Skocz do zawartości
Nerwica.com

dylematy (eks?)anorektyczki


Gość Feith

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

 

A czy ojciec nie próbuje się jakoś leczyć na alkoholizm. Dobrze by było, bo moim zdaniem jego ciąg alkoholowy powoduje u Ciebie silny stres. Ten z kolei pogłębia Twe kłopoty z odżywianiem. Moim zdaniem powinnyście go z mamą motywować do tego. By on sam coś zaczął robić konkretnego ze swoją chorobą i swoim życiem.

 

Będzie Ci trudno zwalczać problemy psychiczne mając pod bokiem ojca, który jest ich źródłem. Dlatego warto, by się wziął za siebie.

 

Absolutnie nie myśl, że z powodu poczucia bezpieczeństwa w psychiatryku nadajesz się tylko tam i przez całe życie będziesz tylko tam się dobrze czuła. Raczej tak nie będzie. Teraz szpital po prostu jest obiektywnie najszczęśliwszym miejscem w Twoim życiu. I nie ma się czemu dziwić, zważywszy na Twą sytuację domową. Ale w przyszłości masz ogromne szanse na znalezienie innego własnego szczęśliwego miejsca na świecie. Czego Ci życzę.

 

Na koniec napiszę, że robisz bardzo korzystne wrażenie. Osoby rozsądnej i silnej, mężnie stawiającej czoła przeciwnościom. Dużym plusem jest to, że nie zawalasz nauki i kontaktów z rówieśnikami. Między innymi dlatego wg mnie masz wszelkie dane ku temu, by wyjść z anoreksji i kiedyś być szczęśliwą osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojciec podejmował już próby leczenia, jak dotąd nieskutecznie. Pewnie, że dobrze by było, żeby uczęszczał na jakąś regularną terapię, ale na to się nigdy nie zgodzi. Dopiero, kiedy znowu doprowadzi się do stanu zagrożenia życia, wysiądzie mu wątroba lub zagrozi postępowanie dyscyplinarne w pracy, być może się z lekka opamięta.

Dzięki, miki74, że we mnie wierzysz, bo mnie samej jest trudno. Faktycznie moja sytuacja rodzinna nie ułatwia wyjścia z choroby, ale chciałabym wrócić do czasów, kiedy w domu było strasznie, ale ja byłam silniejsza. Byłam po prostu normalnym dzieckiem. Niestety, od śmierci bliskiej mi osoby wszystko w moim życiu potoczyło się jakby po równi pochyłej. Tymczasem nie mam zamiaru bezczynnie na to patrzeć, a mój wpływ na to wszystko wydaje się znikomy.

No, koniec użalania się nad sobą. Za jakąś godzinę czy dwie ojciec pewnie wróci pijany, więc póki co postaram się nie dołować;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to głupie, ale serio... jak można mieć problemy z utyciem? Po prostu tego nie pojmuje. Jest tyle niezdrowych, tuczących potraw, wiele złych nawyków żywieniowych a ludzie nadal mają z tym problem.

Nie starczy po prostu pić samą colę, wpierdzielac w KFC czy innych fast-foodach i obżerać się na noc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WojuBoju, Koleś miałeś kiedyś problem napewno nic konstruktywnego nie wprowadzasz do dyskusji więc grzecznie Cię proszę nie odzywaj się gdy nie wiesz jak pomóc !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WojuBoju, nie nie da się, zaufaj mi. Mój chłopak przy wzroście 180 waży 60 kg, jest mega szczupły a żywi się właśnie fast foodami, niezdrowym żarciem, jada w nocy, ma siedzący tryb pracy....i nic, dalej taki chudzielec, fizycznie jest zdrowy. Zaufaj mi znacznie łatwiej schudnąć niż przytyć.

vasques, nie denerwuj się tak, na forum można zadawać pytania ....do tego służy....a WojuBoju, na pewno nie napisał nic złośliwego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WojuBoju, ja nie mam problemów z utyciem... Moim problemem jest jedzenie. Pewnie, że można, jadło się kiedyś 2 twistery, a potem zajadało ptasim mleczkiem i nawet nie miałam złej figury, tylko normalną. Ale anoreksja to choroba psychiczna, więc ciężko oczekiwać po mnie zrozumiałych zachowań. Nie ma tu logiki: jestem za chuda - jem więcej. Moją obsesją są kalorie i jakkolwiek głupie by to nie było, niełatwo z tym walczyć.

 

Widzę, że zaistniała nerwowa atmosfera, zupełnie niepotrzebnie. Większość normalnych ludzi uważa jedzenie za coś oczywistego i tak właśnie powinno być.

 

linka, sama znam wielu takich patyczaków, wśród dziewczyn też, co jedzą, jedzą i utyć nie mogą;) Ale dopóki są zdrowe, nie ma w tym nic niepokojącego.

 

Hm, dzisiejszy bilans kaloryczny to 1500. Jak na mnie, nie jest źle. Ostatnio w domu było nieciekawie, więc automatycznie jadłam mniej. Jutro terapia, mam nadzieję, ze pozbieram się do kupy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Feith! Przez ponad 2 miesiące nie zglądałam na forum. Dzisiaj akurat mam nadmiar czasu ;) i czytam tematy, które wcześniej przeoczyłam.

