Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Mnie to zazwyczaj nie dołuje, tylko wręcz przeciwnie...czasami się zdarza, że ktoś napisze coś dołującego, aczkolwiek wydaje mi się, że najbardziej dołująco piszemy ja i Magic...i faktycznie du,zo przegadalismy i mamy prawie identyczne objawy.

Ja właśnie po n-tej rozmowie z panią doktor tutejszą...muszę przyznać, że ma kobieta świętą cierpliwość dla mnie...może Wy mi ocś poruszycie w głowie, bo problem polega na tym, że oni święcie wierzą, że ja MOGĘ z tego wyjść i to za pomoca psychoterapii, a ja WIERZĘ, ŻE BĘDĘ TAK CIERPIEĆ DO KOŃCA ŻYCIA< BO TAKI JEST MÓJ LOS, a jeśli juz coś może mi pomóc, to tylko tabletka jakaś.No bo tak mi się ciągle wydaje, że to bardziej biologiczne niż psychologiczne, pobyt tutaj traktuję jak zło konieczne, żeby udowodnic rodzinie, że byłam i żeby przestali się czepiać, że nie spróbowałam...bo ja nie wierzę w psychoanalizę w moim przypadku...nie potrafię...a przykład MAgica, który też tu był i Mu nie pomogło jeszcze mnie dodatkowo w tym utwierdza. Co ja mogę za to, że mam anhedonię? Przecież anhedonia jest niezależna od woli człowieka. Ja mam takie problemy z aktywnością ruchową, że nawet po herbatę mi się nie chce iść...są tu różne pracownie, jest pracownia coś takiego jak w szkole było zpt - różne tam takie dzieła z wikliny itp itd i jest pracownia plastyczna - obie tez rzeczy mnie kręcą, czy raczej kiedyś kręciły, nawet rysowałam kiedyś trochę i chętnie bym na takie zajęcie poszła- teraz co prawda nie sądzę, żeby mnie to kręciło, ale przynajmniej coś ciekawszego bym robiła niz pisanie na forum - ale problem polega na tym, że trzeba się ruszyć, ubrać, wyjść z budynku i przejść 50m. I to mnie przerasta, kumacie? Nie chce mi się.Zdaję sobie sprawę, że to co piszę, jest beznadziejne. Że to jak rozmowa z moim kolegą chorym na schizofrenię z przewagą objawów negatywnych, ktory faktycznie nic nie robi, sobie siedzi na kanapie od ilus tam lat albo ewentualnie na gg i narzeka ns wój los, ktory faktycznie jest bardzo ciężki, bo ma bardzo pogorszone funkcje poznawcze, nie jest w stanie czytać ani oglądać filmów i narzeka że ma tak przekichane w porównaniu do innych ludzi. Bo ma, niezaprzeczalnie. Ale na wszelkie próby zaktywizowania reaguje "nie chce mi się". Za to siedzi sobie na tej kanapie godzinami albo lezy i cytuję "czeka na poprawę". Od 12 lat. Więc ja sie boję, żeby też tak nie skończyć. Kurka chyba się zmuszę do tej pracowni plastycznej w przyszłym tygodniu. Ale wiecie, ta anhedonia jest koszmarem. Bo naprawdę wszelkie dzialanie traci sens, wartość. Bo wydaje mi się, że wszstko co robimy, to robimy albo wiedząc, że spotka nas za to nagroda (gotujemy obiad, bo głód jest nieprzyjemny, staramy sie w pracy, bo oczekujemy wypłaty, pochwały szefa, robimy doktorat, bo zaspokoimy swoje ambicje, potrzebe uznania, udzielemy się w fundacji charytatywnej, bo zaspokaja to potrzebe bycia potrzebym, rodzimy dzieci, bo zaspokaja to nasz instynkt macierzyński itd. albo z poczucia obowiązku, ale wówczas traktujemy to raczej jako zło konieczne i nie mamy juz takiego napędu do realizacji danej rzeczy. W przypadku zaniku uczuć wyższych i przyjemnych zostaje nam tylko poczucie obowiązku, bo obszar przyjmenosci i nagrody jakoś nie działa. A samo dzialanie z poczucia obowiązku też jest upośledzone z powodu depresji, a co za tym idzie problemów z motywacją, z aktywnoscia itd. tak cały czlowiek jest rozwalony i działa jak jakis przypadkowy mechanizm.

