Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Czy ktoras z Was ma do czynienia z najbardziej przykrym u mnie objawem-osobliwą pustke i naglym silnym bólem psychicznym,ktory pojawia sie ni stad nizowad prawdopodobnie gdy podswiadomosc reaktywuje jakies wspomnienia??Bardzo dzieki za odpowiedz.

 

Ta pustka może być objawem DD - miewam epizody. Odczuwam wówczas jedynie momentami splątanie emocjonalne - pewnie nagromadzonych a nie świadomych uczuć, których w pewnym momencie uzbiera się za dużo i wybuchają - w postaci albo stanów psychotycznych albo samookaleczania. Tak czy siak, takie splątanie powoduje ogromne przygnębienie, stany depresyjne, a ostatnio nawet ataki nerwowe zakończone wizytą karetki pogotowia... Epizody DD - bo czasem udaje mi się COŚ czuć. DD stało się moim sposobem na radzenie sobie z zaburzeniami osobowości, to wzięło się z PTSD - przykrych doświadczeń życiowych, z którymi jak sądzę już się uporałam, jednak nadal trudno mi nadrobić braki w osobowości... trochę błędne koło. Obecnie miałam lepszy okres, doświadczyłam parę miłych uczuć ale niestety już się zakończył... i pewnie lada dzień znowu przyjdzie DD i pustka, i przygnębienie. Już miewam stany depresyjne.

 

[Dodane po edycji:]

 

Monika1974, sory za pytanie głupie - jak wygląda taki seans terapeutyczny gdy się ma zaburzenia osobowości w sensie o czym się tam gada:?: pytam, bo ja już tyle terapii przechodziłam - jeśli znowu mam opowiadać historię swojego życia - to mi się odechciewa terapi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, nie miałam testów, a moja psychoterapeutka mi nie nazywa chorób jako jednostek chorobowych tylko jakie problemy mam... Bo mówi, że nie jest psychiatrą i nie wystawia diagnozy, a poza tym każdego pacjenta trzeba traktować indywidualnie i nie szufladkować go w kategoriach chorobowych. Te moje problemy są dziwnym zbiegiem okoliczności identyczne jak kryteria diagnostyczne borderline. :roll: Czasem gdy specjalnie naciskam moją terapeutkę, żeby mi powiedziała dokładnie co mi jest to mi to robi właśnie opisowo - przez opis moich problemów. Jedyną konkretną rzeczą jaką mi powiedziała a która dotyczyła jednostek chorobowych to to, że jestem na pograniczu nerwicy i psychozy. Niby zdrowa a jednak nie. Nie mam ani typowej depresji, ani nerwicy, psychozy też nie choć stany prepsychotyczne czasem w stresie mi się zdarzają. Jestem zawsze na granicy. Czyli to jest borderline...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, psychoterapeutka mi mówiła, że ma to miejsce wtedy, gdy jakby siebie nie czuję, nie wiem do końca gdzie jestem, coś mi się tam wydaje (choć klasyczne urojenia to nie są, nie słyszę głosów, nie widzę postaci), wpadam w dysocjację, tzn. tak jakby częściowo się odrywam od rzeczywistości (bardziej lub mniej) i ją zniekształcam, i to powoduje, że boję się siebie i w ogóle wszystkiego w takich momentach, bo czuję, że coś jest nie tak, nie wiem co się dzieje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk,

 

No właśnie nie miałam żadnych testów, żadnych. To mnie niepokoi, ale z drugiej strony tak jak pisze Joasia po co wiedzieć skoro i tak to wszystko leczy się poprzez terapię. Ja mogęTobie powiedzieć jedynie,że chodzę na terapięw nurcie psychodynamicznym. Przerabia się codzienne problemy. Myslę,że na ich podstawie tak naprawdę rozwiązuje się wszystkie pozostałe poprzez przesniesienie. Ja mam trudnosci emocjonalne. Zaburzenia w emocjach. Problemy z ich okazywaniem, wyrażaniem, może i nazywaniem oraz tłumieniem. Nie wiem jak odreagowywać złe emocje, negatywne. Gdzieś popełniam błąd....to napewno. Towarzyszy mi silne napięcie objawiające się ze strony układu oddechowego. Czasami ...dość często klatak piersiowa mam takie wrażenie,że mi ją ma rozerwać. Czuję to napiecie podczas złych i dobrych emocji. To mnie wprowadza w stan irytacji, powoduje przygnębienie, odbiera chęć robienia czekogolwiek.Odczuwam fizycznie dolegliwosci, jak do tego dołączą się jeszcze myśli z przeszlości uruchamia się we mne poczucie winy...wtedy to jest dla mnie klęska. Błędne kolo.

Czyli lęk miesza sie z obnizonym nastrojem. Jak nie ma lęku to jest napięcie. Napięcie podczas złych i dobrych emocji. Obnizony nastroj teżwywołuje lęk. I tak w kólko do zezygania.

