Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę możecie coś napisać


aniam97

Rekomendowane odpowiedzi

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

skąd ta cisza?

Ja czasami lubię ciszę, mogę usłyszeć bicie swojego serca.

 

W dniu 28.12.2024 o 20:33, aniam97 napisał(a):

Mam pustkę w głowie, wstydzę się siebie przed koleżanką która się do mnie odezwała, jest kilka osób z którymi miałam odnowić kontakt po wypisie, ale czuję ogromny wstyd. Czuję się jakbym się poddawała. To źle że rozdrapałam rzeczy i wylądowałam w domu. Będę wdzięczna za odpowiedzi.

A dlaczego się wstydzisz? Bo to jest zawsze imo najgorszy problem. Praktycznie odcinamy się wtedy od myślenia o sobie dobrze, bardzo przeszkadza to też w relacjach, bo spodziewamy się wymierzenia kary.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, strasznie dużo jest we mnie wstydu, chyba najwięcej ze wszystkiego jest jego właśnie.

Poznałam chłopaka na sylwestrze, póki nie zaczęliśmy pisać wydawał mi się mega atrakcyjny psychicznie, mega na mnie leciał i kleiła się rozmowa, miałam dostęp do swojego umysłu.

Ale moje rozmowy z nim przez komunikator to porażka, jednego dnia czuję że natychmiast muszę z nim zerwać kontakt bo odczuwam widmo poprzedniego związku, wszystko za szybko, wszystko krzyczy uciekaj. Już nie wiem co mi się w nim naprawdę nie podoba, czym warto się przejąć, a co jest pretekstem do ucieczki i lękiem przed bliskością. Miałam załamanie psychiczne przez to. Dużo o sobie powiedziałam o swoich emocjach wtedy i strasznie żałuję że się tak odsłoniłam. No i teraz piszemy, sama nie wiem czy chcę coś dalej czy nie. Ja wiem że on też czeka na moją inicjatywę, już nie chcę robić tak, że to do mnie trzeba się dostać i starać podczas gdy ja schowana czekam. Cały czas mam wrażenie że on ma jakiś tajny plan przeciwko mnie, że chce mnie wykorzystać, że pisze ze mną bo chce tylko jednego. Długo nie odpisuję, a jak on długo nie odpisuje to się strasznie boję odrzucenia, żeby tylko napisał, podczas gdy jego jest więcej w rozmowie, to myślę żeby uciekać.
  Szczerze? te uczucia to piekło. Piekło być samej, piekło z kimś flirtować a co dopiero inna relacja. Nienawidzę siebie, swojego życia, swoich uczuć, naprawdę mogłabym napisać wiele rzeczy za które można mnie wsadzić do psychiatryka.
Przypomniało mi się jak prężny umysł miałam jeszcze w gimnazjum i liceum. Nie wierzę jak przez ten czas się stoczyłam, rozpadłam, moje myśli to chaos. Wtedy miałam poukładane w głowie. Lubiłam siebie. Ludzie lubili mnie, trzymali się mnie. Teraz jestem na dnie naprawdę
 

Edytowane przez aniam97
bo tak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę podnosisz mnie na duchu. Planuję dalszą.

Zastanawiam się, jeśli coś mi przeszkadza w tym chłopaku nie zawsze musi to być lęk przed odrzuceniem, może niektóre cechy naprawdę mi w nim nie grają. Jak mam się w tym połapać 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Nie wiem, strasznie dużo jest we mnie wstydu, chyba najwięcej ze wszystkiego jest jego właśnie.

Poznałam chłopaka na sylwestrze, póki nie zaczęliśmy pisać wydawał mi się mega atrakcyjny psychicznie, mega na mnie leciał i kleiła się rozmowa, miałam dostęp do swojego umysłu.