 

[Dodane po edycji:]

 

Dodam, ze mi narzekanie coś daje, mianowcie jak siw wygadam, choćby na forum, to zmniejszają mi się mysli samobójcze

Dodam także, ze zrobili mi kontrolne eeg i podobnie to jak z lipca wyszło nieciekawie pomimo brania tegretolu. I podobnie jak moja lekarka z Bydgoszczy tutaj też przypuszczają, ze to dziaanie mózgu popsuło mi się od nadmiaru leków :( bo ja faktycznie przez ostatnie 2 lata wypróbowałam z 20 co najmniej, w tytm jedne pobudzały, drugie hamowały i pewnie coś się zchrzaniło. No ale to podobnno nie ma związku z moim stanem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za dużo mi nie mówiła...tylko, że to eeg jest złe i że tegretol na to nic nie pomógł i że się zastanowią co z tym zrobić, skonsultują to jeszcze z jednym lekarzem jakimś. I że to prawdopodobnie po lekach jakichś mi się zrobiło.

 

[Dodane po edycji:]

 

Moja Mama była przerażona...właśnei Jej się przyznałam, że tak się źle czuję, że do tego stopnia mi się nic nie chce, że tylko raz dziennie myję zęby...czy Wy też popełniaxie takie karygodne rzeczy?

Boże drogi, jak przywrócić przyjemność w swoim życiu...dziś lekarka powiedziała, że jak będę ciągle o tym myśleć, to na pewno mi to nie wróci, że daje mi głowę, powiedziała, ze nie są pewni co do mojej diagnozy, ale cokolwiek to jest, to jak będę ciągle o tym mysleć to nie wróci...a jak tu o tym nie mysleć skoro cały czas czuję ból psychiczny...to boli...jakby kogoś od roku bolał ząb czy umiałby się na czymś innym koncentrować niż na tym jak zredukować ból zęba? albo ucha? Na ból fizyczny jest morfina, na ból psychiczny nei ma nic, zwłaszcza jak jest on bez powodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mycie zębów raz na dzien ostatnio u mnie to norma a powinienem z 3 bo miałem problemy z dziąslami kiedyś i mi krwawiły...i coś znowu zaczeły a mi to wisi...nic sie nie chce fatalna pogoda...ciekawe co ci oni napisza brak uczuć przy wypisie nawet jak wyjdziesz niedługo albo dotrwasz do końca...jestem bardzo ciekaw jaka diagnoza padnie...kurcze pół roku maja tyle czasu a nic nie poradzą nie pomogą...sama se pomóż...wiem znam to...praca nad sobą zmiana PUSTKE ZASTĄPIĆ EMOCJAMI ŻYCIEM...tak jasne ciekawe k......jak???????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaciskam zęby i idę siedzieć na tych zajęciach. Teraz mam tygodniowo 14 godzin zajęć z czterogodzinnymi okienkami pomiędzy zajęciami. Wtedy jadę do babci odespać i wracam na zajęcia. Gdy wracam do domu to już nic nie robię i idę spać. Mam dwa dni wolne + weekend, i w te dni staram się nabrać sił na kolejny tydzień, czyli w gruncie rzeczy nic nie robię poza pisaniem na tym forum. Studia są całym moim życiem , wszystko pod nie podporządkowałem, mimo że polega to tylko na chodzeniu na zajęcia , bo o jakiejś nauce to już zbytnio nie ma co mówić. 14 godzin zajęć całkowicie wyczerpuje mnie na cały tydzień, ale jakoś sobie daje radę. Teraz leci mi siódmy semestr i po nim ma się inżyniera, więc stawiam wszystko na jedną kartę. Potem możliwe, że dalej nie będę szedł , albo wezmę drugi urlop zdrowotny, chyba że coś się zmieni ze zdrowiem do tego czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę nikogo na siłę nawracać, ale warto przeczytać, to z Dzeinnniczka św. Faustyny

 

„...ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się

- dochodzili do końca, nie spostrzegając, że to już koniec. Na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść;

jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć.

I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami

i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli mieli łzy w oczach i różne boleści były

ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej.

