Skocz do zawartości
Nerwica.com

Krytyka psychoterapii


Przemek_Leniak

Rekomendowane odpowiedzi

Tak sobie pomyślałem że mając fatalne doświadczenia z procederem psychoterapii podejmę się jej krytyki

Psychoterapia nie wzieła się znikąd wymyślił ja Freud
Już tu niejaki Popper cały dorobek Freuda opisał niegdyś jako wzorcowy przykład pseudonauki
argument którego użył jest taki "konstrukcja (Freudyzmu) jest taka, że jest on w stanie „wyjaśnić” każdy fakt i nie da się w związku z tym wymyślić dla tej teorii eksperymentu lub choćby obserwacji, która byłaby w stanie ją obalić."
Moimi zdaniem jest to argument słuszny i zasadniczo odnosi się do wszelkich postfreudyzmów czyli także wszystkich obecnych  "uznanych naukowo" nurtów psychoterapeutycznych.

Obecnych  "uznanych naukowo" bo było wiele różnych nurtów tak odjechanych że pomijając kwestię ich faktycznej niefalsyfikowalności uznano je za zyskredytowane.
Dla przykładu 

Terapie hipnotycznej regresji do przeszłego życia
Aroma- i koloroterapie
Terapia zazdrości o członek (pomysł samego Freuda)
etc (za długo by wymieniać)

Tyle że hmm powyższe wyjdzięte z mody nurty psychoterapii niczym się zasadniczo od "uznanych naukowo" nie różnią 
A przede wszystkim nie różnią się skutecznością
Poważnie - leczenie waszej psychiki za pomocą dźwięku gongów będzie mieć podobna skuteczność do dajmy na to nurtu behawioralno-poznawczego

Jedno i drugie przede wszystkim zajmie wam czas -a zgodnie z badaniami sam jego upływ odpowiada za 40% skuteczności terapii ( a powazniej mówiąc to te 40% to czynniki pozaterapeutyczne czyli niezależnie od udziału w terapii)
w jednym i drugim wypadku nawiążecie "wieź terapeutyczną" - czyli bijący w gongi bezie tak samo udawał jak psychoterapeuta że was rozumie i jest pełen empatii - a to kolejne 30% skuteczności terapii
wasza nadzieja na to że gongi lub psychotreapia pomoże wam to kolejne 15% 
ostatnie 15% to wreszcie same techniki psychoterapeutyczne (lub dźwięk gongów)

no i teraz tak psychoterapia ma właściwie jaka skuteczność? 
kto znajdzie odpowiedź zasłużył na pączka 😉
cóż bowiem znaczy skuteczność? 
i tu zaczyna się typowa juz blablologia której skrót jest circa taki nie wiadomo co znaczy skuteczność i jaka jest ale liczy się że ludzie sa zadowoleni i płacą dobrze
i owszem 75% ofiar psychoterapii jest zadowolona
co nie znaczy wcale że cokolwiek zdrowsza

w każdym razie na to czy jesteście zadowoleni z gongów czy z psychoterapii to kwestia na którą same gongi lub psychoterapia ma jedynie 15% wpływ

Skoro jednak tak to dlaczego jest jak w tym artykule? https://swps.pl/centrum-prasowe/informacje-prasowe/35962-wiekszosc-polek-i-polakow-chce-regulacji-psychoterapii2

Ano dlatego że mylimy psychoterapię z podobnie brzmiącą fizjoterapią
Ta ostatnia jest jednym z zawodów medycznych i dziedziną naukowa 
psychoterapia zaś oczywiście niczym takim nie jest
jest współczesnym szamaństwem
ściemą za dużą kasę
ok zapraszam do dyskusji oczywiście

Edytowane przez Przemek_Leniak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W szpitalu jako takiej psychoterapii nie uzyskałam. Było tylko pół godziny tygodniowo na to, z Panią psycholog w grupie gdzie nam różne psychologiczne zadania, pytania zadawała. Pół godziny rozmów z kręgu, zwierzeń na temat samopoczucia głównie, pół godziny spotkania z psychiatrami gdzie rozmawialiśmy konkretnie o danym zaburzeniu, jakiś tam program artystyczny, słuchanie Muzyki, zajęcia plastyczne. To za mało jak dla mnie. Można było wprawdzie rozmawiać z psychiatrami od rana do wieczora, ale za mało jak dla mnie było takich konkretnych rozmów, działań nad problemem. Same leki to nie wsparcie. 