Próbuję zrozumieć siebie i tacałą terapię. Czasami mam wrażenie,że już jestem bliska wyzrowieniu, czasami,że długa droga przede mną.

Dodatkowo rozwala mnie myśl,że nie mam życia osobistego. Mieszkam z rodzicami. Z jednej strony boje sie sama zamieszkac, a z drugiej strony chcę tego. Motam się.

Ale to dopiero 30 sesji. Mam taką nadzieję,że mój umysł trochę sie rozjaśni, wyklaruje. \Na początku terapii oczywistym jest,ze trzeba poopowiadać o swojej przeszlosci. Terapeutka musi mieć wgląd.

Napewno mam konflit emocjonalny, który uruchomił całą tą machinę chorobową.

Czas upływa, sytuacje życiowe sie zmieniają więc zawsze coś sie zmienia. Raz na korzyść , raz na niekorzyść. Ta terapia polega na rozwiązywaniu bieżacych konfliktów, a przy okazji prostuje to w co nieswiadomie brniemy. Ale nie wiem tak do końca. Mam tylko przeczucie. Mam problem z emocjami więc teraz wszystko widzę w krzywym zwierciadle.

 

 

Na terapie trzeba chodzić.......dopóty dopóki nie zauważymy,że wszystko będzie okej. Podobno ten moment przychodzi...sami nie wiemy nawet kiedy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm u mnie stany psychotyczne to utrata świadomości i często gdy się już ocknę, jestem zdezorientowana i okazuje się, że nie mam pojęcia gdzie jestem i jak się tam znalazłam.. i czym się uszkodziłam nawet...

 

Monika1974, widzę jednak, że terapia Ci pomaga - masz ogromną świadomość tego, co się dzieje... ja nawet bym nie pomyślała, że np. duszności mogą być spowodowane problemami z emocjami... też czasem miewam. A emocje - esz, to dla mnie też czarna magia... Czy terapia pomaga Ci je identyfikować? nazywać? mieć ich świadomość? gdy przychodzą. Tego chciałabym się nauczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk,

 

Widzisz...problem polega na tym,że ja to potrafię nazwać co sie ze mną dziej, mogę sie domyslać skąd te napięcie. Ja zaufałam swojej terapeutce bo zroumiałam,że tak trzeba.

 

Dopiero sie rozkręcam. Teraz mam okresy naprzemiennej burzy nastrojów, lęków. Jeszcze się gubię w tym wszystkim. Ale chyba zaczyna się coś dziać...takie odnoszę wrażenie.

Wiesz.......psychodynamiczna jest właśnie na lęki i problemy emocjonalne przede wszystkim.

 

Piszesz,że mam ogromną świadomość tego co się dzieje. Nie wiem co powiedzieć.

Ostatnimi czasy mam swiadomość.....zdenerwuję się....widzę co się dzieje.........gniew i złośc mieszają sie naprzemiennie. To powoduje u mnie gorsze samopoczucie, pobudzenie. I teraz pytanie? Dlaczego się zdenerwowałam? Czy ktoś trafil na mój czuły punkt? A może niesłusznie ktoś nabluzgał mi w twarz? Jeśli widzę ,ze kumuluje sie u mnie złość...to w żadnym wypadku nie mogę jej stłumić. Jak Tą złość odreagować? No właśnie.........mialam osotatnio, w czwartek sytuację gdzie moja pracownica mi naubliżała przez telefon, następnie wyączyła sie zycąc miłych świąt. Oddzwonilam do niej mówiąc,że sobie nie życzę takich telefonów.........nie chce dalej pisac........mogę to zrobic na priv.

 

W każdym bądź razie miałam satysfakcję. Ale czy ta satysfakcja jest wystarczająca? Myslę,że to następna sprawa do omówienia na terapii. Bo ja dosłownie sobie wzięłam do serca słowa terapeutki,że tłumię złość.

Myślę,że trzeba szukac rozwiązań, a terapia w tym pomaga.

Jestem zmęczona, owszem...nie ukrywam tego.

 

Nie rozumiem dlaczego podczas pozytywnych emocji....np. wzruszenia , takiego plynącego z głębi serac, albo podczas poczucia ,ze coś pozytywnie załatwiłam........pojawia się u mnie napięcie. Widzisz.......zauważam to, ale nei wiem dlaczego.

 

Terapeutka mówi...cały czas.......problemy emocjonalne.......więc chodzę na terapię.........choc moja granica wytrzymałości jest cienka, jestem zniecierpliwiona.

 

I słowa,że wyjde z tego podtrzymuja mnie na duchu. Ale wiem,że nei poprzez słowa terapeutki,że wyjdęz tego,że ona mnie w ten sposób głaszcze po glowie, tylko poprzez pracę nad sobą.

 

Mam fajną terapeutkę, ma dwóch superwizorów, więc napewno jest kompetentna.

