Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy mam SCHIZOFRENIĘ (F20)?


take

Czy myślisz, że jestem schizofrenikiem?  

24 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy myślisz, że jestem schizofrenikiem?

    • Zdecydowanie tak
      3
    • Raczej tak
      4
    • Raczej nie (np. masz tylko schizotypię, natręctwa, zespół Aspergera)
      6
    • Zdecydowanie nie (np. masz tylko schizotypię, natręctwa, zespół Aspergera)
      11


Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli piszesz, że nie masz potrzeby socjalizacji i że nie przejmujesz się normalną komunikacją z ludźmi, to raczej jest to Twój wybór, a nie upośledzenie. Na podstawie tego co piszesz, mogę stwierdzić, że jesteś inteligentnym człowiekiem i jesteś zdolny do refleksji na swój temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inaczej odczuwam. Jestem nienormalny. To jest ewidentne, gdy dokona się obserwacji mojego zachowania i treści myślenia. To, że ktoś nie odczuwa jakiejś potrzeby, to nie jest jego wybór (tak samo jak to, że może doznać bólu, nie jest jego wyborem). Moja inteligencja zwodzi straszliwie. Mam talent do rozmyślań niczym filozof, nie do "pieniężenia" (jak np. znakomity artysta) czy bogatego życia wewnętrznego jak zakonnicy.

 

Jestem bardzo nędznym człowiekiem na tle innych. Inni potrafią dużo cierpieć i sprawnie funkcjonować (np. jako rodzice, lekarze, żołnierze, informatycy). Do zakonu czy na księdza się nie ewidentnie nie nadaję. Widzę coś pięknego w całkowitym celibacie i całkowitej abstynencji seksualnej, które to mogą być moim powołaniem (ze względu na swoje cechy nie widzę u siebie zdolności do bycia rodzicem). Widzę u siebie pokaźną ukrytą niepełnosprawność, na której pozbycie się nie widzę szans. Może tego, że będę kiedyś miał pracę, to nie wyklucza, ale małżeństwo zdaje się być nieosiągalne przy takiej kondycji psychicznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że osoby piszące w tym wątku mogą nie rozumieć, jak "gruba" jest moja niepełnosprawność. "Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania". Bardzo krzywdzące wydaje mi się stwierdzenie, że to mój wybór! Na dodatek może ono powodować nawroty czy nasilenie udręk duchowych czy skrupułów. Jestem "straszny gamoń", to fakt, no cóż. I z tego względu nie nadaję się do małżeństwa. Małżeństwo nie wygląda na powołanie dla osób takich jak ja, na drogę dla osób takich jak ja. Mógłbym z dzieci i żony zrobić jakichś "zwichniętych fanatyków", którzy też mogliby popaść w wielkie rozterki, straszliwy zamęt wewnętrzny itp. Poza tym zachowuję się jak "upośledzony" (moja historia życia potwierdza, że nim de facto jestem, a nie np. "głupiego udaję").

 

Celibat jest czymś pięknym, i wygląda on na powołanie nie tylko osób konsekrowanych czy duchownych, ale i takich biednych dzieci jak ja. Autyści, schizofrenicy, osoby z lekką niepełnosprawnością intelektualną mogą zakładać rodziny, ale taki ktoś jak ja jako małżonek czy rodzic to wygląda na przesadę - za bardzo ułomny psychicznie, ma ciągłą, oddziecięcą niepełnosprawność. Oznaczało by to, że nie widzę dla siebie innej drogi jak bezżenność, bezpotomność, nietknięcie seksualne, czystość, umartwienie płciowości. Tak jak ksiądz czy zakonnica, chociaż, skoro ze względu na ogólne upośledzenie psychiczne nie nadaję się na męża, to i tym bardziej nie nadaję się na kapłana czy zakonnika.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że osoby piszące w tym wątku mogą nie rozumieć, jak "gruba" jest moja niepełnosprawność. "Nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania". Bardzo krzywdzące wydaje mi się stwierdzenie, że to mój wybór! Na dodatek może ono powodować nawroty czy nasilenie udręk duchowych czy skrupułów.

 

Zdaję sobie sprawę. Miałam tylko na myśli, że jeśli piszesz "nie odczuwam potrzeby socjalizacji", to czy stwierdzenie tego nie umożliwia nad tym refleksji? Piszesz, że nie odczuwasz, ale z Twoich wpisów przebija cierpienie, więc chyba odczuwasz ból. Czasem też od odczuwania/nieodczuwania można się odrobinę (nie za wiele) zdystansować i zrobić coś na mocy dostrzeżenia intelektualnego pewnej konieczności. Mam tu na myśli potrzebę kontaktu z ludźmi. Nie odczuwasz jej emocjonalnie, ale rozum mówi, że człowiek jest istotą społeczną i nie może być zupełnie sam. Bo sobie nie poradzi sam ze swoimi problemami.

