Skocz do zawartości
Nerwica.com

Objaw: uzależnienie od gier komputerowych


Vulpes

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Chciałbym podzielić się z wami moją historią, poznać wasze opinie, skłonić do dyskusji. Problem nie wygląda na depresję ale widzę, że jest to najkatywniejsze forum psychologiczne a problemy tutaj opisywane również nie są ograniczone tylko do depresji. Mam więc nadzieję, że moja historia pomoże nie tylko mi samemu, przez poznanie opinii innych ludzi, ale również innym osobom, którzy znajdą w tym temacie coś dla siebie.

 

Otóż aż do matury radziłem sobie z życiem hmm...dopuszczająco, tzn uczyłem się, miałem znajomych, byłem "względnie zadowolony" chociaż naprawdę byłem nieszczęśliwy ale rutyna codziennych obowiązków skutecznie sprawiała złudne wrażenie ,że nei jest tak źle. Problem zaczął się, gdy wyjechałem na studia...do Szkocji. Znajomi mi zazdrościli-podczas gdy oni lądowali w rodzinnym mieście lub we Wrocławiu, ja wyleciałem do Szkocji, dostałem stypendium...luksus, mogłem studiować na lepszych warunkach, z ludzmi z całego świata.

Coś jednak gruchnęło..pierwsze półrocze i siadłem, zacząłem palić marihuanę, jak większość studentów tam, ale już nie jak większość, przestałem się uczyć. Tylko poziom wiedzy wyniesionej z liceum pozwolił mi zdać egzaminy semestralne, bazując na wiadomościach z Polski. Postanowiłem rzucić trawę.

 

Jak postanowiłem, tak zrobiłem ale oprócz trawy rzuciłem też całe normalne życie- odciąłem się od znajomych, przestałem chodzić na wykłady, potem przestałem wychodzić z pokoju w ogóle, skupiłem się na komputerze...a dokładniej na pewnej grze MMORPG. Nie robiłem nic poza graniem i spaniem...no, jeszcze jadłem ale tylko wtedy, kiedy byłem zbyt głodny, żeby móc grać. Schudłem 10 kilo (gdzie zawsze byłem szczupły, teraz ważyłem ledwo 58 kg) nie robiąc nic- zero ruchu, tylko sen i granie. Po zarcie chodziłem w nocy, kiedy nie było tyle ludzi na ulicach, p onieważ nie lubiłem patrzeć na innych ludzi. Kiedy wychodziłem zawsze miałem MP3 na uszach, która dość skutecznie zagłuszała pchające się do głowy myśli co ja wogóle robię. Drugi semestr spędziłem w swoim pokoju, grając na komputerze. Wróciłem do Polski (nawet nie podeszłem do egzaminów końcoworocznych). Rodziców udało się przekonać, że wole studia w Polsce, że Szkocja to nie dla mnie., tak więc zapewniłem sobie możliwość studiowana we Wrocławiu. nie miałem czego studiować, nic mnie nie interesowało w realnym świecie. Wybrałem ochronę środowiska bo na to łatwo się dostać, w sumie to studiów potrzebowałem tylko to tego, żeby wyrwać się z domu, bo rodzice ciągle gonili mnie od komputera. Kiedy wyjechałem do Wrocławia byłem znów sam na sam z komputerem. W grudniu wróciłem do domu, w zasadzie rodzice mnie zabrali, proponując przerwanie studiów (widzieli, ze nie sprawiają mi przyjemności a cheili, żebym robił w życiu to, co chcę) tak naprawdę to ja nie studiowałem od drugiego tygodnia października. W sumie byłem na trzech wykładach, po których zmknąłem się w pokoju do grudnia.

 

Niedawno zdałem sobie sprawę, że moje uzależnienie bierze się z niemal zerowego poczucia własnej wartości w świecie realnym, podczas gdy w grze byłem pewnym siebie, odnoszącym liczne sukcesy graczem. To sprawiało, że wszystko co realne było niebezpieczne, nieciekawe, nudne a gra była azylem, ucieczką, największą nagrodą. teraz staram się z tym walczyć, próbuję zrozumieć siebie samego, odkryć dlaczego zachowuję się tak a nie inaczej. Próbuję wziąć się w garść i wystartować. Często potykałem się, lądując znów przed komputerem, często wszystko wydawało się bez sensu. Dlatego piszę tutaj swoja historię- potrzebuję poznać co inni ludzie myślą o tym, co zrobiłem i tym, co chcę zmienić.

 

Interesują mnie wasze opinie, nie tylko na temat uzależnienia od komputera, ale opinie na temat jakiejkolwiek walki o siebie samego. Chciałbym stworzyć w tym temacie kreatywną dyskusję na rózne tematy, zazwyczaj bardziej lub mniej ściśle związane z moim problemem. Co myślicie o moim uzależnieniu, jak według was ma się ono do braku poczucia własnej wartości, co daje wam poczucie własnej wartości? Dla mnie wszystko inne od rzeczywistości stanowi zagłuszacz mojej osobowości, to znaczy gra tworzy inny świat w którym mogę być kims, odnosić sukcesy...książki pozwalają mi czasem przeżywać emocje których w swoim życiu nie potrafię przeżyć. to samo robią filmy- przeywając czyjeś szczęście na filmach, w książkach, identyfikując się z postaciami w grze czy nawet w muzyce mogę przeżywać to, co one przeżywają. Daje mmi to uczucie, że moje życie nie jest takie puste, że jestem dość szczęśliwy, podszac gdy bez książek, gier, muzyki, filmów do głowy pchają się nieprzyjemne myśli przypominające mi, że tak naprawdę to nic z tego nie jest prawdą, że gra nie jest niczym tylko zasłoną dymną...

 

Czekam na wasze opinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh, ciezka sprawa. Probowales psychologa? Szkoda ze rzuciles Szkocje, dobra edukacja i darmowa do tego. Zycze powodzenia w Polsce. Do UK nie chcialbys wrocic? O wiele lepsza szanse na prace bedzie miec pozniej i angielski doskonaly.

 

Ja sam studiuje w Walii. Niestety mam nerwice i lęki i ciezko mi tu jest. Nie mam zbytnio przyjaciol. Ogolnie ludzie mnie lubia ale mam problemy z jednym Anglikiem. Ja zazwyczaj chce sie uczyc a on ciagle glosna muzyke puszcza. Wczoraj sie z nim tak poklocilem ze musialem wzywac pomoc z biura wioski studenckiej zeby z nim porozmawiali. W nocy typ mi zaczal sikac na okno i w ogole budzic stukajac w okno. Dzisiaj jako tako sie udalo zakonczyc ten problem ale czuje ze on jeszcze bedzie sie po cichu mscic.

