Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czołem! Adaś i problemy!


Krokus90

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim. Muszę to z siebie wyrzucić. Mam na imię Adam. Mam 23 lata i mnóstwo problemów którymi sobie nie radzę. Zdaje sobie sprawę z ich istnienia ale kompletnie nie wiem od czego zacząć aby z nimi walczyć, potrzebuje chyba kogoś kto poprowadzi mnie za rękę a bynajmniej zrobi to na początku a w tej chwili tak jak zawsze jestem z tym wszystkim sam.

 

Wszystko zaczęło się chyba od dzieciństwa… Ojciec którego ‘nigdy’ nie było, wiecznie w rozjazdach zagranicznych za chlebem, a jeśli był to pamiętam głównie wieczne picie, przemoc, agresje, dysputy po alkoholu, łzy, smutek, bójki… Ciągnie się to do dzisiaj, z tym że dzieje się to dużo rzadziej, nie bije już matki bo się zwyczajnie nas boi (mam jeszcze dwóch braci). Ale dalej wszystkie problemy wyrzuca po alkoholu i wiecznie dręczy matule swoimi gadkami a ona nie jest na tyle silna aby go nie słuchać, i najbardziej teraz szkoda mi jej… Mi natomiast tak jak brakowało ojca tak brakuje nadal i nigdy się już to nie zmieni – znaczy się on się nie zmieni. Nie potrafię z nim rozmawiać, łatwiej mi się milczy i nie zwraca na niego uwagi niż z nim rozmawia. Ale interesuje mnie on nadal bo brakuje mi ojca ale nie jest już w stanie zapewnić tej luki która powstała na etapie dorastania. Jako dziecko miałem alergię pokarmową i wziewną na tle astmatycznym. I bywały sytuację gdy musiałem wchodzić do sypialni gdzie ojciec bił matkę i zabierał jej pieniądze i mówiłem że mam atak astmy (zazwyczaj kłamałem matula to wiedziała) – i tylko w taki sposób mogłem zabrać matkę od ojca. Oglądać matkę jak zapłakana wybiega z domu na klatkę schodową (mieszkanie w bloku) w koszuli nocnej ściskając w ramionach torebkę z ostatnimi groszami które ledwo starczały na chleb tylko po to aby nam kupić coś do jedzenia a ojciec tego nie przepił albo nie przegrał na automatach. Nie przelewało się wtedy u nas, bywały tygodnie że jedliśmy tylko babkę ziemniaczaną z samych ziemniaków i smalcu, na sniadanie obiad i kolację. Biedę rozumiem ale nie jestem w stanie wybaczyć ojcu jego zachowania. Tego że potrafił przegrać na automatach, przepić mnóstwo pieniędzy mimo kupy długów czy obietnic w stylu (ucz się synu a na studia znajdziemy pieniądze obys chciał się uczyć) i jak chciałem iść na studia to oczywiście pieniądze się nie znalazły… lepiej jest do dzisiaj wypić dziennie czteropaka piwa i mówić że nie ma pieniędzy, czy po prostu przegrać na automatach kilka stówek i mieć pustą lodówkę… Ta świadomość boli i to cholernie, tym bardziej że codziennie obok tego żyje staram się obok a nie w tym całym gównie… Momenty jak jesteś dzieckiem, rodzice myślą że nie wszystko jeszcze rozumiesz, a ojciec czeka na starszego brata (źle się uczył etc.) z pasem w ręku rozstawionym stołkiem na środku pokoju, wchodzi brat do domu i słychać tylko ‘ściągaj spodnie’ i wisk/ryk/wrzask brata – nawet nie wiem jak to określić… To bolało i boli nadal… Było mnóstwo sytuacji które mógłbym opisać ale wszystkie ukierunkowane są w to jaki zły był ojciec… Własny ojciec jest dla mnie obcy… Zabrał mi dzieciństwo, zabrał mi mnóstwo pięknych chwil… Rozmawiasz z dziewczyną o jej dzieciństwie, opowiada Ci o tym jak wspólnie chodzili na spacery i zjazdach rodzinnych i wspólnej grze w piłkę a potem zaczyna pytać ciebie o twoje dzieciństwo czy podobne sytuacje a ty z zaciśniętym sercem i mnóstwem chujowych wspomnien odpowiadasz jej zwyczajne ‘niepamietam’. Czasu już się nie cofnie ale nie potrafię się z tym wszystkim pogodzić. Wiem