Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Moniko, napiszę wieczorem, bo niedługo się zbieram do Wawy, na psychoterapię między innymi, szczerze powiem, że nie mam ochoty. :? Teraz napiszę tyle, ze mam zupełnie odwrotnie niż Ty jeśli chodzi o mówienie, ja najchętniej na sesji nie mówiłabym nic. :? Nawet jeśli koloryzujesz trochę fakty to dobrze, że mówisz i to dużo - pozbywasz się w ten sposób napięcia, uwalniasz na zewnątrz emocje, to bardzo ważne! Sama wiesz, jak bardzo uciążliwe jest napięcie wędrujące po ciele i umyśle...

 

Explore, czuję się trochę lepiej, dzięki, bolą jeszcze nadgarstki, łokcie, ale przynajmniej chodzić już mogę, kolana prawie nie bolą. :yeah: Aloes i maść Traumon trochę pomogły. Dziś odbieram wyniki badań na bakterie, boję się :roll: , dam znać wieczorem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

explore, wszystko prawda co piszesz,zwłaszcza to o małej córeczce Tatusia,zawsze chciałam,tak bardzo chciałam nią być.

Co do Babci-często myślę sobie,że gdybym zaczęła pić jak matka wszystkie moje problemy rodzinne by się rozwiązały,wszyscy by mnie żałowali,opiekowali by sie mną i dawali pieniądze.Moja babcia nawet nie wierzy w to,że wtym roku wylądowałam w psychiatryku,że mam bpd i depresje,w nic nie wierzy.Powiedzialam jej ostatnio gorzką prawde,którą chciałam jej oszczędzić-od 12 roku życia kroiłam sobie ręce i nogi,w wieku 16 zaczęłam ćpać.Tylko wzruszyła ramionami i od razu zaczęłą:że mama taka biedna,że znów wylali ją z roboty(wiadomo za co),że nawet ostatnio żeby zarobić musiała sprzątać.A co,to taka ujma?Ja nianczylam dzieci,sprzedawalam okulary,stałam na zmywaku.To co ja teraz mam robić,zacząć ją utrzymywać?Przecież sama nie pracuje,z powodu depresji obecnie.Terapeutka mówi,ze to rodzice mają wspierać,opiekować się pomagać.Że to działa w tym kierunku.A moja babcia twierdzi,ze jestem przeszczęsliwą ignorantką,która z łatwością olała rodzinę.Prawda jest inna-codziennie mam koszmary o matce i babci,że próbują mnie uwiezic,a ja błagam:puśćcie mnie.Pozwólcie mi odejść.Że też mam swoje życiowe problemy,tak??I nie obarczam innych nimi,trzymam je dla siebie.Więc jestem sama,mam Adama,ale czy mam sie czuć winna,że mam chlopaka i mieszkam z nim?Że coś mi sie udało,że ktoś jednak mnie pokochał??Ze nie chce być samotną cierpietnicą jak matka i babcia??którą i tak notabene jestem.Mam 22 lata.Czy kiedykolwiek uda mi się odciąć od njich,uwolnić od poczucia winy,odpowiedzialności,czy one zrozumieją kiedyś,że nie jestem ich częscią,ich własnością??Na dzien dzisiejszy sądzę,ze nie.

Moja babcia dodała jeszcze odnosząc się do pogrzebu kaczynskich,ktory akurat leciał w telewizji:widzisz wszyscy sie jednoczą w nieszczęściu,rodzina też powinna.Oddałam tym najbliższym kobietom 20 lat jednoczenia się w nieszczęściu,z 22 które przeżyłam.Czy to mało,biorąc pod uwagę,że mózg i serce moje wciąż tkwią przy nich.Dodam jeszce tylko,że "jednoczenie się w nieszczęściu" nie przyniosło wymiernych rezultatów-matka pije coraz bardziej,ojciec uciekl gdy mialam 3 lata i w pośpiechu założył nową rodzinę.Oboje zawsze wyzywali sie od najgorszych,ale głownie przy mnie.Ja zdążyłam uzależnic sie od większosci używek dostepnych na rynku i nieodwracalnie okaleczyc swoje ciało,brat matki wciąż pije,jego dzieci zwiały do stanów jak tylko osiagneli pelnoletność,ja ucieklam z domu w poplochu jak ojciec i kuzyni,babcia dostala zalamania nerwowego.

Więc widzicie Kochane Dziewczyny,ja już nie chcę "jednoczyć sie w nieszczesciu">

Postawiłam matce warunek:przejdziesz leczenie to mnie zobaczysz.Od 2 lat cos nie może trafic na terapie,za to dzwoni i grozi samobójstwem,babci również sie zdaża jak sobie popije.

