Skocz do zawartości
Nerwica.com

cześć wam i pomocy! ;(


melaan

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

 

Jestem Mela i mam 23 lata. Chciałabym się zwali podzielić moimi kilkoma ostatnimi latami z życia i zarazem poprosić was

o radę. Czy to już lenistwo czy problemy na tle psychologicznym?

 

Jestem "studentką" i od dłuższego czasu cierpię na coś czego nie potrafię do końca określić, nazwać.

Nie radzę sobie w życiu. Nie radzę sobie ze swoimi problemami. Nie radzę sobie ze sobą samą.

 

Od czterech lat męczę się na uczelni. Nie idziemy totalnie. Gdyby nie moi rodzice, dawno pewnie bym już wyleciała, albo

sama po prostu zrezygnowała. Wciąż jeszcze studiuję, ale znów zawalę prawdopodobnie rok. Jest mi z tego powodu

bardzo przykro. Jestem na siebie zła, i strasznie boli mnie fakt, że potrafię zawieść siebie... ale przede wszystkim moich

rodziców.

Chciałabym bardzo w końcu móc bez większych przeszkód zdobyć to wykształcenie i wdeptać w coś nowego w swoim życiu.

Jednak jakaś cholerna siła wyższa mi na to nie pozwala. Nie potrafię otworzyć książki. Od razu wpadam w spazm. Odrzucam myślami

wszystko co dotyczy studiów i w ogóle życia akademickiego. Odczuwam niesamowity lęk.

Na same studia szłam z wielką radością. Z dala od domu. To miała być super przygoda.

W szkole podstawowej, gimnazjum i liceum uczyłam się dość dobrze. Dużo spędzałam czasu nad książkami i nie wyobrażałam

sobie, że pewnego dnia po prostu przestanę się tak uczyć. Snułam plany..., że po skończonym jednym kierunku, pójdę na kolejny, a później znów

na kolejny. Słowem wieczny student. Czar prysł wraz z pierwszym rokiem. Było bardzo ciężko. Nie dawałam rady.

Na drugim roku do problemów z uczelnią doszły jeszcze problemy miłosne ( wiadomo, jak to w ty wieku bywa).

Odrzucona miłość. Tak strasznie byłam nieszczęśliwie zakochana i na dodatek ta uczelnia. Wtedy przeżyłam ogromne

załamanie. Nic nie robiłam. Całymi dniami leżałam w łóżku, płakałam. leżałam i płakałam i miałam ochotę się zabić.

Dzwoniłam do mamy o 2 w nocy i mówiłam, że nie wytrzymuje, że się zabije, że potrzebuję pomocy.

Po jakimś czasie odważyłam się pójść do psychiatry. Pani w sumie za wiele nie pytała. Przeprowadziła ze mną wywiad i przepisała

mi Zoloft. Byłam u niej ze trzy razy, leki brałam przez pół roku. Zrezygnowałam, bo było to dość dla mnie drogie.

Między czasie wróciłam do domu i nie miałam możliwości nawet już wizytować u tej pani.

Później znów wróciłam na studia, na trzeci rok. Znów ciężko, znów coś zawaliłam.

W lipcu zeszłego roku zginął w wypadku samochodowy cudowny, złoty człowiek, kolega, w którym tak bardzo byłam zakochana.

Strasznie to przeżyłam i dalej przeżywam, bo wciąż go bardzo kocham. Miałam przeczucie, że coś się złego mu przytrafi.

Miałam do niego pisać, pytać czy wszystko w porządku. Ale nie zdążyłam. Był to chłopak, które w swoim życiu miał

już próbę samobójczą. Miał niskie poczucie własnej wartości, i na dodatek bardzo wrażliwy i dobry. Kochałam go, bo widziałam w nim również siebie.

Teraz mija kolejny rok, a ja myślę tylko o przykrych rzeczach, o nim( jak bardzo mi go brakuje [ do tego stopnia nie mogę się

z tym pogodzić, że wpajam sobie do głowy, że on jest i że może zobaczę go idąc przez miasto. Wolę wierzyć, że wciąż żyje.])

