Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dziele sie czescia tego, co mi samej sprawia radosc:)


Ellwe

Rekomendowane odpowiedzi

Powiem krotko. Bardzo mnie ostatnio wkurzylo kilkoro znajomych odnośnie ich podejścia do osob bezdomnych i samej bezdomności. Ich zdaniem, bezdomni sami sa sobie winni, bo w koncu cos musialo się stac, ze rodzina się ich pozbyla, bo na pewno pija, awanturuja się itp. Owszem, częściowo na pewno, ale nie można generalizowac i z gory oceniac kazdego nie znając jego historii. Częściowo odnosi się to do nas wszystkich. Sama to odczulam ilekroć słyszałam teksty w stylu ,,ruszylabys się i zajęła czyms a nie wymyślasz, ze masz depresje:P

W koncu, każdy może kiedys znaleźć się na tym samym miejscu…smutne to ale prawdziwe. I tak powstala ta przewrtotna historyjka. Jedno z wielu opowiadan w mojej szufladzie, a raczej folderze. opowiadanie o takim negatywnym postrzeganiu innych i stereotypach, które chyba każdym z nas rzadza.

Chcecie to czytajcie, komentujcie. Opowiadanie troche przydługawe, ale może się spodoba:)

 

 

,,Menel”

 

Budzik, zadzwonił tak niespodziewanie, że przez moment zastanawiałem się, czy przypadkiem nie wybuchła wojna. Zdecydowanie, nie miałem ochoty wychylać nosa za drzwi! W taką pogodę, nawet psa bym za nie nie wyrzucił. Ale Mariola byłaby wściekła, gdybym nie zjawił się w wyznaczonym czasie na dworcu. Mało powiedziane, miałaby focha jak stąd do Katowic, a ja nie miałem zamiaru rezygnować z tak ciekawie zapowiadających się kilku dni w jej towarzystwie. Od dnia, w którym się poznaliśmy, nie było chyba godziny, żeby nie pojawiła się, chociaż przez chwilę w moich myślach. Wtedy, w Londyńskim pubie, w którym spotkałem ją po raz pierwszy, po prostu przysiadła się bezceremonialnie do mojego stolika i zapytała o ogień, zakładając jedna na drugą swoje długie nogi. Prawdę mówiąc, nie byłem zainteresowany rozmową z jakąkolwiek panienką… tym bardziej po tym, jak parę miesięcy wcześniej, jedna z nich, nota bene, pracownica mojego oddziału banku, puściła mnie prawie z torbami, mówiąc Adios. Ale Mariola, miała w sobie to coś, co już po kilku minutach rozmowy mnie do niej przekonało i bynajmniej nie był to tylko jej zgrabny tyłek. Fakt, tego atutu nie udało mi się nie zauważyć. Była początkującą modelką i powiem szczerze, że po obejrzeniu fotek z kilku jej sesji, byłem zaskoczony, że jeszcze nie udało jej się zawładnąć całym UK. A teraz postanowiła odwiedzić rodziców i przy okazji mnie. Odkręciłem wodę i chlusnąłem na siebie zimnym strumieniem, bo na samą myśl o tym zaczynało mi się robić gorąco. Odświeżony, wyskoczyłem spod prysznica i w ekspresowym tempie wciągnąłem nowa koszulę. Spojrzałem na zegarek leżący n pralce. Do przyjazdu pociągu, zostało mi jakieś pół godziny. Chwyciłem za komórkę i wykręciłem numer Radio TAXI. Po kilku, przeciągających się w nieskończoność sekundach, odezwał się zniecierpliwiony głos młodej kobiety.

– Na Mazowiecką. – Mruknąłem, próbując jedną ręką wciągnąć spodnie.

– Pieć minut.– Odpowiedziała podobnym do mnie tonem i odłożyła słuchawkę.

No też mi kultura…

Wystarczyło, że delikatnie uchyliłem drzwi wyjściowe i do pomieszczenia wdarł się przeraźliwy chłód. Za furtką zobaczyłem taksówkarza, który z zimna przestępował z nogi na nogę, paląc papierosa a obok niego mercedesa z włączoną stacyjką. Na mój widok, kiwnął nieznacznie na powitanie i ruszył w kierunku drzwiczek, po drodze spluwając przed siebie.

- Na Główny poproszę - rzuciłem w jego stronę i oparłem się o miękkie siedzenie.

Minęła właśnie ósma i w radiu zaczynały się właśnie wiadomości.

- Tylko dzisiejszej nocy, w Polsce zamarzło 6 osób. Według komunikatów MSWiA, w ciągu dwóch pierwszych dni lutego mróz zabił 15 osób. Ofiar mrozów może być jeszcze więcej, bo według synoptyków arktyczne powietrze będzie płynąć do Polski, co najmniej do połowy lutego…

– Może pan przełączyć?

Taksówkarz odwrócił się w moją stronę oburzony, jakbym powiedział jakieś świętokradztwo, po czym zaczął nerwowo kręcić gałką radia. W końcu znalazł Chili Zet i po chwili do moich uszu zaczęła dobiegać relaksująca muzyka. Wcisnąłem się głębiej w siedzenie i poczułem, że zaczynam robić się nieco śpiący. Najwyraźniej nie było mi to dane, bo nagle zahamowaliśmy z piskiem opon.

– Facet, co robisz??? Chcesz nas zabić, do cholery? – Krzyknąłem, dość mocno już zirytowany.

Taryfiarz nawet na mnie nie spojrzał. Wymachiwał tylko zaciśniętą pięścią w stronę szyby. Spojrzałem przed siebie. Mieliśmy zielone, ale w poprzek pasów, żółwim tempem sunął jakiś menel, taszcząc za sobą metalowy wózek, przywleczony zapewne z jakiegoś supermarketu, wypakowany po brzegi puszkami i innym złomem, dla ochrony przykryty plastikowym czymś, co pewnie kiedyś było reklamówką.