Tutaj na forum nasz administrator bardziej zna się na rzeczy, choć jak wspominałam ja jestem trudnym pacjentem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, You know nothing, Jon Snow napisał(a):

W szpitalu jako takiej psychoterapii nie uzyskałam. Było tylko pół godziny tygodniowo na to, z Panią psycholog w grupie gdzie nam różne psychologiczne zadania, pytania zadawała. Pół godziny rozmów z kręgu, zwierzeń na temat samopoczucia głównie, pół godziny spotkania z psychiatrami gdzie rozmawialiśmy konkretnie o danym zaburzeniu, jakiś tam program artystyczny, słuchanie Muzyki, zajęcia plastyczne. To za mało jak dla mnie. Można było wprawdzie rozmawiać z psychiatrami od rana do wieczora, ale za mało jak dla mnie było takich konkretnych rozmów, działań nad problemem. Same leki to nie wsparcie. 

Tutaj na forum nasz administrator bardziej zna się na rzeczy, choć jak wspominałam ja jestem trudnym pacjentem. 

Zasadniczo nie krytykuje tu psychologii
Jest to co prawda nauka niemedyczna ale jednak nauka - konkretnie taka która bada procesy psychiczne człowieka w kontekście kulturowym - bada dzięki naukowym w miarę metodom oraz temu że my swoje procesy psychiczne wyrażamy albo paszczą albo naszymi wytworami albo zachowaniem.
Ponieważ bada to formułuje również wnioski robi opisy np naszych typowych i nietypowych procesów psychicznych. W rezultacie psycholog pracując z nami jest w stanie rozpoznać nasze odstępstwa od normy czy przeciętnej a nawet zasugerować nam jakie zmiany powinniśmy wprowadzić by do tej normy powrócić.
To jest realnie pomocne i nie chodzi tu jedynie o to że nas ktoś wysłucha robiąc zatroskaną minę.

Także i terapia grupowa ma ewidentne zalety choćby takie jak mnogość interakcji i informacji zwrotnych o tym jak jesteśmy postrzegani my nasze problemy czy nasz sposób myślenia.
Poza tym jednak bycie ród ludzi chorych którzy pracują nad sobą bardzo motywuje.

Krytykuje jedynie psychoterapię jako proceder udający terapię jedynie.

Edytowane przez Przemek_Leniak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, bei napisał(a):

@You know nothing, Jon Snow a poza szpitalem korzystałaś kiedyś z psychoterapii?

 

W gimnazjum korzystałam, indywidualnie i w małych grupach, ale właściwie podobnie to wyglądało, tylko gorszy personel. Nie znosiłam swojej psycholog, i zmieniłam na inną ale stwierdziłam, że nie chce w tym uczestniczyć. Nie radziłam sobie z innością w szkole po rozwodzie rodziców głównie z awanturami w domu itp. 

Zmieniłam więc szkołę na artystyczną i poczułam się lepiej. 

 

W szpitalu z kolei zajęcia plastyczne, muzyczne nie były prowadzone tak jak bym chciała. Można było coś zaproponować, ale miałam wtedy ograniczone ruchy. A tak naprawdę tak mi się wydawało, słucham głupot, a mogłam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, Przemek_Leniak napisał(a):

Tak sobie pomyślałem że mając fatalne doświadczenia z procederem psychoterapii podejmę się jej krytyki

Psychoterapia nie wzieła się znikąd wymyślił ja Freud
Już tu niejaki Popper cały dorobek Freuda opisał niegdyś jako wzorcowy przykład pseudonauki
argument którego użył jest taki "konstrukcja (Freudyzmu) jest taka, że jest on w stanie „wyjaśnić” każdy fakt i nie da się w związku z tym wymyślić dla tej teorii eksperymentu lub choćby obserwacji, która byłaby w stanie ją obalić."
Moimi zdaniem jest to argument słuszny i zasadniczo odnosi się do wszelkich postfreudyzmów czyli także wszystkich obecnych  "uznanych naukowo" nurtów psychoterapeutycznych.

