Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kaźmisz

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Kaźmisz

  1. Kaźmisz

    [Olsztyn]

    Poleci ktoś dobrego prywatnego psychoterapeutę w Olsztynie dla faceta nie radzącego sobie ze stresem?
  2. Kaźmisz

    [Olsztyn]

    Z góry przepraszam, że nie chcę mi się przeszukiwać całego wątku. Jakiego psychoterapeutę/poradnie polecicie w Olsztynie? Zarówno prywatnie jak i NFZ.
  3. Bardzo łatwo tracę pewność siebie, nawet jeśli jakoś udaje mi się ją odzyskać na jakiś okres. Bardzo źle znoszę konfrontacje z ludźmi. Przykładowo, potrafię przewidzieć, że ktoś się ze mną nie będzie zgadzał w jakiejś kwestii, rozmyślać to przez kilka dni by potem przy konfrontacji czy dyskusji nie umieć powiedzieć tego co ma się na myśli. Zwłaszcza, gdy ktoś nawet "lekko" wytrąca mnie z równowagi w czasie dyskursu. Mam problem z wyrażaniem agresji. Na przykład, gdy wiem, że nie lubię swojego współpracownika (lub ktoś mnie nawet lekko zdenerwuje), rozmyślam konfrontacje. Przy najbliższej okazji gdy agresja emanuje od "oponenta" samemu nie daje jej upustu i według siebie samego przegrywam kłótnie. Później następuje kumulacji złości i frustracji - wymyślam następne konfrontacje, które są tak naprawdę fantazjami o zabiciu go lub ciężkim uszkodzeniu. Przy czym niepokojące jest zachowanie mojego ciała w czasie tego - gotuje się, a nawet trzęsę. Zresztą bujanie w obłokach to moja poważna wada. I nie mówię tutaj o braku koncentracji gdy jest to potrzebne i rozmyślaniu o sprawach przyziemnych. Mówię tu o kompletnym odjeżdżaniu w jakieś fantazje - gdy łapię się na tym moje ciało również wpada w jakiś "trzęsący się" trans. Czasami sam dziwie się, że potrafię mieć dobry humor i uśmiechać się wśród znajomych - ogarnia mnie jakiś werteryzm. Najdziwniejsze jest to, że dużo bezpieczniej czuje się w strefie swojego smutku niż ewentualnej radości. Nie ma dnia, w którym nie mówiłbym sobie, że moje życie to gówno. Zaczynam już nawet ironicznie, humorystycznie mówić o samobójstwie.
  4. Nie ocenimy wartości wszystkich ludzi na świecie, lecz ocenimy tych, których możemy poznać. A ludzi poznaje się przede wszystkim przez pryzmat ich kultury osobistej, postrzegania świata i swojego życia. Człowiek jest na tyle wartościowy na ile warte jest dla niego jego życie. Stąd podział na ludzi i podludzi, ludzi i patusów. Człowiek planując np. wolny weekend będzie chciał go spędzić produktywnie, patus marzy o najebce z innymi patusami. Człowiek w relacjach z innymi ludźmi stara się od nich brać naukę dla siebie, patus bada czy przypadkiem inna osoba nie jest lepsza od niego i reaguje zazdrością. Człowiek chciałby zarabiać robiąc coś co lubi, zaś patus w najgorszej pracy zostanie jak najdłużej, by czuć się bezpiecznie, bo nabrał kredytów na dom czy mieszkanie, bo on musi przede wszystkim "mieć". Wartościowanie ludzi stosunkiem do innych ludzi? Dużo bardziej wartościowy będzie dla mnie miły skurwiel, który ceni swoje życie nad życie innych, niż ktoś kto bezcelowo poświęca je wyłącznie dla innych.
  5. Ostatniej zimy pojawiały się u mnie myśli samobójcze przez sezonowe wahania nastroju i meteopatię. Pamiętam jednak, że były to myśli bardzo romantyczne, spokojne, nie towarzyszące zdenerwowaniu, wyrażające tęsknotę za ulgą. Generalnie o samobójstwie wyrobiłem sobie ostatnio zdanie iż nie jest to wcale oznaka tchórzostwa, bo mało kto ma jaja by się zabić (tak, wiem, prymitywna myśl). I samo samobójstwo uważam za ewentualne wyjście dla siebie w przyszłości, gdy nic mi nie wyjdzie, co pewnie świadczy o niskiej samoocenie. Jest coś jednak w zabiciu się romantycznego i poetyckiego, nie uważacie? "Każdy żyje, to żadna sztuka, ale tak zdechnąć w męczarniach jak wszyscy na ciebie patrzą to jest dopiero coś"
  6. 25 lutego natknąłem się na ten filmik i od tamtej pory 0 porno i 0 mastrubacji. Mam zamiar ciągnąć #nofapchallenge do końca życia, bo już chyba więcej nazwisk znałem ze świata porno niż normalnego kina W tym wykładzie świetnie wytłumaczone jest to, dlaczego PMO jest tak niedorzeczne. Warto z tym skończyć, jeśli ma się świadomość, że nie trzeba tego robić, że to strata czasu.
  7. Kaźmisz

