Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tracę ochotę do życia


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, szczerze mówiąc dużo opowiadania, jednak znalazłam się na rozdrożu. Czuję się bezsilna. Męczy mnie udawanie że się "trzymam ok" i sztuczne uśmiechy . Od około 7 Msc jestem mężatka. Ponad miesiąc temu poronilam, co skutkowało potok nieszczęść. Mąż zostawił mnie bez wsparcia ponieważ gdy wyszłam ze szpitala nie trzezwial, odwiozlam go na odwyk bo chciał pomocy . Okazało się że ma sporo za uszami , o czym nie wiedziałam wcześniej. Moi rodzice jak go nie lubili, tak po tym "wybryku" jest jeszcze gorzej. Czekają aż "mąż" mój przyjedzie i chociaż mnie przeprosi.  Z drugiej strony mąż na terapii, zmienił się. Nie chce w ogóle przyjechać do mnie tłumaczy że nie i koniec . On oczekuje że ja pójdę za nim, że to ja przyjadę do niego. Czy powinnam tak zrobić?? Szczerze mówiąc czuje się jak byle "Coś". Coś czym można pomiatac. Przed rodzicami udaje że nie przejmuje się tym że mąż zamiast do mnie przyjechać pojechał do swojej mamy. A mąż nie rozumie mojego zachowania. 

Mam serdecznie dość. Jedyne co zrobiłam dla siebie to zrezygnowałam z pracy, gdzie w sumie trochę żałuję bo pieniądze z nieba same nie lecą a mąż teraz roboty nie ma. 

Dodam że gdy maz był na odwyku jeździłam na zajęcia jako wspoluzalezniona. Jednak strasznie mnie denerwowalo że to on jest biedny i trzeba koło niego latać i więcej nie pojechałam. A gdzie w tym wszystkim ja?? Mnie to nie dotyczy?? 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh nawet nie wiesz jak Cię rozumiem, pod tym względem ze tracisz ochotę do życia. Też się usmiecham, udaje że jest super ale w ogóle nie jest. Mam już dość tego wszystkiego, tego mojego życia. Czytałaś moj post wcześniej, ja też jestem na takim rozdrożu i nie wiem co mam robić. Z jednej strony bym pobiegła do chłopaka, przeprosiła żeby było dobrze bo mi na nim zależy. Z drugiej strony dlaczego to ja mam sie zawsze kajac skoro nie wszystko jest moja winą, oczywiście w większości moją ale nie wyłącznie moja. Do mnie chłopak się w ogóle nie odzywa, a ja mam wrażenie ze zaraz wybuchne, rozerwie mnie od środka :(

Edytowane przez Mysza_8

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak moja droga, czytałam Twój post. Tyle że Ty masz łatwiej bo masz drogę ucieczki. A ja mojemu slubowalam. Nie widziałam tego wcześniej, co się dzieje. Nikomu nie życzę takiego uczucia. Dookoła ludzie żyją, mają dzieci problemy razem. A ja się przejmuje za Wszystkich. Bo nikt inny nie martwi się o mnie. 

Nawet mąż kurcze rozumiem że był na terapii i w ogóle ma inne podejście. Ale mógłby przyjechać.... Dla mnie. Ale przez to jak on się zachowuje stwierdzam że jemu nie zależy aż tak na mnie.  I to boli... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj uwierz mi że pozornie mam łatwiej. Ja nie slubowalam chłopakowi chodź bardzo bym chciała. Ja w moim poprzednim poście nie napisałam wszystkiego bo to ma mniejsze znaczenie i nie o tym chciałam. Ja też jestem całkiem sama nie mam nikogo. Mame straciłam, babcie straciłam. Moja ciocia-siostra mojej mamy ma mnie w dupie. Mój ojciec i siostra probuja mnie jawnie zniszczyć, nie ukrywajac tego. Nie mam własnego mieszkania. Ja tez miałam/mam tylko jego i on doskonale wie jaka mam sytuację itd. To zamiast mnie wspierać to mówi ze nie będzie rozwiazywac moich problemów. Bo on ma wspaniałą rodzinę, znajomych, super prace. Jak przeczytasz moje posty chłopak nie chce ze mna spędzić majówki i też mam wrażenie teraz ze jemu nie zależy tak jak mnie. On sie śmieje, chodzi z uśmiechem a ja płacze. Bardzo mnie to boli, stad postanowiłam napisać tutaj bo muszę się wygadać, poradzić zeby nie zwariować

Edytowane przez Mysza_8

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc, nie wiem co gorsze. Wybór zawsze się ma. Chociaż tak jak mówię nie chciałabym być znowu w takiej sytuacji. U mnie rodzice są jeszcze bardziej negatywnie nastawieni niż przed ślubem. Zawsze uważali że jest nie swój. Boję się co będzie jutro za tydzień czy za rok. Czy będzie normalnie? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przynajmniej tu mogę się wygadac. Mąż zaproponował mi że przyjedzie po mnie i żebyśmy jechali i pogadali. Jednak jak się zgodziłam postawił warunek że to ja muszę dojechać do wyznaczonego przez niego miejsca. Powiem Wam że aż mnie zatkało. Jeszcze dobrze nie wyleczylam grypy a ten jeszcze stawia swoje warunki. Ale się we mnie złość gotuje. Wiem że nie powinnam z nim dyskutować bo może się zalamac znowu. Ale ludzie.... Jako mąż trochę szacunku dla mnie jako kobiety?? Dobrze myślę??. On ma samochód, ja muszę pożyczać od rodziców albo dojechać autobusem. 

Bo on się boi?? Co to za facet.... Naprawdę wierzyłam w niego, jednak wszystko idzie w przeciwnym kierunku.  Ja mam dość. Chyba sama muszę wyjechać odpocząć emocjonalnie od rodziców i męża. Obie strony siedzą mi na ramionach tyle że jak dwa diabły. Każde na swoją stronę. I co nie uczynię będzie źle. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czego on się boi? Spotkaliscie się finalnie? Jakiś krok już zrobił, bo sam zaproponowal spotkanie. Ja wiem że pewnie od razu sie ucieszylas jak dziecko a potem te warunki. Ani 1 strona ani druga nie powinna w związku stawiać warunków tak mi sie wydaje, powinno się dogadac i wypracować kompromis. Na pewno kiedyś będzie normalnie i będziemy szczęśliwie, ponieważ dla każdego gdzies czeka, tylko my musimy chyba dłużej poczekać ... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×