Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

_asia_, zaczęłam dużo myśleć o tej boreliozie.. bardzo Ci współczuję i trzymam mocno kciuki, jesteś bardzo dzielna!

zastanawiam się też jakim cudem udało Ci się przy tym wszystkim napisać pracę.. ja męczę się od stycznia (powinnam się bronić w marcu) i mimo znacznie lepszego stanu zdrowia i chyba też samopoczucia jakoś nie mogę dobrnąć do końca..

 

dziękuję Ci... :oops: :*

pracę udało mi się napisać, bo zrobiłam to wcześniej, tzn. napisałam prawie całą, zanim zaczęłam się leczyć, miałam się bronić we wcześniejszym terminie, bo istniała taka możliwość, ale nie wyszło z powodów, jakby to ująć, biurokracyjnych :pirate: więc będę się bronić w normalnym terminie. teraz nie dałabym już rady pisać, bo zioła bardzo nasilają objawy, mam tylko nadzieję, że jakoś się obronię, boję się, że stanę przed nimi, ukłonię się i wyjdę. :hide: bo ja zapominam jak się mówi po niemiecku, nawet po polsku mi wypadają strasznie słowa, nic nie pamiętam co się uczę. :(

a w ogóle to jestem strasznie uparta, nawet jak się słaniam na nogach to jeśli mam coś zrobić - robię choćby ostatkiem sił. :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. Ale przynajmniej bedziesz juz bezpieczna przed sama soba.

 

No i co z tego? MNIE od tego lepiej nie będzie, będę cierpieć jeszcze bardziej. Za to świetnie uspakaja sumienie INNYCH.

EGOIZM.

 

Jesli widze takie posty, to moim obowiazkie, jako jednego z A/M zareagowac, zeby nikt sobie nie robil krzywdy, nawet jesli ta pomoc jest na sile wlasnie.

 

To nie jest pomoc. Nie mylmy pojęć.

Pomoc to jest wtedy, jak pomaga się człowiekowi doznać ulgi, zmniejszyć jego cierpienie.

Wsadzając mnie do psychiatryka to cierpienie zwiększysz, bo ja fatalnie znoszę szpitale i pobyt tam bynajmniej mi nie pomaga (przerobiłam ich już trochę).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. Ale przynajmniej bedziesz juz bezpieczna przed sama soba.

Jesli widze takie posty, to moim obowiazkie, jako jednego z A/M zareagowac, zeby nikt sobie nie robil krzywdy, nawet jesli ta pomoc jest na sile wlasnie.

Przykro mi...ale tak jest i bedzie.

Tego się właśnie boję. Że podejmę już tę ostateczną decyzję, nałykam się GBL i wpadnie taki pomocnik "ratując mi życie", a ja obudzę się w szpitalu z częściowym paraliżem albo jakimś wielkim problemem neurologicznym. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, jesteś bardzo dzielna, mówiłam Ci to setki razy. Ja tą dzielność i upartość już straciłam.

Dziś rano moja pierwsza myśl, to było- nie iść do pracy.... i kombinowanie, czy to przejdzie. No ale w mojej sytuacji nie przejdzie.

Ale stałam się do niczego. Nieużytecznym mieszkańcem śmietnika.

 

-- 17 cze 2011, 12:00 --

 

naranja, czyli uważasz, że najlepiej dać się wszystkim pozabijać? Bo taka pomoc to oczyszczanie własnego sumienia? Nisko oceniasz ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, czyli uważasz, że najlepiej dać się wszystkim pozabijać? Bo taka pomoc to oczyszczanie własnego sumienia? Nisko oceniasz ludzi.

 

Nie, nie, to nie tak. Nisko oceniam, być może, ludzi, którzy mylą pomagania komuś z własnym egoizmem. Egoizm polega na tym, że działanie nakierowane jest de facto na uspokojenie własnego sumienia, czyli poprawienie swojego samopoczucia, a NIE osoby potrzebującej. Zobacz - Amon, albo moja matka, albo kto inny wpakuje mnie do psychiatryka i na tym się skończy to działanie. Czy będzie mnie tam odwiedzał? Czy będzie ze mną rozmawiał, jak się czuję? Nie. Bo tak naprawdę myśli o sobie. Takie mam zdanie. I inni będą mieć czyste sumienie, że "pomogli", a ja będę sobie w tym psychiatryku gniła sama, w samotności okrutnej (psychicznej), być może w pasach bezpieczeństwa i nikt - ani Amon, ani inni nie będą ze mną rozmawiać o moich problemach (lekarzom się nie chce, znam realia).

