Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Naranja - napiszę Ci coś, co może odzyska Twoją wiarę w 7f - tam się ROZMAWIA jeśli ktoś ma myśli samobójcze. (...) Tylko, że w moim przypadku to nie skutkowało (...) PErsonel oskarżył mnie, że WYMYŚLAM

 

Sorry, ale to mnie miało pocieszyć??????

 

-- 17 cze 2011, 15:12 --

 

naranja, przyzwyczaiłaś nas do swojej siły, logiki i analitycznego podejścia do większości spraw.. ciężko napisać coś takiej osobie, gdy to Ona ma gorszy moment.

 

Ciężko być na piedestale... nie chcę.

 

naranja, nie rezygnuj z tego oddziału w Krk. Wiem, że to wymaga odwagi i siły, ale tak naprawdę niewiele tracisz.

 

Po tym, co pisze o tym oddziale Brak Uczuć, Amon oraz inni, ogarnia mnie dół, poczucie bezsensu i brak nadziei.

 

-- 17 cze 2011, 15:16 --

 

naranja, sama mówiłaś, że spróbujesz na 7F, że przecież w każdej chwili możesz się wycofać.... nie masz nic do stracenia, skoro jest już tak źle, że gorzej być nie może...

 

Ale ja nie mam siły nawet się spakować i tam pojechać. Nie mam siły myśleć. Zaraz znowu idę spać. Poza tym mogę sobie nie poradzić psychicznie z tym, jak mnie będą tam kopać i dowalać chamskimi tekstami, ocenami, niby w dobrej woli (a tak naprawdę chyba z własnego narcyzmu lub braku kompetencji). Zarówno głaskanie jak o kopanie obsuwa mnie w beznadzieję i to ostro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale są ludzie, którzy twierdzą, że im to pomogło. Osobiście poznałam kiedys przez neta taką dziewczynę...nawet jeśli pomaga to 1 % ludzi, to skąd wiez, ze nie pomoże akurat Tobie? Wielu ludziom pomagało tam to, że byli wśród innych współpacjentów, pomagały wzajemne rozmowy, wspólne zwierzenia. Mi nie pomagały przez moją pustkę, ale gdybym mogła coś naprawdę poczuć, to pewnie też by mi pomogło.A ztego co piszesz, to mimo wszystko nie wygląda żebyś miała aż taki problem z odczuwaniem jak ja... spytam tak? Czujesz jakieś nastroje? Zmienia CI sie nastrój jak są świeta, jak porozmawiasz z kimś miłym, jak wydarzy się cos specjalnego? Ja w ogóle nieodczuwam nastroju - choć nikt mi w to nie wierzy(może z wyjątkiem 3 osób z wątku "braku uczuć" które też tam mają).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabiłabym się jakbym się nie obawiała intelektualnie, że pójdę do piekła i będę cierpieć wiecznie.

:zonk::shock: Błagam Cię, jak można się obawiać intelektualnie... Poza tym popatrz na to zdanie... naprawdę myślisz jak nastoletnia dziewczynka, a nie jak trzydziestoletnia kobieta. Jestem młodsza od Ciebie o osiem lat, a już dawno wyrosłam z tak górnolotnego myślenia o sobie. Może to jest właśnie Twój problem? Nie możesz czasem się z siebie pośmiać? Depresja to jest choroba, czasem trudna w leczeniu, ale można się wysilić i starać się z niej wyjść. Ty tylko siebie pogrążasz takim myśleniem... podoba Ci się ono? Dlaczego się tak zapętlasz? Dlaczego to sobie robisz? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

juz bym wziełam córkę i przyjechała wypić z Tobą herbate i gadac ,gadac....

 

To miłe...

 

zresztą, na tym wątku tez kochana pisałam czasem ze matki i rodziny nie zmienisz, musisz znależć siłke w sobie i zmienic spojrzenie na terażniejszośc oraz przyszłość, to sie liczy

 

Malibu,

1. Matki i rodziny nie zmienię, ale emocje do nich mam, jakie mam. Nie podlegają racjonalizacji.

2. Z pewnością masz rację co do przyszłości, ale nie da się w nią patrzeć bez emocjonalnego rozprawienia się z przeszłością, która ciągle na mnie za mocno rzutują, Powracają do mnie te emocje i oczekiwanie, których nie mogłam świadomie poczuć jako dziecko.

3. Za każdym razem, jak słyszę, że muszę coś zmienić to się we mnie burzy. Jasne, ja wiem, że celem terapii jest zmiana. Ale emocjonalnie odczuwam to tak, że TO JA muszę się zmienić, bo to ja jestem nie-ok, bo to ja muszę się dostosować, bo ja jestem do naprawy. WIEM, że chodzi o taką zmianę, aby mi było lepiej, ale emocjonalne słowo zmiana wywołuje we mnie gniew. W odróżnieniu od "Poczekaj, nie musisz się zmieniać, poprawiać, powiedz mi, co cię tak boli".

 

 

...Cały czas sie zastanawiam dlaczego tak inteligentna osoba nie potrafi wyjść z tej matni ...Jakiego bodżca Ci brakuje?!!!!!

 

A co ma do tego intelekt???? Przecież zaburzenia osobowości to choroba EMOCJI. Nie da się wyjść z tego na rozum, intelektualnie, racjonalizując, mieć teorię w jednym palcu. Myślę, że brakuje mi kogoś, ktoś będzie potrafił się empatycznie wczuwać we mnie i skutecznie pomagać mi w tym, abym przestała patrzeć na siebie przez taki chłodny racjonalny pryzmat, odzyskała poczucie szacunku do siebie, mojego zdania i uczuć, zaufania do moich odczuć, jakiegoś takiego ciepłego stosunku do siebie samej przede wszystkim (zamiast chłodu, niechęci, nienawiści), poczucia prawa do życia, przeżywania, realizowania siebie... Nie umiem sprawić tego "sama", od lat... próbowałam.