 

Joaśka, explore, dziękuje Dziewczyny,że jesteście i służycie radą i wsparciem,to,że wiem,że gdzieś tam jesteście i zawsze mi odpowiecie dodaje mi otuchy.Jesteście wspaniałymi,mądrymi laskami i szkoda tylko,że poznajemy się w takich okolicznościach,Asia trzymam kciuki za dzisiejszą terapię,pamiętaj,że wlasnie wtedy gdy nie chce sie iść,to znaczy,że jest coś ważnego do przepracowania i iść trzeba.Koniecznie daj znać jak wyniki badań!

Buziaki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co zrobć jak nie wiadomo co mówić, ja serio nie umiem w słowa czasem ubrać swoich problemó, czasem o nich nie chcę rozmawiać.

 

Zastanawiam się też, czy na parę dni nie zamknąć się na oddziale zamkniętym. Leki mi nie pomagają a na efekt terapii przyjdzie mi długo poczekać tymczasem stany psychotyczne nie czekają :roll: .

 

Ja bym się NIE dał zamknąć. Decyzja należy oczywiście do ciebie, jednak ja zawsze byłem zdania, że trzeba jakoś próbować pokonywać swoje opory, jeśłi nie samemu to psychoterapią, lekami. Uważam, ze jeśłi ktoś w miarę normalnie funkcjonuje, dba o siebie, wychodzi z domu to chyba nie ma sensu kogoś takiego zamykać w szpitalu?? :roll: W życiu problemom trzeba sawiać czoła a nie przed nimi uciekać, choć wierzę, ze nie jest to łatwe. Ja często stosuję taktykę, że jeśłi "spadłeś z konia" to musisz "ponownie na niego wsiąść". Póki tego nie zrobisz to pewna zadra może ciągnąć się latami nawet. Kiedyś jak byłem mały to pogryzł mnie duży pies. Potem przez lata bałem się dużych psów nawet jako dorosły ale znajomy miał takiego większego "pimpusia" i w domu u niego musiałem się z nim zapoznać co nie było łatwe ale pies był miły i spokojny i jakos się przełamałem i do tej pory nie boję się już większych psów o ile na mnie nie warczy :D To jest mniej więcej na tej zasadzie. Uważam, ze trzeba szukać różnych sposobów na przełamywanie pewnych lęków i oporów. Zamykanie sie w domu czy szpitalu nie jest dobrym pomysłem. I myślę, że skoro większość ludzi potrafi sobie jakoś z tym poradzić to i ty będziesz potrafić ale oczywiście decyzja nalezy do ciebie. Jeśli ci pomaga psychoterapia to chodź na nią. Sataraj się stawiać czoła problemom a nie od nich uciekać. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi też nie pasuje taka opcja. Do wczoraj nie brałam jej pod uwagę. Do wczoraj, ponieważ wczoraj znowu wylądowałam w szpitalu ze stanem psychotycznym. Tym razem nie trafiłam na kompetentną osobę na szczęście ktoś ze mną był. Taka loteria a ja nie chcę już robić sobie krzywdy i zastanawiać się, czy komuś jej nie wyrządziłam. Nie panuję do końca nad stanami psychotycznymi. Potrafię je wyłapać, trochę kontrolować jedynie stany początkowe - to ostatni moment, gdy mogę coś przeciwdziałać - jeśli w niego wpadnę, to już nic nie zrobię. Dlatego następnym razem jadę od razu do szpitala psychiatrycznego nawet, jeśli mieliby mnie powiązać abym sobie czegoś nie zrobiła. Trudno. Nie traktuję tego jako ucieczkę od problemów. Rozumie co masz na myśli - walka face to face z problemami jest masz rację najlepszym sposobem na ich pokonanie ale w tym przypadku muszę wybrać mniejsze zło :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

leżę sobie, jestem po pracy. Nie wiem dlaczego nagle w pracy na sam koniec, jak miałam już wychodzić złapały mnie jakieś lęki, chciałam jak najszybciej znależć się w domu, w swoim łóżku. Najgorsze, że nawet naczelnik zauważa, że cos się ze mną dzieje. Dziś kilka razy pytał co mi się dzieje, a ja rano mialam atak spania, i nie mogłam za cholerę oczu utrzymać, więc wstałam zrobiłam kilka skłonów (jeszcze potrafie dotknąć głową kolan), ćwiczenia na piersi i ramiona (dzięki pstryczku :*) i poczulam sie lepiej. Wczoraj zasnąć nie moglam, mimo mianseryny...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dotarłam do domu. W życiu nie pamiętam tak fatalnego dnia. Nigdy nie czułam się tak zła, bezradna, rozżalona i upokorzona jak dziś na sesji. Aż nie mam siły o tym pisać. O sesji, i o tym co działo się ze mną po niej, czyli po 20 minutach od wejścia do gabinetu terapeutki. :cry::evil::roll:

 

