Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hej, cześć i czołem :)


arczi92

Rekomendowane odpowiedzi

Od jakiegoś czasu śledzę forum. Postanowiłem się wyżalić bo obca osoba to obca osoba, a nie wiem co mam ze sobą zrobić.

Cóż zawsze z czymś mam jakiś problem w życiu albo to rodzina, albo znajomi albo ta jedna bardzo bliska osoba.

 

Jak byłem młodszy to na moim podwórku przez jakiś czas mnie dręczyli bez konkretnego powodu. Nie powiem z czasem z praktycznie każdym się kumplowałem czy przyjaźniłem bo to jednak było się dzieckiem i z wiekiem jest się mądrzejszym. W szkole zawsze sobie dawałem radę bez problemu (nie uczyłem się w ogóle i to 3-4 dostawałem :D). W domu oczywiście wszyscy mnie gnoili i wymagali Bóg wie czego (rodzice po zawodówce bo wtedy się nie opłacało iść na studia a prawda jest jednak inna). Zawsze były i właściwie nadal są teksty "bo gdy ja byłem/am w Twoim wieku..." które mnie szczerze powiedziawszy jeb*ą bo teraz nie jest x lat temu.

 

Jakoś jak miałem 13 lat (2006 rok) wyjechaliśmy za granicę bo ile wtedy zarobił rzeźnik czy sprzedawca na kasie - w między czasie rodzice jeździli na prace sezonowe itd. - to było dla mnie straszne bo straciłem kontakt ze znajomymi i byłem zmuszony mieć nowych. Od razu mówię ludzie na wyspach są bądź zmieniają się w dziwaków ale do tego wrócę. Miałem tam jakichś znajomych ale to nie było to co chciałem. Wyspiarze to są creepy i nie lubię ich stylu bycia i życia, a Polacy to w większości "polaczkowe janusze". Właściwie od 2006 do 2011 (kiedy to miałem 18 lat) byłem na 2-3 imprezach i pierwszy raz w życiu byłem pijany po maturze do czego też dojdziemy.

 

Ojciec: ma problem z alko i fajkami. Rzeźnik. Ogólnie jedynak (miał straszne luzy) i człowiek ze wsi. Niby jest z tych ludzi którzy nie zjedzą a dadzą dziecku itd. ale powiedz mu żeby nie pił czy palił to się obrazi... Przez niego już na wyspach nie miałem świąt Bożego Narodzenia 2-3 razy. Ogólnie w Polsce wracał pijany nie raz. Na wyspach jest pijany średnio co weekend - od święta co drugi. Teraz w święta wypił 48 tatr mocnych (okres święta do sylwestra). Ma już 44 lata i dodatkowo jeszcze się o wszystko obraża jak dziecko. Ogólnie nie mam z nim kontaktu na poziomie ojciec-syn. W okresie 13-16 lat był agresywny wobec mnie po pijaku do momentu jak chciał uderzyć matkę i wyskoczyłem na niego. Pogadam z nim o jakimś żużlu czy czymś ale żeby rozmowa się kleiła to nigdy. Po prostu jest mi przykro, że nie widzi swoich błędów i traktuje wszystko normalnie.

 

Matka: z charakteru jak ja z tym, że nie odpuści i będzie się dopierdzielać do wszystkiego. Choleryczka. Uwielbia wnerwiać ojca jak wypije. Wyzywa go a później lubi dojść do rzucania mikrofalówkami itd. Uwielbia wytykać błędy i wydzierać się jak coś zrobisz jak nie ona to widzi. Natomiast jak jej wypomnisz błąd to zachowanie w stylu, że i tak jesteś zero. bez nałogów ale też ciężka osoba dla mnie. Uwielbia kombinować i nie odpuści niczego (kasa czy cokolwiek) - może i czasem ma racje ale w większości przypadków to virtutti cebulari. Nie daj Bóg żeby ktoś się dowiedział, że auta jakie mają są na kredyt czy co - wyznaje zasadę zastaw się i postaw się.

 

Moja siostra: w wielu przypadkach jest jak ja. Ogólnie z nią to taka typowa wojna brat vs siostra. Pokłócimy się ale przyjdzie co do czego to jedno stanie w obronie drugiego. Chociaż siostra w trakcie kłótni stawia się za ojcem mimo wszystko. Rodzice raczej siostrę traktują jako przygłupa mimo że jest mądra. Nie ufają jej ani nic.

