Skocz do zawartości
Nerwica.com

Brak sensu zycia


onegdaj

Rekomendowane odpowiedzi

Onegdaj Co Cię w tym życiu przerosło ?

 

Po prostu zycie; jego kazdy aspekt. To, ze nie umiem ogarnac wlasnego losu.

 

Swoja droga, masz zabawny podpis. "Cisza dotknac nieba". Zawsze ludzi ciagnelo do takich prostych metafor, ktore nic nie znacza. Rownie dobrze mozna dac inny zlepek wyrazow: "Okryc sie cieniem wiatru", "Pocalowac gwiazdy", "Utonac w oceanie marzen", "Skryc sie pod paltem mroku", "Cisza przelamac halas"... - i inne, ktore mozna na biegu wymyslic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz kiedy Ty się zastanawiasz nad sensem życia , czas biegnie i ucieka. A kiedy się obudzisz zauważysz że coś Ci umkneło to będzie właśnie to życie , które wydawało Ci się beznadziejne i bezsenswone.

Przy pomnij sobie o swoich marzenia ? Zacznij je spełniać ? Znajdz nowe hobby ? ... po prostu zacznij żyć naprawdę . :)

 

 

BTW. Skąd wiesz że mój podpis nic nie znaczy ? Widzisz to co chesz widzieć ... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

BTW. Skąd wiesz że mój podpis nic nie znaczy ? Widzisz to co chesz widzieć ... :)

 

Moze zle powiedzialem, ze nic nie znaczy, bo kazdej efektownej metaforze mozna dopisac jakis pseudo gleboki sens, ale z tyloma sie juz zetknalem, ze nauczylem sie jednego: ludzie sa prosci i do nich najprosciej trafia jakas kunsztowna gra slow; dwa czesto przeciwstawne znaczenia, dwie niefizycznosci zlaczone jakas klamra... Bo ludziom latwiej wlepic do glowy takie dwa, trzy slowa; bo wierza, ze w prostej metaforze; dwoch, trzech slowach mozna zmiescic jakis glebszy sens. Dlatego taki popularny jest Coelho, bo jest mistrzem prostych sformulowan, za ktorymi ludzie doszukuja sie glebi zyciowych nauk.

 

Teraz kiedy Ty się zastanawiasz nad sensem życia , czas biegnie i ucieka. A kiedy się obudzisz zauważysz że coś Ci umkneło to będzie właśnie to życie , które wydawało Ci się beznadziejne i bezsenswone.

Przy pomnij sobie o swoich marzenia ? Zacznij je spełniać ? Znajdz nowe hobby ? ... po prostu zacznij żyć naprawdę . :)

 

I kolejny slogan, zywcem zerzniety z jakiejs ksiazki, albo podobnie sformulowany. Poza tym widac, ze nie przeczytalas kompletnie niczego z tego, co ja w tym temacie napisalem; tylko ostatni post, ktory ujelas po swojemu, dopasowujac mnie do jakiegos znanego Ci schematu, nie zdajac sobie sprawy, ze Ty nic o mnie nie wiesz. Bo gdybys przeczytala, co mam do powiedzenia, to bys wiedziala, ze ja mam hobby. Czytam mnostwo ksiazek i sam pisze opowiadania. Poza tym pasjonuje sie sportem. Wiec czas mam czym gospodarowac. Nie chodzi o to, ze widze tylko marnosc i bezsens. Chodzi o cos innego, ale Ty tego nie wiesz, bo nie zadalas sobie trudu z zapoznaniem sie z moja szczegolna sytuacja. Wiec nastepnym razem prosze Cie postaraj sie nie rzucac pustymi haslami, zaczerpnietymi z ksiazek, czy internetu, jesli nie wiesz, czy jest sens ich uzycia. Tym bardziej, ze ja nie lubie jak ktos poprzez puste slogany chce komus dawac rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem i dlatego ja mam zawsze taka wewnetrzna blokade przed zwierzaniem sie, bo wiem, ze nie ma takiej osoby, ktora by to zrozumiala, i ktora w ogole zyczylaby sobie takich zwierzen. Kazdy powtarza, ze mozesz na mnie liczyc, ale to tylko tak na pokaz, bo nikomu nie jest na reke wziecie odpowiedzialnosci za czyjes problemy.

 

A po co chcesz znalezc kogos,komu bedziesz mogl sie zwierzyc?Skoro wszystko jest bez sensu,to zwierzanie sie komus rowniez...;)

Nie wiem dlaczego bronisz sie przed lekami...Przeciez biorac leki,nadal bedziesz soba!Przy odrobinie szczescia po zaprzestaniu brania,sens zycia nadal bedzie "widoczny";)

 

[Dodane po edycji:]

 

" Czasem chodzac ulica, obserwuje ludzi; typowego menela, ktory zasnal na przystanku i zastanawiam sie, po co w ogole zyje taki czlowiek ? Przeciez on zyje tylko, by przetrwac do nastepnego dnia i nadzieja, ze moze zarobi na nastepna flaszke."

 

Kiedys czytalam wywiad z tamim menelem-bezdomnym.Przyznal,ze mieszka w porze letnio-wiosenej w krzakach,gdzie urzadzil sobie z kolega "dom",zas w porze zmowo-jesiennej sypia w noclegowni.Z wywiadu wynikalo,ze jest pelen zycia,wrecz tryska optymizmem,opisywal jak sobie wszystko urzadzal "w domu"...Dla mnie to niepojete,no ale on sie z tego naprawde cieszyl;) Ponoc jest znany wsrod meneli (i niemeneli rowniez) warszawskich i wszyscy go bardzo lubia,bo jest urodzonym gawedziarzem;)

 

" Nie widzi mi sie zycie, w ktorym trzeba ciagle harowac, by potem dostac skrawek zludnego szczescia. Chcialbym czegos wiecej."

 

No to zrob cos w kierunku "zrobienia czego wiecej"...;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

A po co chcesz znalezc kogos,komu bedziesz mogl sie zwierzyc?Skoro wszystko jest bez sensu,to zwierzanie sie komus rowniez...;)

 

Oczywiscie ! Teraz dopiero pozwolilas mi to zrozumiec... Wiesz co ? To ja moze tez przestane sie odzywiac, golic, myc; rzuce prace, przestane czytac te moje ksiazki i w ogole bede tylko lezal w lozku. No bo skoro nic nie ma sensu, to po co mi to ? Tak powaznie juz; to moze nie czepiaj sie jednak tak mocno kazdego mojego slowa ? A zwierzac sie nie chce juz nikomu.

 

Nie wiem dlaczego bronisz sie przed lekami...Przeciez biorac leki,nadal bedziesz soba!Przy odrobinie szczescia po zaprzestaniu brania,sens zycia nadal bedzie "widoczny";)

 

Takie leki robia czlowiekowi tylko papke z mozgu. Kojarzy mi sie taki horror, czy thriller z Hertnettem - "Oni". W tym filmie uczniaki odkrywaja jakis dziwny rodzaj larwy. Pokazuja ja nauczcielowi i od tej chwili ludzie zaczynaja sie zmieniac w cos jakby zombie. Ci, co nie chca sie stac tacy, jak oni probuja sie chowac i nie poddac namowom kolegow, ktorzy juz zdazyli sie zamienic w ow zombie. I w jednej scenie, jeden chlopak-zombie chce przekonac reszte mowiac, ze jesli tylko stana sie tacy jak oni to bedzie pieknie; wszystkie problemy znikna, przestana czuc bol i beda mogli byc szczesliwi. Wlasnie tak to widze, gdy jakies doktorki chca ludzi przekonywac do psychotropw, czy jakichs antydepresantow. Tez mamia ich slowami, ze poczuja sie lepiej, ze wszystko stanie sie piekniejsze, swiat nabierze barw... Ale jak to dziala ? To chyba zabija jakas czastke siebie i stajesz tworem sztucznym. Podobnie dziala alkohol i narkotyki; tez pomagaja dodac kolorytu zyciu, ale czy aby za wszelka cene warto ? Wedlug mnie nie.