 

Jesli chodzi o gry to tak, one nie dadza Ci prawdziwego szczescia bo ten wirtualny swiat jest bardzo ograniczony w porownaniu do prawdziwego. W kazdym razie widac ze jestes czlowiekiem wrazliwym, mimo ze masz problemy. Moim zdaniem ten swiat potrzebuje takich ludzi jak Ty zeby wszystkich bylo lepiej. Jesli sie zbierzemy w sobie to potrafimy czynic cuda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że tak naprawdę to nie chce mi się niczego, poza graniem. Jeżeli teraz pojechałbym do UK, wykorzystałbym to prawdopodobnie jako kolejny okres grania non stop ponieważ nie jestem w stanie uporać się z tyloma wyzwaniami, jakim trzeba sprostać będąc w Szkocji.

 

Byłem u psychologa, dużo mi pomógł. Znacznie lepiej rozumiem teraz swoje myśli, działania. Potrafię czerpać siłe z sytuacji, które kiedyś mnie tylko irytowały, zawstydzały czy przerażały. Problemy powoli stają się wyzwaniami, czasem zdarza mi się zaprzeć się i zrobić coś, czego normalnie bym nie zrobił bo nie widziałbym nagrody dla siebie, sensu itp. Teraz czasem mówię sobie, że to, co robię, nikt inny nie dałby rady zrobić. Wiem, że nie jest to dokladnie prawdziwe ale daje to siłę-wrażenie pokonywania granic, robienia czegoś, co wydaje się niemożliwe dla innych, dla mnie samego. Robię to jakby na przekór, "na chama" (np kuję słowka z niemieckiego, po 50 każdego dnia, czasem są łatwiejsze czasem trudniejsze, czasem naprawdę nie chce mi się ich robić ale zawsze je robię- na przekór lenistwu, żeby mu "dosrać"...działa zazwyczaj :) )

 

Biegam, 3 razy w tygodniu. To też jest dobre, wstaję o siódmej rano, kiedy jeszcze jest mgła na zewnątrz, często niewiele ponad 0 stopni i biegam. Pod koniec, kiedy już zbliżam się do "mety" wypluwam wszystkie siły jakie mie zostały, zajeżdżam się do zera...czasem jest trudno, nie chce się wstać ale poranek z bieganiem jest znacznie lepszy niż siedzenie w łóżku.

 

Myślę, że trzeba coś robić, kiedyś myślałem, że potrzeba sytuacji, że samą chęcią niewiele się zrobi. Teraz zaczynam myśleć inaczej- chęci i upór to prawie wszystko. Kiedyś czekałem na dobrą sytuację, żeby zacząć biegać...a to pogoda nie ta a to butów nie mam a to się nie wyspałem...i tak mogłem czekać 20 lat. Dzisiaj wiem, że jakiekolwiek odpuszczenie sobie to oznaka słabości. Zdarza mi się to ale nie usprawiedliwiam się, po prostu muszę albo wybiec, "zaliczyć" albo leżeć i słuchać: "co, leżymy, nie chce się, poczekamy aż się nadarzy lepsza sytuacja, co?" to mobilizuje. Czasem lepsze efekty daje mi biec, przeziębić się (jak teraz) ale nie odpuścić treningu niż leżeć w łóżku z usprawiedliwieniem "dzisiaj pada"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedna rzecz nigdy się we mnie jednak nie zmieniła- zawsze myslałem, że każdy może wszystko, że mogę być kosmonautą, komandosem, prezydentem, księdzem, mogę grać albo łowić ryby, mogę być sam albo z najładniejszymi najatrakcyjniejszymi dziewczynami. Kiedyś jednak wierzyłęm, że potrzebuję dobrej sytuacji, że "jeszcze nie teraz", czekałem na dobry moment ale nie ma takiego czegoś. Nie robiłem nic wierząc, że kiedyś coś się samo zmieni a to błąd- muszisz robić cos, sam tworzyć okazje a nie biernie na nie czekać. Ty podrywasz dziewczynę która ci się podoba a nie czekasz czy ona sama zaczie cię podrywać. To powoli zaczynam rozumieć. Możesz zmarnować życie czekając na szansę, podczas gdy możesz sam tworzyć okazje, iść do przodu i po jednym dniu już jesteś krok bliżej, po tygodniu jeszcze bliżej i powoli się zmieniasz...w muszę całkowicie uwierzyć...no i oczywiście pamiętać, że mogę wszystko...chyba wszyscy możemy. Napewno możemy znacznie więcej niż nam się wydaje, niewiele jest chyba osób, które naprawdę zrobiły wszystko, co można zrobić według mnie. Większość, i ja sam tutaj się zaliczam, po prostu myśli, że już więcej się nie da, że jesteśmy pokrzywdzeni przez życie i nic juz tego nie zmieni- game over. Ale to chyba nie prawda, a ja to udowodnię i pokażę, że nawet to, co się stało, mnie nie złamie...na chama, a co!:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie stary, dobrze myslisz :) Ja obecnie studiuje fizyke zeby miec w przyszlosci duzo kasy. Moglbym pracowac np w CERNie, bo moj uniwerek ma bardzo silne z nim powiazania. A co do dziewczyn to od niedawna ucze sie kuchni kantonskiej gotujac razem z Chinczykami ;) Jaka dziewczyna by sie oparla tekstowi "chodz do mnie, ugotuje Ci cos chinskiego"? :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lotro...Lord of the Rings Online...

 

był Lineage wcześniej ale to były czasy liceum, byłem w domu, miałem obowiązki, szkołę, znajomych było dużo ale to żadna różnica jaka to gra myślę. Jeżeliby nie było Lotro, to byłby pewnie Lineage, Aion, WoW, Perfect World czy Silkroad....wszystkie działają podobnie

 

zaczynasz jako zero, słabeusz i powoli stajesz się silny, idziesz do przodu....jak w życiu chyba, tylko że tam nie da się cofać i wyrażnie widzisz co musisz zrobić i jak długo, żeby być lepszym a w realu nie dość, że wysiłek jest znacznie bardziej wyraźny to i porażki bolą znacznie mocniej no i nie możesz zmienić gry, zacząć od nowa, kiedy spadniesz na dno, jesteś tym kogo stworzyłeś od początku do końca...

 

hehe tak sobie teraz myślę, że MMORPG jest właśnie podbne trochę do życia i to chyba tutaj tkwi głóny powód, dlaczego to gry online są najbardziej uzależniającymi grami. bo nie dość, że rozwijasz "siebie", idziesz do przodu, przez "wysiłek" stajesz się lepszym to jeszcze możesz rywalizować z prawdziwymi ludźmi, pokonywać ich, co wyzwala podobą radość jak osiąganie sukcesu w realu no i najważniejsze- porażki są bezpieczniejsze, wieśż, że niczym nie ryzykujesz ( bo co to za ryzyko jak nawet jak "umrzesz", znów się odrodzisz a strata będzie raczej niewielka) nie da się w MMO przegrać wszystkiego, zawsze można skasować postać, która "nie wyszła" i zacząć z czystym kontem....takie ułatwiacze, których w realu nie ma.