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=] [/videoyoutube] Z pewnością większość forum zna, bardzo "psychologiczny" kawałek.
  8. Kaźmisz

    Normy społeczne.

    carlosbueno, wiem, że wąsko opisałem temat, ale myślę, że większość "czuje" o co mi chodzi. To temat rzeka, więc liczę, że każdy dorzuci przykłady od siebie, by dyskutować poszczególne. a kto powiedzial ze to sa normy ogolnospoleczne? moze to sa "normy" w Twojej rodzinie? Bardziej mi chodzi o to, że, gdy widzisz większość, widzisz podobieństwa. Te podobieństwa stają się obiektem pożądanego powielania, stąd takie nie inne nazewnictwo. Takich ludzi nazywamy szczęśliwymi :)
  9. Ja zawsze poszukiwałem w dziewczynach cech, których mi brakuje. Zastanawiam się czy jest to słuszna droga mając na uwadze, że hejtuje ludzi. Może lepiej czułbym się z kimś o podobnej osobowości niż ja? Ale taki ktoś pewnie nigdy mi się nie spodoba
  10. Kaźmisz

    Normy społeczne.

    Jaki jest Wasz stosunek do ogólnie przyjmowanych norm społecznych? Macie problem z ich akceptacją? Ja szczerze mówiąc mam ciągle problem z ich akceptacją, a wg właśnie tych norm społecznych jest to po prostu objaw niedojrzałości. Jakie normy mam na myśli? Chodzi mi o to co wg każdego "prawilniaka" każdy człowiek "powinien". Jebana ścieżka (nie)szczęścia(?). Powinieneś skończyć studia, bo to gwarancja pracy (lol). Powinieneś się ożenić, mieć samochód, żyć żeby przeżyć, mieć kogo utrzymać, bo tak. Powinieneś to, tamto, sramto. Szczerze, zazdroszczę ludziom kroczącym ścieżką norm społecznych, ich życie jest łatwiejsze i są pozornie szczęśliwi, pozornie ale zawsze.
  11. Kaźmisz

    Wiek

    Dobrze się maskujesz nie dając emotikonów.
  12. Kaźmisz

    X czy Y?