 

Kiedys czytalam wywiad z tamim menelem-bezdomnym.Przyznal,ze mieszka w porze letnio-wiosenej w krzakach,gdzie urzadzil sobie z kolega "dom",zas w porze zmowo-jesiennej sypia w noclegowni.Z wywiadu wynikalo,ze jest pelen zycia,wrecz tryska optymizmem,opisywal jak sobie wszystko urzadzal "w domu"...Dla mnie to niepojete,no ale on sie z tego naprawde cieszyl;) Ponoc jest znany wsrod meneli (i niemeneli rowniez) warszawskich i wszyscy go bardzo lubia,bo jest urodzonym gawedziarzem;)

 

Byc moze tez bym tak potrafil, ale zupelnie trzeba by bylo przeprogramowac moj umysl, bo poki co moje zycie niewiele lepsze jest od zycia kloszarda, a jednak nie cieszy mnie to, wrecz przeciwnie - zachlysnalem sie wizja lepszego zycia (nie mowie dostatniejszego, po prostu innego) i teraz trudno mi, by bylo zaczac sie cieszyc czyms zwyczajnym.

 

No to zrob cos w kierunku "zrobienia czego wiecej".

 

Brawo... Bylabys swietna psycholozka. Gdyby przyszedl do Ciebie chlopak z fobia spolecznia, to tez pewnie bys udzielila mu rady, by po prostu przestal miec fobie spoleczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym brakiem komunikacji i zrozumienia nie może być aż tak źle onegdaj, myślę że w swych obserwacjach i przemyśleniach ani nie jesteś szczególnie oryginalny (bez urazy) ani odosobniony. Wiele z tego co napisałeś przemawia do mnie, bo przypomina mi własne spojrzenie na życie sprzed lat (a i teraz w jakimś stopniu). Ba, niektóre fakty z Twojego życia (fascynacja pisarstwem, rzucenie studiów i parę innych) wypisz wymaluj wzięte z mojego. Oczywiście różnic znalazłoby się dużo więcej - ale ja nie o tym.

Czytając Twoje słowa zauważam że piszesz o szczęściu, które chciałbyś zdobyć, jednocześnie nie wiedząc czym to szczęście miałoby być. Może, jeśli zechcesz pójść w dyskusji w tę stronę, napisz czym właściwie byłoby osiągnięcie tego szczęścia dla Ciebie? Bo mnie zastanawia dlaczego należy je w ogóle gonić i czemu jego brak ma być powodem do życia w smutku, pozbawionego sensu? Wiesz, na sporo spraw spoglądam podobnie jak Ty, ale gdy Ty chcesz w związku z tym wyjść wcześniej z seansu, ja szukam sposobu (znalazłem?) by wytrwać do końca. Tej potrzeby odczuwania szczęścia próbuję się wyzbyć (z niezłym skutkiem). Dziś zapytany o czym marzę powiem że szukam raczej spokoju ducha. Akceptacji siebie i rzeczywistości takiej, jaką jest. Wiesz, gdy spoglądam w przeszłość w poszukiwaniu uczucia "szczęścia" znajduję takie rzeczy jak spanie w hamaku, nudę na boisku przed domem z kolegami, poranne rozmowy sąsiadek słyszane przez otwarte okno podczas niedzielnego wylegiwania się w łóżku. Takie banalne chwile, ale wiesz, beztroskie, odprężające, często dzielone z kimś innym, bez słów, jakby się czas zatrzymał. Odkąd zdałem sobie z tego sprawę, widzę że i dziś w moim życiu są takie chwile, więc gdy się zdarzają napawam się nimi jak narkoman.

Dlatego tak dziwi mnie, że los żulika podajesz jako przykład najgorszej możliwej formy egzystencji. Całkiem serio napiszę że jeśli by dane mi było czuć ten spokój i akceptację wewnętrzną siedząc codziennie lekko odurzonym alkoholem na ławce w parku i głupio uśmiechać się pod nosem na widok starego kundla uparcie aportującego patyki to wolałbym to, niż dom, kasę, żonę, dzieci przysłonięte za to stresem, lękiem, złością, tłumionym gniewem, liczeniem pieniędzy oraz ciągłym podglądaniem i porównywaniem się z innymi. Żyjemy w takich czasach że osobista przyjemność i "szczęście" mają być naszym głównym celem. Zapominamy, że człowiek może dążyć do zupełnie innych celów - siła, odwaga, wiedza, by wymienić kilka.

Piszę o tym bo zastanawiam, czy i dla Ciebie taka hmm... zmiana priorytetów nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Wiesz, zamiast szukać szczęścia, sensu życia i innych abstrakcyjnych pojęć których (moim zdaniem) odnaleźć się nie da stawić czoła rzeczywistości - że nasze życie jest przede wszystkim cierpieniem i że się wkrótce skończy. I że póki się na to nie godzę, szarpię z tym i tupię nóżką to czuję się jeszcze gorzej. Wiesz, ciągle nie rozumiem jak to jest że jednym ludziom owa świadomość daje chęć życia, a innym odbiera...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym brakiem komunikacji i zrozumienia nie może być aż tak źle onegdaj, myślę że w swych obserwacjach i przemyśleniach ani nie jesteś szczególnie oryginalny (bez urazy) ani odosobniony. Wiele z tego co napisałeś przemawia do mnie, bo przypomina mi własne spojrzenie na życie sprzed lat (a i teraz w jakimś stopniu). Ba, niektóre fakty z Twojego życia (fascynacja pisarstwem, rzucenie studiów i parę innych) wypisz wymaluj wzięte z mojego. Oczywiście różnic znalazłoby się dużo więcej - ale ja nie o tym.

 

A skad wiesz, ze jestesmy tacy podobni ? Juz wiele osob mi to mowilo, na podstawie tekstow w internecie, wypowiedzi na forum; ze jestem taki sam, jak ktos tam. Przy blizszym zapoznaniu jednak okazywalo sie, ze jestesmy dwoma roznymi osobami, ktorzy tylko z pozoru; z zewnetrznej okladki jestesmy do siebie podobni, lecz tresc wewnatrz ukazywaly nasze roznice. Wiec z pozoru mozesz uwazac, ze mnie rozumiesz, ale licz sie z tym, ze szczegoly uzewnetrznia nasze roznice. "Wrazliwosc" jest roznie interpretowana; typowa nastolatka, co wzdycha do Pattinsona, i ktora obwiesza swoj pokoj plakatami boys bandow uzna siebie za wrazliwa, wiec teoretycznie moglaby byc podobna do mnie, ale jesli sie ktos przyjrzy nam z bliska, to zrozumie, ze tu mowa o dwoch odmiennych wrazliwosciach. I tak jest z innymi cechami, ktore sa podobne do siebie tylko z nazwy. Ja sam wiem, co tu pisze i wiem, ze nie ukazalem siebie takim, jakim jestem naprawde chocby w 50 procentach. Ja wiem jaki obraz siebie tu ukazalem i zapewniam, ze tu nie znajdzie nikt nawet niewielkiej czesci prawdy o mnie. Nikomu zapewne nawet do glowy nie przyjdzie, ze ja moge byc osoba pogodna, wiecznie usmiechnieta, na codzien zartujaca i miec w sobie ogromny optymizm. Zapewne mowiac to; ktos, kto czytal moje poprzednie posty, stwierdzi, ze sobie zarty robie, ale wlasnie w tym sek: nikt wciaz nie ma odrobiny pojecia jaki jestem naprawde, a czescia prawdy o mnie jest chociazby wlasnie to, ze na codzien jestem osoba szczerze pogodna i radosna i tez lubie takich wlasnie ludzi.

 

Czytając Twoje słowa zauważam że piszesz o szczęściu, które chciałbyś zdobyć, jednocześnie nie wiedząc czym to szczęście miałoby być. Może, jeśli zechcesz pójść w dyskusji w tę stronę, napisz czym właściwie byłoby osiągnięcie tego szczęścia dla Ciebie? Bo mnie zastanawia dlaczego należy je w ogóle gonić i czemu jego brak ma być powodem do życia w smutku, pozbawionego sensu? Wiesz, na sporo spraw spoglądam podobnie jak Ty, ale gdy Ty chcesz w związku z tym wyjść wcześniej z seansu, ja szukam sposobu (znalazłem?) by wytrwać do końca. Tej potrzeby odczuwania szczęścia próbuję się wyzbyć (z niezłym skutkiem). Dziś zapytany o czym marzę powiem że szukam raczej spokoju ducha. Akceptacji siebie i rzeczywistości takiej, jaką jest. Wiesz, gdy spoglądam w przeszłość w poszukiwaniu uczucia "szczęścia" znajduję takie rzeczy jak spanie w hamaku, nudę na boisku przed domem z kolegami, poranne rozmowy sąsiadek słyszane przez otwarte okno podczas niedzielnego wylegiwania się w łóżku. Takie banalne chwile, ale wiesz, beztroskie, odprężające, często dzielone z kimś innym, bez słów, jakby się czas zatrzymał. Odkąd zdałem sobie z tego sprawę, widzę że i dziś w moim życiu są takie chwile, więc gdy się zdarzają napawam się nimi jak narkoman.

