Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

pralinka1, nerwicę mam już 3 rok, na psychoterapię chodziłem, nawet przez trzy miesiące brałem leki na początku nerwicy, żona już dawno urodziła synek ma rok i dwa miesiące, hmmmm czy od czegoś uciekam pewnie tak z czegoś te lęki mam ale od czego to jeszcze nie wiem...

Ogólnie u mnie nie jest źle pracuję, żyję, jeżdżę na wakacje, w ferie na narty, czasem nurkuję, spędzam czas z rodziną ale... no właśnie jest jakieś ale mam wolno płynący lęk czasem ataki mocnego leku/paniki czasem coś cobie wynajduję i tak życie płynie w strachu... nie jak te trzy lata temu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

michalb to, co piszesz to jakbym o sobie czytala...

 

pralinko kochana, nie wiem co ci poradzic...rozumiem twoje nerwy, bo sama dokladnie tak samo reaguje na wszelkie badania. Dlatego robie je tylko w ostatecznosci.

Mili pisala tu wczesniej o jakims dobrym suplemencie zawierajacym zelazo. Moze go sprobuj.

Do tego wit. C, bo wspomaga przyswajanie zelaza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

michalb no wlasnie tak zyje: normalnie nienormalnie :)

Mam lepsze i gorsze okresy.Czasem jak sobie cos wynajde i czyms sie nakrece to masakra :(

Mam tez tak, ze nie ma na tapecie zadnych chorob a lek i tak jest.

Ostatnio od dluzszego czasu na pierwszym planie sa znamiona i pieprzyki...Po dupie sie za przeproszeniem boje normalnie podrapac, zeby czasem jakiegos pieprzyka nie podraznic. Zaswiedzi mnie cos na plecach to zaraz lece do lusterka i sprawdzam czy to nie jakies znamie mnie swedzi...ech....

 

Spokojnego dnia moi drodzy ☺

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja ciągle szukam przyczyny mojego stanu w jakiejś chorobie - powoli lista się kończy a stan się nie zmienia :/.

Jak już miewam lepsze dni, że jestme w stanie sama przejśc dookoła bloku, to nagle z nikąd rano się budzę i od razu mam uczucie bezwładu ciała do tego od ponad miesiąca doszła dretwota lewej dłoni i stóp, i rózne inne przypadłości :/.

W sumie, nie boję się, że umrę czy coś ale kurde, taka sytuacja jest strasznie męcząca a ja ciągle zyję w przkonaniu, że to musi być jakas choroba a nie nerwica. Już prawie rok minie od momentu kiedy nie jestem w stanie samodzielnie funkcjonować :(.

Jedyna ostatnio rzecz, która wyszła mi negatywnie, to zaburzenia optokinetyczne i wydłużona latencja przy próbach błednikowych - **uj wie co to znaczy :/.

Ale w dalszym ciągu nie dopuszczam do siebie mysli, że to nerwica lękowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mili89, wynik odbierałam w rejestracji i tam nikt nie udzielił mi odpowiedzi na to pytanie. Z tymi badaniami to jest tak, że jedna osoba je wykonuje, inna opisuje a po interpretację trzeba zgłosić się do kolejnego lekarza. Ale dowiedziałam się, że w tej kwestii mam iśc do neurologa.

Może i nerwica, nie wykluczam ale ciężko jakoś mi to do siebie dopuścić. Idę do psychoterapeuty niebawem, zobaczymy co z tego wyjdzie. Psychiatra odpada bo nie chcę żadnych tabsów, które tylko wygenerują kolejny problem przy ich odstawianiu.

Teraz, to mnie "wszyscy" straszą, że to może być stwardnienie rozsiane - paranoja. Jak tak dalej pójdzie, to serio w kaftanie wyląduję ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, to znow ja i moje ataki paniki.