Oczywiscie chwile zwątpienia mam...od ostatniego czasu większe...........zwlaszcza gdy ktos mi mówi....Monika...tyle czasu już chodzisz na terapię i żadnej poprawy. Jak zrezygnuję....to będzie to dla mnie porażką. Dlatego ważne jest zaufanie i trzymanie się jednej terapii, nie skakanie z kwiatka na kwiatek. Ale do tego też trzeba dojrzeć.

 

[Dodane po edycji:]

 

Grzesiu

 

Oklamywanie samej siebie..........widzisz...czasami jest tak,że nie zauważamy czegoś co zauwazają inni.

Prosilabym Ciebie o to,żebyś napisal dogłębniej o co chodzi........

 

Nie mam zamiaru udawać,że jak sie czuję źle.....to jest inaczej. Czuję się źle ...to mówię o tym. Jeśli Ty z tego powodu czujesz się źle,że ze mną rozmawiasz bo ja Ci opowiadam o swoim samopoczuciu to nie rozmawiajmy. Zrozumiem to......bo ja też czuję się źle gdy mi ktoś mówi,że ma takie czy takie zaburzenia.

 

Moze faktycznie moim problemem jest zamartwianie się o innych, jeśli juz w jakiś sposób ich poznałam i wiem co mogą czuć.

Ale tu w grę i tak wchodzą cały czas emocje.

I nieważne czy to borderline czy jakiś tam rodzaj osobowości........bo i tak wszystko leczy siepoprzez terapię.

Czasami trzeba skuplić łeb, schować dumę do kieszeni i posłuchac co mówią inni......lekarze, spcjaliści.

Nie ma nic od razu, na wszystko trzeba zapracować.

 

Być może sama siebie oszukuję........ale w coś trzeba wierzyć Grzesiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, ja mam dokładnie tak samo jak Ty - kiedy dzieje się coś fajnego, gdy coś mi się udało, gdy bardzo się na coś lub z czegoś cieszę to... też czuję napięcie. :roll: Tak jakby mnie miało rozsadzić, tak jakbym się cieszyła o wiele wiele za bardzo. Można to uczucie nazwać bardziej euforią niż radością. Zresztą sama nie wiem jak to nazwać, w każdym razie napięcie jest silne. :?

A jak często chodzisz na terapię?

Kurcze, ja już nie wiem czy mam iść na następną sesję po moim wczorajszym "wyskoku". :roll: I przez to jak zareagowała moja psychoterapeutka to tak jakbym przestała jej ufać, mam wrażenie, że już nie będzie jak kiedyś, że i przy niej nie będę prawdziwa, będę grać, zakładać kolejne maski, w ogóle że jak będę miała gorsze momenty to znowu zadzwoni do moich domowników. W tej chwili czuję się jakby to już nie była moja terapia, jakbym straciła jedyną cząstkę, do której nie mają dostępu moi bliscy, bo wszystko zawsze chcą o mnie wiedzieć a mnie nie rozumieją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny,dziekuje bardzo za odpowiedz.Czy moje zaburzenia leczy sie terapia?Nie wiem,wg mnie wiekszosc zaburzen psychicznych ma podloze w jakichs naszych zyciowych traumach-moj psychiatra mowi,ze wszystkie dda maja jakies tam zaburzenia osobowosci.Pstryk czy DD to DDA,czy o tym tu mowa?oczywiscie biore leki,ale leki maja chyba tylko wspomagac nie moga do konca uleczyc..obecnie zaczynam efectin,poki co jestem placzliwa i boli mnie łeb okropnie,do tego mam mdlosci.Kiedy zaczynalam terapie bylo bardzo dobrze,po raz pierwszy moj mozg zaczynal sie uwalniac od tej ohydy,tej pustki,choc nagly bol tesknota za czyms blizej nieokreslonym wracaly czasami na moment.Niestety wszystko zaczelo gwaltownie nawracac kiedy w moim zyciu i domu pojawil sie pewien ohydny agresywny alkoholik..(facet matki mojego chlopaka-mieszkamy jeszcze z jego mama).I znowu ta sama kolomyja-mysli samobojcze,autoagresja,cięcie sie,przypalanie.wstydze sie tego,bo nie jestem juz nastolatka,powinnam inaczej radzic sobie...inna sprawa,ze nie umiem,ze tylko to pozwala mi sie natychmiast uspokoic.świat zewnetrzny napawa mnie wstretem,mam dosc.podejrzewam,ze wlasnie to sa moje elementy "psychotyczne" wszystko wydaje sie obce,wrogie,toksyczne.i ten +-ory straszny bol,niem+znosc odczuwania radosci,niemoznosc cieszenia sie,czucia,jakby wszystko we mnie bylo zatrute..nie chce tego.Nie wiem co dalej bedzie ze mna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere, dobrze, że chcesz się leczyć, to już bardzo dużo, pierwszy krok!