Dlatego tak dziwi mnie, że los żulika podajesz jako przykład najgorszej możliwej formy egzystencji. Całkiem serio napiszę że jeśli by dane mi było czuć ten spokój i akceptację wewnętrzną siedząc codziennie lekko odurzonym alkoholem na ławce w parku i głupio uśmiechać się pod nosem na widok starego kundla uparcie aportującego patyki to wolałbym to, niż dom, kasę, żonę, dzieci przysłonięte za to stresem, lękiem, złością, tłumionym gniewem, liczeniem pieniędzy oraz ciągłym podglądaniem i porównywaniem się z innymi. Żyjemy w takich czasach że osobista przyjemność i "szczęście" mają być naszym głównym celem. Zapominamy, że człowiek może dążyć do zupełnie innych celów - siła, odwaga, wiedza, by wymienić kilka.

Piszę o tym bo zastanawiam, czy i dla Ciebie taka hmm... zmiana priorytetów nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Wiesz, zamiast szukać szczęścia, sensu życia i innych abstrakcyjnych pojęć których (moim zdaniem) odnaleźć się nie da stawić czoła rzeczywistości - że nasze życie jest przede wszystkim cierpieniem i że się wkrótce skończy. I że póki się na to nie godzę, szarpię z tym i tupię nóżką to czuję się jeszcze gorzej. Wiesz, ciągle nie rozumiem jak to jest że jednym ludziom owa świadomość daje chęć życia, a innym odbiera...

 

Czym szczescie mialoby byc dla mnie ? Sam nie moge byc pewien, czy aby to daloby mi szczescie, ale mysle, ze gdybym sie wychowal i stale mieszkal gdzies na wsi, wsrod pola zboz, wsrod ludzmi moze prostszych, ale majacych cos w sobie; to predzej bym odnalazl siebie, bo jak juz mowilem: tutaj, w tym miejskim zgielku i ludzmi dla mnie obcymi, czuje sie jak niepasujacy element puzzli. Wies, albo morze... Moze domek tuz nieopodal plazy dalby mi spokoj umyslu. Ale to nie wszystko, bo najwazniejsi sa ludzie, a tych, z ktorymi moglbym zlapac wspolna wiez jest mi okrutnie ciezko. Poza tym, podobnie jak Ty: cenie sobie spokoj, ale ten zakloca mi moj tryb zycia w pracy, a czy w tej, czy innej pracy; watpie, bym mogl go znalezc pracujac za biurkiem czy gdzie indziej. Mogles wywnioskowac, ze ja cudow oczekuje od zycia; jakichs majatkow i slawy. A wrecz przeciwnie. Cenilbym sobie skromny zywot, gdzies na uboczu od miejskiego tloku i zgielku; wrecz odciety czy to brakiem telewizji, internetu od jakichkolwiek oznak tego, co sie dzieje w swiecie. Ale to, czym sie gryzie z moimi planami o skromnym zyciu czy nad morzem czy na wsi, to to, ze na wciaz trzeba zarabiac i utrzymywac za cos swoj dobytek. A ja moze wyjde na lenia, ale po prostu nie chce, by cale zycie ktos mna dyrygowal i rzadzil i kazal wstawac o szostej rano, by wrocic o 15 do domu. Jednoczesnie brzydze sie tez kariera kierownika, czy menadzera, czy jakakolwiek pozycja, ktora wymaga przyjecia stanowiska rzadzacego. Po prostu nigdzie siebie nie widze. Zyciem jak z bajki byloby dla mnie przykladowo mieszkanie nad morzem; wstawanie o swicie, by przy kawie, u boku wymarzonej dziewczyny; obejrzec wschod slonca, a potem cieszyc sie wspolnie reszta dnia. Miec tez chocby skromne, ale prawdziwe grono przyjaciol, ktorzy sa od serca, nie tylko od imprez. W moich myslach to wszystko wyglada sielankowo i ta sielankowosc jestem wytworem marzycielskiej czesci mojego serca, ale zaraz do glosu dochodzi moj racjonalny umysl, ktory mowi mi, ze nie ma sposobu, zebym mogl urzeczywistnic moje rzewne wizje szczescia. Inna rzecz, ze cieszylbym sie znacznie bardziej i wiem, ze wiecej drog do szczescia bym znalazl, gdyby przyszlo mi urodzic sie w innym czasie i byc moze w innym miejscu. Nie bede szukal daleko; wystarczyloby mi przezyc mlodosc, jak moj ojciec - w epoce PRL. Zaraz pare osob pewnie mnie zjedzie mowiac, ze sam nie wiem, co gadam; ze wtedy byly okropne czasy, brak wolnosci, ale... Ja juz zdazylem zauwazyc, ze ludzie jesli tylko dostana za duzo wolnosci, to nie wiedza jak ja wykorzystac. A wtedy jacys ludzie byli inni - ludzcy bardziej i porozmawiac mogl kazdy z kazdym i byl pewien urok w tej otaczajacej szarosci. Wspaniala muzyka, nie gorsze filmy i poczucie, ze obcych sobie ludzi cos laczy; jakas wspolna wiez - chociazby ta nienawisc do komuny, bo dzis wiecej ludzi dzieli niz laczy. Tlumacze to, zeby nie zostac zjedzonym przez tych, co mysla, ze ubzduralem sobie, ze za komuny bylo pieknie i wspaniale. Poza tym Paryz, Barcelona - szczegolnie ta z "Cienia wiatru" wydaje mi sie tak magiczna, ze az zaluje, ze ja nie urodzilem sie na poczatku dwuedziestego wieku wlasnie w stolicy Katalonii. Jeszcze bardziej marzylbym o tym, aby stac sie czescia tej wspanialej powiesci; tyle, ze oddanej do zycia. Bo wlasnie pewnie tez tego mi brakuje na codzien: tej basniowosci; nutki magicznosci i romantycznosci codziennej; jakiejs przygody, przezyc niezwyklych, milosci wznioslych... Zamiast tego otaczaja mnie ludzie o zaniku wrazliwosci, ktorych motywem do wszelkich dzialan jest pieniadz i wlasna wygoda; szare budynki, centra handlowe, reklamy na kazdym skwerze... To jest cos na wskros mi obcego. Ja szczerze sie w tym nie odnajduje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

BTW. Skąd wiesz że mój podpis nic nie znaczy ? Widzisz to co chesz widzieć ... :)

 

Moze zle powiedzialem, ze nic nie znaczy, bo kazdej efektownej metaforze mozna dopisac jakis pseudo gleboki sens, ale z tyloma sie juz zetknalem, ze nauczylem sie jednego: ludzie sa prosci i do nich najprosciej trafia jakas kunsztowna gra slow; dwa czesto przeciwstawne znaczenia, dwie niefizycznosci zlaczone jakas klamra... Bo ludziom latwiej wlepic do glowy takie dwa, trzy slowa; bo wierza, ze w prostej metaforze; dwoch, trzech slowach mozna zmiescic jakis glebszy sens. Dlatego taki popularny jest Coelho, bo jest mistrzem prostych sformulowan, za ktorymi ludzie doszukuja sie glebi zyciowych nauk.

 

Nie przepadam za Coelho. Mój podpis to mały fragment mojego życia , czegoś co chciałam zrobić.

Nie ma w nim jakiegoś super głębszego sensu .

Widzisz to co chcesz widzieć... czasem warto otworzyć szerzej oczy .