 

-- 17 cze 2011, 15:38 --

 

Czujesz jakieś nastroje? Zmienia CI sie nastrój jak są świeta

 

Tak. W święta mam największe doły nie do wytrzymania i plany samobójcze. Mam problem z rodzinką.

 

Mój nastrój generalnie zmienia się na kontinuum: nie do wytrzymania (plany samobójcze) - tragicznie (myśli samobójcze) - bardzo źle (rozmyślania o samobójstwie) - źle (myśli autoagresywne, autoagresja) - nienajlepiej - "do wytrzymania" - tak sobie (bardzo rzadko). Kilka razy podczas tych lat miałam poprawy nastroju - tak, że mogłam powiedzieć, że czuję się całkiem nieźle, nawet miewam momenty radości i nadziei, miałam siłę iść do sklepu i zjeść -ale tak, sumując, to było kilka tygodni łącznie, w ciągu wielu lat. Nie ma dnia abym nie miała myśli o samobójstwie, a w te "lepsze" dni, jak wychodzę z domu to cały czas mam natrętne myśli-dążenie, aby skoczyć pod pociąg, który jedzie, aby wpaść pod samochód, aby skoczyć z okna, rzucić się z balkonu, jak na niego wejdę i męczy mnie bardzo pilnowanie się przed tym, pochłania sporo energii. Właściwie to nie mam dni bez czegoś takiego i dopiero od niedawna zdałam sobie sprawę, że to chyba nie jest normalne. Dzieli mnie chyba jakaś OGROMNA przepaść od w miarę dobrego samopoczucia, skoro nie wiem jak to jest nie mieć ciągłych myśli o samobójstwie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jezu, Naranjo, to tak ja ja...przytulam Cie bardzo mocno, choć wiem, że to nie pociesza...moje zmiany nastroju też się wahają od "tragicznie" do "znośnie"...też codzień myślę o samobójstwie.

A co ma do tego intelekt???? Przecież zaburzenia osobowości to choroba EMOCJI. Nie da się wyjść z tego na rozum, intelektualnie, racjonalizując, mieć teorię w jednym palcu. Myślę, że brakuje mi kogoś, ktoś będzie potrafił się empatycznie wczuwać we mnie i skutecznie pomagać mi w tym, abym przestała patrzeć na siebie przez taki chłodny racjonalny pryzmat, odzyskała poczucie szacunku do siebie, mojego zdania i uczuć, zaufania do moich odczuć, jakiegoś takiego ciepłego stosunku do siebie samej przede wszystkim (zamiast chłodu, niechęci, nienawiści), poczucia prawa do życia, przeżywania, realizowania siebie... Nie umiem sprawić tego "sama", od lat... próbowałam.

Widzisz, jesteś mądrzejsza ode mnie. Mi parę lat temu też po prostu brakowało zrozumienia, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa...to nie ze mną było cos nie tak, że w domu były non -stop awantury...ale cholerny psycholog i moja ciotka powiedzieli, że jak nie mogę zmienić otoczenia to mam zmienić siebie - więc ja zrezygnowałam z siebie...przestałam mojej mamie okazywać ciepłe uczucia, choć chciałam...odcięłam się...3 lata przesiedziałam w swoim pokoju...cholerni "fachowcy"...gdybym wtedy trafiła na takiego, który zaproponowałby nam terapię rodzinną.

Tak jak wtedy nie potrafiłam zmienić tego co czuję - tego uczucia niespełnienia, nie-do-kochania, niedopieszczenia czy jak to nazwać, braku ciepła, bólu, smutku, lęku, braku poczucie bezieczeństwa...tak teraz nie potrafię zmienić tego, że jestem od tego całkowicie odcięta i czuje pustkę..

 

A poza tym to moja prywatna teoria jest taka, że tak długoletnie pogrążenie w cierpieniu zmienia biochemię mózgu i może przekształcic sie w depresję biologiczną - to tylko moja teoria zastrzegam. Po prostu mózg sie przyzwyczaja do takiego a nie innego funkcjonowania. Dlatego ja myślę o ketaminie. Rozmawiałam z tym prof. Rybakowskim i Magic był u niego na oddziale i to się tam stosuje powsechnie...boję się(to akurat czuję) ale mysle o tym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cholerny psycholog i moja ciotka powiedzieli, że jak nie mogę zmienić otoczenia to mam zmienić siebie

 

bo taka jest prawda

zmienić siebie tak, aby przestać się, na ile sie da, uzalezniac od otoczenia

zyskac oparcie w sobie, zaufanie do siebie, szacunek do siebie, iepły stosunek do siebie

aby tego nie oczekiwac od innych AŻ TAK

łatwo powiedzieć, trudniej osiągnąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem za terapią systemową...człowiek który " sie zmieni", odetnie, przesatnie liczyć na zrozumienie w rodzinie i tak nie będzie nigdy do końca szczęsliwy...będziesz czegoś pozbawiony, nie wiem zresztą...nadal się czuję tak, że chciałabym umrzeć...już nawet mnie forum nie interesuje, a ja nie zasnę bez tabletki, więc nie mogę iść spać...nie mogę się nawet położyć, bo mam taką anhedonię, że nie jestem w stanie się zrelaksować i przestać czuć napięcie i cierpienie

 

-- 17 cze 2011, 16:58 --

 

