Skocz do zawartości
Nerwica.com

przeralam terapię, myslalam ze jestem gotowa - zaluje


aner

Rekomendowane odpowiedzi

Trafilam na terapię na zakręcie życiowym. Przerwałam prace , a tak na prawdę porzuciłam to co kochalam , żeby zajac sie niepełnosprawną córka . 7 miesięcy w szpitalu, morze przykrych slow , ciagla walka , ciągle patrzenie na czyjes tragedie i czekanie na swoja . Na swoj koniec. Nam się udali wyjść ze szpitala ale zosia wymaga 24 h opieki . W miedzy czasie zaczely wypływać problemy z rodzicami . Jestem dda . Mam nerwice ktora powrocila po przerwaniu terapii. Deprsje z której chyba wyszlam . Zaburzenia osobowości . Potrafię uslyszec kto dziś nie ma depresji i nerwicy ... Widzialam tyle śmierci bliskich i obcych osób . Czekalam na śmierć swojego dziecka ... Mialam traumatyczny poród ... Nie umiem rozmawiać z ludźmi o swoich problemach . Mowie ale nie czuje tego co mowie ... Maz wspomina o powrocie na terapię, ale ja nie mam na nia ani ochoty ani sily ... Sprawiała mi ogromny bol . A powrót oznaczal by dla mnie porażkę ... A ja mam dość przyjmowania porażek ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To wszystko o czym piszesz jest przerażające. Nie potrafię wyobrazić sobie ile Cię to wszystko kosztowało i jak powoli wyniszczało, przyciskając głowę coraz bardziej do ziemi.

Pierwsza moja myśl - wrócić na terapie. I całkowicie nie zgadzam się, że to byłaby Twoja porażka :nono: To danie sobie kolejnej szansy. Terapie nie mają być przyjemne, mają nas przeprowadzić przez niewypowiedziany ból pod okiem fachowca, żeby było bezpiecznie a następnie to zażegnać. Ty zdaje się przerwałaś będący już dosyć daleko w tym procesie.

 

Tak pomyślałam, że nazwałaś powrót na terapię porażką, ale czemu? Przecież ona nie była finalnie zakończona, tylko przerwana, więc naturalne jest, że nie przerobione jeszcze sprawy wracają plus bagaż, który zebrałaś. Nawet gdybyś po zakończonej wróciła, to też nie byłaby porażka. Są osoby (w tym ja również), które nie miały, nie mają bliskich, którzy wspierali, nie mają zasobów, to potrzebują pomocy i to normalne. Potrzebują te zasoby w sobie wykształcić.

Czy porażką nazwałabyś np. powrót do lekarza jakiejś specjalizacji (ginekolog, kardiolog, dentysta), bo nie wyzdrowiałaś? Absurd, prawda? POdupadamy na zdrowiu fizycznym i to normalne, ale nadal społęczeństwo nie radzi sobie z tym, że psychika też może podupadać wystawiana na takie doświadczenia a w dodatku będąc ukształtowaną w takich a nie innych warunkach.

Jesteśmy nieco wrażliwsi, ale przecież to nie znaczy, że gorsi. Nie ma w tym nic złego. Wróć na terapię i zadbaj o siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedz .. Jak milo przeczytać prawdę od kogoś inteligentnego . Świadomego , mam wrażenie , ze przerwałam terapię bo zaczęłam się wstydzić swojego terapeuty . Wiem , ze gdybym to przelamala to w relacjach codziennych tez byłoby mi prościej . Ciągle wynajduje nowe wymówki , żeby tam nie wrócić . Argument z powrotem do gin / lub innego lekarza trafil do mnie wyjątkowo. Daje sobie chwile ... Uczono mnie żeby nie robić nic wbrew sobie ... To proces wiem o tym . Staram się myśleć o tym jak o kolejnym etapie ... Po prostu czuje sie gorsza .... Bo urodzilam wcześniaka, bo mialam takich rodziców , w szkole ciągle mnie porównywali i gnębili ze bede taka jak moja rodzina , bo nie pracuje , i tak mogę wymieniać bez końca . Samoocena dno i trzy metry pod mułem, mam kochanego męża który wspiera mnie i jets ze mną , ale sam ma problemy i nie chce sobie pomoc ... Ja nie chce być obciążać go swoja osoba .. Jak zwykle postrzegam siebie jako problem ... Mam zrywy , ze jestem na szczycie i widzę czego dokonałam , przez co i z czego wyszlam ... Potem znów widzę jaka jestem beznadziejna ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za dobre słowo :)

