Skocz do zawartości
Nerwica.com

Derealizacja. Depersonalizacja.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 13.06.2023 o 22:14, ms99 napisał(a):

Po rozmowie z rodzicami, doszedłem do wniosku, żeby iść jutro po skierowanie do szpitala, poddać się obserwacji na tydzień i żeby postawili mi konkretna diagnozę.. zauważyłem ze wieczorem mój stan jest trochę lepszy niż rano/południe.. mówią że Niemcy maja jedną z lepszych opiek zdrowotnych.. to zobaczymy czy będą potrafili mnie zdiagnozować i czy wyklucza mi schizofrenie którą jestem pewny ze mam.. pozdro

 

Też myślałem, że tak trzeba by zrobić. W szpitalu mogą ci porobić sporo badań to potwierdzających albo wykluczających. Swoją drogą to sam podejrzewam u siebie tą chorobę, bo mam spore manieryzmy i żyję w takim jakby "odcięciu" sporym non stop. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Derealizajcję mam około 10 lat. U mnie wynika ona z mojego zaburzenia, czyli schiozafektu.

Przeszkadza mi i to mega. Mam wrażenie też, że się pogłębiła tzn. mam takie momenty, że się "budzę", a to znaczy... Że jednak tu jestem, że żyję, ale i tak nie czuję siebie. Nie czuję świata. Jestem duchem, tak jakby. Oczywiście wiem, że jestem, ale tego nie czuję i tak czasem się budzę i sobie o tym przypominam. Okropny stan. Nie boję się jednak tego, bo przywykłam.

Edytowane przez Verinia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pytanie do Was , Osób które znają ten stan …czy trauma może wywołać taki stan właśnie derealizacji? To jest okropne , nie do zniesienia na dłuższą metę…Jeszcze nie dawno myślałem że mam schizofrenię, która się uaktywniła ….teraz czytając o traumie np Gabora Mate wszystko wskazuje że moje traumatyczne doświadczenia jeszcze z dzieciństwa , kiedy zostały „rozdrapane rany” na terapii wywołują te stany u mnie….Ma ktoś może wiedzę czy to może być powodem? Pozdrawiam serdecznie. Czytam Wasze posty i dają dużo informacji i nadzieji jednocześnie🙂🫶image.png.482e6d26ea00136a16c3e44405ce2252.png🤗

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@MrNobody07myślę, że tak. Derealizacja wlącza się nam, by mózg poradził sobie z trudnymi stresorem. U Ciebie to może być właśnie trudna terapia. Rozmawiasz o tym z terapeutą?

 

Ja mam derealizację od długich lat, ale u mnie jest to związane z innymi problemami. Okropny jest ten stan.. Człowiek w ogóle nie ogarnia, że żyje. Do tego te stłumione emocje. Wszystko jest senne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Verinia napisał(a):

@MrNobody07myślę, że tak. Derealizacja wlącza się nam, by mózg poradził sobie z trudnymi stresorem. U Ciebie to może być właśnie trudna terapia. Rozmawiasz o tym z terapeutą?

 

Ja mam derealizację od długich lat, ale u mnie jest to związane z innymi problemami. Okropny jest ten stan.. Człowiek w ogóle nie ogarnia, że żyje. Do tego te stłumione emocje. Wszystko jest senne.

U mnie te objawy są po terapii właśnie jako metody terapeutycznej i przede wszystkim terapii grupowej, więc ciężko mi zaufać teraz terapeutom…Nie mogę po latach zrozumieć jak można kogoś trigerowac i potem siedzę z fleszbekami tygodniami…Jeśli to jest leczenie to ja dziękuję….Niestety nie stać mnie prywatnie żeby chodzić na sesje indywidualne plus te zaburzenia nerwicowi lękowe które cały czas się nasilają z roku na rok i jestem 