Odebrałam wyniki badań, które też mnie dobiły, wyniki obydwu bakterii dodatnie. Wspaniale, więc oprócz grzyba jeszcze to mnie męczy!!! Przynajmniej wiem już skąd u mnie te problemy ze stawami i mięśniami oraz układem oddechowym. Te bakterie powodują też zaburzenia psychiczne, ciekawe czy u mnie one też się do nich przyczyniły. :cry::evil: Leczenie może być kilkuletnie, zaje***cie po prostu, może już lepiej od razu się dobić, bo mam tyle tego wszystkiego w środku, że nie wiem jak się z tym uporać. :cry: :cry: :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chlamydia pneumoniae oraz mycoplasma pneumoniae :(

http://www.chlamydioza.pl -> strona o chlamydiozie i mycoplasmie

 

[Dodane po edycji:]

 

Moniko, pisałaś, że nie mówisz pracownikom wprost wielu rzeczy, nie wiem o jakie konkretnie sytuacje chodzi, jednak, jak sama zresztą do tego doszłaś, ludzie nie potrafią czytać w myślach, nie wiedzą wtedy często o co chodzi, powstają niedomówienia... Wiem, że to trudne, ale próbuj w pracy krótko, lecz jasno, wręcz łopatologicznie formułować swoje wypowiedzi, oczywiście kulturalnie. ;) O tym jak bardzo można się czasem zagmatwać to ja dobrze wiem, jestem mistrzem owijania w bawełnę. ;)

Opisz mi proszę jak wygląda dokładnie u Ciebie sesja z terapeutką? Bo mi się wydaje, że moja coraz bardziej dziwnie, nie wiem, to chyba ja się nie nadaję na terapię (póki co) - co dziś zresztą usłyszałam, i terapeutka mnie wyprosiła po 20 minutach z gabinetu, choć nie krzyczałam, nie płakałam, nie tłukłam niczego... :roll: Byłam tylko szczera (przyznałam się, jak sobie radzę, żeby do niej nie pisać-czyli, że obiecałam sobie, że się ukaram jeśli to zrobię, i że wyobrażam sobie, że jej nienawidzę, wtedy ta chęć napisania mija). Ona mi powiedziała, że stawiam ją w roli oprawcy, którego trzeba nienawidzić i że przez nią chcę się karać, że składam na nią odpowiedzialność, winę. Nie przytakiwałam grzecznie, że ma rację, wyraziłam swoje zdanie, że to nie prawda, ale ona mi nie dawała nawet dojść do słowa i wmawiała, że stosuję wobec niej agresję pośrednią. No kurde jaką agresję? :shock: W jaki sposób? :shock: I po 20 minutach powiedziała, że to koniec sesji na dziś, i że ona chyba w tej sytuacji nie jest w stanie mi pomóc, że szkoda jej czasu, moich pieniędzy i naszej energii, i żebym spróbowała z innym terapeutą, albo może jeszcze nie czas na terapię. JESZCZE NIE CZAS? To znaczy kiedy ma być ten czas? Jak się całkiem załamię i będę chciała popełnić samobójstwo? Nikt mnie nigdy tak nie upokorzył, nigdy w życiu. Pomijam już fakt, że nie jestem z Wawy i musiałam się fizycznie namęczyć, żeby do niej dotrzeć, zwłaszcza teraz, gdy mój problem ze stawami nasilił się. No, ale to nie ważne. Nie wiem, czy to jakaś prowokacja z jej strony czy co, ale dzisiejsze spotkanie całkiem mnie załamało. Po wyjściu wpadłam w straszną derealkę, nie wiedziałam jakby gdzie jestem, co ze sobą zrobić, po raz pierwszy od 11 miesięcy sięgnęłam po papierosa, a nie wolno mi, bo mam problemy z układem oddechowym, potem zaczęłam na siłę jeść na mieście, rzygać mi się chciało, i zaczęłam się powoli uspokajać... Z tego wszystkiego jeszcze zabłądziłam w Wawie, wsiadłam nie w ten autobus co trzeba, zagapiłam się i mnie wywiózł w nieznaną mi dzielnicę, to była masakra.

Wysłałam potem terapeutce smsa - jako wyjątek (bo nie będę poza tym pisać, dotrzymam umowy), że przepraszam, okazałam skruchę. Chociaż ja nie wiem, dlaczego mam przepraszać, nie zrobiłam nic złego. Widać nie opłaca się być szczerym, trzeba przytakiwać, bo terapeuta to góru i zawsze wie lepiej. Zwątpiłam w sens jakiejkolwiek terapii.