 

I jeszcze do Homera,

ja myślę o psychologii, bardzo mi się podoba ten kierunek, co aż mnie dziwi, bo jeszcze pół roku temu "studiowałem" ochronę środowiska, 4 miesiące później myślałem o dziennikarstwie ale oba były mi dość obojętne...teraz inaczej, interesuje mnie psychologia, jest cholernie ciekawa, niezwykle kreatywna, całkowicie przeciwna do pracy w laboratorium, tutaj jesteś sobą, masz tylko swój umysł i tylko to ci potrzebne, żeby się rozwijać, żeby być dobrym, najlepszym. No i psychologia jest bardzo "życiowa" zwłaszcza teraz, kiedy choroby cywilizacyjne tak szybko się rozpowszechniają...depresja, uzależnienia...niewiele jest osób, które nie mają żadnych problemów ze sobą, wiedzą kim są, czego chcą...

 

nawet w moim najbliższym otoczeniu- jedni skupili się tylko na pracy, harują dzień w dzień wierząc, że to jest to, co chcą i powinni robić, inni pochłaniają telenowele, pożerają książki i filmy wierząc, że to ich "uczy życia" jeszcze inni nie potrafią myśleć samemu, co jest bardzo denerwujące, bo rozmowa z taką osobą jest pusta....on tylko powtarza to, co ktoś powiedział w radiu, gazetach czy telewizji wierząc, że to są jego własne myśli.

 

Nie chcę taki być. Chcę myśleć samemu, chcę być sobą, nie chcę zaharowywać się, nie potrzebuję kasy do szczęścia chociaż wiem, że jest ona ważna. nie chcę "żyć życiem innych"- serialowych bohaterów, postaci książkowych, nie chcę poświęcić zycia na wspinaczkę po drabinie kariery zawodowej. Myślę, że psychologia jako kierunek studiów jest tu bardzo pomocna....uczy myśleć, wiedzieć co robię i dlaczego, rozumieć dlaczego ktoś nagle wybucha złością i nie "oddawać mu" ale nawet pomóc tej osobie. nie wiem, ale to jest chyba to, co chciałbym robić w zyciu- być sobą, bardzo sobą, nie iść tam, gdzie idą wszyscy, myśleć samemu, decydować na podstawie tego, co ja myślę a nie tego, co pomyślą inni. No i oczywiście kochać :)

 

Tak, to jest chyba mój cel życiowy...teraz trzeba przebijać się przez wszystkie przeszkody, pokonywać zwątpienie, rezygnację, znosić porażki i iść naprzód :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vulpes, oh ja miałem prawie 2 roczny epizod z l2. Uzależniłem się, nie ma co ukrywać. Na szczęście w miarę samopoznania jakikolwiek pociąg (pragnienie) do tego typu gier wypalił się co pozwoliło mi zająć się "real life" ;) Jak się potem okazało, było to uzależnienie ucieczkowe.. zresztą każde uzależnienie jest takie..

 

Masz rację, że taka gra odzwierciedla prawdziwe życie. Na tym właśnie polega jej sukces: nie wychodząc z domu możesz być kimś !! Tak na prawdę jesteś kimś tylko w środowisku graczy, a nikim w realu.

Wcale nie potępiam gier online, tyle że po prostu dla mnie okazały się "niewłaściwe". Nie jest to coś co chciałbym robić. Nie znaczy to także, że chcę być kimś w realu. Pogoń za byciem kimś zarówno w grach jak i w realu to iluzja, sprowadza tylko nieszczęścia, ponieważ nigdy nie akceptujesz tego, co masz w tej chwili i zawsze chcesz więcej! Zaspokojone pragnienie rodzi kolejne; zdobyte dobra rodzą przywiązanie i lęk o ich utratę (w grze bardzo się bałem że wydropię draconica :D i czasami mi się to śniło po nocach LOL :D ).

 

Człowiekowi do szczęścia nie jest dużo potrzebne ;) W sumie to nic nie jest potrzebne, bo wszystko już ma :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vulpes, musisz walczyc,

widac nawet w Twoich odpowiedziach, takie jakies podniecenie jak opisujesz poszczegolne gry.

Czy dobrze przypuszczam ze te gry daja Ci zastepczy swiat w ktorym jestes lepszy niz w rzeczywistosci. W grze rozwiaz8ujesz wszyskie problemy 1 cieciem miecza lub rzuceniem czaru???, w rzeczywistym siwiecie to nie takie proste.

Co do studiow to wyznacz sobie jakis kierunek ktory chcesz skonczyc bo wkoncu nie skonczysz zadnego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze studiami największy problem że one mi do niczego nie były potrzebne oprócz do tego, żeby się wyrwać spod kontroli rodziców, żeby nikt mi nie truł nad głową że nic nie robie. Inna sprawa, że rodzicom weszło to już w nawyk i cały czas, co by nie było, było źle, ale tylko po to pojechałem do Wrocławia, po zawaleniu Szkocji- nie obchodziła mnie ta ochrona środowiska, pewnie nigdy bym nie pracował w tym zawodzie ale nie miałem żadnych marzeń co do studiów...nic mnie nie interesowało oprócz gry, dlatego pozawalałem studia dwa razy. Myślę, że to było chyba jednak lepsze niż wegetacja przez 5 lat, potem wegetacja w jakiejśtam, średnio obchodzącej mnie pracy w której byłbym średniakiem robiącym tylko co muszę, bo muszę...tak wyleciałem, zawaliłem dwa razy, co z jednej strony było złe, bo przecież Szkocja kosztowała rodziców masę kasy, Wrocław trochę mniej ale jednak zawsze coś też poszło no i po półtora roku byłem w znacznie gorszej kondycji niż w czasie matury.

 

Ale myślę, że dobrze się stało, że wszystko się sypnęło. W sumie chyba podświadomie tego własnie chciałem- nie byłem w stanie sam zrezygnować z komputera ale nie wyobrażałem sobie żyć dalej jak żyłem, więc korzystałem ile się dało, zdążając do niechybnego końca, krachu, który pewnie mógłby coś zmienić. Problem był w tym, że tak sobie zyłem przez całe liceum, wierząc, że studia to będzie mój czas, że sytuacja się zmieni i ja się zmienię sam, bez wysiłku, pracy i wytrwałości. No i niby się trochę zmieniłem ale to pierwotne wybicie szybko zniknęło i zdałem sobie sprawę, że nie ma już niczego, na czym wcześniej stałem, nie ma rodziców marudzących, zakazujących, goniących do roboty, nie ma już szkoły z obowiązkową obecnością, nie ma klasy, w której jako tako się odnajdywałem. Jestem ja sam i świat...no i znalazłem swoje miejsce...w grze, bezpieczny, ze złudnym poczuciem siły i kontroli...