Miałam torbiel jajnika 5 cm, ktora zeszla po 2 miesiacach. W tym czasie odczuwalam lekki bol jajnika, ktory byl silny podczas dotyku. Teraz na usg widac, ze jajnik sie zmniejszyl, ma na sobie jeszcze pozostalosc po torbieli. Niestety, bol sie nie zmienil. Nadal odczuwam silny bol przy dotyku jajnika. Czym to moze byc spowodowane? Czytalam, ze jajnik sie moze skrecac, ale czy to mozliwe, ze byl skrecony juz od 2 miesiecy? Czy w tedy nie wdaloby sie juz zapalenie otrzewnej albo inne komplikacje? Caly czas sie boje, ze lekarka zle mi zrobila usg i torbiel ciagle tam jest. Albo, ze jaknik jest zgnity, niedokrwiony i dlatego boli ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eh kochani n nakrecajcie się... to niestety nasza choroba... my nie potrafimy zrozumieć, ze to nerwica i nasz stan psychiczny w dużej mierze odpowiadają za nasze dolegliwości...

 

ja dziś rano obudziłam się nie widzac na jedno oko- myslalam, ze jestem zaspana, polozylam się dalej i wstałam już z gigantycznym bolem glowy który utrzymuje się caly dzień/.- migrena... z aura :( a już tak dawno jej nie miałam a tu od samego rana ...

 

 

poza tym dostałam od rodzicow na urodziny sokowirowke i robie rozne soki- dziś marchewka jabłko kiwi :)) pychotka...

 

kochani proszę Was skupcie się na milych , dobrych rzeczach :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ Pawelt Masz całkowicie złe podejście do nerwicy zresztą jak duża część osób tutaj, byłeś na jakiejś terapii przypuśćmy na poznawczo-behawioralnej ? Musisz zrozumieć że mechanizm nerwicy opiera się tylko na tym że boimy się naszych myśli które pojawiają się po objawach, "kiedy przejdzie, kiedy przejdzie, co to jest?, umre?" Trzeba zmienić nastawianie do samej nerwicy, nie pojawiła się ona przez nic, a trwa tylko dzięki naszej wierze w owe objawy, mimo że nie są one prawdziwe i zapewne nigdy się nie sprawdzą, ratowanie się hydroksyzyną czy innymi tabletkami nie jest ok, potrzeba zrozumienia tego czym nerwica jest i skąd się bierze i dlaczego wciąż trwa, hydro czy benzo dobre jest gdy próbujemy się przespać, zregenerować a nie możemy, w dzień powinniśmy kontrować się z lękiem i ryzykować, pokazać że za pewną granicą nie ma śmierci, zwariowania i czegokolwiek innego co sobie umysł WYMYŚLIŁ w ten sposób przekonujemy swój stan emocjonalny że tak na prawde nie ma się czego bać, bo umysł w nerwicy jest przestawiony w reakcje walcz lub uciekaj wiesz co to jest? pojawia się ta reakcja w stanach zagrożenia REALNEGO, w nerwicy tego realnego zagrożenia nie ma więc umysł wymyśla sobie własne "realne" zagrożenie (Natrętne myśli typu zwariuje, umre, jak tam przejde to stanie się rzecz X, wszelakie zwątpienia itd) i TY swoim postępowaniem masz mu pokazać że nie ma się czego bać i te obawy się nie sprawdzą, w taki sposób zaczniesz uspokajać swój umysł, jeżeli dalej będziesz się bał lęku i łapał za tabletki to będzie ciężko.. polecam skorzystać z terapii poznawczo-behawioralnej, co do hipochondrii, układ nerwowy steruje wszystkim w organizmie więc przy nakręcaniu się na daną chorobe przypuśćmy raka mózgu będzie nas ciągle boleć głowa po co? no po to żebyśmy o tym myśleli, martwili się i podtrzymywali lęk, bo wszelkie nerwice, hipochondrie, fobie są podtrzymywane tylko I WYŁĄCZNIE przez NASZE LĘKOWE podejście do tego, gdy lęk znika i zmienia się nasze podejście do tego, nerwica też mija bo jak może istnieć coś czego się nie boimy? przecież każdy tutaj boi się wyimaginowanych obaw tworzonych przez umysł w trakcie stanu zagrożenia (reakcja walcz lub uciekaj)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maikus20, tylko problem jest większy, gdy nie ma się "chwilowych" ataków a jeden wielki "atak" non-stop. Kiedy nie ma nawet ani jednej chwili "normalności", to nie łatwo jest w ogóle pomysleć, że to tylko "psikus" psychy bo człowiek powoli przestaje mieć nawet porównanie do "normalności". Mnie co raz częściej dopada myśl, że tak już mi zostanie i (niestety) zaczynam akceptować możliwość spędzenia reszty życia w domu, nie opuszczając go samej na krok. Oczywiście staram się odbiegać od tych myśli chociaż staje się to co raz trudniejsze bo czasem nawet już zanika mi potrzeba prowadzenia "normalnego" życia.