 

Ja: No cóż jak na chłopa 22 lata to jestem wrażliwy jak kobieta. Na studia wróciłem do Polski za dziewczyną z którą się rozstałem ponad rok temu :). Staram się być przyjacielski i pomagać jak umiem, chociaż zaczynam się trochę odcinać od ludzi i wolę siedzieć sam bo chyba tak nic nie robię złego nikomu. Nie jestem fanem imprez w klubach - na domówkę jeszcze się wybiorę - ale słucham twardo muzykę klubową (Tomorrowland i podobne klimaty). Strasznie szybko się denerwuję - wystarczy chwila i jestem jak atomówka. Jak mówiłem napiłem się alko pierwszy raz po maturze. Wcześniej nie raz byłem odpowiedzialny za wszystko. Sytuacja: matka na zabiegu usunięcia guza w Polsce, a ojciec nawalony w domu bo mu się włączyła wolność. Chodziłem na 7 do pracy za matkę, na 9 do szkoły i po 17 do kolejnej pracy za nią żeby jej nie wyrzucili. Angielski w domu to tylko i wyłącznie ja bo rodzice "ciężko pracują i nie mają czasu na pierdoły". Ogólnie nie miałem kiedy porobić z siebie gimbusa czy cokolwiek innego bo miałem za dużo na głowie i nie chciałem już do istniejących problemów dowalać nowych.

 

Będąc na wyspach poznałem byłą dziewczynę i tłukliśmy gadkę przez jakieś 5 lat + niecałe 3 lata byliśmy razem. Niestety ostatnio sytuacja z domu zaczęła mnie prześladować również w Polsce. Przez co zacząłem jak nigdy być nerwowy + jeszcze polski system szkolnictwa wyższego + ja = stres nieziemski. Bałem się ją przedstawiać rodzicom bo nie dość że poznałem ją przez internet (BO LUDZIE SO ŹLI W INTERNETACH) to poprawiała swoją maturę (2 przedmioty) na studia med i o to też się dopierdzielili jak już nie wiedziałem i prosiłem o pomoc żeby ją odzyskać bo byłem tak zdesperowany. Ogólnie ona zostawiła mnie tylko dlatego, że myślała, że się jej wstydzę przez tą maturę... I ogólnie okazało się, że po 2 latach dowiedziałem się nagle co jest źle... jak nigdy wcześniej (chociaż ja nie całowałem się z kimś po pijaku w trakcie związku :) ale być zazdrosną o koleżankę to pierwsza... )

 

Podsumowanie mnie: Strasznie jestem nerwowy. Mam skoki nastrojów - zwłaszcza po rozstaniu potrafię się śmiać a zaraz później płakać, a jeszcze 5 min później chodzę zły o nic. Staram sobie pomagać siłownią i muzyką np. Rock (AC/DC etc). Ale jestem dość też niekonsekwentny bo chce się czegoś uczyć to zaczynam i nagle przestaje to robić. Miałem robić w domu pompki czy przysiady i w ogóle olałem zalecenia trenera mimo że schudłem i jest lepiej lecz wciąż... I nie znoszę jak ktoś mi mówi co to on nie robił (mój trener mnie gnoi że on to mała córka, żona pierdyliard etatów i ma czas na siłownię a ja jestem człowiek wymówka zwłaszcza odkąd dostałem pracę i mam sztywne godziny i nie mam czasu bo jeżdżę MPK we Wrocławiu i jest ciężko w godzinach szczytu) - porównywanie jest irytujące. I często się użalam nad sobą tak jak teraz...

 

Ogólnie napisałem tutaj żeby z kimś pogadać, wyżalić się bo nie mam do kogo się zwrócić. Znajomi albo nie mają czasu, albo nie chcą za bardzo o tym ze mną gadać o tych rzeczach... Jakby ktoś miał czas i chęci to dzięki :) Nie stać mnie na psychologa aby sobie porozmawiać a nie chce pewnego dnia dojść do wniosku aby to wszystko zakończyć.

 

Dzięki! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×