Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja depresja... (Dla ludzi o mocnych nerwach)


zonk!

Rekomendowane odpowiedzi

nadszedl ten dzien...dzien, w ktorym wszystko przestaje miec znaczenie, dzien, w ktorym nic juz nie bedzie wiecej...leki zbieralem od kilku miesiecy, po prostu chodzilem do swojego lekarza i dostawalem kolejne recepty; kupowalem leki, ale ich nie bralem, tylko gromadzilem, tak, jak zul gromadzi smieci. nie musze chyba mowic, jak przy tym cierpialem...bolal mnie kazdy dotyk, kazdy dzwiek przeszywal mnie na wylot, wibrujac wewnatrz mojej mozgoczaszki i powodujac natarczywe echo...tegretol + propranolol + lek "X". piekielna mieszanka, nie? pierwsze tabletki poszly jakos w miare dobrze, dopiero przy 349 zaczal sie problem...moj zoladek zaczal peczniec, nabrzmial tak, jakbym nie jadl nic od kilku tygodni...zaczalem wymiotowac. tak, rzygalem przetrawionymi tabletkami, taka bezksztaltna masa pomieszana z calkiem swiezymi tabletkami, ktore wydobywalem i polykalem znowu, i oczywiscie znow je zwracalem, trwalo to tak dobre 15 minut, az stracilem przytomnosc...

narobilem troche halasu, czym obudzilem rodzine...gdy mnie zobaczyli, to spanikowali...bylem caly w wymiocinach i wlasnej krwi, ktora tez zwymiotowalem. polozyli mnie na lozko, i czywiscie zadzwonili po pogotowie. odzyskalem przytomnosc, ale gdy uslyszalem dzwiek syreny dochadzacy z podworka znowu zemdlalem...wyniesli mnie na noszach, puls mialem bardzo slaby, cisnienie spadlo...w karetce rozpoczeli resuscytacje. z kazdym niepowodzeniem zwiekszali moc pradu elektrycznego, tak, ze pod koniec moje cialo wyginalo sie pod wplywem uderzen pradu elektrycznego, kregoslup do dzis mam w kawalkach.

...i odzyskalem przytomnosc, akcja serca wrocila...zdecydowali sie podac mi srodek, ktory spowoduje wymioty. Ale czesc leku się wchłonęła…zawiezli mnie na toksykologie w szpitalu przy ulicy arkonskiej. Od razu pojechałem na plukanie żołądka, potem zrobili mi hemodialize. Z jednej żyły wypływała krew do aparatu, do drugiej wywala oczyszczona krew do żyły. W międzyczasie znow stracilem przytomność, wiec konieczna była ponowna resuscytacja. Gdy skonczyli, umieścili mnie na oddziale i tam dochodziłem do siebie…na oddziale dzialy się dantejskie sceny; było bardziej hardkorowo niż na psychiatrii…cala dobe trwaly reanimacje, hemodializy, przenosili pacjentow z lozka na inne lozka, nosili leki, kroplowki, spinali chorych w pasy bezpieczeństwa, podczas mojego pobytu czterech chorych zmarlo, widziałem, jak pakowali ich w czarne worki i wynosili z oddzialu, widziałem placz ich rodzin, pytania: „dlaczego…?” i inne dołujące sceny, które trwale wryly mi się w twardy dysk mojej jednostki centralnej. Jedna kobieta stracila na tym oddziale dwóch synow, zatruli się pewnym lekiem nasercowym, który jedli jak cukierki, niczego nieswiadomi. Byłem jednym z niewielu chorych, którzy kontaktowali, większość albo leżała nieprzytomnie z rura w buzi, czyli była zaintubowana i defibrylowana, czesc chodzila skrajnie otumaniona n papierosa by potem wrócić do lozka i spac, spac, nawet 22 godziny na dobe. To, co oni wyprawiali z pacjentami wola o pomste do nieba…tych, którzy byli przytomni, codziennie spedzali do pomieszczenia w piwnicy, rozbierali ich do naga i polewali zimna woda z weza. Mnie to ominęło, bo ja i jeszcze jeden pacjent wyrazilismy wole mycia się dwa razy dziennie w lazience, oczywiście przy asyście pielęgniarki, która polegala na tym, ze siadala pod drzwiami lazienki i co minute pytala się, czy zyje. Raz jeden chory wbudzil się z katatonicznego bezruchu, nie musze chyba przypominac, ze takiemu wybudzeniu towarzyszy skrajne pobudzenie psychofizyczne...rwal się, rzucal, przeklinal, poturbowal trzy pielęgniarki, które próbowały go opanowac, w koncu podali mu haloperidol, ale to nic nie pomoglo, wiec spieli go w pasy. Z czasem zaczal się wyplątywać z tych pasow, wiec przniesli nowe, takie grube, skórzane, był pod tymi pasami rozebrany, wil się jak waz, probojac się z nich wydostac. Przy tym pasy te zaczely mu się wbijac w skore, pojawila się krew, a po 4 godzinach – bable i odciśnięte rany, które go bardzo bolaly, wyl z bolu, tak, ze musialo to zkonczyc się interwencja chirurga…założyli mu 200 szwow, rany te nie wygoily się do konca jego pobytu w tym szpitalu, pewnie zostal oszpecony na stale, bo nikt ni pomyślał, żeby go ubrac przed zapieciem w pasy…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jakich filmów się naogladaleś, ani w jakim szpitalu byłeś i czy wogóle w nim byłeś. Nie wiem które to juz Twoje konto z kolei....ale powoli trace cierpliwość......Historyjka z resuscytacja robi sie juz nudna z postu na post...To jak odgrzewanie 2 tygodniowej zapiekanki. To co opisałes to napewno nie jest depresja, a sadzac po opisie w Twój twardy dysk wdarł sie jakiś bardzo złosliwy wirus.

Prawde mówiąc Twoje posty zaczynaja mnie już smieszyć. Takie niesamowite historie rodem z niskobudrzetowego horroru. Hmmm ciekawe, ciekawe...radziłbym Ci je spisywać w zeszycie i wysłac np do Spielberga moze nakreci film... Przynajmniej bedzie kasa....

Musisz nas bardzo lubic..skoro tak powracasz i powracasz i powracasz....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×