– Widziałeś Pan? Te obszczymury, czują się jak u siebie. Idzie sobie taki, jak jakiś Książe… Za nami usłyszałem trąbienie poirytowanych kierowców. Menel podskoczył i ruszył przed siebie z kopyta, potrząsając przy okazji wózkiem, z którego wysypało się kilka puszek. Przeszedł może z metr, po czym zatrzymał się gwałtownie, co nie powiem wzbudziło naszą wesołość, bo przez chwilę wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, po czym cofnął się i zaczął zbierać porozrzucane skarby. Kiedy się schylał, na moment zerknął w naszą stronę, wyszczerzając w szerokim uśmiechu, swoją w większości pustą jamę ustną.

Przez te wszystkie komplikacje, dosłownie w ostatniej chwili, udało nam się dojechać na dworzec. Nawet nie zdążyliśmy zaparkować, a ja już z daleka dostrzegłem moją gwiazdę, szczelnie okrytą płaszczem, wychodzącą z ciemnego budynku dworca. Za sobą ciągnęła zgrabną różową walizeczkę na kółkach. Wyskoczyłem z auta i pomachałem jej cały rozpromieniony, z zamiarem wyjścia jej naprzeciw.

Najwyraźniej musiałem o coś zahaczyć, bo runąłem jak długi przed siebie. Zdezorientowany uniosłem głowę, podpierając się dłońmi. Mariola, stała kilka metrów przede mną, z otwartymi z przerażenia ustami. Uśmiechnąłem się, zatem bohatersko i zacząłem otrzepywać się ze śniegu. Okazało się, że z całym impetem wpadłem na obdartusa odśnieżającego chodnik. Podnosił się właśnie, podtrzymując się łopaty i tak jak ja strząsając z siebie śnieg. Cóz, to jego wina, najwidoczniej niezbyt się postarał. Miał usunąć ten cholerny śnieg, a on nasypał tuż obok samochodu potężnych rozmiarów górkę, w którą wpadłem, ciągnąc go przy okazji za sobą. Nawet nie zamierzałem go przepraszać. Ruszyłem w stronę Marioli z szeroko otwartymi ramionami, w które natychmiast się wtuliła, a ja poczułem zapach jej perfum.

– Milo cię znów widzieć Pawełku – rzuciła lekko, wyswobadzając się z mojego żelaznego uścisku i pogłaskała mnie czule po ramieniu.

- Księżniczko twój powóz czeka

Zmarznięci zamknęliśmy za sobą drzwi taksówki.

Taryfiarz odpalił silnik, czekając chwilę, aż się nagrzeje. Nie zdążyliśmy ruszyć, gdy do naszych uszu dobiegł głośny łomot. Ktoś, całej siły uderzał w szybę od strony kierowcy. Spojrzałem w tamtą stronę. Czerwona twarz, wielki nos i broda, w której żyły zapewne miliony mikroskopijnych, nieznanych mi stworzonek. Zdegustowany taksówkarz, otworzył szybę i spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Menel uśmiechnął się jakby przepraszająco i wskazał ma mnie palcem. Niechętnie zrobiłem to samo, co kierowca, wpuszczając do środka zimne podmuchy wiatru i kilka świeżych płatków śniegu. Przez okno wsunęła się jego posklejana , niesamowicie długa broda.

– Portfel - powiedział i wyciągnął przed siebie jakiś przedmiot.

Zawstydzony, z niemałym obrzydzeniem chwyciłem swoją własność i już miałem zamykać szybę, gdy kątem oka zobaczyłem wpatrujące się we mnie w oczekiwaniu oczy Marioli. Otworzyłem portfel i właściwie rzuciłem mu na jego brudna dłoń dychę.

- Dziękuje - bąknąłem i szybko zamknęłam okno.

Odwróciłem się za siebie dopiero, gdy przejechaliśmy kilkanaście metrów. Menel stał cały czas w tym samym miejscu i machał nam na pożegnanie, wsparty na plastikowej łopacie do odśnieżania.

***

Siedzieliśmy przy kominku, zajadając lasagne, które samodzielnie przyrządziłem na jej powitanie a Mariola opowiadała mi o swojej ostatniej sesji z fotografem znanym w całej Wielkiej Brytanii. Zbliżyłem nogi do ognia, za czym tęskniłem już od momentu, gdy musiałem opuścić łóżko. Mariola siedziała obok, okryta kocem i powoli popijała wino. Ja natomiast czekałem na dogodnym moment, żeby skonsumować nasze spotkanie. W pewnej chwili oderwałem wzrok od pozostałych części ciała i spojrzałem na jej twarz. Najwyraźniej była zmęczona podrożą, bo jej oczy powoli zaczynały się zamykać. Ziewnęła głośno. Pewien, że dziś już raczej nie mogę na nic liczyć ułożyłem się obok niej na podłodze, podłożyłem rękę pod jej kark i przykryłem nas kocem. Nie wiem, jak długo spałem, ale wydawało mi się, że minęło dosłownie kilka minut. Poczułem ogarniający mnie z każdej strony chłód. Mariola odwróciła się tylko na drugi bok, mrucząc coś przez sen. Najwyraźniej już na samym początku, musiała ściągnąć ze mnie cały koc, bo czułem jakbym każdą część ciała miał przemarzniętą do szpiku kości, a nogi od kolan w dół piekły mnie jakbym co najmniej kilka godzin spędził boso na śniegu. Zaczęła swędzieć mnie łydka. Podrapałem się i poczułem klejąca ciecz pod paznokciem. Zapaliłem lampkę stojąca na stoliku. Moje łydki i stopy wyglądały jak Piza peperonii. Gdzieniegdzie widać było nienaturalnie blade fragmenty skóry, ale większą część pokrywały odpadające płaty skóry i wyskakujące, co chwila na powierzchni skóry nowe pęcherze. Stopy były sine. Cała reszta była żywym mięsem, pokrytym ropa, w którą wcześniej trafiłem paznokciem. Wpadłem w panikę i jak najciszej mogłem, wymknąłem się do łazienki uważając aby nie obudzić Marioli, obawiając się że z chwilę zwymiotuję. Wokół siebie czułem przeraźliwy smród rozkładającego się ciała. Chwiejąc się na nogach, dopadłem do szafy i zacząłem ją przetrząsać. Znalazłem apteczkę i wyciągnąłem bandaże. Nigdy jakoś nie przykładałem się do pierwszej pomocy. Nie było takiej potrzeby. Dopadłem do prysznica i zacząłem polewać nogi gorącą wodą, co tylko pogorszyło sprawę. Ni wiedziałem czy to sen czy skutek zbyt dużej ilości Merlota, ale czułem się jakbym znalazł się nagle w jakimś surrealistycznym śnie. Owinąłem nogi bandażem, jak mało wprawna pielęgniarka i włożyłem spodnie od piżamy. Czując się jak pacjent szpitala - zwykle wolałem spać nago – postanowiłem zanieść Mariolę do łóżka, okryłem ją kołdrą i położyłem się obok z nadzieją, że to tylko zły sen i gdy się obudzę będzie po wszystkim.