A na końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia

i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały

o swych cierpieniach” (Dz. 153).

 

W tym kontekście nasze pozornie zrujnowane życie ma wielki sens.

I jeszcze jakby ktoś ( np. ja sama) miał mysli samobójcze lub nie wierzył w piekło.

 

„Byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. (...) umarła bym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest. (...) zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że piekło jest. (...) nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze...” (Dz. 741).

Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, ze to wkleiłam , ale myślę, że warto o naszych podłych przypadlościach pomysleć też w kategoriach meatfizycznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A według mnie cierpienie nie ma odgórnego sensu. Jedynie my możemy mu je nadać. Dla mnie np jest to lekcja zrozumienia cierpienia innych i wyrozumiałości. A raczej była to dla mnie lekcja, bo powinna się ona skończyć parę lat temu. Teraz jest już tylko koszmarem. Ale zaczynam myśleć, że jest szansa by z tego wyjść. Solian mi pomaga. Nadal zdarzają mi się chwile, gdy nie mam derealizacji. A nawet jakby zmniejszyła mi się depersonalizacja. I czasami nie mam już takiej gęstej mgły na umyśle. Nawet zdarza mi się widzieć to co dzieje się dookoła mnie. Jakby wyostrzyła mi się trochę percepcja. Kolory są intensywniejsze, kontury ostrzejsze. I nawet objawy pozapiramidowe mi aż tak nie dokuczają: ). Jeżeli z tego wyjdę, to będę chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi...jak tylko będę mogła odczuwać tak intensywnie jak kiedyś: ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę nikogo na siłę nawracać, ale warto przeczytać, to z Dzeinnniczka św. Faustyny

 

„...ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się

- dochodzili do końca, nie spostrzegając, że to już koniec. Na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść;

jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć.

I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami

i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli mieli łzy w oczach i różne boleści były

ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej.

A na końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia

i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały

o swych cierpieniach” (Dz. 153).

 

W tym kontekście nasze pozornie zrujnowane życie ma wielki sens.

I jeszcze jakby ktoś ( np. ja sama) miał mysli samobójcze lub nie wierzył w piekło.

 

A jaki niby jaki to jest sens skoro "Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach"? I wszyscy ktorzy sa szczesliwi maja miec potem wieczne meki nawet jak nic zlego nie zrobili, a wszyscy co cierpia maja miec wieczna radasc niezalerznie od tego czy zrobili cos dobrego? Jedni maja wieczne meki a inni tylko doczesne nawet sprawiedlisosci w tych wierzeniach nie ma.

 

„Byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. (...) umarła bym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest. (...) zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że piekło jest. (...) nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze...” (Dz. 741).

Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, ze to wkleiłam , ale myślę, że warto o naszych podłych przypadlościach pomysleć też w kategoriach meatfizycznych.

 

A ja pisze z magicznego latajacego zamku, zeby nikt mi nie wmawial, ze taki zamek nie istnieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja napisałam, że nie chcę nikogo na siłę nawracać...ale podobnie jak ja nie mam matematycznych dowodów, że to jest prawda, tak Ty Borsuk nie masz matematycznych dowodów, że to nieprawda.Ateista to jest tak naprawdę człowiek głęboko wierzący...w to, że Boga nie ma. Ja szanuję to, że dla kogoś to są bzdury. Ale sama jednak zakładam, że po śmierci jest gten lepszy świat. Każdy jest do czegoś przekonany i nie da się oszukać samego siebie, że się myśli inaczej niż sie myśli...ale zakładanie, że śmierci nie ma nic jest bardzo bardzo smutne...zwłaszcza jak się choruje.

Dodam tylko, że przecież Kosciól nie zakłada, że Ci co na ziemi mieli fajnie, to pójdą do piekła, a Ci co cierpieli, to na pewno pójdą do Nieba. Nie jestem specjalistką, ale raczej chodzi o wypełnienie swojego powołania. Jedni byli powolani do luksusu, może Bóg wiedział, że nie znieśliby cierpienia i poszliby do piekła, nie wiem, inni byli powolani do cierpienia...tego się chyba nigdy nie odgadnie dlaczego tak. Z tego, co mówiła bodajże św. Tereska wynika, że w Niebie wszyscy bedą nieskończenie szczęśliwi, ale jedni będa bardziej nieskończenie szczęśliwi, a drudzy mniej...wiem, że wg ziemskiej matematyki to niemozliwe...św. Tereska to przyrównywała do kwiatów ma łące...jedni bedę skromną stokrotką, a drudzy wielką różą...mam nadzieję, że napisłam mniej więcej fachowo.

