Skocz do zawartości
Nerwica.com

orangejuice

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez orangejuice

  1. Och, toś mi przygadała. Upieram się, bo kocham rodziców i robi mi się zwyczajnie przykro na myśl, że mam zwalać na nich winę. W końcu nikt nie jest idealny, każdy rodzic popełnia błędy, które czymś tam skutkują w przyszłości. Więc dobrze, przyznaję - moi rodzice też takie błędy popełnili. Nie, nie uważam, że zasłużyłaś na ciągłą krytykę. Ale chyba łatwiej ocenia się sytuację z boku niż w niej tkwiąc, prawda?
  2. Och, toś mi przygadała. Upieram się, bo kocham rodziców i robi mi się zwyczajnie przykro na myśl, że mam zwalać na nich winę. W końcu nikt nie jest idealny, każdy rodzic popełnia błędy, które czymś tam skutkują w przyszłości. Więc dobrze, przyznaję - moi rodzice też takie błędy popełnili. Nie, nie uważam, że zasłużyłaś na ciągłą krytykę. Ale chyba łatwiej ocenia się sytuację z boku niż w niej tkwiąc, prawda?
  3. klaruniu, Czytałem tę książkę i naprawdę, moim rodzicom daleko do tych opisywanych w niej! A to, że coś czuję, nie znaczy, że jest to w stu procentach poprawne (ot, choćby seryjny morderca czuje zapewne, że musi zabijać, a guzik, bo wcale nie musi). Może byłem trochę trudny: jestem uparty, wiele rzeczy robię z czystej przekory, jestem złośliwy, impulsywny. Wiele jest we mnie cech, które z chęcią bym wyrzucił. Ale może też jestem taki dlatego, bo takim widziała mnie mama? Zawsze porównywała mnie do swojej siostry, za którą nie przepadała. Więc po prostu... zachowywałem się zgodnie z jej oczekiwaniami co do mnie. Trudno jest mi przyznać, że coś w moim dzieciństwie było nie tak, bo całe życie święcie wierzyłem, że moja rodzina jest najlepsza na świecie. Tak mi powtarzano. marek23, w porządku, wybacz, że tak pomyślałem. Rzeczywiście to mama wiodła w moim domu prym, była trochę terrorystką... Gdy miała zły humor, trzeba było chodzić na palcach, żeby się czymś nie narazić. I prawdopodobnie miała swój udział w tym, że rodzeństwo było przeciwko mnie. Widzieli, że można mnie traktować jak czarną owcę i tak też mnie traktowali. A ja się dawałem, bo wierzyłem, że tak być powinno i rozpaczałem, że rodzina mnie nie lubi, bo jestem niedobry. To śmieszne, ale nadal tak czuję. Tatę pewnie trochę przypominam, a mama chyba nie ma do niego cierpliwości za grosz (bardzo dużo się kłócą). Zresztą zawsze wolałem towarzystwo ojca i stawałem po jego stronie w różnych sytuacjach. Przestałem, bo ojciec nie stawał nigdy po mojej... a poza tym niewiele go interesuje życie rodzinne, on ma swój świat. Ale czy ja na to nie zasłużyłem? Czy gdybym nie był najbardziej irytujący, tak by mnie traktowano? Nie byłem aniołkiem przecież. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę... istnieje przecież możliwość, że rzeczywiście nie idzie się ze mną dogadać. a poza tym, co mogę z tym wszystkim zrobić?
