Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jeżeli nie panika, to co?


Miss Marabu

Rekomendowane odpowiedzi

Ach, długo odkładałam napisanie tego, a ponieważ nie wiem, gdzie indziej mogłabym o tym opowiedzieć, padło na Was i to miejsce. Z góry przepraszam Was, jeśli moja wiadomość okaże się długa i nudna. Wydaje mi się jednak, że jeśli pomoże choć jednej osobie, to warto było pisać.

 

Pewnego dnia obudziłam się byłam inną osobą. Osobą chorą. Wstałam o nietypowej dla siebie, porannej porze, targana przez mdłości. Tego dnia nic nie mogłam zjeść i czułam się bardzo słabo. W jelitach skręcało mnie i burczało jak w starej kanalizacji, miałam dreszcze na całym ciele, a serce waliło, jakbym dostała zastrzyk adrenaliny. Odtąd codziennie miałam taki radosny poranek. Przez resztę dnia cierpiałam na silny refluks. Pomimo kiepskiego samopoczucia, w tym samym tygodniu pojechałam na wakacje.

Tyle, że tam nie dotarłam. Po piętnastu minutach jazdy musiałam wysiąść z samochodu (w którym było mi coraz bardziej słabo i niedobrze), ledwo dotarłam do jakiejś ławki, dostałam mroczków przed oczami i dostałam hiperwentylacji. Ktoś zadzwonił po karetkę. Do tego czasu miałam okropny epizod tężyczki i ku mojemu zażenowaniu, załamania psychicznego. Miałam wrażenie, iż muszę być chora na jakąś neurologiczną chorobę, bo nie mogłam rozprostować rąk ani nóg. Cóż, ratownicy podali mi sterydy, uspokoili, że to pewnie nieżyt żołądka u "wrażliwej osoby", a na wszelki wypadek mam przebadać elektrolity.

Wróciłam do domu. Nie był to mój pierwszy przypadek zasłabnięcia. Zdarzało mi się to wcześniej, po długiej pracy w ogrodzie. Wtedy karetka przyjechała, a że parametry miałam w normie, dostałam opieprz, że wyraźnie nic mi nie jest i marnuję ich czas, a to pewnie zwykły atak paniki.

No, i zdarzyło się znowu dwa tygodnie później. Tym razem nie wzywałam nikogo, był to jakiś... atak, ale z pewnością wykraczający poza panikę. Przypominało to trochę lekki udar cieplny.

Ledwo dotrwałam do dnia następnego i od tego czasu choroba, czymkolwiek była, rozkręciła się na dobre.

Tak jak wcześniej miałam tylko refluks, tak teraz niczego nie mogłam przełknąć bez niestrawności. Nawet wody. Drobny spacer, zmiana pogody, temperatury, duszne pomieszczenia, wszystko wywoływało pogorszenie mojego stanu do stanu absurdu. Przynajmniej dla mnie. Bo byłam w 3 dekadzie życia i zawsze wcześniej emanowałam energią. Nagle wszystko się zmieniło z dnia na dzień. Gdyby ktoś próbował mi to opisać, że można się tak niepewnie czuć we własnym ciele, nigdy bym tej osoby nie zrozumiała. Rzeczy, które wcześniej było naturalne, bezproblemowe, stały się niewyobrażalnie trudne i nieznośne - dźwięki, ruch ludzi na ulicy, światło to było zdecydowanie za wiele.

Zaczęłam szukać odpowiedzi.

Ponieważ miałam spory problem z mobilnością, usiłowałam złapać lekarza przez internet.

Internista stwierdził po dwóch zdaniach, że to typowo psychiczne jest i kazał się zgłosić do psychologa. Co też zrobiłam przez Internet. Usłyszałam po minucie, że to najbardziej typowy na świecie atak paniki, że nie ma możliwości, żebym straciła kontrolę nad swoim ciałem, bo cały mechanizm ewolucyjny tak działa, że to niemożliwe, bym się przewróciła (co jest nieprawdą, bo właśnie ten mechanizm może być popsuty, a ja się raz z tego powodu przewróciłam na ulicy, tak że świetnie zadziałał...).

Mając objawy mieszanego IBS i zapalenia żołądka, zaczęłam szukać pomocy u gastrologa. Usłyszałam, iż widać po mnie problemy psychiczne i to stres wywołał we mnie te dolegliwości.

Jak mam się ich pozbyć, pytam.

Niech się pani pozbędzie stresu, odpowiada.

Nie było to łatwe, ale zrezygnowałam z większości klientów, zaczęłam medytować i ćwiczyć jogę, kiedy byłam w stanie. Tyle, że miesiące mijały, a mój stan się nie poprawiał. Schudłam prawie 10 kg. Byłam też bez pracy, moje finanse więc również podupadły. Zrobiłam prywatnie dużo badań - na tarczycę, USG, krwi, różne nietolerancje glutenu, no co tylko się dało.

Jesienią wróciłam do domu i poszłam do lekarki rodzinnej. Usłyszałam, iż mój stan to załamanie nerwowe musi być, bo to niemożliwe, aby tak wiele organów w ciele mi nie pracowało prawidłowo, a krew i taczyca w normie. To więc najpewniej psychosomatyczne jest. Tu, proszę, namiary na psychologa i znajomego psychiatrę.

Ten scenariusz ponawiał się 10 razy, tylu spośród odwiedzonych specjalistów, bez dodatkowych badań, "diagnozowało" u mnie "nerwicę".

W końcu któryś łaskawie zbadał mi puls (!) i okazało się, że mam dosyć mocną arytmię, tzw. dodatkowe skurcze komorowe. Nie one wywołały to wszystko, ale sam fakt, że dopiero n-ty lekarz wpadł na to, by zbadać mi puls na nadgarstku (a nie był to mój lekarz rodzinny) wiele mówi o tej sytuacji.

 

Diagnozę w końcu otrzymałam, ale wymagało to trafienia na kardiologa z doktoratem z tego problemu, a wcześniej robienia badań, pomimo wyśmiewania ich przez lekarzy.

Okazało się, iż mam rodzaj nowotworu, a on z kolei wywołał dysautonomię. O niej napiszę innym razem, bo mam wrażenie, że i tak nadużyłam Waszej cierpliwości ;)

 

Dodam tylko, że podobna historia przydarzyła się wielu osobom z dysautonomią (mogą ją wywołać różne rzeczy), mojej koleżance z amyloidozą, innej z chorobą Crohna, jeszcze innej z padaczką. Wszystkie były uważane za hipochondryczki, a badania i diagnoza przez to znacznie opóźnione.

 

Wiem, hipochondria to też przykry, prawdziwy problem dla osoby na nią cierpiącej. Pamiętajcie tylko, że są inne możliwości i jeżeli cierpicie na fizyczne objawy poza lękiem, nie przestawajcie szukać odpowiedzi.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×