Nie jest to Twój świadomy wybór, że nie jesteś przystosowany, co więcej, nawet jakbyś chciał to na siłę zmienić, to pewnie by się to nie udało, bo brak Ci pewnych zdolności. Jednak skoro piszesz na forum, to chyba wyraża to jakąś potrzebę kontaktu z ludźmi i proponuję Ci mały krok w tym kierunku - więcej ustosunkowania się do tego, co inni Ci odpisują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, co robić w swojej sytuacji. Myślę, że moją kondycję trzeba uznać ewidentnym kalectwem na podstawie tego, co było. Całkowita abstynencja od intymności płciowej i bezmałżeństwo wyglądają mi na jedyną słuszną drogę dla mnie, co oznacza, że nie na miejscu jest w moim przypadku szukanie żony, zakładanie rodziny, bo z natury się nie nadaję do tych rzeczy. Brak małżeństwa zdaje się kojarzyć głównie z osobami konsekrowanymi i duchownymi, ale mogą być też tacy, co nie nadają się do małżeństwa przez niepełnosprawności. Takie osoby nie nadają się do "pracy" związanej z założeniem rodziny.

 

Ostatnio czytałem teksty "przejmujące mnie" "jakby nieopisaną trwogą". Można dzięki "srogiej nauce" szybko dokonać wyraźnych postępów duchowych, chociaż "trwoga" jest dla mojej psychiki "STRASZNA". Dzięki tym "bolesnym" przeżyciom dużo się nauczyłem o celibacie i rodzinie. Celibat i małżeństwo okazują się być wówczas "całkiem podobne do siebie", gdy odrzuci się lust. Celibat jest wyższy od małżeństwa, ale są różne rodzaje celibatu.

 

Celibat kogoś takiego jak ja - nieodpowiedzialnego, upośledzonego, chorego umysłowo, żyjącego w luksusach jest mniejszym poświęceniem niż jakiekolwiek odpowiednie małżeństwo. Ale reguła dogmatyczna jest taka, że celibat jest lepszy i wyższy od małżeństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początek prośba - BŁAGAM NIECH KTOŚ MI POMOŻE, naświetli sytuację bo nie wiem co robić.

 

A więc po krótce; od 11 lat zażywałam leki na - zaburzenia obsesyjno kompulsywne, - CHAD, a później moja Pani Doktor i inni lekarze sami zgłupieli, tj mieli problem z diagnozą; były nawet podejrzenia co do wyładowań padaczkowych bez drgawek < nie wiem jak to się medycznie nazywa>

Brałam leki z grupy ssri, snri neuroleptyki i stabilizatory.

Czy te wszystkie leki pomagały? Z pewnością byłam na nich spokojniejsza.

 

Od około 6ściu miesięcy odstawiłam wszystkie leki bo zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem fizycznym i zaczęłam podejrzewać, że być może to następstwa tych leków psychotropowych.

Odstawiłam więc < w ciągu ostatnich 6msc> pernazynę oraz wenlafaksynę.

 

Kiedy odstawiłam pernazynę < bo odstawiałam ją pierwszą > zaczęło się już robić "gorzej".

Teraz natomiast mija 14sty dzień bez niczego < odstawiłam drugi lek wenlafaksynę> i jest STRASZNIE.

Nie mówię już o objawach odstawiennych wenlafaksyny bo to jest koszmar ALE chodzi mi raczej o to co dzieje się we mnie, w środku.

 

Wróciło porażające uczucie, że jestem podsłuchiwana i nagrywana, od kilku dni czuję obecność zmarłych i jestem zmuszona by z nimi rozmawiać bo nie dają mi spokoju. Słyszę ludzkie rozmowy, zwłaszcza w nocy co powoduje, że krzątam się po pokoju i nasłuchuję. Strach, który mi przy tym towarzyszy jest OGROMNY.

Zaczynam znów zatapiać się w moim świecie i balansowaniu na granicy jawy i snu.

Nie potrafię kontrolować agresji, nie umiem "dyskutować".

Moje zachowanie jest dziecinne bo nie posiadam żadnej zdolności artykułowania.

Zbyt mocno pogrążona jestem myślami i tym co dzieje się wewnątrz mnie.

Nie chcę rozmawiać z ludźmi, nawet z narzeczonym bo wiem, że nie zrozumieją tego co się ze mną dzieje.

Czuję się paskudnie.

I zaczynam mieć bardzo nieprzyjemne wrażenie, że ktoś sieję intrygę przeciwko mnie, że być może najbliżsi wciąż mnie trują, podsypują coś do moich posiłków.

Być może chcą żebym stąd odeszła.

Nie wiem co mi jest.

Wszystko mnie irytuje bo wszystko jest tak głupie dookoła.

Ludzie są głupcami.

Nic nie wiedzą.

To silniejsze ode mnie, przepraszam.

Mam straszne myśli, które potęgują się przez kontakty z energiami które do mnie przychodzą.

Czy ja zgłupiałam?

Czy to możliwe, że byłam źle diagnozowana przez tyle lat?

Proszę mi pomóc, być może nakierować co powinnam robić?

< a może to efekty odstawienia wenlafaksyny???>

Jestem bardzo bezradna bo wszyscy na około uważają, że to co się ze mną dzieje to błachostka, nikt nie reaguje!

Boję się, że to intryga.

Nie mam pieniędzy bo nie jestem w stanie podjąć pracy przez zupełny brak kontroli nad swoim umysłem.

