Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDA + nerwica i chyba kwitnąca depresja...


maczupikczu

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nie wiem za bardzo od czego by tu zacząć...

 

Od wielu lat czuję że jest coś ze mną 'nie tak' , nieraz próbowałem samodzielnie dokonywać swoistych autodiagnoz.

Zgłębiłem trochę tematy psychologiczne i dzisiaj raczej mogę stwierdzić że właściwie wszystkie moje problemy z samym sobą mają swoje źródło w tym iż wychowywałem się w rodzinie dysfunkcyjnej.

 

Aktualnie mam 20-lat , nadal 'siedzę' w domu moich rodziców... Ojciec jest wieloletnim alkoholikiem (pił odkąd pamiętam) w większymi czy mniejszymi nawrotami picia. Mama także od zawsze miewała pewne problemy z alkoholem , przede wszystkim jeżeli już zacznie to musi się 'dopić' do końca co aktualnie przybrało rozmiary sporego problemu.

 

Chciałbym też zaznaczyć że nie opowiadałem tego wszystkiego ani nie opisywałem dotąd nigdy , trochę też przez wstyd... mimo że internet jest do pewnego stopnia anonimowy to i tak trochę trudno wychodzi mi to wszystko z 'klawiatury'.

 

Już jako dziecko byłem mocno znerwicowany... wtedy jeszcze problem dotyczył właściwie samego ojca który potrafił urządzać całonocne awantury kończące się przyjazdem policji... Żebyśmy się dobrze zrozumieli - moja rodzina nie sprawia z zewnątrz wrażenia patologicznej , ojciec miał dosyć dobrą pracę (aktualnie jest na emeryturze) i zawsze nieźle zarabiał (szczegół że dla 'nas' tj. dla mnie,mamy i siostry zawsze żałował złotówki).

 

Jednak za czasów podstawówki nie sprawiałem żadnych problemów wychowawczych , może z wyjątkiem tego że byłem bardzo wrażliwym dzieckiem i często płakałem.

W Gimnazjum zrobiłem się że tak to nazwę do pewnego stopnia antyspołeczny , kompletnie nie potrafiłem dogadać się z klasą i byłem w szkole 'wyrzutkiem' który robił tylko to co chciał - tutaj chyba zaczął się we mnie ten swoisty "bunt" - Z pewnymi schodami ale w sumie gładko przeszedłem to gimnazjum... Warto tu dodać przy okazji że z nauką samą w sobie nigdy nie miałem większych problemów jednak w tamtych czasach siedziało mi w głowie zupełnie co innego.

 

W szkole średniej postawa "robię to co chcę" przybrała na sile... co rusz wpadałem w najprzeróżniejsze tarapaty , wyrzucono mnie z jednej szkoły - w następnej nie zdałem dwa lata. Ogólnie sporo rozrabiałem i stałem się dla rodziny utrapieniem...

Jednak co ciekawe pamiętam że ten okres był JEDYNYM kiedy rodzice relatywnie mało pili i stali się bardziej odpowiedzialni - to chyba była tymczasowa 'zamiana ról' , przynajmniej ja po czasie tak to widzę...

Także sam przed sobą muszę przyznać że tamten okres mimo mnóstwa problemów ze mną wspominam jako jedyny dosyć szczęśliwy dla mnie - miałem wszystko gdzieś i niczym się nie przejmowałem... byłem bardziej spontaniczny i nie analizowałem wszystkiego tysiąc razy jak teraz.

 

Kiedy następny raz nie zdałem postanowiłem że rzucam szkołę i idę do pracy (jak można się domyślić żałuję tego) , imałem się wielu różnych niezbyt wymarzonych prac jednak w żadnej nie zabawiłem zbyt długo bo po prostu nie potrafiłem się dogadywać z ludźmi i byłem bardzo konfliktowy.

 

Aktualne nie mam zbyt dużych dochodów , ojciec zaczął od nowa ostro pić - do niego doszła matka... Ojciec przy okazji upicia się wyzywa mnie jak najgorszego śmiecia i nieudacznika - sam gdyby chciał mógłby mi pomóc stanąć na nogi ponieważ wiem że ma sporo pieniędzy , przy okazji zarobił ostatnio na pewnym interesie około 100tyś zł... Jednak po prostu pożyczyć (nie wziąć) od niego dajmy na to 5 dych graniczy z cudem - ok wiem że to jego pieniądze ale on jest po prostu dla mnie złośliwy i stara mi się na każdym kroku udowadniać jakim jestem g.wnem a on wielkim człowiekiem sukcesu... Jeżeli nie chce mieć mnie już dłużej w domu to dlaczego mi w jakimkolwiek stopniu nie pomoże ? Trudno... taki człowiek.

 

Matka ostatnimi czasy upija się dosyć często a kiedy się upije jest po prostu szalona - niewiem jakbym mógł to lepiej określić , kiedy mam rano wstać specjalnie siada w kuchni i włącza radio na cały regulator abym nie mógł spać... Zawsze byłem dla niej dobry ale domyślam się skąd bierze się ta złośliwość wobec mnie.