Zbudowałam całą krainę szczęśliwości w swojej głowie. Ale nie ma w moim życiu ani jednego z tej krainy elementu.

Nie czuję się osobą samotna, tylko trochę opuszczoną. I ta presja..., której nie potrafię sprostać, a tak bardzo bym chciała.

W ogóle chciałabym zmienić samą siebie.

Nie robię nic, niczym się nie interesuje, siedzę w domu z rodzicami. i brakuje mi wolności umysłowej. Mam wrażenie,

że gniję we własnych myślach. Nie mogę nabrać świeżego powietrza, które dodałoby mi skrzydeł i rozpierzchłoby te przykre myśli.

 

 

Pozdrawiam,

Mela

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bardzo wiem właśnie po co do lekarza?. Jak pierwszy raz byłam, to nic a nic mi to nie pomogło.

Po za tym co bym mogła powiedzieć? "Nie radzę sobie na studiach, chyba jestem za głupia". Nie jestem zbyt wylewna. Nie umiem rozmawiać twarzą w twarz o takich rzeczach. Dla mnie jest to temat drażliwy i strasznie się go wstydzę.

Z rodzicami jest tak, że oni dobrze wiedzą, że coś jest ze mną nie tak. Tato wprost powiedział, że mam coś z głową i nic się nie poradzi. Poza tym mam 23 lata i nie jestem małą dziewczynką, którą trzeba już za rączkę trzymać. Wymagają ode mnie skończenia studiów i znalezienia sobie pracy, abym jako tako mogła sobie egzystować. Uważają, że powinnam być już dojrzała, myśleć przyszłościowo. A ja nie koniecznie właśnie tak czuję. Wcale. Wolałabym właśnie, żeby mnie ktoś za rączkę trzymał i głaskał. Po prostu w pewnym sensie dojrzała emocjonalnie jestem na poziomie dziecka z przedszkola.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj!

Moze jest tak,że lek był niedobrany przez psychiatrę,spróbuj z innym lekarzem,choć czytając Twój post,odnoszę wrażenie,że raczej psycholog lub psychoterapeuta by Ci bardziej pomógł,bo to ,że potrzebujesz pomocy to widać,pomyśl nad tym,im prędzej, tym lepiej.

Trzymaj się i nie poddawaj.

Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj melaan, .

Powinnaś chodzić na psychoterapię. Jeśli nie masz pieniędzy to lekarz może cię skierować na darmową z NFZ. Leki też mogą pomóc, zwłaszcza jeśli chcesz skończyć te studia, albo jakoś pracować. Możesz powiedzieć lekarzowi z grubsza to co tu napisałaś na forum. Z tego co zrozumiałem: nie możesz się do niczego zabrać, nie radzisz sobie ze studiami ani z pracą, masz ciągle obniżony nastrój, nie masz na nic energii, nie wiem czy utrzymujesz jakieś kontakty ze znajomymi, w dodatku nachodzą cię różne lęki np. jak chcesz się zabrać do nauki. To jest już coś.

Nie jest tak że po prostu masz coś z głową i "nic się nie poradzi". Poradzi się tylko trzeba na to czasu. I terapii. Bo wydeje mi się że masz w sobie jakieś nierozwiązane konflikty jeszcze sprzed śmierci tego chłopaka.

Jeśli chodzi o leki to możesz powiedzieć lekarzowi, że chcesz coś tańszego. Ja za Asertin płacę jakieś 20zł. na miesiąc, czy nawet mniej, a jego też chyba się przypisuje osobom chorym na depresję (ja choruję na nerwicę, na forum wiele osób pisze o skutkach ubocznych w pierwszym okresie brania).

W każdym razie nie możesz dać się przekonać chorobie ani innym osobom że nic się nie da zrobić. To prawda że wiele rzeczy się nie udaje i nie będzie się udawać. Jednak jeśli choroba nas zamknie w czterech ścianach to może być jeszcze gorzej. Najgorzej kiedy ludzie zaczynają wierzyć w własną bezwartościowość. Wyobraź sobie człowieka który stoi przed tobą i mówi "jestem śmieciem". Mowisz mu nieprawda, przecież jesteś człowiekiem, a on nic. I weź go przekonaj. Na forum istnieje taki wątek pt. jestem nikim.