    tęsknota snickers czy 3bit?
  13. Kaźmisz

    Wiek

    Tak samo. Kobiety sobie odpuściłem, do następnego zadurzenia, albo w ogóle, bo ciągłe niepowodzenia i angażowanie emocjonalne już mnie nudzą. Zjebany wiek, zwłaszcza gdy straciło się wiarę w moc sprawczą studiów. 3 lata temu żyło się jak król i nie potrafiło się tego docenić a dziś zastanawiam się czy za 3 lata moja edukacja będzie coś warta i czy nie będę miał jakąś zdolność dochodową. 23, ciągle niedojrzały mimo wszystko.
  14. Myślę, że nie, bez przesady. Gdybyś zagadał znaczyłoby to tyle, zależy Ci na konwenansach. Kobieta mówi gdy ma potrzebę, a facet mówi jak ma potrzebę powiedzenia czegoś sensownego. Skoro Tobie z czystym sercem nic nie cisnęło się na język, to nie masz sobie nic do zarzucenia.
  15. Co do podejmowania decyzji, mam ten sam przypadek - ciągłe szukanie aprobaty, potwierdzenia. Najgorsze jest, gdy rodzina mówi "musisz sam podjąć decyzje", a punkt widzenia najlepszego przyjaciela nie pokrywa się z Twoim :) Ciężko wtedy stwierdzić czy to DDA czy niedojrzałość.
  16. Hmmm normalnym. Skąd ta pewność? Gdybym miał jednym tchem wymienić swoje "uwierające" mnie cechy to byłyby to na pewno życiowe niezdecydowanie, podświadomy brak pewności siebie, ciągłe porównywanie się z innymi, ciągłe poszukiwanie potwierdzenia. Mimo wszystko trochę do DDA pasuje. Zobaczymy czy moje obecne przemyślenia za kilka miesięcy zrzucę na to, że jestem obecnie na życiowym zakręcie związanym z niepewnością co do swojej przyszłości i tego co chcę robić w życiu, czy mimo wszystko wyląduje na terapii.
  17. Zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście powinienem wyluzować. Przynajmniej jeśli chodzi o mojego ojca, bo rzeczywiście ściany nie przebije. A jeśli chodzi o terapię DDA to zobaczymy czy przez kilka najbliższych miesięcy będzie mi towarzyszyć to uczucie dyskomfortu psychicznego które mam teraz i czy zwalę to siebie czy na to że jestem DDA...
  18. Co prawda to prawda, tu trafiłaś. Zawsze byłem pierwszy jeśli chodzi wprowadzanie zmian w domu, które wniosą w domu jaki pozytyw. Dotąd namawianie ojca na jakąkolwiek zmianę jeśli chodzi o jego nałogi i nerwicę sobie odpuszczałem, albo jeśli nawet coś próbowałem to nie angażowałem się tak emocjonalnie jak teraz. Czy może być tak, że teraz się tak zaangażowałem na siłę? Mianowicie niedawno wróciłem do rodziców na własne życzenie porzucając plan studiów daleko od domu. Zrezygnowałem z tego szybko, gdyż stwierdziłem, że było to błędne, emocjonalnie nie byłem na to gotowy (pisałem o wszystkim w pierwszym poście w dziale zaburzeń osobowości, gdyż zwyczajnie się zastanawiałem czy nie mam osobowości niedojrzałej). Czy może być tak, że podświadomie próbuje odpłacić się rodzinie gdyż ich trochę zawiodłem? (i po części siebie, choć jestem pewien że to czy bym został tam czy wrócił to nie ma żadnej różnicy) Ogólną rozkminę związaną z tym jaki wpływ ma na życie mój ojciec, mam od około roku. Nie wiem czemu to się zaczęło, lecz najboleśniejsza jest moja świadomość, że nie jest on dla mnie żadnym autorytetem - wręcz przeciwnie - robię wszystko by się od niego odupodobnić. -- 06 gru 2013, 21:40 -- Wyszło mi: Natomiast w teście na stronie gazety wyborczej wyszło mi: Generalnie w tych testach są strasznie ogólne pytania, że na część mógłbym odpowiedzieć "nie wiem".
  19. Akurat dziś natrafiła się sytuacja szczerej rozmowy. Ojciec co prawda był podpity, ale kontaktowy; do rozmowy doszło, bo jakoś tak poszło. W pewnym momencie nawet się rozkleił, miałem nadzieję na moment przełomowy, że może otworzy się przede mną i da się go przekonać do zmian. Nic z tego. Chyba uświadomił mi, że nic się nie da zrobić. Nie przekonały go argumenty, że chce mu pomóc bo się martwię o normalne funkcjonowanie naszej rodziny. Powiedział mi wprost że ma "wyjebane" i że będzie taki do śmierci, że się już nie zmieni. Szczegółów nie będę przytaczał, bo to nie ma sensu. Ktoś w wątku napisał o terapii DDA. Czy myślicie, że mogę sobie tym pomóc? Jest mi w ogóle potrzebna, czy to raczej coś dla ludzi z poważniejszymi problemami? Jak "zdiagnozować" u siebie bycie DDA?
  20. Kaźmisz