Pomóżcie mi.

Czy to mogą być zaburzenia schizofreniczne?

Ta niemoc przebicia się do rzeczywistości?

I inne objawy?

Co mam robić?

Nie szykanujcie mnie błagam za ten post bo wiem, że wszędzie przeszkadzam < wiem, że dostrzegacie moją obrzydłą energię >.

Ja tylko proszę od odpowiedź.

Dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MiszkaJustine, Myślę, że powinnaś opowiedzieć lekarzowi to, co się z Tobą dzieje podczas odstawiania leków. Nie bagatelizowałabym tego rodzaju objawów, skoro czujesz się tak, jak opisałaś wyżej. W ogóle nie odstawiałabym leków na własną rękę.

 

Moniko, więc myślisz, że powinnam udać się do lekarza?

Czy może przeczekać ten stan? < tak jak mówią mi moi bliscy>

Moi bliscy nie chcą bym znowu wróciła do leków, myślą, że to przejściowe.

Oni nic nie wiedzą choć mówię im o swoich objawach.

Boję się bo zaczynam zapominać jaka byłam wcześniej.

Z dnia na dzień robię się coraz bardziej nieporadna i "inna".

Nie odzywam się już do nikogo oprócz mamy bo boję się, że zakwalifikują mnie jako wariatkę i wtedy wszystko znów upadnie.

To mnie boli, poza tym nie umiem nad tym wszystkim zapanować.

Tak jakby świat, którego nie widać pochłonął mnie całkowicie.

Te głosy, wizje i postrzeganie rzeczywistości, która jest dla mnie jak sen.

Okropne sny, zwłaszcza z udziałem mojego partnera, który w snach objawia mi się jak ten zły.

Jestem przekonana, że on sieje to całe zło.

Wszyscy go wielbią ale moje sny mówią inaczej.

To zły człowiek, który kiedyś ujawni swoje zło.

I wiem to tylko ja bo mówią mi to moje sny.

 

Moniko, odstawiłam leki sama. I tak, widzę, że to był ogromny błąd.

Nie wiedziałam, że będzie bez nich tak ponuro i nieprawdziwie.

 

Napisałaś; objawy niepokojące. Czyli?

Na co Twoim zdaniem one wskazują.

Pisz, jestem przygotowana na najgorsze, przeżyję wszystko.

Napisz mi bo ja potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie, wesprze i pomoże wykonać jakikolwiek krok ku poprawie.

 

ps; chciałam dodać, że z góry przepraszam za moją upierdliwość ale bardzo zależy mi na pomocy, na razie tutaj by mieć punkt wyjściowy do dalszych działań.

Poza tym, Moniko, widzę, że jesteś Moderatorką więc wierzę w Twoje kompetencje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogę mieć "przeświadczenie", że jestem wybrańcem Najwyższego, kimś doznającym objawień (np. w kwestii tego, że ktoś będzie potępiony), co wiąże się z "magicznymi" natręctwami (w które nie wierzę). Jest we mnie MNÓSTWO niepokoju religijnego. Od kilkunastu miesięcy doznaję bardzo tajemniczych koincydencji. I myśli, że wiele rzeczy dzieje się tak, abym dostrzegł koincydencję.

 

Dostrzegania koincydencji nie uważam za urojenia, chociaż sprawy związane z koincydencjami bywają bardzo zajmujące. Skąd się biorą te zjawiska? Dlaczego występują? 7.10.2014 miałem mieć wizytę u psychiatry, przełożono ją na 21.10.2014 (pomiędzy tymi datami, 14.10.2014, miałem bardzo koincydentny dzień). Następna wizyta była 27.1.2015. Kolejna była 28.4.2015, i na niej otrzymałem na jednej kartce trzy diagnozy psychiatryczne: F84.5 (zespół Aspergera), F42.2 (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, mieszane), F21 (zaburzenie schizotypowe). Następna wizyta była 21.7.2015. Ostatnia wizyta umówiona u tej osoby była 8.12.2015. Koincydencje zaczęły się u mnie w drugiej połowie września 2014 roku. Coś bardzo koincydentnego zdarzyło się też osiemnastego dnia dwunastego miesiąca piętnastego roku dwudziestego pierwszego wieku (liczby: 18, 12, 15, 21), był to piątek, a to, co przyniosło koincydencję, wydarzyło się między 17 a 18. Te cztery liczby mają związek z 3, 6, 9 (odpowiednio uporządkowane dają ciąg geometryczny, w którym 21 jest siódmym wyrazem) (te trzy liczby skojarzyły mi się z innym piątkiem w czwartej dekadzie 2015 roku, z czymś, co też miało miejsce między 17 i 18).

 

Zobaczmy na numery w diagnozach psychiatrycznych z 28.4.2015: 84.5, 42.2, 21.

Zsumujmy cyfry przed i po kropce: (8+4+4+2+2+1).(5+2) = (12+6+3).(7) = 21.7

Data następnej wizyty ustalonej 28.4.2015 to dwudziesty pierwszy lipca (21.7) tego samego roku!