  4. klaruniu, Czytałem tę książkę i naprawdę, moim rodzicom daleko do tych opisywanych w niej! A to, że coś czuję, nie znaczy, że jest to w stu procentach poprawne (ot, choćby seryjny morderca czuje zapewne, że musi zabijać, a guzik, bo wcale nie musi). Może byłem trochę trudny: jestem uparty, wiele rzeczy robię z czystej przekory, jestem złośliwy, impulsywny. Wiele jest we mnie cech, które z chęcią bym wyrzucił. Ale może też jestem taki dlatego, bo takim widziała mnie mama? Zawsze porównywała mnie do swojej siostry, za którą nie przepadała. Więc po prostu... zachowywałem się zgodnie z jej oczekiwaniami co do mnie. Trudno jest mi przyznać, że coś w moim dzieciństwie było nie tak, bo całe życie święcie wierzyłem, że moja rodzina jest najlepsza na świecie. Tak mi powtarzano. marek23, w porządku, wybacz, że tak pomyślałem. Rzeczywiście to mama wiodła w moim domu prym, była trochę terrorystką... Gdy miała zły humor, trzeba było chodzić na palcach, żeby się czymś nie narazić. I prawdopodobnie miała swój udział w tym, że rodzeństwo było przeciwko mnie. Widzieli, że można mnie traktować jak czarną owcę i tak też mnie traktowali. A ja się dawałem, bo wierzyłem, że tak być powinno i rozpaczałem, że rodzina mnie nie lubi, bo jestem niedobry. To śmieszne, ale nadal tak czuję. Tatę pewnie trochę przypominam, a mama chyba nie ma do niego cierpliwości za grosz (bardzo dużo się kłócą). Zresztą zawsze wolałem towarzystwo ojca i stawałem po jego stronie w różnych sytuacjach. Przestałem, bo ojciec nie stawał nigdy po mojej... a poza tym niewiele go interesuje życie rodzinne, on ma swój świat. Ale czy ja na to nie zasłużyłem? Czy gdybym nie był najbardziej irytujący, tak by mnie traktowano? Nie byłem aniołkiem przecież. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę... istnieje przecież możliwość, że rzeczywiście nie idzie się ze mną dogadać. a poza tym, co mogę z tym wszystkim zrobić?
  5. Dziękuję za odpowiedzi. klaruniu, Ale mówili mi, że mnie kochają. Tzn. mama raczej, tacie się raz po alkoholu wymsknęło. To jest tak, że na poziomie umysłu wiem, że jestem kochany, ale czuję się jak czarna owca. Nawet rodzeństwo zawsze sprzymierzało się przeciwko mnie. I strasznie trudno przestać mi się nad tym użalać. Od wyjazdu na studia tęsknię za domem, a kiedy go odwiedzam, to chcę jak najszybciej wyjechać z powrotem. Przepraszam, że tak neguję wszystko, ale nie mogę uwierzyć, że miałem złych rodziców, czuję się tylko coraz bardziej ich niegodny (często sami mi powtarzali, że są dobrymi rodzicami). To są ludzie pracowici i wiem, że daliby mi gwiazdkę z nieba, gdyby mogli. To, że się tu na nich żalę, wydaje mi się straszną niewdzięcznością z mojej strony. Ale też zdaję sobie sprawę, że coś było nie w porządku. Do dziś boję się zrobić coś wbrew mojej mamie. Studia chciałem rzucić już dziesięć razy, ale zawsze myślałem tylko o tym, jak zawiodę rodziców. A każda sesja jest dla mnie tragedią, bo jeszcze nie daj Bóg zawalę egzamin i cały świat się skończy. No i na dodatek jestem odludkiem... marku23, przyznam, że nawet nie wiem, czy Ty mówisz poważnie. Ale fakt, dzieci i ryby w moim domu głosu nie miały. Mama zawsze powtarzała, że czego by nie zrobiła ani czego by nie powiedziała, to ja nie mam prawa podnieść głosu. "Jak w wojsku?", zapytałem. "Tak, jak w wojsku", odpowiedziała. No i tyle w tym temacie. O przy tym fragmencie właśnie pomyślałem, że się nabijasz z mojego użalania się nad sobą...
  6. Dziękuję za odpowiedzi. klaruniu, Ale mówili mi, że mnie kochają. Tzn. mama raczej, tacie się raz po alkoholu wymsknęło. To jest tak, że na poziomie umysłu wiem, że jestem kochany, ale czuję się jak czarna owca. Nawet rodzeństwo zawsze sprzymierzało się przeciwko mnie. I strasznie trudno przestać mi się nad tym użalać. Od wyjazdu na studia tęsknię za domem, a kiedy go odwiedzam, to chcę jak najszybciej wyjechać z powrotem. Przepraszam, że tak neguję wszystko, ale nie mogę uwierzyć, że miałem złych rodziców, czuję się tylko coraz bardziej ich niegodny (często sami mi powtarzali, że są dobrymi rodzicami). To są ludzie pracowici i wiem, że daliby mi gwiazdkę z nieba, gdyby mogli. To, że się tu na nich żalę, wydaje mi się straszną niewdzięcznością z mojej strony. Ale też zdaję sobie sprawę, że coś było nie w porządku. Do dziś boję się zrobić coś wbrew mojej mamie. Studia chciałem rzucić już dziesięć razy, ale zawsze myślałem tylko o tym, jak zawiodę rodziców. A każda sesja jest dla mnie tragedią, bo jeszcze nie daj Bóg zawalę egzamin i cały świat się skończy. No i na dodatek jestem odludkiem... marku23, przyznam, że nawet nie wiem, czy Ty mówisz poważnie. Ale fakt, dzieci i ryby w moim domu głosu nie miały. Mama zawsze powtarzała, że czego by nie zrobiła ani czego by nie powiedziała, to ja nie mam prawa podnieść głosu. "Jak w wojsku?", zapytałem. "Tak, jak w wojsku", odpowiedziała. No i tyle w tym temacie. O przy tym fragmencie właśnie pomyślałem, że się nabijasz z mojego użalania się nad sobą...