 

Pomoc to jest wtedy, gdy wybieramy takie działanie, które ma de facto przynieść ulgę w cierpieniu potrzebującej osoby. Czyli np. jeżeli ja piszę o tym, co się wiąże z moim kryzysem samobójczym to się ten temat podejmuje - Korba, NIKT z Was tutaj, w tym Amon, nie nawiązał do tego... Nie podjął tematu moich problemów z pracą, moich dylematów w związku z 7f, z obecną terapią, a o tym napisałam. Bo to już wymagałoby wysiłku i chęci pomocy takiej autentycznej. A dopiero to byłaby pomoc.

 

Kiedyś usłyszałam taką prawdę, że jeżeli chce się człowiekowi naprawdę pomóc, to nie usuwa się narzędzi mogących posłużyć do samobójstwa, ale rozmawia się o przyczynach.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomoc to jest wtedy, gdy wybieramy takie działanie, które ma de facto przynieść ulgę w cierpieniu potrzebującej osoby. Czyli np. jeżeli ja piszę o tym, co się wiąże z moim kryzysem samobójczym to się ten temat podejmuje - Korba, NIKT z Was tutaj, w tym Amon, nie nawiązał do tego...

 

w tym konkretnym przypadku nie, ale cóż my innego robimy przez te paręset stron? ciągle rozmawiamy o swoich problemach.

i weź pod uwagę, że wszyscy jesteśmy tu pokaleczeni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w tym konkretnym przypadku nie

 

no właśnie..

 

i weź pod uwagę, że wszyscy jesteśmy tu pokaleczeni.

 

Jasne, że biorę. Ale czuję się jeszcze gorzej, gdy ktoś zamiast nawiązać do tego, co piszę o moich problemach, TYLKO straszy mnie policją. Tylko i wyłącznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, przyzwyczaiłaś nas do swojej siły, logiki i analitycznego podejścia do większości spraw.. ciężko napisać coś takiej osobie, gdy to Ona ma gorszy moment. Ale masz rację, nikt nie potoczył rozmowy dotykającej sedna Twojej wypowiedzi.. I wiem jak się poczułaś, ja mimo mniejszych problemów, miałam wczoraj podobną sytuację z hmm "przyjaciółką".. rozmawiałyśmy ostatnio, że bardzo źle się czuję fizycznie bo odstawiłam sama leki i wczoraj podczas rozmowy na gg wspomniałam, że już jest lepiej, że lepiej się czuję.. a Ona - "a co się stało?".. po czym wyjaśniłam jej/przypomniałam.. i dodałam, że mam nowe leki po których się lepiej czuję, że od pierwszej tabletki tamte bóle i zawroty głowy jak ręką odjął.. ona tylko napisała: "to dobrze, najważniejsze, że pomaga" i nic poza tym. Kiedyś jeszcze powiedziała mi coś takiego, czego do teraz nie mogę "przeżyć".. nie wiem, może to było w dobrej wierze.. ale zabolało.. powiedziała wtedy, że nie uważa, że leki mi są potrzebne - coś w tym stylu.. osoba, która nie znała mnie przed lekami, nie żyje ze mną na co dzień..

 

naranja, nie rezygnuj z tego oddziału w Krk. Wiem, że to wymaga odwagi i siły, ale tak naprawdę niewiele tracisz. Skoro zdecydowałaś się pojechać tam kilka razy na rozmowy, to musiała być jakaś przyczyna - na pewno dowiadywałaś się wcześniej czegoś o osobach tam leczonych.. na pewno komuś pomogli, a Ty chcesz tej pomocy (bo niektórzy tylko tak mówią, sprawiają takie wrażenie).

Jesteś bardzo wartościową osobą (czytam od jakiegoś czasu ten wątek i w pewien sposób Cię "poznałam") pamiętaj o tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale na czym ma polegać ta "pomoc"?