Data wcześniejszej wizyty w stosunku do wizyty z 28.4.2015: 27.1.2015. Dwudziesty siódmy stycznia (27.1). Te same cyfry, co w 21.7! Sumy liczb 27 i 1 i liczb 21 i 7 są równe i wynoszą 28.

Ciekawa jest też historia wizyty październikowej (2014 r.)... Miała być siódmego, a była dwudziestego pierwszego... Znowu 21 i 7!

Liczby sprzed kropek z diagnoz z 28.4.2015 tworzą ciąg geometryczny (84, 42, 21), a suma tych liczb wynosi 147, czyli 21*7!

Sumy cyfr liczb: 21, 42, 84 (3, 6, 12) także tworzą ciąg geometryczny. Suma wyrazów wynosi 21, a średnia tych trzech liczb wynosi 7.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojej mentalności schizofrenicy i autyści to normalni ludzie, dopiero ja jestem świrem (jeżeli stosujemy podział dwustopniowy: "normalny" i świr). Można być chorym umysłowo czy mieć poważne zaburzenia rozwoju, ale nie mieć kociarni we łbie. Na świra trzeba być "naprawdę nienormalnym", także na tle takich osób jak schizofrenicy czy osoby z całościowymi zaburzeniami rozwoju.

 

Moja mentalność raczej w schizofreniku widziałaby więcej złego niż w Aspim. Ja to w ogóle jestem jak "małe bebe", z mentalnością beztroską, mającą troski "w głębokim poważaniu". "Nie zna odpowiedzialności" moja natura. Może też myśleć, że jestem "najnormalniejszym człowiekiem na świecie". Jestem "dno i wodorosty". Myślę, że schizofrenicy cierpią więcej niż ja. Kogoś takiego jak ja może nigdy nie być, czyli przypadłoby mi bycie "nędznym, żałosnym oryginałem".

 

Na świra "proszków" raczej nie ma. Trzeba zaakceptować jego nienormalność. Podobnie jest w przypadku Aspich, którzy mogą być bardzo dyskryminowani ze względu na swoją odmienność od małego. Moja kondycja wyraźnie różni się od tradycyjnej aspijskości. To, co mają zwykli Aspi, jest szablonowe. U mnie jest coś, co ani zwykłej schizofrenii, ani zwykłej aspijskości nie przypomina za bardzo. Moja mentalność "żyje we własnym świecie", nie obchodzi jej dostosowywanie się do społeczeństwa, jest "patologicznie nonkonformistyczna". Zdaje się być "bardzo hedonistyczna" - brak bólu to dla niej podstawa, nie obchodzi ją bycie kochanym przez inne osoby, dla niej jakieś dziecięce zabawy (np. pośmianie się z czegoś głupiego) może być ważniejsze niż więź emocjonalna z inną osobą (której moja schizoautystyczna natura może sobie nawet nie wyobrażać za bardzo).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś dostałem skierowanie na obserwację do szpitala psychiatrycznego z podejrzeniem schizofrenii, na jakiejś karcie psychiatra coś napisał o F20.0 (schizofrenia paranoidalna) - ale może to było tylko rozpoznanie wstępne czy podejrzenie. Leżeć w szpitalu bym nie chciał, ale ze mną jest naprawdę źle. Stanąłem w miejscu, jeśli chodzi o kwestię edukacji. Boję się powiedzieć rodzinie o skierowaniu do szpitala psychiatrycznego. Ale może po tej obserwacji coś zmieni się na lepsze. W domu "niezbyt konstruktywne" rzeczy robię. Mógłbym spędzić z tydzień w szpitalu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentalność może pomyśleć, że "trzeba być samemu zaburzonym, aby nie widzieć we mnie schizola patrząc na to, co wypisuję".

 

Moja mentalność rozróżnia między schizolem a tylko schizofrenikiem. Schizol to "biedne, upośledzone dziecko", a schizofrenik może łatwo zdrowieć po lekach. Schizol żyje w świecie "na spój sposób" i ma "beztroską naturę", wulgarnie mówiąc ma normalność i dostosowywanie się do innych w "d****", jego kondycja ma charakter przewlekły, zaś schizofrenik może mieć rodzinę, pracę, "standardową" mentalność, normalne dzieciństwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że dziś uda mi się pójść do psychiatry. To, co się u mnie dzieje, to "katastrofa". Mogę mieć myśli, że jestem kimś wybitnie wyjątkowym, że mam dziejową misję. Tego rodzaju myśli mogą pochłaniać człowieka. Mentalność od małego nie była zainteresowana dostosowaniem się do rzeczywistości, do społeczeństwa. Jak grozi ból, to nie myśli się zbytnio o potrzebach interpersonalnych? A schizofrenicy dla mojej mentalności wcale na takich wyjątkowych nie wyglądają. Mentalność ma też i "nastawienie wielkościowe". Leków się boję. Mentalność "obwinia" religie i środowisko za tak niski poziom funkcjonowania. Mentalność "chce się awanturować z dogmatami", nie chce cierpienia dla kogokolwiek. Zamiast napisać pracę magisterską czy mieć jakąś banalną pracę, "rozsypałem się". Przeraża mnie to, co może stać się z człowiekiem. Mimo tego moja jakość życia jest "względnie znakomita". Kazać takiej osobie jak ja być "normalnym" to błąd, niech ma "specjalny program życia", a niech się jej otoczenie nie martwi tym, że jest ona inna (czemu oczywiście nie można zaprzeczyć). Mój przypadek "dobrze do żadnej konkretnej jednostki nie pasuje". Nie jestem jakimś szablonowym autystą czy szablonowym schizofrenikiem, co może stanowić dodatkową trudność. Dziedziny, w których jestem lepszy, nie mają przełożenia na ziemskich przyjaciół, zakładanie rodziny, pracę i zarobki. Moja mentalność ma "straszny "talent" do myślicielstwa". "Nie potrafi zrobić czegoś konkretnego, tylko filozofuje".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zobaczmy na numery w diagnozach psychiatrycznych z 28.4.2015: 84.5, 42.2, 21.

