Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chciałabym się przywitać


lili_82

Rekomendowane odpowiedzi

Trafiłam na to forum z tych samych powodów co pozostali użytkownicy - jest mi ciężko i szukam wsparcia. Mam 32 lata, od 5 lat jestem mężatką. Jakieś 2 lata temu coś złego zaczęło się między nami dziać a konkretnie to coś złego zaczęło się dziać z moim mężem... ostatnio zdiagnozowano u niego silną depresję i stany lękowe. On nic nie czuje, nic nie wie i niczego nie chce... Jestem bezradna, zrozpaczona i serce mi pęka. Walczę o nas ale nie wiem czy to nie walka z wiatrakami. Jeśli jest tu ktoś, kto był w podobnej sytuacji, chciałby wysłuchać mojej historii, podtrzymać na duchu lub doradzić to proszę - odezwij się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Bree (lubiłam ten serial:)

 

tak, mąż się leczy od 6 tygodni (leki + terapia), wczęśniej (w zeszłym roku) też chodził na terapię przez ok 7 miesięcy, ale wtedy jego terapeutka nie zdiagnozowała depresji... powoli wychodził na prostą, nawet nabrał na tyle pewności siebie że ... przyjął awans. Przerwał terapię, bo awans wiązał się z wyjazdem do innego miasta. Nowe miejsce+oczekiwania+stres = KATASTROFA . Nawet trudno to nazwać nawrotem choroby, bo obecny stan jest o wiele gorszy niż wcześniej. Zwlekał z podjęciem na nowo terapii ale w końcu się zdecydował. Ma silne lęki, uważa że jest gó...no wart i nie zasługuje na miłość. Staram się mu pomóc, ale on twierdzi, że nie wie co do mnie czuje i po co jeszcze tkwimy w tym związku (ale nie chce się jeszcze rozstać, twierdzi, że chce się jakoś dobrać do swoich uczyć, które są całkowicie zblokowane). Skąd ja mam brać siłę?

 

Nie mamy dzieci, choć ja bardzo chcę mieć rodzinę, ale on nie chce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lili_82, to ze teraz nic nie czuje, to efekt jego choroby, nie tego że on Cie nie kocha, poprostu choroba z nim bardzo pogrywa :? byc moze ze ma stan derealizacji, który czesto wystepuje w nerwicach/depresjach i wtedy pojawia sie tzw. zanik uczuć, sama to ostatnio miałam. Musisz go jakos wspierac na duchu i naprawde mąz musi sie leczyc.Tylko własnie czy Ty dasz rade to udziwgnac?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lili_82, z ludźmi w depresji jest ciezko rozmawiac , ciezko tez mowic im weź sie w garśc bo to nie działa, oni sa jakby odgrodzeni murem i tylko cierpienie czuja, jedyne co mozna robic to byc obok zeby czuli,ze jednak ktos przy nich jest to wszystko i pilnowac by nie popłyneli bardziej w dół niz juz upadli ,chociaz to trudne bo takie osoby ciagna za soba, ale trzeba byc i czekac, oni maja zblokowane uczucia i sa na nie nie zmaknieci co jakby ukerunkowani dowewnatrz , jakby w bańce mydlanej a cłzowiek sie czuje odgrodzony od siwata, trzeba byc i tylko tyle i az tyle

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ladywind, co to znaczy "derealizacja", czy możesz to objaśnić? Nie wiem czy mam poprawne skojarzenia z tą nazwą... Chwilą w której zrozumiałam, że z mężem coś się dzieje, była dziwna rozmowa o tym jak poprawić jakość naszych relacji. Usłyszałam wtedy, że powinnam zmienic to, zrobić tamto itp... rozpłakałam się wtedy, bo wszystko czego ode mnie chciał już od dawna robiłam, a on zupełnie tego nie zauważył. To było dla mnie nie zrozumiałe, to tak jakby jego myśli, skojarzenia itd były zakotwiczone w innej rzeczywistości... Jak ta "derealizacja" wpływa na Twoje uczucia (jeśli to nie jest zbyt osobiste pytanie).

 

tahela, piękne porównanie z tą bańką mydlaną. Tak go właśnie odbieram i on sam o tym też mówi - że jest zamurowany, że nic z zewnątrz do niego nie dociera. Co gorsza, on nie chce, żeby do niego cokolwiek docierało, on nie chce czuć (to jego słowa). Nie potrafię przebić się przez ten mur. Jedyne właśnie co mogę zrobić to przy nim być, ale ciężko jest trwać przy kimś, kto Cię ciągle odpycha i rani i kto (podświadomie, może na zasadzie kary?) niszczy związek...

 

Dziękuję Wam za odzew:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć lili_82

 

Mam 45 lat, jestem żonaty i wszystko co opisałaś nie jest mi obce, a konkretnie mówiąc bardzo niska samoocena, poczucie wadliwości własnej, "nietakości" , zaburzenia lękowo-depresyjne, choć w moim przypadku to głównie lękowe, przewlekłe (nerwica), a w konsekwencji stany depresyjne, także derealizacja i poczucie ucieczki "do wewnątrz", zamknięcie jakby w bańce mydlanej lub za szklaną,grubą szybą, dochodzi do tego jeszcze ucieczka w świat marzeń..