DD to nie to samo co DDA - DD to derealizacja, depersonalizacja a DDA to jak sama wiesz dorosłe dzieci alkoholików. W Twoim przypadku konieczna jest psychoterapia, to podstawa, zaś leki mają działanie wspomagające jeśli nie możesz sobie poradzić bez nich. Powinnaś jak najszybciej podjąć terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

Raz w tygodniu chodzę, sesja trwa godzinę , nieraz 50 minut.

 

Wiesz...to wszystko co przeczytalam...to co piszesz o obawach zwiazanych z terapią.........to powiedz jej to. Po to jest terapia. Ja też wczesniej myślałam,że jak juzjeden temat przerobilyśmy to nie trzeba do niego wracać. Pomyliłam się jednak.To bardzo wazne bo tyo daje terapeucie pełny obraz Twoich wzorców, Tobie zresztą też.

 

A Ty w jakim nurcie masz terapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, ja chodzę dwa razy w tygodniu, a sesja też trwa jak u Ciebie - 50-60 minut.

U mnie to taka terapia integratywna, moja psychoterapeutka stosuje różne podejścia - behawioralno-poznawcze, psychodynamiczne, ericksonowskie, hellingerowskie, elementy prowokatywne.

Tak ogólnie to zawsze byłam bardzo zadowolona z terapii, bo mam wspaniałą psychoterapeutkę, naprawdę świetnie trafiłam. Ale teraz po wczoraj coś mi się jakby stało, nie wyobrażam sobie, że do niej pójdę i z nią porozmawiam szczerze. :roll: Ale postanowiłam, że pójdę. I spisałam swoje myśli na kartce, bo ja tak mam, że o rzeczach dla mnie trudnych nie mogę często rozmawiać oko w oko, nawet z terapeutką. Muszę się nagrać bądź pisać i potem jej to czytam.

Monika, dziękuję za wsparcie :*.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

A ja jak chcialam cos pisać na kartce...to mowila,żebym raczej opowiedziala o tym.

 

Nie ma za co dziękować Joasiu. To Ty często chodzisz. Ja też tak chodziłam przez 2,5 miesiąca. ...na początku jeszcze kiedy to lezałam jak roślina w łóżku.

Chodzisz prywatnie? Bo ja tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika,

Ja chodziłam przez ponad 3 miesiące raz w tygodniu, ale nie było za bardzo efektów, bo przez tydzień odzwyczajałam się od swojej terapeutki, i gdy znowu tam do niej pojechałam pół godziny sesji to była konfrontacja, moje docinki, sarkazm, ironia, tak jakbym z nią o coś walczyła, w ten sposób się aklimatyzowałam, oswajałam. A drugie pół godziny mogłyśmy normalnie rozmawiać jak już napięcie trochę opadło... Od końca stycznia chodzę dwa razy w tygodniu. Terapeutka mi to zaproponowała. Mówiła, że w ten sposób się do niej bardziej przyzwyczaję, nie będę tak przeżywać przed spotkaniem i nie będziemy tracić tyle czasu na uspokojenie mnie. I miała rację. Gdy zaczęłam chodzić 2 razy w tygodniu to terapia ruszyła pełną parą, stała się bardzo intensywna. I zaczęły się schody...

 

Ja też chodzę prywatnie, w Wawie.

 

Jeśli chodzi o mówienie i czytanie to ja to w ogóle się nie chciałam otworzyć na początku, i teraz też jest często ciężko, bo się wstydzę, w moim życiu było wiele epizodów dla mnie trudnych i wstydliwych, bolesnych, nie mogę się przemóc, żeby tak po prostu o tym mówić chociaż teraz już próbuję. Najpierw, gdy miałam coś ważnego do wyznania to się nagrywałam albo pisałam maila bądź smsy. Teraz już się odważyłam pisać na kartce, a potem czytać na sesji. A czasem mówię o ważnych i bolesnych sprawach tak bezpośrednio, chociaż jeszcze rzadko...

 

Też musisz mieć fajną terapeutkę, skoro piszesz, że leżałaś jak roślina, było z Tobą źle... A teraz jesteś świadoma swoich problemów i po Twoich wypowiedziach czuje się, że się nie poddajesz i walczysz o siebie. I tak trzymać!

 

A powiedz mi czy Twoja terapeutka też jakby Cię czasem prowokuje, specjalnie mówi coś, co Ci się nie podoba, żeby Cię jakby sprowokować, zobaczyć Twoją reakcję i żebyś w ten sposób wyciągnęła wnioski? Nie wiem jak to wyjaśnić, coś jakby element terapii prowokatywnej. :P W każdym razie moja tak robi i mnie to denerwuje. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

Wiesz.......ona ostatnio mi powiedziała tak: Wiem,że Pani oczekuje więcej od tej terapii, że na początku przychodziłam w sensie Plis, błagam o pomoc, ratunku. Teraz wiem,że ona czuje,że ja czuję,że jestem zła,że mi się pogarsza,że juz bym chciała być zdrowa.......odniosłam wrazenie,że ona wie,że ja boję się jej tego powiedzieć.