 

Piszesz:

 

Po prostu czuje sie gorsza .... Bo urodzilam wcześniaka, bo mialam takich rodziców , w szkole ciągle mnie porównywali i gnębili ze bede taka jak moja rodzina , bo nie pracuje , i tak mogę wymieniać bez końca .

 

Moja terapeutka mi powiedziała ostatnio, kiedy ja jej powiedziałam, że tak na prawdę zawsze czułam, ze nie nadążałam nad tym jak być powinno, powiedziała, że może po prostu funkcjonuję w innym tempie, inaczej nie znaczy gorzej. To społeczeństwo od samej już szkoły narzuca nam normy a jak ktoś sie w nie nie wpisuje jest jakoś klasyfikowany. Ale to jest wielka krzywda jaką się robi dzieciom na samym starcie życia. Ja też w szkole byłam szykanowana, szkołę średnią robiłam długo po zawodowej, bo uznałam, że tylko do zawodowej się nadaje a do tego nie zdołałam zakończyć jej maturą, bo zjechałam psychicznie w tamtym czasie, więc odebrałam tylko świadectwo zakończenia. Teraz zaczynam przygotowywać się do matury, bo chcę iść w końcu na studia. Jest moim bardzo czułym punktem kwestia edukacji a w dodatku mój facet jest... niesamowicie inteligentny, ma wyższe wykształcenie a teraz jest w Szkole Administracji Publicznej i jego kariera zawodowa nie będzie na zasadzie siedzenia w okienku, zna perfekcyjnie angielski... na początku nie wierzyłam w ogóle, ze się mną zainteresuje. Teraz mnie wspiera w moich działaniach a i to nie wystarcza, żebym całkiem pozbyła się poczucia bycia człowiekiem gorszym... ale nie poddaję się, bo jest lepiej. Tak jak piszesz, to jest proces.

 

Co do nie robienia niczego wbrew sobie, to zgadzam się. Jednak jest różnica, kiedy przestajemy robić wbrew sobie coś, co nie jest dla nas korzystne a między tym, kiedy wychodzimy poza swoją strefę komfortu, żeby się rozwijać, pokonywać swoje słabości, swoje demony, co może do przyjemnych nie należy ale na dłuższą metę stanie się dla nas wartością dodaną i wzmocnić nas bardzo.

Oczywiście, że pewnie przerwałaś, bo włączyły się silne mechanizmy obronne, które skutecznie Cię przekonały, że to dobra decyzja. Im są silniejszy, tym bardziej nie nalezy z nimi negocjować, tylko wstać i iść, wykonać czynność. Tak jak z treningiem - jak jestem odporna na ćwiczenia ... straszliwie... nie dyskutuję z argumentami, tylko biorę rzeczy i idę. Też zdarzało mi się parę zajęć odwołać, ale wiem, ze to jest też związane z tym, co kiedyś na zajęciach W-Fu w szkole doświadczałam od rówieśników, bo dlaczego szykany miałyby ominąć salę gimnastyczną? A bałam się wykonywać przewrotów na przykład. Byłam dosyć lękliwym dzieckiem. Ale wiem co to jest i idę, bo jak się nie przekonam, że normalnie jest inaczej, to nie przestanę się bać.