 

Derealizacja,czyli poczucie nierealności otaczającego nas świata, który wydaje się być jakiś dziwny, odrealniony, ni to we śnie, ni na jawie..Nie są to żadne halucynacje,omamy,czy zwidy..nie, wszystko jest niby takie jak ma być, tylko jakieś dziwne, zniekształcone,złowrogie..To trochę tak (trochę), jakby przyśnił Ci się jakiś koszmar,czy też miałabyś jakiś ciężki, dziwny sen i po przebudzeniu już na jawie, gdy w wstajesz idziesz do łazienki, myjesz się, ale ciągle jeszcze jesteś pod wrażeniem tego snu, do końca niewybudzona, pomiędzy rzeczywistością, a senną marą, choć już wiesz,że się obudziłaś,że jesteś u siebie w pokoju..Mija jakiś czas, wypijasz kawę, sen się powoli zaciera, łapiesz normalne obroty i jakoś mija, a z derealizacją to jest tak,że może trwać miesiącami lub nawet latami, oczywiście jeśli jest nie leczona..

 

Ja miałem silną derealizację w okresie silnego rozwoju nerwicy, później przez ok 2 lata po odstawieniu benzodiazepin od których byłem przez wiele lat uzależniony..

Obecnie mogę powiedzieć z własnych doświadczeń i terapii, że derealizacja, to po prostu objaw (jeden z objawów) bardzo silnego lęku, u mnie to np związane było z fobią społeczną i agorafobią,z których się leczę..Ponoć derealizacja często występuje w agorafobii, głowa robi wtedy (nieświadomie) taki "myk", że postrzega świat zewnętrzny jako straszny, złowrogi, ponury i odrealniony, a skupia się tylko na miejscu bezpiecznym, w moim przyp. mieszkanie, pokój i wtedy występuje poczucie muru,ściany, szklanej szyby, to takie jakby zabezpieczenie przed tym co "na zewnątrz"..

 

Nie wiem dlaczego twój mąż uważa,że jest gówno wart i że nie zasługuje na miłość, bo przecież każdy na nią zasługuje, no chyba,że to ktoś do cna zły, nie wiem,skrzyżowanie mordercy, pedofila i kanibala, choć i tacy uważani są za chorych,zaburzonych, ja podejrzewam,że on wyniósł takie przekonanie z swojego domu rodzinnego, z dzieciństwa, może miał jakieś trudne relacje z ojcem, matką..

 

Ja np byłem wiecznie krytykowany przez matkę, która w dodatku była despotyczną 100% perfekcjonistką, która nie pozwalała nawet myśleć po swojemu, do tego brak prawidłowego wzoru ojca, który był uległy, przestraszony, podporządkowany, pełen kompleksów, w domu rodzinnych brak pochwał, ciepła, tylko krytyka, kinderstuba, brak swobody do rozwoju swojej własnej, męskiej osobowości, brak jakiegokolwiek wprarcia, zakaz okazywania negatywnych uczuć..Nie nauczono mnie pewnych umiejętności, nie umożliwiono rozwoju, miałem tylko się uczyć, zdobywać wiedzę i zostać geniuszem.. W zetknięciu z dorosłym życiem, pełen niepewnosci, w dodatku już z zaawansowaną fobią społeczną na karku, po pewnym traumatycznym wydarzeniu, którego stałem się ofiarą w przeszłości, rozkraczyłem się jak pijany koń na lodzie (przepr.za porównanie) i ani do przodu, ani do tyłu :(..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich po długiej nieobecności,

 

myślałam, że nasze relacje zaczynają wyglądać lepiej, ale myliłam się. Mój M powiedział mi przedwczoraj, że jest już na skraju wytrzymałości ze mną... myśli o rozstaniu i mówi, że niedugio będzie musiał podjąć decyzję. Twierdzi, że męczy się ze mną, że ja ciągne go w dół (a ja tylko staram się być dla niego oparciem). Czy to już naprawde koniec? Czy mam odpuścić i pozwolić mu odejść? Proszę go o to, żeby jeszcze dał nam czas, żeby dał czas przede wszstkim sobie aż terapia zacznie przynosić efekty, ale on chyba juz nie ma siły... Teraz wyszło, że on nigy nie mówil co mu się nie podoba, wszystko dusił w sobie... podobno to nie moja wina ("taką ma konstrukcję"), ale przez to zrobił ze mnie potwora (bo to mnie oskarżał o to co się z nim dzieje). Choc teraz wie, że to nie ja zawiniłam to i tak nie potrafi już patrzeć na mnie jak kiedyś. Za daleko zabrnął i twierdzi, że już nie umie wrócić. Ja wiem, że on nadal nie pozbył się tego "potwora", którego we mnie widział, nadal nie potrafi powiedzieć mi co czuje i co złego było w naszym związku, nadal jest zamknięty na cztery spusty... czy jest szansa, ze on jednak sie otworzy przede mną? Czy ja go naprawde ciągne w dół i powinnam dać mu odejść? Proszę pomóżcie...

 

-- 24 wrz 2014, 07:39 --

 

Prosze pomozcie...

 

Mam taki metlik w glowie. Nie rozumiem tego co teraz sie z nim dzieje. Przez ostatnie 3 miesiace dzialy sie rzeczy, ktore wskazywaly na to, ze idziemy w dobrym kierunku, ze jest lepiej. Zrobilismy w mieszkaniu kapitalny remont (sam tego chcial), spedzilismy razem wspanialy 2 tygodniowy urlop (tylko we dwoje). A poltora tygodnia temu, gdy zapytalam przed snem czy mnie kocha to odpowiedzial twierdzaco... a teraz mowi, ze juz nie moze i ze zaszedl za daleko i juz nie potrafi tego cofnac... ze dla niego jest juz za pozno i ze juz nie widzi szans dla nas... Najgorsze jest to, ze on nadal jest zamkniety w sobie i nie potrafi wyrzucic z siebie zalu, ktory nosi do mnie, a bez tego nie da sie rozwiazac problemow...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×