Jak mam to rozumieć? Boję siewprost nazwaćrzeczy po imieniu? A skąd mam wiedzieć,że mam rację? A moze mam bronic swoich racji? Zdrowy by sięw tym zagmatwał, ale zawsze jakieś wnioski mi się nasuwają. Coraz gorzej się czuję jak mam tam iść.

Ale tak przebiega terapia. Mysle,że ona mnie prowokuje jak może.

Wczesniej w zyciu to ja grałam pierwsze skrzypce....tak mi się zdawalo przynajmniej, teraz jest inaczej, a może też mi się zdaje?

Joasiu pogubiłam się............ale wierzę,ze sie odnajdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, ten moment niecierpliwości chyba w każdej terapii się zdarza. Czytam Twoje posty i widzę, że bardzo daleko zaszłaś - nie wycofuj się, mi np. przywracasz wiarę w terapię. Czasem trzeba się zatrzymać aby zreasumować dotychczasowe osiągnięcia, docenić je i zastanowić się, co dalej, w jakim kierunku dalej iść aby było jeszcze lepiej. Docenianie tego, co się osiągnęło jest bardzo ważne. Mam nadzieję, że i ja trafię na tak dobrego specjalistę. Byle do wtorku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika,

odnajdziesz się, ale na to potrzeba czasu. Tak jak pisze Pstryk zaszłaś już daleko, nie wycofuj się. Ja mam teraz kryzys co do mojej dalszej terapii, ale postaram się nie zrezygnować, w sumie tyle już przeszłam, szkoda byłoby to zaprzepaścić...

 

Mam podobne odczucia do Twoich - zawsze to ja grałam pierwsze skrzypce, tak mi się przynajmniej wydawało, chciałam wszystkim sterować, mieć na wszystko wpływ. Psychoterapeutka mówi mi często, że chcę "pociągać za sznurki", mieć kontrolę nad przebiegiem terapii, a gdy tylko coś mi się nie podoba, nie jest tak jak się na to przygotowałam psychicznie to odmawiam współpracy...

 

Ja mam teraz też taką dziwną obawę, jestem ciekawa czy doświadczyłaś też czegoś takiego... Otóż zaczęłam myśleć co będzie jak zakończę kiedyś terapię, że znowu będę sama ze wszystkim i to mnie znowu pociągnie w dół... I że to nieokreślone "kiedyś" doprowadza mnie do szału, bo zawsze chcę wiedzieć, kiedy coś złego mnie czeka... Bardzo źle znoszę rozstania, zaczęłam się bać, że za bardzo przywiążę się do mojej terapeutki, bo już się do niej przywiązałam i to mnie martwi... Bo traktuję ją trochę jak mamę albo najlepszego przyjaciela... I że w związku z tym lepiej teraz odejść, sama. Żeby potem nie cierpieć. Teraz ból przy rozstaniu będzie mniejszy. Też tak kiedyś miałaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joasiu

 

Wiesz, ja zaczęłam terapię pod koniec października było tak źle w moim odczuciu, że chciałam mieć terapię codziennie, nie liczyła się dla mnie kasa. Terapeutka mi powiedziała,że to nie ma sensu,że trzeba mieć czas na przemyslenia, na prostowanie, na działanie.

Zaczęłam chodzić dwa razy w tygodniu w poniedziałki i w czwartki. POd koniec grudnia terapeutka mi powiedziała,ze nie wymagam chodzenia dwa razy w tygodniu. Pamętam jak wracałam z terapii, byłam taka zła, wściekla na sytuację , nawet chyba na nią o to,że jak mogła mi to zaproponować,że ja jestem taka chora,że potrzebuję pomocy, a ona mi tu proponuje spotkanie , jedno spotkanie w tygodniu. Nastepnym razem jak poszlam na terapię to powiedziałam jej o tym co czułam.

Widzisz....ja zawsze była uzależniona od osbó dla mnie ważnych, zależna od matki, potem w związku od faceta. Próbowałam najwyraźniej przenieśc ten sam wzorzec na nią...uzależnic się od niej. Tez myśle,że skończy się kiedyś terapia, wrecz o tym marzę, ale wiem,że moja choroba jeszcze nie jest na takim etapie,żebym mogła terapię zakończyć. Coś napewno zaczyna się dziać, moze to dopiero koniec początku, a moze srodek początku, ale napewno nie półmetek. Jeszcze nie rozumiem siebie, swoich emocjonalnych potyczek i zachowań,żebym mogła powiedzieć ,ze jest dobrze. Bo tak nie jest. I do tego ta somatyka moja, te napięcie uporczywe, którym zaczynam żygać. NIe wiem dlaczego, ale jest ona dla mnei wyznacznikiem czy jest okej czy nie. Dla mnie nie mieć tego cholernego napięcia-znaczy egzystować normalnie. To napięcie to też forma lęku. Więc mam poczucie choroby, zresztą w większości przypadków jedną z dominujacych u mnie emocji jest złość i niezadowolenie i w ogóle frustracja. Na dzień dzisiejszy nie umiem zaspokoić głodu frustracyjnego bo nie wiem nawet jaką potrzebę chcialabym zaspokoić, odnoszę wrażenie bałaganu i mętliku wrecz nawet mogę powiedzieć o błędnym kole.