Zadzwonisz na policję, ok i co dalej? Policjanci zawiozą mnie do psychiatryka. I co dalej? W psychiatryku naszpikują mnie lekami. I co dalej? Mój lekarz powiedział, że brałam już wszystkie możliwe leki, że nie mam depresji endogennej, że tylko terapia, wszyscy mi tak mówili. Z dwóch ostatnich psychiatryków zostałam wypisana z myślami "s", prawie wywalana, "zachęcana" do wypisu. Więc Ty sprawisz że mnie wpakują do szpitala i co dalej, hmm??? Co to za pomoc? Mnie się od tego lepiej nie zrobi.

Wobec mnie też raczej byli bezradni w szpitalach, bo przerobiłam wszystkie leki p/depr. (no prawie - zostały może ze 3)

 

Naranja - napiszę Ci coś, co może odzyska Twoją wiarę w 7f - tam się ROZMAWIA jeśli ktoś ma myśli samobójcze. Prócz terapii to z pielęgniarką i na społeczności. Tylko, że w moim przypadku to nie skutkowało, bo ja mam mysli, co tam myśli, ja mam pragnieniea samobójcze codzień. Więc tak naprawdę to widziało co się ze mną dzieje jak już wspomniałam kilku współpacjentów. PErsonel oskarżył mnie, że WYMYŚLAM, żeby zwrócić na siebie uwagę. Tak najprościej jeśki komus się nie mieści w głowie, że można tak cierpieć.

 

Napisał do mnie były chłopak - czy może mnie wieczorem odwiedzić. Napisałam, że nie bardzo, bo czuję takie cierpienie, że nie jestem w stanie. I że skoro już się odezwał to czy mógłby zadzwonić do mojego taty, może on mu wytłumaczy, że naprawdę tragicznie ze mną. I wiecie co mi chłopak odpisał? że nie rozumie czemu chcę się zabijać, a do ojca nie zadzwoni, bo nie widzi takiego sensu. Świnia - pomyślałam sobie. A jak się tak dla niego poświęcałam. Mój chłopak ma złote serce ale zero pomocy z jego strony. Jak się spotykaliśmy, to ja mogłam zdychać, błagać "weź mnie do jakiegoś lekarza, ja nie mam siły nawet szukać" a on z bezradną miną "ale gdzie mam Cię wziąć, ja nie wiem".Efekt był taki, że ja ostatkiem sił szukałam lekarza albo psychologa. Poza tym on widział moje stany - gdyby to on był w takich stanach, to ja bym bez przerwy męczyła jego rodzinę, żeby przestała go olewać, żeby się tym przejęła, bym opowiadała o patologii tego co się dzieje. A on nigdy nie zadzwonił ani do moich rodziców ani do mojej ciotki psychiatry, bo się ich bał.

 

W efekcie mojego cierpienia zjadłam już drugi alprazolam. Przyjechali do firmy jacyś goście obgadać projekt.Przez pierwsze minuty nie rozumiałam co mówią, w ogóle co się dzieje, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę...w ogóle nie wiem o czym była mowa...ale potem widać alprazolam zacżął działać, a ja zauwazyłam błąd na projekcie. To mnie podbudowało, że jednak w jakimś stopniu mój umysł działa. Gość, który przyjechał, był juś któryś raz i powiem Wam, że żałowałam, że nie potrafię poczuć emocji, bo wydaje mi się miłym, ciekawym i do tego przystojnym facetem. I pozwoliłam sobie na te myśli bez poczucia, że zdradzam mojego byłego faceta. Szkoda, że choroba nie pozwala mi na wejście w związek. Wiem, że gdyby mi się odblokowały emocje i bym się zakochała to byłabym uratowana. Moja mama też tak uważa. Sama już nie wiem. Wszystko jest nieskończenie płaskie. Przeraża mnie to, że od pól roku jem coraz więcej beznodiazepin. Co dzień.I w nocy też.

Co do samobójstwa to też mam myśli, że gorzej, jakbym się nie zabiła tylko pozostawałabym w stanie wegetatywnym do końca życia...może mając nawet jakieś strzępy świadomości... poza tym ja się piekła boję..naprawdę mam wątpliwości czy czuję to jako emocję...raczej rozumowo rozważam, że cierpieć męki nie przez lata, nie do końca życia, nie przez sto lat, nie przez tysiąc, ale już ZAWSZE to by było coś strasznego. Naranjo - nikt nie wie co jest po drugiej stronie.