 

 

I kolejny slogan, zywcem zerzniety z jakiejs ksiazki, albo podobnie sformulowany. Poza tym widac, ze nie przeczytalas kompletnie niczego z tego, co ja w tym temacie napisalem; tylko ostatni post, ktory ujelas po swojemu, dopasowujac mnie do jakiegos znanego Ci schematu, nie zdajac sobie sprawy, ze Ty nic o mnie nie wiesz. Bo gdybys przeczytala, co mam do powiedzenia, to bys wiedziala, ze ja mam hobby. Czytam mnostwo ksiazek i sam pisze opowiadania. Poza tym pasjonuje sie sportem. Wiec czas mam czym gospodarowac. Nie chodzi o to, ze widze tylko marnosc i bezsens. Chodzi o cos innego, ale Ty tego nie wiesz, bo nie zadalas sobie trudu z zapoznaniem sie z moja szczegolna sytuacja. Wiec nastepnym razem prosze Cie postaraj sie nie rzucac pustymi haslami, zaczerpnietymi z ksiazek, czy internetu, jesli nie wiesz, czy jest sens ich uzycia. Tym bardziej, ze ja nie lubie jak ktos poprzez puste slogany chce komus dawac rady.

 

Zadałam sobie wystarczający trud... :) Nie jesteś wyjątkiem od reguły pod tym względem .

A poniekąd odnoszę wrażenie że sam nie wiesz czego właściwie oczekujesz.

 

Tak myślałam że piszesz... :)

 

[Dodane po edycji:]

 

Oj tam, kobita nie chciała źle, a Ty ją tak od razu z buta :)

 

Oczywiście że nie chciała źle. ;)

 

[Dodane po edycji:]

 

Krzysiek1234 całkiem ciekawy ten fragmencior :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do podobieństw. Wszak napisałem że różnic byłoby więcej niż podobieństw - to pewne. I dobrze, wcale bym nie chciał spotkać kogoś takiego jak ja, cenię sobie swój indywidualizm. Ty widzę również, dlatego nie musimy chyba sobie tłumaczyć nawzajem takich oczywistości że każdy jest inny, że - jak pisał Adaś "język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie." To normalka, że się nie da słowami tak łatwo oddać prawdy o człowieku, o samym sobie, że co się dziś napisze jutro wydaje się nieprawdą itd. itp. Nie piszę też Ci jaki jesteś, raczej pytam, prawda? Ale - chacha - wiesz że ja też jestem na co dzień pogodny, ludzie mnie lubią, moje poczucie humoru. Choć może nie da się tego wyczytać z moich postów tutaj. Zamiast się przekomarzać, lepiej zająć się sednem sprawy.

 

O tym czego szukasz piszesz z sensem i to co mnie uderza to pesymizm który temu towarzyszy. Ja wiem - miało nie być o podobieństwach - ale co ja poradzę że gdy czytam że boisz się wyjść na lenia ale nie chce Ci się u kogoś pracować to jakbym czytał własne słowa? Tak z czysto pragmatycznego punktu widzenia - ja też się przed tego typu zatrudnieniem bronię rękami i nogami. Swoje przepracowałem oczywiście na etacie u kogoś, gdzieś, ale teraz od ponad roku nie i nie chce mi się wracać. Parę lat temu też się nie widziałem na stanowisku kierowniczym, więc czułem się tak jak ty - bez wyjścia. Żyję w tej chwili na pół gwizdka (albo i mniej) bo łapię zlecenia od czasu do czasu, jak mi je ktoś podsunie pod nos. Ale znalazłem rozwiązanie. W tej chwili marzę by stanąć na nogi prowadząc jednoosobową firmę, oferować swoje usługi przede wszystkim przez internet klientom zagranicznym pracując sobie z domu. Zatem w perspektywie przede mną właściwie to, o czym ty piszesz i o czym i ja marzę - nienormowane godziny pracy, dowolne miejsce zamieszkania (byle był internet ;)), unikanie zgiełku, szumu i tego szajsu, na który nie chce mi się patrzyć. Czy mi się uda - nie wiadomo - ale ten "pomysł" na życie zgapiłem od innych którym to wychodzi i jeśli nie na swoim to na ich przykładzie chcę Ci pokazać, że się da. Oczywiście moja profesja mi na to pozwala, być może Twoja nie. Ale chyba obaj jesteśmy zgodni co do tego, ze by odnaleźć sens, potrzebujesz jakiejś zmiany (czymkolwiek by ona nie była). Oto w sumie bym się ciebie chciał spytać - czujesz czasem że musisz coś zmienić ale nie wiesz jak czy raczej nie chcesz nic zmieniać bo się przekonałeś, że nie warto? Czy może bardziej jak ja - po prostu brak Ci energii, by coś zrobić?

 

A - i jeszcze coś! Często się łapiesz na tym, że rozmyślasz co by było gdyby (jak z tym urodzeniem się gdzie indziej w innych czasach)? Bo ja tak. I na zdrowy rozsądek to strasznie błędne, bo zupełnie pozbawione korzyści. Przecież się już nie urodzę w moim ulubionym XIX wieku. Kto wie, może ktoś kto się zna na psychologii potrafi wytłumaczyć mi, skąd to się bierze w człowieku? Bo podskórnie wyczuwam, że tu też leży pies pogrzebany. W takim bezproduktywnym marzycielstwie.

 

Co do PRL-u to masz sporo racji. No i podatki były niższe, i biurokracja mniejsza niż w tym naszym pieprzonym euro-socjalizmie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

yans,

 

Wiesz, ja kompletnie nie znam sie na internecie, komputerach; jestem wrecz informatycznym matolem. Umiem tylko tyle, co uruchomic przegladarke, sciagnac film, zalozyc konto pocztowe, wiec dzialalnosci internetowej w pojedynke bym niepodolal, bo nawet nie umiem zalozyc strony internetowej. I nie mialbym pojecia jakich uslug mialbym swiadczyc, ani jak zdobyc klientow do czegokolwiek tam... Nie mam tez srodkow, by rozpoczac cokolwiek samemu. Wiem, ze pewnie mam cos z kordianowskiej niemocy; ze tylko wielkie mysli sie ma, ale nie posiadajace dosc sily, by je zaczac wcielac w zycie. I tak, nawet przy hura optymistycznym zalozeniu, ze udaloby mi sie znalezc sposob na zycie, to bedzie tylko rozwiazanie jednego z setki moich problemow, bo wciaz nie bede znal nikogo, kogo chcialbym znac, bede tylko zyc sam dla siebie; moje zycie zapewne w dalszym ciagu bedzie nudne i bez ekscytacji i prawdopodobnie predzej czy pozniej tez zaczne rozmyslac o smierci. Bo przeciez mozna znalezc wielu ludzi, ktorym teoretycznie w zyciu sie uklada: sa znanymi aktorami jak Monroe, Dean, Legger, czy maja wlasne firmy, sa szefami duzych przedsiebiorstw, albo sa bramkarzami reprzentacji Niemiec, jak Robert Enke, ktory szykowal sie do mundialu, az nagle popelnil samoojstwo. Wiec ja pewnie nie roznie sie od tych ludzi i nawet jakis maly sukces, odrobina wyprostowania krzywizny mojego zycia na dluzsza mete mi nic nie pomoze. Zmiany, by musialy zajsc na wielu plaszczyznach mojego zycia, zeby nabrac do niego ochoty. A i sam nie jestem tego pewien, czy moze, gdyby nagle na glowe z nieba spadla mi paczka zawierajacy dozywotni pakiet szczescia, czy abym umial sie tym cieszyc, czy moze to tez bylby tylko srodek dorazny, ktory sie wypali za jakis czas. Moze po prostu nie jestem stworzony do bycia szczesliwym i nie jest mi ono dane. Zreszta ja sklaniam sie ku temu, ze zycie jest sterowane przez przeznaczenie i niektore rzeczy po prostu musza sie wydarzy, tak jak moja smierc w mlodym wieku. Chcialbym nawet sie o tym przekonac, bo jesli przykladowo skocze z wiezowca i mnie ktos zlapie, no to widocznie Bog ma inne plany co do mnie, ale jesli upadne, to widocznie tak musialo byc.

 

A - i jeszcze coś! Często się łapiesz na tym, że rozmyślasz co by było gdyby (jak z tym urodzeniem się gdzie indziej w innych czasach)? Bo ja tak. I na zdrowy rozsądek to strasznie błędne, bo zupełnie pozbawione korzyści. Przecież się już nie urodzę w moim ulubionym XIX wieku. Kto wie, może ktoś kto się zna na psychologii potrafi wytłumaczyć mi, skąd to się bierze w człowieku? Bo podskórnie wyczuwam, że tu też leży pies pogrzebany. W takim bezproduktywnym marzycielstwie.

