Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przegrywy


Mic43

Rekomendowane odpowiedzi

@Mic43 rozumiem Twój punkt widzenia. Jasne, że cierpienie jest częścią życia i nikt z nas nie ma nad nim pełnej kontroli. Nie chodzi mi jednak o cierpienie wynikające z wojen, chorób terminalnych czy innych dramatycznych okoliczności – mam na myśli przede wszystkim cierpienie psychiczne, z którym wiele osób z Forum się zmaga .I właśnie w tym kontekście uważam, że nie jesteśmy skazani – bo mamy wpływ na to, jak się do tego cierpienia odnosimy. Czy pozwalamy mu całkowicie przejąć nad nami kontrolę, czy próbujemy – mimo bólu, lęku czy rozpaczy – choć odrobinę się od tego oderwać. Nie chodzi o to, że cierpienie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale o to, że możemy próbować budować wobec niego inną postawę.

Znam osoby z widoczną niepełnosprawnością, które każdego dnia mierzą się z ogromnymi ograniczeniami – a mimo to potrafią się uśmiechać, tworzyć relacje, mieć pasje, cieszyć się z małych rzeczy. Ich życie nie jest pozbawione cierpienia, ale nie jest też zbudowane wyłącznie na cierpieniu. Nie chcę przez to powiedzieć: „uśmiechnij się, wszystko będzie dobrze”. To byłoby naiwne i krzywdzące. Ale chcę powiedzieć: warto próbować spojrzeć na siebie inaczej, spojrzeć na swój problem inaczej, spojrzeć na swoją chorobę i swoje ograniczenia – inaczej. Bo jeśli sami wchodzimy w narrację, że jesteśmy przegrani i nasze życie nie ma sensu, to tylko utwardzamy to cierpienie w sobie. Czasem pierwszy krok to nie cudowna zmiana, tylko decyzja: „nie chcę siebie już więcej krzywdzić takim myśleniem”.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.06.2025 o 20:16, Raccoon napisał(a):

Ja się uważam za przygrywa 

Ja podobnie..... chociaż wczoraj spotkało mnie coś bardzo dziwnego i zdaję sobie sprawę, że ludzie z którymi byłem nie myśleli tak o mnie. Wręcz przeciwnie.

Ale w głowie siedzi co siedzi .....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie kategoryzuję ludzi na przegrywów i wygrywów. Każdy człowiek ma własną drogę do przejścia, która jest jedyna w swoim rodzaju, a jeżeli jest wyjątkowa, to nie mam punktu odniesienia, żeby dokonać porównania. Porównywanie się do kogokolwiek, kto miał zupełnie inny start, jest bez sensu, do niczego nie prowadzi. Jednym przy narodzinach się poszczęści, drugim trochę mniej, ale wszyscy starają się jak mogą iść swoją drogą. Grunt to dopasować cele na miarę swoich możliwości, a nie oglądać się za innymi, bo zawsze znajdzie się ktoś lepszy, ładniejszy, zabawniejszy, mądrzejszy. Nawet jeśli nic się po drodze nie udaje, to idzie się dalej, widocznie innej drogi nie było, taka się trafiła, a jeszcze jest kawał życia do przejścia, którego nikt za nas na siebie nie weźmie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, avesen napisał(a):

Nie kategoryzuję ludzi na przegrywów i wygrywów. Każdy człowiek ma własną drogę do przejścia, która jest jedyna w swoim rodzaju, a jeżeli jest wyjątkowa, to nie mam punktu odniesienia, żeby dokonać porównania. Porównywanie się do kogokolwiek, kto miał zupełnie inny start, jest bez sensu, do niczego nie prowadzi. Jednym przy narodzinach się poszczęści, drugim trochę mniej, ale wszyscy starają się jak mogą iść swoją drogą. Grunt to dopasować cele na miarę swoich możliwości, a nie oglądać się za innymi, bo zawsze znajdzie się ktoś lepszy, ładniejszy, zabawniejszy, mądrzejszy. Nawet jeśli nic się po drodze nie udaje, to idzie się dalej, widocznie innej drogi nie było, taka się trafiła, a jeszcze jest kawał życia do przejścia, którego nikt za nas na siebie nie weźmie.