Sam borykam się z nerwicą (czasami terapeutka mówiła że są u mnie też jakieś objawy depresyjne), dlatego weź te moje rady w codzysłów, bo z depresją może być trochę inaczej. Ale ja tak miałem że jak zostawałem w domu i rezygnowałem z przyjścia chociaż spóźnionym o godzinę to wtedy mnie dopadało. Z jakimś w miarę ustalonym rytmem dnia/pracy/odpoczynku ew. spotkań z innymi (mimo że praktycznie wcale nas nie cieszą) łatwiej jest holować samego siebie.

Może możesz się przepisać na jakieś mniej wymagające studia/kierunek, jeśli w tym sobie nie radzisz, chociaż jakoś zdałaś na ten trzeci rok. Lubisz swój kierunek? Studiować z depresją to trochę jak biegać z nogą w gipsie, albo pływać dziurawą łodzią. A czasami jak latać dziurawą łodzią... W każdym razie trzeba liczyć sobie trochę rezerwy, że nie wszystko będzie szło.

Ja wyleciałem z drugiego roku. Poszedłem na inną uczelnię (trochę łatwiejszą) na pierwszy rok i jakoś go zaliczyłem. Chyba nie radzisz soie z tą "presją", dlatego tym bardziej zachęcam do terapii.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety ciężko mi służyć Ci jakąś dobrą, konstruktywną radą, Melo, bo sama mam dość podobne (jeśli nie takie same) problemy... I ten brak zdolności, żeby się do czegokolwiek zabrać. Ale jestem dobrej myśli - wierzę, że da radę się wyrwać z tego błędnego koła! Ja osobiście nie rozwiązałam swoich problemów, ale w coraz większym stopniu je rozumiem, staję się bardziej świadoma. I to mnie buduje. Hope, że niedługo otworzysz oczy, dostrzeżesz większe możliwości, uporasz się z przeszłością i życie zyska dla Ciebie nową jakość :)

 

-- 25 cze 2012, 15:03 --

 

A z innej beczki - pytanie do vifi:

- Darmowa terapia NFZ - czy warto??? Pytam się poważnie, bo co za darmo, to zazwyczaj wiesz...

Chodzi o to, że jeśli nawet ktoś ma ubezpieczenie i zostanie na taką terapię skierowany, to:

1) poczeka z pół roku w kolejce (w końcu to NFZ!)

2) kiedy w końcu trafi na upragnioną wizytę, to zostanie potraktowany przez lekarza na "odwal się". Sama mam podobne doświadczenia i mam wrażenie, że lekarzom, którzy pracują na NFZ nie zależy w ogóle na zdrowiu pacjentów, bo pani w recepcji się pomyliła, bo lekarz nie chce przyjąć, bo to nie mój pacjent - i weź tu się otwórz przed osobą, która dwie minuty temu wrzeszczała na korytarzu, że cię nie przyjmie :D

3) Pacjent, zniechęcony podejściem lekarzy, zaniecha prób dalszego leczenia. Co najwyżej uzależni się od jakiejś "pigułki na wszystkie boleści" typu lorafen, która robi z takiego pacjenta pomidora, już w ogóle niezdolnego do prowadzenia innego trybu życia niż pasywna wegetacja.

Z kolei nawet płatna wizyta nie gwarantuje niczego. Ostatni raz kiedy byłam u psychoterapeuty, był totalną porażką - facet skupiał się tylko na kasie, i wiecie... zero tej nici zrozumienia.

Z kolei lekarz - psychiatra w Polsce, jak już wspominałam, często pełni rolę maszynki do wypisywania recept na psychotropy, co jest niezwykle na rękę różnej maści narkomanom spod apteki, ale już nie osobom w problemami!