 

Taki juz jestem i nie lubie robic rzeczy tylko dla ich wymiernych korzysci, bo jestem po trochu takim marzycielem, idealista, romantykiem, ale nie wmowie sobie nagle, ze to strata czasu. A wiek dziewietnasty, jako ze uwielbiam literature dziewietnastego wieku, jest rowniez moim ulubionym ;)

 

język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie

 

Swietne slowa. Musze je sobie gdzies zapisac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Oczywiscie ! Teraz dopiero pozwolilas mi to zrozumiec... Wiesz co ? To ja moze tez przestane sie odzywiac, golic, myc; rzuce prace, przestane czytac te moje ksiazki i w ogole bede tylko lezal w lozku. No bo skoro nic nie ma sensu, to po co mi to ? Tak powaznie juz; to moze nie czepiaj sie jednak tak mocno kazdego mojego slowa ? A zwierzac sie nie chce juz nikomu. "

 

Eee tam,nie zniechecaj sie..;) Nie mialam zamiaru czepiac sie kazdego Twojego slowa:) Po prostu sadze,ze jesli masz(miales) ochote aby komus sie zwierzyc, to wiazesz z tym jakies nadzieje,chocby na odkrycie "pokrewienstwa dusz" itp. A jesli jest jakas nadzieja, to nie jest z Toba jeszcze tak zle :)

 

 

"Takie leki robia czlowiekowi tylko papke z mozgu. Kojarzy mi sie taki horror, czy thriller z Hertnettem - "Oni". W tym filmie uczniaki odkrywaja jakis dziwny rodzaj larwy. Pokazuja ja nauczcielowi i od tej chwili ludzie zaczynaja sie zmieniac w cos jakby zombie. Ci, co nie chca sie stac tacy, jak oni probuja sie chowac i nie poddac namowom kolegow, ktorzy juz zdazyli sie zamienic w ow zombie. I w jednej scenie, jeden chlopak-zombie chce przekonac reszte mowiac, ze jesli tylko stana sie tacy jak oni to bedzie pieknie; wszystkie problemy znikna, przestana czuc bol i beda mogli byc szczesliwi. Wlasnie tak to widze, gdy jakies doktorki chca ludzi przekonywac do psychotropw, czy jakichs antydepresantow. Tez mamia ich slowami, ze poczuja sie lepiej, ze wszystko stanie sie piekniejsze, swiat nabierze barw... Ale jak to dziala ? To chyba zabija jakas czastke siebie i stajesz tworem sztucznym. Podobnie dziala alkohol i narkotyki; tez pomagaja dodac kolorytu zyciu, ale czy aby za wszelka cene warto ? Wedlug mnie nie."

 

Alkohol i narkotyki to zupelnie co innego. Te uzywki dzialaja agresywnie i szybko-pozwalaja zapomiec na jakis czas o problemach. Natomiast Twoja opinia nt. lekow antydepresyjnych nie ma pokrycia w rzeczywistosci. Te leki nie potrafia zdzialac cudow,problemy nie znikaja,bol tez...Raczej sprawiaja,ze nabiera sie do problemow dystansu i widzi sie,ze te problemy nie sa tak wielkie,jak sie wczesniej wydawalo. Leki antydepresyjne dzialaja czesto dopiero po dlugim czasie brania,to nie sa zadne 'magiczne tabletki";) Efekty terapii bywaja mizerne, czasem wrecz nie ma ich wcale (wtedy trzeba probowac z innymi lekami)...

Sama bralam pare lat temu,przez ok. 3 miesiace Lexapro (nie na depresje wprawdzie, a na nerwice,ale ten lek to wlasnie antydepresant). W moim przypadku zaskoczylo i lek zaczal szybko dzialac-nie odczuwalam zadnych skutkow ubocznych, zadnych problemow z koncentracja,nie zauwazylam tez zadnych zmian w mojej osobowosci.Zwyczajnie polepszyl mi sie nastroj. Wykorzystalam ten czas na poznanie siebie i lepsze przyjrzenie sie swoim emocjom no i zaczelam zyc,zapominajac o tym,ze kiedykolwiek cierpialam na nerwice:) Lek sama odstawilam po 3 miechach ale nie zaluje. Nerwica wprawdzie powraca co pare lat ale juz umiem nad tym panowac:) Pytasz czy warto? Odpowiadam-tak, warto :) Widac, ze fajny z Ciebie facet, wiec nie marnuj sobie zycia i pedem lec po leki;)

 

 

"Brawo... Bylabys swietna psycholozka. Gdyby przyszedl do Ciebie chlopak z fobia spolecznia, to tez pewnie bys udzielila mu rady, by po prostu przestal miec fobie spoleczna."

 

Heheh, moze Cie to zdziwi ale ja wlasnie jestem psychologiem, choc w zawodzie nie pracuje. Byc moze uwazasz, ze to dobrze...:D

 

Niezaleznie od tego,czy ktos jest chory na depresje czy tez fobie spoleczna,dla kazdego myslacego czlowieka jasne jest,ze jesli on sam nie zrobi czegos w kierunku lepszego zycia, to nikt inny za niego tego nie zrobi! Stad moj komentarz:)

 

Wirtualnie przytulam,zycze powodzenia i zachecam do wyprobowania lekow:)

 

[Dodane po edycji:]

 

"Zreszta ja sklaniam sie ku temu, ze zycie jest sterowane przez przeznaczenie i niektore rzeczy po prostu musza sie wydarzy, tak jak moja smierc w mlodym wieku. Chcialbym nawet sie o tym przekonac, bo jesli przykladowo skocze z wiezowca i mnie ktos zlapie, no to widocznie Bog ma inne plany co do mnie, ale jesli upadne, to widocznie tak musialo byc"

 

Hmmm... Jesli wpadl bys pod samochod,byloby to niewatpliwie przenaczenie,pech, zly los i to znaczyloby to,ze ma Cie nie byc. Ale jesli skoczysz z wiezowca,to znaczy,ze jestes panem swojego zycia i sam sie na to zdecydowales (czyli przeznaczenia nie ma)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eee tam,nie zniechecaj sie..;) Nie mialam zamiaru czepiac sie kazdego Twojego slowa:) Po prostu sadze,ze jesli masz(miales) ochote aby komus sie zwierzyc, to wiazesz z tym jakies nadzieje,chocby na odkrycie "pokrewienstwa dusz" itp. A jesli jest jakas nadzieja, to nie jest z Toba jeszcze tak zle :)

 

Wyobraz sobie, ze nie przez cale zycie i nie kazdego dnia jestem taki, jak dzisiaj. Gdybym tak sie czul doslownie na kazdym etapie swojego zycia; gdyby kroczyl za mna rowny bezsens, to mnie juz dawno, by nie bylo, bo bezsilnosc za bardzo, by mna poniewierala.

