Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zmiany podczas psychoterapii


Nastia

Rekomendowane odpowiedzi

Drodzy towarzysze terapeutycznej doli i niedoli, ;)

 

Z czym się wiążą Wasze zmiany w psychoterapii?

Jakie ponosicie w związku z nimi konsekwencje?

Jak reagują Wasi partnerzy, różni znajomi, rodzina, współpracownicy, itd?

Co się polepsza, a co pogarsza?

 

Ciekawa jestem, jak to u Was wygląda, bo wczoraj dotarło do mnie wyraźnie, czym jest ZMIANA.

Że to, jak moje relacje z ludźmi wyglądają do tej pory, tak już wyglądać nie będą.

Niby oczywiste, ale wiedzieć to a poczuć - robi różnicę...

Zmiana moich zachowań i trybu życia, nieodzownie pociągnie za sobą zmianę zachowań wobec mnie innych ludzi..

Nie tylko ja się zmienię, oni też. Staną się wobec mnie bardziej mili, albo bardziej niemili. Niektóre znajomości się zacieśnią, inne rozluźnią.

Dotarło do mnie, że zmiana to nie zawsze jest coś wyłącznie pozytywnego - coś się zyskuje, ale i traci..

 

Pamiętam, gdy mój dawny dawny ex, tak troszczący się o mnie w chorobie, w depresji, tak kochający, okazywał się zaborczy i do granic przesady zazdrosny, gdy mi się poprawiało i już nie tylko z nim chciałam spędzać czas... A mnie nie pasowało bycie ciągle pod telefonem i spowiadanie się z każdej godziny mojego życia, dusiłam się. Podobnie wczoraj - pewna moja bliska znajoma obdarowała mnie niespodziewanie sarkastyczno-żartobliwymi uwagami, złośliwościami i zachowywała się jak urażona zazdrosna 5-latka, chociaż obiektywnie nie miała powodu... Zależy mi na niej, bardzo ją lubię, ale to mnie poirytowało i zaczęłam się bać, jak moje zmiany wpłyną na tę i inne relacje... Aż strach się zmieniać, ech.. :roll: W związku z tym wszystkim znów mam masę skumulowanej złości, na siebie, na ludzi, na rodziców, na świat, na wszystko. :bezradny: bo tyle trzeba ogarnąć, a trudne to jak cholera..

 

No więc jak to jest u Was?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Artemizja, dziękuję Ci bardzo za tak obszerną odpowiedź i gratuluję zmian :)

 

"Niejednokrotnie pojawiły się sprzeciwy, protesty. Część osób nie potrafiła się pogodzić z pewnymi rzeczami"

Tego się właśnie boję... Ze sprzeciwem wobec jakich Twoich nowych zachowań się spotkałaś (najczęściej)? I jak na to reagowałaś?

 

"Niektóre zmiany wywoływały niechęć, zwłaszcza, gdy w ich konsekwencji zmianie ulegał obowiązujący układ sił."

W Twoim doświadczeniu ta niechęć była zazwyczaj przejściowa? Wystarczyło zazwyczaj dać czas, aby inni się przyzwyczaili do innej Ciebie?

 

"Moje relacje w pracy wyglądają teraz inaczej. Potrafię wyrazić swoje zdanie i postawić się, kiedy czuję, że ktoś chce mnie wykorzystać."

Super! A jesteś teraz w tej samej pracy i z tymi samymi ludźmi, co na początku terapii? Nie odsunęli się? Czujesz się teraz z lepiej w kontakcie z nimi? No właśnie, pomijając sprzeciwy, protesty, niechęć.. z jakimi osobami Twoje relacje się poprawiły?

 

To są oczywiście wszystkie moje obawy.. Że ja się zacznę zmieniać, mnie zacznie być ze sobą lepiej, ale większość ludzi się odsunie.. :roll: A przecież nie chcę być samotna.. A może zanadto czarno-biało patrzę, "albo ja, albo oni", jak na jakiejś wojnie..? ;) moja zmiana może też polegać na tym, że będę innych więcej słuchać, itp.. a to jest lepsze dla obu stron.. Jej, ciężki temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że ja się zacznę zmieniać, mnie zacznie być ze sobą lepiej, ale większość ludzi się odsunie..

