Skocz do zawartości
Nerwica.com

melaan

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez melaan

  1. jw po elicei mam obniżony popęd seksualny. pieszczoty mojego chłopaka nie działają na mnie już tak jak kiedyś. w zasadzie nie mam ochoty na seks. nic mnie nie podnieca. trochę mi to przeszkadza. tęsknie do miłosnych igraszek. nie wiem co mam zrobić??? nie odstawię przecież leków, walczę z depresją. myślę o zwiększeniu nawet dawki (jeśli mi lekarz przepisze), bo wciąż depresja mnie nawiedza. wtedy to już w ogóle nie będę wiedzieć czym jest popęd. Pozdrawiam
  2. Nie ma co się jeszcze przejmować i szukać na siłę Jesteś jeszcze młodym chłopakiem :) Poza tym pociesze Cię faktem, że Panowie zawsze są dłużej atrakcyjni od Pań. Nie jest powiedziane, że musisz już teraz mieć dziewczynę. Być może dopiero swoją drugą połowę znajdziesz po 30 Wielu to spotyka Panie np. po 30 nie są już tak atrakcyjnymi kąskami Muszą się spieszyć... a Ty masz jeszcze czas Nie wiem, czy Ci to pomoże co napisałam, ale mnie by pomogło :)
  3. melaan

    Natręctwa myśli...

    Myślę od paru lat... (około 4 i dalej myślę) o jednej osobie w kółko czy chcę czy nie chcę. czy to może być NN?
  4. Jutro idę na drugą wizytę do psychologa. PANIKUJĘ!! Wydaje mi się, że powinnam powiedzieć coś co miało bardzo duży wpływ na mój obecny stan umysłu. Ale strasznie się wstydzę i to strasznie głupie jest i w ogóle nie wiem jak to powiedzieć, bo to takie głupie strasznie i pogmatwane. Dotyczy chłopaka, którego poznałam na studiach i strasznie się zakochałam w nim bez wzajemności.Zginął rok temu, a ja dalej go kocham. i masakra... myślę o nim non stop, jakby to było natręctwo. Nie mogę się pogodzić z tym, że go nie ma, że aż do mnie nie dociera ten fakt. myślę o nim w taki sam sposób jak przed tą katastrofą. Masakra... -- 04 paź 2012, 01:12 -- :((((((((((((((((((((((((
  5. np. dlaczego faceci zawsze patrzą na kobietę przez pryzmat...? Ciekawe ;P czuj się obserwowany Pozdrawiam
  6. to jak ja, możemy sobie podać ręce. Tylko że ja dziewczyny nie miałem. Nie jesteś sama. No to w takim razie graba swoją drogą, na ciekawe wątki zawsze wchodzisz
  7. Ja się otwierałam, nie szukałam na siłę i dupa, zawsze wielkie rozczarowanie. porażka. mam 23 lata i nigdy faceta nie miałam. No teraz to już zaczynam się zamartwiać. -- 01 paź 2012, 00:59 -- chciałabym, pewnie. ale od kiedy jestem chora na głowę, już nie wierzę, że kiedyś ktoś taki w moim życiu się pojawi. Choroba zmieniła moje życie. Nie poznaje nowych ludzi. Siedzę w domu i płaczę. tadam!!!
  8. zazdroszczę. ja bym chciała właśnie nigdy się nie zakochać. niestety to mnie dopadło. i jak zwykle tylko się cierpi z tego powodu. lol
  9. A mój odszedł w zaświaty ponad rok temu. Jakoś się żyje... choć też czasem jeszcze popłakuje. trzymaj się i ciesz się jego istnieniem.
  10. melaan

    cześć wam i pomocy! ;(

    chciałam wszystkim bardzo podziękować za miłe "komentarze" i wsparcie. Dawno tu nie byłam. Po mojej pierwszej wiadomości tutaj, znów się zaszyłam w sobie, więc nawet nie miałam okazji przeczytać ich wcześniej... dopiero teraz. Chciałam napisać, że w dniu dzisiejszym po raz drugi w życiu odważyłam się pójść do psychiatry. Tym razem w moim rodzinnym mieście. Byłam tam z mamą. Ja nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc zaczęła moja mama. Później już jakoś poszło i sama się włączyłam do dyskusji o mnie. Było lepiej niż za pierwszym razem. Obecność bliskiej osoby no i psychiatra, który miałam wrażenie że mnie zrozumiał. przede wszystkim słuchał. Zrozumiał moją sytuacje na studiach. Powiedział, że moją depresją są studia. Jak je skończę, to depresja się skończy. Zrozumiał jednak, że cały problem w tym, że ja nie mam siły, pasji i chęci na podjęcie nauki. Wydał mi zaświadczenie o depresji. (Nie wiem zupełnie po co mi ono? Czy daje mi jakieś wyjątkowe prawa, np. na studiach? - wątpię). Przepisał leki i od razu poleciał do psychologa zapisać mnie na terapię. Jutro mam pierwszą wizytę. Na razie się nie stresuję, ale pewnie zacznę. ( w sumie to dziś mam wizytę, nie spojrzałam, że jest już koło 2 w nocy). Tyle pozytywów. Natomiast ze studiami chyba lipa będzie. Na egzamin się nie stawiłam. Wszystko teraz zależy do tego, czy moi rodzice znów wyłożą na nie gotówkę. A ja się wciąż boję, że nie mogę im niczego zagwarantować. Boję się, że znów kasa pójdzie na marne. Pozdrawiam, Mela
  11. melaan

