Skocz do zawartości
Nerwica.com

Refleksje i przemyślenia


fedorhell1304

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich, jakiś czas temu słuchając muzyki napisałem tekst, jest dosyć długi, napisałem go i teraz chciałbym się nim z wami podzielić, chciałbym poznać wasze opinie na jego temat, wystawiam go z nadzieją że być może kogoś zainspiruje i choć troszkę mu pomoże, oczywiście choruje na nerwicę lękową....pozdrawiam was kochani i czekam na opinie i wasze refleksje, 3majcie się wszyscy i powodzenia...

 

słuchając tej piosenki niemal od razu pomyślałem o Bogu. Co jeśli toczę z nim wojne, odwróciłem się od niego a on zesłał na mnie moją chorobę. Przypomniały mi się słowa Drakuli który też stanął do wojny z Bogiem - "look what your god has done to me" (spojrzcie co wasz bóg mi uczynił). Może wojna nie jest dobra, moja nienawiść do ludzi zatrówa mnie tą zarazą, gdzie jest ta wielka miłość którą Bóg miał odkupić na krzyżu?Nie wiem...Świat nie zna sentymentów, sprowadza na kolana i wciąż chce abyś prosił....trzeba wytrwać i być silnym, dla swoich bliskich, dla mamy i siostry któtre liczą na mnie, z każdym spojrzeniem zdają się mówić "w końcu im pokażesz" a ja tylko o tym marze - aby im pokazać, że potrafię, że jestem. Tak bardzo mnie to zabija - świadomość że nie spełniam swoich marzeń, one są dla mnie wszystkim - karmią mój umysł pozytywnym myśleniem, co jeśli śmierć jest wiecznym snem? wtedy pragnę jej bardziej niż czegokolwiek. Jestem rozdarty między światem rzeczywistym a wyobraźnią, już nie wiem w co wierzyć, co jest prawdziwe a co jest tylko wymysłem moich marzeń, czasami tak bardzo chciałbym być kim innym a czasem doceniam to kim jestem. Szanuję siebie za to że wciąż walczę, walczę z myślami, walczę z nerwicą która chce odebrać mi moje życie która chce mnie zabić od środka i zatruć to wszystko o czym marzyłem, czy to czyni mnie wojownikiem, gladiatorem którym zawsze chciałem być? sądze że tak, a więc moje marzenia są po trochu rzeczywistością lecz gdzie są głosy? gdzie ludzie skandujący moje imie?? gdzie mistrzowskie pasy?? za wygraną z nerwica nie ma żadnego pasa i chwały, jedyne co pozostaje to najważniejszy szacunek na tym świecie - szacunek do samego siebie. Tak, dotknęłem i zobaczyłem to co mało kto będzie miał okazję dotknąć i poznać, zaczerpnęłem szaleństwa a teraz sam muszę je oczyścić, jestem na bezludnej wyspie, wciąż krzyczę pomocy ale nie ma nikogo, może dlatego tak bardzo ich nienawidzę. "im on my own" - po stokroć, po tysiąckroć, czy poradzę sobię z tym sam?? wciąż mam wątpliwości...wciąż nie wiem i czasami już nie chcem tak żyć, mam dość, bo co to jest za życie?? co to za życie w którym boisz się wyjść z domu, boisz się iść przed siebie jak nakazuje ci twój instynkt. Ale jest we mnie światło które zawsze jest ze mną, towarzyszy mi w tej okrutnej podróży i to z niego czerpię resztki sił, nie wiem skąd ono się bierzę - ale cieszę się bo to oznacza że mój umysł nie jest do końca zatruty. To dodaje mi sił. A więc? Dokąd podąrzam? Skąd przychodzę i po co przyszedłem na ten świat? wciąż wmawiam sobię że mam jakąś wielką misję do spełnienia, że wydarzy się coś dzięki czemu zdobęde to czego tak bardzo pragnę....chwały. Chciałbym być obkuty w złotą zbroje i słyszeć jak ludzie wzdychają na mój widok, bo kto by nie chciał? ale ja chcem tego bardziej! czuję że właśnie po to przyszedłem na ten świat! muszę być silny bo jeżeli się poddam to będzie oznaczało to że nie jestem tym za kogo się mam, że nie jestem wojownikiem. Boję się że w końcu załamię się totalnie i wyląduje w wariatkowie zawodząc tym samym moją mamę - najsilniejszą osobę jaką znam na tym świecie i oczywiście samego siebie. Tak więc teraz sam samiutki będę walczył do ostatniej kropli krwi, bez niczyjej pomocy, bez żadnego koła ratunkowego - sam, tak było jest i będzie. Nie potrzebuję pomocy jestem dość silny aby pozostać w tym sam, zabić moją chorobę raz na zawsze i zapomnieć, tak bardzo chciałbym zapomnieć że kiedykolwiek ją miałem.Wchodzę teraz na wojenną, krwawą ścieżkę z nadzieją że na końcu usłyszę "and the winner is...." i moje imię, moje piekne imię....powodzenia bracie....znów zostałeś sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!!!!

