Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłość a depresja


Komoda2000

Rekomendowane odpowiedzi

Od (prawie) dwóch tygodni jestem w związku. Pierwsze kilka dni czułam się tak, jak jeszcze nigdy. Tak, jakby zniknęły depresja i psychoza. Tak było przez "pierwsze kilka dni".

Po ostatniej wizycie (to jest 30 czerwca) u psychiatry wszystko wróciło.

Teraz, kiedy jestem sama, "nawiedzają" mnie ciągłe myśli typu 'a co jeśli...', 'a może jednak dać sobie spokój?' itd.

Natomiast kiedy jestem z Nim wszystko ucicha. Całą swoją uwagę skupiam na nim. I czuję nawet taką "równowagę duszy". ;)

Ale męczarnia powraca jak tylko zostanę sama. Siedzę i gdybam, boję się, że coś zepsuję, że go stracę, że skrzywdzę.

Dręczy mnie myśl "nie zasługuję na nic". Czy ktoś z Was miewał, bądź nadal miewa, taki problem?

Jak sobie z tym poradzić?

(Już raz byłam w związku z osobą cierpiącą na depresję. I nie było łatwo. Ja staram się hamować przy nim z moimi myślami, bo nie chcę go zanudzać czy męczyć. Boję się, że rozstaniemy się również z tego powodu).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Komoda2000, takie mysli ma kazdy, tyle ze od czasu do czasu, niemniej nie przewidzisz w zyciu co sie wydarzy. Moze sie udac albo sie nie udac, sprobuj sobie przemowic do rozsadku ze trzeba sie cieszyc tym co sie ma, a nie przewidywac czarne scenariusze :) chociaz wiadomo ze czlowiek chce zeby sie udalo i sie boi, ale trzeba probowac to przełamywać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od (prawie) dwóch tygodni jestem w związku. Pierwsze kilka dni czułam się tak, jak jeszcze nigdy. Tak, jakby zniknęły depresja i psychoza. Tak było przez "pierwsze kilka dni".

psychoza? masz schizofrenię? depresję poschizofreniczną?

zależy jakie miałam objawy w psychozie, jeśli miałam np urojenia prześladowcze, a nie będziesz brała leków to może być ciężko, albo będziesz podejrzewała, że Cię zdradza - zależy jakie objawu zostały

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podbiję trochę temat...

 

Jestem w związku już ponad dwa lata. Początek był, że tak to określę 'normalny'. Chodziliśmy na randki, spotykaliśmy się to u niego, to u mnie, wyjechaliśmy razem w góry. Kilka miesięcy później, nagle, bez żadnego ostrzeżenie zaczęły się moje ataki paniki. Lęki, które do tej pory były gdzieś tam, daleko, nie przeszkadzały mi w życiu nagle, łup!, wybuchły całkowicie mnie uziemiając. Mój TŻ był jednak ze mną. Pomógł mi wybrać psychologa. Wspierał. Potem do stanów lękowych doszła depresja.

 

Też miałam myśli: A co, jeśli... mnie zostawi, będzie miał dość, znudzi się, spotka lepszą, i tak dalej, i tak dalej. Ten pierwszy okres był ciężki. Bałam się, że TŻ odejdzie. Ale nie odszedł. Został, był, wspierał. Potem przyszła druga faza zwątpienia. Zaczęłam myśleć, że jestem mu kulą u nogi, że przeze mnie jest ograniczony. Uważałam, że powinniśmy się rozstać, bo on wtedy znajdzie lepszą dziewczynę, która nie ma takich problemów i z którą będzie mógł ułożyć sobie życie. Kolejna faza była najgorsza. Po dwóch latach TŻ powiedział mi, że jest już zmęczony, że ma dość, że sobie z tym nie radzi. Powiedział, że powinniśmy się rozstać, że ja powinnam skupić się tylko i wyłącznie na sobie, na terapii na powrocie do zdrowia i może, za jakiś czas się spotkamy i wrócimy do siebie. To był dla mnie najstraszniejszy cios. Nie przesadzę gdy powiem, że ból, który czułam był tak mocny, że aż fizyczny. Jednak kilka dni później TŻ usiadł ze mną i powiedział mi jedno: Kocham cię i chcę walczyć o nasz związek. No i walczymy. Jest ciężko, naprawdę. Chcielibyśmy wziąć ślub, mieć dzieci, ale nie możemy, bo ja wiem, że nie dam rady takiej odpowiedzialności.

