Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy nadaje się na diagnozę, czy to zwykła panika?


Kaźmisz

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, to mój pierwszy post tutaj.

Mam 23 lata. Zaczęło się rok temu, gdy ukończyłem licencjat. Nie chciałem robić mgr na tej samej uczelni nie zachwycony jej poziomem i brakiem środków finansowych na dojazdy, gdyż mieszkam 30km od głównego ośrodka akademickiego w województwie. W głowie siedział pomysł, by za rok pod pretekstem ukończenia studiów do końca, na drugi stopień, wybiorę się do większego miasta, z dobrą szkołą ekonomiczną i tam zacznę powoli układać sobie życie na własną rękę. Przez rok po licencjacie podporządkowywałem swoje życie pod ten pomysł, nie zastanawiając się czy jest słuszny czy nie. Gdy nadszedł czas rozstania z bliskimi poczułem strach i pojawiły się wątpliwości, czy tego chce. Po przyjeździe dostałem niezłą pracę. Czekałem za to, aż zaczną się zajęcia, jako wybawienie dla mojego negatywnego nastawienia na zmianę. Gdy się zaczęły, coś w mnie pękło. Chyba podświadomie oczekiwałem szkoły z kosmosu (uczelnia o dużym prestiżu), a tu jeśli chodzi o jakość przerabianego materiału, byłem zawiedziony. Po głębokich przemyśleniach, po miesiącu wróciłem na rodzinne łono. Stwierdziłem, że studia nie są dobrym pretekstem by zostawiać to co dla mnie najważniejsze – rodzinę i przyjaciół. Poza tym nie była to przemyślana decyzja, nie zastanawiałem się nad kompromisowymi opcjami, tylko szedłem w ten radykalny krok przekreślenia wszystkiego grubą krechą (5 h do domu pociągiem). Niby tłumaczyłem sobie to wszystko logicznymi pobudkami – w moim mieście nie ma perspektyw, przyjaciele kiedyś odejdą itp. Jednak uświadomiłem sobie, że nie jestem na taki krok gotowy, w końcu jestem zwykłym chłopakiem z małego miasta, z niezamożnej rodziny, mało ambitnym. Tak na prawdę nigdy nie wierzyłem też w moc sprawczą studiowania – nie są one w dzisiejszej Polsce obietnicą tego, że będzie można dobrze żyć. Od zawsze bardziej zazdrościłem ludziom z „fachem”, o konkretnych umiejętnościach, wiedzących co chcą robić. Nigdy nie byłem też zbytnio otwarty na ludzi, a środowisko studentów uważam za prymitywne. Dlatego też posiadanie 2 prawdziwych przyjaciół w swoim życiu zawsze uważałem za największą wartość, choć i oni nie pojawili się od razu. To jedyni ludzie, z którymi czuje się naprawdę swobodnie i nadający jakiś sens. W moim domu nigdy się nie przelewało, moi rodzicie nie są wykształceni, nie mają dobrej pracy. Pracuje tylko ojciec – zarabia najniższą krajową, w dodatku nie potrafi odmówić sobie pieniędzy na nałóg nikotynowy oraz alkoholowy. Dlatego też nigdy nie mogłem liczyć na wsparcie finansowe rodziców, ale póki z nimi mieszkałem radziłem sobie sam i starałem się pomagać. Zawsze miałem jednak niedosyt – chciałem pracą i chęciami doprowadzić ognisko domowe do takiego stanu, żeby większych zmartwień nie było, a trochę rzeczy jest do poprawy. Wyprowadzka tak daleko jak sobie ubzdurałem uniemożliwiłaby mi to, choć można też stwierdzić, że to powód którego szukałem na siłę, bo mimo wszystko zdecydowałem się wyjechać, więc potrafiłem mieć to gdzieś. Do domu wróciłem i swojej drogi jeśli chodzi o to czego chcę się uczyć dalej, jaką szkołę wybrać i jakie kwalifikacje chcę jeszcze zdobyć jestem pewien. Tego CO CHCIAŁBYM ROBIĆ W ŻYCIU – nie. Rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemię, choć