 

Bardzo ładnie to napisałeś myślę, że przed tobą jeszcze wielka twórcza szansa bycia znakomitym pisarzem???

Kto wie????

To nie żart. Po 10 latach od samej choroby nie mogę uwierzyć, że to jest daleko daleko ode mnie, że jestem; daleko, daleko od domu i mój strach odszedł w zapomnienie odszedł na dobre...

Jak to się stało jak tego dokonałem????

Tak po prostu stało się???

Z perspektywy czasu wiem, ze nie zastanawiałem się nad tym czy się uda, czy nie; tylko wykorzystałem dostępną mi wiedzę...

Nie jestem z wykształcenia ani lekarzem ani nawet asystentem.

Myślę, że czas daje tym którzy są gotowi coś zmienić i tym którzy już zmienić nic nie mogą...Ja należałem do tych pierwszych...

Od samego początku uważnie słuchałem tego co ma każdy do powiedzenia nie wiedząc, że mój umysł zmierza na zły tor...

Decyzja pobytu w Warszawie poprzedził mój pobyt w szpitalu, gdzie byłem na odwyku leku; co śmieszniejsze nie byłem nawet tego świadomy...

Tam lekarka zauważyła mnie z moimi umiejętnościami i dalej poleciła mnie do Warszawy.

Nie da się wszystkiego opowiedzieć; fakt działy się rzeczy niesamowite; ciekawy ludzi będąc chory uczyłem się od każdego kto tylko mógł mnie czegoś nauczyć; oczywiście sam lęk mnie paraliżował, ale myślę że sami ciekawi ludzie jakby chwilowo odwracali moją uwagę od problemu i to był mój pierwszy pomysł na wykorzystanie takiego bodźca. Dalej pobyt w Klinice i sama terapia sprawiła,że po jej zakończeniu kontynuowałem dalej terapie na ile to było możliwe już w samym domu...

Między innymi miałem do czynienia z kasetą na podświadomość w Klinice i tu odkryłem pierwsza wskazówkę do wyleczenia; niestety osobiście uważam; że problem lęków siedzi mocno w naszej głowie i trzeba naprawdę wiele wysiłku i przynajmniej roku do wyleczenia. Dalej włączyłem w proces wyleczenia muzykoterapię i medytacje.

Trudno to sobie wyobrazić ale czas sprawia ze to co zostało nam w brutalny sposób zakodowane , żeby się tego pozbyć potrzeba integralnej więzi z naszą podświadomością. Myślę że wiele chorób można wyleczyć, ale trzeba wiele cierpliwości i otwartości i niestety praca praca praca z naszą podświadomością.

Nawet nie pamiętam kiedy brałem jakiekolwiek leki oczywiście trwało to trochę; mój kolego został postawiony na nogi dosłownie w ciągu 4 tygodni, ale dlaczego?????

Ponieważ ja mając doświadczenie poprosiłem jego rodziców o działanie zaraz po pojawieniu się pierwszych objawów.

Niemalże błyskawicznie ta pani doktor którą poleciłem wysłała go do kliniki i chłopak jest zdrowy cud????

Nie po prostu szybkie działanie od momentu pierwszych objawów.

Niestety czas tylko koduje mocniejszy strach którego pozbycie się niestety bardziej utrudnia sprawę.

Oczywiście każdy człowiek jest indywidualnością; ale praca z naszą podświadomością to najlepszy sposób.

Mój lęk był potężny potrzebowałem kilku lat i zmagań z samym sobą; było naprawdę ciężko; czułem się nie tylko bezbronny, ale także zrezygnowany...Słuchałem przez cały rok kasetę z Kliniki co następstwem było obniżenie objawów ale nie jej zupełny zanik.

Kaseta jednak poza leczeniem działa w zupełnie inny sposób, oczywiście uzyskuje się ten sam efekt w czasie długiej medytacji; tylko z tym , ze idąc spać jest wygodniejszy magnetofon niż jakieś praktyki...