że to ukształtowało mnie takim jakim jestem ale dając w gratisie problemy psychiczne z którymi przestaje sobie radzić… Największe przeboje z ojcem działy się wtedy gdy ja wymagałem największej opieki od rodziców (moja astma i alergia) i tą opiekę dostawałem z nadwyżką od mamy. Byłem takim trochę mami synkiem a mama moją przyjaciółką. Ale to się zaczęło zmieniać, zacząłem ja się zmieniać, mama się zmieniała, zacząłem dostrzegać jak naprawdę ciężko jest jej z tą całą sytuacja w domu i zaczęliśmy się od siebie oddalać i już nie jest tak jak było kiedyś – ona interesuje się mną ale tylko na tyle aby coś wiedzieć ale żebym chciał coś przedyskutować, poznać jej zdanie to już się nie da – tego też mi zaczyna brakować. Bo ceniłem jej zdanie. Ale też czuję się samotny. Pracowałem odkąd tylko sięgam pamięcią. Przez sytuację w domu musiałem szybko dojrzeć co zaniedbało moje potrzeby jako dziecka co właśnie ujawnia się teraz… Już jako dziecko segregowałem swoje zabawki i wybierałem te którymi się nie bawię, pakowałem je w plecak i gnałem na rynek, rozkładałem folię, siadałem na ziemii i sprzedawałem swoje zabawki bo były mi już nie potrzebne a pieniądze oczywiści zbierałem, bracia wydawali na bieżąco a ja swoje magazynowałem i co się z nimi dziąło ? Ojciec pożyczał na wieczne oddanie…na przechlanie… Pracuje do tej pory. Łapałem się wielu prac. W tej chwili mam stałą pracę – kokosow nie ma ale jest dobrze. Dorabiam jako instruktor na siłowni kosztem snu i zdrowia co cały czas się na mnie odbija. A wszystko po to aby móc opłacić swoje studia. Nie chcę tak i tyle pracować ale życie mnie zmusza… Jak nie pracuję i jestem w domu to nic nie robie. Mam poczucie beznadziejności, pustki, tego że pewne sprawy nie mają sensu. Brakuje mi mobilizacji, motywacji do działania. Jestem rozchwiany, nie wiem czego chcę. Co raz częściej się zastanawiam czy moja pasja jest moja pasja czy może nia jest, ze to tylko przyzwyczajenie. Nie potrafie się pozbierac i wyjsc na trening który tak kocham. Brakuje mi napedu. Nie wiem co ja robie w tym zyciu, czy to aby na pewno jest to co chce robic. Brakuje mi sensu, sensu zycia. A jak duzo pracuje to narzekam ze nie mam czasu dla siebie i chce wolnego czasu ale wolnego czasu tez nie potrafie spożytkować. Moja samotność objawia się tym ze tracę kontakt z ludzmi, nie potrafie rozmawiac, dyskutowac. Coraz czesciej zamykam się w swoim świecie i miejsce w którym to robię przestaje mieć znaczenie czy to klub czy las. Ale mimo wszystko cały czas szukam jakiejś aprobaty, chce rozmawiać ale nie potrafie. Brakuje mi pewności siebie. Widzę jak rozmawiałem kiedyś z ludźmi a jak teraz. Nie mam kobiety – drugiej połówki. Nie byłem w związku od czasów gimnazjum (pierwsza miłość). Trochę się tego wstydzę i ciężko mi z tym. Brakuje mi osoby z którą będę mógł porozmawiać o wszystkim, wszędzie i kiedykolwiek. Brakuje mi świadomości że mam kogoś komu bardzo zależy na mnie i że jestem potrzebny tej osobie. Brakuje mi osoby z którą będę dzielił własne smutki i radości, kogoś do kogo będę mógł zadzwonić o każdej porze dnia i nocy i ona to zrozumie… A do tego dochodzi to że nigdy nie uprawiałem sexu z kobietą co jest kolejną blokadą i to bardzo mocną przed bliższym kontaktem z kobietą bo pojawia się wiele wątpliwości i pytań. A żeby tego było mało mam nałóg masturbacji którego nie mogę się wyzbyć bo brakuje mi bliskości z kobietą i akceptacji tego, kim i jaki jestem. Potrafię masturbować się codziennie i nawet kilka razy dziennie, oglądając pornografię, a właśnie pisząc to teraz czuje ogromne obrzydzenie do siebie i wstręt...