 

Sama bralam pare lat temu,przez ok. 3 miesiace Lexapro

 

Pani psycholog, co sama sie leczy. No ale i szewc chodzil boso ;)

 

Widac, ze fajny z Ciebie facet, wiec nie marnuj sobie zycia i pedem lec po leki;)

 

No juz biegne. Ty wciaz mnie oceniasz na podstawie swoich podrecznikowych schematow. A ja rowniez jestem dobrym psychologiem, tyle, ze nie kwalifikowanym - takim bardziej zyciowym, bo tyle juz rzeczy slyszalem, tyle rzeczy przeczytalem, ze moge tak o sobie mowic. Do siebie tez mam dystans i jak juz dzis tu komus powiedzialem - potrafie stanac obok siebie i chlodno przeanalizowac swoja sytuacje. Wiem, ze sa dni, kiedy mna targaja emocje i moja ochota o skonczeniu z zyciem wynika wtedy z emocji, ktore sa ulotne. Lecz potem przychodza dni, kiedy moge bez te emocjonalnego bagazu ocenic swoje zycie i wtedy rowniez dochodze do tych samych wnioskow. Wtedy pozbawiony jestem paniki, frustracji; po prostu na spokojnie potrafie myslec i wiedziec, ze zycie donikad mnie prowadzi. Co wyscie sie uczepili utartej formulki, ze zyc trzeba ? Czemu trzeba ? Moze odlozmy na chwile nasze podreczniki psychologiczne i zacznijmy oceniac sytuacje wychodzac poza wszelkie poznane schematy. Moja smierc nic nie zmieni. Jestem jedna osoba sposrod szesciu i pol miliarda, ktore teraz zamieszkuja nasza planete. Zycie to tylko kolejny etap wiekszej wedrowki, wiec nie przejmujmy sie tym, ze ten falstart, ktory teraz notuje, jest czyms, co przekresli cala moja wedrowke, bo pewnie znajda sie inne etapy. Czasem lepiej isc przez ta wedrowke na skroty, czyli nie czekac powoli na naturalna smierc; wiedzac, ze to marnotractwo czasu, a po prostu utorowac sobie droge przez parkan, za ktorym Bog wie co sie miesci. Sa na pewno ludzie, ktorzy maja inna swiadomosc, ktorzy maja inne oczekiwania i oni beda lepszymi budowniczymi tego swiata niz ja. Niech oni buduja przyszlosc. Ja chce sie udac na emeryture, bo jestem juz tak wyzuty z checi zycia, ze wiem, ze to donikad mnie nie prowadzi. Mam zreszta boskie przyzwolenie do tego. Bog dal mi wolna wole, ktora pozwala mi czynic, co mi sie podoba, jesli tylko moralne normy nie kaza mi wejsc na droge czyjegos zycia. A ja krzywdze ewentualnie tylko siebie.

 

Hmmm... Jesli wpadl bys pod samochod,byloby to niewatpliwie przenaczenie,pech, zly los i to znaczyloby to,ze ma Cie nie byc. Ale jesli skoczysz z wiezowca,to znaczy,ze jestes panem swojego zycia i sam sie na to zdecydowales (czyli przeznaczenia nie ma)

 

Przeznaczenie, jesli juz, to nie dziala w ten sposob. Przeznaczene zbudowalo nasz swiat dzieki decyzjom jednostek. Moja decyzja o skoczeniu z budynku jest wiec rowniez decyzja, ktora zawarta jest w szerszym planie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Pani psycholog, co sama sie leczy. No ale i szewc chodzil boso ;) "

 

:D Zdziwilbys sie, ilu psychologow sie leczy;) Obecnie uwaza sie (tzn. jest to jedna z teorii,ale ja akurat sklaniam sie ku niej) ze za nerwice/depresje odpowiedzialne sa zakłócenia czynności układu serotoninergicznego w mózgu. Dlaczego wiec psycholog mialby byc odporny?:) Kazdy jest rowny wobec smierci, wobec chorob rowniez :)

U psychologa nigdy nie bylam, ale gdy wyznalam psychiatrze, ze studiuje psychologie,zrobilo mi sie glupio...Nerwicowiec i psycholog w jednym;) Jednak psychiatra zdziwil sie, widzac moje zmieszanie. Powiedzial: "A dlaczego nie?". Byc moze sam sie leczyl,skoro byl taki entuzjastyczny...;D

 

"Ty wciaz mnie oceniasz na podstawie swoich podrecznikowych schematow. A ja rowniez jestem dobrym psychologiem, tyle, ze nie kwalifikowanym - takim bardziej zyciowym, bo tyle juz rzeczy slyszalem, tyle rzeczy przeczytalem, ze moge tak o sobie mowic. Do siebie tez mam dystans i jak juz dzis tu komus powiedzialem - potrafie stanac obok siebie i chlodno przeanalizowac swoja sytuacje."

 

To, co piszesz jest wynikiem Twojego "zaburzonego" myslenia (tj. myslenia zaburzonego przez depresje) Wielu sadzilo nt. zycia to samo,co Ty, a jednak po wzieciu lekow zmienilo swe nastawienie. Pisales, ze leki zmieniaja osobowosc, "oszukuja" mozg tworzac sztucznie piekne, kolorowe zycie. To nie jest prawda! Dlaczego nie przyjmujesz faktow?Leki antydepresyjne nowej generacji w ten sposob nie dzialaja!

 

"Co wyscie sie uczepili utartej formulki, ze zyc trzeba ? Czemu trzeba ? Moze odlozmy na chwile nasze podreczniki psychologiczne i zacznijmy oceniac sytuacje wychodzac poza wszelkie poznane schematy. Moja smierc nic nie zmieni. Jestem jedna osoba sposrod szesciu i pol miliarda, ktore teraz zamieszkuja nasza planete"

 

Alez zrobisz co chcesz. Twoja smierc niczego nie zmieni dla nas, to fakt.

Ale jako, ze chorowalam i znam inne osoby chore (i na nerwice i na depresje) zapewniam Cie, ze Twoje zycie moze stac sie lepsze,gdybys zdecydowal sie na branie "prochow";) chocby przez jakis czas. Mozesz byc dobrym psychologiem-teoretykiem,ale brak Ci praktyki. Gdybys ja mial, wiedzialbys, ze warto brac leki. Warto i na tym lez padole,zaznac troche szczescia,zanim przeniesiesz sie do piekla/nieba/kolejnej postaci(jesli wierzyc w reinkarnacje)

Niepotrzebnie tkwisz w swym uporze, ale i tak jestes uroczy;)

A przy okazji, powinienes obejrzec: "Co nas kreci, co nas podnieca" Allena. Mowisz (piszesz) to samo, co glowny bohater:)

 

 

"Przeznaczenie, jesli juz, to nie dziala w ten sposob. Przeznaczene zbudowalo nasz swiat dzieki decyzjom jednostek.

 

Powiedzialabym, ze swiat zbudowaly decyzje jednostek, lub odwrotnie - ze swiat zbudowalo przeznaczenie. Moim zdaniem decyzja to cos zupelnie odwrotnego, niz przeznaczenie. Na przeznaczenie czlowiek nie ma wplywu- gdy w gre wchodzi przeznaczenie, nie ma (niestety) miejsca na zadne wybory i decyzje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

:D Zdziwilbys sie, ilu psychologow sie leczy;) Obecnie uwaza sie (tzn. jest to jedna z teorii,ale ja akurat sklaniam sie ku niej) ze za nerwice/depresje odpowiedzialne sa zakłócenia czynności układu serotoninergicznego w mózgu. Dlaczego wiec psycholog mialby byc odporny?:) Kazdy jest rowny wobec smierci, wobec chorob rowniez :)

U psychologa nigdy nie bylam, ale gdy wyznalam psychiatrze, ze studiuje psychologie,zrobilo mi sie glupio...Nerwicowiec i psycholog w jednym;) Jednak psychiatra zdziwil sie, widzac moje zmieszanie. Powiedzial: "A dlaczego nie?". Byc moze sam sie leczyl,skoro byl taki entuzjastyczny...;D

 

 

Wiadomo - chorobsko moze sie przytrafic kazdemu, a chyba tym bardziej psychologom jako, ze maja ciagly kontakt z roznymi osobliwosciami i roznych rzeczy sie nasluchuja. Zreszta slyszalem jacy t biedni sa studenci psychologii, bo juz na pierwszym roku wpadaja w obled myslac, ze moga miec ktorys z wyczytanych syndromow. Ale tylko czy taki psycholog jest wowczas wiarygodny i czy jest odpowiednia osoba do udzielania porad ?

 

To, co piszesz jest wynikiem Twojego "zaburzonego" myslenia (tj. myslenia zaburzonego przez depresje) Wielu sadzilo nt. zycia to samo,co Ty, a jednak po wzieciu lekow zmienilo swe nastawienie. Pisales, ze leki zmieniaja osobowosc, "oszukuja" mozg tworzac sztucznie piekne, kolorowe zycie. To nie jest prawda! Dlaczego nie przyjmujesz faktow?Leki antydepresyjne nowej generacji w ten sposob nie dzialaja!