Dodam jeszcze że Magic z działu "nic nie czuję" miał diagnozę zaburzeń osobowości wiele lat, nic nie czuł, przeszedł przez 7f i Mu tam tak samo mówili jak mi " zacznij żyć, bo Ci najlepsze lata uciekają", "pani Olu, pani się weźmie za życie, bo kiedyś będzie pani załować młodości" (takie głupie teksty jakbym specjalnie była w takim stanie - bo oni tak uważali, że ja to robię, żeby ściągnąć na siebie uwagę. Co za kiepy :evil: ) no i pól roku w Krakowie nic Mu nie pomogło...wegetował następne lata domu....nie brał lwków, bo mu powiedzieli, że ma zaburzenia os. i że mu leki nie pomogą...i poszedł teraz do prof. Rybakowskiego na oddział, był ze 2-3 miesiące i jest lepiej...i pwoiedzieli mu, żejego problemy to nie tylko z zab.os. ale też spektrum chad...dali mu antydepresanty i chłopak odżył...odzyskał sekdualność i siły...niestety uczuć wyższych nadal nie czuje, ale chyba jest z nim lepiej, bo powiedział, że jedzie nad morze i do pracy potem i się wypisał z forum, bo nie chciał słuchać narzekania...to chyba oznaka zdrowienia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze że Magic z działu "nic nie czuję" miał diagnozę zaburzeń osobowości wiele lat, nic nie czuł, przeszedł przez 7f i Mu tam tak samo mówili jak mi " zacznij żyć, bo Ci najlepsze lata uciekają", "pani Olu, pani się weźmie za życie, bo kiedyś będzie pani załować młodości" (takie głupie teksty jakbym specjalnie była w takim stanie - bo oni tak uważali, że ja to robię, żeby ściągnąć na siebie uwagę.

 

Rozumiem, że to też mi mówisz po to, abym - jak pisałaś - odzyskała wiarę w 7f...?

 

Jeżeli zetknę się z takimi tekstami (znowu) to chyba nie wytrzymam i załamię się już totalnie. Słyszałam to i znosiłam to wiele razy, ale już nie mogę. To moje własne myśli! Przecież ja mam strasznego dodatkowego doła przez to, że nie umiem "wziąć się za życie", że mi najlepsze lata uciekają, młodość, a ja nie potrafię żyć, funkcjonować normalnie i czuć się dobrze. Takie teksty to walą ludzie, którzy są pozbawieni empatii i psychologicznej wiedzy, ale terapeuta mówiący coś takiego to obciach i szarlataneria. Przecież jakby człowiek potrafił korzystać z życia to nie szedłby na terapię. Terapeuta jest po to, aby pomógł człowiekowi zrozumieć, dlaczego nie potrafi korzystać z życia, co jest dla niego tak trudnego i pomógł mu odzyskać poczucie własnej wartości i sensu tak, aby można było żyć. Ale nie takimi tekstami! Jak można mówić człowiekowi w depresji, który w niej nie jest bez powodu, że traci najlepsze lata życia????? Sorry, JA TO WIEM I CZUJĘ SIĘ BEZNADZIEJNIE BEZRADNA WOBEC TEGO. Próbowałam brać się w garść, żyć, funkcjonować, "patrzeć w przyszłość", ale w końcu opadłam z sił... nie o to chodzi.

 

Przez to, co piszesz, myśląc o 7f mam jeszcze większego doła.

Ale chyba lepiej wiedzieć przed faktem.

 

Zresztą nawet jeśli człowiek robi coś po to, aby nieświadomie zwrócić na siebie uwagę, to przecież i to nie jest bez przyczyny. Osoby szczęśliwe i zdrowe się nie tną i nie mówią o myślach "s". Potrzeba uwagi ma swoje przyczyny przecież. Ludzie nie chwytają się szantaży samobójczych bez powodu. Pomijając już to, że czasem nie są to szantaże, ale prośba o pomoc i sygnał, że dotychczasowa nie pomaga i trzeba inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja, napisalam to, bo poyślalam - że może mi lub Tobie też jest coś "oprócz" zaburzeń osobowości...tak jak temu Magicowi....

Ja Ci powiem jedno - jeśli umiesz się modlić, to módl się, żebyś dostała za pielegniarkę Małgosię Król. Ja ją miałam. Może dzięki niej wytrwałam tak długo. Niezwykle inteligentna i empatyczna osoba. Zdecydowanie polecam. A z terapeutów to nie wiem. Ja miałam J.K. i siedzieliśmy sobie - ja co spotkanie mowiłam, że nie mam uczuc, a jego twarz też wyglądała jakby nie miał uczuć...kiedys cos słyszałam, że w psychonalitycznej tera[euta nie powinien ujawniać swoich uczuć, nie wiem czy to prawda - w takim razie on był perfekcyjny.

Ja jestem inny przypadek niż Ty. Ja uważam, że przyczyna mojego braku uczuć i cierpienia jest biologiczna. Dlatego jadę do pr. R. jutro, choć on zapewne stwierdzi mi schizofrenię prostą i załamię się do końca. Ty masz zupełnie inne problemy. Ciebie boli przeszłość jak widzę. Nie piszę tego, żeby Cie pocieszyć, ale na taki problem KRaków może naprawdę

pomóc.Piszę szczerze.

 

To jest zupełnie inney problem niż u mnie, choć funkcjonujemy podobnie. Do tego stopnia, że się zasygerowałam Tobą i włąsnie idę się położyć...przeczekam do 20.00 a potem wezmę stiolnox i przez 30 minut nie będę czuć cierpienia i będę mieć nawet nadzieję na wyzdrowienie.Jak codzień. Potem stilozx przestanie działać niw wywołując absolutnie snu i ja to porpawię alprazolamem. Trzecim już dziś. Jest rzeczą oczywiwstą, że ja się kwalifikuję tylko na oddział. Ale wstyd przyznać - jak już pisałam - byłby to 10 raz w ciągu 2,5 roku. na pewno jestem rekordzistką.Poza tym wiadomo jak jest w szpitalach. Wszyscy są mili przy przyjęciu, a gdy sie zorientują, że jesteś przypadkiem beandziejnym omijają Cię szerokim łukiem albo nie dowierzają, że można przeżywać takie cierpienie i traktują jak histeryczkę. A w końcu z ulgą wypisują. A człowiek wraca bardziej rozbity niz był i to często po traumatcyznych przeżyciach z lekami jak ja z tą klozapiną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciebie boli przeszłość jak widzę.