 

Świat nie kończy się na tych znajomościach, które mamy aktualnie ludzi jest multum, zawsze znajdzie się kogoś, kto te zmiany zaakceptuje, i zaakceptuje też nas takich jakim jesteśmy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że ja się zacznę zmieniać, mnie zacznie być ze sobą lepiej, ale większość ludzi się odsunie..

Świat nie kończy się na tych znajomościach, które mamy aktualnie ludzi jest multum, zawsze znajdzie się kogoś, kto te zmiany zaakceptuje, i zaakceptuje też nas takich jakim jesteśmy ;)

I tego się trzeba trzymać! :smile: Optymizm.

 

Ale jednak sam proces zmieniania wiąże z bólem utraty czegoś i pogorszenia ważnych do tej pory relacji.. Widzę, że moją próbę wprowadzenia pewnej zmiany jedna bliska mi znajoma odbiera pozytywne i wspierająco, a druga zniechęca (nie wprost i może podświadomie). Ja jestem wrażliwa na tyle, że silnie to przeżywam, przykro mi i zła jestem :roll: bo boję się stracić to, co w tej relacji jest dla mnie cennego, a jest wiele. A poza tym... może to hipokryzja (? podszyta ogromnym lękiem), ale chyba na dzień dzisiejszy też z trudem zaakceptowałabym jej pewne zmiany, gdyby takie podjęła, obiektywnie dobre dla niej (dopóki sama się nie zmienię..), okropne jest widzieć to u siebie i na razie nie bardzo wiedzieć, co dalej. Zdaję sobie sprawę z tego wszystkiego i mętlik mam straszny, uczucie rozpadu i lęk... To jest takie trudne, a chcę, aby było dobrze. Gubię się :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że moją próbę wprowadzenia pewnej zmiany jedna bliska mi znajoma odbiera pozytywne i wspierająco, a druga zniechęca (nie wprost i może podświadomie).

a zdradzisz, co to za zmiana?

Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale generalnie ta zmiana wiąże się z większym usamodzielnieniem, niezależnością, otwartością na innych ludzi, a tym samym ze zmianą mojego funkcjonowania w relacji z nimi. Ale wczoraj dotarło do mnie jak grom z jasnego nieba, że ja tak bardzo przeżywam reakcję dziewczyn, bo... widzę w nich dwie części siebie samej! :shock: Tak mi było widocznie łatwiej niż przeżywać to "w sobie"... To ja z jednej strony pragnę czegoś nowego, większej niezależności, pozytywnie o tym myślę, a z drugiej strony neguję te wysiłki, boję się stracić to, co jest teraz cennego, jakbym chciała mieć wszystko zarazem... Właśnie - stracić. Wybór czegoś wiąże się nierozerwalnie z pogodzeniem się ze stratą tego, czego się nie wybrało, a ja mam problem z przeżywaniem poczucia straty, wywołuje to we mnie stany nadające się na hospitalizację :? Uświadomienie sobie tego wszystkiego wywołało we mnie silny lęk i poczucie wariowania, które mnie od wczoraj nie opuszcza :( Chyba bardziej polubię się z xanaxem :roll: W każdym razie staram się podchodzić do tego tak, że to może być przełom... choć nastawienie to jedno, a przeżywanie drugie :hide:

 

-- 18 sie 2014, 09:55 --

 

Warto się jednak zastanowić, czy obecny układ Cię nie obciąża i czy lepiej nie byłoby jednak pójść w swoją stronę....

Jezu, może to schizofrenicznie zabrzmi (mam nadzieję, że nie;)), ale mnie najbardziej obciąża układ samej ze sobą, w tym sensie, że czuję, jakby biły się we mnie dwie części, dwie skrajności... "Łatwiej" jest to widzieć w innych i nie doświadczać tego skonfliktowania.. :roll: Jezu, jakie to wszystko trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że ja się zacznę zmieniać, mnie zacznie być ze sobą lepiej, ale większość ludzi się odsunie..

U mnie tak bylo... wlasciwie to ja sie odsunelam od nich bo probowali mnie wtloczyc na stare tory.Ja poszlam do przodu = oni zostali wciaz w tym samym miejscu i oczekiwali ze tez tam z nimi zostane. Byl moment pustki ale szybko zapelnilam ja nowymi ludzmi ktorzy lubia mnie taka jaka teraz jestem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×