 w czarnej d….jedynie filmy na YT o tej tematyce i forum jest moją „platformą” do wiedzy…jestem świadomy że wiedza to tylko element świadomości swoich zaburzeń psychicznych….potrzebna jest terapia…ale za każdym razem kiedy z nadzieja i lekiem szedłem aby zacząć proces zdrowienia pojawiały się osoby które z premedytacją trigerowaly mnie , powodując w konsekwencji, ciągnące się tygodniami stan derealizacji , takie typowe objawy ptsd ( bo chyba że mam schizofrenię ale nie jestem świadomy tego )…Chciałem zapytać , czy zawsze leczenie wiąże się u Was z takimi stanami? Czy po prostu trafiam na te grupy, które stosują metody jak dla mnie okrutne trochę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, MrNobody07 napisał(a):

„rozdrapane rany” na terapii

Tylko bez rozdrapania tych ran nie da się przepracować traumy. To są "uroki" terapii. W pewnym momencie dochodzi się do punktu krytycznego i jak się go przetrwa na terapii, to później jest coraz lepiej.
I tak, wiem co mówię, mam/miałam rozpoznanie CPTSD i na dzień dzisiejszy rzeczy, które kiedyś były potężnym triggerem mnie nie tyle nie ruszają, co nie powodują rozpadania się na kawałki.

Ile to trwa? U mnie trwało kilka lat, ale poprawiało się stopniowo.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, acherontia styx napisał(a):

Tylko bez rozdrapania tych ran nie da się przepracować. To są "uroki" terapii. W pewnym momencie dochodzi się do punktu krytycznego i jak się go przetrwa na terapii, to później jest coraz lepiej.
I tak, wiem co mówię, mam/miałam rozpoznanie CPTSD i na dzień dzisiejszy rzeczy, które kiedyś były potężnym triggerem mnie nie tyle nie ruszają, co nie powodują rozpadania się na kawałki.

Teoretycznie rozumiem ten proces i wierzę Ci…ale jak przychodzą te stany ciężkie, te fleszbeki i stan coś jak psychoza, coś jak obłęd i trwa to, po takiej „sesji kilka tygodni” to wierz mi proszę, że odechciewa się terapii….Troche czytałem, terapeutka również mi tłumaczyła, że to jest tak na prawde skuteczny sposób zdrowienia…no ale właśnie …

Edytowane przez MrNobody07

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, acherontia styx napisał(a):

@MrNobody07 ja nigdzie nie napisałam, że to jest proste i przyjemne. Jedynie, że to jedyny skuteczny sposób.

No właśnie, jedyny? Pytam, bo nie znam się, a jak odczułem na własnej skórze i psychice to jest to przerażające ( dosłownie ). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@MrNobody07 Dla osób silnie dysocjujących standardowe metody terapeutyczne mogą być bardziej szkodliwe niż pomocne. Jeśli masz tak silne reakcje po terapii to najpierw porusz to na terapii - natomiast jeśli to terapia grupowa to niewiele wniesie mówienie o tym. 
Jedyna racjonalna droga w takim wypadku to indywidualna terapia u psychotraumatologa, który będzie ogarniał temat dysocjacji i nie pozwoli Ci wpadać na tak długo w takie stany.


Jako osoba z CDD (złożone zaburzenia dysocjacyjne) przez zwykłe przeniesienie terapeutyczne i regres potrafiłam chodzić w stanie derealizacji i depersonalizacji non stop ponad miesiąc po jakiejś sesji, która to wywołała…takie leczenie nie ma sensu bo w tym stanie Twoja nauka przez doświadczenie jest zerowa.

To nie prawda, że terapia traumy musi „boleć” albo polegać na „rozwalaniu starych ran” nawet jeśli nie jesteś w stanie tego na dany moment udźwignąć. Terapia traumy to przede wszystkim w pierwszej kolejności stabilizacja i nauka radzenia sobie z trudnościami.

