mimo to często powtarzano mu: "gdybyś ci się chciało, miałbyś same szóstki". Problem w tym, że jemu się nie chciało. Zresztą nie sądził, by rzeczywiście to było możliwe.

 

Do pewnego momentu człowiek ów czuł się piękny, lubiany, zabawny, inteligentny, niemal doskonały. Zmieniło się to w gimnazjum, kiedy wszedł w okres dojrzewania i zdał sobie sprawę, że ludzie z klasy nie bardzo go lubią, że wcale nie ma stada wielbicieli płci przeciwnej. Wtedy też, jak to zwykle w wieku nastoletnim bywa, zaczęły się konflikty z rodzicami. Krzyki zdarzały się już wcześniej, kiedy człowiek przynosił do domu czwórkę ("ja w twoim wieku miałam same piątki"), kiedy tata wracał z zebrania po pierwszym semestrze ("dlaczego nie masz czerwonego paska?!", "jeśli nie będziesz się uczył, pójdziesz do zawodówki!", "będziesz stał na bazarze, jeśli nie pójdziesz na studia"), ale dopiero w gimnazjum człowiek zaczął rodzicom odszczekiwać.

 

Od tej pory był uważany - szczególnie przez mamę - za dziecko trudne, zbuntowane, choć, jak już zostało powiedziane, nigdy nie wywoływał specjalnych kłopotów. Był nerwowy i miał trochę niewyparzony język, ale strasznie cierpiał wewnętrznie, gdy nie mógł wypowiedzieć własnej opinii. Jego mama została wychowana w rodzinie alkoholików i być może to utrudniało relacje z nią. Czasem wystarczało, że nieopatrznie podniósł lekko głos (bez złych intencji), by ożywiona wymiana zdań zamieniła się w straszną awanturę pełną płaczu i bezsilnej złości.

 

Rodzice chcieli dla niego jak najlepiej i on to wie. Nigdy nie odmówiono mu niczego, na czym by mu bardzo zależało (chyba że finanse na coś nie pozwalały), martwiono się o niego, gdy długo nie wracał do domu i zawsze miał co jeść. Mimo to ciągle czuł, że jest najgorszy. Że nie zasługuje na tak dobrych rodziców.

 

W jego relacjach z rodziną zawsze było coś żenującego, krępującego. Teraz, choć ma 22 lata, nie patrzy mamie w oczy, za coś jej nie cierpi, choć zdaje sobie sprawę, że to dobra kobieta. Mimo to nie może zbyt długo przebywać z nią w jednym pokoju i irytuje go w niej bardzo wiele rzeczy. Z ojcem nie ma za bardzo kontaktu; ojciec jest dziwnie odizolowany, przeważnie śpi albo siedzi przed telewizorem.

 