 

Mąż - nie jest dobrze, żeby partnerzy byli dla siebie terapeutami. To nie jest korzystne dla związku. Trzeba oddzielić wsparcie od wchodzenia w rolę terapeuty. A może Twój mąż też pójdzie po pomoc, jeśli pójdziesz Ty, kiedy zobaczy, ze walczysz, że się zmieniasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aner, podpisuję się pod tym, co już zostało napisane. Przerwałaś terapię i nic dziwnego, że odczuwasz tego skutki i istnieje potrzeba powrotu na terapię. To nie jest żadna porażka i nie patrz na tę sytuację w takich kategoriach. Zauważ, że jesteś dodatkowo obciążona bardzo trudnymi doświadczeniami, jak chociażby choroba Twojego dziecka. Twoją sytuację można byłoby porównać do przerwania leczenia jakiejś choroby somatycznej, np. grypy. Załóżmy, że wzięłaś lek przez trzy dni, siedziałaś na zwolnieniu lekarskim trzy dni (choć w L4 był tydzień i leki wypisane na tydzień). Idziesz niedoleczona do pracy po trzech dniach i choroba wraca ze zdwojoną siłą, ponieważ nie wykurowałaś się do końca. Podobna sytuacja jest z Twoją terapią. Byłaś w procesie, nastąpiły jakieś pozytywne zmiany, ale terapia nie została dokończona i teraz problemy wracają, bo do tego doszły inne trudne dla Ciebie sytuacje. Pozwól sobie pomóc, przestań być dla siebie tak bardzo krytyczna i wróć na terapię. Mam nadzieję, że systematyczna praca psychoterapeutyczna pozwoli Ci się wzmocnić. Pozdrawiam i powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trafilam na terapię na zakręcie życiowym. Przerwałam prace , a tak na prawdę porzuciłam to co kochalam , żeby zajac sie niepełnosprawną córka . 7 miesięcy w szpitalu, morze przykrych slow , ciagla walka , ciągle patrzenie na czyjes tragedie i czekanie na swoja . Na swoj koniec. Nam się udali wyjść ze szpitala ale zosia wymaga 24 h opieki . W miedzy czasie zaczely wypływać problemy z rodzicami . Jestem dda . Mam nerwice ktora powrocila po przerwaniu terapii. Deprsje z której chyba wyszlam . Zaburzenia osobowości . Potrafię uslyszec kto dziś nie ma depresji i nerwicy ... Widzialam tyle śmierci bliskich i obcych osób . Czekalam na śmierć swojego dziecka ... Mialam traumatyczny poród ... Nie umiem rozmawiać z ludźmi o swoich problemach . Mowie ale nie czuje tego co mowie ... Maz wspomina o powrocie na terapię, ale ja nie mam na nia ani ochoty ani sily ... Sprawiała mi ogromny bol . A powrót oznaczal by dla mnie porażkę ... A ja mam dość przyjmowania porażek ...
tez miałam ciezki porod i sie napatrzyłam na ogromne tragedie małych dzieci/noworodkow i ich rodziców. Sama pracuje z dziecmi z problemami zdrowotnymi i czesto sie zastanawiam skad ludzie maja taki ogrom siły...Kazdy w takich chwilach przechodzi nerwice, depresje, miewa załamania. Ja mam kontakt z mama dziewczynki, ktora nie widzi, nie słyszy, nie chodzi. Miała 20 operacji, teraz aktualnie w mozgu zachodza zmiany na plus. Widac to na rezonansie, trzeba wierzyc ze sytuacja sie poprawi, rehabilitowac dziecko, zapisac sie do fundacji, wrocic na terapie i przede wszystkim wierz w swoje dziecko, pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nadal nie doralam komputera ...

Problemy z córeczka jakkolwiek by to nie brzmiało nie sa moim największym problemem . Oswoiłam sie z jej choroba , nie pogodzę sie nigdy i nie oczekuje już od siebie tego. . . Bardziej borykam sie z przeszłością i otoczka tego co dzieje się od 4 lat ... Przez moje doświadczenia , mialam utrudnioną prace , ciężko bylo mi się zdystansować do moich pacjentów ( pracowalam w szpitalu)...

