Skocz do zawartości
Nerwica.com

stały lęk...mam już dosyć


stracony2

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

krótko opisze moją historie leczenia. W latach 2009-2013 różne leki na wtedy zdiagnozowaną depresję a w zasadzie dystymię z brakiem napędu, niską samooceną itd. Wcześniej tez miałem problemy, ale tylko przez chwilę brałem leki. Leki różne, na pewno wenla, seronil i parę innych. Wszystkie z minimalną poprawą na początku a potem gorzej niż przed, odstawianie, chwila ulgi paromiesięcznej i pogorszenie. W poszukiwaniu leku dotarłem do lekkich neuroleptyków, które na początku zadziałały cuda a potem zaczęły przekręcac za bardzo i odstawiłem. Zaczął sie wkrótce mój dramat, totalna bezsenność i rozwalona w związku z tym psychika, nieudana tj z marszu próba samobójcza a potem w warunkach domowych dochodzenie do siebie czyli inne prochy i wkońcu upragnione chwile snu. Przy braku snu dochodziły ataki mrocznego, koszmarnego wciągającego lęku. Te objawy były czymś nowy. No ale wyszedłem z tego ( jak zwykle  na prochach wytrzymałem 4 miesiące) i w miarę fajnie żyłem z 7 lat.

Niestety od 3 lat pojawił sie stan lękowy, ten wolnopłynący zaraz po przebudzeniu i stale niszczący radość życia. Ostatniej zimy próbowałem wytrwać na dulsewii i to były 4 miesiące koszmaru, co prawda lęk przeszedł ale byłem jak zombi. Wcześniej pregabalina też mi nie pomagała za bardzo, przeszedłem nawet na doraźne stosowanie jej jak benzo i pomagała ale następne dni były jeszcze gorsze.

Obecnie albo się męczę albo "ratuję" alkoholem lub benzo, nie łączę ich nie jest to stale i alkohol ograniczam do weekendów a benzo jak już nie daję rady. Alkohol niestety pomaga w dużej ilości i wtedy dzień picia i następny jest w miarę. Picie ciągłe ( sprawdzone na  wczasach) czyli średni rausz nie pomaga, musi być bardziej w palnik niestety.

Mam tak dość, że budząc się rano moja podświadomość chce umrzeć, chce przestac istnieć byle nie cierpieć. Tak, podświadomość bo jak tego nie chcę a do wszyskiego dochodzą objawy somatyczne już od wielu lat tj szumy uszne i parestezje stóp i dłoni z objawami pieczenia i kłucia a przy silniejszym nasileniu lęku także twarzy i odczucia wewnętrznego gorąca przy oddychaniu.

Na psychoterapię chodziłem przez rok i nic mi to nie dało, swoje w życiu przeszedłem ale teraz mam naprawdę dobry czas na życie tylko cholera moje marzenia i plany rujnuje mój stan zdrowia który nie pozwala się cieszyć tym życiem. Może to też genetyczne, mój dużo starszy brat miał chyba podobnie i prawdopodobnie nie chcąc się dłużej męczyć zrobił to, do czego ja podszedłem całkowicie nieudolnie i pożegnał się z tym światem.

Powinienem znów poczytać to forum, zaszyć sie tak jak kilka lat temu całkowicie w jego tematykę ale nie mam siły, czuję opór psychiczny i dyskomfort (lęk?) przed tym.

Chyba juz blisko do ponownej wizyty u lekarza, ale na wspomnienie dulsewii mam ciarki. Na  ostatniej wizycie wspomniała, że może teraz spróbujemy welbutinu(?)  jak dobrze kojarzę w okolicach 2012 roku był to nowy, bardzo drogi lek. Może rzućcie jakąś inna alternatywą. Próbowałem zagłębić TMS ale nie dam paru tysięcy za coś do czego nie znalazłem nawet sensownego opisu przez pacjenta, już nawet elektrowstrząsy wydają sie świetną opcja (znam uboki) ale pracuję i do kiedy dam rade pociągnąć niestety odpadają. Jakoś przestawić te ścieżki neuronowe w mojej głowie. Tylko jak?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, stracony2 napisał(a):

Witam,

krótko opisze moją historie leczenia. W latach 2009-2013 różne leki na wtedy zdiagnozowaną depresję a w zasadzie dystymię z brakiem napędu, niską samooceną itd. Wcześniej tez miałem problemy, ale tylko przez chwilę brałem leki. Leki różne, na pewno wenla, seronil i parę innych. Wszystkie z minimalną poprawą na początku a potem gorzej niż przed, odstawianie, chwila ulgi paromiesięcznej i pogorszenie. W poszukiwaniu leku dotarłem do lekkich neuroleptyków, które na początku zadziałały cuda a potem zaczęły przekręcac za bardzo i odstawiłem. Zaczął sie wkrótce mój dramat, totalna bezsenność i rozwalona w związku z tym psychika, nieudana tj z marszu próba samobójcza a potem w warunkach domowych dochodzenie do siebie czyli inne prochy i wkońcu upragnione chwile snu. Przy braku snu dochodziły ataki mrocznego, koszmarnego wciągającego lęku. Te objawy były czymś nowy. No ale wyszedłem z tego ( jak zwykle  na prochach wytrzymałem 4 miesiące) i w miarę fajnie żyłem z 7 lat.

