Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rodzina alkoholików i neurotyków, ograniczający rodzice...


Gość Keji

Rekomendowane odpowiedzi

Za cholerę nie czułam się nigdy bezpiecznie w rodzinie. Gdzie nie spojrzysz, tam współuzależnienie jedno za drugim, kobiety Matki Polki z DDA, alkoholizm na każdym kroku, nerwice, cały ten źle działający mechanizm i ja z nim, będąca tą, która według wszystkich tylko wymyśla problemy, a nic z wyżej wymienionych wręcz nie ma prawa mnie dotyczyć, chociaż dzieje się zupełnie przeciwnie. Wszystko jest pięknie i cacy, kit, że kwestia psychiki to tabu, wszelkie dyskusje mają taki sens, jak negacja istnienia Boga Ojca w średniowieczu. A te same schematy z pokolenia na pokolenie to przechodzą tak przypadkiem. Można się u nas dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, w wieku lat czterech bodajże usłyszałam, że żadnemu człowiekowi nie można ufać, nawet najbliższym i ogólnie świat jest siedliskiem zła wszelkiego, ale tak to już jest i nie idzie tego podważyć. Rozwijające się u mnie już od najmłodszych lat zaburzenia lękowe wraz z epizodami depresji były kwitowane tylko słowami "To tylko na tle nerwowym, nikt cię nie bije, więc o co chodzi". Ze wszystkim musiałam radzić sobie sama, sama rozwiązywałam swoje problemy i sama badałam swoją psychikę, sama ciągałam opiekunów najdroższych, co by mi zgody u psychiatry oraz psychologa podpisali, tak jakoś w wieku lat czternastu czy trzynastu. W wieku lat siedemnastu nabrałam przeświadczenia, budzącego lęk nawet we mnie samej, że w najbliższym otoczeniu jestem jedyną osobą, która może się o mnie zatroszczyć i myśl, że sama nie dam sobie rady w życiu, że nie ma osoby, która w razie czego poprawnie by się mną zaopiekowała, jest teraz naczelnym straszakiem wykorzystywanym przez mój mózg.

Generalnie, jakby ktoś popatrzył z zewnątrz, to mam pełną samowolkę, bowiem na ogół w domu pozostawiona jestem samej sobie i nikt nie wnika w moje zainteresowania i to, co robię czy mówię. Ale to pozory. Mam wrażenie, że naprawdę panuje tu cichy nakaz, że oczywiście, mogę robić co mi się podoba i decydować, dopóki.... Nie mówię głośno o swoich problemach, nie sprawiam takowych, nie wychodzę zbyt często, siedzę cicho, zajęcia mam nie sprawiające kłopotów, najlepiej także, bym zbyt wielu znajomych nie miała i nie wyjeżdżała za daleko, bo przecież wszędzie tylko czyhają, co by mnie zgwałcić, żywcem pożreć, a szczątki zakopać pod pierwszym lepszym krzakiem. Uniezależnić się to już pewnie grzech śmiertelny. Moje decyzje o dajmy na to, wyjeździe gdzieś, są podejmowane przez pryzmat a) Tego, co by ludzie powiedzieli i rodzina na to (Jak gdzieś jadę, to wie o tym każdy członek rodziny w promieniu dwustu kilometrów), bo powiedzmy, towarzystwo im może nie pasować (które w moim wypadku niejednokrotnie jest starsze i nic na to nie poradzę, na siłę innego szukać nie będę) oraz b) histerycznych emocji mojej matki dda, która w duchu zapewne ledwo powstrzymuje się od zaprotestowania, gdy chcę wyjść do sklepu i panikuje poczynając od tego, kiedy jadę w dłuższą trasę na rower (Mogłabyś dookoła parku pojeździć!), na wyjazdach do innych miast kończąc- wtedy osoby, z którymi się wybieram, powinny być dokładnie przebadane, odciski palców pobrane, zdjęcie siatkówki oka zrobione, numer buta,a niedługo to pewnie także rozmiar stanika czy długość penisa... Ale tak czy siak będzie trzeba na mnie poczucie winy oraz skruchy wycisnąć, iż ja takowe pomysły posiadam.