 

Tak sobie tera przypominam, że tak samo traktowałem wiele rzeczy, wiele sytuacji, jak wyjazd do Szkocji jako magiczny lek na wszystie zło i nieszczęścia. Tak samo było, kiedy próbowałem trawki, tak samo, kiedy wyjeżdzałem do Wrocławia, tak samo kiedy kupowałem sobie boa, tak samo, kiedy świadomie zdążałem do zawalenia studiów. Zawsze wtedy liczyłem , że to coś zmieni we mnie, że Szkocja będzie jak z filmu "American Pie", że węże pozwolą mi być kimś wśród ludzi, że Wrocław i kontakt ze starymi znajomymi wyciągnie mnie na świat ale się myliłem.

Dlatego też uciekłem w gry, znalazłem sobie świat, w którym byłem kimś tu i teraz, byłem dobry, bardzo dobry, byłem pewny siebie, odnosiłem sukcesy....tyle że realny świat był ciągle groźny...

 

Sebcio, tak, dobrze przypuszczasz ale tak jest chyba z każdym uzależnieniem. Alkohol i stan "upojenia", czyli ucieczki do tej innej, prostszej rzeczywistości, narkotyki i ich działanie, czyli również "inny świat"...no i gra, gdzie "inny świat" trwa ile tylko chcesz, niewiele kosztuje, i w przeciwieństwie do alkoholu czy narkotyków, jest bezpieczny, niema ryzyka konfliktu z pprawem, kompromitacji, można się zamknąć w pokoju, odciąć od "złego świata" i siedzieć całe dnie w tym "lepszym" świecie. Cały czas gra jest dla mnie czymś cholernie atrakcyjnym, Nawet teraz złapałem się na tym, że zacząłem kalkulować co by było, gdybym mógł grać...

 

ale widze, że pisanie na tym forum jest bardzo pomocne....kiedy myślę o grze i łapię się na tym, wszystko dzieje się "po cichu"...kiedy jednak wyciągnę to tutaj, na forum, muszę przeanalizować co robię, przemyśleć...a potem, jak już napiszę posta, czuję się trochę silniejszy, zabieram się do roboty i udaje mi się pociągnąć kolejny dzień bez grania. Dlatego tak dużo tu piszę chyba :)

 

Jeszcze co do grania, to zastanawiam się, czy jeżeli teraz tak bardzo potrzebuję gry, tak mocno mnie ona wciąga, to czy to oznacza, że już zawsze będę musiał unikać gier jak ognia, żeby nie wpaść, czy nauczę się korzystać z wszystkiego z umiarem, czy zerwanie z uzależnieniem oznacza "nigdy więcej nie zagram" czy raczej "mogę grać jeśli mam czas i ochotę ale nigdy więcej nie postawię gry wyżej niż spraw realnych, obowiązków"...

 

co myślicie? bo mi się wydaje, że jeżeli nie potraię grać bez uzalezniania się i muszę trzymać się zasady "zero gier", to tak naprawdę nadal jestem uzależniony tylko nie mam dostępu do gry...taka sytuacja by mnie nie zadowalała....raczej moim celem jest robienie czego chcę, włącznie z graniem ale nie uzależnianie się...umiejętność bycia blisko świata gier, korzystania z niego od czasu do czasu ale z umiejętnością do samokontroli...w innym wypadku ciągle jestem uzależniony chyba, nie prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mysle ze mozesz grac, ale musisz sobie wytyczac bardzo postre granice i miec bardzo duzo samodyscypliny np. mowic sobie, dzis gram do 18:00 potem nauka, obowiazki, trzeba byc twardym, nie rzucaj studiow odrazu, to ze jestes uzalezniony to jest pewne, moze najperw zacznij ograniczac granie tak do co raz mniejszej ilosci spoedzonego przy grach czasu.

Tak wogole ile czasu potrafisz spedzac na graniu, grasz bez przerwy, tyko siusiu, zakupy jedzonko??? aha i w co grasz???

A na czym polega ten ciag, co by sie stalo gdybys MUSIAL zagrac a bys nie mogl???

A jak sie czujesz w momencie kiedy zaczyansz grac??? jak na chaju???a czy sam fakt gdybys tylko pogral 5 minuy wystarczylby do rozladowania napiecia, czu juz musialbys grac az do upadlego???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co myślicie? bo mi się wydaje, że jeżeli nie potraię grać bez uzalezniania się i muszę trzymać się zasady "zero gier", to tak naprawdę nadal jestem uzależniony tylko nie mam dostępu do gry
"Walcząc" z uzależnieniem, stajesz się bardziej uzależniony. Z czym walczysz, czemu się opierasz, temu dodajesz siły. Tu potrzeba zrozumienia. Jeśli dogłębnie zrozumiesz dlaczego grasz, przestaniesz grać ot tak ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak wogole ile czasu potrafisz spedzac na graniu, grasz bez przerwy, tyko siusiu, zakupy jedzonko??? aha i w co grasz???

A na czym polega ten ciag, co by sie stalo gdybys MUSIAL zagrac a bys nie mogl???

A jak sie czujesz w momencie kiedy zaczyansz grac??? jak na chaju???a czy sam fakt gdybys tylko pogral 5 minuy wystarczylby do rozladowania napiecia, czu juz musialbys grac az do upadlego???

 

Pisałem chyba w pierwszym poście...nie ma limitu wewnętrznego...w domu ograniczali mnie rodzice, szkoła, rodzeństwo ale kiedy wyjechałem na studia, miałem swój pokój i nie byłem zależny od nikogo, było inaczej. Konkretnie to w Szkocji spędziłem w pokoju około 4 miesięcy drugiego półrocza, bo w pierwszym zamiast komputera była trawka, jeszcze coś się uczyłem i nie czułem takiej potrzeby grania...no i przede wszystkim, nie znałem jeszcze tej konkretnej gry która mnie tak wciągnęła. Poznałem ją na przerwie świątecznej. Cztałem Władcę Pierścieni i ktoś powidział mi, że ponoć jakieś MMORPG robią na bazie świata Tolkiena więc zacząłem szukać i do Szkocji wróciłem już z tą grą. Od stycznia praktycznie do maja grałem non stop...to znaczy jeszcze w styczniu czasem chodziłem na jakieś imprezy, czasem nawet na wykład, czasem na stołówkę ale luty-maj było tylko granie.