A człowiek zauważył, że nie potrafi wchodzić w związki z innymi ludźmi, że weekendy spędza samotnie i nie robi nic pożytecznego. Wszystkie relacje traktuje z dystansem. Wstydzi się bliskości, boi się własnych emocji, nie chce się angażować, bo go to męczy. Jest nieśmiały i maskuje to swoją krzykliwością. Z nikim nie rozmawia o swoich problemach. Potrafi wpaść we wściekłość z powodu błahostki, dużo krzyczy na młodszego brata i uwielbia ustawiać innych ludzi wedle swojego widzimisię. W towarzystwie spoza rodzinnego grona jest miły i tłumi uczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę o Tobie, że warto by było, gdybyś powalczył o siebie, o własne życie. Skończyło się nie tak dawno Twoje dzieciństwo i teraz odpowiedzialność została przypisana Tobie. Niełatwo jest zbudować siebie na gruzach przeszłości, ale nie możesz po prostu stać z boku i tylko się przyglądać. Za wiele masz do stracenia. Za wiele jest szczęścia i dobrych uczuć, które mogą Cię spotkać, jeśli nad sobą popracujesz. A rodzice dobrzy wcale nie byli. To, że dziecko ma co jeść i dostaje prezenty to żaden dowód miłości. Z resztą, nie łam się, ja też miałam tak, że szczególnie moja mama uważała mnie za "trudną", choć miałam te szóstki w szkole i mi się chciało i posiadałam wiele osiągnięć. Po prostu jak ktoś umie kochać, to na tą jego miłość wcale nie trzeba tak katorżniczo pracować. Nie trzeba tak się starać ponad siły, żeby "zasłużyć" na jeden drobny gest akceptacji. I nie dziwię się zupełnie, że Cię rodzice irytują i że nie lubisz mamy. Po prostu masz za co. To, że ktoś pochodzi z rodziny alkoholika w niczym go nie usprawiedliwia, jeśli nie robi nic, żeby się z tego wyleczyć. Każdy grzech jest uzasadniony jakąś wcześniejszą krzywdą, ale jeśli człowiek tą krzywdę przekazuje jeszcze dalej to jest winny i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę o Tobie, że warto by było, gdybyś powalczył o siebie, o własne życie. Skończyło się nie tak dawno Twoje dzieciństwo i teraz odpowiedzialność została przypisana Tobie. Niełatwo jest zbudować siebie na gruzach przeszłości, ale nie możesz po prostu stać z boku i tylko się przyglądać. Za wiele masz do stracenia. Za wiele jest szczęścia i dobrych uczuć, które mogą Cię spotkać, jeśli nad sobą popracujesz. A rodzice dobrzy wcale nie byli. To, że dziecko ma co jeść i dostaje prezenty to żaden dowód miłości. Z resztą, nie łam się, ja też miałam tak, że szczególnie moja mama uważała mnie za "trudną", choć miałam te szóstki w szkole i mi się chciało i posiadałam wiele osiągnięć. Po prostu jak ktoś umie kochać, to na tą jego miłość wcale nie trzeba tak katorżniczo pracować. Nie trzeba tak się starać ponad siły, żeby "zasłużyć" na jeden drobny gest akceptacji. I nie dziwię się zupełnie, że Cię rodzice irytują i że nie lubisz mamy. Po prostu masz za co. To, że ktoś pochodzi z rodziny alkoholika w niczym go nie usprawiedliwia, jeśli nie robi nic, żeby się z tego wyleczyć. Każdy grzech jest uzasadniony jakąś wcześniejszą krzywdą, ale jeśli człowiek tą krzywdę przekazuje jeszcze dalej to jest winny i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolejna ofiara Matki Polski.

W chrześcijańskiej Polsce to naturalne.

Pewnie nic z tego co mówiło o Tobie nie jest prawdą , tylko w to uwierzyłeś ale to było właśnie ciche zabójstwo! Chrześcijanie mają taki znak co się zwie Ichthys- symbolizuję on wg mnie ciche cierpienie.

Czyli cierp synku/córko i siedź cicho bo dzieci i ryby głosu nie mają!

A przecież wiadomo że bez miłości człowiek umiera!

Dziecko z takiej niekochanej rodziny albo popełni samobójstwo, albo zostanie przestępcom, albo wpadnie w nałóg masturbacji a jego cierpienia będą niewyobrażalne dla zwykłych ludzi.To jest długa i bolesna śmierć.

Można być tym pierwszym w rodzinie co uwolni się z tego bagna i stanie się człowiekiem a nie zwierzęciem, a co z rodziną ? niech topi się w morzu do czasu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolejna ofiara Matki Polski.

W chrześcijańskiej Polsce to naturalne.

Pewnie nic z tego co mówiło o Tobie nie jest prawdą , tylko w to uwierzyłeś ale to było właśnie ciche zabójstwo! Chrześcijanie mają taki znak co się zwie Ichthys- symbolizuję on wg mnie ciche cierpienie.

Czyli cierp synku/córko i siedź cicho bo dzieci i ryby głosu nie mają!

A przecież wiadomo że bez miłości człowiek umiera!