***

Otworzyłem oczy i poczułem zapach smażonej cebuli. Mariola stała w drzwiach sypialni, ubrana tylko w mój jedyny fartuch, który wisiał od lat nieużywany, zupełnie jakby czekał właśnie na nią. Uśmiechnąłem się i przetarłem oczy.

- Śniadanie – krzyknęła tylko i zbiegła z powrotem na dół dokończyć, jak podejrzewałem jajecznicę.

Usiadłem na łóżku i z niemałym lękiem podniosłem jedna nogawkę

– kurwa mać! – wyrwało mi się.

Noga wyglądała chyba jeszcze gorzej niż w nocy. Żaden normalny lekarz mnie nie przyjmie. Pozostawało pogotowie. Nie mogę pozwolić, żeby dziewczyna się męczyła w weekend. Już sobie nas wyobrażałem czekających godzinami w izbie przyjęć. Jutro zadzwonię do mojego internisty. Otworzyłem portfel w poszukiwaniu jego wizytówki, gdy nagle nagle coś z niego wypadło, uderzyło o podłogę i potoczył się w stronę łóżka. Usłyszałem jakiś szmer i poniosłem głowę. W drzwiach stała Mariola i jakby przywołując mnie do porządku kiwała z niedowierzaniem głową. W pewnej chwili chzba coś zauważyła ,bo zapiszczała doskakując do łóżka, wgramoliła się pod nie i jednym szybkim ruchem wyciągnęła coś spod niego.

- Nice! – uniosła rękę jakby w geście triumfu.

Z jej kciuka zwisało coś w rodzaju cieniutkiej bransoletki złożonej z małych brązowych koralików. Spojrzałem zaciekawiony na przedmiot.

- Mogę? - rzuciła tylko i niezdarnie próbowała włożyc ją na nadgarstek. - To prezent? For mi? - rzucali mi się na szyję, obdarzając mnie soczystym buziakiem.

– Aaa – stałem jak skamieniały – Jasne! Dla Ciebie. Cieszę się, że ci się podoba.

Improwizowałem. Sam nie wiedziałam skąd to się u mnie wzięło. Może dzieciaki siostry mi podrzuciły. Martynka lubi się przebierać za księżniczki i inne takie. Jednak Mariola wniebowzięta i to było najważniejsze. Rozpromieniony wstałem i czując nadal ból w łydkach doczłapałem do niej i objąłem w pasie, jedna ręka chwytając jej jędrny pośladek.

– Już schodzę - Uśmiechnąłem się i na tym skończył się mój entuzjazm.

Po chwili siedziałem naburmuszony przy stole jak dzieciak, który dostał karę, i obserwowałem zasmuconą minę Marioli

– Nie smakuje ci Honey? – wygięła usta w podkówkę

- Nie w porządku. Szczerze mówiąc dawno nie jadłem lepszej jajecznicy, ale coś i się przypomniało.

Wsatałem od stołu, starając się jak najdelikatniej odsunąć od siebie talerz, podszedłem do niej i pogłaskałem po głowie

– Zaraz wracam.

Nie wyglądała na zadowoloną, ale nie miałem innego wyjścia. Jak tak dalej pójdzie, wróci do Londynu zniesmaczona w myslach wyzywając mnie od impotenta. Zdecydowałem się podskoczyć do znajomego, który mieszkał dwie przecznice dalej. Co prawda był dentystą ale zawsze lekarz to lekarz. Może zapisze mi jakąś maść albo inny cudowny specyfik. Założyłem najgrubszą kurtkę, jaką znalazłem w szafie i wyskoczyłem na mróz. Wychodząc zauważyłem, przyciśnięty do szyby nosek Marioli, która machał mi radośnie.

- Fuck – syknąłem - a zapowiadał się taki miły weekend.