Nie będę ciągnąć tego tematu w tym wątku. Chciałam tylko zaprotestować, że Borsuk źle zrozumiał tamten tekst, ale sie nie dziwię, bo był wyrwany z kontekstu. W każdym razie Bóg nas będzie sądził z MIŁOSCI A NIE Z CIERPIENIA. Choć to czasem może się pokrywać - to znaczy miłoć do Boga, do ludzi może skłaniać do znoszenia cierpienia. I nie chodzi o miłość uczuciową, Bóg nie będzie nas sądził z uczuć tylko z woli- to znaczy jesli pójdę do koscioła albo pomogę matce, chociaż w ogóle mi się nie chce i nie przezhywam przhy tym żadnych dobrych uczuć to i tak, a moze tym bardziej jest super i jest to dobry uczynek. Nawet jeśli bym miała wstręt do pójścia do koscioła, ale jednak bym to zrobiła to jest własnie dobrze. Na tym kończę ten temat.

 

Co do mnie to czuję się jakbym naprawdę przechodziła męki...czuję tylko anhedonię i cierpienie psychiczne...i to są męki.

Swoją drogą, to chyba lepiej już nei czuć zupełnie nic, niż czuć cierpienie...W sierpniu gdy amitryptylina jeszcze działała, to nie czułam kompletnie nic, nawet leku czy cierpienie...i uważam, że byl to stan lepszy.

Zarejestrowałam się właśnie do dr Rosia, ale dopiero na za 2 tyg. Z krótkiej rozmowy sprawial wrażenie człowieka przesympatycznego i strasznie pozytywnego...zastanawiam się czy odważę się wziąć solian, jeśli mi także go zaleci...jak w ogóle wygląda Twoje zycie z akatyzją Topielico? Siadasz w ogóle czasem? Dajesz radę spać? Czy non stop chodzisz? Mnie tak rozrywalo od srodka, że doslownie mialam ochotę coś sobie zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ateista to jest tak naprawdę człowiek głęboko wierzący...w to, że Boga nie ma.

 

Przy takiej logice to kazdy kto nie wierzy w niewidzialne Pegazy, jest gleboko wierzacy w to, ze takie Pegazy nie istnieja, moze trudno ci w to uwierzyc, ale ja mam tyle samo watpliwosci co do Pegazow co do Boga Chrzescijanskiego. Tesz matematycznie nie udowodnisz, ze Pegazy nie istnieja, zreszta matematycznie nie udowodnisz nawet, ze wiewiorki istnieja.

 

Ja szanuję to, że dla kogoś to są bzdury. Ale sama jednak zakładam, że po śmierci jest gten lepszy świat. Każdy jest do czegoś przekonany i nie da się oszukać samego siebie, że się myśli inaczej niż sie myśli...ale zakładanie, że śmierci nie ma nic jest bardzo bardzo smutne...zwłaszcza jak się choruje

 

Raczej bym powiedzial, ze to jest neutralne. Jak nic nie ma po smierci to wtedy nie ma jusz znaczenia czy ktos byl szczesliwy w czasie zycia czy nie i ile doswiadczyl.

 

Z tego, co mówiła bodajże św. Tereska wynika, że w Niebie wszyscy bedą nieskończenie szczęśliwi, ale jedni będa bardziej nieskończenie szczęśliwi, a drudzy mniej...wiem, że wg ziemskiej matematyki to niemozliwe..

 

Szukajac calosci w dziurze, jezeli sczescie nie jest jednolite to moze ono tworzyc nieskonczosci o roznej wielkosci. Jest nieskonczona ilosc kwadratow, jest rownierz niskonczona ilosc trojkatow wiec nieskonczosc ktora zawiera wszystkie trojkaty i kwadraty jest wieksza nisz nieskonczonosc ktora zawiera jedynie trojkaty badz jedynie kwadraty.

 

Na tym kończę ten temat.