 

[Dodane po edycji:]

 

Odpisała mi, że zaprasza mnie w piątek to porozmawiamy. O co w ogóle kaman, ja już nic nie wiem... Bardzo źle się czuję psychicznie. Mój nastrój siadł zupełnie, motywacja też zniknęła, chce mi się płakać a nie mogę. Bo po co się starać skoro nawet terapeuta nie widzi dla mnie nadziei i mnie odtrąca, mówi, żebym spróbowała z innym terapeutą? :cry: Chyba naprawdę nie ma szansy na moją zmianę, skoro nawet ona tak uważa, bo ona jest dobrą certyfikowaną terapeutką, ma swoich superwizorów... Pojadę tam w piątek i będę grzecznie przytakiwać i przepraszać. Skoro tak musi być. Będę uosobieniem spokoju. :evil: Zobaczymy, co będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Explore, Ona jest z Wawy, ma prywatny gabinet. Ona wie, że mi jest trudno wytrzymać bez pisania do niej, gdy się boję, jest mi smutno... (mówiłam jej) I wie, że ją bardzo lubię, że nawet za bardzo się do niej przywiązałam (powiedziałam jej to) i staram się jakby "odwiązać", żeby mi było łatwiej...

No właśnie dziś na początku zaczęłam jej mówić o swoich uczuciach - o tym, dlaczego ostatnio byłam wrogo do niej nastawiona, jak sobie radzę z niepisaniem do niej... Całkiem szczerze, co czuję. I skończyło się na tym, że: myślę tylko o sobie, próbuję złożyć na nią odpowiedzialność za to, jak ze sobą postępuję, jestem w stosunku do niej pośrednio agresywna (no kiedy jak kiedy, ale dziś??? Ludzie... To ja od niej dziś czułam pośrednią agresję! :shock: ). No i mi podziękowała, w sensie, że mam sobie iść. Nigdy w życiu jej takiej nie widziałam - lodowatej, bardzo poważnej, surowej, jej wzrok i minę zapamiętam chyba do końca życia, bo mnie normalnie zmroziło.

Ja już sama nie wiem... Chodzę do niej od końca września. Nie wiem w ogóle, co jest grane, czy naprawdę to wszystko moja wina... Szczerze mówiąc to nie wyobrażam sobie, żebym znowu zaczynała wszystko od nowa z innym terapeutą i jeszcze raz przez to wszystko przechodziła... Myślę, że może lepiej zakończyć terapię i żyć tak po prostu. Zastanowię się do piątku.

 

Co do bakterii to robiłam badania krwi:

Chlamydia pneumoniae - przeciwciała w klasie IgM, IgA, IgG

Mycoplasma pneumoniae - przeciwciała w klasie IgM, IgG

 

Te bakterie dają straszne problemy ze stawami i mięśniami, m. in. reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie rozsiane, fibromialgię... :roll::evil::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, dziwna ta terapeutka,jakaś niepo0czytalna.nie powinna pozwolić Ci na pisanie smsów,bo to jest przekiraczanie granic.a po drugie to ona sama zachowuje sie jakby miała borderline-najpierw pozwala Ci zbliżyć sie doCiebie,zachęca,mowi,ze wyjdziesz z tego,a potem Cie porzuca.To jakaś chora gra w "ciepło-zimno".Nie dziwie sie,że wpadłaś w mega dół,jak czytałam Twojego dzisiejszego posta to sama to poczułam-też w obliczu jakiejś nagłej krzywdy i upokorzenia natychmiastowo pojawia sie derealizacja.Świat staje się obcy,zimny ,wrogi.Wg mnie kontynuowanie terapii jest wskazane i niezbędne,ale nie z takim terapeutą.To co ona dzis zrobiła,to bylo niedopuszcalne nadużycie.Trzymaj sie,jestem z Tobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Shadowmere... W piątek ją zapytam, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego od początku nie zabroniła mi pisać do siebie smsów, dlaczego najpierw mówiła mi po imieniu a potem nie - dlaczego najpierw mi coś daje a potem odbiera. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy minęła pierwsza złość to zaczęłam jak zwykle szukać winy w sobie, i chcę się ukarać, pojawiły się myśli, jaka jestem beznadziejna, że na nic nie zasługuję, nawet terapeuta nie chce ze mną pracować. Wiele rzeczy chciałam jej jeszcze powiedzieć zanim kazała mi sobie iść, ale nie mogłam tego wyrazić słowami, zdefiniować, i powiedziałam jej to, ale ona nie zrozumiała i uznała, że nie potrafię tego, bo nie obserwuję innych ludzi tylko myślę wciąż o sobie. Jak ona mogła tak powiedzieć, ja wciąż obserwuję innych..., ba, nawet mi się często wydaje jakbym była w ich myślach, bo mam duże zdolności wczuwania się w to, co czują inni...