Dobrze powiedziane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.06.2025 o 08:57, avesen napisał(a):

Porównywanie się do kogokolwiek, kto miał zupełnie inny start, jest bez sensu, do niczego nie prowadzi.

Prowadzi, tylko niekoniecznie do czegoś przyjemnego 🙂

W dniu 29.06.2025 o 08:57, avesen napisał(a):

Nie kategoryzuję ludzi na przegrywów i wygrywów

Może to właśnie cecha przegrywów, żeby nie poczuć, że są przegrywami? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli traktować świat z perspektywy cynizmu, że jest grą, to zawsze będą jacyś przegrani. Tylko, że to się nie opłaca. W sporcie wygrany jest tylko jeden, ewentualnie liczy się podium. Prawie wszyscy za to przegrywają.

 

Ale życie to nie jest gra. Wystarczy pograć w Mortal Kombat albo w Dooma, żeby docenić nasz świat, że nie jest jeszcze tak źle. 

 

Przegrywi wynikają z egoizmu. Należy tę etykietkę usunąć z głowy, bo jest toksyczna, krzywdząca. Stygmatyzuje. Też lubię sobie pożartować, ponabijać się z ludzi. Tylko, że nie robię tego poważnie. Każde życie ma wartość, każdy coś wnosi do naszego świata. Jeden polityk działa na szczeblu państwowym, inny lokalnym. Ale to nie znaczy, że jeden jest lepszy od drugiego. Działanie dla namacalnej, a nie abstrakcyjnej społeczności lokalnej, może być wręcz bardziej satysfakcjonujące.

 

Mnie od myślenia przegryw, wygryw ratuje wiara w duchowe przebudzenie. Nie ma wygranego bez przegranego. Wolność od ego i egoizmu sprawia, że traci się potrzebę podbijania świata i rywalizacja o to z innymi. Raczej człowiek czuje się częścią kosmosu i potrafi być życzliwym dla innych. Argument na socjalizm został skrytykowany. Mam nadzieję, że ten na oświecenie duchowe spotka się ze zrozumieniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Fobic napisał(a):

Znalezienie stałej pracy, walka z długami, uzależnieniem i chyba tyle.

Mam też chwilami myśli samobójcze, ale takie dosłownie migawki. To pewnie przez tyle lat ciągłych porażek z niewielkimi sukcesami

Dużo masz na głowie.

To teraz chyba najważniejsze znalezienie pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ja wiem...

W moich okolicach jest na przykład sporo zakładów stolarskich i tapicerskich, przyjmują również niewykwalifikowane osoby.

O,a ostatnio zwolniły się dwa miejsca na kolei,tylko średnie trzeba mieć.

Edytowane przez Maat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Maat napisał(a):

Czy ja wiem...

W moich okolicach jest na przykład sporo zakładów stolarskich i tapicerskich, przyjmują również niewykwalifikowane osoby.

O,a ostatnio zwolniły się dwa miejsca na kolei,tylko średnie trzeba mieć.

Ja mam dwa dyplomy, w tym jeden z politechniki warszawskiej, na wydziale informatyki a i tak o pracę ciężko. Pewnie dlatego, że długo już nie pracowałem w zawodzie. Co zrobić, sam tak chciałem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Mic43, też mam dyplom.

Leży w szafie.

Tylko u mnie to było tak, że kompletnie nie wiedziałam,co chcę robić po maturze.

Nie miałam w ogóle tzw."powołania" do mojego zawodu ( jestem po polonistyce), pracuję od wielu lat fizycznie,nie mam żalu do nikogo.