Właściwie zacząłem eksperymentować wprowadzając afirmacje.

Odkryłem wtedy pewien mechanizm o którym teraz nie chce pisać ale który naprowadził mnie na ciekawe wnioski...

Wpadłem jeszcze na kilka innych pomysłów i udowodniłem tym samym jak nasza podświadomość decyduje dosłownie o wszystkim; całe myślenie jest od niej zależne można się przeprogramować dosłownie jak i kiedy się chce i pomyśleć , ze choroba zrobiła ze mnie eksperta od podświadomości; choć tylko mam same zapiski i nic więcej mam na myśli papierka z wykształceniem tylko doświadczenie...

W moim przypadku sam lęk zlikwidowałem definitywnie bez nawrotów poprzez technikę wizualizacji i dosłownie za pierwszym razem; ale z tym że mój umysł był na tyle silny i świadomy że siłą woli odwróciłem cały proces lęku źródłowego.

Z tymże pracowałem także nad świadomymi snami co ułatwiło mi samo zrozumienie problemu; lecz myślę że są to zupełnie dwa osobne procesy umysłu.

Myślę ze to duży sukces a pisze o tym pierwszy raz.

Widzisz sny naprowadziły mnie na te sytuacje życiowe , które są dla nas tak uciążliwe ,ze uciekamy nieraz przed decyzją ich zmiany.

Sam problem lęków jest mocno złożony ponieważ dotyczy wielu problemów i jeśli nie będziesz miał wybitnego terapeuty oraz nie będziesz zupełnie szczery nie będzie wyniku terapii. Sama metoda leczenia jest też również ważna.

Bardzo długo słuchałem muzyki poważnej w najlepszym wykonaniu choć sam nie przepadam za tą muzyką; myślę że również dała efekt. Lęk jest efektem tłumienia emocji powstałych w procesie nie akceptacji głownie siebie oraz sytuacji życiowo trudnych, które dotykają ciebie z ogromną siła ponieważ twój proces myślenia jest głównie zależy od obrazu twojego zakodowanego czystego Ja. Dopóki tego nie ogarniesz nie znajdziesz żadnego punktu zaczepienia. Leki głównie wyciszają te chore myśli; lecz one są tylko skrzywione w procesie na przykład:nie akceptacji społecznej...

Oczywiście jest to moja teoria i moja osobista opinia; ale moja osoba jest czystym dowodem na dany rezultat. Poza tym straciłem brata który zmarł na wrzody, ale miał długo postępującą nie leczoną depresje. Mieliśmy dość dobry kontakt co pozwoliło mnie naprowadzić na kolejny mechanizm naszego umysłu. I tak po nitce do kłębka...

Nie wyczerpałem tego tematu, ale chciałem choć w przybliżeniu przedstawić Ci sedno problemu.

Z wyrazami szacunku

Artur

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fedorhell1304, Hej wojowniku..... A może za wiele poprostu od siebie wymagasz ? Może życie w blasku i w chwale wcale nie jest tak na prawdę dla Ciebie co nie oznacza że to jest to złe.

Bycie jak to napisałeś wojownikiem ma niestety dwie strony - tą piękną, błyszczącą i wielbioną przez tłumy, oraz tą złą jak spanie w okopach, rozlew krwi i zabijanie bliźnich a czasem i własna śmierć. Można to udźwignąć ale trzeba mieć mega mocny umysł.

Podejrzewam że chciałbyś być takim gladiatorem bo to Ci imponuje i to Ci się podoba.... ale masz duszę raczej takiego Johna Lenona. Ale czy taki John będzie gorszy od gladiatora? Czy mniej ludzi go będzie podziwiać ?? Odpowiedź brzmi NIE...on będzie inny ale na pewno nie gorszy.

Ja bym Tobie radził znów zwrócić twarz ku Bogu, przeprosić się z nim i ponownie rozeznać się kim jestem i dokąd zmierzam.

Może jesteś nawet większy od najpotężniejszych wojowników ale inne jest Twoje powołanie.

Bycie skromnym, spokojnym chłopakiem nie jest czymś gorszym niż bycie super git kolesiem z szacunem na osiedlu i dziarami na plecach.

Może Twoim powołaniem jest własnie pisarstwo.

Ja zawsze uważałem że moim powołaniem jest walka z kosmitami - to nie żart. Mówiłem o tym nawet lekarzowi w formie ciekawostki.