Dziecko z takiej niekochanej rodziny albo popełni samobójstwo, albo zostanie przestępcom, albo wpadnie w nałóg masturbacji a jego cierpienia będą niewyobrażalne dla zwykłych ludzi.To jest długa i bolesna śmierć.

Można być tym pierwszym w rodzinie co uwolni się z tego bagna i stanie się człowiekiem a nie zwierzęciem, a co z rodziną ? niech topi się w morzu do czasu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

klaruniu,

A rodzice dobrzy wcale nie byli. To, że dziecko ma co jeść i dostaje prezenty to żaden dowód miłości.

Ale mówili mi, że mnie kochają. Tzn. mama raczej, tacie się raz po alkoholu wymsknęło. To jest tak, że na poziomie umysłu wiem, że jestem kochany, ale czuję się jak czarna owca. Nawet rodzeństwo zawsze sprzymierzało się przeciwko mnie. I strasznie trudno przestać mi się nad tym użalać. Od wyjazdu na studia tęsknię za domem, a kiedy go odwiedzam, to chcę jak najszybciej wyjechać z powrotem.

Zresztą, nie łam się, ja też miałam tak, że szczególnie moja mama uważała mnie za "trudną", choć miałam te szóstki w szkole i mi się chciało i posiadałam wiele osiągnięć. Po prostu jak ktoś umie kochać, to na tą jego miłość wcale nie trzeba tak katorżniczo pracować.
Przepraszam, że tak neguję wszystko, ale nie mogę uwierzyć, że miałem złych rodziców, czuję się tylko coraz bardziej ich niegodny (często sami mi powtarzali, że są dobrymi rodzicami). To są ludzie pracowici i wiem, że daliby mi gwiazdkę z nieba, gdyby mogli. To, że się tu na nich żalę, wydaje mi się straszną niewdzięcznością z mojej strony. Ale też zdaję sobie sprawę, że coś było nie w porządku. Do dziś boję się zrobić coś wbrew mojej mamie. Studia chciałem rzucić już dziesięć razy, ale zawsze myślałem tylko o tym, jak zawiodę rodziców. A każda sesja jest dla mnie tragedią, bo jeszcze nie daj Bóg zawalę egzamin i cały świat się skończy. No i na dodatek jestem odludkiem...

 

marku23,

przyznam, że nawet nie wiem, czy Ty mówisz poważnie. Ale fakt, dzieci i ryby w moim domu głosu nie miały. Mama zawsze powtarzała, że czego by nie zrobiła ani czego by nie powiedziała, to ja nie mam prawa podnieść głosu. "Jak w wojsku?", zapytałem. "Tak, jak w wojsku", odpowiedziała. No i tyle w tym temacie.

Dziecko z takiej niekochanej rodziny albo popełni samobójstwo, albo zostanie przestępcom, albo wpadnie w nałóg masturbacji a jego cierpienia będą niewyobrażalne dla zwykłych ludzi.To jest długa i bolesna śmierć.

O przy tym fragmencie właśnie pomyślałem, że się nabijasz z mojego użalania się nad sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

klaruniu,

A rodzice dobrzy wcale nie byli. To, że dziecko ma co jeść i dostaje prezenty to żaden dowód miłości.

Ale mówili mi, że mnie kochają. Tzn. mama raczej, tacie się raz po alkoholu wymsknęło. To jest tak, że na poziomie umysłu wiem, że jestem kochany, ale czuję się jak czarna owca. Nawet rodzeństwo zawsze sprzymierzało się przeciwko mnie. I strasznie trudno przestać mi się nad tym użalać. Od wyjazdu na studia tęsknię za domem, a kiedy go odwiedzam, to chcę jak najszybciej wyjechać z powrotem.