Przerobiłam anoreksję na własnej skórze- spędziłam prawie rok na oddziale leczenia zaburzeń odżywiania i chyba rozumiem przez co przechodzisz. Myślę, że trudno z tym skończyć bo ana stwarza pozory, że się kontroluje własne życie, emocje i człowiek boi się utraty tej ''kontroli''.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że moje odejście wywołało zamieszanie, a nie to było moim zamiarem. Miałam nadzieję, że to trochę, hm, wyciszy sytuację. Jak przewidział scrat, jednak postanowiłam wrócić. Nasze sprawy z VasqueSem już sobie wyjaśniliśmy, myślę, że tę kwestię można uznać za zamkniętą. Gwoli ścisłości, faktycznie proponował, że to on zrezygnuje z forum, ale wolałam sama się ulotnić.

 

Przechodząc do właściwego tematu... Natasho, niestety muszę się z Tobą zgodzić. Kontrola wciąga. Kontrola kusi. I uzależnia...

 

Dawno nie pisałam. Obecnie sprawy mają się tak, że w dalszym ciągu uczęszczam na terapię, co już wiele mi dało. Nie wystarczy jednak zrozumieć pewne rzeczy, by od razu pokonać, no cóż, mimo wszystko chorobę. Uzgodniłam z mamą, że przynajmniej przez pewien czas będę piła tak zwane "nutridrinki", takie jakby odżywki, które dostawałam również na oddziale. Wypijam więc takie 300 kcal wieczorem i chyba nie chudnę. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła obywać się bez tego...

Mój ojciec rozpił się już na dobre. Czekam tylko, aż jego schorzenia zaczną dawać o sobie znać. Przestał już zupełnie jeść, wychodzi pić rano i wraca w nocy. Dopóki nie straci sił na tyle, że nie będzie w stanie wstać z łóżka, raczej się nie powstrzyma. Jako ta zła, wyrodna córka, nie mogę patrzeć, jak się niszczy. Życzę mu, żeby szybko stoczył się na dno, bo inaczej się nie podniesie. Taki pobyt w szpitalu z wyniszczoną do reszty wątrobą, jak zwykle dobrze by mu zrobił.

Ale jest też optymistyczny akcent. Mimo tego wszystkiego, czuję się całkiem nieźle;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj feith! Super, że zdecydowałaś się wrócić!

Szczerze współczuję Ci mieszkania z alkoholikiem- znam ten ból. Wiem, że od samego słuchania pijackiego bełkotu robi się niedobrze, nie mówiąc już o innych ''atrakcjach'' jakie fundują alkoholicy. Co prawda nikt z moich rodziców, ale... zresztą nie chcę o nim pisać bo już nie żyje i niech mu ziemia będzie lekką.

Domyślam się, że w twoim domu za sprawą szanownego taty panuje kompletny chaos. Człowiek w takich warunkach czyje się bezradny wobec sytuacji. Szuka dla siebie jakiejś wolnej przestrzeni, którą mógłby w pełni kontrolować i tą przestrzenia staje się jedzenie. Liczenie kalorii, układanie diety to wszystko odwraca uwagę od problemów.

Ana na początku daje poczucie siły, dumy z tego, że się panuje nad własnym apetytem. Dopiero później kiedy zaczynasz ''chodzić po ścianach" i nie bardzo masz siłe żeby podnieść się z łózka, a za plecami ciągle słyszysz szepty zaczynasz zdawać sobie sprawę, że jesteś pułapce i nie bardzo wiesz jak się wydostać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natascha, odnajdywanie się w chaosie zawsze było moją domeną, dopóki nie pojawiła się ONA i nie nauczyła mnie myśleć tak jak ONA chce. Na szczęście w porę się opanowałam. Nie doszłam nigdy do etapu "chodzenia po ścianach", ale byłam emocjonalnym wrakiem. Byłam cały czas wściekła albo rozkojarzona. Nic dziwnego, że odcięłam się od ludzi.

Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest dobrze. Z Aną się do siebie nie odzywamy, za to z ojcem próbujemy. I chociaż bywa różnie, to bardzo pomaga mi terapia i bliska osoba, na której zawsze mogę polegać;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Feith, dość niefortunnie opisałam to w 3 os. Pisałam głównie za siebie. Ja nie umiałam odnaleźć się w sytuacji, w której byłam i dlatego uciekłam w odchudzanie jak inni w dragi czy cokolwiek innego.

Cieszę się, że pomaga Ci terapia i masz bliską osobę. Ja wtedy nie miałam. Byłam w tym wszystkim sama i nie miałam komu się wyżalić. Po próbie gwałtu odeszłam od chłopaka- bo nie mogłam go znieść(chociaż to nie on mi to zrobił), unikałam towarzystw, odsunęłam się od znajomych. Resztę opisałam w temacie PTSD. Długo nie mogłam się fizycznie zbliżyć do żadnego mężczyzny i do tej pory nie potrafię zbliżyć się emocjonalnie.

Co do any to na poczatku dobrze się z nią czułam i musiałam się doprowadzić do poważnego osłabienia zanim zdałam sobie sprawę, że się krzywdzę. Nie dobiłam co prawda do wagi 30-parę kilo(jestem m/w. twojego wzrostu i z wagi 57 kg schudłam do 42), ale od 8 miesięcy nie miała okresu, miałam zaawansowana anemię i regularne bóle w klatce piersiowej.

W szpitalu spędziłam prawie rok. Bardzo bałam się tego leczenia. Pierwszy miesiąc był dla mnie bardzo trudny, ale potem było łatwiej i opłaciło się bo dziś ważę 50 kg i wyglądam jak normalna szczupła kobieta a nie chodzący trup.

Mam nadzieję, że uda Ci się pokonać problemy. 3mam kciuki za Ciebie i twojego tatę- żeby dobił do dna i zaczał się z niego konsekwentnie podnosić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×