A jak chcesz iść na wojnę .... to musisz ginąć jak mężczyzna....ale pamiętaj o mamie bo co jej po sile którą ma jak Ty będziesz jednym z wielu na pamiątkowej tablicy.

Cokolwiek wybierzesz niech Cię Bóg prowadzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie.

Jestem bardzo szczęśliwy że kilku osobom spodobał się mój tekścik, zaglądałem tutaj parę dni z rzędu i nikt nie odpisywał, po długim okresie czasu przypomniałem sobie o forum i refleksjach którymi się z wami podzieliłem, wchodzę na forum i widzę odpowiedzi – pomyślałem sobie „nareszcie” heh :)

 

creamy.gda

Bardzo dziękuję za współczucie i oczywiście bardzo się cieszę że u ciebie jest już prawie idealnie, na pewno musiałaś stoczyć długą i ciężką walkę z nerwicą taką samą ja i wiele jeszcze innych osób aby dojść do takiego rezultatu, moje gratulacje i oby tak dalej. Wszystkiego najlepszego w nowym roku koleżanko i oby był lepszy niż ten zły, wspomniany przez ciebie 2010. Pozdrowienia.

 

Zirn

Przede wszystkim jestem pełen podziwu dla ciebie. 10 lat walki z nerwicą to coś godnego szacunku. Aż boję się myśleć że nerwica mogłaby tyle trwać u mnie. Coś niesamowitego, gratuluje wytrwałości i zazdroszczę wewnętrznej siły do zwalczenia tej okropnej choroby. Twoja opowieść o przejściu przez to wszystko jest dla mnie wielką inspiracją. Masz rację czas jest lekarstwem ale przede wszystkim dla tych którzy chcą coś zmienić. Ja podobnie do ciebie wciąż szukam, uczę się – można poniekąd powiedzieć że „dotykam” swojej choroby, wciąż próbuję znaleźć parę osób od których mógłbym się czegoś nauczyć (stąd rejestracja na forum) bo zdałem sobie sprawę jak bardzo jest to ważne – nauka jest potężną siłą motywacyjną jeżeli potrafi się ją wykorzystać w odpowiedni sposób. Zauważyłem że im mniej podchodzę do nerwicy w sposób emocjonalny a bardziej w sposób naukowy to czuję się lepiej bo zdaję sobie sprawę z tego co naprawdę mi dolega bez dopisywania do tego zbędnych domysłów itd. Muzykoterapia i medytacja – kolejne dwa potężne narzędzia które mądrze wykorzystane naprawdę działają i są według mnie prawdziwą deską ratunkową. Myślę że każdy a szczególnie ci którzy są w początkowym stadium choroby przy pomocy muzyki i medytacji mogą się wyleczyć, prawdopodobnie nie całkowicie ale w większości, na własną rękę. Ja wciąż medytuję i wciąż słucham muzyki którą kocham przemyślając przy tym wiele ważnych spraw. Wielu w to nie wierzy ale muzyka potrafi generować refleksje i przemyślenia o których ludzie nie mają pojęcia. Zgodnie z tym co zauważyłeś – praca, praca i jeszcze raz praca z podświadomością strasznie pomaga. W pełni zgadzam się ze wszystkim co napisałeś i przeczytam twój tekst jeszcze wiele razy aby w pełni pojąć to co jest w nim zawarte i wyjąć z niego to co najlepsze dla siebie. Terapii niestety podejmować nie będę ponieważ znalazłem w sobie siłę i prawdziwą motywację aby chorobę zwalczyć sam i jestem pewien że mi się uda – już jest bardzo dobrze i zrobiłem wielkie postępy. Przede mną tylko ostatni krok który kompletnie oczyści mój umysł – powrót do treningów i do pasji która kilka miesięcy temu była dla mnie wszystkim – spełnieniem marzeń i samego siebie. Masz dużo doświadczenia – mam nadzieję że jeszcze kiedyś popiszemy i powymieniamy się swoimi pomysłami i filozofiami, można się od ciebie wiele nauczyć a jak oboje wiemy to bardzo ważne. Dziękuję za twój tekst i podzielenie się nie tylko ze mną ale wieloma innymi chorymi którzy to czytają swoimi przykrymi doświadczeniami. Jestem pewien że twoja historia i teorie z nią związane okażą się pomogą i zmotywują nie jedną osobę. Pozdrowienia i dosiego roku przyjacielu.