Dziekuje za wsprcie ☺ bede tutaj zaglądać . Już dawno myślałam o przyłączeniu do takiej grupy / forum ☺ pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wracam , telefon wykonany ☺

Co do mojego meza, on nie chce sobie dać pomoc i nie chodzi tu o moja pomoc . Tylko pomoc psychologa,psychoterapeuty miliard wymówek ... Troche myśli ze jak ja chodze to problem zniknie ... Eh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wracam , telefon wykonany ☺

 

Gratuluję ;) Cieszę się. Martwiłam się o Ciebie.

A mąż... no cóż... jest szansa, że zobaczy Twoje postępy i pójdzie po rozum do głowy albo... zupełnie odwrotnie - uzna, że wszystko "przez" terapię, bo pojawią się zapewne różnice w podejściu do różnych rzeczy... ale nie martw się na zapas... Już byś musiała wybitnie powtórzyć schemat a skro tutaj jesteś i pomocy szukasz masz w sobie coś samoświadomości. :)

 

Trzymam kciuki :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tu właśnie można sobie uzmysłowić niesprawiedliwość losów ludzkich i osobowości. Jesteśmy niby jednym gatunkiem zwierzęcia, a z jakże różnym bagażem doświadczeń i... i w ogóle. Prawdę mówiąc, aner, jesteś bardzo silna, chciałbym mieć takie samozaparcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dorwałam wreszcie komputer , wybaczcie ... chciałabym się zaangażować bardziej w rozmowę , ale niestety nasz dom to istny armagedon ciągle coś do roboty , kiedy przychodzi wieczór padam spać ( muszę funkcjonować ,bo moja córka w sensie bardzo dosłownym nie przeżyje jeżeli nią się nie zaopiekuje kiedy nie ma męża w domu ) . Labraks dziękuje , ale czy sądzisz ze nie mam kotła w głowie ? mój mechanizm obronny działa silnie , niby mi lepiej ze świadomością że tam idę ale zaraz włącza się miliard argumentów żeby tego nie robić , pójdę bo wstyd mi odwołać wizytę ( kolejny powód żeby tam wrócić ) ;) To mój mąż pomógł podjąć mi decyzję ,wyłapał mnie w najlepszym momencie , użył argumentów których nie obalę ... zna mnie już bardzo dobrze i wie ze mimo ze nie potrafię kłamać to w krytycznych momentach jestem w stanie być tak przekonująca ze oszukam sama siebie , nauczył sie to odróżniać . On w ogole dużo rozumie , wpiera mnie , dlatego tak cieżko mi patrzeć jak się meczy ( miewam chwile kiedy obwiniam się o jego problemy ) . Troche leczy sie mna , mysli ze po omacku tymi szczepkami informacji które mu podaje po terapii sobie pomorze , staram sie mu tlumaczyc ze kazdy z nas jest inny i to nie jest takie proste , ze gdyby samooleczenie miało sen to wiadomo . Ja mam motywacje do chodzenia na terapie , nerwica która niszczy moje ciało , bóle , strach , panika, chwiejność emocjonalna ... nie chce do tego wracac ... nei wiem co gorsze , meczyc sie ze soba czy meczyc sie na terapii ...

co do samoświadomości ... lubie ją a jednoszcześnie tak zazdroszczę ludziom nieświadomym , chcialabym byc zwykla prosta , nie przejmująca się tak światem i nei tak wrażliwa ( o ironio bywam tak oschła w kontaktach ze nie chcialabym siebei poznac ) ... Od kiedy tu jestem mam lepszy czas ...

Pozdrawiam Was i dziękuje :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście że mętlik... Dylematy chyba typowe dla osób terapeutyzujących się. Sam chodzę od niedawna, ale mam poczucie, że kluczowe jest przetrwanie dołków z terapią związanych. Sceptycyzmu co do samego zjawiska psychoterapii nie można chyba się wyzbyć całkowicie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×