 

Rozpisałam się o sobie, ale to ma pewien cel: chcę Ci przekazać, że związek z osobą w depresji jest możliwy. Jeśli się naprawdę kocha, to jest to możliwe. Wymaga to cierpliwości. Tylko i aż tyle. Ja mojemu TŻ powiedziałam wprost, czego potrzebuję: powiedziałam mu, że będę o siebie walczyć, że będę walczyć o swoje życie, ale potrzebuję wsparcia. Nie rozwiązywania za mnie problemów tylko wsparcia. Tego, żeby był blisko, żeby był obok, żeby swoją obecności dodawał mi siły i wiary. Wiem, że to wszystko brzmi bardzo górnolotnie niczym fabuła romansidła ale to... w mojej praktyce tak wygląda. Nauczyłam się, że ważna jest rozmowa. Pamiętanie o sobie i o drugim człowieku. Wyrażanie dokładnie swoich potrzeb. Twój związek jest na razie krótki, ale wydaje mi się, że możesz spróbować wprowadzić swojego chłopaka w to, co się z tobą dzieje. Opowiedz mu. Powiedz mu, czego się boisz, jak się czujesz, dlaczego jest Ci smutno. Jeśli uczęszczasz na terapię spytaj terapeuty czy nie ma nic przeciwko, aby w jednej sesji uczestniczył Twój chłopak.

 

Wiem, że każda osoba jest inna i każdy przypadek jest inny. Wiem też, że ciężko w siebie uwierzyć. Ja nie potrafię tego po dziś dzień, choć pracuję nad tym już długi czas. Ale wiem jedno: jeśli mój TŻ mnie wybrał, jeśli jest ze mną nadal, mimo wszystko, to znaczy, że jestem dla niego ważna. Więc moja rada dla Ciebie jest taka: usiądź, wycisz się i pomyśl o tym - gdybyś mu się nie podobała, tobyście nie byli razem. Trochę wiary w siebie :) Wydaje mi się, że tę wiarę każdy może zyskać, Ty i ja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oh, ale ja jestem przekonana :) Tylko staram się na to patrzeć trzeźwo. Przez mój stan psychiczny jestem wychudzona - przy prawie 170 cm ważę około 40 kilo. Przy dobrych wiatrach 44-45, ale jak mam gorszy okres to potrafię i poniżej 40 spaść. A przy takim stanie fizycznym ciąża nie jest chyba wskazana. Raz, że i zajść trudno, dwa, że potem utrzymać... A nawet, jeśli mi się to uda, to mam wiele innych problemów. Jak zaprowadzę dziecko do żłobka, jeśli boję się wyjść przed dom? A co, jeśli dziecko zachoruje, coś mu się stanie, trzeba będzie działać szybko, natychmiast a będę z dzieckiem sama? Po prostu widzę, jakie mam bariery. I dopóki ich nie zdejmę to nie chcę myśleć o dziecku. Dziecko jest odpowiedzialnością, ogromną odpowiedzialnością (trochę coś o tym wiem, bo zanim mój stan się pogorszył opiekowałam się pewnym dzieckiem od jego pierwszych tygodni życia, więc mam trochę ogląd na to, czym jest macierzyństwo) której na razie nie dam rady. Najpierw potrzebuję wziąć odpowiedzialność za swoje życie, potem będę myśleć o czyimś innym :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam w związku i czułam się lepiej, jakoś tak zdrowiej. Może nawet byłam wtedy szczęśliwa. Czasami nachodziły mnie myśli, że to nie przetrwa przeze mnie, ale gdy był obok wszystko mijało. Niestety zabawił się mną, przez co całe czucie się lepiej trafił szlag i wylądowałam na dnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×