A u mnie w dalszym ciągu duzym problemem jest to, że nadal szukam fizycznej przyczyny mojego stanu zdrowia bo cały czas jest mozliwość, że to nie nerwica i dd a wydaje mi się, że dopóki człowiek w 100% nie uświadomi sobie, że to jednak zaburzenia psychiczne, to bardzo trudno z tego wyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumie, jednak nawet w trakcie trwania lęku non stop zawsze jest obawa który ten stan podtrzymuje, czyli skupiamy się na tym że jest (bo jest) lęk to bardzo silna emocja ale to "tylko" emocja, która nie może nic nam realnego zrobić. Akceptacja tego że jest to nerwica jest pierwszym krokiem do tego żeby zacząć w jakikolwiek sposób wychodzić z tego lękowego koła, 100% pewności mieć nigdy nie będziesz, ale przecież widzisz co się z Tobą dzieje że to emocje, że lęk.. co jest Twoim największym problemem, Twoją największa obawą? próbowałaś nabierać akceptacji poprzez ryzykowanie w danych objawach? tzn wychodzeniem im na przekór Coś się stanie -> Ok zrobie to, zobacze czy na prawde tak się stanie, próbowałaś minąć tą granice po której ma stać się rzecz X i zobaczyć że nic tam nie ma, albo że to tylko lęk?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim, jestem na tym forum nowa, to jeden z moich pierwszych postów, mam zdiagnozowaną nerwicę lekową ale jest ona bliska hipochondrycznej. wkleję tutaj post który umieściłam w wątku o leku, który biorę. może ktoś z Was będzie umiał mi poradzić coś jak sobie z tym radzić, jaki lek sugerować psychiatrze, a może ktoś coś podobnego przeszedł i wie, jak z tym walczyć. uprzedzam, moja hipochondria jest dziwaczna.

 

czuję bardzo mocny lęk przy chodzeniu , poruszaniu się, nawet takim króciutkim po mieszkaniu, między łóżkiem, a kanapą, ponieważ... boję się, że boli mnie noga. prawie rok temu złamałam ją, ale złamanie było niewielkie, noga nie spuchła, bolała dosyć mocno, ale dało się chodzić, więc lekarz pierwszego kontaktu nie uznała, że to poważniejszy uraz. dopiero jak po 2-3 miesiącach nie przestawało pobolewać ortopeda zlecił tomografię, na podstawie której uznał, że złamanie było, nieleczone samo się zrosło, ale nieprawidłowo i zalecił chodzenie o kuli przez kilka tygodni oraz dwa zabiegi fizykoterapeutyczne, ale to nic nie dało, ból, jak po urazie, wracał. dopiero w listopadzie trafiłam w ręce dobrego fizjoterapeuty, który rozpoznał, że w nodze wszystko jest 'skopane' - tkanki, powięzie, więzadła przez to, że długo nie było leczone i rozpoczęły się długie tygodnie pełnej fizykoterapii i masaży całej nogi. pod koniec lutego on i jeszcze jedna fizjoterapeutka, do której chodziłam, mówili, że w nodze wszystko jest okej, działa sprawnie i jeśli coś mnie boli, to to już nie jest nic szkodliwego i z czasem przestanie, żebym po prostu zaczęła normalnie funkcjonować i zapomniała o wyleczonym urazie.

