Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy leki w nerwicy są niezbędne?


neviar

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, wszystkim, to mój pierwszy/drugi post tutaj. Będzie długo, więc jak komuś się nie chce czytać to na dole są pytania.

 

Cierpię mocne napady lęku i lęk uogólniony związany przede wszystkim ze swoim zdrowiem. Pewnie takich przypadków tutaj były setki. Miałem parę traumatycznych przeżyć gdzie myślałem, że umrę i teraz bardzo uważam na zdrowie. Jednocześnie nie mam zaufania do lekarzy, lub nowych leków, właśnie z powodu traum. Zaraz po pierwszym incydencie gdzie myślałem, że umrę trafiłem do terapeutki na NFZ. Uznałem, że to strata czasu i totalnie nic mi to do życia nie wniosło, szybko się pozbierałem i żyłem dalej. Po kolejnym wypadku w życiu, było już gorzej bo zaczęły się lęki. To było na tyle nie fajne, że odbijało się na mojej byłej dziewczynie, bo musiała czasem się martwić, czy słuchać co mi się dzieje i wiem, że to dla niej nie było łatwe i mimo wszystko jestem jej za to wdzięczny. Stwierdziłem, że nie chcę być takim obciążeniem i spróbowałem iść na terapię. Po pierwszej godzinie dowiedziałem się, że jestem świadomy swoich lęków, i są ludzie którzy mają gorzej, więc też podziękowałem. Napewno "chciałem" usłyszeć od terapeutki to że użalam się nad sobą. Wkońcu jestem facetem więc mam zagryźć język i udawać, że się nic nie dzieje. No ale od tego czasu miałem czasem napady lęku, i w pewnym stopniu ograniczało to moje niektóre aktywności, czasem nawet znacznie. Doszły problemy z podejmowaniem decyzji itd. Nie chcę tutaj zanudzać, staram się to naprawdę napisać w skrócie. Ciągnie się to latami, i ogólnie sobie radzę/radziłem. Ostatnimi czasy w życiu jeszcze bardziej mi się posypało i byłem już na takiej krawędzi, że stwierdziłem, że muszę poszukać pomocy. I pomimo tego że już miałem wyrobione zdanie na temat terapeutów i leczenia w Polsce, stwierdziłem że się przełamię i poszukam pomocy. Tym razem oprócz terapeuty poszedłem też do psychiatry. I tutaj zaczyna się mój największy problem. Jak wyżej wspomniałem, mam lęki przed braniem nowych leków, mimo wszystko się przełamałem i zacząłem brać. Testowałem 3 leki, każdy z nich w niczym mi nie pomógł, miałem tylko skutki uboczne lub somatyczne objawy nerwicy lękowej. Psychiatra przepisał mi 4ty lek, ale ja mam już dosyć kolejnych prób, bo do niczego to nie prowadzi, chciałbym się nauczyć jak radzić sobie z lękiem, a nie brać kolejną chemię. I teraz przechodzę do setna. Równolegle zacząłem terapie, pierwsze parę wizyt kryzysowo podniosło mnie na duchu, ale od ponad dwóch miesięcy stoję w miejscu. Terapeuta twierdzi, że nie może mi pomóc dopóki nie zacznę brać leków, gdzie dla mnie testowanie kolejnych jest to co najmniej tydzień w ogromnym stresie i lęku o skutki uboczne. Ostatnie dwa miesiące dowiedziałem się o metodzie Jacobsona, medytacji i jakiś podstawowych technikach relaksacyjnych, a tak resztę tych wizyt sprowadza się do czekania aż farmakologia zacznie działać. Zdaję sobie sprawę, że większość pracy muszę wykonać ja, ale nie dostaję żadnych więcej narzędzi, a przy napadzie lęku Jacobsona można sobie wsadzić gdzieś. Unormowałem sobie tryb dzień/noc, jem normalnie, jedynie mam problem z ćwiczeniami, bo mam lęk. Jestem wręcz tą postawą zbulwersowany, naprawdę liczyłem na to że wezmę te leki i będzie lepiej, ale lepiej nie przyszło. Więc chciałem, żeby na terapii chociaż ruszyć do przodu, ale terapeuta wywołuje na mnie presję, żę dopóki nie wezmę leków i nie zaczną działać, to nie jest w stanie mi pomóc. Naprawdę nie mam siły jeszcze martwić się o to. Powiem Wam, że już naprawdę mam dosyć, odnoszę wrażenie że jestem dla niego niewygodnym pacjentem i próbuje mnie zbyć. Zastanawiam się nad zmianą bo on w niczym mi nie pomaga.