    cześć wam i pomocy! ;(

    Nie bardzo wiem właśnie po co do lekarza?. Jak pierwszy raz byłam, to nic a nic mi to nie pomogło. Po za tym co bym mogła powiedzieć? "Nie radzę sobie na studiach, chyba jestem za głupia". Nie jestem zbyt wylewna. Nie umiem rozmawiać twarzą w twarz o takich rzeczach. Dla mnie jest to temat drażliwy i strasznie się go wstydzę. Z rodzicami jest tak, że oni dobrze wiedzą, że coś jest ze mną nie tak. Tato wprost powiedział, że mam coś z głową i nic się nie poradzi. Poza tym mam 23 lata i nie jestem małą dziewczynką, którą trzeba już za rączkę trzymać. Wymagają ode mnie skończenia studiów i znalezienia sobie pracy, abym jako tako mogła sobie egzystować. Uważają, że powinnam być już dojrzała, myśleć przyszłościowo. A ja nie koniecznie właśnie tak czuję. Wcale. Wolałabym właśnie, żeby mnie ktoś za rączkę trzymał i głaskał. Po prostu w pewnym sensie dojrzała emocjonalnie jestem na poziomie dziecka z przedszkola.
  12. melaan

    cześć wam i pomocy! ;(

    Cześć. Jestem Mela i mam 23 lata. Chciałabym się zwali podzielić moimi kilkoma ostatnimi latami z życia i zarazem poprosić was o radę. Czy to już lenistwo czy problemy na tle psychologicznym? Jestem "studentką" i od dłuższego czasu cierpię na coś czego nie potrafię do końca określić, nazwać. Nie radzę sobie w życiu. Nie radzę sobie ze swoimi problemami. Nie radzę sobie ze sobą samą. Od czterech lat męczę się na uczelni. Nie idziemy totalnie. Gdyby nie moi rodzice, dawno pewnie bym już wyleciała, albo sama po prostu zrezygnowała. Wciąż jeszcze studiuję, ale znów zawalę prawdopodobnie rok. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Jestem na siebie zła, i strasznie boli mnie fakt, że potrafię zawieść siebie... ale przede wszystkim moich rodziców. Chciałabym bardzo w końcu móc bez większych przeszkód zdobyć to wykształcenie i wdeptać w coś nowego w swoim życiu. Jednak jakaś cholerna siła wyższa mi na to nie pozwala. Nie potrafię otworzyć książki. Od razu wpadam w spazm. Odrzucam myślami wszystko co dotyczy studiów i w ogóle życia akademickiego. Odczuwam niesamowity lęk. Na same studia szłam z wielką radością. Z dala od domu. To miała być super przygoda. W szkole podstawowej, gimnazjum i liceum uczyłam się dość dobrze. Dużo spędzałam czasu nad książkami i nie wyobrażałam sobie, że pewnego dnia po prostu przestanę się tak uczyć. Snułam plany..., że po skończonym jednym kierunku, pójdę na kolejny, a później znów na kolejny. Słowem wieczny student. Czar prysł wraz z pierwszym rokiem. Było bardzo ciężko. Nie dawałam rady. Na drugim roku do problemów z uczelnią doszły jeszcze problemy miłosne ( wiadomo, jak to w ty wieku bywa). Odrzucona miłość. Tak strasznie byłam nieszczęśliwie zakochana i na dodatek ta uczelnia. Wtedy przeżyłam ogromne załamanie. Nic nie robiłam. Całymi dniami leżałam w łóżku, płakałam. leżałam i płakałam i miałam ochotę się zabić. Dzwoniłam do mamy o 2 w nocy i mówiłam, że nie wytrzymuje, że się zabije, że potrzebuję pomocy. Po jakimś czasie odważyłam się pójść do psychiatry. Pani w sumie za wiele nie pytała. Przeprowadziła ze mną wywiad i przepisała mi Zoloft. Byłam u niej ze trzy razy, leki brałam przez pół roku. Zrezygnowałam, bo było to dość dla mnie drogie. Między czasie wróciłam do domu i nie miałam możliwości nawet już wizytować u tej pani. Później znów wróciłam na studia, na trzeci rok. Znów ciężko, znów coś zawaliłam. W lipcu zeszłego roku zginął w wypadku samochodowy cudowny, złoty człowiek, kolega, w którym tak bardzo byłam zakochana. Strasznie to przeżyłam i dalej przeżywam, bo wciąż go bardzo kocham. Miałam przeczucie, że coś się złego mu przytrafi. Miałam do niego pisać, pytać czy wszystko w porządku. Ale nie zdążyłam. Był to chłopak, które w swoim życiu miał już próbę samobójczą. Miał niskie poczucie własnej wartości, i na dodatek bardzo wrażliwy i dobry. Kochałam go, bo widziałam w nim również siebie. Teraz mija kolejny rok, a ja myślę tylko o przykrych rzeczach, o nim( jak bardzo mi go brakuje [ do tego stopnia nie mogę się z tym pogodzić, że wpajam sobie do głowy, że on jest i że może zobaczę go idąc przez miasto. Wolę wierzyć, że wciąż żyje.]) Zbudowałam całą krainę szczęśliwości w swojej głowie. Ale nie ma w moim życiu ani jednego z tej krainy elementu. Nie czuję się osobą samotna, tylko trochę opuszczoną. I ta presja..., której nie potrafię sprostać, a tak bardzo bym chciała. W ogóle chciałabym zmienić samą siebie. Nie robię nic, niczym się nie interesuje, siedzę w domu z rodzicami. i brakuje mi wolności umysłowej. Mam wrażenie, że gniję we własnych myślach. Nie mogę nabrać świeżego powietrza, które dodałoby mi skrzydeł i rozpierzchłoby te przykre myśli. Pozdrawiam, Mela
×