 

ja niestety nie zapomniałam i zapomnieć nie mogę do dzisiaj. w mojej głowie powstały myśli automatyczne i od paru miesięcy każda myśl, kiedy idę, jest poświęcona temu w jakim stanie jest moja noga. przy tym powstał bardzo duży lęk, czasem na granicy paniki, który nie mija kiedy siedzę, leżę. cały czas czuję w sobie napięcie, najgorsze są poranki, budzę się codziennie kilka godzin przed budzikiem z uczuciem lęku, ucisku w klatce, duszenia. okropne jest to, że po domu nie mogę też poruszać się swobodnie, w kapciach po dywanie naprawdę mogłabym chodzić komfortowo, a nie umiem wstać bez pomyślenia o tym. nie mam żadnej kontroli nad myślami i odczuwaniem tego lęku. reaguje na każde najmniejsze ukucie bólu w nodze i kiedy chodzę i kiedy leżę, siedzę. plus ciągle jej dotykam, sprawdzam ją, kręcę i wiem, że w ten sposób te 'bóle' sobie wywołuje.

 

fizjoterapeuci mówią, że po takim pechowym złamaniu zawsze mogę mieć tę nogę mniej sprawną i coś tam w niej czuć przy większym wysiłku itd, ale nie na tyle, żeby zniszczyć sobie tym życie. bo z życia wycofałam się kompletnie, bliscy wiedzą, że mam nerwicę i akceptują, że nie wychodzę na miasto itd. pojawiam się na uczelni tyle ile muszę, kończę pisać pracę licencjacką, ale jestem też przerażona myślą co dalej, że nie poradzę sobie z egzaminami na studia magisterskie, przeprowadzką. jestem w takiej sytuacji, że na razie nie muszę szukać pracy, ale przeraża mnie myśl, że kiedy, niedługo, przyjdzie na to czas, ja nie będę w stanie, bo każdy ruch wykonuje z lękiem. codziennie płaczę, zdarzyło mi się myśleć o samobójstwie, bo tak się nie da żyć.

 

po miesiącu brania Mozarinu mam nasilone zawroty głowy, co szczególnie odczuwam przy chodzeniu i jest mi jeszcze ciężej, mam wrażenie, jakbym miała się przewrócić. to właścwie jest spory skrót całej mojej nerwicowo-nogowej historii, w takim skrócie rzecz może wydać się jeszcze dziwniejsza, bo nie tłumaczę tu kilku czynników, ale i tak się rozpisałam, a nie chcę nikogo zanudzać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Koalo :) co do Twojej nerwicy i postępowaniu w niej musisz uświadomić sobie że owe stany somatyczne czyli bóle itd pochodzą właśnie z twojego przelęknionego umysłu bo układ nerwowy steruje wszystkim w organizmie, więc gdy wytworzyła się u Ciebie nerwica właśnie na tle tej nogi to i takie bóle będziesz odczuwać po co? a no po to żebyś dalej się bała i wierzyła lękom, na tym opiera się nerwica i na tym się podtrzymuje, noge masz sprawną nic tam się poważnego nie dzieje, badali ją lekarze więc jedynie co Ty musisz zrobić to przestać się nad tym rozczulać i zastanawiać czy Ci się coś w tej nodze nie dzieje (prosto pisać) wiem w czym rzecz bo w swoim życiu wiele z zachowań nerwicowych przeszedłem. Ty ciągle skanując swój stan i myśląc o tym czy z Twoją nogą jest wszystko w porządku, przejmując się tym (lęk) podtrzymujesz ten swój stan, masz ataki paniki, duszności, zatykania i bóg wie co tam jeszcze tylko ze względu na to że sama się w to pchasz, dziwne gdybyś się nie pchała bo nikt Cie nie uświadomił czym jest nerwica i jak z nią postępować, jeżeli masz czas i wiesz że sobie z tym sama nie poradzisz (a jest możliwe wyjście z nerwicy samemu) to radze udać się na terapie poznawczo-bahawioralną, i jak najbardziej masz racje to podchodzi mocno pod zachowania hipochondryczne. Co do myśli to wiadomo że nie masz kontroli nad myślami bo myśli płyną z obecnego stanu emocjonalnego, agresja-agresywne myśli, radość-radosne, lęk-lękowe, w tym wypadku przekroczyłaś pewną granice(indywidualna odporność na stres) w którym uaktywniła się u Ciebie nerwica i Twój umysł po prostu przeskoczył w stan zagrożenia i wyczulenia lękowego i owe myśli, stany będziesz miała dopóki nie przestawisz umysłu z powrotem na normalny tryb, a przestawić możesz go wyłącznie sama z pomocą psychologa, musisz zrozumieć mechanizm nerwicy i powstawania tego całego błędnego koła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki bardzo za motywującą odpowiedź , to wszystko prawda i dobrze to tak przejrzyście przeczytać:) ja w teorii to niby wszystko rozumiem, teraz siedzę i jest to dla mnie jasne i klarowne, ale jak wstanę to i tak poczuję się słabo (mniej lub bardziej, oczywiście zdarzają mi się normalniejsze przejścia i po mieszkaniu i na zewnątrz).