 

Dlatego nie wybiegam juz teraz w przyszłość licząc ,że terapia skończy się lada chwila. I nie zastanawiam się nad tym ile jeszcze będę chodziła. Zawsze mówię,ze do skutku......

Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana, zanim pomyślalam to wcześniej juz cos zrobiłam. Lubiłam kiedy ludzie mięli o mnie dobre zdanie, w ogóle lubiłam byc w centrum,żeby wszyscy koło mnie skakali. Jak tego nie było to byłam zła, zlośliwa i niezadowolona. Oczywiscie ambicja na wyrost. Byłam związana z matką bardziej emocjonalnie niż z ojcem, poważnie zachorowałam w wieku 2,5 roczku i od tego czasu mama ze mnąjeździła po klinikach, szpitalach. Matka mną sterowała, czasami sie buntowałam, ale nie zdawałam sobie sprawy,że zaszło too aż tak daleko. To też oczywiscie wiem z terapii. Motam sie z tymi myślami. I jest tak,że niekoniecznie się z nimi zgadzam.Jak byłam w zwiazku to też mną sterowała...jak patrzę na to wszystko z perspektywy czasu bo wcześniej nie miałam o tym pojęcia.

Wiesz....za dużo tego wszystkiego, tych informacji jak dla mnie. Te mysli wywołują u mnie smutek i złość. Chociaż z drugiej strony jest wiele dzieci, rodzin wielopokoleniowych , które to dzieci teżsązwiazane emocjonalnie z matkami, a sobie radzą, nie mają nerwicy. Jak sobie przytaczam takie przykłady....to znów sie motam, wrecz bólu emocjonalnego doznaję. Bo nie wiem w którym kierunku pójść i co zrobić. Moze małosamodzielna jestem......leniwa....nawte tego nie wiem na dzień dzisiejszy.

Tak jak wcześniej powiedziałam za duzo tego wszystkiego jak na moją glowę.

I tyle pytań mam nie wiem do kogo.....co zrobić,zeby to wszystko zaczęło się prostować......zeby nie mieć tych napięć w sobie bo mnie rozwalają.

Czekam na kolejne sesje chociaż wcale mi do śmiechu...........mam huśtawki w zchowaniu , nastroju.Jednen dzień w miare, kolejny klapa i zwątpienie, następny dzień w miarę, a jeszcze kolejny tragedia. I do tego dolączył strach prze terapią, ale to od niedawna. I porafię sobie jeszcze wkręcać .......różne zaburzenia....ale terapeutka upiera sieprzy swoim jak ją podpytuję,że to wszysto lęk, lęk i lęk.......Także Joasiu ja myślę,że u Ciebie jest podobnie jak u mnie tylko,że w innych sferach.

 

 

Pstryk

 

 

Miło,że czytasz moje wypowiedzi. Wiem co pisałam na samym początku jak tu zawitałam na forum szukać wsparcia, rozmowy, czegokolwiek.....

Co z tego,ze ja to wszystko wiem, że tak mi się wydaje ,że wiem.......skoro dalej nie czuje się szczęśliwym człowiekiem. W dalszym ciągu nie umiem sie pozbyc tego gównianego napięcia i dalej sie motam w swoich myślach,

MOże inny stosunek mam do choroby bo wiem,że ją mam,że cos z nią muszę zrobić,że muszę ją zabić, albo sprawic,żeby stała sie częscią mnie tak,żeby mnie nie niszczyła.

Skomplikowane to wszystko.

POcieszające są słowa mojej terapeutki, która widziała moje zwątpienie 2 tygodnie temu, widziałam w jej oczach, albo mi sie zdawało bezradnosć, słowa...."Pani Moniko" Pani z tego wyjdzie, teraz tak będzie, to nic takiego, to lęki. leków nie biorę, też dzięki niej, odwiodła mnie od tej decyzji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam wrażenie, że nie mam zaburzeń osobowości już. Mogło mi się przecież polepszyć od leków. No i poznanie przyczyn też jakoś pozwoliło mi poznać moje reakcje na pewne sytuacje, dlaczego i po co

 

A to nie jest czasem tylko wrażenie? ;) Tzn. nie gniewaj się, że tak piszę, ale jakoś mi się nie wydaje, żeby lekarstwa miały uzdrawiającą moc jeśli chodzi o zaburzenia osobowości. Być może w przypadku nerwicy, depresji - ok, ostatecznie się z tym zgodzę, choć i tak uważam, że podstawą wszystkich zaburzeń związanych z psychiką jest psychoterapia. No ale zwłaszcza w przypadku zaburzeń osobowości leki mają działanie jedynie wspomagające, łagodzące napięcie, wyciszające w stanach, gdy nie możemy ze sobą wytrzymać. A terapia jest konieczna i najczęściej długoterminowa, bo nie tak łatwo zmienić nasz sposób myślenia, postępowania, postrzegania siebie i innych, w ogóle rzeczywistości...