Zsumujmy cyfry przed i po kropce: (8+4+4+2+2+1).(5+2) = (12+6+3).(7) = 21.7

Data następnej wizyty ustalonej 28.4.2015 to dwudziesty pierwszy lipca (21.7) tego samego roku!

Data wcześniejszej wizyty w stosunku do wizyty z 28.4.2015: 27.1.2015. Dwudziesty siódmy stycznia (27.1). Te same cyfry, co w 21.7! Sumy liczb 27 i 1 i liczb 21 i 7 są równe i wynoszą 28.

Ciekawa jest też historia wizyty październikowej (2014 r.)... Miała być siódmego, a była dwudziestego pierwszego... Znowu 21 i 7!

Liczby sprzed kropek z diagnoz z 28.4.2015 tworzą ciąg geometryczny (84, 42, 21), a suma tych liczb wynosi 147, czyli 21*7!

Sumy cyfr liczb: 21, 42, 84 (3, 6, 12) także tworzą ciąg geometryczny. Suma wyrazów wynosi 21, a średnia tych trzech liczb wynosi 7.

Coś jeszcze na ten temat:

 

Liczby 21, 42, 84 tworzą ciąg geometryczny.

Postawmy kolejno pierwsze cyfry tych kolejnych liczb: 2, 4, 8. Też tworzą one ciąg geometryczny, a ich suma wynosi 14.

Postawmy kolejno drugie cyfry tych kolejnych liczb: 1, 2, 4. Znowu tworzą one ciąg geometryczny, a suma tych cyfr wynosi 7!

Postawmy obok siebie liczby 14 i 7. 14 7. 147. Otrzymujemy 147.

Zsumujmy 21, 42, 84... Otrzymujemy... 147, czyli 21*7!

21 = 3*7 = 21*2^0 = 21*1 = 21

42 = 6*7 = 21*2^1 = 21*2 = 42

84 = 12*7 = 21*2^2 = 21*4 = 84

 

To jeszcze nie wszystko. W zwartej dekadzie 2015 roku miałem koincydencję związaną z Nikolą Teslą. Cytat z komentarzy na blogu pewnej Aspijki (http://kociswiatasd.blox.pl/2016/01/DOBRZE-BYC-SOBA.html): Tesla był megaświrem i w obecnych czasach dostałby diagnozę jeśli nie ZA, to już na pewno OCD :) Pewnego piątkowego wieczoru, między 17 a 18, usłyszałem w pewnym programie, w którym było o Tesli, o liczbach 3, 6, 9. Zaś 18.12.2015 (w inny piątek, na tym samym kanale, też między 17 a 18) przez ten sam program (tym razem nie był o Tesli) doświadczyłem zastanawiających koincydencji. Dwudziesty pierwszy wiek, piętnasty rok w tym wieku, dwunasty miesiąc w tym roku i osiemnasty dzień w tym miesiącu. 21, 15, 12, 18. Te cztery liczny, odpowiednio uporządkowane, tworzą... dalszą część ciągu arytmetycznego tworzonego przez liczby 3, 6, 9 (potem 12, 15, 18, 21)! A dwadzieścia jeden stanowi siódmy wyraz tego ciągu!

 

Ja dzięki diagnozom zespołu Aspergera i mieszanych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (schizotypia też była potrzebna) doświadczyłem tej koincydencji o Nikoli Tesli... Ciąg koincydencji "21.7" mnie spotkał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I jak z tym skierowaniem? Bo według mnie to coś dziwnego z tobą się dzieje i jak czytam o tych liczbach to nie wiem w ogóle o co chodzi, ale dla mnie to zbiegi okoliczności, których ja sama doświadczam dość często. Mój wujek jest schizofrenikiem i się leczy i ma bardzo podobne podejście do ciebie, trochę zbyt beztroski, nie to że dziecinny, bo poradzić sobie jest w stanie i zrobić wszystko też potrafi, mimo to woli olewać niektóre rzeczy. Osobiście bardzo go lubię i odkąd pamiętam to bierze leki i raczej nie zachowywał się jakoś dziwnie i mieszkałam z nim kilka lat toteż mogę powiedzieć, że zachowywał się w miarę normalnie, choć trudno byłoby mu żyć samemu bez pomocy innych. Większość rzeczy trzeba za niego robić, zwracać mu uwagę, gotować, sprzątać i ogólnie pomagać przy wielu sprawach. Chociaż wydaje mi się że sam by sobie poradził. No ale bez leków, to nie mógłby żyć normalnie, bo miał psychozy i to silne.