 

Ale chyba nie musze mowic, ze kazda regula ma swoje wyjatki, bo jeszcze moge zrozumiec, ze wiekszosc ludzi z podobnym do mnie mysleniem, moze miec zaburzone przez depresje percepcje, lecz nie kazdy, kto mysli o smierci musi miec cos z glowa. Chociazby ludzie na wojnie, w mysl, by nie zdradzic ojczyzny i nie stac sie jencem; wola sie zabic. Japonczycy, ktorzy maja wpojona w swiadomosc poczucie honoru, tez wola sie czasem zabic niz zyc z plama na honorze. To sa wyjatki ludzi, ktorzy i bez depresji chca sie zabic. Ja tez sie czuje wyjatkiem innej kategorii, bo to, ze mam kilka objawow depresji, nie znaczy, ze ona jest przyczyna moich rozmyslan o zakonczeniu zycia. Zadne leki nie zmienia mojego postrzegania. Ja widze swiat nie okrutnym, jak to wiekszosc deprechoholikow, a miejscem pieknym i bajkowym. To, ze nie widze dla siebie miejsca w tej "bajce" to wynik swiadomej analizy, ze do niej nie pasuje, i ze nie poradze sobie w niej. Brak mi umiejetnosci, hartu umyslu... - to jest cos swiadomego. Tak samo myslalem 10, 5, 3 lata temu. Wiec co, ja przez cale zycie mam depresje ?

 

A przy okazji, powinienes obejrzec: "Co nas kreci, co nas podnieca" Allena. Mowisz (piszesz) to samo, co glowny bohater:)

 

A ja juz zaczynalem miec nadzieje, ze moje mysli sa takie oryginalne ;)

 

 

Powiedzialabym, ze swiat zbudowaly decyzje jednostek, lub odwrotnie - ze swiat zbudowalo przeznaczenie. Moim zdaniem decyzja to cos zupelnie odwrotnego, niz przeznaczenie. Na przeznaczenie czlowiek nie ma wplywu- gdy w gre wchodzi przeznaczenie, nie ma (niestety) miejsca na zadne wybory i decyzje.

 

Ja to widze w ten sposob.... Swiat dzis w zdumiewajacy sposob doszedl do pewnej harmonii i ladu; do drapaczy chmur, do samolotow, do uczuc miedzy ludzkich - i to wszystko z prymitywizmu naszych przodkow, czy chaosu jeszcze przed naszymi przodkami. Wiec ja widze, jak ten swiat buduje sie w oparciu o jakis plan; jakby zycie pokolen szlo po pewnej nici, do pewnego klebka. Ale kto jest wykonawca tego "planu" w takim razie ? Ano ludzie, a dokladniej ich decyzje. Decyzje ludzi zwyklych, albo wybitnych jednostek. Kiedys pojawil sie jakis czlek, co wymyslil kolo; pozniej taki, co objawil, iz jest synem Bozym; potem przyszedl taki, co wynalazl druk; nastepnie czlowiek, ktory odkryl nowy lad; nastepnie Napoleon, Goethe, Mickiewicz, ktorzy dali romantyczne wyobrazenie o zyciu; ludzie oswiecenia, ktorzy z nich zakpili... I takim Heglowsim scieraniem sie epok, idei doszlismy do obecnych czasow i takie oto widze przeznaczenie; ze tym wszystkim cos/ktos sterowalo, ale musialo sie poslugiwac wola jednostek. I nie wiem czy jestem dosc godzien, by ktos tam przejmowal sie moim losem, ale coz, jesli jestem jakos potrzebny temu swiatu, to los mnie uchroni, a jesli nie, to nie ma po czym plakac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dużej mierze się z tobą zgadzam. Nie mniej jednak uważam iż każdy nie bez przyczyny narodził się na tym świecie.

Też czasami czuję że jestem nikomu nie potrzebna, a mimo to żyję i stawiam sobie coraz to nowe cele.

 

Właśnie przypomniał mi się taki Cytat

"Człowiek rodzi się by żyć, nie po to by przygotowywać się do życia. "

 

Chyba nie chodzi o to by się zastanawiać nad sensem istnienia , a po prostu korzystać z możliwości istnienia :)

Bo kiedy przestaniesz rozmyślać o tym wszystkim , zauważysz że jednak życie jest piękne. I zaczniesz się cieszyć z prostych rzeczy.

 

Wg. mnie nie jesteś chory a ni nie powinieneś brać leków.

I mam wrażenie iż to co się dzieję w twojej głowie jest wynikiem samotności.

Rozumiem że możesz, pewnie masz pełno znajomych ale blisko wcale nie znaczy obok.

Czujesz się czasem samotny ?

 

PS. Zadałam sobie wystarczający trud żeby przeczytać całość. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dużej mierze się z tobą zgadzam. Nie mniej jednak uważam iż każdy nie bez przyczyny narodził się na tym świecie.

Też czasami czuję że jestem nikomu nie potrzebna, a mimo to żyję i stawiam sobie coraz to nowe cele.

 

 

Ja to widze, tzn. nasz swiat jako jedno wielkie pole budowy. Wyobrazam sobie, ze jest Bog, ktory pelni niejako role architekta. My - ludzie pelnimy role realizatorow jego planu. Budujemy cos w rodzaju ogromnego stadionu i sa ludzie wybitni w swej dziedzinie, ktorzy na tej budowie pelnia wyzsze funkcje inzynierskie, a sa i zwykli szarzy ludzie, ktorzy sa po prostu slepo posluszni i realizuja swoja dzialke, nie pytajac czemu. Budujemy swiat, nie wiedzac co budujemy - jak Noe - i szczesliwi sa ci, ktorym to wystarcza; ktorzy sa tymi poslusznymi mrowkami, obrabiajacymi swoja mala dzialke. A nieszczesliwi ci, ktorzy zadaja pytania, czemu ma to sluzyc i dokad to zmierza i co wlasciwie jest budowane. Tacy ludzie sa kiepskimi budowlancami i oni zwykle sami siebie eliminuja. Choc nie wszyscy, bo chociazby Einstein do konca zadawal sam sobie pytania. Tak widze sens naszej egzystencji i tak widze przyczyne istnienia kazdego czlowieka z poszczegolna. Choc oczywiscie miedzy wierszami jest tam ujety raj, ktorego jestem swiadom i doceniam jak piekne grunty pod budowane dal nam Bog, tj. te piekne zachody slonca, kolorystyka kwiatow, tecze nad niebem, piekne oczy pieknej dziewczyny... Ktos tam musial miec talent, by to zaplanowac. Ale ja juz widze, ze nic poza tym metaforycznym kopaniem dolow, nie dostane w tym zyciu.

 

 

Chyba nie chodzi o to by się zastanawiać nad sensem istnienia , a po prostu korzystać z możliwości istnienia :)

Bo kiedy przestaniesz rozmyślać o tym wszystkim , zauważysz że jednak życie jest piękne. I zaczniesz się cieszyć z prostych rzeczy.

 

Przeciez mysli nad sensem nie pojawily sie przed moimi rozterkami. Najpierw byly czarne mysli, dolki, deprechy, a z czasem, gdy dojrzalem, zaczalem wowczas te filozoficzne rozmyslenia nad sensem. Wiem, ze przyjelo sie mowic, ze ci, ktorzy mysla nad sensem zycia, tak naprawde przegapiaja go. Ale o tym zaczalem myslec niedawno, a ciemny tunel przyszlosci widzialem juz dawno temu.

 

Czujesz się czasem samotny ?