Żeby nie było wątpliwości- grałem ile tylko miałem siły. Jedyne przerwy jakie były to był sen ale nie kładłem się spać wieczorami czy nocami, w sumie to grałem do godziny około 8 rano, potem, ze zmęczenia zasypialem..zazwyczaj na łóżku ale czasem przed komputerem nawet...budziłem się różnie...od 13 do 18 i siadałem grać. Raz na kilka dni,koło 23-24 wieczorem wychodziłem kupić coś do żarcia, zazwyczaj starczało mi na kilka dni gdzie spędzałem je tylko w swoim pokoju na spaniu i graniu. Nie było zmęczenia grą. Czasem się nudziłem konkretną czynnością ale wtedy wystarczało przełączyć na inną "postać" i wszystko zaczynało się od nowa. Najgorzej było, keidy nie było internetu...wtedy cała ta pustka zwalała się na głowę, zaczynałem zdawać sobie sprawę z tego co ja robię, przychodziły napady rozpaczy czy smutku...zazwyczaj oglądałem wtedy jakieś filmy czy po prostu odsypiałem na zapas...

 

nie było limitu wewnętrznego...nawet denerwowało mnie, że muszę spać, że śpiąc marnuję czas który mógłbym wykorzystać na rozwój postaci w grze. Dzięki temu byłem pierwszą osobą na serwerze, która osiągneła najwyższy poziom w swojej klasie, czego się jednak wstydziłem bo wiedziałem jak to wygląda naprawdę ale sukces był, poczucie siły było...złudne- tak ale lepsze to niż być zerem w realu. tak myślałem.

 

Jak się czuję kiedy zaczynam grać? Fajnie, przyjemnie, pewnie. Nie ma chaju żadnego ale jest przyjemne uczucie.

 

Ostatnio odcinałem sobie komputer....pierwszy raz był plan trzech miesięcy bez komputera. nie wytrzymałem po 3 tygodniach, po 4 już grałem jak wcześniej. Teraz skończyłem miesiąc bez komputera ale to też nie był miesiąc- już po 6 dniach grałem po kryjomu, co prawda nie długo bo to było niemożliwe, tylko wtedy, kiedy byłem pewien że nikt się nie dowie. Teraz jednak mija drugi tydzień bez gry, pierwszy nawet bez forum o tej grze, z czego wcześniej ciągle korzystałem (taki zamiennik grania ale ciągle gra siedziała mi w głowie) teraz mam zero gry, zero forum i jest nieźle. czasem myślę o grze ale to już tylko myśli i sny ewentualnie. dzisiaj jest wyjątkowo dobrze. cały dzień pracuję, próbuję "bić rekord" w tym ile słów z niemieckiego mogę wykuć w ciągu jednego dnia, bez pomijania innych obowiązków, już jestem na 90 :) a i samopoczucie jest bardzo dobre

 

Walcząc" z uzależnieniem, stajesz się bardziej uzależniony. Z czym walczysz, czemu się opierasz, temu dodajesz siły. Tu potrzeba zrozumienia. Jeśli dogłębnie zrozumiesz dlaczego grasz, przestaniesz grać ot tak ;)

 

Ja wiem dlaczego gram...bo to jest moim źródłem poczucia własnej wartości, do niedawna- jedynym takim źródłem. Problem nie polega chyba na zrozumieniu i po sprawie. Bardzo ważne było dla mnie zrozumienie czemu gram, bo teraz mogę z tym walczyć ale sam rozum nie wystarczy. Muszę sobie stworzyć źródła poczucia własnej wartości w świecie realnym, które stopniowo pozwolą mi uniezależnić się od gry. Nie będę musiał grać, żeby uciec przed własną beznadziejnością ale będę mógł grać dla przyjemności jeżeli to będzie jakaś przyjemność dla mnie :)

 

[Dodane po edycji:]

 

piszę po dłuższej przerwie, bo msm kolejny problem..

 

i to pytanie kieruję do płci przeciwnej.

 

mam duży problem z nieśmiałością. ostatnio próbowałem zrobić sobie sprawdzian- kupiłemw kwiaciarni różę i chciałem ją wręczyć jakiejś nieznajomej atrakcyjnej dziewczynie.

stanowiło to dla mnie ogromny problem. próbowałem sobie to wszystko logicznie wytłumaczyć- dziewczynie byłoby bardzo miło usłyszeć coś takiego, że jeżeli do mnie ktoś by podszedł, rónież zareagowałbympozzytywnie ale nic nie działało. po prostu byłem spraraliżowany, wytraszony, później już wręcz wściekły na siebie i cały świat, poczucie wartości szybko spadło do zera (cały czas tylko kręciłem się po mieście z różą w ręce, do nikogo nawet nie podszedłem)...oczywiście róży nie dałem, było to zbyt wielkie wyzwanie. dlaczego nie mogę zrobić czegoś takiego, dlaaczego wydaje mi się, że dziewczynie taki ktoś wydawałby się idiotą a ja tylko bym się skompromitował?

 

czy dziewczyny obecne tu na forum mogą przedstawić mi taka sytuacjęz innej strony, z ich punktu widzenia? jak byscie zareagowały na taką sytuację gdy zaczepia was "ja" wręczając różę, cały w nerwach...czy wyszedłbym na idiotę, sierotę i ostatnia niedojdę, całkowicie sie kompromitując?

 

jak w ogóle widzicie problem nieśmiałości u płci przeciwnej...nawet u was samych? jak wypada porównanie nieśmiałego faceta z facetem pewnym siebie, ekstrawertycznym? czy zawsze nieśmiały jest gorszy a dziewczyny wolą tych, dla których nic w kontaktach z dziewczynami nie stanowi problemu?

 

jest to dla mnie duża przeszkoda, problem, powód wstydu. to właśnie kontakty z dziewczynami potrafią rozwalić mnie w mgnieniu oka, choć z drugiej strony czasem zdarzało się, że zwykły uśmiech, parę słów z ust atrakcyjnejdla mnie dziewczyny sprawiały mi ogromną radość...proszę o opinie...=/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam wszystkim. Jestem Grzesiek, mam 24 lata i właśnie się zarejestrowałem na forum. O dziwo w sprawie prawie identycznej jak Vulpes. Już nerwy mnie brały gdy czytałem inne fora, najczęściej pod artykułami o uzależnieniach od gier komputerowych właśnie. Najczęściej każdy kończył się masą komentarzy typu: "nie wiem o czym oni w ogóle piszą", "ja gram 3/ 4 godziny dziennie i potrafię to kontrolować i mi to w ogóle nie przeszkadza". "Adaś gra, Tomek gra , Ja gram... i nie rozumiem jak się można uzależnić". Domyślam się że pisały to, oprócz zmartwionych matek i zaniepokojonych producentów gier, głównie dzieciaki gimnazjalne. Zastanawiałem się czy tylko ja, mając 24 lata mam taki problem ? czy może tylko ja sobie zdaję z tego sprawę...

Mój problem polega na tym, że również uciekam w świat gier. Uciekam w niego odkąd pamiętam czasy podstawówki. Byłem dzieciakiem zamkniętym w sobie raczej i żyjącym w przeciętnej polskiej patologii (ojciec alkocholik). Ulatniałem się z kolegami lub bez nich do salonów gier a potem pegazus, gry z dyskietek.