I tutaj mam do Was parę pytań:
1. Czy rzeczywiście muszę brać leki, naprawdę nie ma innego wyjścia, nie można wyjść z nerwicy bez leków? (skoro "jakoś" sobie radziłem przez tyle lat)
2. Czy może postawa terapeuty jest do niczego?
3. Jakiego psychoterapeutę/psychoterapeutkę możecie polecić we Wrocławiu, kto Wam pomógł?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj! 🙂

Przede wszystkim miło mi Ciebie poznać i chciałem pochwalić, że bardzo składnie opisałeś swój problem. Może opiszę ci także swój, żebyśmy się nieco lepiej poznali obaj...

 

Ja z kolei mam ciężkie zaburzenia lękowo-depresyjne, też mam bardzo silne lęki, takie że aż czasem dziecinnieję, "cofam się", np. czasem się boję, że mam jakieś nie swoje wspomnienia, nie swoją psychikę, że robi się ze mnie dziecko albo stary dziad, takie iluzje mi się pojawiają, dziwne i przerażające obrazy, także bywają takie mega paranoiczne, że żadne typowe antydepresanty nie działały - brałem sertralinę, fluwoksaminę, wenlafaksynę, klomipraminę, duloksetynę, maprotylinę i moklobemid. Przez ten ostatni lek trafiłem ostatnio do szpitala z podejrzeniem stanu prepsychotycznego, sen miałem bardzo spłycony, zatracałem się w sobie, w swoim przerażającym i dziwnym wówczas świecie, a nasz świat mnie jednocześnie tak obrzydzał, że fantazjowałem tak mocno o tym "drugim" świecie, że chciałem samobójstwo popełnić i miałem plan nawet dość dobry. Odstawiono mi antydepresanty i wprowadzono na stałe neuroleptyk - kwetiapinę. Bo tylko ona mi tak naprawdę pomaga, bardzo fajnie działa na lęki i ogółem można powiedzieć wyprostowuje moje myślenie i zachowanie. Bez niej to była tragedia, ciężko było mi zebrać logicznie myśli, ciągle tylko płakałem, wrzeszczałem (ale tak bardziej "wewnątrz siebie"), zero spokoju, zero jakiejkolwiek równowagi, nie mówiąc już o dodatkowych objawach bezsenności i bardzo "roztańczonym" sercu. Bywałem z charakteru roszczeniowy, zamartwiający się, słaby, nieporadny, ograniczony, i jeszcze taki młody, no normalnie aż przykro...

 

Przechodziłem wiele terapii i żadna jak dotąd nie miała większego sensu, bo nie mogłem się w sobie zebrać, gadałem od rzeczy, zbaczałem na tematy typu "jaka dziś pogoda" zamiast skupić się na sobie bardziej. Niestety było coraz gorzej, bo miałem takie natrętne, natarczywe myśli, wręcz demony, że po prostu nic do mnie nie docierało, NIC!!! Po prostu trzeba było to ustabilizować lekami. Na dobieraniu leków spędziłem jakiś rok, a na źle prowadzonej terapii 2,5 roku - tyle już wycięte z tego jakże młodego i "pięknego" życia (mam 23 lata). Ale najgorsze za mną, taką mam nadzieję. Antydepresanty totalnie nie dla mnie, jak już to tylko neuroleptyki i ewentualnie stabilizatory. 

 

No ale wracając do ciebie... Wiesz, zaburzenia nerwicowe mają ogromny wpływ na osobowość i tu doskonale cię rozumiem, wiem jak to ciężko, kiedy choroba potrafi tak zawładnąć, że już nie jesteś sobą, jeszcze inni dookoła mają czelność mówić, że to twoja wina, nie no normalnie aż się chce nóż wyciągnąć... Ale cóż, ci "normalni" ludzie tego nigdy nie zrozumieją, dopóki im się coś nie przydarzy, z resztą każdy kiedyś na coś zachoruje i czasem myślę, że wręcz lepsza taka nerwica niż jakaś taka bardziej fizyczna, obrzydliwsza choroba.