 

Tak, boli. Boli mnie jak poruszam temat relacji z moją matką.

Ale to jest taki uogólniony ból, też nie odczuwam konkretnych uczuć, raczej taka rozlana rozpacz albo cielesne odczucia - ból głowy, zmęczenie, ból serca. Popłaczę (albo i nie) i znów czuję pustkę i beznadzieję. Ale w terapii do tej pory mnie to nie ruszało, gadałam oderwana od emocji i bólu, jak robot, jakbym opowiadała historię obcej osoby. Przy chłodnych niezaangażowanych analitykach [w tym konsultantach z 7f właśnie] miałam emocjonalną blokadę, dopiero przy obecnej terapeutce (choć też analityczce) dwa razy popłakałam. Ale wczoraj znowu byłam totalnie od uczuć oderwana, jak cyborg.

 

W każdym razie - jak usłyszę na 7f to, co napisałaś, to się załamię albo wkurzę albo jedno i drugie.

 

Mam wrażenie, że masz podobny problem, jak ja: CZUJESZ, ale czujesz coś bardzo zgeneralizowanego - cierpienie, rozpacz. A rozpacz/cierpienie to tak naprawdę cała paleta emocji, zlewających się w taką nijaką kupę, że trudno je zidentyfikować, skonkretyzować. Zazwyczaj jest to mieszanina żalu, nienawiści, bezradności, poczucia opuszczenia, osamotnienia, tęsknoty, gniewu, etc. Albo cierpienie to skutek odcięcia się od tych konkretnych emocji - nie czujesz siebie i pojawia się cierpienie, bo odrywasz się od siebie, od konkretnych emocji. A myślę, że gdzieś pod tą "pustką" i zgeneralizowanym cierpieniem musisz mieć całe pokłady żalu i złości na mamę, chociażby za to, co Ci mówi. Bo to, co mówi jest bolesne. Co o tym sądzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo cierpienie to skutek odcięcia się od tych konkretnych emocji - nie czujesz siebie i pojawia się cierpienie, bo odrywasz się od siebie, od konkretnych emocji. A myślę, że gdzieś pod tą "pustką" i zgeneralizowanym cierpieniem musisz mieć całe pokłady żalu i złości na mamę, chociażby za to, co Ci mówi. Bo to, co mówi jest bolesne. Co o tym sądzisz?

Tak jest. Moje cierpienie jest z powodu nieczucia i z powodu obawy przed schizofrenią prostą i tego, że tak będzie przz następne kilkadziesiąt lat. Myslę, że kazdy chciałby się zabić wobec takiej perspektywy.

CO do Mamy to nie czuję "całych pokładów" żalu, ale może to dlatego, że tak mało czuję...

Bo dziewczyny, powiedzcie same - jak tak można...czytacie mnie od jakiegoś czasu i myślę, że widzicie, że ja cierpię...mówiąc szczerze, to gdybym nie sądziła, że pójdę do piekła, to bardzo możliwe, że by mnie tu nie było, bo nie wydaje mi się, żeby mnie tu coś trzymało...ja oczekuję śmierci z ustęsknieniem...w najlepszym razie jest to głęboka depresja? ile jeszcze wytrzymam? Czytałyście jak zareagował mój były chłopak. Moja siostra w ogóle tlyko mi strasznie dokucza z tego powodu, bo ona uważa to za wymysł. A teraz próbowałam mojej mamie powiedzieć jakie ja katusze znoszę i jak jest ze mną źle - ale ona tylko zakpiła jak to ma w zywczaju, że nie mam przesadzać.Jezu...Dzieczyny, zabiułabym się, naprawdę...ja marzę o śmierci. Załkałam gdy to pwiedziała...próbowałam wytłumaczyć - usłyszałam tylko wypwoiedziane głosem jak u żandarma "mnie na sówj płacz nie nabierzesz" i się rozłączyła... Dziewczyny i ja teraz wyję....w końcu mogę się wypłakać...cała się trzęsę i nie mogę się uspokoić...żebym była zdrowa i nie musiała liczyć na moją mamę...gdybym nie miała świadomości, że jutro od rana znów będę czuć to nieopisane cierpienie i że nikt mi nie pomoże, a moja mama będzie najwyzej szydzić..... rozumiesz Malibu jakie szczęście ma Twój Syn?

Mam prywatnego maila do profesora Rybakowskiego więc Mu napisałam, że moi rodzice są trudnymi ludżmi, że nie uznają mojej choroby, są przeciwni leczeniu farmakologicznemu, że uważają, że ja się tylko nakręcam i że Go proszę, żeby wytumaczył moim rodzicom, że ja tego cierpienia nie wymyślam...w sumie to jest dziwne, płaczę jak bóbr, a w sercu i tak czuję taka pustkę...ale przynajmniej mogłam się wypłakać...ja się czuję tak opuszczona w swojej chorobie, że tego nie da się wypowiedzieć...a moje pragnienie śmierci jest olbrzymie...to nie jest żadne manipulowanie, żeby otocnie zobaczyło, żjest naprawdę źle - ja prawdziwie i bardzo szczere i od dawna pragnę śmierci, bo innego wyjścia już nie widzę. A jeśli on potwierdzi schizofrfenię prostą to moje pragnienie stanie się chyba oczywiste. Aha, moi rodzice wmyślili sobie, że założę firmę i dam im wnuki...podczas gdy ja nie jstem w stanie przeczytać gazety ani sobie ugtować obiadu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cholerny psycholog i moja ciotka powiedzieli, że jak nie mogę zmienić otoczenia to mam zmienić siebie

 

bo taka jest prawda

zmienić siebie tak, aby przestać się, na ile sie da, uzalezniac od otoczenia

zyskac oparcie w sobie, zaufanie do siebie, szacunek do siebie, iepły stosunek do siebie

aby tego nie oczekiwac od innych AŻ TAK

łatwo powiedzieć, trudniej osiągnąć...

naranja, no prawie tak, chodziło mi wcześniej nie o zmiane Ciebie jako osoby tylko Twojego sposobu patrzenia na świat i swoje relacje z matką.