 

To nie bede komentowac tylko sprostowalem pare spraw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Zazdroszczę Ci wiary...masz cos bradzo pieknego...co pewnie trzyma Cie przy życiu..Nie daj sobie zabrac tego nigdy.To skarb i łaska móc wierzyc w cos tak wspanialego i nieogarniętego

Tak, to jest coś pięknego, a raczej było dopóki nie straciłam uczuć wyższych i pozytywnych...teraz ciężko jest praktykować...ciężko, gdy ma się myśli samobójcze...rzadko kiedy poczuję jakieś drobne uniesienie religijne czy tzw. pociechę duchową...dlatego nie dziwię sie nikomu, kto nie ma uczuć, a dodatkowo nie został wychowany w duchu głębokiej Wiary, że nie wierzy...nie dziwię się ani trochę...sama po utracie uczuć miałam momenty silnego zwątpienia...jak Bóg w ogóle może dopuszczać do sytuacji, że człowiek nie ma uczuć, że cierpi dzideń w dzień...bylam mieszaniną niewiary i pretnecji do Boga...dopiero znajoma zwróciła mi uwagę, że Bóg dopuścił do uśmiercenia własnego Syna, więc w tym kontekście pojąć sensu cierpienia się po prostu nie da. Ja i tak mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy po tamtej stronie Nieba, jak śpiewa Czaqu.I będziemy mieć tam uczucia, niewyobrażalną, wielką radość, nie będzie miało żadnego znaczenia czy ktoś wykorzystał to doczesne życie, czy skończył studia, czy był profesorem, biznesmenem czy przeleżał życie w depresji...ja wierzę w takie rozwiązanie..wierzę, bo wierzę...nawet nie mogę powiedzieć, że to tylko dlatego, że zostałam tak wychowana, bo ja w pewnym momencie odrzuciłam to w czym zostałam wychowana...a potem nastąpił taki moment w moim życiu, że poczułam to dotknięcie Czegoś silniejszego ode mnie i przyjęłam to jako swoje.. zdaję sobie sprawę, że była to pewnego rodzaju łaska. I zdaję sobie sprawę, że kazdy jest przekonany do tego co tam sobie sam myśli czy czuje, ale tak czy inaczej nauka kościoła katolickiego wydaje mi się najbardziej sprawiedliwą etyką wobec bliźnich i tak chcę postępować...a na końcu się okaże czy słusznie zakładałam istnienie Pana Boga...gdyby się okazało, że to bujda, to nic nie tracę, a gdyby się okazało, ze to prawda, to zyskuję wieczność - słynny Zakład Pascala.

Ale wierzcie mi, wiem jak to trudno wierzyć, gdy nie ma uniesień, ghdy nie ma radości, gdy są mysli samobójcze i beznadzieja.

 

[Dodane po edycji:]

 

Właściwie to pomyślalam, że rzeczywiście z matematycznego punktu widzenia, to całkiem logiczną z tą mniejszą i wiekszą nieskończonością.

Bo rzecywiscie do jednej oo można dodać drugą oo. Albo oo x oo. A potem oo x oo x oo czyli nieskończność do potegi trzeciej. A potem Nieskończoność do potęgi Nieskończonej i to byłby sam Pan Bóg czyli Nieskończona Nieskończoność. To całkiem zgodne z naszą ziemską matematyką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, proszę nie mieszaj matematyki do religii i nie mów że ateista to człowiek głęboko wierzący , że Boga nie ma. Nie zniżaj tych dwóch rzeczy do świata nadprzyrodzonego, bo to obraża moje uczucia naukowe i ateistyczne. W przeciwnym razie będę zmuszony dodać ciebie do listy ignorowanych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeezu Korat Ty sie nie odgrażaj ciągle ludziom,że ich dodasz do ignorowanych :mrgreen:

Nie sadze żeby brak uczuc umarla z rozpaczy jesli tak uczynisz ;)

 

Swoją drogą ja już pewnie jestem na "ignorowanych,wiec nie przeczytasz tego co napisalam :mrgreen:

No trudno-takie jest życie,

Nie widzę,żeby brak uczuc obrażala tutaj kogos,wierzy mimo cierpienia-to jest piękne i zasluguje na najwyzszy szacunek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chciałam nikogo urazic. Swoją drogą pierwsze słyszę, żeby istniały uczucia naukowe.