  7. ...wychował się w rodzinie pięcioosobowej, był dzieckiem średnim (młodszy brat, starsza siostra) i zawsze czuł się od rodzeństwa gorszy, ponieważ często słyszał "twoje rodzeństwo jest takie spokojne, a ty taki wredny" i takie tam, ale jednocześnie wiedział, że poczucie niższości jest niesłuszne, bo rodzice nieraz zapewniali go o swojej bezwarunkowej miłości. Mimo to nie mógł nigdy powstrzymać się od użalania się nad sobą, wydawało mu się, że rodzice kochają go najmniej, że gdyby nigdy się nie urodził, to wszystkim byłoby łatwiej. Nigdy nie sprawiał większych problemów w szkole; uczył się dobrze, nie wdawał się w bójki, kłótnie, nauczyciele nigdy nie mieli żadnych zastrzeżeń. Mimo to często powtarzano mu: "gdybyś ci się chciało, miałbyś same szóstki". Problem w tym, że jemu się nie chciało. Zresztą nie sądził, by rzeczywiście to było możliwe. Do pewnego momentu człowiek ów czuł się piękny, lubiany, zabawny, inteligentny, niemal doskonały. Zmieniło się to w gimnazjum, kiedy wszedł w okres dojrzewania i zdał sobie sprawę, że ludzie z klasy nie bardzo go lubią, że wcale nie ma stada wielbicieli płci przeciwnej. Wtedy też, jak to zwykle w wieku nastoletnim bywa, zaczęły się konflikty z rodzicami. Krzyki zdarzały się już wcześniej, kiedy człowiek przynosił do domu czwórkę ("ja w twoim wieku miałam same piątki"), kiedy tata wracał z zebrania po pierwszym semestrze ("dlaczego nie masz czerwonego paska?!", "jeśli nie będziesz się uczył, pójdziesz do zawodówki!", "będziesz stał na bazarze, jeśli nie pójdziesz na studia"), ale dopiero w gimnazjum człowiek zaczął rodzicom odszczekiwać. Od tej pory był uważany - szczególnie przez mamę - za dziecko trudne, zbuntowane, choć, jak już zostało powiedziane, nigdy nie wywoływał specjalnych kłopotów. Był nerwowy i miał trochę niewyparzony język, ale strasznie cierpiał wewnętrznie, gdy nie mógł wypowiedzieć własnej opinii. Jego mama została wychowana w rodzinie alkoholików i być może to utrudniało relacje z nią. Czasem wystarczało, że nieopatrznie podniósł lekko głos (bez złych intencji), by ożywiona wymiana zdań zamieniła się w straszną awanturę pełną płaczu i bezsilnej złości. Rodzice chcieli dla niego jak najlepiej i on to wie. Nigdy nie odmówiono mu niczego, na czym by mu bardzo zależało (chyba że finanse na coś nie pozwalały), martwiono się o niego, gdy długo nie wracał do domu i zawsze miał co jeść. Mimo to ciągle czuł, że jest najgorszy. Że nie zasługuje na tak dobrych rodziców. W jego relacjach z rodziną zawsze było coś żenującego, krępującego. Teraz, choć ma 22 lata, nie patrzy mamie w oczy, za coś jej nie cierpi, choć zdaje sobie sprawę, że to dobra kobieta. Mimo to nie może zbyt długo przebywać z nią w jednym pokoju i irytuje go w niej bardzo wiele rzeczy. Z ojcem nie ma za bardzo kontaktu; ojciec jest dziwnie odizolowany, przeważnie śpi albo siedzi przed telewizorem. A człowiek zauważył, że nie potrafi wchodzić w związki z innymi ludźmi, że weekendy spędza samotnie i nie robi nic pożytecznego. Wszystkie relacje traktuje z dystansem. Wstydzi się bliskości, boi się własnych emocji, nie chce się angażować, bo go to męczy. Jest nieśmiały i maskuje to swoją krzykliwością. Z nikim nie rozmawia o swoich problemach. Potrafi wpaść we wściekłość z powodu błahostki, dużo krzyczy na młodszego brata i uwielbia ustawiać innych ludzi wedle swojego widzimisię. W towarzystwie spoza rodzinnego grona jest miły i tłumi uczucia.
