Skocz do zawartości
Nerwica.com

Intensywność uczuć i nakręcanie się


Gość kafka

Rekomendowane odpowiedzi

Czy wasze uczucia łatwo stają się bardzo intensywne?

Ja często jak już się wkurzę to trudno mi się uspokoić i się nakręcam coraz bardziej.

Jak jestem smutna, to też czasem tak, że aż opadam z sił i chciałabym się po prostu rozpłynąć w nicości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś ciągle się cieszyłam :P Teraz już tak nie jest.

No i jak się wkurzę, to też chyba na maksa. Choc jak wiecie, próbuję byc spokojna i robię wszystko, co w mojej mocy. Ale nie mam telewizora u siebie w pokoju i czasem muszę isc do dużego pokoju, gdzie są rodzice, bo czasem po prostu chcę sobie coś obejrzeć... No a tam matka najebana i wiecie. Szlag mnie trafił wczoraj niestety. Niestety wybuchłam. A jak wybuchłam, to znaczy, że tłumię emocje czy właśnie to jest ta taka intensywność uczuć? Łatwo się nakręcam. Ale tak już nie będzie. Powoli, małymi kroczkami, a już nie będę się wkurzać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam to samo, w milosci zbyt szybko sie angazuje, co daje mi ostro po tylku, kiedy jestem smutna, to graniczy z depresja, nie jestem w stanie wstac z lozka, placze cale dnie, a w zlosci rzucam wszystkim, co mam pod reka, wyladowuje sie na bliskich, krzywdze ich, odczuwam przyjemnosc, kiedy widze, ze boli ich to, co mowie. Moje zwiazki wlasnie przez to sie rozpadaly, boje sie, ze z obecnym bedzie to samo, bo czasem zachowuje sie jak psychopatka, sama ze soba bym nie wytrzymala na miejscu faceta. Nie wiem jednak jak to zmienic, nie potrafie chyba pomimo checi inaczej sie zachowywac ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar, nie... raczej rozumienie swoich uczuc, emocji, ich zrodel i tego co sie ze mna dzieje. Kiedy cos mnie dotknie i zaczynam sie nakrecac widze typowe fazy ( jak on mogl!, pouzalam sie , a moze bylo to cos wiecej, dopowiem sobie historie, nadinterpretuje itd) a widzac je wiem, ze sie nakrecam i mowie stop..mysl racjonalnie, trzymaj sie tylko faktow ..nie nadinterpretuj . Moje emocje sie wtedy wyciszaja ... a w koncu macham reka bo nie bylo o co drzec szat. Niczego w sobie nie skumulowalam i nie stlumilam ..

 

-- 15 wrz 2012, 15:13 --

 

rudaa, najblizsza poradnia zdrowia psychicznego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie ciężko wyprowadzić z równowagi. Tzn. tak, żeby to było widoczne dla otoczenia. Potrafię sobie w środku długo i cicho cierpieć, dopóki nie nazbiera się tego tyle, żeby wybuchnąć. Raz czekając w kolejce do psychiatry, co chwilę kolejna osoba się przede mnie wpychała w kolejkę. Ja zamiast zawalczyć o swoje, siedziałam na miejscu i wyżywałam się na kartce papieru. W końcu nie wytrzymałam i chciałam postawić na swoim. Tak mi to wyszło, że dostałam ataku niepohamowanego płaczu i nic nie było mnie w stanie uspokoić. Musiałam stamtąd wyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od kiedy zrobiłam się asertywna i zredukowałam poziom stresu w życiu jest łatwiej. Lepiej panuję nad atakami złości i agresji, gorzej ze smutkiem. Najlepiej na bieżąco załatwiać i wyjaśniać wszystkie sprawy - nawet te drobne, które w jakiś sposób uwierają, żeby się nie nawarstwiały. Inaczej kończy się totalnym wqrwem, skierowanym albo na zewnątrz, albo na siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lilith, sama nie wiem, czy zelżało. Cholernie biją się we mnie dwie postacie: nerwowa, typowego choleryka, nieprzewidywalna, ale też druga, którą chciałabym być; miła, przebojowa, beztroska i ze znajomymi. Zaliczyłam tylko jeden atak paniki, odeszłam od autoagresji, chociaż cholernie mi tego brakuje i nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam...

W szkole staram się być tą drugą, ale w domu nie ma ze mną życia.. Jestem jeszcze bardziej nerwowa, strasznie łatwo wybucham. I tak od września. Ostatnio nawet pod wpływem chwili i kolejnej przyczepki matki wybiegłam z mieszkania z żyletkami, igłami, tak bardzo pragnęłam sama się ukarać. Za to, że nie mogę podołać temu, co mnie ogółem czeka. No i samoocena jest poniżej dna, a rzeczy sprawiające kiedyś przyjemność, teraz doprowadzają mnie do płaczu za każdym razem, jak muszę się za nie zabrać... Szczególnie tematyka zajęć mnie dobija.. Jak to trzeba się cieszyć, korzystać z życia, nie martwić się jutrem, jacy to jesteśmy, jak się reklamować... Nie umiem myśleć, nie umiem nic zrobić.. Totalna niemoc... Gdyby nie Ktoś, kto aktualnie mnie wspiera i mi 'ojcuje', to nie wiem co by było. Podziwiam człowieka - znosi moje humory, pomaga, rozmawia, martwi się... Nie wiem, co by było, gdyby...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×