Miałem do przejścia ledwie kilka przecznic. Nawet nie chciało mi się odpalać BMW. 15 minut z buta i po sprawie. Co prawda nogi dawały o sobie znać, ale świeże mroźne powietrze trochę rozjaśniało mój umysł. Byłem właśnie w połowie ulicy. Z daleka widziałem siedzibe mojego Banku, gdy mniej więcej na jego wysokości coś zwróciło moją uwagę. Podszedłem bliżej, szczelnie zakrywając się kapturem – Kto do cholery siedzi tam w taką pogodę. Zbliżałem się do postaci w coraz szybszym tempie i widziałem ją coraz wyraźniej. Cała łącznie z głową wzgladała jak zaplatana w nienowy już koc. Wyróżniała się tylko ręka wyciągnięta w proszącym geście, ubrana w rękawiczkę z obciętymi palcami. - Cholera, że też chce jej się żebrać w taka pogodę - pomyślałem zniesmaczony – Całe szczęście, że nie przywlokła z sobą dzieciaka, jak zwykły to robić cyganki na świętym Marcinie. Prawdę mówiąc trudno było z tej odległości określić czy to facet czy kobieta, ale swoje zdanie na ten temat miałem już wyrobione. Nagle usłyszałem jakieś rzężenie. Przybierało na sile mieszając się jakby z odgłosem spazmatycznego kaszlu gruźlika. Spojrzałem w kierunku postaci cała się trzęsła. Może powinienem podejść – zacząłem odganiać od siebie uporczywą myśl. Nadal wyraźnie docierał do mnie kaszel i jakiś cichy śpiew, przywodzący na myśl pieśni murzyńskich szamanów. W pewnej chwili postać pochyliła się, by po chwili leżeć na twarzy trzęsąc się się w konwulsjach. Oniemiały rzuciłem się w jej stronę, o mało co nie wpadając w zaspę zrobioną przez piaskarkę. W końcu zostało we mnie kilka ludzkich uczuć. Ze wstrętem stanąłem nad szamoczącym się kocem. Postanowiłem, co prawda nie zbliżać się zbytnio, do końca nie mając pewności co kombinuje. W końcu różne rzeczy się zdarzają. Odkryłem kaptur i o mały włos nie zapiszczałem jak przerażona nastolatka. Nie do końca miałem pewność czy naprawdę się to dzieje czy to tylko moja wyobraźnia, ale mógłbym przysiądź, że przez chwilę wiedziałem twarz żula, którego przypadkowo potrąciłem na Głównym. Usta wykrzywione miał w paskudnym grymasie, a połowa twarzy wyglądała jakby ktoś żywcem oddzielił mięso do kości krótkimi szarpnięciami. Zupełnie jakby dopadła go zgraja szczurów. Przerażony odrzuciłem od siebie koc z obrzydzeniem i nie wiele myśląc wyciągnęłam komórkę zastanawiając się czy zdecydować się na pogotowie czy straż miejską. Rzężenie bezdomnego rozsadzało mi czaszkę, by po kilku sekundach zamienić się w cichy jęk. W pewnej chwili rzężenie ucichło, a do moich uszu dotarł cichy, ale wyraźny chichot. Tego było już dla mnie za wiele. Zbliżyłem się powoli do nieruchomego już koca, chcąc wytargać żartownisia za uszy.

– Jaja sobie robisz do cholery!

pod nim leżała tylko sterta brudnych szmat, a na samym jej wierzchu jakby przeznaczona specjalnie dla moich oczu, leżała bransoletka, którą jakąś godzinę wcześniej znalazła u mnie Mariola. Ani śladu ciała. Zmroziło mi krew w żyłach. Zupełnie odechciało mi się wizyty u lekarza i czegokolwiek innego. Z szybkością kamikadze pognałem do domu., Musiałem mieć naprawdę przerażoną minę bo Matylda spojrzała na mnie, jakby gonił mnie sam diabeł. Zdezorientowana wpuściła mnie do domu i zamknęła wszystkie zamki, wcześniej jakby mimo woli rozglądając się po okolicy jakby miała w pobliżu zobaczyć jakąś zjawę. Opierałem się o ścianę i dyszałem ciężko. Minęło kilka minut zanim się odezwała.

- Co się stało, bejbe? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

I jak tu teraz powiedzieć, że było dokładnie tak jak mówi.

- Spokojnie kochanie, ja tylko – dyszałem ciężko, próbując zarobić na czasie - postanowiłem sobie pobiegać. Wiesz czasem lubię tak z rana. Chodź

przytuliłem ją a ona chwyciła moje udo, Poczułem jej zapach i nagle wszystko jakby odpłynęło. Uświadomiłem sobie jaka kobieta mi się trafiła. Zachowuję się jakbym postradał rozum, biegam po mieście, odchodzę od zmysłów, a on cierpliwie sobie czeka na dogodny moment. Od razu poczułem się lepiej. Chwyciła mnie rękę i pociągnęła po schodach do sypialnie. Kiedy mnie chwytała, zauważyłem od razu że na jej nadgarstku nie ma bransoletki. Chwyciłem się za kieszeń i poczułem, że jest tam gdzie ją chwilę wcześniej włożyłem.

- Co się stało, zapytałem jakby od niechcenia, gładząc jej dłoń.

– Don’t know? Położyłam ją na chwilę na pralce, gdy bralam prysznic, a jak wyszłam. już jej nie było. Musiała spaść, ale rozglądałam się za nią i jej nie znalazłam. – Wywinęła usta w podkówkę.

Ruszyła jak łania przed mną, a gdy doczłapałem się na górę zdążyła już zasunąć zasłony. I nie tylko. Ku mojej uciesze. Zdążyła też zrzucić większość ubrań. Stałem w progu i patrzyłem jak oniemiały, dopiero w tym momencie uświadamiając sobie, że za chwile przyjdzie czas aby ściągnąć spodnie. Delikatnie podciągnąłem nogawkę, nie wiedząc co zastanę. A co mi tam/ Nie mogłem się powstrzymać Sięgała właśnie na plecy do zapięcia stanika, gdy wydałem z siebie okrzyk jak indiani i wskoczyłem na łóżko

- pomogę ci.

Wprawnym ruchem rozpiąłem stanik, smiejąc się pod nosem, dotknąłem jej gorącej skóry i odpłynąłem. Zerkała na mnie zalotnie przez ramię, gdy masowałem jej kark. Nareszcie w domu pomyślałem ukontentowany. Jednak moja radośc nie trwała zbyt długo W pewnym momencie spojrzała na mnie jakby zdziwiona, i lekko poruszyła nosem.

- Czujesz to – zrobiła zniesmaczoną minę.

– Co. nie wiem? Nic nie czuję.

Poczułem za to że za chwilę nie będę mógł sprostać czekającemu mnie zadaniu.

- Coś mnie. Ała!!! - jęknęła i wyskoczyła szybko z łóżka.

Teraz i ja to poczułem. Coś, jakby odór zgnilizny. Jakby nie mytego ciała. - Spojrzała na mnie niby żartem, ale zapytała z odrazą

– na pewno się dziś kąpałeś – zapytała, uśmiechają się, ale tak jakby kwaśno.

Przez chwile siedziałem na kołdrze lekko skonsternowany. Wkurzyły mnie te jej głupie pytania. Zupełnie przeszła mi ochota na jakiekolwiek igraszki. Poczułem swędzenie na plecach i podrapałem się, zduszając przy okazji palcami coś małego. Mariola stała obok i drapała się, jakby chciała zedrzeć z siebie skórę.