Ok 3 lata temu miałem problem z silkroadem. Wtopiłem się w tamten świat całym sobą. Gdyby nie obrobili mnie hakerzy z całego majątku jaki zebrałem i wyhandlowałem w wirtualnym świecie, to nie zdecydowałbym się ... na rytualny pogrzeb mojej postaci. Rozdałem znajomym z gry wszystkie śmieci jakie mi zostawili hakerzy i zaprosiłem znajomych, którzy aktualnie byli na serwerze, na... mój rytualny pogrzeb. Pożegnałem się z nimi i wytłumaczyłem że ta gra zaczęła panować nad moim życiem. O mało mnie wówczas nie wywalili ze studiów. A tym, co mnie do mojej decyzji najbardziej skłoniło, to był pewien poranek, kiedy to zerwałem się z łóżka i zacząłem okładać pięściami szafę, bo myślałem że jestem moją postacią z silkroada i katuję właśnie jakiegoś stworka. Pieniążki z szafy wprawdzie nie wyskoczyły, ale pięści mnie bolały niemiłosiernie.

Udało mi się w pewnym stopniu uniezależnić od gier sieciowych. Nie potrafię poradzić Ci Vulpesie jak dokładnie masz to zrobić, abyś również sobie poradził.

Niedługo po zakończeniu z silkroadem wyjechałem do Angli na 2 miesiące. W pewnym momencie nie miałem już kasy i myślałem ze bede łapał gołębie w parku na obiad. Udało mi się jednak znaleźć fajną prackę i podszkolić język. Wprawdzie nic nie zarobiłem, ale odetchnąłem przez ten czas od kompa. Po powrocie dalej czułem głód, ale starałem się korzystac ze starszych, znanych mi już kilku ulubionych gier strategicznych bez udziału innych graczy. Do silkroada nie właziłem w cale. Udawało mi się powstrzywywać coraz skuteczniej od grania. Najgorsze były chwile gdy czułem presję z zewnątrz, zwłaszcza na sesji. Studiuję architekturę, i uważam że pożądny zapieprz fundują tu studentom. Również cierpiałem do niedawna na niską samoocenę. Fakt- to cholernie ważna sprawa i ważne aby zrozumieć ile samemu jest się wart.

W tym roku zwaliło mi się na głowę wiele ciężkich i niefajnych spraw, między innymi załapałem bolerioze, zaczęłą mi się rozwijać astma. W rezultacie zaobserwowałem na sobie początki nerwicy. Moja narzeczona musiała pewnej nocy wzywać karetkę bo dostałem jakichś drgawek od nerwów. Na szczęście się okazało że garść leków uspakajających pomogła. Dodatkowo w miarę narastania góry obowiązków i coraz większej presji ze strony rodziców, studentów, z grupy i wykładowców, ja coraz więcej grałem. Nie potrafiłem przestać grać, bo bałem się spojrzeć na to, ile rzeczy mam do zrobienie. Najlepsze jest również to, że nie popadłbym w taki stan psychiczny, gdybym w ogóle nie grał od początku semestru. grałem, więc marnowałem czas- marnowałem czas więc narastaly zaległości i kłopoty- więc grałem!!! Jedynym rozwiązaniem było wzięcie dziekanki i podleczenie zdrowia ... a najbardziej psychicznego. takie małe zatrzymanie się w czasie i przyjrzenie się samemu sobie, aby wiedzieć nietylko jak przestać grac , ale jak nie zacząć znowu.

Przykro mi Vulpesie. Uważam że jesteśmy UZALEŻNIENI od gier do końca życia. Tak samo jak anonimowi alkoholicy i narkomani- naszym jedynym ratukiem jest abstynencja od gier. WIELE razy próbowałem grać z umiarem i nigdy mi się nie udało. Najważniejsze jest jak sam sobie zdajesz sprawę powiedzieć sobie: " Jestem uzależniony od gier." Musimy zrozumieć, jak sam mówisz, dlaczego w to uciekamy. W tym miesiącu zdałem sobie sprawę, że mój problem polega na tym, że potrafię już przestać grać, ale niestety najszybciej po 2 miesiącach grania (tak było ostatnio), ale nie potrafię zdać sobie sprawy kiedy znowu wpędzam się w granie. Bardzo często zaczynałem grać kiedy myślałem sobie, że skoro tyle wytrzymałem ( np. pół roku) to teraz sobie moge pozwolic, np na banalnego pasjansa. I nawet nie zauważałem kiedy znowu siedziałem przy heroskach. Wiem teraz że nie potrafię grać i nie będę potrafił z umiarem.

Kiedy słuchałem ostatnio programu telewizyjnego o narkomanii, zdałem sobie sprawę, że to cholernie podobne do tego, co ja czuje w mojej walce z moim nałogiem. Mianowicie: zaraz po "odstawieniu" gry, podobnie jak po odstawieniu narkotyku, czuję się, jakbym był bogiem !! wierzę, że moge wszystko, że czas wolny (od gry), jaki teraz mam do wykorzystania, przeznaczę na naukę programowania stron internetowych, wyrzeźbię ( bo z zamiłowania jestem rzeźbiarzem) coś tak niesamowitego , że zbiję fortunę. Po pewnym czasie okazuje się, że nie jestem herosem i wcale nie potrafię "levelować" samego siebie w realu w takim stopniu i tak szybko, jak to jest w świecie wirtualnym. Dodatkowo masa niezwiązanych spraw uprzykrza mi mój rozwój: a to muszę pomóc mamie, ato kotka mojej kochanej przejechał samochód itp itd.... A w grach nasze postaci skupiają się tylko na wyznaczoych zadaniach. Może jakoś podświadomie szukam łatwiejszych sposobów na levelovanie samego siebie i niezauważam jak znowu siedzę zatopiony w kompie.

Oczywiście intensywna praca jest najlepszym sposobem aby się powstrzymać od niegrania, ale po pewnym czasie zapał ucicha. I wtedy najczęściej się wraca do nałogu. Ten moment trzeba po prostu zauważyć i zabić pokusę w zarodku. Ja zacząłem ostatnio prowadzić dziennik, w którym zapisuję wszystko, co czuje kiedy przestaję grać lub kiedy mnie kusi, żebym zaczął na nowo. Więżę, że kiedy znowu przyjdzie moment, kiedy znowu będę myślał, że mogę sobie troszeczkę zagrać, wyciągnę dziennik i przeczytam dlaczego nie chcę znowu grać i przypomnę sobie, czemu przestałem.

Czytałem ostatnio, że takie uzależnienie może też wynikać z hormonu szczęścia (dopaminy chyba), jaki wydziela organizm w czasie grania, i prawdopodobnie to od niego się ludzie uzależniają.