Ale moje rozmowy z nim przez komunikator to porażka, jednego dnia czuję że natychmiast muszę z nim zerwać kontakt bo odczuwam widmo poprzedniego związku, wszystko za szybko, wszystko krzyczy uciekaj. Już nie wiem co mi się w nim naprawdę nie podoba, czym warto się przejąć, a co jest pretekstem do ucieczki i lękiem przed bliskością. Miałam załamanie psychiczne przez to. Dużo o sobie powiedziałam o swoich emocjach wtedy i strasznie żałuję że się tak odsłoniłam. No i teraz piszemy, sama nie wiem czy chcę coś dalej czy nie. Ja wiem że on też czeka na moją inicjatywę, już nie chcę robić tak, że to do mnie trzeba się dostać i starać podczas gdy ja schowana czekam. Cały czas mam wrażenie że on ma jakiś tajny plan przeciwko mnie, że chce mnie wykorzystać, że pisze ze mną bo chce tylko jednego. Długo nie odpisuję, a jak on długo nie odpisuje to się strasznie boję odrzucenia, żeby tylko napisał, podczas gdy jego jest więcej w rozmowie, to myślę żeby uciekać.
  Szczerze? te uczucia to piekło. Piekło być samej, piekło z kimś flirtować a co dopiero inna relacja. Nienawidzę siebie, swojego życia, swoich uczuć, naprawdę mogłabym napisać wiele rzeczy za które można mnie wsadzić do psychiatryka.
Przypomniało mi się jak prężny umysł miałam jeszcze w gimnazjum i liceum. Nie wierzę jak przez ten czas się stoczyłam, rozpadłam, moje myśli to chaos. Wtedy miałam poukładane w głowie. Lubiłam siebie. Ludzie lubili mnie, trzymali się mnie. Teraz jestem na dnie naprawdę

 

Czujemy wstyd tylko jeśli wierzymy w osąd i ocenę. Nie trzeba tego do siebie przyjmować.                           
Oceniając siebie, oceniając jego, nie pozostaje już miejsca na akceptację, taką przestrzeń, oddech i rozwój w relacji.
Emocje zawsze będą się pojawiać, z tym że ludzie są ważniejsi.
Błędy, potknięcia są właściwie też nieuniknione, a pewnie boisz się często, że coś pójdzie nie tak.
Jeśli ktoś jest nie w porządku, to dlatego, że się go tak postrzega.
Dzisiaj już i tak za bardzo zajęci jesteśmy tym co dzieje się w naszej głowie i nie słuchamy/zwracamy uwagę na nasze ciało. I gdzieś tutaj forum czytałem jak jedna osoba, nie pamiętam kto ale na pewno pozdrawiam, iż jak robi sobie paznokcie to się przy tym relaksuje. Nie jest to jakoś dziwne.

 

Chyba najfajniejszą rzeczą w takim mętliku emocji jest czyjeś wstawiennictwo za nami.
Ktoś kto wie, a jednak nie widzi tych okropnych rzeczy które sami widzimy, kiedy mamy siebie dość.
To może być ktoś komu ufasz, przyjaciółka, psychoterapeuta, czy w ostateczności Bóg,
W każdym razie ktoś kto Cię jakoś przekonuje, jest wiarygodny i możesz mu uwierzyć, że
nic złego się nie dzieje. Bo jeśli sobie nie radzimy, to w porządku jest poprosić o pomoc.
Nic złego z przeszłości nie może nas tutaj dosięgnąć i nie ma to teraz znaczenia. Taki stan powiedziawszy „zerowy”, chwili obecnej można doświadczyć jeśli pozwolimy i tego chcemy, np. gdy umiemy wybaczać, zakopać przeszłość, ten topór wojenny. 
To nie jest słabość, to tylko przyznanie, iż nie jest się już ofiarą. A nie atakuje właśnie ten, kto nie czuje się zagrożony.
Na to też potrzeba czasu, bo często uczy nas się czegoś innego, że zawsze ktoś musi być winny, czyli określamy kogoś lub siebie jako gorszego.
Tak jednak być nie musi,  ja w to wierzę :))

 

12 godzin temu, acherontia styx napisał(a):

I tak, poczucie bycia wyjątkową z powodu swoich przeżyć też przerabiałam w terapii. Niestety, ale nie jesteś wyjątkowa pod tym względem. Kiedyś może runą mechanizmy obronne i to zrozumiesz, co też będzie bardzo bolesne, bo stracisz swoją "chorobową i wyjątkową tożsamość". 