- Skąd do cholery…? – nawet nie zdążyłem pomyśleć, gdy Mariola podeszła do mnie i szybkim ruchem zaczęła ściągać kołdrę. Krzyk, jaki później usłyszałem, mógłby obudzić umarłego i właściwie pasował do okoliczności, bo biorąc pod uwagę smród, jaki rozniósł się w tej samej chwili wyglądało na to, jakby przed chwilą w moim łóżku coś takiego nastąpiło. Kołdra zsunęła się na podłogę, tuż za na wpółprzytomną Mariolą, a moim oczom ukazała się chmara, a raczej miliony skaczących maleńkich czarnych potworów, które jakby urządziły sobie w moim łóżku plac zabaw. Mariola patrzyła przez chwilę osłupiała na cale widowisko, po czym przystępując do ewakuacji, niewiele myśląc, ruszyła do drzwi. Zacząłem się drapać. Na moim ciele, co kilka sekund pojawiały się nowe czerwone punkciki. Wyglądało na to jakby robactwo, pokrywało każdy fragment mojego ciała. Ból był nie do zniesienia. Za drzwiami usłyszałem piski Marioli, a po chwili jej spazmatyczny szloch

Nie wiedziałem czy ruszyć się z miejsca, znowu poczułem się jak w jakimś bardzo realistycznym śnie, problem w tym, że dokładnie czułem każde ugryzienie. Mariola była w salonie, byłem tego pewien bo doskonale słyszałem jak pewnie siedzi na kanapie w salonie i popłakuje. W pewnej chwili sam nie wiem czy to z przypływu adrenaliny czy już zupełnie ześwirowałem, bo podjąłem absurdalną decyzję, która nawet w sytuacji w jakiej się znalazłem wydała mi się tak zaskakująca, że aż niemożliwa. Prawie sturlałem się po schodach, omijając zaskoczoną moim nagłym przybyciem Mariolę:

- Cholera Paweł, co tu się dzieje? W ręku trzymała szklankę do płowy napełnioną dżinem. Ręce jej się trzęsły - możesz mi to wytłumaczyć Do tej pory sprawiała wrażenie kobiety z krwi i kości, ale każdy ma swoje granice wytrzymałości i chyba właśnie je przekroczyła.. drapiąc się co chwila, tu i ówdzie i wglądała jak mała naburmuszona dziewczynka, która miła zaraz ponownie się rozpłakać. Miałem ochotę podejść i ją przytulić ale byłem prawie pewien, że w obecnej sytuacji nie sprawiłoby jej to raczej przyjemności. Cofnałem się tylko i stanąłem w połowie drogi pomiędzy nią a drzwiami wyjściowymi, nie do końca pewien co z sobą zrobić. Zniecierpliwiona fuknęła i nadęła policzki.

- Fuck, fuck, fuck – spojrzała na mnie bardzo już poirytowana

– Skarbie wiem jak to wygląda i pomyślisz, że jestem jeszcze bardziej szalony, ale wydaje mi się, że wiem co tu się dzieje. – uniosła brwi, ale nie odpowiedziała.

Wyszedłem na mróz, wiatr wiał coraz mocniej i chwilami myślałem, że za chwilę urwie mi głowę. W połowie ulicy nagle ochłonąłem Na dworzec raczej z buta nie dojdę. Czułem jak nogawki kleją mi się do łydek i nawet nie chciałem myśleć, jak to wszystko wygląda. Podszedłem o garażu i nacisnąłem przycisk. Brama otworzyła się ze zgrzytem przy okazji zrzucając na ziemię kilka sopli lodu. Miałem już dosyć tego wszystkiego. Prawdę mówiąc nie byłem pewien czy mój plan zadziała, czy to przypadkiem nie moja chora wyobraźnia, ale gdybym mógła w tej chwili dorwać faceta, to…oj, byłoby z nim kiepsko. Co zamierzałem zrobić? Sam nie byłem do końca pewien. Miałem podejść do faceta i powiedzieć. Stary, sorty ale mógłbyś przestać zrzucać na mnie wszystkie plagi egipskie albo coś w tym stylu. Wsiadłem do BMW i włączyłem klimę i poczułem zapach cytrusów. Włożyłem kluczyk do stacyjki i przekręciłem. Silnik zawył niemiłosiernie i po chwili zgasł. Spróowalem jeszcze raz i drugi, za każdym razem przeklinając pod nosem ale nic to nie dało. Miałem dosyć. Syknąłem i zacząłem machać nogami i rękoma na wszystkie strony, przy okazji uderzając w deskę rozdzielczą i wrzeszcząc jak rozkapryszony bachor, któremu ktoś zabrał nową zabawkę. Nawet jeszcze nie do ońca jego. Sięgnąłem do kieszeni. Wychodząc z domu nie zabrałem komórki. Nie chciałem ryzykować i wracać do domu, trafiając akurat na apogeum szału Matyldy. Jeśli nadal tam tkwiła. Na ale istnieje w końcu coś takiego jak komunikacja miejska. Prawdę mówiąc nie do końca wiedziałem z czym to się je. Ostatni raz korzystałem ze swojskiego MPK w czasie studiów, czyli jakieś 10 lat temu ale, co innego mogłem zrobić. Zrezygnowany zwlokłem się z fotela, zamknąłem bramę i ze złością trzasnąłem furtka. Nie martwiłem się już czy Mariola to słyszała czy nie. Poczłapałem w stronę, gdzie jak kojarzyłem powinien znajdować się przystanek tramwajowy. Pod wiata przystanku zgromadziła się już mała grupka fanów sportów ekstremalnych, chowając się przed mżawką. Stojące w kącie dwie nastolatki, ubrane raczej nie jak na tę porę roku przystało, śmiały się głośno wymieniając się informacjami na temat sobotniej imprezy. Jedna z nich chichotała nerwowo, jakby dostała konwulsji. – Mózg jej pewnie zamarzł pomyślałem ze złością i chrząknąłem znacząco. Nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi, dalej trajkotały, przekrzykując się nawzajem. Obok mnie stała stateczna matrona, ubrana w szary wełniany płaszcz, z dość pulchnym, na moje oko sześciolatkiem, który co jakiś czas wyglądał spoza niej przyglądając mi się badawczo. Dotknąłem twarzy czując kilkudniowy zarost. Pewnie nie stanowiłem zbyt przyjemnego widoku. Zmęczenie dawało wyraźnie o sobie znać. Podjechała 10, ruszyłem, więc jak posłuszna owca za resztą stada, które właśnie pakowało swoje szanowne cztery litery do nie nowego już wagonu. Nie miałem czasu żeby zastanawiać się zbyt długo nad fenomenem komunikacji miejskiej. Rzuciłem się tylko na najbliższe siedzenie, jak się okazało tuż obok matki, czy też babci z dzieckiem. Kobieta przez chwilę siedziała zaaferowana dzieckiem, które wierciło się i marudziło. Chłopak, jedna był mną wyraźnie interesowny. Patrzył na mnie z oczami jak dwa spodki, kopiąc regularnie, jakby sprawdzać czy zareaguję. Kobieta zerknęła w moją stronę. Na mój widok lekko się skrzywiła. Zastanawiałam się czy nie przypomnieć jej, że wypadałoby przeprosić za bachora, ale nie zdążyłem się odezwać, bo nagle skrzywiła się jeszcze bardziej i w mgnieniu oku chwyciła dzieciaka za grubą rękę i pociągnęła go na drugi koniec wagonu. W tym samym czasie odkryłem źródło jej obrzydzenia. Poczułem okropny smród. Powąchałem kurtkę. Śmierdziała jakbym nie mył się co najmniej od kilku dni, a przecież kilka godzin wcześniej brałem prysznic. Po kilkunastu minutach całkowitego odrętwienia dojechaliśmy wreszcie na miejsce i moim oczom ukazał się remontowany właśnie budynek dworca PKP w Poznaniu. Niepewnym krokiem ruszyłem przed siebie. Już z daleka zauważyłem krzątającą się w pobliżu głównego wejścia grupkę żuli i menelów. W pewnym momencie jeden z nich zaszedł mnie z boku