Co nie zmienia faktu, że cieszę się, że o wiele lepiej się czujesz i jesteś w o wiele lepszej kondycji psychicznej, to bardzo dobrze! :mrgreen:

 

[Dodane po edycji:]

 

Moniko,

 

Zaczęłam chodzić dwa razy w tygodniu w poniedziałki i w czwartki. POd koniec grudnia terapeutka mi powiedziała,ze nie wymagam chodzenia dwa razy w tygodniu. Pamętam jak wracałam z terapii, byłam taka zła, wściekla na sytuację , nawet chyba na nią o to,że jak mogła mi to zaproponować,że ja jestem taka chora,że potrzebuję pomocy, a ona mi tu proponuje spotkanie , jedno spotkanie w tygodniu. Nastepnym razem jak poszlam na terapię to powiedziałam jej o tym co czułam.

 

Kiedy czytałam Twoją reakcję na decyzję terapeutki to przypomniała mi się moja sytuacja... Gdy byłam wściekła na terapeutkę, bo najpierw mówiła mi po imieniu, a potem zaczęła mi mówić na pani, i ja to odebrałam jako odtrącenie, dystans, wydawało mi się to sztuczne i byłam taka zła, że chciałam rezygnować z terapii i jeszcze próbowałam ją wpędzić w poczucie winy. :roll: Za bardzo kieruję się emocjami... Ale potem po zapewnieniach, że nie ma to nic wspólnego z odrzuceniem, wręcz przeciwnie (wyjaśniła mi, dlaczego to jest dla mojego dobra i miała rację...) dalej kontynuowałam terapię.

 

 

Widzisz....ja zawsze była uzależniona od osbó dla mnie ważnych, zależna od matki, potem w związku od faceta. Próbowałam najwyraźniej przenieśc ten sam wzorzec na nią...uzależnic się od niej.

 

No właśnie, ja też tak mam. :( Zawsze byłam uzależniona od rodziny, w związkach także czułam się ogromnie związana z moimi partnerami i nie potrafiłam bez nich żyć. Więc w sumie nie ma się co dziwić, że przywiązałam się także do mojej terapeuki. :roll:

 

 

I do tego ta somatyka moja, te napięcie uporczywe, którym zaczynam żygać. NIe wiem dlaczego, ale jest ona dla mnei wyznacznikiem czy jest okej czy nie. Dla mnie nie mieć tego cholernego napięcia-znaczy egzystować normalnie. To napięcie to też forma lęku. Więc mam poczucie choroby, zresztą w większości przypadków jedną z dominujacych u mnie emocji jest złość i niezadowolenie i w ogóle frustracja. Na dzień dzisiejszy nie umiem zaspokoić głodu frustracyjnego bo nie wiem nawet jaką potrzebę chcialabym zaspokoić, odnoszę wrażenie bałaganu i mętliku wrecz nawet mogę powiedzieć o błędnym kole.

 

Ja przez całe życie zmagam się ze strasznym napięciem, i w nieprzyjemnych i przyjemnych sytuacjach, do którego w pewnym stopniu się przyzwyczaiłam, ale czasem jest ono nie do zniesienia. Powiedz - jak sobie z nim radzisz? Mnie czasem dosłownie coś jakby rozsadza od środka, mam strasznie spięte wszystkie mięśnie, nawet oczu tak, że robi mi się dziwny wytrzeszcz, jakoś tak dziwnie wtedy patrzę podobno :? , automatycznie sama się podduszam, przestaję oddychać (i - o zgrozo - jest to dla mnie jakby przyjemne :roll::shock: ), i zaczyna mnie boleć głowa... Wtedy jeśli mam możliwość to zamykam oczy i wdycham świeże powietrze, to mnie uspokaja. No i koniecznie mineralka. ;) Ja już teraz strasznie przeżywam wtorkową zbliżającą się sesję... Zwłaszcza przez to, co stało się w piątek. :?