  8. ...wychował się w rodzinie pięcioosobowej, był dzieckiem średnim (młodszy brat, starsza siostra) i zawsze czuł się od rodzeństwa gorszy, ponieważ często słyszał "twoje rodzeństwo jest takie spokojne, a ty taki wredny" i takie tam, ale jednocześnie wiedział, że poczucie niższości jest niesłuszne, bo rodzice nieraz zapewniali go o swojej bezwarunkowej miłości. Mimo to nie mógł nigdy powstrzymać się od użalania się nad sobą, wydawało mu się, że rodzice kochają go najmniej, że gdyby nigdy się nie urodził, to wszystkim byłoby łatwiej. Nigdy nie sprawiał większych problemów w szkole; uczył się dobrze, nie wdawał się w bójki, kłótnie, nauczyciele nigdy nie mieli żadnych zastrzeżeń. Mimo to często powtarzano mu: "gdybyś ci się chciało, miałbyś same szóstki". Problem w tym, że jemu się nie chciało. Zresztą nie sądził, by rzeczywiście to było możliwe. Do pewnego momentu człowiek ów czuł się piękny, lubiany, zabawny, inteligentny, niemal doskonały. Zmieniło się to w gimnazjum, kiedy wszedł w okres dojrzewania i zdał sobie sprawę, że ludzie z klasy nie bardzo go lubią, że wcale nie ma stada wielbicieli płci przeciwnej. Wtedy też, jak to zwykle w wieku nastoletnim bywa, zaczęły się konflikty z rodzicami. Krzyki zdarzały się już wcześniej, kiedy człowiek przynosił do domu czwórkę ("ja w twoim wieku miałam same piątki"), kiedy tata wracał z zebrania po pierwszym semestrze ("dlaczego nie masz czerwonego paska?!", "jeśli nie będziesz się uczył, pójdziesz do zawodówki!", "będziesz stał na bazarze, jeśli nie pójdziesz na studia"), ale dopiero w gimnazjum człowiek zaczął rodzicom odszczekiwać. Od tej pory był uważany - szczególnie przez mamę - za dziecko trudne, zbuntowane, choć, jak już zostało powiedziane, nigdy nie wywoływał specjalnych kłopotów. Był nerwowy i miał trochę niewyparzony język, ale strasznie cierpiał wewnętrznie, gdy nie mógł wypowiedzieć własnej opinii. Jego mama została wychowana w rodzinie alkoholików i być może to utrudniało relacje z nią. Czasem wystarczało, że nieopatrznie podniósł lekko głos (bez złych intencji), by ożywiona wymiana zdań zamieniła się w straszną awanturę pełną płaczu i bezsilnej złości. Rodzice chcieli dla niego jak najlepiej i on to wie. Nigdy nie odmówiono mu niczego, na czym by mu bardzo zależało (chyba że finanse na coś nie pozwalały), martwiono się o niego, gdy długo nie wracał do domu i zawsze miał co jeść. Mimo to ciągle czuł, że jest najgorszy. Że nie zasługuje na tak dobrych rodziców. W jego relacjach z rodziną zawsze było coś żenującego, krępującego. Teraz, choć ma 22 lata, nie patrzy mamie w oczy, za coś jej nie cierpi, choć zdaje sobie sprawę, że to dobra kobieta. Mimo to nie może zbyt długo przebywać z nią w jednym pokoju i irytuje go w niej bardzo wiele rzeczy. Z ojcem nie ma za bardzo kontaktu; ojciec jest dziwnie odizolowany, przeważnie śpi albo siedzi przed telewizorem. A człowiek zauważył, że nie potrafi wchodzić w związki z innymi ludźmi, że weekendy spędza samotnie i nie robi nic pożytecznego. Wszystkie relacje traktuje z dystansem. Wstydzi się bliskości, boi się własnych emocji, nie chce się angażować, bo go to męczy. Jest nieśmiały i maskuje to swoją krzykliwością. Z nikim nie rozmawia o swoich problemach. Potrafi wpaść we wściekłość z powodu błahostki, dużo krzyczy na młodszego brata i uwielbia ustawiać innych ludzi wedle swojego widzimisię. W towarzystwie spoza rodzinnego grona jest miły i tłumi uczucia.
×