Zresztą, nie łam się, ja też miałam tak, że szczególnie moja mama uważała mnie za "trudną", choć miałam te szóstki w szkole i mi się chciało i posiadałam wiele osiągnięć. Po prostu jak ktoś umie kochać, to na tą jego miłość wcale nie trzeba tak katorżniczo pracować.
Przepraszam, że tak neguję wszystko, ale nie mogę uwierzyć, że miałem złych rodziców, czuję się tylko coraz bardziej ich niegodny (często sami mi powtarzali, że są dobrymi rodzicami). To są ludzie pracowici i wiem, że daliby mi gwiazdkę z nieba, gdyby mogli. To, że się tu na nich żalę, wydaje mi się straszną niewdzięcznością z mojej strony. Ale też zdaję sobie sprawę, że coś było nie w porządku. Do dziś boję się zrobić coś wbrew mojej mamie. Studia chciałem rzucić już dziesięć razy, ale zawsze myślałem tylko o tym, jak zawiodę rodziców. A każda sesja jest dla mnie tragedią, bo jeszcze nie daj Bóg zawalę egzamin i cały świat się skończy. No i na dodatek jestem odludkiem...

 

marku23,

przyznam, że nawet nie wiem, czy Ty mówisz poważnie. Ale fakt, dzieci i ryby w moim domu głosu nie miały. Mama zawsze powtarzała, że czego by nie zrobiła ani czego by nie powiedziała, to ja nie mam prawa podnieść głosu. "Jak w wojsku?", zapytałem. "Tak, jak w wojsku", odpowiedziała. No i tyle w tym temacie.

Dziecko z takiej niekochanej rodziny albo popełni samobójstwo, albo zostanie przestępcom, albo wpadnie w nałóg masturbacji a jego cierpienia będą niewyobrażalne dla zwykłych ludzi.To jest długa i bolesna śmierć.

O przy tym fragmencie właśnie pomyślałem, że się nabijasz z mojego użalania się nad sobą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

klaruniu,

A rodzice dobrzy wcale nie byli. To, że dziecko ma co jeść i dostaje prezenty to żaden dowód miłości.

Ale mówili mi, że mnie kochają. Tzn. mama raczej, tacie się raz po alkoholu wymsknęło. To jest tak, że na poziomie umysłu wiem, że jestem kochany, ale czuję się jak czarna owca. Nawet rodzeństwo zawsze sprzymierzało się przeciwko mnie. I strasznie trudno przestać mi się nad tym użalać. Od wyjazdu na studia tęsknię za domem, a kiedy go odwiedzam, to chcę jak najszybciej wyjechać z powrotem.

Zresztą, nie łam się, ja też miałam tak, że szczególnie moja mama uważała mnie za "trudną", choć miałam te szóstki w szkole i mi się chciało i posiadałam wiele osiągnięć. Po prostu jak ktoś umie kochać, to na tą jego miłość wcale nie trzeba tak katorżniczo pracować.
Przepraszam, że tak neguję wszystko, ale nie mogę uwierzyć, że miałem złych rodziców, czuję się tylko coraz bardziej ich niegodny (często sami mi powtarzali, że są dobrymi rodzicami). To są ludzie pracowici i wiem, że daliby mi gwiazdkę z nieba, gdyby mogli. To, że się tu na nich żalę, wydaje mi się straszną niewdzięcznością z mojej strony. Ale też zdaję sobie sprawę, że coś było nie w porządku. Do dziś boję się zrobić coś wbrew mojej mamie. Studia chciałem rzucić już dziesięć razy, ale zawsze myślałem tylko o tym, jak zawiodę rodziców. A każda sesja jest dla mnie tragedią, bo jeszcze nie daj Bóg zawalę egzamin i cały świat się skończy. No i na dodatek jestem odludkiem...