jeśli chodzi o psychoterapię: chodziłam na nią, ale po kilku spotkaniach przerwałam, bo po każdym czułam się jeszcze gorzej. przyczyna mojej obsesji jest dla mnie znana: po urazie byłam bardzo zafiksowana na punkcie tego, żeby noga przestała boleć, bo chciałam wrócić do sportu i zacząć pracę, w której większość czasu byłabym na nogach i nie mogłam się pogodzić z tym, że nie przestaje boleć. dlatego ciągle o tym myślałam, rozpaczałam, zamykałam się w mieszkaniu zamiast na przykład spacerować co byłoby zdrowe dla nogi. psycholog do której trafiłam nie chciała się skupiać na samym problemie tylko grzebała w innych, ja się czułam jakby ktoś mi wyrywał zęby na żywca, męczyło mnie rozmawianie o przeszłości, np o tym że kilka razy w dzieciństwie widziałam jak dziadek-alkoholik robi awantury i to, według psycholog, może mieć wpływ na moje obecny stany lękowe... ja uważam, a nawet czuję, że wpływu nie ma żadnego i tak też uważa mój psychiatra, który w, przeciwieństwie do psycholog, czułam, że nie bagatelizuje problemu.

 

więc do psychoterapii się zraziłam, ale mam swoje sposoby i małe kroczki (dosłownie:), żeby z tego wyjść - zaczęłam spacerować, trochę mi się obniża poziom lęku jak idę 'z wyboru' szczególnie po parku czy innym spokojnym miejscu plus udowadniam sobie, że godzinkę wędruje i 'ból' nie rośnie! parę razy wyszłam na rower, ale jestem jeszcze na etapie 'za długo pojeżdżę, to na pewno uraz wróci!!', myślę, że to z czasem minie, a i samo jeżdżenie ma dobrze działać na rozćwiczanie nogi według fizjot