- Kierowniku poratuj ćmikiem

nie paliłem, o czym nie omieszkałem poinformować koleżki, który stał naprzeciwko mnie, kiwając się w przód i w tył, w stylu palce pięty i patrzył na mnie badawczo. Doszedłem jednak do wniosku, że jego osoba może mi się przydać.

- Słuchaj – nie mam fajek, ale dam ci dwie dychy

Spojrzał na mnie podejrzliwie i już chciał mnie poklepać po ramieniu, mimowolnie odsunąłem się na bezpieczną odległość

- Wczoraj, jeden taki zgarniał tutaj śnieg.

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego, sprawdzając czy mnie słucha. Kiwał się nadal z miną co najmniej greckiego filozofa, podpierając palcem podbródek

– no i co z tego? - rzucił tylko

– to, że chciałem mu coś oddać. Słuchaj wiesz może co z nim. Naprawdę nie mam czasu na wyjaśnienia.

Chłopak nadal przyglądał mi się badawczo

– Słuchaj, pewnie jesteś z policji. Zenek w porządku gość, muchy by nie skrzywdził. Fakt nie ma łatwego życia, ale kto z nas ma. Dawno nikt się go nie czepiał, nawet ostatnio nie chciał z nami pić, pracował. No, ale cóż życie jest ciężkie. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie

– dobra 5 dych.

chłopak zaśmiał się. dopiero teraz zauważyłem, że jest młodszy niż początkowo mi się zdawało.

– A co ty mógłbyś mu oddać, przecież nic nie ma. On i Stenia mieszkają w swoim szałasie, nawet ostatnio się zaręczyli. Widzisz, potrafimy żyć jak inni - splunął jakby z oburzeniem. – Zresztą niedaleko w parku Sołackim.

O nic już nie pytając, wyciągnąłem z portfela 50 złotych i wręczyłem je oniemiałemu zulowi. W Parku Sołackim. Tyle razy przechodziłem tamtędy, ale nie wiedziałem nikogo takiego. Trudno powiedzieć gdzie mogliby się chować. Padało coraz bardziej. Strzepnąłem z głowy świeży śnieg i okryłem się szczelnie kapturem. Nie byłem pewien czy faktycznie jest tak zimno, czy mój koszmar znów wrócił. W każdym razie ruszyłem żwawo stronę parku, próbując ominąć znajdujące się, co kilka metrów zaspy. Z każdym krokiem śnieg coraz bardziej gęstniał. Nagle do moich nozdrzy dotarł jakiś zapach jakby, palonego spirytusu pomieszany z dymem palonego mięsa. Wychyliłem się zza drzewek otaczających jezioro - mam cię skubańcu, pomyślałem - Nagle moja noga ugrzęzła w czymś miękkim, siłowałem się próbując ją uwolnić, próbowałem uwolnić nogę, okazało się, że zahaczyłem o wyrastającą pod spodem gałąź. Już z daleka zobaczyłem mały, chylący się ku upadkowi szałas, a w jego pobliżu krzątającą się, jakby a przekór wszystkiemu jego gospodynię. Ale nie dałem rady. Stopa nadal tkwila w miękkim podłożu. Nie poddając się moim usilnym probom przywrócenia jej do porządku. Zachwiałem się i upadłem na miekki śnieg. Ogarnęła mnie ciemnośc. Słyszałem nad soba tylko podmuchy wiatru i wczułem oganiające mnie coraz bardziej zimno. Wokół siebie usłyszałem jakies szuranie. Szur szur. Jakby milion małych pazurków tłoczyło się obok mnie. Poczułem jak coś długiego i cienkiego wsua się pod moją nogawke. Pomyslełam, że umarłem i znalazłem się w piekle. Chyba nigdy w zyciu tak cholernie się nie bałem. bok siębie usłyszałem jakieś głosy. Początkowo stłumione, po chwili zaczeły przybierać na sile. Nie wiem ilu ich było. Szeptali coś pomiedzy soba. Słowa których nie rozumiałm jakby mówili w obcym języku. Po chili usłyszałem wyraźny głos kobiety. – Zamknijcie się. Chyba się budzi – był bardzo nieprzyjemny i lekko chropowaty

Dwoje silnych ramion podniosło mnie do góry i ktoś podstawił mi do ust butelkę. Poczułem silny zapach alkoholu.