Nie wiem jak jest u ciebie, bo chyba prawie każdy schizofrenik nie zdaje sobie sprawy ze swojej dziwności, a ty wiesz, że jesteś "dziwny". Coś mi tu nie pasuje. Schizofrenik nie pójdzie do psychiatry i będzie bardziej pogrążał się w "swoim" świecie. Słyszałam bodajże o wykładzie gdzie lekarz mówił, że początkowo możesz zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale pewności nie mam.

Ja też się zastanawiałam nad tym ale nie możliwe to jest, bo mam tylko jakieś dziwne myśli na które wpływu nie mam ale bardziej to wygląda jak nerwica natręctw albo sama nerwica. Wiem dobrze, że tak nie myślę o kimś ale tak jakbym miała tourette'a w głowie i ktoś mi je tam wsadzał do głowy, albo by mi się "styki poprzestawiały". Też miałam jakiś epizod podczas którego wydawało mi się że jestem wybrańcem Bożym, tzn. to jest trochę bardziej skomplikowane, ale wiem, jak się czujesz bo podobnie miałam jak byłam młodsza, teraz tylko te myśli mam i nic więcej. Kiedyś obudziłam się w nocy i wydawało mi się że słyszę jakąś rozmowę, ale nie jestem pewna czy to sen czy jawa. Tak samo jestem trochę otępiała i powolna jakby po szczepieniu coś stało mi się z mózgiem, no nie wiem. Nie mam pojęcia co ale koncentracja mi spała i refleks, czuje się oderwana od świata, choć już się przyzwyczaiłam. :)

Ale jestem ciekawa jak wygląda twój dzień, opowiedz o nim to trochę może rozjaśni. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem w szpitalu psychiatrycznym. Około jedną dobę. Tylko jedną noc przespałem. Przyjęli mnie w trybie nagłym, może dzięki skierowaniu od psychiatry. Nie ukończyłem obserwacji. Mama przyjechała drugiego dnia i wolałaby, abym opuścił szybko szpital. Może baliby się mojego dłuższego pobytu tam, tego, że to byłoby zbyt podejrzane dla np. taty i mojego rodzeństwa, że mnie tak długo nie ma, bo jednak jedną noc przebyłem w szpitalu. Nie dałem sobie pobrać krwi w szpitalu - "strach przed bólem", wydawałem dźwięki przed igłą, mogłem niczym zwierzę jakby bronić się przed nim (ale nie zrobiłem krzywdy, nie byłem wulgarny). "Nie umiem znosić cierpienia i nawet zastrzyk stanowi dla mnie wyzwanie).

 

Moja natura jest jakoś dziwnie beztroska, troski życiowe ją zbytnio nie obchodzą. Z pewnymi rzeczami jestem w stanie sobie poradzić dobrze (np. byłem dobrym uczniem w szkole), ale w innych jestem "nie taki dobry" (np. w relacjach społecznych czy w kwestiach związanych z religijnością). Dla mnie pójście do psychiatry daje też jakieś "usystematyzowanie życia", to "rozrywka" i może być. Mam dużo "strachu" przed bólem i cierpieniem. Moja natura może żyć w swoim świecie, myśleć np. że jestem wysłannikiem, kimś przeznaczonym do epokowego odmienienia ludzkości. Bez pomocy innych mogłoby być mi trudno (np. sprzątać, dbać o ubiór i o dom).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A którą schizofrenię podejrzewasz? Przy paranoidalnej mój wujek miał omamy, urojenia i przede wszytkim był niebezpieczny.

Dalej nie wiem jak wygląda twój dzień. Co robisz, jakie masz myśli i ogólnie jak to wygląda. Bo póki co wygląda mi to na same urojenia, a nie masz omamów (chyba że masz?) - słyszysz to co inni nie słyszą, masz jakieś przywidzenia dosyć często ( no bo i normalnej osobie zdarzy się takie coś np. ze zmęczenia). Może jesteś hipochondrykiem i ciągle boisz się o swoje zdrowie, no nie wiem.

Ale z tym szpitalem przesadziła twoja mama. Co by się stało jakbyś tam dłużej został co? Chyba nic. Bez pomocy psychiatry nie masz co marzyć, żeby wyzdrowieć, a skoro skierował cię do szpitala, to musisz tam iść, chyba lepiej się zna od ciebie. No i nie stawiaj sobie sam diagnozy, bo to nic nie da, tylko najesz się nerwów. Nikt też nie zdiagnozuje ci schizofrenii przez internet, zwyczajnie nie da się, bo nie ma pewności. To że jesteś trochę niesamodzielny nie oznacza, że jesteś chory. Dzisiaj część młodych ludzi nie radzi sobie z niektórymi rzeczami - nie umieją prać, gotować i sprzątać. Z resztą nie znam się na tyle żeby ci powiedzieć na co jesteś chory. Wiem tylko, że dziwnie się zachowywujesz i to bardzo, ale nie pomogę ci i nie powiem co ci jest, bo mogę tylko zaszkodzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewne rzeczy ze schizofrenii zdezorganizowanej (katatonicznej) też do mnie "jakoś pasują" (wesołkowatość, absurdalność, wygłupianie się, dziwaczność). Miałem diagnozy zaburzenia schizotypowego, zespołu Aspergera i nerwicy natręctw (28.4.2015 na jednej kartce, z tej historii później wiele koincydencji doświadczyłem). Może psychiatra, który dał mi skierowanie do szpitala psychiatrycznego, zdiagnozował u mnie schizofrenię paranoidalną (F20.0)?