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maikus20, właściwie to nic się nie stało po przekroczeniu tej granicy. W takim stanie udało mi się 4 razy przelecieć ocean i nie umarłam, nie zemdlałam tylko cały czas towarzyszyło mi uczucie odrealnienia i momentami robiło mi się słabo, albo ściskało w gardle. Kilka razy prawie zemdlałam co wtedy strasznie nakręciło mój lęk i doprowadzało do stanów, gdzie prawie w ogóle nie mogłam oddychać. 2 razy finalnie wylądowałam na Emergency no ale jakoś "przeżyłam". Mój stan się drastycznie zaczął pogarszać jeszcze zanim lekarz stwierdził, że mam nerwicę lękową i dd a tak na prawdę przed tym miałam takie objawy ale tak na prawdę, to nie odczuwałam żadnego konkretnego leku. Zdarzały mi się sytuacje, gdzie na kilka chwil własnie doskwierało mi uczucie odrealnienia czy braku czucia ciała ale siadałam wtedy na chwilę aż w końcu dochodziłam do miejsca docelowego. Gdy miałam zajęty umysł, to uczucie zanikało ale w chwili "odprężenia" odrazu wracało. Kilka razy tak miałam prowadząc auto więc tutaj sytuacja wymagała pozostawienia auta na parkingu i powrotu do domu taxi bo to już było jednak ryzyko wypadku. I tak mój stan sukcesywnie się pogarszał, że takie odczucia zaczęły mi towarzyszyć 24h/dobę aż finalnie zamknęłam się w czterech ścianach. Nie wiem tak właściwie z czego to wyniknęło.

Teraz jest m iciągle słabo i mam momenty, że zaczynam doznawać omdlenia no ale wtedy szybko siadam bądź kładę się , nie wiem o co chodzi tak właściwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Koala, dla tego warto udać się na terapie poznawczo-behawioralną która skupia się TU I TERAZ na wytłumaczeniu Tobie czym jest lęk, skąd się bierze i dlaczego w dalszym ciągu tkwimy w nerwicowym kole, grzebanie w przeszłości nie ma sensu.

 

@ugh Chodzi o to że odczuwasz lęk gdy owe obajawy Cię złapią, gdy czujesz lęk i niepokój gdy robi Ci się słabo to takie też objawy będziesz mieć tylko po to żeby umysł miał to "realne" zagrożenie i dalej twierdził że jest się czego bać, dla niego to jest powód do zmartwień i sytuacja w której pozostanie w reakcji walcz lub uciekaj jest uzasadniona.

 

@Pawelt Pawelt wybierz się na nurt poznawczo-behawioralny tam Cie nikt słowem nie uleczy bo uleczyć musisz się tym sam przekonywując swój stan emocjonalny że te wyimaginowane obawy przed śmiercią, zwariowaniem, zwymiotowaniem i czymkolwiek (co tylko umysł wymyśli) są nie prawdziwe i że nic z tych rzeczy się nie stanie, z dwóch powodów MYŚLI nie mają mocy sprawczej to tylko MYŚL która przepływa a umysł w trakcie zagrożenia i pozostawania w lęku (przeskakuje w tryb zagrożenia po przekroczeniu indywidualnej odporności na stres, wtedy też jest wyzwalacz nerwicy przeważnie atak paniki po którym się nakręcamy i nerwica się rozkręca) my wierząc w to, poddając wątpliwościom, analizie tych myśli podtrzymujemy obecny stan, wyjście z nerwicy opiera się na 3 rzeczach, na akceptacji skąd owe objawy płyną i dlaczego mamy takie a nie inne myśli, na ryzykowaniu wobec tych objawów czyli np. lęk przed wejściem do autobusu(każdy ma indywidualne lęki i można tu wpisać cokolwiek) bo stanie nam się rzecz X (przypuśćmy tam zemdlejemy) i Ty musisz wejść do tego autobusu możesz się tam zapocić, serce może Ci szaleć ale TY musisz udowodnić sobie i swojemu umysłowi że za tą granicą WEJŚCIA w której mamy zemdleć nie dzieje się nic z tych rzeczy, musimy zacząć przekonywać siebie że są to wyimaginowane obawy stworzone przez lękowy umysł bo umysł w reakcji walcz lub uciekaj musi się czegoś bać, musi znaleźć sobie powód dla którego będzie utrzymywał lęk bo nerwica lękowa opiera się na lęku i bez lęku nie istnieje, znika. Jedynym objawem który możesz dostać po wejściu do autobusu to atak paniki nic więcej, po prostu wyrzut hormonów pod wpływem stresu który jest nie groźny mimo że odczuwanie go jest koszmarne to realnego zagrożenia w przypadku ataku paniki nie ma. Trzecią rzeczą jest ignorowanie owych objawów, porzucanie kontroli nad swoim ciałem czyli to całe skanowanie "Jak się dzisiaj czuje? pewnie znowu zaraz mnie złapie" trzeba przestać się tym zamartwiać ale żeby tak się stało potrzeba zrozumienia nerwicy że TO NIE JEST GROŻNE i bazuje tylko na naszym lękowym umyśle i stanie emocjonalnym w którym aktualnie się znajdujemy, jeżeli ktoś to zrozumie to będzie mu obojętne czy ma lęki czy ich nie ma bo będzie wiedział że oprócz dyskomfortu który towarzyszy mu w trakcie odczuwania lęku REALNEGO zagrożenia nie ma, a gdy umysł będzie mu wysyłał sygnały i natrętne myśli "Zaraz zemdlejesz przewrócisz się i umrzesz, a jak dostaniesz ataku serca?, może masz raka? i każda inna myśl" po prostu się uśmiechnie, i powie "Jasne, i co jeszcze? nie będe tracił czasu na te głupoty i ide coś porobić"