Łudzę się nadzieją, że może to była jednak jakaś prowokacja, może chciała sprawdzić czy odejdę, jak będę się zachowywać, czy wpadnę w szał, jak zareaguję, a może była moim lustrem i chciała mi pokazać, jak ja traktowałam bliskich mi ludzi, jak ja ich odtrącałam, nie wiem, to nie daje mi spokoju... Wiem, że dzisiejszej nocy nie zasnę, bo jestem strasznie zdenerwowana i skołowana, normalnie zwariuję. :cry:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, dziwna ta terapeutka,jakaś niepo0czytalna.nie powinna pozwolić Ci na pisanie smsów,bo to jest przekiraczanie granic.a po drugie to ona sama zachowuje sie jakby miała borderline-najpierw pozwala Ci zbliżyć sie doCiebie,zachęca,mowi,ze wyjdziesz z tego,a potem Cie porzuca.To jakaś chora gra w "ciepło-zimno".

Dokładnie. Ja bym z niej zrezygnował. Terapeuta to powinna być osobą nadwyraz cierpliwą na różnego rodzaju zachowania, różne czyjeś stany emocjonalne, nie obrażająca się o byle co. Jeśli ta pani ma takie nietykalskie, wysokie mniemanie o sobie to sorry ale chyba minęła się z powołaniem. Ja bym się np nie obraził o takie słowa. Zapytałbym , dlaczego ktoś tak myśli a ona: "Wynoś się". Sorry, no nie. :twisted: Jak to może świadczyć o jej kompetencjach, kiedy ona sobie wybiera tylko takich łatwiejszych pacjentów, którzy jej bardziej leżą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Mam nadzieję,że to prowokacja,bo jeśli nie to powinnaś ją podać do sądu i zażądać odszkodowania za doznane straty psychiczne i moralne.No bez przesady!!moja terapeutka od początku mi powiedziała:nie będziemy mowic po imieniu,bo jest pani dorosła,ja także.I nie jesteeśmy przyjaciółkami,żadnych numerów telefonu,etc.Oczywiscie to na co decyduje sie terapeuta to jest jego indywidualna sprawa,różne są szkoły terapeutyczne.Ale ta babka nie umie sama ustawić granic,jest niekonsekwentna i robi Ci sieczkę z głowy.Wybacz,ale ja w takiej sytuacji to bym sie chyba otruła z rozpaczy,tak strasznie wyczulona jestem na KAŻDY przejaw odrzucenia.Ona ma Ci dawać oparcie,coś stalego i dobrego,a nie fundować takie jazdy!

Nie waż sie karać siebie i obwiniac o to co sie wydarzylo.Nikt nie jest omnipotentny,jak widać nawet rzekome autorytety.Nawiązując do niestabilności emocjonalnej-niezle Ci sie trafilo-uciekając przed niezrównoważoną mamusią wpadłaś w dołek z kimś rownie niezrownoważonym.Poważnie Asia,każdy kto na to patrzy z jakiejs perspektywy widzi,ze cos tu nie gra i to,nie z Twojej winy.Musisz jej koniecznie powiedziec jak koszmarny stres Ci zafundowała;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lubomir, może masz rację, ja już sama nie wiem, jestem strasznie skołowana. :( Najpierw myślałam, żeby już po prostu do niej nigdy nie iść, ale potem zmieniłam zdanie, przeprosiłam w smsie i pójdę w piątek, bo chcę się dowiedzieć o co tu naprawdę chodzi. A wyjść to najpierw nie chciałam, powiedziałam, że nie po to jechałam w kiepskim stanie zdrowotnym taki kawał drogi, żeby za 20 minut odjeżdżać. Ona - że z jej strony to wszystko na dziś. Nie wspomnę o tym, że zapłaciłam za całą sesję, ale już pal licho pieniądze, mnie interesuje dlaczego ona mnie wyprosiła, ja naprawdę nie byłam agresywna, byłam szczera, do tej pory to się opłacało, a teraz nagle co się stało?? :why::cry::evil:

 

[Dodane po edycji:]

 

Shadowmere, Ty nawet nie wiesz jak ja się przejęłam, ja myślałam, że nie wrócę z tej Warszawy, świat mi się zawalił, wszystkie plany runęły, wszystko przestało mieć sens, tak - pojawiły się myśli, żeby skończyć to wszystko. Ale potem jakoś doszłam do siebie, dotarłam do domu...

Mnie się już to wszystko w głowie nie mieści, co ja robię nie tak...

Najgorsze, że ja się do niej naprawdę przywiązałam, za bardzo, i nawet jeśli w końcu dojdę do wniosku, że nie ma sensu kontynuowanie terapii u niej to nie będę potrafiła zrezygnować, bo będę bardzo tęsknić. :cry: Skomplikowane to wszystko, echhh...