Do tego potrzebny jest dobry psychoteraputa ! Ty go poprostu nie spotkałaś na swojej drodze :evil: Pamietasz pewnie jak pisałam o swojej mamie (rodzinie) traktowali i nadal traktują jak napisałaś o swojej : zamiast słowa kocham -pustka ,cisza,obojętnosć itp . ,wiec bardzo dobrze wiem co czujesz, czego Ci brakuje ,za czym tęskisz ale ...Ja właśnie spotkałam dopiero niedawno (o wiele lat zapózno ) super psychoterapeutkę i ona mi jakby "zastąpiła" matkę...powiedziała ze moja mama jest mega toksyczna i wiele innych ,miłych dla mnie rzeczy...potwierdziła że mam prawo czuc to co czuję , bo ja ciągle miałam wyrzuty sumienia i watpliwości dlaczego tak bardzo mnie boli brak miłości matki, mam prawo do łez z tego powodu i złego nastroju ale ....na tym koniec! Moja mama (Twoja rówież! ) sie nie zmieni ,jesli przez tyle lat nic sie nie zmieniło to trzeba przestac sie łudzić ze może ,może ...może jednak :roll: (tak, ja sie ciągle łudziłam, ciągle miałam nadzieję :oops: ,Ty zresztą tez...) , musimy przejść nad tym do porządku dziennego ...wiem,wiem kochana to MEGA TRUDNE, ja nadal reaguję płaczem lub obniżonym nastrojem na przejawy "zlewki" ze strony mamy,tego do końca sie nie da "wyprzec",tego pragnienia każdego dziecka o matce która kocha ,kocha miłoscia bezwarunkową.

Ale trzeba...dla siebie,dla siebie przede wszystkim.

naranja, nie doczytałam (moze nie pamietam :roll: ) czy pisałaś kiedykolwiek o swoich związkach z facetami...Czy byłas kiedys naprawdę szczęśliwie zakochana?

Pytam, bo ból w moim sercu zdecydowanie zelżał jak poznałam swoją "połówkę" :D ,jak urodzilam dzieci które naprawdę kocham i mówię im to wielokrotnie , a nie tylko "pokazuje" jak je kocham i niech sie domyślają ;)

 

-- 17 cze 2011, 21:08 --

 

brak uczuć, TY masz to samo co naranja,ja ...brak miłosći matki , brak jej empatii w stosunku do Ciebie, brak jej zrozumienia,ciepła ,przytulenia ,...ku...., samej mi sie ryczeć zachciało :( Pewnie dlatego ze ja tez tego nie miałam daję to dzieciom, chcę żeby one nie miały nigdy takich przemysleń jak ja :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Czym są według ciebie uczucia?

 

Może wypowiem swoje zdanie w tej materii, choć widzę nikłą szansę żeby to coś dobrego przyniosło, ale myślę że warto wrócić do źródeł i zadać sobie pytanie czy w ogóle wiemy o czym mówimy i czy przypadkiem nie szukamy czegoś co nie istnieje, myśląc że skoro tego nie mamy to jesteśmy chorzy.

 

Powiem z grubej rury, że przeglądałem podręczniki akademickie i jako tako nie ma jednolitej definicji tego czym są uczucia. Szok? Naukowcy nie wiedzą jak je zdefiniować, stąd możemy sobie przedstawiać własne koncepcje bo przecież potocznie mówimy jednak o uczuciach tak jakbyśmy łapali o co w nich chodzi i jakby oczywistością dla nas było, że one istnieją.

Moje rozumienie pojęcia uczucia zacznę od najbardziej powierzchownych opisów by w miarę to coraz bardziej poruszać ich głębszą naturę.

Chyba każdy się zgodzi, że gdy widzimy na czyjejś twarzy uśmiech to domyślnie przyjmujemy że stoi za tym pozytywne uczucie. Mamy wrodzony dar tłumaczenia wyrazów twarzy, gestów i całej mowy niewerbalnej na język uczuć. Uważam, że same komunikaty niewerbalne nie są uczuciami, ale to co za nimi stoi już tak. To samo się tyczy komunikatów werbalnych, one też potrafią nieść ładunek emocjonalny mimo że same w sobie uczuciami nie są, ale to co za nimi stoi już tak i to zawsze!. Wiadoma sprawa, że wyraz twarzy można udawać i wtedy jest rozbieżność między stanem emocjonalnym przez nas przeżywanym a tym co wyrażamy. Ale należy sobie zadać pytanie, co nas motywuje do tego by w ogóle uruchamiać mięśnie twarzy i pokazywać uśmiech? Nie ważne czy szczery czy nie. Zapomnijcie, że za tym stoi racjonalne myślenie i logika, gdybyśmy się tym kierowali w życiu zapewne bylibyśmy oschłymi robotami. Za tym uśmiechem zawsze stoją uczucia. Zawsze czujemy, że powinniśmy wyrazić uśmiech, a nie drogą rozumową go wyrażamy. Tu jakoby wynajduję pierwszą cechę bytu, który nazywamy uczuciami, mianowicie sądzę, że uczucia to to co nas do czegoś motywuje. Uczucia mogą motywować do podejmowania różnych działań. Mogą motywować do podejmowania wysiłku, pracy, sportu, wyjścia na spacer itd. Mogą też motywować do pogrążania się w myślach. Do myślenia o sensie życia, do użalania się nad swoją niedolą, do szukania rozwiązań itp. To uczucia są generatorami tych przemyśleń i działań. A są tymi generatorami dlatego, że są bodźcami. Uczucia są bodźcami, które pojawiają się w wyniku innych bodźców. Na przykład gdy ktoś nas obraża(to jest bodziec) w tego wyniku pojawia się w nas bodziec, który właśnie jest uczuciem, który motywuje nas do zareagowania na tą sytuację czy to odpyskowaniem czy w jakimkolwiek innym zachowaniem. Tylko nam się wydaje, że rozumową racjonalną drogą doszliśmy do tego, że należy na obrażanie nas zareagować, gdyby tak było to na naszą reakcję trzeba by było dlugo czekać bo rozważalibyśmy wtedy różne możliwości by wybrać słuszną reakcję, a zawsze reagujemy spontanicznie, niemal natychmiast, dlatego za takimi reakcjami stoją uczucia. Uczucia można na różny sposób czuć. W zależności od kontekstu sytuacji, na przykład przyspieszone bicie serca może oznaczać , że pojawiło się w nas uczucie lęku, albo zakochania albo że jest po prostu efektem wytężonego wysiłku. Nie za każdym uczuciem kryje się taki fizyczny objaw. Za uczuciami mogą też kryć się subiektywne odczucia, na przyklad coś w stylu jakiegoś napięcia, motyle w brzuchu, jakieś zimno i jakieś takie efekty, które ciężko opisać a jakby kryły się gdzieś w umyśle. W końcu za uczuciami nie muszą kryć się żadne doznania, a mogą pozostać jedynie jako bodźce, które do czegoś motywują. To też są uczucia mimo, że występują bez tej całej otoczki doznań z nimi związanych. Warto to wiedzieć, bo te bodźce i motywatory też można tłumić i nie dawać im ujścia co może prowadzić do różnych patologii.