 

 

P.S Stany odrealnienia, derealizacji, depersonalizacji są efektem obronnym organizmu przed lękiem i są one jak najbardziej uzasadnione, my boimy się tej dziwności i innego postrzegania świata/siebie i przez to w dalszym ciągu podtrzymujemy lękową reakcje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bezsilna_22, właśnie się zastanawiałam co u Ciebie. Co Ty opowiadasz z tym kręgosłupem? Jak może być CHYBA złamany? Bierzesz leki od gastrologa?

To miłe, że ktoś o mnie myśli... dziękuję...

biorę leki, nie chcę brać antybiotyku. Znowu byłam na wizycie, obkurczone jelita,zaparcia, dyzbioza i podejrzenie candidy. Jest tragedia.

Wzdęcia,zaparcie, nie daję rady. Moja mama dzwoniła do mojej dr gastrolog (dałam nr) i doktor powiedziała jej,że psychoterapia potrzebna na pewno i że w jelitach niz groźnego nie ma.

To czemu obkurczone?? Czemu takie kłucie, one nie pracują, bóle, kolki, dlaczego???

dyzbioza......

a waga 36 kg :cry:

chciałabym jeść 2 razy tyle co teraz, żeby szybko przytyć raz dwa, ale jak to zrobić z tymi wzdęciami, kolkami,zaparciami??? pęknę :cry:

dzisiaj było w miarę ok i po kolacji zjadłam surową marchew. no i zaczęło się :cry:

 

do tego kręgosłup boli CAŁY. szyjny, piersiowy, lędźwiowy. szyjny do głowy promieniuje, piersiowy na łopatki, lędźwiowy do nogi. strzyka mi, strzela. jak się schylę albo coś sięgam z szafki to jakby się łamał. mam osteoporozę. ból jest niesamowity i boję się, że to złamanie :cry:

 

nie daję rady. nie ma wyjścia??????????????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bezsilna_22, na litość boską - złamany kręgosłup nie boli, złamanego kręgosłupa w ogóle nie czujesz razem z kończynami. To mogą być bóle z osłabienia albo zwykła somatyzacja. Jeśli nic złego nie ma w jelitach (a nie ma!) to to powinno Cię wreszcie uspokoić. Jelita potrafią masakrycznie dać się we znaki właśnie z nerwów - brzuch to nasz drugi mózg. Nie nakręcaj się tak, że musisz jeść. Poczekaj na głód, na przypływ apetytu. Narzucasz sobie reżim, którego Twój organizm ma dość :( Dalej katujesz się jakimiś dietami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×