 

Naprawdę..? Aż ciężko mi uwierzyć w to, że Ty uważasz, że Twoi rodzice byli tacy dobrzy. To naprawdę nie jest wielka sztuka powiedzieć komuś, że się go kocha, kiedy wcale tak nie jest. W książce Susan Forward pt. "Toksyczni rodzice" jest napisane, że kiedy się spyta rodzica totalnie patologicznego, czy kocha swoje dzieci, to prawie zawsze usłyszy się odpowiedź: "Tak". To naprawdę niewiele znaczy. Najważniejsze są tu Twoje własne odczucia, a Ty piszesz, że czujesz irytację, że jak przyjeżdżasz, to chcesz jak najszybciej wyjechać, że boisz się sprzeciwić mamie i tak dalej... Dlaczego nie ufasz własnym uczuciom? Jakiego dowodu Ci jeszcze potrzeba? Postaraj się nie patrzeć na to, co mówiła Twoja mama. To, że Ty jesteś "trudny", a oni tacy dobrzy to jest jej opinia, nie Twoja. Ona Ci ją wcisnęła, żeby sama broń Boże nie miała poczucia winy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

klaruniu,

A rodzice dobrzy wcale nie byli. To, że dziecko ma co jeść i dostaje prezenty to żaden dowód miłości.

Ale mówili mi, że mnie kochają. Tzn. mama raczej, tacie się raz po alkoholu wymsknęło. To jest tak, że na poziomie umysłu wiem, że jestem kochany, ale czuję się jak czarna owca. Nawet rodzeństwo zawsze sprzymierzało się przeciwko mnie. I strasznie trudno przestać mi się nad tym użalać. Od wyjazdu na studia tęsknię za domem, a kiedy go odwiedzam, to chcę jak najszybciej wyjechać z powrotem.

Zresztą, nie łam się, ja też miałam tak, że szczególnie moja mama uważała mnie za "trudną", choć miałam te szóstki w szkole i mi się chciało i posiadałam wiele osiągnięć. Po prostu jak ktoś umie kochać, to na tą jego miłość wcale nie trzeba tak katorżniczo pracować.
Przepraszam, że tak neguję wszystko, ale nie mogę uwierzyć, że miałem złych rodziców, czuję się tylko coraz bardziej ich niegodny (często sami mi powtarzali, że są dobrymi rodzicami). To są ludzie pracowici i wiem, że daliby mi gwiazdkę z nieba, gdyby mogli. To, że się tu na nich żalę, wydaje mi się straszną niewdzięcznością z mojej strony. Ale też zdaję sobie sprawę, że coś było nie w porządku. Do dziś boję się zrobić coś wbrew mojej mamie. Studia chciałem rzucić już dziesięć razy, ale zawsze myślałem tylko o tym, jak zawiodę rodziców. A każda sesja jest dla mnie tragedią, bo jeszcze nie daj Bóg zawalę egzamin i cały świat się skończy. No i na dodatek jestem odludkiem...

 

Naprawdę..? Aż ciężko mi uwierzyć w to, że Ty uważasz, że Twoi rodzice byli tacy dobrzy. To naprawdę nie jest wielka sztuka powiedzieć komuś, że się go kocha, kiedy wcale tak nie jest. W książce Susan Forward pt. "Toksyczni rodzice" jest napisane, że kiedy się spyta rodzica totalnie patologicznego, czy kocha swoje dzieci, to prawie zawsze usłyszy się odpowiedź: "Tak". To naprawdę niewiele znaczy. Najważniejsze są tu Twoje własne odczucia, a Ty piszesz, że czujesz irytację, że jak przyjeżdżasz, to chcesz jak najszybciej wyjechać, że boisz się sprzeciwić mamie i tak dalej... Dlaczego nie ufasz własnym uczuciom? Jakiego dowodu Ci jeszcze potrzeba? Postaraj się nie patrzeć na to, co mówiła Twoja mama. To, że Ty jesteś "trudny", a oni tacy dobrzy to jest jej opinia, nie Twoja. Ona Ci ją wcisnęła, żeby sama broń Boże nie miała poczucia winy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie żartowałem z Ciebie ani z tego co Cię spotkało.

Matka całkowicie wygryzła ojca z domu, pozbawiła Was relacji Ojciec-Syn.