Nie chcę żebyście sobie pomyśleli, że przyszłam tutaj ponarzekać i pozniechęcać ludzi. Wręcz przeciwnie! Pytanie: co w takim wypadku robić??? Uważam, że krytyka jest dosyć konstruktywna. Z góry przepraszam, że się zagalopowałam i piszę w niewłaściwym wątku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mela, jeśli Cie to pocieszy to powiem, że nie jesteś sama, mam taki sam problem jak Ty z podejściem do nauki. Od zawsze nie lubiłem się uczyć ale teraz będąc na studiach przerodziło się to chyba w jakąś nerwicę bo uczyć zaczynam się zazwyczaj jak już mam nóż na gardle. np. jutro mam ważny egzamin a ja co? nawet nie chce mi się tego czytać bo przecież 1 termin. Wiem, że będę tego żałować we wrześniu ale ta sytuacja powtarza się podczas każdej sesji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę że można jednocześnie studiować i leczyć się. Ja w czasie studiów miałem okres bardzo złego samopoczucia, ataków paniki i zacząłem wtedy leczenie i jakoś wymęczyłem te studia, choć niewiele mi to w życiu dało.

 

Natomiast po przerwaniu to potem może być ciężko wrócić, trzeba się na nowo wdrażać. Lepiej jakoś wymęczyć ten licencjat, a potem odpocząć i zastanowić się co dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dżejn, Oczywiście z terapią można różnie trafić. Niektórzy czekają długo inni załapią się nawet po tygodniu. Można na forum przeczytać wiele różnych opinii na temat terapeutów zarówno prywatnych i nie. Dużo zależy od tego na kogo się trafi. Jeśli trafi się na lekarza który traktuje pacjenta jak jakiegoś intruza który mu zawraca głowę to rzeczywiście jest nieciekawie, ale nie rezygnował bym z leczenia tylko dlatego bo można trafić na złego lekarza. Osobiście jeśli miałbym wybór to wolałbym iść prywatnie, bo widzę mniejsze szanse żeby lekarz który nie leczy się tam uchował, ale nie ma tutaj reguły.

Jeśli wytworzył się jakiś kontakt z terapeutą, to raczej kontynuował bym terapię. Czasami trzeba czekać ponad rok na jakieś efekty. Jeśli terapia już długo trwa a dalej dla terapeuty jesteśmy kolejnym egzemplarzem do odbębnienia, to nie wiem czy to ma duży sens, raczej bym poszukał zmiany. Na tym forum już naczytałem się sporo o błędach lekarzy, jednak chyba nie jest tak, że większość psychologów jest nietrafionych. Przynajmnie mam taką nadzieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chciałam wszystkim bardzo podziękować za miłe "komentarze" i wsparcie. Dawno tu nie byłam. Po mojej pierwszej wiadomości tutaj, znów się zaszyłam w sobie, więc nawet nie miałam okazji przeczytać ich wcześniej... dopiero teraz.

Chciałam napisać, że w dniu dzisiejszym po raz drugi w życiu odważyłam się pójść do psychiatry. Tym razem w moim rodzinnym mieście.

Byłam tam z mamą. Ja nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc zaczęła moja mama. Później już jakoś poszło i sama się włączyłam do dyskusji o mnie.

Było lepiej niż za pierwszym razem. Obecność bliskiej osoby no i psychiatra, który miałam wrażenie że mnie zrozumiał. przede wszystkim słuchał.

Zrozumiał moją sytuacje na studiach. Powiedział, że moją depresją są studia. Jak je skończę, to depresja się skończy. Zrozumiał jednak, że cały problem w tym, że ja nie mam siły, pasji i chęci na podjęcie nauki.

Wydał mi zaświadczenie o depresji. (Nie wiem zupełnie po co mi ono? Czy daje mi jakieś wyjątkowe prawa, np. na studiach? - wątpię).

Przepisał leki i od razu poleciał do psychologa zapisać mnie na terapię.

Jutro mam pierwszą wizytę. Na razie się nie stresuję, ale pewnie zacznę. ( w sumie to dziś mam wizytę, nie spojrzałam, że jest już koło 2 w nocy).

 

Tyle pozytywów.

 

Natomiast ze studiami chyba lipa będzie. Na egzamin się nie stawiłam. Wszystko teraz zależy do tego, czy moi rodzice znów wyłożą na nie gotówkę. A ja się wciąż boję, że nie mogę im niczego zagwarantować. Boję się, że znów kasa pójdzie na marne.

 

Pozdrawiam,

Mela

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×