- Pij. Lepiej się poczujesz.

Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Obok mnie stąło kilkau mężczyzn. Wszyscy mieli przemęczone, czerwone od zimna twarze. Kobieta, która była z nimi wydawała się najbardziej sympatyczna. Biała chustka na głowie, warstwy brudnych szmat na ciele, nogi zawinięte bandaże, na głowie czapka zbyt duża jak na nią, nogi okrywała kraciastym kocem. To ta sama którą widziałem chwilę wcześniej pod chatą. Kobieta wskazała palcem na dwóch stojących obok nij mężczyzn. Spojrzeli jakby zdezorientowani.

- No co się gapicie. Bierzemy go. Zajmijcie się nim teraz on tu będzie rządził. Zaśmiala się, a ja poczułem jak sciska mnie w żołądku.

Po chwili tylko się uśmiechali i kiwali głowami.

Kobieta przykryła mnie kocem, prawie po czubek głowy, spod niego owyswał się jedynie mój zziębnięty, zapewne już czerwony tak samo jak ich nos. Obok mnie rzuciła jakas szmate, po czym zasiadla na niej z tak godnościa jakby był to co najmniej fotel w hotelowym pokoju w Hiltonie.

Przez chwile dwoje przerażająco jasnych, jakby rozwodnionych jak u psa Husky oczy wpatrywało się we mnie, po czym kobieta wyciągnęla zza pazuchy paczke papierosów i stukając o jej spód zgrabym ruchem wyciągnęła jeden z nich i podpalił. Najwyraźniej nie miala ochty mie częstować, chociaż nie powiem, że miałem na to ochotę. Nie odzywała się długo, wdychała tylko do płuc dym wymieszany z zimenym powietrzem i patrzyła na wprost, jakby się nd czymś zastanawiała.

- Pewnie to nasza ostatnia zima na Sołaczu – powiedziała po chwili, a ja o mało co nie dostałem zawału serca. - Jakiś deweloper chce tu wybudować domy, więc będziemy musieli się stąd wynieść.

Nie do końca rozumiałem o co jej chodzi, ale jakby nie patrzec uratowała mi życie, przypadkiem może ale nie zamierzałam przerywać jej monologu, bo znowy nabrała powietrz, jakby chciała dokończyć.

- Wiedziałam, że się w cos wplącze- spojrzała na mnie i splunęła – integracja, cholera te czarnuchy n przyjechały nie wiadomo skąd, nie wiem skąd ich przywiało, a Stefek był gadatliwy, oj był, do każdego potrafił zagaic i odezwać gebę. Ja tam jestem inna.

Spojrzała na mnie,. Lezałem trzęsąc się zimna, czego chyba nie widziała, manewrując głową na boki w poszukiwaniu pozostałych, którzy nagle jakby się rozpłynęli

- Poszli po coś do jedzenia, w kocu musimy cie jakoś powitac – odpowiedziała nagle jakby uprzedzając moje pytanie. Cholera czyta mi w myslach.

- Uspokój się przecież nie zrobię ci krzywdy – lekko zniecierpliwiona rozpieła kurtkę wymagając z wewnętrznej kieszeni półlitrową butelkę wody mineralnej – masz napij się zrobi ci się lepiej.

Wystarczy jeden łyk i miałem całkowitą pewność że to nie była jednak woda. Przyjemne ciepło w przełyku zaczynało rozchodzić się coraz niżej, wypiłem więc nastepny. A, co tam może obudzę się rano na kacu, bezpieczny w swoim domu.

Kobieta podrapała sę po głowie

- Na czym to ja..Aha, któregoś dni, chyba pod koniec jesieni., przyszli do parku, ta grupa bezbożników, no a Stefek jak to on, jak zwykle kozak. Przyszli jeszcze kilka razy. Któregoś dnia przyniósł to świństwo- chwyciła mnie za nadgarstek, na którym caly czas wisiała moja bransoletka,- A jaki był rozradowany…Powiedzieli mu, że to rozwiąze wszystkie nasze problemy. Tak powiedział, a ja mu na to Stefek, wywal to w cholere, co jak co zaobonna nie jestem ale innowiercom jakoś nie ufam. No i któregoś dnia poszedł z nimi palic, te jak mówił lecznicze zioła. Zapadał zmierzch i robiło się coraz chłodniej. Przez chwilę szperał w kontenerach. A może zasłabł? Wyniszczony przez lata organizm odmówił posłuszeństwa. Tak mogło być. Nad ranem, 30 listopada, zobaczył go mieszkaniec pobliskeiego bloku. Potem przyjechała ekipa dochodzeniowa, prokurator i lekarz. Podobno wychlodzenie organizmu. Tak było.

Przestałem jej słuchac. W oddali usłyszałem dźwięk policyjnych syren Wsparłem się na łokciach, z nadzieją, że coś zauważe, albo oni zauważą mnie, ale widac było tylko oddalające się światła.

Pokiwała głowa lekko irytowana i delikatnym ruchem położyła z powrotem na ziemi

- Ty się za bardzo nie wyślij. Najpierw nabierz sił, jeszcze ci się przydadzą.

Spojrzałem na nią pytająco

- No co się tak gapisz?. że ludzie nie zdawali sobie sprawy, że bycie bezdomnym jest jak praca - trzeba włożyć wiele wysiłku, żeby przeżyć każdy tydzień.

***

Zenek stoi obok mnie, wsparty na łpacie do odśnieżania, tupiąc nogai prubuje pozbyć się śniegu.