Ja sam tego do końca nieogarniam. Ale Ciągle z tym walczę i się nigdy nie poddam. Mam nadzieję że jakoś pomogłem i mam też nadzieją, ze sam też znajdę tu jakieś wsparcie :( mam też nadziejęze nie zaszkodzilem ... ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do Gryszki. Witaj Grzesiu na forum. Jestem tu od niedługiego czasu z powodu zdiagnozowanej nerwicy lękowej, ale nie o sobie chciałabym z Toba porozmawiać ale o moim mężu. O tak naprawdę o naszym problemie, którego istotą jest to, że do mojego męża nie dociera, że jest uzależniony od gier komp. Gra teraz w jakąś on-line, nawet nie wiem w jaką, bo dostaję białej gorączki jak go widzę przy kalwiaturze. Zawala pracę, potrafi wcześnie rano wstać przed pracą (nastawia sobie budzik!) i przed wyjściem loguje sie i gra z godzine a ja nie mogę pojąć, że woli opuścić małżeńskie łoże :) i i grać. Kilka dni temu nie wytrzymałam i wyprowadziłam sie do mamy na jakis czas, ale to nie rozwiazało problemu, mysle nawet, że ten czas zmarnował właśnie na granie. Postawiłam mu ultimatum, albo pójdzie do psychiatry albo koniec z naszym małżeństwem, bo ja to wszystko później odchorowuję. Mówię Ci , że nie daję psychicznie z tym sobie rady. Próbowałam nie zwracać na jego granie uwagi przez jakis czas, ale po jakims czasie odbijało się to na mnie poprzez somatyczne objawy newricowe. We wtorek ma pierwsze spotkanie z Panią psychiatrą, zobaczymy co z tego wyjdzie. Byłoby świetnie, gdybyś zechciał i mógł sie za jakiś czas odezwać do mnie nawet porzez forum i dobrze byłoby gdybyś może pogadał z moim facetem, jeśli tylko zechcesz. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dwa lata gier on-line dzień w dzień. Rok na studiach w plecy, porzucona praca i totalne odcięcie od świata.

 

Od 4 klasy podstawówki zaczęła się moja przygoda z wirtualnym światem gier. Amiga, Pegasus, Super Nintendo, komputer, gry jednoosobowe kończąc na MMORPG - Lineage.

 

Grubo od ponad pół roku nie gram w nic. Czasami tylko z nudów w coś przytnę, ale to jak pooglądanie TV lub filmu na kompie. Pragnienie grania wypaliło się, po prostu nie chce mi się. Każda myśl o grach on-line jest dla mnie odpychająca.

Nie wyobrażam sobie teraz zarywać noce, wstawać dużo wcześniej, marnować całe dnie na grę. Moje nastawienie uległo zmianie.

 

Aktualnie kończę pracę mgr i jest OK.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o... niezauważyłem , że pojawił się komentarz, kiedy dopisywałem link do mojej wypowiedzi...

Honey_lady.... wprawdzie nie jestem jeszcze żonaty, ale również mieszkam z narzeczoną. Moje uzależnienie różni się tym, że zdaję sobie sprawę z nałogu i mówię to zarówno sobie jak i innym, łącznie z moją mamą. Uważam, że to najważniejsze.

W okresach kiedy wracałem do grania, zachowywałem się identycznie jak twój mąż. Nie potrafiłem się powstrzymać, aby nie wymknąć się rano z łóżka i nie zacząć grać. Miałem cholerne wyrzuty, że tak robię. To co czułem w głowie, przypominało mi szum. Zagłuszał wszystkie myśli, nie potrafiłem się skupić na niczym. Nawet w najbardziej intymnych momentach myślałem o grze!! Nie potrafiłem tego powstrzymać i miałem straszne wyrzuty sumienia. Zapierałem się łokciami i nogami ale to było jak spadanie w przepaść. W tekście którego link podałem powyżej, autor pisze o zjawisku "efekt Zeigarnik”:

 

"W każdym przypadku, u gracza zaobserwować możemy tak zwany „efekt Zeigarnik”. Polega on na tym, że jeśli osoba nie ukończyła zadania (czyli misji, etapu, planszy) wówczas lepiej pamięta szczegóły tego zadania oraz odczuwa silne pragnienie ukończenia go, nawet jeśli sama gra nie sprawia już satysfakcji. W trakcie gry, o godzinie trzeciej nad ranem, pojawiają się autosugestie typu „jeszcze tylko dokończę tą misję”. Po przejściu go, gracz odczuwa ulgę, ale ponieważ gra uzależnia, w chwilę później graczowi wydaje się, że będzie odczuwał przyjemność kończąc kolejny etap, chociaż ukończenie poprzedniego było męczące niczym nie zakręcony kran po drugiej stronie miasta w godzinach szczytu."

 

Przyznaję że dopiero dziś przeczytałem, że ma to jakąś swoją nazwę. Wcześniej nie potrafiłem wyjaśnić narzeczonej, czemu gram, skoro NIE CHCĘ grać i dlaczego gram, skoro ciągle jestem świadom, że nie sprawia mi to przyjemności , nawet w czasie grania. Najgorsze jest poczucie potrzeby, wręcz jakiejś autorytarnie narzuconej na mózg potrzeby... ba! obowiązku ukończenia ETAPU gry!! Nawet kiedy jakimś cudem udawało mi się na siłę przerwać grę, Myślałem o tym etapie, kusiło mnie jak alkoholika do wódki, aby SKONCZYĆ planszę, aby rozwinąć postać, którą grałem, do maksymalnych możliwości. Nie pamiętam dokładnie po jakim okresie, ale, powiedzmy, po tygodniu- dwóch udawało mi się uśpić tą potrzebę. Jednak przy najbliższym okresie stresu, wysiłku intelektualnego potrzeba wracała. Dopiero po przejściu wszystkich planszy/ misji . byłem w stanie wyrwać się z gry.

Gry MMORPG są najgorsze i cholernie niebezpieczne z prostego względu. NIGDY nie mają końca !! albo prawie nigdy. Równie ważne w zwalczaniu nałogu jest nie ściąganie żadnych dodatków do gier (nowe plansze i misje) lub nowych gier, aby nie narzucać na siebie nowych potrzeb ukończenia misji.

Kiedy ostatnio zrywałem z grą, wytłumaczyłem narzeczonej tą włąśnie dziwną potrzebę. i poprosiłem aby wytrzymała jeszcze kilka dni żebym mógł ukończyć misję, bo wtedy łatwiej będzie mi całkiem skończyć granie. Najbardziej się bałem, że będzie to wyglądać, jak u alkocholików i narkomanów, tzn na zasadzie: " jeszcze ostatnia butelka", albo jak to jest filmie "Wszyscy jesteśmy Chrystusami": "wypiję to co mam w lodówce i kończę", po czym główny bohater idzie po następne butelki do sklepu.