 

-- 17 cze 2011, 13:03 --

 

Amin Rah - a w jaki sposób jesteś w stanie ustalić mój adres? Ja pisze z pracy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, tak sobie wczoraj myślałam ze jak nie piszesz to musisz czuć sie gorzej....Nie wiem gdzie mieszkasz, mogę sie tylko domyslac ze w okolicach Krakowa, no szkoda, bo powiem Ci ze gdyby tak do 200 km ode mnie to juz bym wziełam córkę i przyjechała wypić z Tobą herbate i gadac ,gadac....zresztą, na tym wątku tez kochana pisałam czasem ze matki i rodziny nie zmienisz, musisz znależć siłke w sobie i zmienic spojrzenie na terażniejszośc oraz przyszłość, to sie liczy ...Cały czas sie zastanawiam dlaczego tak inteligentna osoba nie potrafi wyjść z tej matni ...Jakiego bodżca Ci brakuje?!!!!! Co musiałoby sie wydarzyc abys poczuła sie lepiej?!

into the void, tak , zastanawiałam sie tez nad tym czy nie chodzi o orientacje seksualną ,ale nie wiem jak to "sprawdzic" , jak sie dowiedzieć ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niniejszym zawiadam Was ze zrezygnowalem ze stanowiska Administratora i z Forum w ogóle, wykasuje swoje konto.

Trzymcie sie wszyscy, kochani moi:)

 

An raibh d'éirigh zawiadam seo ón Riarthóir agus an Fóram i gcoitinne a bheidh, a scriosadh do chuntas.

Trzymcie gach duine go bhfuil mo chroí:)

 

Да ли је ова завиадам одустала од админиистратора и форума уопште, да ли ће обрисати Ваш налог.

Имајте сви да моји драћи :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i kolejeny alrpazolam działał godzinę...wróciło potworne cierpienie związane jak sądzę z lękiem...

Ja to bym chciała, żeby mnie matka wsadziła do szpitala, serio, myślę, że poczułabym się lepiej, gdyby mnie rodzina wsadziła do szpitala...gdyby dotarło do nich jak jest źle...a oni albo myślą, że sobie z tym poradzą sami ( czy raczej ja sama) albo zbyt juz się zawiedli na szpitalach albo mama mi mówi teksty w stylu "widocznie takie Twoje przeznaczenie. Widocznie musisz tak cierpieć.". Ja nie jestem pewna, ale ja myślę, że ja czuję potworny lęk o schizofrenię prostą, o to, że to cierpienie się nigdy nie skończy...a gdy nie czuję tego cierpienia i lęku to czuję brak wszelkich innych emocji i pustkę...czuję ścisk żołądka, a to chyba świadczy o lęku...nie jestem w stanie usiedzieć w pracy...przecież nie wezmę TRZECIEGO alrpazolamu...ja jestem już lekomanką:(

A jeśli Rybakowski POTWIERDZI schizofrenię prostą, to będę to wielkie cierpienie czuła codzień...już to przerabiałam...przecież onojest tak wielkie, że tego nikt by nie wytrzymał...a do tego z powodu 100% anheodnii nie mogę w nic uciec od tego cierpienia...w najprostszą rzecz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeśli Rybakowski POTWIERDZI schizofrenię prostą, to będę to wielkie cierpienie czuła codzień...już to przerabiałam...przecież onojest tak wielkie, że tego nikt by nie wytrzymał...a do tego z powodu 100% anheodnii nie mogę w nic uciec od tego cierpienia...w najprostszą rzecz

 

Boże, brak uczuć, co Ty się tak uczepiłaś tych diagnoz? co to zmieni w Twoim życiu? Ty się lubisz pławić w załamywaniu nad sobą rąk, babrać się w swoim cierpieniu, użalaniu się nad sobą, sama się straszysz, sama się dobijasz, nie widzisz tego??? czy Ty w ogóle o czymś innym myślisz i mówiesz niż o tym cierpieniu??? jesteś na nim tak skoncentrowana jakbyś niczego innego nie widziała i nie dopuszczała do siebie.... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałam powyżej - nie czuję uczuć wyższych, więzi z ludźmi, ani nic w stosunku do innych ludzi np. troski o zdrowie mamy (nie jestem w stanie wywołać w sobie żadnego uczucia nawet jak jest chora, jak stanie się coś strasznego itd.) ani ŻADNYCH przyjemnych. W sumie pasowałyby dla mnie też zaburzenia schizoafektywne, typ depresyjny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałam powyżej - nie czuję uczuć wyższych, więzi z ludźmi, ani nic w stosunku do innych ludzi np. troski o zdrowie mamy (nie jestem w stanie wywołać w sobie żadnego uczucia nawet jak jest chora, jak stanie się coś strasznego itd.) ani ŻADNYCH przyjemnych. W sumie pasowałyby dla mnie też zaburzenia schizoafektywne, typ depresyjny

