Dorwałam wreszcie komputer , wybaczcie ... chciałabym się zaangażować bardziej w rozmowę , ale niestety nasz dom to istny armagedon ciągle coś do roboty , kiedy przychodzi wieczór padam spać ( muszę funkcjonować ,bo moja córka w sensie bardzo dosłownym nie przeżyje jeżeli nią się nie zaopiekuje kiedy nie ma męża w domu ) . Labraks dziękuje , ale czy sądzisz ze nie mam kotła w głowie ? mój mechanizm obronny działa silnie , niby mi lepiej ze świadomością że tam idę ale zaraz włącza się miliard argumentów żeby tego nie robić , pójdę bo wstyd mi odwołać wizytę ( kolejny powód żeby tam wrócić ) To mój mąż pomógł podjąć mi decyzję ,wyłapał mnie w najlepszym momencie , użył argumentów których nie obalę ... zna mnie już bardzo dobrze i wie ze mimo ze nie potrafię kłamać to w krytycznych momentach jestem w stanie być tak przekonująca ze oszukam sama siebie , nauczył sie to odróżniać . On w ogole dużo rozumie , wpiera mnie , dlatego tak cieżko mi patrzeć jak się meczy ( miewam chwile kiedy obwiniam się o jego problemy ) . Troche leczy sie mna , mysli ze po omacku tymi szczepkami informacji które mu podaje po terapii sobie pomorze , staram sie mu tlumaczyc ze kazdy z nas jest inny i to nie jest takie proste , ze gdyby samooleczenie miało sen to wiadomo . Ja mam motywacje do chodzenia na terapie , nerwica która niszczy moje ciało , bóle , strach , panika, chwiejność emocjonalna ... nie chce do tego wracac ... nei wiem co gorsze , meczyc sie ze soba czy meczyc sie na terapii ...
co do samoświadomości ... lubie ją a jednoszcześnie tak zazdroszczę ludziom nieświadomym , chcialabym byc zwykla prosta , nie przejmująca się tak światem i nei tak wrażliwa ( o ironio bywam tak oschła w kontaktach ze nie chcialabym siebei poznac ) ... Od kiedy tu jestem mam lepszy czas ...
Pozdrawiam Was i dziękuje :)