Z wyrazami szacunku

Tomek. :)

 

 

Allah

Czy za dużo od siebie wymagam? Nie wiem....myślę że tyle na ile wiem że mnie stać, byłem już bardzo blisko stoczenia walki dla dużej publiki lecz niestety parę sytuacji życiowych nie pozwoliło mi na to.....czy to jakiś znak że to jednak nie dla mnie?? Też nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć, ale wiem na ile mnie stać i ile mogę uzyskać bo jestem strasznie upartą osobą dla której chęć spełniania swoich marzeń to wszystko. Też czasami zadaję sobie pytanie czy nie stawiam sobie poprzeczki zbyt wysoko, ale czy życie nie polega właśnie na tym by ta poprzeczka była jak najwyżej, na próbach zdobycia tego co zdaje się być nie możliwe? Z pewnością Lennon nie byłby gorszy od gladiatora i to dla mnie wielki komplement że porównałeś mnie do tak wielkiej osobistości, obudziłeś we mnie wiele pytań na które odpowiedzi szukam odkąd przeczytałem to co napisałeś, mam nadzieję że wkrótce je odnajdę. Wiem jedno – marzenie o byciu wojownikiem było u mego boku od zawsze, od najmłodszych lat. Marzenie które chcę i muszę zrealizować. Lennon nie będzie gorszy lecz inny – zbyt inny dla mnie. Co do Boga, kiedyś byłem straszliwie wierzącą osobą, wiele razy śnił mi się Jezus a szczególnie jego męka, pamiętam że jako dziecko strasznie się tego bałem i po oglądnięciu jakiegoś filmu o Jezusie nie mogłem spać w nocy. Lecz później jakby zniknął z mojego życia, miałem wrażenie że nie wysłuchuje moich modlitw. Zacząłem bardziej zawierzać nauce i teoria Darwina spodobała mi się bardziej niż historia o Adamie i Ewie. Wciąż jestem świadom tego że Bóg może istnieć lecz chciałbym odpowiedzi na tak wiele pytań. Jest to bardzo rozległy temat o którym mógłbym napisać książkę, ale bardzo chciałbym aby Bóg dał mi jakiś znak, jeden znak że jest przy nas, że czuwa, aby dał nam świadectwo wiary, dowód na to że istnieje i na to że miliony nie poświęcają swojego życia dla wiary na darmo, czy to tak wiele dla postaci która nas „stworzyła” zaprojektowała świat i wszechświat?? Nie wydaje mi się a ojciec Pio to dla mnie za mało....Co do pisania to postanowiłem że będę pisał, mam wrażenie że przelewanie moich złych myśli na papier ma leczniczy efekt coś jakby opróżnianie starego pudła ze śmieci, a może coś z tego będzie kto wie, na pewno wrzucę tutaj jeszcze nie jeden tekst, wielką satysfakcją napełniło mnie to że komuś się spodobała pierwsza rzecz jaką w życiu sam napisałem :) W każdym razie dziękuję za twoje spostrzeżenia i uwagi – są dla mnie bardziej niż cenne. Pozdrawiam cię serdecznie i szczęśliwego nowego roku!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale jednak tu trafiłes (tzn na to forum) co oznacza że z siłą Twojej psychiki nie jest pewnie do końca tak jakbyś chciał a to zapewne oznacza że albo masz tą poprzeczkę jednak za wyskoko albo przerost ambicji wyprzedza Cię ponad Twoje siły.

Nadal sądze że lepiej jednak powinieneś się odnaleźć w nieco innym świecie. Marzysz o najwyższych szczytach, a może pełnie Twoich marzeń zaspokoisz na tych niższych ....może te najwyższe znajdują sie poza Twoimi relnymi możliwościami. A może nigdy nie będzie Ci nawet dane stanąć u podstawy takiej góry, której szczyt jest najwyżej. Pomyśł o tym.

Szkoda by było zmarnować życie na gonieniu marzeń nieosiagalnych jak z powodzeniem będziesz mógł pogonić za tymi które nie dość że dogonisz to jeszcze przyniosą pełną satysfakcje Tobie i Twojej mamie.

Co kolwiek nie postanowisz życzę Ci upartości w tych gonitwach i wiele, wiele szczęścia bo od niego tęż będzie sporo zależało.

A Bóg ...no cóż on za Ciebie nic nie zrobi ale napewno też w niczym nie przeszkodzi ...więc chyba warto go mieć po swojej stronie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×