 

Czekam na kolejne sesje chociaż wcale mi do śmiechu...........mam huśtawki w zchowaniu , nastroju.Jednen dzień w miare, kolejny klapa i zwątpienie, następny dzień w miarę, a jeszcze kolejny tragedia. I do tego dolączył strach prze terapią, ale to od niedawna. I porafię sobie jeszcze wkręcać .......różne zaburzenia....ale terapeutka upiera sieprzy swoim jak ją podpytuję,że to wszysto lęk, lęk i lęk.......Także Joasiu ja myślę,że u Ciebie jest podobnie jak u mnie tylko,że w innych sferach.

 

Strach przed terapią - skąd ja to znam. :( Sama nie wiem skąd on się bierze... Co do huśtawek nastroju u mnie jest podobnie - jeden dzień w miarę w porządku, niezły humor, a drugi masakra, kolejny ok, a następny - znowu jestem wściekła i smutna.

Jeszcze teraz, wiosną, przy zmianach pogody to już w ogóle porażka, mam straszne huśtawki nastroju. Nie mówiąc już o napięciu, bo rośnie ono u mnie właśnie zwłaszcza w okresie wiosennym.

 

[Dodane po edycji:]

 

Masz w kimś jeszcze wsparcie oprócz terapeutki? Pisałaś, ze rodzina Cię nie rozumie... A jacyś przyjaciele, znajomi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

derealizacja to uczucie odrealnienia,obcosci,prawda?Tez sie z tym zmagam,ale u mnie to ma bardzo agresywny przebieg=czuje wstręt do różnych miejsc tak jakbym widziała ich wrogość ,nieprawdziwość.

Najbardziej obco czuję sie wsrod innych ludzi,ktorzy sa dla mnie jakby obrazliwi,dalecy,w swojej wesolosci,szczesliwosci..obsesyjnie wszystkm zazdroszcze "normalnosci",zwyklej dziennej aktywnosci,normalnej,nieprzesadnej reakcji na rozne sytuacje.ten tępy ból-jakbym nie moglam,nie mogla,nie mogla nigdy.....byc poprostu szczesliwą dziewczyną.

Gdy zaczynalam terapię bylam pelna wiary,wiara podziałała,zaczelam zdrowiec.Gdy zaczelo sie robic trudniej,przerwalam terapie(pogranicznicy i nie tylko) maja problemy z utrzymaniem stalej relacji,rozpaczliwie boja sie porzucenia.pozniej probowalam z kims innym,lecz czulam,ze powinnam wrocic tam gdzie przerwalam.Wrocilam,ale juz nie jest tak samo,jest poprostu trudno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomyliłam dzisiaj bloki - weszłam do stojącego obok i dopiero gdy się okazało, że klucz nie pasuje do drzwi... zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem... Bardzo sympatyczny Pan psychiatra z izby przyjęć nawał to derealizacją na tle psychotycznym... a to zaś zostało spowodowane zaburzeniami osobowości, afektywnymi i epizodami psychotycznymi... i skierował do krk na odział... Tak sobie myślę, że moim błędem było nie kontynuowanie terapii po ostatnim pobycie w szpitalu psychiatrycznym... czułam się dobrze, radziłam sobie więc uznałam, że z resztą sobie poradzę sama. Ale - fakt, iż uporałam się z tym, że mnie ojciec gwałcił jak miałam 10lat nie nadrobi braków w osobowości... 4lata+załamanie nerwowe i tyle dodatkowych przypadłości musiałam doświadczyć, aby to do mnie dotarło... ale lepiej później niż wcale prawda ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk , to straszne przez co przeszlas.Wierze szczerze,ze uda Ci sie jednak wyleczyc do konca.Nasza psychika jest tak zlozona..kiedys myslalam,ze moj problem jest prosty,moze i sporych kalibrow,ale prosty.Dzis widze ile malych guzikow zostalo ponaciskanych nie w pore,wszystko mi sie rozregulowalo.kazdego dnia podejmuje walke o normalnosc,ale poki co depresja wygywa,nie mam juz sily nawet podejmowac znow tej nierownej walki-myslalam,ze to odeszlo raz na zawsze.niestety-znow wrocilo.Ilez razy wracac bedzie,ile razy mam sie podnosic??Moj Boze...Pstryk jestes dzielnym,kochanym Kociątkiem,dasz rade.Kiedys bwedzie NORMALNIE.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, Shadowmere, wyjdziemy na prostą, chociaż to trudne...

Shadowmere, masz rację, mi też się wydawało, że to wszystko nie jest takie skomplikowane, że szybko stanę na nogi... A tu się okazało, że na to potrzeba czasu, i ciężkiej pracy... Teraz po pół roku terapii mam regres, wydaje mi się, że się cofam, zaczęły się straszne schody, jakoś nie chcę tam chodzić... Ale trzeba to przetrwać. Najważniejsze to wytrwać w terapii i teraz właśnie bardzo się staram nie zrezygnować.

Pstryk, jesteś bardzo dzielna i dasz sobie radę!!! Pomimo wspomnień tych strasznych przeżyć związanych z ojcem... Jeszcze będziemy szczęśliwe!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×