    Marihuana

    @deader Hmm chyba na częściowym uwolnieniu się z wyolbrzymiania skutków podjętych decyzji (jakie by one nie były), bo skoro życie nie ma sensu to jutro czy za tydzień można zrobić coś innego i to też przeminie. Częściowo pomogło mi też w pieprzeniu norm społecznych, choć sam nie wiem czy to pomoc na plus
  21. Kaźmisz

    Marihuana

    Wątek zbiorczy, więc pozwolę sobie przytoczyć wymianę zdań "na zbaku" z moim przyjacielem, która bardzo pomogła mi w częściowym "oświeceniu" i zmianie postrzegania swojego życia. Tak przynajmniej mi się wydaje. JA: -tak sobie myślę czasami na trzeźwo, że w sumie w życiu nie ma jakiegoś określonego sensu... ON: -zajebiście, nie? robisz co chcesz.
  22. A czy mogę pomóc jakoś ojcu w nerwicy, która jest u niego najbardziej uwidoczniona? Spodziewany opór z jego strony byłby oczywiście duży, ale mimo wszystko pytam, bo jego nastroje są coraz bardziej niepokojące. O pomocy sobie (terapie DDA) mimo wszystko nie myślałem, bo wierzę, że gdyby mój tato umiał się zmienić, wszystko potoczyłoby się dobrze i miałbym pozytywne nastawienie do przyszłości. Po prostu nigdy nie widziałem problemu w sobie, jakiegoś dyskomfortu.
  23. Opisze Wam swoje relacje z ojcem chronologicznie, zaczynając od mojego dzieciństwa. Za moich najmłodszych lat poznałem swojego ojca jako alkoholika. Czasy był dobre, to pozwalał sobie na regularne picie, lecz nie był nigdy typem człowieka, który po pijaku dopuszczał się przemocy czy nawet krzyków. Niemniej, ten negatywny aspekt mocno zapisał mi się w głowie jeśli chodzi o obraz mojego taty w dzieciństwie. A ja jako dzieciak wiodłem mimo tego bardzo fajne życie, gdyż spędzałem je często na dworze. Jednak zbyt często widziałem ojca pijanego, a matkę zawiedzioną. Abstrahując od alkoholu, ojciec też często mi obiecywał sporo, lecz obietnic nie spełniał. Ma asekuracyjny charakter, więc wiele rzeczy mi zabraniał, podcinał skrzydła, "nie umiesz, nie zrobisz tego". W latach mojego okresu wczesnego i późniejszego dojrzewania, miałem negatywny stosunek do rodziców i świata - byłem po prostu pyskatym smarkaczem z czego nie jestem dumny. Wydaje mi się, że wtedy role mogły się odwrócić. Ojciec co prawda ciągle nie odmawiał sobie alkoholu, ale najgorsze miał już za sobą. Ja natomiast - gdy ten próbował odzywać się do mnie pozytywnie - często dopuszczałem się odpowiedzi na odpieprz i pyskówek. Dziś, jestem osobą spokojną, ceniąca wartości rodzinne i niekonfliktową. Ojciec - ze względu na coraz trudniejszą sytuację finansową - jest co raz bardziej znerwicowany. Stres odreagowuje nałogami - gdy ma wolne większość czasu spędza przesiadując w sklepie osiedlowym pijąc piwo i paląc papierosy. Ja z moją matką zauważamy u niego coraz częstsze napady agresji słownej. Nie są skierowane bezpośrednio w nas, ale są. Gdy prosimy by zrezygnował z papierosów by zaoszczędził trochę pieniędzy (i sobie nerwów) denerwuje się lub odpowiada matce, że jak chce to też może iść do pracy (o którą jej trudno). Jeśli chodzi o mnie, ojciec jest ode mnie jakoś dziwnie oddalony, często nie pyta mnie o coś bezpośrednio tylko pyta matkę o mnie, choć ja mogę stać obok. Ocenia mnie tonem kpiącym, tak jakby wiedział że coś co chce zrobić nie jest warte świeczki. Ja ze swojej strony jestem spokojny, staram sie zawsze z nim rozmawiać