Fakt, że prawnie jestem wciąż pod ich opieką, ciąży mi niesamowicie, za Chiny nie potrafię się do tego przystosować. Przeważnie jest tak, że rodzice wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci, ale nie moi. Nie znają mnie ani moich problemów ani trochę, baliby się przecież z nimi skonfrontować. Jestem przyzwyczajona do bycia zdaną na siebie, radzenia sobie samemu, więc nienawidzę, gdy ktoś wpada ni z gruchy ni z pietruchy i zaczyna dyktować swoje warunki, a jedyne co potrafi powiedzieć, to że znowu mam durne wymysły albo, że czegoś mam nie robić, bo im to nie pasuje, chociaż na co dzień mój ojciec ma filozofię pt "Nie czepiaj się mnie i nie bierz ze mnie przykładu, patrz na innych". A aktualnie rozpoczęła się era awantur o moich znajomych i wypady wakacyjne i mam szczerze dosyć...

 

-- 21 lip 2012, 23:21 --

 

Doradźcie coś, bo właśnie musiałam zrezygnować z kolejnego wypadu, ugięłam się pod ich truciem, pretensjami i mam wrażenie, że jestem na granicy fiksacji psychicznej. Wyjazd sam w sobie nie był łatwą decyzją, bo oznacza nie tylko lęki, ale i walkę z samą sobą, żeby się przekonać, że nie jestem takim śmieciem i idiotką, co się najbardziej włącza przy kontaktach z innymi, a tymczasem okazuje się, że kolejna rzecz, którą chcę zrobić, jest czymś głupim i niepoważnym. Skoro od zawsze cokolwiek nie chciałam robić stwarzało problem, nawet jeśli nie mówili tego jasno, to ostatecznie naprawdę wszystko w moim życiu zaczęło przestawać sprawiać mi radość, której ostatki pragnęłam czerpać pomimo dobijających lęków, fobii i innych schiz. Jeszcze trochę i jedyne, co łaskawie zostanie dopuszczone, to to, bym poszła się wysrać. Z czego mam czerpać siłę, skoro wszystko dookoła mi ją odbiera? Szkoła to udręka, lęki, nawet jeśli pokonane w jakimś stopniu, wciąż uniemożliwiają mi pełną realizację siebie, wewnętrzny krytycyzm i perfekcjonizm zabił moją pasję i hobby, kontakty z innymi męczą, a ja w wieku siedemnastu lat ograniczam swoje życie do podręczników psychologicznych i tony leków, bo cienko ze mną fizycznie. A do tego oni nie są w stanie mnie do niczego zachęcić, tylko przeciwnie i najlepiej żebym pozostała taka, jaka jestem, siedząca cichutko nad komputerem. Piszę teraz nielogicznie może, ale emocje się we mnie gotują i tak wychodzi. Nawet na durne spotkania z psychologiem muszę czekać do pełnoletności, bo im się nie podobało, że ich ciągam po takich "bzdetach", pretensje, że po co mi to, bo żyję praktycznie we wsi i tak ogólnie rzecz biorąc, to trzeba się pokulać parędziesiąt km, żeby jakiegoś znaleźć... Dajcie jakiegoś kopa, ale odrobina pocieszenia też nie zaszkodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Kurczę współczuję mam podobnie. Ile masz lat ? Masz możliwość się wyprowadzić do dalszych krewnych czy dobrych znajomych ? Masz w nich wsparcie ?

Nie dręcz się tym że zrezygnowałaś z wypadu. Naprawdę nie dręcz się tym. Może powiedz znajomym że masz ciężką sytuację w domu. Wiem że trudno jest wyjaśnić zachowanie nienormalnych ludzi

Pamiętaj żeby nie zrezygnować (pod wpływem trucia) ze swoich znajomych.