To by była taka moja refleksja nad definicją uczuć. Myślę , że warto się nad tym zastanowić i samemu sobie odpowiedzieć co ja właściwie rozumiem pod pojęciem uczuć, żeby przypadkiem nie naciąć się na tym że chcemy gwiazdkę z nieba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ale problem polega na tym że można mieć tych uczuć zbyt mało, albo prawie same negatywne. Sama zmiana mięśni twarzy to nie jest duży wysiłek więc nie trzeba dużej ilości uczuć żeby ją wytłumaczyć. Jak masz za mało uczuć to co możesz zrobić? Nic nie będzie wtedy dla ciebie warte wysiłku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wczoraj miałam, wydawałoby się, dobrą, intensywną sesję. wracając do domu już nie byłam o tym przekonana, zrobiłam się niespokojna, a gdy dotarłam do domu to wpadłam w furię, dzwoniłam do terapeutki, dobrze, że nie odebrała telefonu, bo poleciałaby na nią niezła wiązanka, na którą bądź co bądź jednak nie zasłużyła. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co sie stalo, Asiu? O czym rozmawialyscie? Skad taka skrajna zmiana nastroju? Domyslam sie, ze przeprowdzila jakis atak na Twoja osobe...

 

Korat, ja nie chce gwiazdki z nieba, dobrze o tym wiem. Tez mialem taki moment, ze zastanawialem sie, czym sa wlasciwie uczucia. Moze je mam, ale nie zauwazam ich? Ale musisz zrozumiec, ze ja pamietam, to co napisales. Pamietam te motyle w brzuchu. Pamietam zlosc, kiedy ktos mnie obrazal. Pamietam lęk, ktory pojawial sie w roznych sytuacjach. Masz racje, to byly spontaniczne reakcje. Cos niezaleznie ode mnie odbieralo te bodzce i przetwarzalo je na skret kiszek, dudnienie serca itd. Teraz? Nie ma we mnie spontanicznosci. Moja spontatnicznosc sie ogranicza do szybko pojawiajacych sie mysli, ktore jednak rzadko sa odpowiedzia na to, co dzieje sie na zewnatrz. Psychoterapeuta sugerowal mi, ze zaprzegam ogromna ilosc energii w kontrole samego siebie. I chyba ma racje. Ale tylko ta kontrola mi zostala. Nie mam emocji, uczuc, wiec zostala mi tylko umyslowa kontrola siebie i swiata. Nie reaguje na swiat spontanicznie. To mnie wykancza, jestem teraz w bezndziejnym stanie, ale dalej sie kontroluje, caly czas, choc czasem zbiera mi sie na wymioty od tego. Ale nie umiem puscic, bo jak puszcze, to czuje, ze zostane z niczym. Bo tak jak mowie. Nie ma we mnie nic poza ta kontrola.

 

naranja, nie rezygnuj z 7F. Czy masz jakies inne karty, ktorymi moglabys zagrac?

Jezu, nie jestem w stanie Cie pocieszac, bo sam jestem wrakiem, ale powiem Ci to, co sama mowilas Korbie pare stron wczesniej - nie masz wiele do stracenia.

Ja wlasnie zauwazylem, ze chyba jestes ostatnio w gorszym stanie, bo mialas w zwyczaju sie czesciej odzywac na forum. Szczerze powiem, ze brakowalo Cie tutaj, cenie bardzo Twoja osobe. Myslalem nawet nad tym, ze jak bedziesz na 7F i bedzie taka mozliwosc, to moglbym Cie odwiedzic, jako ze jestem krakusem rodowitym. :) Choc z drugiej strony nie wiem, czy bys sobie tego zyczyla.

 

brak uczuc, napisz po powrocie, czego sie dowiedzialas. Jestem bardzo ciekaw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wróciłam....już zdaję relację....chciałam iść jeszcze do kościoła w nadziei, że skoro wieczorem, to poczuję, to co tydzień temu, ale mam tak zmęczoną głowę, że nie dam rady się zmusić.