wiedziałem czego się spodziewać. Znaleźć jakąś pracę jest tutaj bardzo trudno, choć patrząc na innych każdy sobie jakoś radzi (taki już jestem, ciągle podświadomie porównuje siebie z innymi). Czasami myślę, że jestem jedynym człowiekiem tutaj który sobie nie radzi. Ciągle mam świadomość, ze muszę gonić tych dzieciaków z zamożniejszymi rodzicami, którzy nigdy nie musza się martwić czy im starczy kasy do końca miesiąca. Nie chcę zwalać winy na to, że w tym kraju jest do bani itp. Bardziej zastanawiam się, kto jest głupi a kto mądry. Jestem głupi czy mądry ciągłe zastanawiając się nad swoim życiem, nie kończąc studiów, trzymając się tego co dla mnie najważniejsze nie oczekując na razie więcej niż pracy i kontaktu z przyjaciółmi? A ci, którzy kończą studia nie zastanawiając się nad przyszłością, wierząc, że z papierem, który ma dziś tą samą wartość co kiedyś matura wszystko się kiedyś ułoży – są mądrymi czy głupimi? Nie oczekuje wiele, a jednego pragnę. Chciałbym przestać zastanawiać się nad swoim życiem przez jakiś czas, bo zauważyłem, że robie to od dawna. Nie wiem czy to przejaw braku ambicji. Etat znaleźć jest tu trudno, a on wprowadziłby trochę spokoju we mnie, mógłbym spokojnie uczyć się dalej zaocznie tu gdzie jestem (nie mówię jednak o studiach), pomagać rodzicom i planować czas z przyjaciółmi. Zastanawiam się, czy te wszystkie zawirowania to efekt niedojrzałości (osobowość niedojrzała?), głupoty? Genetyczna niezaradność (biedni rodzice) i pech to aspekty, z którymi nigdy nie chciałem polemizować, ale co raz częściej przychodzą mi na myśl. Wiem, że nie mogę sobie pozwolić na depresję, ale co raz częściej boje się każdego kolejnego dnia. Uważam, że jest to poważny moment zawahania w moim życiu, a jako młody (jeszcze) człowiek nie potrafię się odnaleźć, bo w tym kraju co raz trudniej zdecydować się co się opłaca, a co nie… Pewnie jeszcze długo będę wspominał przeszłość i zastanawiał się czy rzucenie studiów nie było błędem, choć przy zestawieniu plusów i minusów wybrałem to na czym mi naprawdę zależy. Ale jeżeli te rzeczy kiedyś znikną? Zresztą wspominanie i rozgrzebywanie przeszłości dolegało mi w dotychczasowym życiu bardzo długo, choć potrafiłem sobie z tym radzić. Zastanawiam się jednak, czy dolegać mi mogą jakieś zaburzenia osobowości?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze wiem o czym mówisz. Mam podobne problemy. Nigdy nie mogłem odejsc ze swojego miasta choc bardzo chcialem, ale z braku środków finansowycyh musialem studiowac w miejscu urodzenia. Uczelnia oczywiscie do kitu, fabryka bezrobotnych. 5 lat przebimbanych u matki na garnuszku. Nie mogłem sie ngdy zdobyc by odejsc, znalezc sobie samemu prace, usamodzielnic sie. Wolałem isc na łatwizne. Dzisiaj zaluje wszystkiego. Wiem ze rodzice powiedzieli mi ze mnie w obcym miescie nie utrzymaja, ale mogłem podjac ryzyko sam. Niestety bylem zbyt dziecinny i strachliwy. Moje działania doprowadziły, ze siedze dalej u mamusi na garnuszku, bez zawodu, ze skonczonymi beznadziejnymi studiami, przewaznie bedac bezrobotnym. Znajomi dawno sie porozchodzili, niektorzy juz sa po slubie i maja prace. Zostałem sam jak palec.

Moje ambicje i marzenia prawie ze umarły.

Jest jednak nadzieja. Mam troche srodków na koncie. Pracuje aktualnie dorywczo w pracy "niby w zawodzie". Plan jest taki by spieprzac do wielkiego miasta z tej dziury jak najdalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×