O rety rzeczywiście jak bardzo mam podobnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też wywodzę się z takiej rozbitej i alkoholiczej rodziny, w której nie miałem żadnej miłośći, oparcia, akceptacji. Nie mam sympatii do swoich rodziców, wręcz nawet ich nie lubię za to, co zrobili w przeszłośći, ale ja już przeszłośći nie zmienię. Przez rodziców wpadłem w depresję, miałem natręctwa, ponieważ moje myśli ciągle krążyły wokół mojego dzieciństwa, tego, co działo się w domu u rodziców i to nie dawało mi spokoju. Można stwierdzić, że z całą pewnością pochodzę z rozbitej rodziny, pozbawionej uczuć, miłośći, zasad, spokoju rodzinnego. Znam ten ból, mając beznadziejnych rodziców...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez rodziców wpadłem w depresję, miałem natręctwa, ponieważ moje myśli ciągle krążyły wokół mojego dzieciństwa, tego, co działo się w domu u rodziców i to nie dawało mi spokoju

 

Trzeba tylko pamiętać, żeby w końcu wziąć sprawy w swoje ręce, zamiast przeżyć życie na zasadzie "to ich wina wszystko, ja tu nie mam nic do gadania". Myślę, że najtrudniejszą kwestią jest oddzielenie chorych nawyków od normalnych, zastąpienie tych pierwszych. Ja nie mogę na przykład znieść uczucia, że jestem taka sama jak ojciec, krzykliwa, nerwowa, nie do porozumienia się z. Generalnie nienawidzę zawiści, jaka panuje w domu rodzinnym, to jest po prostu okropne- siedzisz i słuchasz, jaki to ten a ten nie jest, wszyscy to idioci, albo ustawiania komuś obcemu życia. Brak porozumienia to też zgroza. Generalnie wszyscy jesteśmy dla siebie dosyć niemili, zgryźliwi.

 

Kurczę współczuję mam podobnie. Ile masz lat ? Masz możliwość się wyprowadzić do dalszych krewnych czy dobrych znajomych ? Masz w nich wsparcie ?

Siedemnaście. Rok mi brakuje.

 

Brakuje mi osoby, która myślałaby logicznie, dała jakieś normalne wsparcie.

 

Jest jeszcze coś, co mnie boli.

 

Ojciec nie tylko krytykuje mnie non stop za coś, co sam robi, ale chyba nigdy w ogóle nie traktował mnie jako dziecka, tylko jako osobnika, który całą mądrość życiową, wiedzę, jak działać, weźmie nie wiadomo skąd i automatycznie. Potrafił bowiem krytykować mnie za coś, co robiłam, czułam, mając powiedzmy pięć czy sześć lat, dając do zrozumienia, że wszystkie moje emocje są złe i nieprawidłowe. Tylko, że za cholerę nie potrafiłby pokazać mi, co w nich złego. Żyje na zasadzie "Ze mnie przykładu nie bierz". Twierdzi, że on "obowiązek" odchowania mnie spełnił i nic tu więcej nie ma do roboty. Problemów moich w ogóle nie jest świadomy. Potrafił mnie wyśmiać za twierdzenie, że brałam psychotropy, gdzie ja. A sam woził mnie do lekarza. No brałam. Nie po to jeździłam do psychiatry, co by mi leki ziołowe przepisywał.

Od czasu do czasu tylko postęka 'Ech, ty taka sama jak my wszyscy, genetycznie ta rodzina jest do kitu, szkoda gadać'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jakim sposobem Cię w końcu zmusili do rezygnacji z wyjazdu?

Ostatecznie przeważyło moje kitowe samopoczucie i argument "prawny" (osiemnastu lat nie masz, bla bla bla), fizycznie było do kitu, a psychicznie czułam, że wsiadłabym do auta ze znajomym i się rozpłakała. Mentalny "flak" ze mnie był ostatnio. Dzisiaj właśnie bym jechała :roll: Zanim jednak się uspokoiło, tydzień żeśmy się do siebie nie odzywali. Ale to też moja wina po części, bo nie potrafię z nimi już po ludzku gadać momentami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to się chyba odstresować nie potrafię ; ) Coś się wymyśli.

Właściwie to całe dnie tylko chodzę i analizuję. I tak od lat.

 

-- 05 sie 2012, 12:46 --

 

Ależ mnie wku*wił. Zamiast się bawić z ludźmi mam słuchać przez całą noc i wąchać jego wymiociny, a o czwartej nad ranem zarzygany kibel sprzątać? Dzięki. Doceniam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×