No więc mam mieszane uczucia. Jądąc byłam w takim stanie ( jak zawsze przed poluduniem?ze rozmyslalam nad tym czy jak on mnie ine przyjmie do szpitala to czy jednak się naprawdę wieczorem nie zabic...moze nie byloby tak zle, ale matka dokuczała mi całą drogę niemiłosiernie...Jezu, ja rozumiem, że ona też się denerwowała, ale czy to jest powód, żeby mnei gnoić? To mnie dobiło do reszty i powiem Wam szczerze, że naprawdę się zastanawiałam nad samobóstwem....czy mimo moich poglądów religijnych i obaw przed piekłem dam radę...) Ogólnie ja byłam w tej dobrej sytuacji, że mi wcześniej prof R dał swojego prywatengo maila i ja mu wysłała całą historię choroby i zestaw leków, które brałam. A jechaliśmy w zasadzie wszyscy w 3 w przekoananiu, że stwierdzi schizofrenię, przy czym moi rodzice uważali, że stwierdzi tak, bo z tego słynie,a że nie jest to prawda w moim przypadku.No a w zasazie ledwo weszłam, nie wiem czy zdążyłam powiedzieć 2 zdania a On już powiedział, że jst przekonany, że nie mam schizofrenii, aczkolwiek on uznaje istnienie takiej choroby jak schizofrenia prosta ( bo jak wiadomo zdania wśród psychiatrów są podzielone). I powiedział, że mam ciężką depresję. Ja się spytałam czy to możliwe, żeby ciężka depresja trwała 2,5 roku bez remisji, a on powiedział że tak. Gorzej z lekami. Zapisał wellbutrin, bo powiedział, że moja teoria co do zaburzeń wydzielania dopaminy nie jest głupia. Rroblem, że ja już ten lek brałam i tylko nadamiernie pobudzona po nim byłam...aczkolwiek brałam ze 3-4 tyg, więc może za krótko.Kazał przyjechać za miesiąc, powiedział, że jak mi nie pomoże to mi dołoży sole litu. Co do braku uczuć to dzięki Bogu nie podważał moich odczuć ( pwoiedziałam Mu, że nie czuję nawet nastrojów żadnych). Powiedział, że to "anaesthesia dolorosa". Czyli powiedział to co moja pierwsza lekarka. Że to bolesne znieczulenie występujące w depresji ( człowiek nie czuje uczuć, ale boli go to, że nie czuje). Powiedział, że nie uważa, żeby szpital był konieczny, bo jest przekonany, że się nie zabiję...spytałam o tę ketaminę...zrozumiałam, że wchodzi taka ewentualność w rachubę, powiedział, że wtdy odstawia się wszystkie antydepresanty, zostawia leki normotymiczne i robi "wlew"....biorąc pod uwagę moje doświadczenia z antydepresantami, które nie działają, obawiam się, że to bardzo prawdopodobne...Moi rodzice skwitowali to tak, że skoro już nawet prof. R, który jest biologistą nie stwierdził schizofrenii, to na pewno jej nie mam.

Załapalam za to nową obawę, ze ta depresja (cierpienie i pustka) nigdy mi nie minie, nawet po ketaminie i zostana mi elektrowstrzasy albo psychochirurgia...

Potem jeszcze moi rodzice chcieli chodzic po Poznaniu (dawniej jako dla milosniczki tursytyki bylaby to frajda) a ja szlam wolno jak slon...zaprosili mnie na obiad, potem chodzilismy po sklepach, mama chciala koniecznie mi cos kupic do ubrania, a ja sie czulam zle, po to wszystko co niegdys wywolywalo przyjemne odczucia (zarcie w restauracji, zwiedzanie, kupowanie ciuchow) bylo mi idealnie obojetne, w ogole nie wywolywalo zadnego uczucia przyjemmnosci...czulam sie tak samo nieprzyjemnie jak codzien (anhedonia absolutna) choc bylismy np w pieknej kawiarence z czadowym ogrodkiem i taaaaaaaaaaaakim wyborem kaw i herbat...widzialam to obserwowalam oczami, czulam jezykiem i zero pzyjemnosci, relaksu, ulgi...cierpienie....no to jest koszmar. Powiedzialam to zreszta prof R, ze mam 100% anhedonie i powiedzial, ze tak moze byc, ze anhedonia moze byc od lekkiej do bardzo ciezkiej. I powiedzialam Mu, ze ja np. smutku w ogole nie odczuwam, a on powiedzial ze wg jakichs tam norm (amerykanskich bodajze do stwierdzenia depresji jest potrzebne albo poczucie smutku albo anhedonii). No to tyle. Plus oczywisty - nie mam schizofrenii prostej czyli sa dla mnie jakies szanse. Aczkolwiek diagnoza ciezkiej depresji i w dodatku jak dotad lekoopornej tez nie napawa optymizmem. Aha - on jeszcze spytal co najbardziej bym chciala zmienic - jaki objaw - i ja odpowiedzialam wlasnie "poczuc jakakolwiek przyjemnosc". No i zapisal mi ten wellbutrin. A oblegany gosciu! Chyba z 12 osob do niego czekalo mimo soboty. Jestem pelna podziwu dla jego witalnosci - kirownik calej kliniki i jeszcze pol soboty spedzone w pracy, a ze 65 lat ma...o takim zyciu aktywnym zawsze marzylam i przez wiele lata tak zylam. Co do minusow -prof R to specjalista od chadu i przez znaczna czesc rozmowy probowal mi to zasugerowac....wypytywal milion razy czy kiedykolwiek czulam euforie, nadamiar energii itd. Pwoiedzialam, ze moze jedynie gdy sie zakochalam. Tego oczywiscie nie zakwalifikowal jako chad, ale na kniec naszej rozmowy powiedzial ze 3 razy, ze i tak nie mzona byc pewnym czy to nie chad i czy mi sie nie przeksztalci w chad :shock: dziwne to bylo. Odkad choruje 9 lat

 

Korat - co do uczuc. Ja nie wiem jak to zdefiniowac. Cos co nadaje barwe nazym przezyciom? bo moje zycie jest bezbarwne. Nie czuje smutku, czerni. Tylko bezbarwnosc i szarosc. Jakbym nie istniala. Jakby wszystko co sie dzieje nie mialo zadnego znaczenia.