 

Ja dla swoich zaburzeń (P-DID i C-PTSD) mam wskazania terapii trójfazowej. Dany fragment z zaleceniami  z mojej opinii diagnostycznej poniżej. Generalnie te zalecenia pasują ogólnie do leczenia zaburzeń potraumatycznych z dysocjacją (nie tylko DID/P-DID/OSDD) - u mnie różnica jest tylko taka, że terapeuta musi pracować z wieloma „ja” a nie jednym (taka terapia indywidualna ale jakby rodzinna/grupowa heh) 

 

IMG_5668.jpeg

Aaaa i wg tego co powiedziała mi osoba diagnozująca - mogę nigdy nie wyjść poza pierwszą fazę terapii, czyli tak na prawdę mogę nigdy nie dojść do punktu przetwarzania traum a cała terapia (niestety prawdopodobnie do końca życia) będzie opierać się na stabilizacji systemu (w Twoim przypadku byłaby to stabilizacja jednostki) i redukcji objawów…

No ale to już kwestia bardzo indywidualna, zależy od rodzaju/ ilości traum i ogólnych możliwości przetwarzania tego…

Wiem, to mało pocieszające ale chyba lepiej zderzyć się z prawdą niż mieć błędne wyobrażenia o czasie i metodach leczenia…

Edytowane przez nieprzenikniona
Z

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, nieprzenikniona napisał(a):

@MrNobody07 Dla osób silnie dysocjujących standardowe metody terapeutyczne mogą być bardziej szkodliwe niż pomocne. Jeśli masz tak silne reakcje po terapii to najpierw porusz to na terapii - natomiast jeśli to terapia grupowa to niewiele wniesie mówienie o tym. 
Jedyna racjonalna droga w takim wypadku to indywidualna terapia u psychotraumatologa, który będzie ogarniał temat dysocjacji i nie pozwoli Ci wpadać na tak długo w takie stany.


Jako osoba z CDD (złożone zaburzenia dysocjacyjne) przez zwykłe przeniesienie terapeutyczne i regres potrafiłam chodzić w stanie derealizacji i depersonalizacji non stop ponad miesiąc po jakiejś sesji, która to wywołała…takie leczenie nie ma sensu bo w tym stanie Twoja nauka przez doświadczenie jest zerowa.

To nie prawda, że terapia traumy musi „boleć” albo polegać na „rozwalaniu starych ran” nawet jeśli nie jesteś w stanie tego na dany moment udźwignąć. Terapia traumy to przede wszystkim w pierwszej kolejności stabilizacja i nauka radzenia sobie z trudnościami.

 

Ja dla swoich zaburzeń (P-DID i C-PTSD) mam wskazania terapii trójfazowej. Dany fragment z zaleceniami  z mojej opinii diagnostycznej poniżej. Generalnie te zalecenia pasują ogólnie do leczenia zaburzeń potraumatycznych z dysocjacją (nie tylko DID/P-DID/OSDD) - u mnie różnica jest tylko taka, że terapeuta musi pracować z wieloma „ja” a nie jednym (taka terapia indywidualna ale jakby rodzinna/grupowa heh) 

 

IMG_5668.jpeg

Aaaa i wg tego co powiedziała mi osoba diagnozująca - mogę nigdy nie wyjść poza pierwszą fazę terapii, czyli tak na prawdę mogę nigdy nie dojść do punktu przetwarzania traum a cała terapia (niestety prawdopodobnie do końca życia) będzie opierać się na stabilizacji systemu (w Twoim przypadku byłaby to stabilizacja jednostki) i redukcji objawów…

No ale to już kwestia bardzo indywidualna, zależy od rodzaju/ ilości traum i ogólnych możliwości przetwarzania tego…

Wiem, to mało pocieszające ale chyba lepiej zderzyć się z prawdą niż mieć błędne wyobrażenia o czasie i metodach leczenia…