 

a próbowałaś w ogóle nie skupiać się na uczuciach, nie analizować tych niewyższych, nie myśleć, że nie masz tych wyższych?

ja nie wiem czy Ty w ogóle sobie pozwalasz na te przyjemne uczucia. nawet jkbyś przez ułamek sekundy poczuła coś przyjemnego to pewnie i tak stłamsiłyby je te myśli o wszechogarniających cierpieniu. powtarzasz to jak mantrę. toż to pod jakąś autoagresję psychiczną już podchodzi. :pirate:

 

-- 17 cze 2011, 13:27 --

 

brak uczuć, a powiedz mi, co zmieni fakt, że dostaniesz konkretną diagnozę. wyobraź sobie, że jakiś fachowiec w końcu mówi Ci, co to za zaburzenie/choroba. i co dalej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, a powiedz mi, co zmieni fakt, że dostaniesz konkretną diagnozę. wyobraź sobie, że jakiś fachowiec w końcu mówi Ci, co to za zaburzenie/choroba. i co dalej?

Jak byłam u ostatniego lekarza, to powiedział, że mi się nie dziwi...mojemu pomieszaniu i ciągłemu zastanawianiu się co mi jest, bo z mojej historii choroby wygląda ciągła niepewność czy to schiozfrenia czy zaburzenia osobowości i jak on sam powiedział - leczenie w obu przypadkach wzajemnie się wyklucza, gdyż w przypadku z.o. leczy się psychoeterapią, a leki mają zadanie jak to ujął "kosmetyczne", natomiast w przypadku schizofrenii człowiek nie jest w stanie funkcjonować bez leków i psychoterapia może mieć zadanie jedynie wspierające...cytuję jego słowa...i to właśnie chodzi...jak na razie nie pomaga mi nic...a jak się dziwisz mojemu przerażeniu, to wrzuć "schizofrenia prosta" w google..choroba nieuleczalna, powolny, ale stały postęp, leków też na objawy negatywne jak już wspomniałam na razie za bardzo nie wynaleziono

 

-- 17 cze 2011, 14:48 --

 

Ja jestem praktycznie bez leków...biorę tylko na sen i na uspokojenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, ja nie mówię, że się dziwię Twojemu przerażeniu (tak notabene to też uczucie i to bardzo silne, zaraz mi napiszesz, że to nie jest uczucie wyższe, ja nie uznaję podziału na wyższe i niewyższe tylko na przyjemne i trudne, bolesne, i chyba mam rację, moja terapeutka też tak mówi ;):P ), chciałam Ci tylko pokazać, że sama się dodatkowo straszysz i nakręcasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TO prawda. Przerażenie czuję. Ogólnie moje uczucie cierpienia zaczęło się, gdy w pewnym szpitalu podejrzewali mi shcizofrenię (choć ja się im do braku uczuć nie przyznałam, bo wiedziałam, że wtedy na pewno by mi to zdiagznowali, zresztą wtedy mój brak uczuć był tylko częściowy)...wypisałam się ze szpitala bo fatalnie się czułam po neuroleptykach, którymi mnie faszerowali (ketrel 100 czy 200mg) a oni planowali podnieść dawkę do 400-500mg :shock: A ja bełkotałam, miałam tak zwiotczałe mięśnie, że trudno mi było napisać smsa...ale oni przekonywali mnie i mojego tatę, że jak się nie będę leczyć, to będzie coraz gorzej i nie będę w stanie samodzielnie egzystować...co się zresztą stało...jak mój tata przemyślał moje funkcjonowanie w ostatnich latach, to im uwierzył. Ale mama się kłóciła, że to bzdura. A ja wtedy myślałam, że schizofrenia to polega tylko na tym, że sie głosy słyszy, omamy ma itd. więc też uważałam, że to bzudra...ale zaczęłam czytać i stwierdziłam, ze model schizofrenii prostej niestety świetnie do mnie pasuje:( Wpadłam w lęk z tego powodu...jednocześnie uczucia dalej zanikały i anhoednia się pogłębiała...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×