Na razie kombinuję jak dziś zasnąć, albo chociaż się trochę uspokoić, bo wszystko się we mnie gotuje - ze złości na nią i na siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Asia ,ale jak na moje oczy to jakaś cholernie toksyczna,uzależniająca relacja...musisz jej wszystko dokladnie powiedziec,najlepiej wypisz sobie podpunkty na kartce-i niech ona Ci objaśnia.Żadnych wykrętów w stylu "agresja pośrednia",czy czym ona Cię tam wczoraj uraczyła.Bez względu na to jak potoczy się Wasza relacja dalej,jest Ci to winna.Zrobiła Ci krzywdę mówiąc,żebyś "spróbowała z innym terapeutą" i doskonale o tym wie.Albo jest słaba,albo okrutna,albo to jakiś celowy,przemyślany(choć w dalszym ciągu okrutny) zabieg terapeutyczny.Jedyne co mozesz teraz zrobić,to wytrwać do tego piątku(już pojutrze).Wiem,że ciężko,ale pamiętaj-nie daj sobą pomiatać-Ty płacisz,Ty decydujesz jak dlugo bedziesz z nia gadac,to nie jest tak,ze ona po pięciu minutach może powiedzieć "dość" jak nabzdyczona nastolatka,okay?Pamiętaj o tym.. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, dobry pomysł, wypiszę sobie podpunkty na kartce, bo gdy będę już u niej to na pewno zapomnę, co chciałam powiedzieć, jak zwykle...

Nie wiem już co to za relacja, prawda jest taka, że na początku była dla mnie bardzo miła, troskliwa, ciepła, właściwie jeszcze do nie dawna, a ja się bardzo przywiązałam, jak do opiekuńczej mamy, teraz to jest dla mnie szok, nie wiem co się dzieje, znowu kolejna osoba mnie odtrąca, i to w taki nieprzewidziany sposób... :( Spałam dziś niecałe 4 h, serce mi waliło jak oszalałe, straszne napięcie w środku, nadal nie mogę się uspokoić, czekam z niecierpliwością, żeby wszystko wyjaśnić, dobrze, że jutro znowu jadę do Wawy, do lekarza, to przynajmniej nie będę tak o tym myśleć do piątku. Najgorzej dziś, jak nie myśleć... :roll:

No właśnie, kiedy stawiam opór, nie zgadzam się z jej punktem widzenia to zaraz jest "agresja pośrednia"... Fakt, może czasem się uniosę, trochę ironizuję, ale tą agresję skierowaną pośrednio na mnie ja także czasem wyczuwam z jej strony, tyle, że ona uważa inaczej. A może jestem przeczulona... W każdym razie wczoraj nie było ani cienia agresji z mojej strony, byłam po prostu szczera i pewna, że ona zrozumie moje wątpliwości, mój sposób postępowania. Ale się pomyliłam. :roll:

Dla mnie największy problem jest teraz w tym, że nawet nie wiem, o co chcę ją zapytać, mam teraz taki chaos w głowie, że szok, zaczęłam analizować wczorajszą sytuację na tysiąc sposobów, z każdej strony... Obawiam się, że znowu mi powie, że ją stawiam w roli oprawcy, i nie da mi dojść do słowa. Albo powie, że znowu mam sobie iść. :shock:

Masz rację, żałuję, że wczoraj wyszłam, stwierdziłam teraz, że jestem za dobrze wychowana. Skoro płacę za godzinę to powinnam zostać tam tą godzinę, nawet jeśli byśmy miały milczeć, albo ona by wyszła. Ale nie - ja zawsze robię to, co chcą inni, i faktycznie daję sobą pomiatać, nie szanuję się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie największy problem jest teraz w tym, że nawet nie wiem, o co chcę ją zapytać, mam teraz taki chaos w głowie, że szok, zaczęłam analizować wczorajszą sytuację na tysiąc sposobów, z każdej strony... Obawiam się, że znowu mi powie, że ją stawiam w roli oprawcy, i nie da mi dojść do słowa. Albo powie, że znowu mam sobie iść. :shock:

Masz rację, żałuję, że wczoraj wyszłam, stwierdziłam teraz, że jestem za dobrze wychowana. Skoro płacę za godzinę to powinnam zostać tam tą godzinę, nawet jeśli byśmy miały milczeć, albo ona by wyszła. Ale nie - ja zawsze robię to, co chcą inni, i faktycznie daję sobą pomiatać, nie szanuję się...