Twój Tata nie zdaje sobie sprawy że zaniedbał twoje wychowanie i został pozbawiony władzy w domu.

W dodatku z tego co czytałem atakuje cię rodzeństwo, i w tym przypadku powiem Ci że to robota twojej mamusi.Jest taki mechanizm że matka szczuje rodzeństwo przeciwko sobie.

W kochającej się rodzinie takie sytuacje nie mają miejsca , dlaczego ?

Bo Ojciec na to nie pozwoli!

W dodatku istnieje tez tzw. syndrom sztokholmski.

Miłość to nie pieniądze i prezenty.

Nie wiem dlaczego Matka wybrała ciebie jako ofiarę , może było was dużo w rodzinie a brakowało środków do życia , a może najbardziej przypominasz Ojca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie żartowałem z Ciebie ani z tego co Cię spotkało.

Matka całkowicie wygryzła ojca z domu, pozbawiła Was relacji Ojciec-Syn.

Twój Tata nie zdaje sobie sprawy że zaniedbał twoje wychowanie i został pozbawiony władzy w domu.

W dodatku z tego co czytałem atakuje cię rodzeństwo, i w tym przypadku powiem Ci że to robota twojej mamusi.Jest taki mechanizm że matka szczuje rodzeństwo przeciwko sobie.

W kochającej się rodzinie takie sytuacje nie mają miejsca , dlaczego ?

Bo Ojciec na to nie pozwoli!

W dodatku istnieje tez tzw. syndrom sztokholmski.

Miłość to nie pieniądze i prezenty.

Nie wiem dlaczego Matka wybrała ciebie jako ofiarę , może było was dużo w rodzinie a brakowało środków do życia , a może najbardziej przypominasz Ojca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klaruniu,

Czytałem tę książkę i naprawdę, moim rodzicom daleko do tych opisywanych w niej! A to, że coś czuję, nie znaczy, że jest to w stu procentach poprawne (ot, choćby seryjny morderca czuje zapewne, że musi zabijać, a guzik, bo wcale nie musi). Może byłem trochę trudny: jestem uparty, wiele rzeczy robię z czystej przekory, jestem złośliwy, impulsywny. Wiele jest we mnie cech, które z chęcią bym wyrzucił.

Ale może też jestem taki dlatego, bo takim widziała mnie mama? Zawsze porównywała mnie do swojej siostry, za którą nie przepadała. Więc po prostu... zachowywałem się zgodnie z jej oczekiwaniami co do mnie. Trudno jest mi przyznać, że coś w moim dzieciństwie było nie tak, bo całe życie święcie wierzyłem, że moja rodzina jest najlepsza na świecie. Tak mi powtarzano.

 

marek23,

w porządku, wybacz, że tak pomyślałem.

Rzeczywiście to mama wiodła w moim domu prym, była trochę terrorystką... Gdy miała zły humor, trzeba było chodzić na palcach, żeby się czymś nie narazić. I prawdopodobnie miała swój udział w tym, że rodzeństwo było przeciwko mnie. Widzieli, że można mnie traktować jak czarną owcę i tak też mnie traktowali. A ja się dawałem, bo wierzyłem, że tak być powinno i rozpaczałem, że rodzina mnie nie lubi, bo jestem niedobry. To śmieszne, ale nadal tak czuję. Tatę pewnie trochę przypominam, a mama chyba nie ma do niego cierpliwości za grosz (bardzo dużo się kłócą). Zresztą zawsze wolałem towarzystwo ojca i stawałem po jego stronie w różnych sytuacjach. Przestałem, bo ojciec nie stawał nigdy po mojej... a poza tym niewiele go interesuje życie rodzinne, on ma swój świat.

 

Ale czy ja na to nie zasłużyłem? Czy gdybym nie był najbardziej irytujący, tak by mnie traktowano? Nie byłem aniołkiem przecież. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę... istnieje przecież możliwość, że rzeczywiście nie idzie się ze mną dogadać.