Dziękuję Ci bardzo za obszerna odpowiedź….czuje że nie jestem z tym sam i Ktoś rozumie co jest w mojej głowie ale i ciele….Najgorsze jest to co napisałaś że może nigdy nie być dobrze, a jedynie stabilnie, a świadomość że sam sobie przecież tego nie zrobiłem,  daje poczucie totalnego wyalienowania…wiem też, że swoimi stanami i zachowanie z tym związanym bardzo ranie bliską mi osobę…jedyna która mam i to jest straszne ale też bolesne i pogłębiające atan beznadziejni 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 31.12.2024 o 22:51, acherontia styx napisał(a):

 

Ile to trwa? U mnie trwało kilka lat, ale poprawiało się stopniowo.

Trwa to 5 lat…W głowie codziennie wspomnienia jak film…Nie wygląda to każdego dnia, tak samo. Jednego dnia mniej, kolejnego non stop ….Ciężko to wytłumaczyć…Jeśli chodzi o terapię tłumaczono mi dokładnie tak, jak opisałaś wyżej. Od dwóch tygodni mam jeszcze derealizacje i koszmary senne…więc jest ciekawie…Oglądam pomału filmy na YT i trochę mnie uspokajają informacje że to jest objaw traum i nerwicy lękowej i że można z tego wyjść. Na razie mam piekiełko psychiczne level hard….Czytam też strona, dwie ( bo więcej nie mogę skupić uwagi ) książkę którą została mi polecona, tutaj na forum „Strach ucieleśniony”. Jest mega! Dziękuję za wskazówki 🙋‍♂️🙏

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@MrNobody07 książek o traumie jest dużo, lepszych, gorszych. Mi terapeutka polecała jeszcze  Gabora Mate, z tym że on nie ma  książek stricte o PTSD, ale jego podejście do traumy i jego pojęcie traumy gdzieś tam do mnie przemawia (sam w jednej ze swoich książek powołuje się też na van der Kolka, autora Strachu ucieleśnionego) . Z tym, że Gabor Mate czasami bywa uznawany za kontrowersyjnego, bo sam stosował psychodeliki u siebie i stosuje je u swoich pacjentów. Jak znajdę gdzieś ten film o traumie z jego udziałem to podrzucę link, bo ja go widziałam w ramach limitowanego dostępu, bo mi terapeutka przesłała. Zresztą jutro mam terapię to ją zapytam o tytuł, bo nie mam już tego linka od niej bo telefon zmieniałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.01.2025 o 13:35, nieprzenikniona napisał(a):

Aaaa i wg tego co powiedziała mi osoba diagnozująca - mogę nigdy nie wyjść poza pierwszą fazę terapii, czyli tak na prawdę mogę nigdy nie dojść do punktu przetwarzania traum a cała terapia (niestety prawdopodobnie do końca życia) będzie opierać się na stabilizacji systemu (w Twoim przypadku byłaby to stabilizacja jednostki) i redukcji objawów…

No ale to już kwestia bardzo indywidualna, zależy od rodzaju/ ilości traum i ogólnych możliwości przetwarzania tego…

Wiem, to mało pocieszające ale chyba lepiej zderzyć się z prawdą niż mieć błędne wyobrażenia o czasie i metodach leczenia…