 

Omamów nie mam (wręcz). Podobnie nie mam (wręcz) myśli samobójczych. Doświadczam czegoś "trudnego do opisania" w sferze religijnej. Jestem "niczym istota z innej rzeczywistości". Moja natura ma, pospolicie mówiąc, "w nosie" socjalizację. Jestem "dziwadłem", w ogóle taki "żółwiowaty" od dzieciństwa, co może być denerwujące dla innych (np. mamy).

 

Jestem w jakimś sensie upośledzony umysłowo. W dzieciństwie byłem podobny... NIE BYŁO TAK DUŻYCH WYMAGAŃ JAK TERAZ, W DOROSŁYM ŻYCIU. Od małego "żyłem w swoim świecie". To nie jest klasyczna schizofrenia, która zaczyna się w dorosłości wczesnej czy w okresie dojrzewania. To coś ma przebieg przewlekły i sprawia "nienormalność" od dzieciństwa. Jakieś psychotyczne CZR, ale podobne do "zaburzeń osobowości", a nie do takich ostrych psychoz, wymagających sporych dawek leków, przymusowych pobytów w szpitalach psychiatrycznych czy zapinania w pasy psychiatryczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypuszczam, że według wielu, co najbardziej świadczy o tym, że mam urojenia i schizofrenię paranoidalną, to dostrzeganie koincydencji. Temat koincydencji na dodatek potrafi być naprawdę absorbujący dla mnie.

 

Mama mogła się bać tego, że po dłuższym pobycie tata czy rodzeństwo domyśliliby się, że leżę w psychiatryku. Mogła się bać np. tego, że tata powie o tym swojej rodzinie...

 

Nie wiedziałem nawet, jak się przygotować do pobytu w szpitalu, to była moja pierwsza wizyta, więc mogła chcieć mojego jak najszybszego powrotu do domu. Okazało się, że nie było w szpitalu mydła, papieru toaletowego w łazience!

 

Poza tym to niestety była wielka nuda. Można było raczej chodzić od ściany do ściany i nie robić niczego konstruktywnego. Bardzo mi się to nie podobało. To dla tak "nadruchliwej", "żyjącej w swoim świecie osoby" kolejne "pęta". Bez względu na to, czy mam F20, czy może np. tylko schizotypię i natręctwa (za F21 nie ma refundacji leków na schizofrenię i płaci się 100%), to i tak mam jakiegoś cezetera, a posiadanie całościowego zaburzenia rozwoju nie jest obowiązkiem przy chorobie psychicznej... Większość schizofreników to, jak się domyślam, nie ma CZR, nie ma np. pochłaniających, anormalnych zainteresowań, problemów z nadwrażliwością (nie dałem sobie pobrać krwi), "stimowalności" (reagowania falami pobudzenia, zachowaniami autostymulacyjnymi).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zadziwiać mnie może "sprawa 21.7". Historia ta wygląda jakoś bardzo zastanawiająco. Dlaczego coś takiego w ogóle nastąpiło?

 

Wrzesień 2014 - początek "wielkich koincydencji" w drugiej połowie miesiąca.

Październik 2014 - dużo koincydencji, przełożenie wizyty u psychiatry z 7 na 21 października.

27.1.2015 - otrzymanie diagnozy schizotypii po raz pierwszy

28.4.2015 - na jednej karce otrzymuję diagnozy zespołu Aspergera (F84.5), mieszanych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (F42.2), zaburzenia schizotypowego (F21)

21.7.2015 - kolejna umówiona wizyta u psychiatry

Sierpień 2015 - komisja w sprawie orzeczenia o niepełnosprawności, na której ponoć chciano dzwonić po karetkę, następnego dnia podróż w karetce do psychiatry w miejscu znacznie oddalonym od domu; otrzymanie umiarkowanego stopnia niepełnosprawności ze wskazaniem "niezdolny do pracy" po pierwszej komisji

Jesień 2015 - otrzymanie renty socjalnej na rok po pierwszej wizycie na komisji, mimo braku spędzenia ani jednej nocy w szpitalu psychiatrycznym

Grudzień 2015 - koincydencja 18.12.2015, kilka tygodni wcześniej coś o liczbach 3, 6, 9 w jakimś programie o Tesli

Luty 2016 - być może diagnoza schizofrenii paranoidalnej (F20.0), skierowanie na obserwację do szpitala w sprawie tej choroby (z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej), spędzenie tylko jednej doby w szpitalu psychiatrycznym (było to moje pierwsze "leżenie" w szpitalu psychiatrycznym w życiu i nie byłem przygotowany, mama przyjechała następnego dnia po moim pojawieniu się w szpitalu)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie "udręką" jest sama możliwość wiecznego potępienia (nawet unicestwienie świadomości, w które zdaje się wierzyć wielu ateistów, jest dla mnie formą wiecznego potępienia - jesteś unicestwiony, więc "natura rzeczywistości" "potępiłaby" cię).