normalnie. Co prawda ostatnio trochę pogubiłem się w życiu, ale wydaje mi się że nie zasługuje przez to na traktowanie z góry. Czuje, że mój tato jest coraz bardziej oddalony nie tylko ode mnie, ale od całej rodziny, choć chyba tylko ja w rodzinie to zauważam. Np. moja siostra, która mieszka niedaleko od nas ze swoim partnerem leży w domu w zagrożonej ciąży - mój tato nie odwiedził jej ani razu, choć ta nie raz wsparła nas finansowo. Nigdy nie był typem miłosiernego samarytanina ale... Ojciec nigdy nie był dla mnie autorytetem, ponieważ reprezentował cechy, których zawsze starałem się unikać, choć w wielu sytuacjach to on miał rację. Niemniej, raz poczułem się z tym podle, ale uświadomiłem sobie, ze jednym z moich celów w życiu jest nie być jak mój ojciec. Dziś zastanawiam się czy po prostu się z nim nie minąłem? Może gdy on chciał dobrze to ja byłem nadętym fiutem, a teraz jest odwrotnie?
  24. Ja bardziej to widzę u siebie tak, że nie kieruje mną strach, tylko niezdecydowanie i nieodnajdywanie sensu. Dlatego na myśl przyszło mi to, że mogę mieć jakieś zaburzenia osobowości.
  25. Cześć, to mój pierwszy post tutaj. Mam 23 lata. Zaczęło się rok temu, gdy ukończyłem licencjat. Nie chciałem robić mgr na tej samej uczelni nie zachwycony jej poziomem i brakiem środków finansowych na dojazdy, gdyż mieszkam 30km od głównego ośrodka akademickiego w województwie. W głowie siedział pomysł, by za rok pod pretekstem ukończenia studiów do końca, na drugi stopień, wybiorę się do większego miasta, z dobrą szkołą ekonomiczną i tam zacznę powoli układać sobie życie na własną rękę. Przez rok po licencjacie podporządkowywałem swoje życie pod ten pomysł, nie zastanawiając się czy jest słuszny czy nie. Gdy nadszedł czas rozstania z bliskimi poczułem strach i pojawiły się wątpliwości, czy tego chce. Po przyjeździe dostałem niezłą pracę. Czekałem za to, aż zaczną się zajęcia, jako wybawienie dla mojego negatywnego nastawienia na zmianę. Gdy się zaczęły, coś w mnie pękło. Chyba podświadomie oczekiwałem szkoły z kosmosu (uczelnia o dużym prestiżu), a tu jeśli chodzi o jakość przerabianego materiału, byłem zawiedziony. Po głębokich przemyśleniach, po miesiącu wróciłem na rodzinne łono. Stwierdziłem, że studia nie są dobrym pretekstem by zostawiać to co dla mnie najważniejsze – rodzinę i przyjaciół. Poza tym nie była to przemyślana decyzja, nie zastanawiałem się nad kompromisowymi opcjami, tylko szedłem w ten radykalny krok przekreślenia wszystkiego grubą krechą (5 h do domu pociągiem). Niby tłumaczyłem sobie to wszystko logicznymi pobudkami – w moim mieście nie ma perspektyw, przyjaciele kiedyś odejdą itp. Jednak uświadomiłem sobie, że nie jestem na taki krok gotowy, w końcu jestem zwykłym chłopakiem z małego miasta, z niezamożnej rodziny, mało ambitnym. Tak na prawdę nigdy nie wierzyłem też w moc sprawczą studiowania – nie są one w dzisiejszej Polsce obietnicą tego, że będzie można dobrze żyć. Od zawsze bardziej zazdrościłem ludziom z „fachem”, o konkretnych umiejętnościach, wiedzących co chcą robić. Nigdy nie byłem też zbytnio otwarty na ludzi, a środowisko studentów uważam za prymitywne. Dlatego też posiadanie 2 prawdziwych przyjaciół w swoim życiu zawsze uważałem za największą wartość, choć i oni nie pojawili się od razu. To jedyni ludzie, z którymi czuje się naprawdę swobodnie