 

Asiu to jakiś stan przejściowy oznaczający, że dużo już zrobiłaś ale nadal nie wszystko. Zapisanie na kartce myśli jest dobrym sposobem na dostrzeżenie wielu spraw. Zapisz sobie najpierw ogólnie coś, co Ci przyjdzie do głowy, jakąś refleksję, po jakimś czasie przeczytaj to co zapisałaś i rozwiń. Z takich paru słów potrafi się naprawdę wiele zrobić ;)

 

A co do nauki szanowania samego siebie - wczoraj odkryłam, że na raz nie nauczę się tego - zaczęłam od drobniejszych 'epizodów' - małymi kroczkami, w codziennych sprawach trzeba zachowywać się z szacunkiem do siebie samego jednak sztuką jest zrobić to tak, aby nie skrzywdzić innych... czasem to nie możliwe, aby nikt nie cierpiał jednak Asiu, nie daj sobie nigdy wmówić, że masz zniekształcony odbiór :!: Trudno sobie ufać, gdy ma się problemy, niską samoocenę - ale inaczej nie da się tego poprawić. Moim problemem np. jest syndrom matki teresy, oceniam siebie według tego jak mogę pomóc innym - jestem w stanie zrobić naprawdę ogromnie dużo, często własnym kosztem i bez względu na efekt i tak czuję się tak samo źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, dziękuję za radę, właśnie myślę jakie aspekty dotyczące ostatniej sytuacji z terapeutką chcę poruszyć na kolejnej sesji, zapisuję sobie słowa-"klucze" i przyznam, że jakoś to idzie. Zdaję sobie sprawę, że może to naprawdę być moje ostatnie spotkanie z terapeutką, bo jeśli znowu mnie wyprosi to już tam po prostu nie wrócę i tyle, choć na pewno bardzo przeżyję rozstanie, nienawidzę rozstań. :?:roll: Więc chcę wykorzystać je maxymalnie, dowiedzieć się, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi, jaki to miało cel. I na pewno nie wyjdę przed czasem. :P

Pomimo, iż czuję się paskudnie potraktowana to próbuję za wszelką cenę wyjaśnić sobie w konsruktywny sposób, dlaczego ona to zrobiła... Wpadło mi do głowy, że na samym początku powiedziałam też, że chciałabym porozmawiać o moim lęku przed utratą kontroli nad tym, co się wokół mnie dzieje (miałyśmy już dwa podejścia do tego tematu, za każdym razem nieudane, bo zaczynałam się przeraźliwie trząść i było mi słabo). Może ona mi postanowiła zamiast teorii zafundować ten temat w praktyce? Bo czego jak czego, ale takiego potraktowania to bym się w życiu nie spodziewała... :roll: Tylko to jakiś okrutny sposób... :( Sama już nie wiem, do piątku to wymyślę chyba 100 możliwych opcji. :twisted:

 

Z tym syndromem, o którym pisałaś dobrze Cię rozumiem, bo pomaganie innym jest również moim wyznacznikiem wartościowania siebie. Widzę, że wiele osób to wykorzystuje, często zaniedbuję swoje sprawy, by zająć się sprawami innych, pomagam, choć koliduje to z moimi planami, obowiązkami... Czuję wręcz taki przymus. Za każdym razem na początku pojawia się nadzieja na polubienie w ten sposób choć trochę siebie, a potem okazuje się, że i tak czuję się beznadziejnie... Ponadto robię wszystko, by inni mnie zaakceptowali, polubili, nie odtrącali... A Ty jak sobie z tym radzisz? Też odczuwasz silną potrzebę bycia zaakceptowaną przez innych, nawet własnym kosztem?

 

A tak w ogóle to czy ktoś z Was został kiedyś wyproszony z gabinetu po kilkunastu minutach choć nie spóźnił się, nie zachowywał nieobliczalnie, nie krzyczał na terapeutę ani nie zachowywał w inny karygodny sposób? Czy tylko mnie się dziwne sytuacje zdarzają...? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, mi się wydaje, że to zachowanie ma wartość terapeutyczna jednak ;) abyś w końcu zaczęła walczyć o swoje prawa - myślę, że chciała Cię sprowokować do obrony swoich praw ;)

 

Sama nie wiem, czy syndrom 'matki teresy' wynika u mnie z potrzeby akceptacji za wszelką cenę, braku zaufania do siebie i niskiej samooceny czy autoagresji... zresztą, jedno z drugim się wiąże prawda. Jak sobie radzę :?: Nie radzę sobie - u mnie przejawia się to w toksycznych znajomościach, które mnie i drugie strony wyniszczają. I tak zostaję sama. Jedynie, jak sobie pomagam, to robić do końca w takich przypadkach do końca wszystko, aby mieć czyste sumienie. Pomaga, ponieważ nie mam wyrzutów sumienia ale nie sprawia, że czuję się lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, sama już nie wiem jaką to miało wartość, ale jeśli takie "niespodzianki" mają się powtarzać to ja dziękuję, bo chyba padnę na zawał, czuję się się źle nie tylko psychicznie, ale i jeszcze fizycznie, od wczoraj mam dolegliwości psychosomatyczne. :shock: A ja nie miewam takich rewelacji!!! :shock::evil: I nie mogę wyjść z derealizacji, a nie cierpię tego stanu. :cry: Czy terapeuta może stosować takie sposoby w ramach terapii??? Ona stosuje elementy terapii prowokatywnej, ale nie wiem czy te metody mogą być aż tak drastyczne. :shock: W sumie to już się nie mogę doczekać tego piątku. :roll: Chcę przestać się zadręczać, że to moja wina, że coś zrobiłam nie tak i znowu popsułam z kimś swoje relacje, echhh...