 

a poza tym, co mogę z tym wszystkim zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klaruniu,

Czytałem tę książkę i naprawdę, moim rodzicom daleko do tych opisywanych w niej! A to, że coś czuję, nie znaczy, że jest to w stu procentach poprawne (ot, choćby seryjny morderca czuje zapewne, że musi zabijać, a guzik, bo wcale nie musi). Może byłem trochę trudny: jestem uparty, wiele rzeczy robię z czystej przekory, jestem złośliwy, impulsywny. Wiele jest we mnie cech, które z chęcią bym wyrzucił.

Ale może też jestem taki dlatego, bo takim widziała mnie mama? Zawsze porównywała mnie do swojej siostry, za którą nie przepadała. Więc po prostu... zachowywałem się zgodnie z jej oczekiwaniami co do mnie. Trudno jest mi przyznać, że coś w moim dzieciństwie było nie tak, bo całe życie święcie wierzyłem, że moja rodzina jest najlepsza na świecie. Tak mi powtarzano.

 

marek23,

w porządku, wybacz, że tak pomyślałem.

Rzeczywiście to mama wiodła w moim domu prym, była trochę terrorystką... Gdy miała zły humor, trzeba było chodzić na palcach, żeby się czymś nie narazić. I prawdopodobnie miała swój udział w tym, że rodzeństwo było przeciwko mnie. Widzieli, że można mnie traktować jak czarną owcę i tak też mnie traktowali. A ja się dawałem, bo wierzyłem, że tak być powinno i rozpaczałem, że rodzina mnie nie lubi, bo jestem niedobry. To śmieszne, ale nadal tak czuję. Tatę pewnie trochę przypominam, a mama chyba nie ma do niego cierpliwości za grosz (bardzo dużo się kłócą). Zresztą zawsze wolałem towarzystwo ojca i stawałem po jego stronie w różnych sytuacjach. Przestałem, bo ojciec nie stawał nigdy po mojej... a poza tym niewiele go interesuje życie rodzinne, on ma swój świat.

 

Ale czy ja na to nie zasłużyłem? Czy gdybym nie był najbardziej irytujący, tak by mnie traktowano? Nie byłem aniołkiem przecież. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę... istnieje przecież możliwość, że rzeczywiście nie idzie się ze mną dogadać.

 

a poza tym, co mogę z tym wszystkim zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

orangejuice, jak ty nie potrafisz przyznać, że Twoi rodzice byli beznadziejni, to w czym my mamy Ci pomóc? W temacie sam wypisałeś na nich wiele zarzutów. Masz dwa wyjścia: albo przyznać fakt, że byli kiepscy, i słusznie przypisać im winę za to, co zrobili, albo postawić ich na ołtarzyku, codziennie palić im kadzidełka i samobiczować się. Jeżeli nie interesuje Cię ta pierwsza opcja, to po co w ogóle założyłeś ten temat? I co Ci tak strasznie szkodzi przyznać, że oni wcale nie byli dobrzy? Czemu to takie strasznie trudne? Po co się tak przy tym upierasz? Nie rozumiem Twojej trudności, bo sama takich nie miałam.

 

-- 03 mar 2013, 23:27 --

 

Sęk w tym, że miłość jest prosta: jest, albo jej nie ma. Kiedy ma się kochającego rodzica, to będąc człowiekiem pełnym wad i tak czuje się jego miłość, jest się kochanym. A kiedy rodzic nie umie kochać, to czepia się każdej naszej najmniejszej wady i robi z niej wielkie zło. Ja zawsze byłam spokojna, miałam wiele osiągnięć, byłam dobra we wszystkim praktycznie... nie paliłam, nie piłam, miałam fajnych przyjaciół... i co z tego? Moi rodzice i tak uważają, że jestem niewystarczająco dobra, ciągle mnie krytykują. Uważasz, że na to zasłużyłam?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