A mi jest lepiej. Przyszła pielęgniarka, zaczęła coś o popędzie seksualnym i mi się nastrój mocno poprawił. Na tyle, że nie chcę koniecznie umierać. CHoć żadnych głębszych uczuć nie mam. No ale ciekawe czemu akurat po tej rozmowie mi się poprawiło...czy to przypadek?

Ciekawe co pwoie na to dr Roś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chciałam nikogo urazic. Swoją drogą pierwsze słyszę, żeby istniały uczucia naukowe.

 

Liczyłem , że to powiesz :D. Skoro ludzie nie słyszeli o uczuciach naukowych , to ja nic w takim razie nie wiem o uczuciach religijnych.

Shadowmere, nie jesteś na mojej liście ignorowanych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się zastanawiam gdzie jest Zawiliński...czy wyzdrowiał po tych swoich lekach neurologicznych?

 

[Dodane po edycji:]

 

Topielico, jak tam u Ciebie?

 

[Dodane po edycji:]

 

Niedziela

Kompletny brak sił, nawet fizycznych. Siedzę sobie w łóżku. Nie mam sił się zmusić by wyjść do ludzi. Ludzie mi niedowierzają, że mozna mieć kompletną anhedonię, że nic kompletnie nie sprawia przzyjemności, że nie ma w co uciec od tego stanu. Tzn. ja uciekam w to forum. Nie sprawia mi to przyjemności, ale ulgę. Już mi trzecia pielęgniarka powiedziała, że jak tak dalej pójdzie, to skończę w DPS. Ony myślą, że mnie zmobilizują, bo ja mam jakąś depresję psychologiczną i w mojej mocy jest przestać się w tym babrać. A tak nie jest. A że skończę w DPSie,to podejrzewam juz od dawna. Myślę, że jest tak jak jedna pielęgniarka powiedziała, że wyczerpałam sowje zasoby psychiczne. Tylko jak to odbudować, jak nic nie sprawia przyjemności.Ciekawe co powie dr Roś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no właśnie ja też uciekam w to forum ale niewiem czy sie wyrejestrować...tak depresja psychologiczna....włąsnie dla mnei to ejst coś organicznego choć ponoć nie...wypalenie zasobów psychicznych co za nowe okreslenie mi sie skonczyło to ok 5 lat temu...już nawet neiwiedzą jak to znawać...szlak bby to trafił...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć, już prawie nie mam objawów pozapiramidowych, dzięki zwiększeniu dawki akinetonu. Swoją drogą, po zażyciu akinetonu, trochę dziwnie się czuję, jakbym się rozluźniała po nim, czy coś w tym stylu, i robię się taka powolna. Ale to jest 1000 razy lepsze niż akatyzje, rzecz jasna; ).

Starałam się dzisiaj posprzątać pokój, ale robię to tak powoli, że od kilku godzin udało mi się przestawić parę rzeczy; ].

Brak uczuć, kiedy spotykasz się z dr Rosiem?

Myślę, że chyba nie musisz się aż tak obawiać solianu, ten akineton naprawdę działa. Tylko koniecznie uprzedź go o swoich przygodach z neuroleptykami, to pewnie od razu Ci przepisze jakąś większą dawkę tego akinetonu,i nie będzie źle.

Mam nadzieję, że mój stan po solianie jeszcze się polepszy, bo jak nie to czeka mnie oddział, a tak mi się nie chce tam iść, i zawalić kolejny rok studiów. Nie żebym się tym przejmowała za bardzo, to raczej kwestia komfortu, wygody...

Ech, a świat jest taki cudowny bez derealizacji, szkoda że mam tylko takie przebłyski w miarę normalnej percepcji.. Ale zawsze to coś..

magic, zgodność diagnoz dawanych nam przez psychiatrów jest dosyć zabawna; ] Ciekawe co mi wymyślą za kilka miesięcy, albo na oddziale. Jeszcze rozumiem, że was podciągają pod silną depresję, w końcu cierpicie bez żadnych powodów z zewnątrz. Ale ja nawet tego nie mam, i nie chciałabym mieć, chyba...choć czasem myślę, że jednak bym chciała, choć odrobinę odczuwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×