 

Nie uważam obserwowania koincydencji za objaw psychiatryczny. Ale twierdzenie, że koincydencje (np. ta z 21.7) są znakiem od Stwórcy, że jestem "wielkim prorokiem Prawdy", kimś ewidentnie wyjątkowym w dziejach stworzenia i wybitnym, co ma przeznaczenie do dokonania oświecenia całego świata prawdziwą nauką Najwyższego, wyglądają bardzo, bardzo schizofrenicznie.

 

Na podstawie koincydencji takich jak te z tych postów: czy-mam-schizofreni-f20-t57480-28.html#p2210613, czy-mam-schizofreni-f20-t57480-28.html#p2205265 moja mentalność może myśleć, że moim powołaniem jest obalić wszystkie religie świata (zwł. abrahamistyczne) i ateizm, i przekazać światu "prawdę o Wszechbycie" ("która" mówi np. że nie ma cierpień pośmiertnych i śmiertelności świadomości, że niemożliwe jest wieczne potępienie i nie opiera się na żadnej księdze religijnej). Mi też taka doktryna antyekskluzywiczna i antyrygorystyczna zdawać się może wypływać z hedonistycznej i beztroskiej natury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi też taka doktryna antyekskluzywiczna i antyrygorystyczna zdawać się może wypływać z hedonistycznej i beztroskiej natury.

 

Widać, jak bardzo moja natura nie zgadza się z dogmatem wiecznego potępienia! I z możliwością kar pośmiertnych, przed którymi ostrzegają religie, księgi i tradycja! Mentalność myśli, że mogę być kimś, kto przekona świat do teologii wykluczającej czyjekolwiek wieczne potępienie!

 

Czy to nie jest opis buntu natury ludzkiej przeciw nieogarnionej tajemnicy sprawiedliwości nadprzyrodzonej i Objawieniu?

 

I czy jeśli koincydencje prowadzą do takich wniosków, idei, to czy nie są one jakimś złożonym wynikiem działania złych duchów, a te moje doświadczenia - jakimś rodzajem próby wiary?

 

Moja natura chciałaby sobie trwać w wygodzie i beztrosce bez względu na moje uczynki, czy byłyby dobre, czy złe. "Takiej hedonistycznej, egoistycznej naturze karząca sprawiedliwość Najwyższego, opisana w Piśmie i w Tradycji Kościoła, jawi się jako coś, co wolałaby, aby NIE ISTNIAŁO." "Jeśli życie wieczne ma być nieszczęśliwe, to lepiej niech już w ogóle nie istnieje".

 

W tamtym tygodniu dostałem skierowanie na obserwację do szpitala psychiatrycznego, w poniedziałek sam się do tego szpitala zgłosiłem i zostałem przyjęty w trybie nagłym. Spędziłem tam jedną noc, byłem nieprzygotowany na kilkudniową, a może i dłuższą obserwację, to była moja pierwsza obserwacja w szpitalu, pierwsze leżenie w szpitalu. Wczoraj wyszedłem, mama przyjechała, mówiono o tym, abym jeszcze wczoraj wrócił do domu. Zakończyłem obserwację w szpitalu psychiatrycznym związaną z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej po nieco ponad dobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj powiedziałem mamie, że może znowu pójdę do szpitala (tym razem trzeba byłoby się przygotować, bo ta moja pierwsza wizyta w szpitalu psychiatrycznym rzeczywiście "klapa" była bez środków czystości i własnych zapasów i jakiś środków przeciwko nudzie, aby jeszcze bardziej nie zgłupieć tam), a może i wulgaryzm powiedziała po usłyszeniu tego - w każdym razie taki pomysł jej się nie spodobał.

 

Na dodatek tym mam jakiegoś cezetera, który też wpływa na ogólny poziom funkcjonowania i powoduje pewne ograniczenia. Przeciwko CZR jako takiemu nie stosuje się leków psychotropowych.

 

Mam "chorobę schizoautystyczną", jak to nazwałem, nie mogę nazywać tego po prostu "odmiennością" czy "osobliwym stylem poznawczym", bo to nierozsądne (np. przez większe wymagania od życia związane z brakiem stopnia niepełnosprawności, opieki lekarskiej). Przez cezetera ma się "inną naturę" niż przeciętny człowiek i nie ma co na siłę robić z kogoś "takiego jak inni", a i ta inna natura może mieć ewidentne zalety w porównaniu z "przeciętną naturą". Nie mam daru myślenia obrazowego czy jakiegoś niezwykłego pociągu do programowania, ale za to pewne troski, które dla przeciętnego człowieka mogą stanowić poważne źródło problemów, dla mnie wręcz nie istnieją (np. przez brak potrzeby bycia kochanym ma się jedną potrzebę mniej i może być mniejsze ryzyko depresji czy myśli samobójczych, większa "odporność" na pewnego rodzaju trudności życiowe).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×