- Siedziałem w więzieniu osiem lat, za morderstwo niby. Mieszkałem kiedyś z konkubiną, na imprezie przewróciła się na schodach, uderzyła w głowę i wszystko było na mnie, za to siedziałem. Jak wyszedłem, byłem bezdomny. Ale nie, pije prace tez mam

Od rana przewionęlo się przez dworzec kilku mu podobnych. Stoję i przysłuchuje się każdej kolejnej historii i tak zabijam sobie czas do obiadu. Stefka siedzi w domu, miała wymyslić jakiś obiad. A dobra z niej kucharka. Potrafi wyczarować coś z niczego. Korzysta z bonów, które czasem ktos podrzuci. Czasem też pomoge handlowcom sprzątnąć stragany, niepotrzebne kartony wyniose.

- Poczciwa kobieta wiecej na tym swiecie powinno być takich babek jak ona.- mówię znienacka to do siebie to do Zenka. Chyba nie zwróciła na mnie uwagi, bo odwrócił się nagle z otwartymi ustami wgapiając się jakąś cizię, która własnie schodziła głównymi schodami.

- Poczciwa kobieta, Zenek, a nie takie o.

Idzie sobie taka cizia, nogi długie do samej ziemi. Włosy jeszcze dłuższe. Blond, a jakże i stuka tymi kozaczkami. Stefka w śniegowcach biega przynajmniej się o dziurawy chodnik nie pozabija.

- A na kosmetyki to pewnie wydaje tyle ,ze takiej kasy to ty na oczy nie widziałeś.

Odwróciłem się do Zenka, stał jak zahipnotyzowany wpatrując się w lalunię, która właśnie nas mijała,, ciągnąc za soba małą różową walizeczkę.. Z bliska już nie wyglądała tak dobrze, rozmazany makijaż, włosy w nieładzie. Wyglądała jakby pół nocy spędziła ryczac na łozku. Cóż każdy ma swoje problemy. Zenek stał obok mnie paląc papierosa.

- Tej, ale musiał ja jakiś kochaś wystawić, co. Szkoda dziewczyny bo się marnuje, tyłek też niczego sobie. Przygarnał bym taką.

Zaśmiałem się i spojrzałem na nią katem oka, gdy nas mijała. W tej samej chwili gazeta, którą niosła pod pachą, wysuneła się i wpadła w sam środek breji, którą chwilę wczesniej usypaliśmy z Zenkiem.

Schyliłem się żeby ją podnieść,. Chciałem być dżentelmenem, więc zrobiłem krok w jej stronę

- Pomoge panience. – uśmiechnąłem się szeroko.

Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Cholera mógłbym przysiądz że gdzieś już tę buźkę widziałem, tyle ze nie pamiętam gdzie. Chociaż z drugiej strony one wszystkie wydają się takie podobne. I po wszystkich widać, ten grymas obrzydzenia, i wstrętu na twój widok, nawet jeśli chcesz tylko zapytać o godzinę. Ale, że w przeciwieństwie do niej zachowałem jeszcze resztki kultuy. Co jak co swój honor w końcu mam – nachyliłem się żeby jej te gazetę podnieść. Nie zdążyłem. Gdy podniosłem głowę, panienka była już kilka metrow za nami, kierując się do głownego budynku dworca i zamiatając za soba tyłkiem, ciągneła swoją śmieszna rózową walizke.

Pokiwałem z niedowierzaniem głową

-No też mi kultura - rzuciłem do Zenka.- Ale przynajmniej gazetkę zostawiła. Ty patrz, piszą o Nas? – wręczyłem mu dziennik dumny ze swojego odkrycia, na pierwszej stronie, wielkimi litrami: Ich domem są ławki w parkach, bramy w kamienicach, puste wagony, czasem śmietniki. Spotkać ich można w każdej dzielnicy. Najtrudniejsza do przetrwania jest dla nich zima. W tym tygodniu w Poznaniu znaleziono zwłoki jednego z nich. Bezdomni.

Pokiwaliśmy ze smutkiem głowami,

- No ale cóz, robota sama się nie zrobi – rzucil Zenek

Wróclismy do łopat zastanawiając się, który z nas będzie nastepny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

White Rabbit, Uff, fakt, ciezko przebrnac przez taka ilosc tekstu:) ale musialam sie tym z Wami podzielic :oops: chce w koncu ruszyc z miejsca i zaczac naprawde sie rezlizowac a nie tylko siedziec i walic glowa w mur.

Dziekuje za filmiki, obejrze na pewno:)

 

A tak wlasciwie, jakie jest wasze zdanie na powyzszy temat. Ja mam swoje wyrobione ale nie oczekuje od nikogo, ze bedzie sie ze mna zgadzal;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depakiniarz, przyznaje, ze ja tez nie przebrnelam, przez Twoje do konca, a raczej nie wczytalam sie tak dokladnie jak chcialam :oops: wszystko przez to, ze nie potrafie, skupic uwagi na jednej czynnosci dluzej niz kilka minut, wiec jestesmy kwita;) Sam fakt, ze chociaz kilka osob sie zainteresuje tematem bardzo mnie cieszy:) Kurcze, ze slownictwem podczas normalnej rozmowy mam straszliwy problem, slowa mi uciekaja z glowy jak szalone :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ellwe, Opowiadanie bardzo ciekawe,chociaż naprawdę troszkę długie,ale ja jako człowiek wytrwały przeczytałem od deski do deski.

Jako puentę mogę powiedzieć że z racji że mam dobre serce (co mnie czasem gubi :-) )zawsze pomagałem bezdomnym w miarę możliwości,odkąd rozwaliła mnie choroba trochę przewartościowałem życie i też pomagam.

Każdy dosłownie każdy może się kiedyś znależć na ulicy i to z powodów niezależnych od siebie.Fortuna kołem się toczy.

Pozdrawiam Wolf.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wciągające, końcówka mnie wzruszyła. Literówki przeszkadzają w czytaniu.

 

-- 25 maja 2015, 11:03 --

 

Poczułam się bezdomna i jest w tym coś prawdziwego, uwalniającego.

:uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziekuje za mile slowa :) Literowki niestety sa wiem o tym :/ mam nistety mnostwo pomyslow i opowiadan, ktore zaczynam lub pisze w calosci ale nie nanosze poprawek i zostawiam w stanie surowym :(

Ale pomimo tego postanowilam wrzucic opowiadanie bo tematyka jest faktycznie istotna :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×