 

Kiedy rodzice się upijają ja muszę mieć wszystko pod kontrolą , kiedy cała 'akcja' się kończy robię wykład - Matce z tego co widzę nie podoba się że robię za jej opiekuna i chce za wszelką cenę pokazać że mam gó.wno do gadania a ona może sobie robić co chce - to takie błędne koło bez końca. Żadne gadanie , żadne namawianie , po prostu nic na nią nie działa i zaczynam się obawiać że jej ostre picie już się po prostu nie skończy.

 

Chodzę aktualnie do szkoły zaocznej aby po skończeniu jej znaleźć w końcu jakąś sensowną pracę - mam także pewne zajęcie artystyczne które przyniosło mi już trochę funduszy jednak jest to nadal pół-amatorka , nie warto o tym wspominać... ale przynajmniej mam jakąś pasję która pozwala mi się oderwać od tego całego syfu.

 

Przez ostatnie lata stałem się jeszcze bardziej znerwicowany... nigdy nie wiem co będzie się dziać w domu stąd niczego nie mogę zaplanować , czuję się jak zamknięty w klatce... Sam zacząłem coraz częściej pić aby nie myśleć o tym wszystkim , jednak przez tą ciągle kumulowaną złość i niechęć do wszystkiego często wszczynam awantury i bójki , staram się nad tym panować ale nawet bez alkoholu drobna uszczypliwość w moim kierunku wywołuje u mnie agresję - przez co narobię sobie zawsze kłopotów , ludzie mnie po prostu nie lubią i nie dziwię im się.

 

Stałem się też perfekcjonistą co jest na dłuższą metę niesamowicie męczące ale też za nic nie mogę się tego wyzbyć , przejawia się to w bardzo wielu aspektach egzystencji od wyglądu zewnętrznego w takich sytuacjach jak zwykłe wyjście z domu (muszę dla samego siebie wyglądać idealnie we własnym mniemaniu , inaczej potrafię nawet odwołać spotkanie itp.) po wypowiadane słowa , jednak jeżeli coś zaczyna mi nie wychodzić robię wszystko przez złość chaotycznie i bez przemyślenia a nieraz po prostu rzucam wszystko i 'niech sie dzieje co chce'.

 

W związkach także nigdy mi się zbytnio nie układało , jestem bardzo nieufny , podejrzliwy a także miewam olbrzymie poczucie "posiadania" czegoś albo kogoś co zawsze prędzej czy później zwyciężało z moimi próbami zmienienia się... cały czas czuję się bardzo osamotniony i sfrustrowany jednak z drugiej strony niechcę też wprowadzać kogoś w ten swój chaotyczny żywot i bagno jakie z niego wynika... Przy okazji wykazuję też chyba pewne symptomy narcyzmu , mimo że rodzicie pod wpływem a nawet na trzeźwo najczęściej dają mi do zrozumienia jakim jestem śmieciem i nieudacznikiem to nie budzi we mnie że tak powiem 'niechęci' do samego siebie a raczej na odwrót...

Wydaje mi się że sam jestem dla nich jak rodzic a oni są jak ułomne dzieci z którymi nie można sobie poradzić...

Zresztą zacząłem tak też traktować wielu innych ludzi z mojego otoczenia co budzi jeszcze większą niechęć do mnie.

 

Aktualnie jestem po prostu zniszczony psychicznie , nie mam żadnych większych priorytetów i czuję cały czas jakby mi się zaraz sufit miał zwalić na głowę , stałem się totalnym pesymistą.

Nie potrafię niczego zrobić z 'uśmiechem' i jakoś bardziej spontanicznie - to tak jakby moje ciało było w jednym miejscu a umysł ciągle siedział w tym pokręconym domu wariatów.

 

Przepraszam że mój post jest tak długi ale chciałem to wszystko jakoś dokładniej opisać abyście zrozumieli moją postawę... chciałem się też tak trochę po prostu wygadać i otrzymać może jakiekolwiek sugestie,rady...

 

Jeżeli ktoś dotrwał do końca to gratuluję i dziękuję za przeczytanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam 35 lat, podobno przepracowane DDA - terapia indywidualna i grupowa - 2 lata temu. Teraz zgłosiłam się do Ośrodka leczenia nerwic... cd pracy nad sobą, ale jak długo tak będzie to nie wiem.

 

Nie mieszkam z rodzicami od 19 roku życia. Bo się nie dało. Podobnie z grubsza jak u Ciebie.

Już samo "wypadnięcie" z domu spowodowało, że zdałam maturę, później skończyłam studia... itd.

Nie ma lekko... trzeba nad sobą pracować i dać pracować innym (fachowcom) nad nami.

 

Stękanie mamie... wyrzuty, manifestowanie niezadowolenia nic nie dadzą. Tracisz energię. Pozornie nie działasz dla siebie a przeciw sobie.

Kasa ojca... niech sobie ją... wiesz co... w.. A jak Ci da i weźmiesz też będziesz się źle czuł. Dopiero wtedy "potwierdzi się", w jego oczach, że jesteś jednak zależny.

Jak się wyprowadzisz możesz nie znieść lęku o nich i ich sztuczek manipulacji emocjonalnych - tak czy siak trzeba Ci dobrego terapeuty. Szybko, JUŻ.

I pisz :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×