 

Co do leków, to powiem ci tak... jeśli czujesz, że ta nerwica się nasila z czasem i przestajesz mieć powoli samemu nad nią kontrolę, to warto zaufać lekarzowi i spróbować tej farmakologii, w razie co pytaj na forum w dziale o lekach albo na priv. I branie leków, to nie jest oszukiwanie siebie, jak niektórzy gadają, tylko po prostu pomoc. Zaburzenia lękowe mogą się z czasem nasilać i nie chcę straszyć, ale... prowadzić mogą do zmian w mózgu, nawet do depresji czy psychozy, bo nadmierne wzbudzenie osi podwzgórze-przysadka-nadczercza stymuluje kortyzol i adrenalinę, który działa bardzo źle na nasz mózg i także ciśnienie i serce (sam mam przez to problemy i muszę brać beta-blokery na to). Biorę też Ashwagandhę, taki suplement mogący zmniejszać kortyzol. 

 

Co do terapeuty... no to pewnie słusznie zauważył, że sam niezbyt możesz sobie dać radę w procesie terapeutycznym i wtedy będzie taka terapia bez sensu, jeśli twoje stany będą ci ją utrudniać. Ja też teraz tak mam, że czekam na ustabilizowanie się mojego stanu przez Ketrel i potem będę mógł zacząć terapię na oddziale dziennym nerwic i z powodzeniem ją ukończyć, bo ostatnio to trafiłem do oddziału zamkniętego, jak nie byłem dobrze ustabilizowany i taka terapia nie mogła być ukończona z jakimkolwiek powodzeniem (byłem na niej od października do grudnia 2021). 

 