Niestety od 3 lat pojawił sie stan lękowy, ten wolnopłynący zaraz po przebudzeniu i stale niszczący radość życia. Ostatniej zimy próbowałem wytrwać na dulsewii i to były 4 miesiące koszmaru, co prawda lęk przeszedł ale byłem jak zombi. Wcześniej pregabalina też mi nie pomagała za bardzo, przeszedłem nawet na doraźne stosowanie jej jak benzo i pomagała ale następne dni były jeszcze gorsze.

Obecnie albo się męczę albo "ratuję" alkoholem lub benzo, nie łączę ich nie jest to stale i alkohol ograniczam do weekendów a benzo jak już nie daję rady. Alkohol niestety pomaga w dużej ilości i wtedy dzień picia i następny jest w miarę. Picie ciągłe ( sprawdzone na  wczasach) czyli średni rausz nie pomaga, musi być bardziej w palnik niestety.

Mam tak dość, że budząc się rano moja podświadomość chce umrzeć, chce przestac istnieć byle nie cierpieć. Tak, podświadomość bo jak tego nie chcę a do wszyskiego dochodzą objawy somatyczne już od wielu lat tj szumy uszne i parestezje stóp i dłoni z objawami pieczenia i kłucia a przy silniejszym nasileniu lęku także twarzy i odczucia wewnętrznego gorąca przy oddychaniu.

Na psychoterapię chodziłem przez rok i nic mi to nie dało, swoje w życiu przeszedłem ale teraz mam naprawdę dobry czas na życie tylko cholera moje marzenia i plany rujnuje mój stan zdrowia który nie pozwala się cieszyć tym życiem. Może to też genetyczne, mój dużo starszy brat miał chyba podobnie i prawdopodobnie nie chcąc się dłużej męczyć zrobił to, do czego ja podszedłem całkowicie nieudolnie i pożegnał się z tym światem.

Powinienem znów poczytać to forum, zaszyć sie tak jak kilka lat temu całkowicie w jego tematykę ale nie mam siły, czuję opór psychiczny i dyskomfort (lęk?) przed tym.

Chyba juz blisko do ponownej wizyty u lekarza, ale na wspomnienie dulsewii mam ciarki. Na  ostatniej wizycie wspomniała, że może teraz spróbujemy welbutinu(?)  jak dobrze kojarzę w okolicach 2012 roku był to nowy, bardzo drogi lek. Może rzućcie jakąś inna alternatywą. Próbowałem zagłębić TMS ale nie dam paru tysięcy za coś do czego nie znalazłem nawet sensownego opisu przez pacjenta, już nawet elektrowstrząsy wydają sie świetną opcja (znam uboki) ale pracuję i do kiedy dam rade pociągnąć niestety odpadają. Jakoś przestawić te ścieżki neuronowe w mojej głowie. Tylko jak?

 

 

Nauczyłeś się kiedyś czegoś na pamięć? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, DEPERS napisał(a):

Nauczyłeś się kiedyś czegoś na pamięć? 

ponad 30 lat w szkole ale zawsze z trudnościami, daty i wzory pisałem głównie ze ściąg. Ostatnio próbowałem nauczyć się słów znanej polskiej piosenki. Przy wyciu jej z 50 razy w drodze do pracy dalej myliłem słowa a po 2 miesiącach ledwo co pamiętam. I w temacie pamięci od dziecka mam prozopagnozję. Na szczęście umiarkowaną, ale często nawet starając sie zapamiętać twarz kogoś po 10 minutach już nie pamiętam. Z  czasem na szczęscie uczę sie rozpoznawać

---------------------------

wczoraj się zresetowałem, oj dużo wódy poszło ale fajnie jest usiąść na ławce w ogrodzie, nic nie robić i patrzeć głupio przed siebie bez tego cholernego lęku. Żona mówi, że byłem potem wesolutki ale tego już nie pamiętam. No a dzisiaj pobudka od razu z lękiem i rozkmina co dalej robić. Wolne to pić dalej czy xanax ale jego bym wolał nie brać w wolne dni czy też męczyć się z sobą. Dawniej pomagało bieganie ale gorąco i mam kontuzję.

 

Jeszcze jedno, staram się być od 2 miesięcy na diecie niskowęglowodanowej (low carb) a w zasadzie dojść do keto, choć to z % nawet bez węgli chyba niemożliwe, do tego post przerywany czyli dieta braci Rodzeń. Głównie, żeby coś w sobie zmienić ale odchudzenie ma 2 planowe znaczenie. Chyba nie jest lepiej, a może gorzej bo nie poprawiam sobie samopoczucia słodyczami choć skolei po nich też miałem zjazdy. Macie w tym temacie jakieś doświadczenia.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×