Mam do tego żółtaczkę typu B czyli WZW B. Przenosi się za pomocą krwi lub stosunku płciowego (szanse są niewielkie ale są). No i może sex byłbym tym lekarstwem na masturbację ale jak mam kochać się z kobietą która o tym nie wie i mógłbym spieprzyć jej życie… A poznać kobietę tylko i wyłącznie do sexu nie byłoby największym problemem ale świadomość że ona nie wie jest sprzeczna z moim sumieniem. Chcąc powiedzieć to kobiecie to musiałbym być z nią blisko ale jak mam być blisko skoro ja się boje zaangażowania bo sobie z tym nie radzę… - koło się zamyka…

Zaczynając od problemów z dzieciństwa, po nałóg masturbacji, braku związku, kończąc na całkowitym braku chęci do czegokolwiek… Ciężko mi się tym żyje i czasami staram się walczyć ale na dłuższą mete widze w tym bez sens… Podejrzewam że związek były w stanie zmienić wiele moich problemów ale w głębi siebie i mimo tego jak funkcjonuje na co dzień nie jestem w pełni zdrowy. I nie mogę czekać aż w końcu z kimś się dopasuje bo chce być normalny i skoro żyję bez związku to nie tylko oddychać ale żyć… Chcę żyć, mam pewne cele, wiem co chciałbym osiągnąć ale nie mogę się pozbierać bo czego nie zrobię to któryś z problemów daje o sobie znać... Mam dość funkcjonowania pod maską bycia sobą, przychodząc do domu wszystko powraca, co z tego że jestem dobrym kumplem , cenią mnie w pracy czy poprowadziłem dzisiaj wyczerpujący trening z paniami jeśli ja przychodzę do domu i to przestaje mieć znaczenie bo znowu są ze mną te wstydliwe i przykre problemy… Chciałbym żyć teraźniejszością a nie przeszłością…

 

Nie wiem nawet gdzie szukać pomocy bo sam sobie chyba z tym nie poradzę… A wiem że życie potrafi być piękne i chce tego piękna doświadczać…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć! Pewnie nawet nie umiem sobie wyobrazić co przeżywasz. Miałam to (nie)szczęście, że moi rodzice się rozeszli, ale zawsze jak trzeba było, wspierali mnie i nadal to robią. Myślę, że jesteś bardzo dzielny i odważny. Najlepszą osobą do prowadzenia za rękę jest psycholog. Może ci pokazać ścieżki, ułatwić drogę. Mi bardzo pomogła terapia odkąd zaczęłam na nią chodzić. Bardzo polecam i trzymam kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj!

Tutaj na pewno znajdziesz wsparcie.

To dobrze że już na wstępie wyrzuciłeś z siebie swoją historię, tak szczegółowo.

 

Również myślę że wizyta u psychologa (lub terapeuty uzależnień w związku z DDA czy masturbacją nadmierną) może pomóc, a na pewno w jakiś sposób pomóc Ci otworzyć się na świat.

 

Życzę Ci powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×