Na razie tyle ufff, wiem że rozbudowana wypowiedź, ale spokojnie... w razie co pytaj na priv 🙂 Przesyłam ci wyrazy zrozumienia i dużo zdrowia!!! Joł! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie nie sa niezbędne, bo problem siedzi w głowie i to jego trzeba rozwiązać żeby wyjść z nerwicy. Natomiast są sytuacje, ze pacjent zmaga się ze zbyt silnymi objawami, np. somatycznymi, a że nie jest w stanie rozwiązać problemu w głowie z dnia na dzień to leki są wtedy pomocne w złagodzeniu objawów. Jeśli dajesz radę funkcjonować to nie wchodź w leki, tym bardziej ze przyjmuje się je dlugo. Ale to moja skromna opinia :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedzi, fajnie że ktoś tu zagląda. Marek, aż tak jak Ty chyba nie mam, bo u mnie wszystko związane jest tylko z lękiem. Jak wyżej pisałem napady lęku i objawy somatyczne czasem bardzo mocne, typowe i idealnie wpisujące się w opis nerwicy lękowej. Czasem mam niedobory pierwiastków i to się miesza, raz jest to objaw fizycznego niedoboru i w wynikach to widać, a jak uzupełnię niedobory, to zostają typowe somatyczne objawy. Ostatnio nawet robiłem badania i fizycznie jest aktualnie ok, więc na ten moment wiem i mam tego świadomość, że fizycznie nic mi się nie dzieje. Natomiast ten lęk opisałbym jako odruch, niezależny od mojej wiedzy na temat mojego stanu zdrowia. Czasem występuje objaw somatyczny i po nim lęk napadowy, a że zdaję sobie sprawę że nic mi nie jest to olewam, mimo wszystko jest tak silny, że nie potrafię odwrócić uwagi od niego całkowicie. Czasem przez niego porzucam czynność, którą w danym momencie robiłem. Ciężko się przez to skupić na pracy. Dodatkowo ciśnienie i tętno się podnosi i utrzymuje się przez godzinę/dwie. Przede wszystkim chciałbym się nauczyć jak radzić sobie z napadem lęku, który następuje po objawie somatycznym, i jak zmienić własne myślenie, żeby objawy somatyczne zaczęły się wyciszać.
W dalszej kolejności chciałbym ogarnąć te traumy, które przeżyłem. Zresztą pomimo lęku byłem wstanie się przełamać i brać poprzednie leki. Nie jest to ideał, może po prostu nauczyłem się przez tyle lat żyć z nerwicą. Ale daję radę, a terapeuta nie chce nic ze mną dalej robić, nie poruszam z nim żadnego tematu, te ostatnie wizyty są jałowe i nic nie wnoszą. Nie wiem nawet jak to powinno wyglądać, ale ani nie poruszamy tematu traum, ani aktualnych lęków, gdzie wyraźnie mu sygnalizuję, że chcę iść dalej z tym co mam. Zaznaczam mu też wyraźnie, że nie chcę kolejnych leków, bo to są jakieś obiecanki, że to pomoże. Nie wydaje się to dziwne, że 3 różne leki SSRI, na mnie w żaden pozytywny sposób nie działały? Ani ja, ani domownicy nie zauważyli żadnej różnicy, oprócz tego, że jeden wywołał mi arytmie, drugi refluks i każdy z nich obniżał libido. Po trzech próbach chociaż jeden z nich powinien zadziałać, mimo jakiś skutków ubocznych, a ja miałem tylko skutki uboczne. Dlatego nie chcę brać kolejnych leków, bo to wiąże się z nowym lękiem i być może walką z kolejnymi skutkami ubocznymi, i tak naprawdę zamiast mi to pomagać to czuję fizyczne objawy i psychiczny lęk. 
Zresztą przejrzałem trochę opinii o lekach, i gdzie tu można mówić o skuteczności SSRI jak na forach każdy lek z tej grupy pomógł 50% pacjentów. Statystyki naukowe mówią o tym że około 30% pacjentów wgl nie reaguje na jaką kolwiek farmakologie, dla mnie to zaczyna być jedna wielka ściema i naciąganie na pieniądze. I mam tak ciągnąć jeszcze rok, dwa, trzy? aż jeden z drugim ogarną, że tutaj nie da się ogarnąć farmakologią? Mam czekać w zawieszeniu na jakiś magiczny cud zadziałania leku, a jak nie nastąpi, to mam czekać w tym marazmie? Nie powinni mi pomóc równolegle terapią?
Chciałbym, żeby jakiś terapeuta mi pomógł, powiedział w jakim kierunku mam się chociaż kierować oprócz tych leków. Nie znam się na prowadzeniu terapii i to jest tylko wyłącznie moje prywatne zdanie, ale uważam, że on tak naprawdę nie wie co dalej ze mną zrobić, bo pewnie liczył na kolejny łatwy przypadek, na którego podziałają leki i będzie miał z górki. A trafił się bardziej złożony to rozłożył ręce, i nie chce mnie pokierować dalej, powiedzieć wprost że mi nie pomoże tylko siedzę tam i przynoszę pieniążki co wizytę. Tracę nadzieję, że można mi pomóc, a co kolejna próba nowych leków lęk jest większy.
Człowiek wkońcu dochodzi do wniosku, że chce coś z tym zrobić, próbuje szukać pomocy, gdzie sami wiecie jaka stygmatyzacja jest w społeczeństwie ludzi z zaburzeniami. Mimo wszystko człowiek zaczyna szukać pomocy i nie dostaje nic...
Dlatego chciałem namiary na kogoś sprawdzonego z Wrocławia, bo może trafiłem na pseudoexperta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam to samo co ty, paniczny lęk o swoje zdrowie i życie. W sumie ja byłam u psychiatry dostała statsium, O ile nie przekręciłam nazwy. Tez się po nim źle czułam, była masakra, wzięłam raz i nigdy więcej. Ja to się znów obawiam tego, ze przez mój strach przed lekami z tego nie wyjdę. Ty przynajmniej doczekałeś terapii, ja niestety czekam i pewnie jeszcze chwile to zajmie, bo w moim mieście czeka się nawet do roku. Ciężko mi się z tym żyje, jak mam złe samopoczucie to boje się ze zrobi mi się słabo w sklepie itp., dlatego tez mam problem, żeby wychodzić z domu. Pare razy jak prowadziłam auto było mi słabo i do tej pory jak mam gdzieś dalej jechać mam lęki. Sama nie wiem co ze sobą zrobić, jak to pokonać ten strach, który mnie kontroluje, aby znów poczuć się bezpiecznie w swoim ciele :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×