Ogólnie brałabym poprawkę i do lekarza, który mi tak mówi więcej bym nie poszła. Ja byłam tą nierokującą przez prawie 20 lat. Zbyt utrwalone zaburzenia, za późno udzielona pomoc. Nawet superwizor mojej terapeutki twierdził przez dobre 5 lat terapii, że ja będę się zaliczać do tego niewielkiego procenta osób, u których terapia nic nie da.
Ale nigdy, żaden lekarz czy inny specjalista nie powiedział mi tego wprost. Ja to wiedziałam ze statystyk, bo w przypadku "moich" objawów na pierwszej lepszej stronie piszą, że utrzymujące się powyżej pół roku stają się oporne na leczenie. Nikt nigdy, nawet w opinii lekarskiej gdzie trzeba było napisać rokowania, nie napisał, że złe, a takie były (o tym skąd to wiem będzie dalej). Jedynie były zdania w stylu, że pomimo wielokrotnych modyfikacji leczenia i kontynuowanej terapii nie uzyskano trwałej remisji.
Kiedy powiedziano mi o tym po raz pierwszy wprost jakie były rokowania i co twierdził superwizor terapeutki?  Jak była ewidentna remisja utrzymująca się dłuższy czas, gdzie wydarzyło się w moim życiu parę rzeczy i nie skończyły się tym czym jeszcze skończyłyby się 2-3 lata temu. Nie można powiedzieć, że przeszłam nad nimi zupełnie obojętnie, ale nie powodowały totalnej destabilizacji. Owszem, coś tam wróciło, ale było to totalnie bez wpływu na codzienne funkcjonowanie. Po raz pierwszy powiedziano mi o rokowaniach jakie były wprost po ponad 7 latach terapii, gdzie było wiadomo, że te wszystkie rokowania mnie nie dotyczą, bo jednak się da.
I tak, zapytałam terapeutkę czemu w takim razie nie zakończyła terapii, skoro nawet "mentor" jej pracy twierdził, że to daremny trud. Powiedziała mi, że te 9 lat temu w Klinice gdzie zostałam porównana przez zespół terapeutyczny do szamoczącego się w klatce ptaka, który próbuje się uwolnić i nie może, dostrzegła w tym "kolorowym ptaku" potencjał do zmiany. I wbrew pozorom zasług ani trochę nie przypisuje sobie, wręcz uważa że u mnie najlepszym terapeutą okazało się życie, które przez kilka lat waliło mi kłody pod nogi, odtwarzając po kolei, po kilka razy, wszelkie możliwe traumy w ciągu ostatnich kilku lat i pozwalając je przeżyć tym razem z pozycji osoby dorosłej, a nie bezbronnego dziecka, przy jej wsparciu jako terapeutki. 
I absolutnie nie byłam pacjentką, która wykłada kawę na ławę, bo o tym co najdłużej ukrywałam i nie byłam w stanie w ogóle o tym mówić, powiedziałam jej po raz pierwszy 4 latach terapii. 
Powiedziałabyś pacjentowi z rakiem żołądka, że sorry winnetou ale max 2 lata życia (a to i tak optymistyczna prognoza), nie ma co nawet próbować, możemy jedynie łagodzić ból? No raczej nie. 
 