A wysiłek fizyczny dobrze mi robi " na głowę" i to jest naprawdę fajne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem przegranym człowiekiem. Tak mówię o sobie, choć być może niektórzy nie zrozumieliby, co dokładnie mam na myśli. Może patrząc z zewnątrz, moje życie wygląda jak przeciętne życie: mam pracę, mam mieszkanie, mam znajomych, mam dyplom. Zatem, w oczach społeczeństwa, wszystko jest w porządku. Ale wewnętrznie wiem, że nic z tego nie ma sensu. I to nie jest smutny żart ani desperackie wołanie o uwagę. To jest stan umysłu, który od lat mi towarzyszy. Z tego nie da się wyjść. Żyję w martwym punkcie, który odbiera mi każdą cząstkę mnie. Jestem przegranym, bo to, co miało być moim życiem, zostało zniszczone przez moje własne ręce, przez moje wybory, przez to, kim jestem. Niezależnie od tego, jak bardzo się staram, nie potrafię znaleźć drogi wyjścia.

Kiedy patrzę wstecz, widzę tylko fragmenty — te wszystkie momenty, w których miałem nadzieję, że coś się zmieni, że znajdę sposób na życie, które mnie usatysfakcjonuje. Ale te fragmenty są puste. Puste, bo nie potrafię przypisać im żadnego znaczenia. Często zastanawiam się, co zrobiłem źle, co mogłem zmienić, by nie znaleźć się w tym miejscu. Czy za dużo oczekiwałem od siebie? Czy nie wystarczyło mi, by być jak wszyscy inni? A może to po prostu tak miało wyglądać? Moje życie to tylko kolejna historia kogoś, kto nie pasuje do świata, który go otacza.

Nigdy nie pasowałem. Moje dzieciństwo to pasmo trudnych relacji. Może to z niego zaczęły się moje problemy. Byłem zawsze tym, który nie potrafił odnaleźć się wśród innych dzieci, tym, który nie rozumiał ich gier, ich żartów, ich sposobu patrzenia na świat. To nie była kwestia jakiejś specyficznej odmienności, ale raczej tego, że nie potrafiłem wejść w ten mechanizm społeczny. Inni nie byli dla mnie przyjaźni, raczej obojętni, a czasami wręcz wrogo nastawieni. Starałem się, próbowałem nawiązywać relacje, ale zawsze kończyło się to tym samym: poczuciem odrzucenia. Każda próba przyjaźni okazywała się nieudana, każda rozmowa zostawała bez odpowiedzi, jakby ktoś wyłączył przycisk „połączenia”.

Te porażki pozostawiły we mnie ślad. Z wiekiem, gdy dorastałem, zaczęły się pojawiać wątpliwości, czy w ogóle mam zdolność budowania prawdziwych relacji. Zawsze miałem poczucie, że nie rozumiem innych, że nie wiem, jak się z nimi komunikować. Gdy wszyscy mówili o swoich pasjach, o przyjaźniach, o miłościach, ja nie potrafiłem znaleźć swojego miejsca w tej rozmowie. Czułem się wykluczony, jakby całe moje życie było jednym wielkim błędem. Coś, czego nie potrafiłem zmienić, mimo prób.

W dorosłym życiu te problemy nie zniknęły. Chciałem być kimś, kto ma przyjaciół, kimś, kto potrafi rozmawiać, komuś, kogo inni chcieliby mieć wokół siebie. Ale życie zawodowe, tak samo jak życie towarzyskie, okazało się nie mniej skomplikowane. W pracy, mimo że miałem odpowiednie wykształcenie, nie potrafiłem odnaleźć się w tym wszystkim. Zawsze byłem tym cichym, niewidocznym, który nie ma odważnych opinii, który nie potrafi walczyć o swoje. Czasem próbowałem być bardziej asertywny, próbowałem udowodnić, że się liczę, ale i to nie wychodziło. Wciąż byłem tym, którego zespół ignorował, a szef traktował jak element tła. Kiedyś miałem marzenia, miałem plany, ale teraz, patrząc na to, co osiągnąłem, wiem, że te marzenia nigdy nie miały szans. Wszystko, czego pragnąłem, rozpłynęło się w bezkresnej pustce.