 

-- 18 cze 2011, 18:24 --

 

Aha - i jeszcze wazne. Prof R, ktory jest znany raczej jako zwolennik neuroleptykow absolutnie nie byl za nimi w mojej sytuacji - w sensie leczenie podstawowej choroby. Zapisal tylko olanzapine na sen zebym beznodiazepn nie brala. A wiec znowu. Tycie. Podwyzszony poziom cukru. Zagrozenie cukrzyca. Czy ja nie moglabym w koncu poczuc sennosci i zasnac jak czlowiek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w wątku. parę ostatnich stron. nie nadążam...

 

-- 18 cze 2011, 19:11 --

 

brak uczuć, czy Ty wszędzie probujesz szukać akceptacji?

masz wątek "brak uczuć" a przychodzisz tu z epopejami ... masz w dupie jak ktoś Ci zwraca uwagę, kompletnie to olewasz i dalej swoje.. metodą zdartej płyty

niesmaczne to jest, bardzo.

 

zauważ w końcu coś inszego od czubka swojego nosa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć,

 

Bez urazy, ale ja miałam podobne odczucia wtedy kiedy pytałaś Korbę o rodzinę. Piszesz bardzo dużo o sobie , nie bardzo czytając to co piszą inni. Nie chcę Cię w żaden sposób dotknąć , ale może to też jest jakiś Twój problem - zbyt duże skupienie na sobie. Czasem bardzo się rozwlekasz pisząc o sprawach mało istotnych i często się powtarzasz. Czytanie Twoich postów jest żmudne i podziwiam tych , którzy Ci odpisują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradosky

Nie rozumiem co Ci przeszkadza. Mam wrażenie, że od początku masz alergię na mnie. Wiesz, ja mogę stąd zniknąć, ale będzie mi szkoda. Polubiłam Korbę, Naranję, Asię, Malibu, ich problemy stały mi się bliskie.

O Tobie nie potrafie pomyśleć z sympatią, bo nie widzę w Tobie dobrej woli zrozumienia mnie. Z góry wiesz swoje i chciałabyś żebym pisała jak Ci się podoba. Nie rozumiem czemu. Jakaś agresja od Ciebiej bije. Nie masz czasem problemu z akceptacją innych? Ja nie miałabym nic przeciwko żebys pisała "epopeje" o swoich problemach. Wręcz przeciwnie. Może to pozwoliłoby Cię poznać i polubić. A Ty tylko gryziesz...

Wiola

No nie każdy musi mnie lubić. Za gafę z Korbą przepraszałam chyba wystarczającą ilość razy. Nie umiesz wybaczyć? Jeśli Ciebie czytanie moich postów męczy to ich po prostu nei czytaj.

Co do powtarzania się, to na pewno tak jest - ale u mnie od 1,5 roku się nic nie zmienia:/ Prawda jest taka,że codzień myślę o zabuciu się i któryś raz stwierdzają mi ciężką depresję na którą nic nie pomaga. Możecie mnie wywalić z forum, aczkolwiek mam nadzieję, że tego nie zrobicie.

Jest oczywiście wątek "nic nie czuję", ale ja do Niego pasuje po części, a racji depresji i zaburzeń osobowosci bardziej tutaj.

Niemniej postaram się mieć na uwadze Twoje uwagi, tylko nie bardzo wiem jak to zmienić. Chyba nie chodzi o to, żebym udawła, że odczuwam jakieś pozytywne emocje? Ja wiem, że ludzie się czują bezradni czytając o moim przypadku, ale co mam zrobić.

Mogę Ci napisać, że prawdopodobnie jutro będe miała kota. Mam obawy,czy kotek nie bedzie sie czuł źle, jak mu nie bede okazywała uczuć.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja gryzę?

zwracam uwagę na to, co robisz. inni Ci też już o wiele wcześniej zwracali uwagę w tej kwestii, ale cały czas to olewasz.

nie interesuje mnie akceptacja z Twojej strony. ale daj żyć innym tutaj. wprowadzasz chaos, zamieszanie i za wszelką cenę starasz się być w centrum, a nie jesteś tu sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wprowadzasz chaos, zamieszanie i za wszelką cenę starasz się być w centrum, a nie jesteś tu sama.

Tego nie rozumiem - nie mam pojęcia dlaczego niby wprowadzam chaos i zamieszanie?

A w centrum nie staram się być. Może taj wychodzi, bo nic mnie nie interesuje i z braku laku cały dzień przesiaduję na forum,stąd dużo moich wpisów.

Myślę, że masz o mnie mylne wrażenie. Może zmieniłabys zdanie gdybyś mnie poznała. Nie myśle tylko o sobie. Dużo się zastanawiam nad dylematem Korby, nad boreliozą Asi, nad problemem Malibu z synem...fakt, że nie wymyślilam nic jak pomóc. Myślę duzo o Naranji. Że też bardzo cierpi.

Zapewniam Cię, że gdybym znała Twoje problemy też bym o nich myślała...ale wkorczyłam w ten wątek w pewnym momencie i nic o Tobie nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przede wszystkim może dlatego, ze to nie jest wątek o zaniku uczuć... o którym Ty tu cały czas piszesz.

staram się Ciebie, zrozumieć, naprawdę. ale za cholerę nie potrafię.

Ty się chyba tych uczuć WYPIERASZ

nie jest tak że ich nie masz, tylko nie dopuszczasz ich na głos...

 

jeśli myślisz o Korbie, Asi i innych dziewczynach to jest TROSKA, a to kolejne uczucie do kolekcji... nadal tego nie widzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×