Nie znam żądnego innego mężczyzny lub chłopaka, który by mi powiedział osobiście o tym, że jest uzależniony od gier. Myślę, że to chyba jest ciężkie do wyobrażenia w dzisiejszym społeczeństwie polskim, a tym bardziej- ciężkie do pogodzenia się przez osoby uzależnione z faktem, że panuje nad nimi jakaś, wydawać by się mogło, "banalna gierka".

Nie potrafiłem dotychczas rozmawiać z moimi kolegami, którzy są uzależnieni od gier i nie zdają sobie z tego sprawy, z prostego względu- bo nie wiedziałem skąd to uzależnienie się bierze. Nie potrafiłem pomóc sam sobie, a tym bardziej innym.

Moja przyjaciółka związała się przed paroma laty z chłopakiem który również popadł w gry. Się rozstali. Tak samo jak przez alkohol rozpada się wiele małżeństw. To fakt niestety.

Mam nadzieje, że twój partner sam zrozumie, że jest uzależniony i zrozumie również to, że to nie jakiś wymysł ani słabość ale poważna choroba do której musi jak najbardziej poważnie podejść. Nie potrafię dokładnie poradzić co i jak ma robić. Leczenie wymaga pomocy ze strony bliskich, ale nikogo nie wyleczy druga osoba, nawet ukochana- tylko on sam. Ja gralem i uciekałem z łóżka od mojej ukochanej rano identycznie jak twój mąż, mimo że cholernie mi na niej zależy i chcemy się pobrać po studiach. Zrozumienie z Twojej strony się przyda, no ale matką Teresą to raczej nie jesteś. Jeśli on sam nie będzie się chciał leczyć to mu nic nie pomoże.

Myślę również, że leczenie uzależnienia to nie kwestia dni ale LAT !! Po zerwaniu z grą Twój mąż będzie prawdopodobnie nieraz do niej wracał i kończył. Założę się że zaraz pojawi się masa protestów w stylu: "ja sobie radzę", "a ja potrafię grać z umiarem", lub po prostu że przesadzam. Wcale nie przesadzam. Jedni są podatni bardziej, drudzy mniej.

Muszę już kończyć ale wkrótcę się odezwę. Podkreślam, że to wszystko to tylko moje własne obserwacje samego siebie i tego co się dzieje ze mną. No ale jak narazie myślę... że myślę dobrze.

 

[Dodane po edycji:]

 

Jeszcze pytanie: czy też uważacie że sprawa możliwości uzależnienia się od gier jest za mało nagłośniona i bagatelizowana, że po prostu jest traktowana jako coś śmiesznego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wow, ale hardkor, nie wiedziałem, że uzależnienie od gier może być tak ostre XD .

 

Jeszcze pytanie: czy też uważacie że sprawa możliwości uzależnienia się od gier jest za mało nagłośniona i bagatelizowana, że po prostu jest traktowana jako coś śmiesznego?

Dlatego, że media, kiedy piszą o grach wolą je demonizować i robić z nich sensację. Gry mają być czymś, co zmienia ludzi w morderców a nie czymś co sprawia, że siedzą przy komputerze i grają.

 

A znowu prasa growa woli tego nie robić, bo robią kasę na sprzedaży gier. A sprzedaż gier polega na wywoływaniu uzależnienia i religijnego wręcz oddania.

No bo chodzi o to, by ludzie kupowali gry na, które muszą pracować wielokrotnie dłużej niż na zachodzie i kupowali ciągle nowy sprzęt. Nie zabija się kury, która znosi złote jajka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A znowu prasa growa woli tego nie robić, bo robią kasę na sprzedaży gier. A sprzedaż gier polega na wywoływaniu uzależnienia i religijnego wręcz oddania.

Dokładnie . Łapałem załamki, jak czytałem artykuły o przypadkach zgonów w Azji, tzn ludzi którzy umarli przed komputerem, oraz ataków dzieci na rodziców, którzy z kolei odłączali pociechom komputery! Przyznaję, że sam nieraz również czułem identyczną złość, jak ten dzieciak w linku poniżej:

 

http://www.youtube.com/watch?v=huqbI4PwFjE&feature=related

 

Dosłownie miałem ochotę zrobić to co on, kiedy coś mi się nieudawało w grze !!! Klawiaturą waliłem (no ale jeszcze jej nie rozwaliłem) i to jeszcze 3 lata temu, gdy grałem w silkroada !! Najśmieszniejsze jest to , że prasa (nietylko growa) i media skupiają się na przemocy w grach, jakby to ona była najistotniejsza... Szukają sensacji. Masa artykułów pisze też o tym tak, jakby to była wyłącznie domena małych chłopców w wieku szkolnym.

Ale faktem pozostaje, że rodzice nie zdają sobie zagrożenia z gier.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Gryszka za twoj post. Pokażę go mężowi, nie wiem na ile cokolwiek do niego dotrze, bo cały witz w tym, ze on jest przekonany, że nie jest uzależniony i w każdej chwili może przestać grać. Ok, przestaje w momencie jeśli go o coś poproszę, ale mam wrażenie, że wtedy daną czynność wykonuje tak szybko, aby móc wrócić jak najszybciej do kompa. Ostatnio mnie zdołował podczas naszego wspólnego (miało być

romantycznie)spaceru. Szedł zamyslony i gdy zapytałam go o czym tak intensywnie myśli( czekałam na komplement:)) to powiedział, że zastanawia się nad założeniem jeszcze jednej kolonii i wysłaniu tam wojsk! Ludzie, myślałam że padnę! Jutro ma wizytę u psychiatry a ja ide do psychologa:) Ciekawe co z tego wyniknie...

A tak swoją drogą, to ludzie nie mają świadomości, że uzależnienie od gier jest przez psychiatrów traktowane tak samo jak uzależnienie od narkotyków czy alkoholu i podobnie leczone. I zero grania, całkowite odstawienie od gier. Wiem bo rozmawiałam ze swoja lekarką. We Wrocku są specjalne oddziały w poradniach dla uzależnionych od gier. Pozdr.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wow. Teraz to Ty mnie zagięłaś. Nie wiedziałem tak szczerze o opinii psychiatrów. Cieszę się, że udało mi się wiele zaobserwować na samym sobie :)

Trzymam kciuki za Twojego męża i za Ciebie. Daj znać jak było u Waszych lekarzy. Może sam dowiem się czegoś jeszcze. Najważniejsze, żeby mąż SAM SOBIE powiedział: "tak, jestem uzależniony".

Swoją drogą dużo zawdzięczam mojej drugiej połówce. To Ona właśnie mnie uświadamiała ile tak naprawdę czasu spędzam przy grze!

Poszukam w moim mieście podobnych grup wsparcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×