Czuję się, jakby moje życie było nieustannym biegiem w miejscu. Codziennie wstaję, idę do pracy, wykonuję te same czynności, jakby wszystko to było odgrywaniem roli w przedstawieniu, w którym nie znam swojego tekstu. Czasami zastanawiam się, po co w ogóle wychodzę z łóżka. Po co się staram, skoro wszystko to kończy się tym samym? Wiesz, co to znaczy czuć, że nie ma sensu? To znaczy, że codziennie patrzysz na ludzi dookoła ciebie i zastanawiasz się, co oni mają, czego ty nie masz. Co sprawia, że ich życie wygląda na pełne, a twoje jest puste? Zamiast żyć, starasz się przeżyć. Każdy dzień jest jak próba przetrwania. Każde wyjście z domu, każda rozmowa to walka z samym sobą.

Praca, którą mam, nie spełnia mnie. To nie jest moje miejsce. Na początku wierzyłem, że to tylko chwilowa faza, że może muszę się przyzwyczaić, że może to tylko moment, kiedy muszę przejść przez trudności, by w końcu odnaleźć swoje powołanie. Ale z każdym dniem czuję, jak coraz bardziej się wypalam. Moje ambicje, które kiedyś były takie silne, teraz wydają się śmieszne. To, co kiedyś uważałem za cel, teraz stało się tylko martwym punktem w moim życiu. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wszyscy dookoła mnie pędzą naprzód, podczas gdy ja stoję w miejscu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Wiem, że moje marzenia były zbyt wielkie. Chciałem czegoś, co było poza moim zasięgiem. Teraz, gdy patrzę na siebie, widzę, że te marzenia były tylko czymś, czego nie dało się zrealizować w świecie, w którym żyję. W świecie, który nie akceptuje takich jak ja. Może po prostu nigdy nie byłem stworzony do tego, by odnosić sukcesy. Może to wszystko to tylko próba dostosowania się do rzeczywistości, która nie jest dla mnie. Może naprawdę za późno jest, by coś zmienić. I choćbym próbował, już nie mam siły, by wyjść z tej spirali beznadziei.

Moje życie stało się rutyną. Wstaję codziennie, by realizować te same czynności, spotykać tych samych ludzi, mówić te same słowa. I choćbym się starał, nie potrafię wyjść z tej rutyny. I to jest najgorsze — to poczucie, że nic się nie zmienia, że cały czas żyję w kółko. Moje ambicje zginęły w tej monotonii. Nie ma już miejsca na marzenia, na rozwój, na coś, co mogłoby nadać mojemu życiu sens. Moje życie stało się szarą, bezosobową maszyną, która wykonuje zadania, ale nie daje żadnej satysfakcji. I wiesz, co jest najgorsze? To, że nie potrafię się z tego wyrwać.

Codziennie wstaję, idę do pracy, wracam do domu. Sam. I choć próbuję znaleźć coś, co mogłoby dać mi poczucie spełnienia, wiem, że to nie nastąpi. Ostatecznie wiem, że moje życie nie będzie lepsze. I to jest najboleśniejsze: świadomość, że nic się nie zmieni. Nie ma nadziei, nie ma przyszłości. Jest tylko przeszłość i teraźniejszość, która nie prowadzi donikąd. Czasami to uczucie ogarnia mnie całkowicie, a ja nie wiem, co zrobić z tą pustką w sobie.

Wiem, że jestem przegranym. Może to nie to, co widzą inni, ale w moim wnętrzu czuję to codziennie. Moje życie to tylko wspomnienie tego, co mogło być. I choćbym chciał, nie potrafię już niczego zmienić.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×