 

Och, nie lubie takich pytan... No bo bedac szczerym, musze odpowiedziec, ze tak - jestem samotny, ale za kazdym razem to brzmi jak uzalanie sie nad soba; jakbym byl biedna sierotka. A ja sie z tego powodu nie uzalam. Czuje sie samotny, czesto mi jest kogos brak, ale wiem, ze tak musi byc, bo gdybym chcial, to chodzilbym na te imprezy ze znajomymi, wyjezdzalbym z nimi do Tunezji na wakacje, mialbym jakas dziewczyne, ale nie chce, bo zaden z moich dawnych znajomych tak naprawde nie pozwala mi byc soba, a zmeczylem sie udawaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Wiadomo - chorobsko moze sie przytrafic kazdemu, a chyba tym bardziej psychologom jako, ze maja ciagly kontakt z roznymi osobliwosciami i roznych rzeczy sie nasluchuja. Zreszta slyszalem jacy t biedni sa studenci psychologii, bo juz na pierwszym roku wpadaja w obled myslac, ze moga miec ktorys z wyczytanych syndromow. Ale tylko czy taki psycholog jest wowczas wiarygodny i czy jest odpowiednia osoba do udzielania porad ? "

 

Mysle, ze tak :)

Rola psychologa polega glownie na diagnozowaniu i poradnictwie. Jesli psycholog uzna,ze ktos potrzebuje terapii czy leczenia farmakologicznego,kieruja dana osobe do odpowiedniego terapeuty lub psychiatry. Sam nie musi prowadzic terapii. W czym wiec mialaby mu przeszkadzac choroba typu nerwica czy depresja(szczegolnie przebyta np.kilka mies.wczesniej),jesli do gabinetu przyjdzie np.matka pytajaca jak ma sobie radzic z synem narkomanem,zona,ktora widzi,ze jej malzenstwo wisi na wlosku itp.itd. Oczywiscie co innego psycholog chory na schizofrenie,czy inne choroby,ktore sa postrzegane spolecznie (i slusznie) za choroby wiekszego kabru delikatnie mowiac...Takiego nie chcialabym odwiedzic;)

 

 

 

"Ale chyba nie musze mowic, ze kazda regula ma swoje wyjatki, bo jeszcze moge zrozumiec, ze wiekszosc ludzi z podobnym do mnie mysleniem, moze miec zaburzone przez depresje percepcje, lecz nie kazdy, kto mysli o smierci musi miec cos z glowa"

 

Nie kazdy ale przyczyny dla ktorych Ty chcesz skonczyc szybko swoj zywot, sa wrecz modelowymi przyczynami,dla ktorych chca ze soba skonczyc ludzie chorzy na depresje:" Nie widze nic przed soba", "Nie ma przyszlosci przede mna","Nie przydarzy mi sie juz nic dobrego w zyciu", "Zycie nie ma sensu", "Nie mam juz sily walczyc", "Przegralem swoje zycie","Jestem do niczego", "Nic nie sprawia mi przyjemnosci" to standardowe wypowiedzi chorych na depresje i jednoczesnie Twoje wlasne wypowiedzi...

 

"Ja widze swiat nie okrutnym, jak to wiekszosc deprechoholikow, a miejscem pieknym i bajkowym. To, ze nie widze dla siebie miejsca w tej "bajce" to wynik swiadomej analizy, ze do niej nie pasuje, i ze nie poradze sobie w niej. Brak mi umiejetnosci, hartu umyslu... - to jest cos swiadomego. Tak samo myslalem 10, 5, 3 lata temu. Wiec co, ja przez cale zycie mam depresje ?"

 

Bardzo mozliwe,ze cierpisz na depresje od wczesnego dziecinstwa. Co w tym dziwnego? Depresyjni tez czesto wiedza,ze swiat musi byc "fajny",ze inni sie ciesza ale oni tego nie czuja, DLA NICH ten swiat fajny nie jest ,ONI sie nie ciesza...Tak jak Ty;)

Naprawde nie sadze,zeby obiektywnie bylo Ci brak umiejetnosci i hartu umyslu...Po prostu myslisz negatywnie na swoj temat(kolejny syndrom depresji,jakby nie patrzec;))Wrazliwosc tez nie jest zadna przeszkoda-nie jestes jedynym wrazliwym mezczyzna na swiecie:)

Napisales,ze ostatni raz byles szczesliwy majac ok 10 lat.Co wtedy dawalo Ci szczescie? Czy dzis tez by Cie to uszczesliwilo?

 

[Dodane po edycji:]

 

Och, nie lubie takich pytan... No bo bedac szczerym, musze odpowiedziec, ze tak - jestem samotny, ale za kazdym razem to brzmi jak uzalanie sie nad soba

 

A dlaczego mialbys sie nie pouzalac czasem nad soba? Co w tym zlego? Zapewne czasem zdarza Ci sie wspolczuc innym,wiec sobie tez mozesz.

 

Czuje sie samotny, czesto mi jest kogos brak, ale wiem, ze tak musi byc, bo gdybym chcial, to chodzilbym na te imprezy ze znajomymi, wyjezdzalbym z nimi do Tunezji na wakacje, mialbym jakas dziewczyne, ale nie chce, bo zaden z moich dawnych znajomych tak naprawde nie pozwala mi byc soba, a zmeczylem sie udawaniem

 

Co nie znaczy,ze nowo poznane osoby,nie pozwola Ci byc soba:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och, nie lubie takich pytan... No bo bedac szczerym, musze odpowiedziec, ze tak - jestem samotny, ale za kazdym razem to brzmi jak uzalanie sie nad soba; jakbym byl biedna sierotka. A ja sie z tego powodu nie uzalam. Czuje sie samotny, czesto mi jest kogos brak, ale wiem, ze tak musi byc, bo gdybym chcial, to chodzilbym na te imprezy ze znajomymi, wyjezdzalbym z nimi do Tunezji na wakacje, mialbym jakas dziewczyne, ale nie chce, bo zaden z moich dawnych znajomych tak naprawde nie pozwala mi byc soba, a zmeczylem sie udawaniem.

 

To nie jest tak że mówiąc o samotności użalać się nad sobą :) ja też czasem czuje się samotna i czasem chciała bym żeby w moim życiu było inaczej. A spróbuj poszukać sobie nowych znajomych , to że już piszesz na tym forum stwarza Ci możliwość zawarcia nowych znajomości . Spróbuj np. zapisać się na kurs tańca, zrobić coś co chciałbyś zrobić a czego do tej pory nie zrobiłeś.

 

Wg. mnie nie jesteś osobą chorą tylko twoja samotność Cię męczy stąd te myśli.

 

PS. Jeśli uraziłam to przepraszam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolita,problem w tym, ze Onegdaj,jak sam pisze, nie ma sily i motywacji by na ten kurs tanca (czy cokolwiek innego) sie zapisac...

 

Dlatego sadze, ze farmakologia ulatwilaby ten "start w nowe zycie". Pozniej mozna ja porzucic i byc moze dalej pojdzie juz wszystko latwo:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh.... Ten watek zainteresowal mnie bardzo :D

 

"Sens zycia"... jak mnie WKURWIAJA (przepraszam ;]) Ludzie ktorzy ida do pracy na 8 czy 12h wracaja do domu jedza obiad czy kolacje ida spac i wstaja do pracy na 8 czy 12h

 

jak ja im tego zazdroszcze!!! Ciagle zachodze w glowe jak oni to robia?! Jak to jest ze nie meczy ich brak ambicji, ze nie przeraza beznadziejna praca do konca zycia.

Poza licznymi problemami jakie mnie meczam, sens zycia jest tym naczelnym i przybija mnie fakt ze sensu nie ma. Jedyny rozsadny jaki mi przychodzi do glowy to poswiecenie sie dla dobra innych.

Jestem gejem, mam 27 lat i zachodze w glowe jaki jest sens zycia geja???

No po cholere? Rodziny nie zaloze, gatunku nie przedluze, zabawa w gejowskie zwiazki chwilowo mi sie juz naprawde znudzila... zarabiac pieniadze...? No i?? Po co?? By kupic nowe auto? BEZ SENS!

Zaby sie zatem jakos ratowac, uznalem ze pora na nowe studia. Wybralem ratownictwo medyczne. Niesienie pomocy drugiemu czlowiekowi uznalem za jedyny sens zycia geja. Poki co z wyboru jestem bardzo zadowolony :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jazzowe,

 

Trochę mnie rozbawiło to co napisałeś., sorki:) Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Nie każdy heteryk ma dzieci i przedłuża gatunek, myślisz ,że tacy ludzie nie widzą sensu ?

 

Co do szkoły , fajny pomysł, tylko nie wiem jakie Ty masz problemy natury psychicznej, myślisz ,że to Ci nie będzie przeszkadzało? Mówię w sensie , czy nie jesteś np zbyt wrażliwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lolita,problem w tym, ze Onegdaj,jak sam pisze, nie ma sily i motywacji by na ten kurs tanca (czy cokolwiek innego) sie zapisac...

 

Dlatego sadze, ze farmakologia ulatwilaby ten "start w nowe zycie". Pozniej mozna ja porzucic i byc moze dalej pojdzie juz wszystko latwo:)

 

Ale tu chodzi o to żeby spróbował czegoś nowego, a przy okazji poznał nowych znajomych. :)

 

Nie da się rozwiązać problemu bez poznania jego przyczyny , a potem ewentualnie tabletki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×