i nadający jakiś sens. W moim domu nigdy się nie przelewało, moi rodzicie nie są wykształceni, nie mają dobrej pracy. Pracuje tylko ojciec – zarabia najniższą krajową, w dodatku nie potrafi odmówić sobie pieniędzy na nałóg nikotynowy oraz alkoholowy. Dlatego też nigdy nie mogłem liczyć na wsparcie finansowe rodziców, ale póki z nimi mieszkałem radziłem sobie sam i starałem się pomagać. Zawsze miałem jednak niedosyt – chciałem pracą i chęciami doprowadzić ognisko domowe do takiego stanu, żeby większych zmartwień nie było, a trochę rzeczy jest do poprawy. Wyprowadzka tak daleko jak sobie ubzdurałem uniemożliwiłaby mi to, choć można też stwierdzić, że to powód którego szukałem na siłę, bo mimo wszystko zdecydowałem się wyjechać, więc potrafiłem mieć to gdzieś. Do domu wróciłem i swojej drogi jeśli chodzi o to czego chcę się uczyć dalej, jaką szkołę wybrać i jakie kwalifikacje chcę jeszcze zdobyć jestem pewien. Tego CO CHCIAŁBYM ROBIĆ W ŻYCIU – nie. Rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemię, choć wiedziałem czego się spodziewać. Znaleźć jakąś pracę jest tutaj bardzo trudno, choć patrząc na innych każdy sobie jakoś radzi (taki już jestem, ciągle podświadomie porównuje siebie z innymi). Czasami myślę, że jestem jedynym człowiekiem tutaj który sobie nie radzi. Ciągle mam świadomość, ze muszę gonić tych dzieciaków z zamożniejszymi rodzicami, którzy nigdy nie musza się martwić czy im starczy kasy do końca miesiąca. Nie chcę zwalać winy na to, że w tym kraju jest do bani itp. Bardziej zastanawiam się, kto jest głupi a kto mądry. Jestem głupi czy mądry ciągłe zastanawiając się nad swoim życiem, nie kończąc studiów, trzymając się tego co dla mnie najważniejsze nie oczekując na razie więcej niż pracy i kontaktu z przyjaciółmi? A ci, którzy kończą studia nie zastanawiając się nad przyszłością, wierząc, że z papierem, który ma dziś tą samą wartość co kiedyś matura wszystko się kiedyś ułoży – są mądrymi czy głupimi? Nie oczekuje wiele, a jednego pragnę. Chciałbym przestać zastanawiać się nad swoim życiem przez jakiś czas, bo zauważyłem, że robie to od dawna. Nie wiem czy to przejaw braku ambicji. Etat znaleźć jest tu trudno, a on wprowadziłby trochę spokoju we mnie, mógłbym spokojnie uczyć się dalej zaocznie tu gdzie jestem (nie mówię jednak o studiach), pomagać rodzicom i planować czas z przyjaciółmi. Zastanawiam się, czy te wszystkie zawirowania to efekt niedojrzałości (osobowość niedojrzała?), głupoty? Genetyczna niezaradność (biedni rodzice) i pech to aspekty, z którymi nigdy nie chciałem polemizować, ale co raz częściej przychodzą mi na myśl. Wiem, że nie mogę sobie pozwolić na depresję, ale co raz częściej boje się każdego kolejnego dnia. Uważam, że jest to poważny moment zawahania w moim życiu, a jako młody (jeszcze) człowiek nie potrafię się odnaleźć, bo w tym kraju co raz trudniej zdecydować się co się opłaca, a co nie… Pewnie jeszcze długo będę wspominał przeszłość i zastanawiał się czy rzucenie studiów nie było błędem, choć przy zestawieniu plusów i minusów wybrałem to na czym mi naprawdę zależy. Ale jeżeli te rzeczy kiedyś znikną? Zresztą wspominanie i rozgrzebywanie przeszłości dolegało mi w dotychczasowym życiu bardzo długo, choć potrafiłem sobie z tym radzić. Zastanawiam się jednak, czy dolegać mi mogą jakieś zaburzenia osobowości?
×