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

Ogólnie brałabym poprawkę i do lekarza, który mi tak mówi więcej bym nie poszła. Ja byłam tą nierokującą przez prawie 20 lat. Zbyt utrwalone zaburzenia, za późno udzielona pomoc. Nawet superwizor mojej terapeutki twierdził przez dobre 5 lat terapii, że ja będę się zaliczać do tego niewielkiego procenta osób, u których terapia nic nie da.
Ale nigdy, żaden lekarz czy inny specjalista nie powiedział mi tego wprost. Ja to wiedziałam ze statystyk, bo w przypadku "moich" objawów na pierwszej lepszej stronie piszą, że utrzymujące się powyżej pół roku stają się oporne na leczenie. Nikt nigdy, nawet w opinii lekarskiej gdzie trzeba było napisać rokowania, nie napisał, że złe, a takie były (o tym skąd to wiem będzie dalej). Jedynie były zdania w stylu, że pomimo wielokrotnych modyfikacji leczenia i kontynuowanej terapii nie uzyskano trwałej remisji.
Kiedy powiedziano mi o tym po raz pierwszy wprost jakie były rokowania i co twierdził superwizor terapeutki?  Jak była ewidentna remisja utrzymująca się dłuższy czas, gdzie wydarzyło się w moim życiu parę rzeczy i nie skończyły się tym czym jeszcze skończyłyby się 2-3 lata temu. Nie można powiedzieć, że przeszłam nad nimi zupełnie obojętnie, ale nie powodowały totalnej destabilizacji. Owszem, coś tam wróciło, ale było to totalnie bez wpływu na codzienne funkcjonowanie. Po raz pierwszy powiedziano mi o rokowaniach jakie były wprost po ponad 7 latach terapii, gdzie było wiadomo, że te wszystkie rokowania mnie nie dotyczą, bo jednak się da.
I tak, zapytałam terapeutkę czemu w takim razie nie zakończyła terapii, skoro nawet "mentor" jej pracy twierdził, że to daremny trud. Powiedziała mi, że te 9 lat temu w Klinice gdzie zostałam porównana przez zespół terapeutyczny do szamoczącego się w klatce ptaka, który próbuje się uwolnić i nie może, dostrzegła w tym "kolorowym ptaku" potencjał do zmiany. I wbrew pozorom zasług ani trochę nie przypisuje sobie, wręcz uważa że u mnie najlepszym terapeutą okazało się życie, które przez kilka lat waliło mi kłody pod nogi, odtwarzając po kolei, po kilka razy, wszelkie możliwe traumy w ciągu ostatnich kilku lat i pozwalając je przeżyć tym razem z pozycji osoby dorosłej, a nie bezbronnego dziecka, przy jej wsparciu jako terapeutki. 
I absolutnie nie byłam pacjentką, która wykłada kawę na ławę, bo o tym co najdłużej ukrywałam i nie byłam w stanie w ogóle o tym mówić, powiedziałam jej po raz pierwszy 4 latach terapii. 
Powiedziałabyś pacjentowi z rakiem żołądka, że sorry winnetou ale max 2 lata życia (a to i tak optymistyczna prognoza), nie ma co nawet próbować, możemy jedynie łagodzić ból? No raczej nie. 
 


Nie no, nie powiedziała mi że nie rokuję na wyleczenie ;) ale bardziej dała do zrozumienia, że w przypadku tych zaburzeń to raczej leczenie „paliatywne”. Tzn nie chodziło nawet o mnie jako mnie tylko ogólnie jak to wygląda w przypadku CDD. 
Ja też się nie leczę przecież od wczoraj tylko od 17 lat, w tym też łącznie ok 7 lat terapii…no i nadal jak się okazuje jestem na początku (ale to bardziej przez brak odpowiedniej diagnozy i podejścia niż przez inne kwestie).

No i mnie absolutnie nie załamuje, że mogę nigdy nie wyjść z 1 fazy leczenia - bo jeśli dzięki temu nauczę się opanowywać to co czasem się ze mną dzieje to będzie i tak ogromna pomoc. 
 

Chociaż kiedy te 16 lat temu mój lekarz prowadzący ze szpitala przy wypisie powiedział mi że się nigdy nie wyleczę (pomimo, że wtedy wpakowali mi diagnozę bpd) to brzmiało to bardzo nieoptymistycznie…no ale to była inna rozmowa i inne okoliczności ;) 

 

To co usłyszałam teraz brzmiało raczej jak informacja że mogę nigdy nie dojść do pełni sprawności ale jest duża szansa, że mój komfort życia bardzo się poprawi (przy odpowiednim leczeniu)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@MrNobody07 pytałam terapeutkę o tytuł tego filmu i to była "Mądrość traumy", ale z tego co mi powiedziała ten film nie jest już dostępny. 
Znalazłam na YT nagranie z ekranu w dobrej jakości, ale z oryginalnego źródła jest tylko płatny (niemało, bo z całym kursem Gabora Mate o traumie).
Wrzucam link to yt:

 

I z tego co widzę najlepiej oglądać go na telefonie/tablecie bo w pewnym momencie wymaga to obrócenia ekranu.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, acherontia styx napisał(a):

@MrNobody07 pytałam terapeutkę o tytuł tego filmu i to była "Mądrość traumy", ale z tego co mi powiedziała ten film nie jest już dostępny. 
Znalazłam na YT nagranie z ekranu w dobrej jakości, ale z oryginalnego źródła jest tylko płatny (niemało, bo z całym kursem Gabora Mate o traumie).
Wrzucam link to yt:

 

I z tego co widzę najlepiej oglądać go na telefonie/tablecie bo w pewnym momencie wymaga to obrócenia ekranu.