A jakie to toksyczne znajomości, o których piszesz, na czym polega ich toksyczność, jeśli mogę zapytać? Jeśli uznasz to pytanie za zbyt osobiste to oczywiście nie odpowiadaj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

za godzinę mam terapię i chce mi się rzygać z nerwów,bo dziś będzie trudny temat pod tytułem:"babcia i mamusia oraz ich wpływ na czarny kask na moim mózgu".

nie widać końca tej szarpaniny.nie umiem żyć,a tak bym chciaładobrze żyć.

 

[Dodane po edycji:]

 

ile to lat jeszcze potrwa???70??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, Kochana, trzymaj się, wiesz, że dobrze Ci zrobi, jak o tym porozmawiasz z terapeutką, ulży Ci trochę... zastanowicie się wspólnie co dalej... Też bym chciała wiedzieć, ile lat to jeszcze potrwa... Nauczymy się życia, powolutku, ale się nauczymy, zobaczysz!!! I jestem pewna, że krócej niż 70! :smile:

Trzymam mocno kciuki, daj potem znać jak było...

P.S. Śliczne zdjęcia, fajnie wyglądacie razem z Adamem...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Explore, dzięki wielkie za bardzo cenne wskazówki, dałaś mi bardzo dużo do myślenia Kobietko!!!!

A Ty na jaką terapię chodzisz? Kurcze, jestem pod wrażeniem Twojej asertywności, i w szoku, że ten psychoterapeuta się tłumaczy... Mi się wydaje, że moja terapeutka czasem traktuje mnie podświadomie jak dziecko, które momentami trzeba strofować, a ja natychmiast to wyczuwam i wchodzę w taką rolę... Może to też dlatego, że wyglądam dziecięco, nikt mi nie daje więcej niż 15-16 lat choć mam 25... I jestem jak taki przytulak... Wszyscy uznają mnie za miłą, ciepłą, bardzo spokojną osobę... :roll:

Jestem taka jak sobie mnie ktoś namaluje, gdy wyczuję co ktoś o mnie myśli, czuje, to automatycznie taka się staję... To prawda, chcę być ważna dla mojej terapeutki, a teraz tak się nie czuję, i to boli... Wiem, że nasze relacje mają być neutralne, ale niestety mam tak w stosunku do niektórych kobiet, że traktuję je jak mamę i mogłabym zrobić dla nich wszystko, nawet gdyby one mnie znienawidziły... :roll: Wiem, że to chore, ale nie potrafię tego zmienić. :(

Wypytam ją o wszystko, zapiszę sobie na kartce, żeby niczego nie zapomnieć. I mam nadzieję, że się czegoś w końcu dowiem...

 

[Dodane po edycji:]

 

Jeszcze Wam opiszę jak wyglądało wczoraj moje pożegnanie z terapeutką, bo nie wiem już co ze sobą zrobić...

Kiedy już wyszłam za drzwi to usiadłam na fotelu na korytarzu, chwilę pomyślałam i postanowiłam, że do niej jeszcze raz zapukam – chciałam, żeby mi oddała moje rysunki przedstawiające moje emocje a które przechowywała u siebie w gabinecie. Bo natychmiast stwierdziłam, że chcę je mieć przy sobie (i wyrzucić tak przy okazji), nie tam. No więc zapukałam – raz, drugi, za drugim razem wyszła. Powiedziałam dość pogodnym tonem czy mogłaby oddać moje rysunki. Oddała bez słowa, była tak oschła... Postanowiłam unieść się honorem i podać jej rękę na pożegnanie, i jeszcze powiedziałam, że dziękuję jej za wszystko i się uśmiechnęłam! (chociaż oczywiście ryczeć mi się w środku chciało). Podała rękę, ale jej miny nie zapomnę nigdy, była zimna jak głaz, a jej wzrok, gdyby mógł to by zabijał. I wcale tu nie przesadzam, nigdy nikt mnie w taki sposób jeszcze nie potraktował. :shock: Nawet z moją mamą wprawdzie się strasznie kłócę, ale są to konflikty pełne emocji, a nie lodowate.

Nic mi nie odpowiedziała, nawet do widzenia. A ja do tej pory nie mogę sobie darować, że dałam się wyrzucić z gabinetu, tak naprawdę bez powodu, i że potem jeszcze okazałam skruchę w smsie do niej, przepraszałam, pisałam, że miała rację wyrzucając mnie, przecież kur** nie miałam za co przepraszać!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×