orangejuice, jak ty nie potrafisz przyznać, że Twoi rodzice byli beznadziejni, to w czym my mamy Ci pomóc? W temacie sam wypisałeś na nich wiele zarzutów. Masz dwa wyjścia: albo przyznać fakt, że byli kiepscy, i słusznie przypisać im winę za to, co zrobili, albo postawić ich na ołtarzyku, codziennie palić im kadzidełka i samobiczować się. Jeżeli nie interesuje Cię ta pierwsza opcja, to po co w ogóle założyłeś ten temat? I co Ci tak strasznie szkodzi przyznać, że oni wcale nie byli dobrzy? Czemu to takie strasznie trudne? Po co się tak przy tym upierasz? Nie rozumiem Twojej trudności, bo sama takich nie miałam.

 

-- 03 mar 2013, 23:27 --

 

Sęk w tym, że miłość jest prosta: jest, albo jej nie ma. Kiedy ma się kochającego rodzica, to będąc człowiekiem pełnym wad i tak czuje się jego miłość, jest się kochanym. A kiedy rodzic nie umie kochać, to czepia się każdej naszej najmniejszej wady i robi z niej wielkie zło. Ja zawsze byłam spokojna, miałam wiele osiągnięć, byłam dobra we wszystkim praktycznie... nie paliłam, nie piłam, miałam fajnych przyjaciół... i co z tego? Moi rodzice i tak uważają, że jestem niewystarczająco dobra, ciągle mnie krytykują. Uważasz, że na to zasłużyłam?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och, toś mi przygadała. Upieram się, bo kocham rodziców i robi mi się zwyczajnie przykro na myśl, że mam zwalać na nich winę. W końcu nikt nie jest idealny, każdy rodzic popełnia błędy, które czymś tam skutkują w przyszłości. Więc dobrze, przyznaję - moi rodzice też takie błędy popełnili.

Nie, nie uważam, że zasłużyłaś na ciągłą krytykę. Ale chyba łatwiej ocenia się sytuację z boku niż w niej tkwiąc, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och, toś mi przygadała. Upieram się, bo kocham rodziców i robi mi się zwyczajnie przykro na myśl, że mam zwalać na nich winę. W końcu nikt nie jest idealny, każdy rodzic popełnia błędy, które czymś tam skutkują w przyszłości. Więc dobrze, przyznaję - moi rodzice też takie błędy popełnili.

Nie, nie uważam, że zasłużyłaś na ciągłą krytykę. Ale chyba łatwiej ocenia się sytuację z boku niż w niej tkwiąc, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzice mogli popełnić mniej lub bardziej świadomie jakieś błedy i ukształtować w tobie jakieś przekonania które nosisz ze sobą do dziś. Co nie znaczy że musieli być złymi rodzicami, albo że ty jesteś skazany na cośtam do końca życia. Tylko że takie rzeczy trudno jest zmienić, zwłaszcza samemu. Ale nie jest to niemożliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzice mogli popełnić mniej lub bardziej świadomie jakieś błedy i ukształtować w tobie jakieś przekonania które nosisz ze sobą do dziś. Co nie znaczy że musieli być złymi rodzicami, albo że ty jesteś skazany na cośtam do końca życia. Tylko że takie rzeczy trudno jest zmienić, zwłaszcza samemu. Ale nie jest to niemożliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A, to sorry :D No już po raz kolejny ktoś mi mówi, że nie miał nic złego na myśli, a ja jak zwykle odbieram żarty jako ataki :) no cóż :)

 

Nie no, generalnie nie chcę Ci wmawiać, że Twoi rodzice byli zepsuci do szpiku kości... tylko wydaje mi się, że postrzeganie ich jako takich wspaniałych jest niezgodne z rzeczywistością. Ale widzę, że przyznajesz, że popełnili błędy... W każdym razie myślę, że na razie boisz się trochę spojrzeć własnymi oczami, mieć całkiem odmienne zdanie od Twoich rodziców. Prawda to?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×