Bardzo Ci dziękuję…Dzisiaj mam kulminację wszystkiego, ale jak tylko będę mógł się skupić, to rzucę się do oglądania…Na pewno multum informacji. No i Gabor Mate, autorytet w leczeniu uzależnień i traum , z tego co czytałem 😊Dam znać jak oglądane😊

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie pytanie z innej beczki, czy ktoś stosował neuroleptyki na objawy dd/dp? Czytałem właśnie że mogą pomóc.

Mi się wydaje, że branie tej wenlafaksyny dalej nie ma sensu, biorę to już z 5 lat łącznie i widzę że jest tylko gorzej.. na początku pomagała bardzo dobrze, ale chyba nabrałem tolerancji na ten lek.

 

Edit: Też macie tak, że nie możecie się skupić na tym kto co gada wokół was? Nawet na głupim filmie w telewizorze nie moge się skupić, człowiek na głowę może dostać.. 

Wróciło dd/dp po ponad roku spokoju..(może wtedy też ją jeszcze miałem, ale nie zwracałem na nią tak uwagi jak teraz..) do tego uczucie dusznosci, brak apetytu.. 

Edytowane przez ms99

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ms99 Jeśli chodzi o mnie, to mi neuroleptyki nie pomogły na derealizację. Mam ją od wielu lat, i nic mnie jeszcze z tego nie wyciągnęło. Ale tak być w Twoim przypadku nie musi. Na mnie najlepiej z neuroleptyków pod wzlędem nastroju działała kwetapina. No i też apetyt zwiększa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam ogólnie te stany miałem już kilka razy, ostatni z półtora roku temu, trwały parę miesięcy, potem było lepiej, teraz od ponad tygodnia po chorobie 39.5 gorączki, I alergii na leki (pyralgina) znowu to wróciło, najgorsze w tym jest to uczucie braku kontaktu ze społeczeństwem.. brak możliwości skupienia się na tym co ktoś gada wokół ciebie.. nawet głupiej telewizji człowiek nie potrafi zrozumieć.. I znowu myśli czy to nie jakaś choroba psychiczna. Co mnie jeszcze męczy to brak apetytu... kompletnie jakbym stracił smak.. w brzuchu pusto, a jeść się nie chce..

 

Za tydzień w czwartek termin u psychiatry.. zobaczymy, może pora zmienić tą wenlafaksyne.. biorę ją kilka lat i może już nie działa.. 

Edytowane przez ms99

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co piszesz masz typowe objawy nerwicy lękowej. Ale to musi specjalista „wybadać” i postawić poprawną diagnozę, wprowadzić leczenie. Może być tak że lek, który bierzesz, na początku pomagał, a obecnie więcej przynosi skutków ubocznych niż korzyści. Postaraj się wszystko, co tu napisałeś opowiedzieć lekarzowi…wiem, że często nie ma na to możliwości, ale byłoby super. Bliskie mi jest, to co piszesz. Identyfikuje się z tym…Nie jesteś sam, jest nas wielu. Miłego dnia 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na swoim przykładzie widzę, że tak może z czasem być …coś pomaga np na sen, a po latach już może nie być odpowiedni. Najlepiej z lekarzem  skonsultować czy może nie jest to dobry czas na zejście z tego leku? Ja tak zamierzam zrobić 

zresztą już biorę pół tego co zalecone 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×