 

Przyznam Ci rację, że wyjątkowość choroby jest złudzeniem, ale droga do wyzdrowienia jest czymś zupełnie różnym i każdy może potrzebować nieco innego wsparcia. Nawet jeśli użyjesz tych samych słów do wszystkich, to każdy zrozumie je poprzez swój filtr. Określenie kogoś, że jest tylko kolejnym następnym przypadkiem raczej nie działa zbyt motywująco, aczkolwiek może chciałaś dać do zrozumienia, że nawet nie tylko z takich rzeczy da się wyjść na prosto.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Relfi napisał(a):

 

 

Przyznam Ci rację, że wyjątkowość choroby jest złudzeniem, ale droga do wyzdrowienia jest czymś zupełnie różnym i każdy może potrzebować nieco innego wsparcia. Nawet jeśli użyjesz tych samych słów do wszystkich, to każdy zrozumie je poprzez swój filtr. Określenie kogoś, że jest tylko kolejnym następnym przypadkiem raczej nie działa zbyt motywująco, aczkolwiek może chciałaś dać do zrozumienia, że nawet nie tylko z takich rzeczy da się wyjść na prosto.
 

o to mi chodziło, cieszę się że padły te słowa






...i hate myself

obecnie jestem tak napięta, zestresowana, że nie da się ze mną wytrzymać a już na pewno rozmawiać

Edytowane przez aniam97

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do dobrego związku wystarczą tylko i aż:

- wzajemny pociąg seksualny/ atrakcyjność (trafianie w gust pod kątem fizycznym)

- podobne poczucie humoru

- podobnie zainteresowania

- podobne podejście do życia. 

 

Najlepiej jak wszystko jest na raz w pakiecie. Jak nie to można przymknąć oko na pewne braki chyba że za wiele różnic i człowiek się męczy.

Ty, mam wrażenie, chciałabyś wytresować druga osobę pod siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

okej, koleś nie odzywa się bo go odepchnęłam i byłam trochę "too harsh" i się pewnie już nie odezwie.

Kiedy jesteśmy "blisko" to czuję się jak w piekle, nie mogę jeść, nagle zaczynam mieć ograniczony umysł i czuję jakbym skakała bez spadochronu, nie mogę znieść gościa.
Wchodzę w tryb zapuszczonej zgorzkniałej, odpychającej babki w ogromnym dystresie, zajmującej się domem, szalenie nieprzyjemnej w obycie dla bliskich, niedocenionej, o zerowym poczuciu własnej wartości. Przegranej, uwięzionej, nieumiejącej myśleć o sobie i mieć swoje "ja" w ogóle, tylko jakbym była czyimś przedłużeniem. W rolę. Jak tu cieszyć się z bliskości?
Następuje konflikt: "Chcę go zrozumieć... Ale co z moimi uczuciami?"  
A jak jest tak jak teraz, kiedy nie wykazuje zainteresowania mną - czuję się bezpiecznie, ale usycham z tęsknoty. Czy byliśmy dopasowani czy nie, brakuje mi go.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, aniam97 napisał(a):

No i drąży każdy temat, we wszystkim cię poprawia i jest bardzo wymagający 

Rówieśnik czy starszy?

1 godzinę temu, aniam97 napisał(a):

okej, koleś nie odzywa się bo go odepchnęłam i byłam trochę "too harsh" i się pewnie już nie odezwie.

Kiedy jesteśmy "blisko" to czuję się jak w piekle, nie mogę jeść, nagle zaczynam mieć ograniczony umysł i czuję jakbym skakała bez spadochronu, nie mogę znieść gościa.
Wchodzę w tryb zapuszczonej zgorzkniałej, odpychającej babki w ogromnym dystresie, zajmującej się domem, szalenie nieprzyjemnej w obycie dla bliskich, niedocenionej, o zerowym poczuciu własnej wartości. Przegranej, uwięzionej, nieumiejącej myśleć o sobie i mieć swoje "ja" w ogóle, tylko jakbym była czyimś przedłużeniem. W rolę. Jak tu cieszyć się z bliskości?
Następuje konflikt: "Chcę go zrozumieć... Ale co z moimi uczuciami?"  
A jak jest tak jak teraz, kiedy nie wykazuje zainteresowania mną - czuję się bezpiecznie, ale usycham z tęsknoty. Czy byliśmy dopasowani czy nie, brakuje mi go.

Ty masz w ogóle jakieś doświadczenie związkowe? Mieszkałaś kiedyś z facetem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×