Obecnych  "uznanych naukowo" bo było wiele różnych nurtów tak odjechanych że pomijając kwestię ich faktycznej niefalsyfikowalności uznano je za zyskredytowane.
Dla przykładu 

Terapie hipnotycznej regresji do przeszłego życia
Aroma- i koloroterapie
Terapia zazdrości o członek (pomysł samego Freuda)
etc (za długo by wymieniać)

Tyle że hmm powyższe wyjdzięte z mody nurty psychoterapii niczym się zasadniczo od "uznanych naukowo" nie różnią 
A przede wszystkim nie różnią się skutecznością
Poważnie - leczenie waszej psychiki za pomocą dźwięku gongów będzie mieć podobna skuteczność do dajmy na to nurtu behawioralno-poznawczego

Jedno i drugie przede wszystkim zajmie wam czas -a zgodnie z badaniami sam jego upływ odpowiada za 40% skuteczności terapii ( a powazniej mówiąc to te 40% to czynniki pozaterapeutyczne czyli niezależnie od udziału w terapii)
w jednym i drugim wypadku nawiążecie "wieź terapeutyczną" - czyli bijący w gongi bezie tak samo udawał jak psychoterapeuta że was rozumie i jest pełen empatii - a to kolejne 30% skuteczności terapii
wasza nadzieja na to że gongi lub psychotreapia pomoże wam to kolejne 15% 
ostatnie 15% to wreszcie same techniki psychoterapeutyczne (lub dźwięk gongów)

no i teraz tak psychoterapia ma właściwie jaka skuteczność? 
kto znajdzie odpowiedź zasłużył na pączka 😉
cóż bowiem znaczy skuteczność? 
i tu zaczyna się typowa juz blablologia której skrót jest circa taki nie wiadomo co znaczy skuteczność i jaka jest ale liczy się że ludzie sa zadowoleni i płacą dobrze
i owszem 75% ofiar psychoterapii jest zadowolona
co nie znaczy wcale że cokolwiek zdrowsza

w każdym razie na to czy jesteście zadowoleni z gongów czy z psychoterapii to kwestia na którą same gongi lub psychoterapia ma jedynie 15% wpływ

Skoro jednak tak to dlaczego jest jak w tym artykule? https://swps.pl/centrum-prasowe/informacje-prasowe/35962-wiekszosc-polek-i-polakow-chce-regulacji-psychoterapii2

Ano dlatego że mylimy psychoterapię z podobnie brzmiącą fizjoterapią
Ta ostatnia jest jednym z zawodów medycznych i dziedziną naukowa 
psychoterapia zaś oczywiście niczym takim nie jest
jest współczesnym szamaństwem
ściemą za dużą kasę
ok zapraszam do dyskusji oczywiście

W zasadzie zgadzam się z tym co piszesz, jest oczywistym, że żaden nurt psychoterapii nie spełnia wymagań popperowskiego falsyfikacjonizmu, więc nauką sensu stricto być nie może. 

Aczkolwiek z mojego subiektywnego doświadczenia wieku różnych terapii, czułem pewne zmiany. Na pewno pozwoliło mi owe terapie lepiej zrozumieć to, jak funkcjonuje mój mózg, zrozumieć moje motywacje, które często były poza świadomością. Miałem też możliwość w miarę bezpiecznego weryfikowania moich przekonań na temat ludzi, które mocno utrudniały mi funkcjonowanie. W sumie nadal utrudniają, ale wydaje mi się, że w mniejszym stopniu. 

No i terapia często bywała po prostu doraźnym wsparciem, miałem możliwość po prostu porozmawiać z kimś, kto słuchał. Przez te godzinę ważne były moje uczucia, moje przeżycia, to co mnie spotkało. Oczywiście tylko w pewnym zakresie, ale jednak często czułem się słuchany. W zwyczajnej relacji uwaga bardzo rzadko jest tak niesymetrycznie rozdzielona pomiędzy rozmówców. W ważne są głównie uczucia pacjenta, nie terapeuty. W normalnym życiu każdy chce jak najwięcej mówić o sobie (przynajmniej ja mam takie doświadczenia z ludźmi), swoim życiu, sprawach. Relacja terapeutyczna przypomina więc trochę relację rodzic-dziecko. 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Mic43 napisał(a):

W zasadzie zgadzam się z tym co piszesz, jest oczywistym, że żaden nurt psychoterapii nie spełnia wymagań popperowskiego falsyfikacjonizmu, więc nauką sensu stricto być nie może. 

Aczkolwiek z mojego subiektywnego doświadczenia wieku różnych terapii, czułem pewne zmiany. Na pewno pozwoliło mi owe terapie lepiej zrozumieć to, jak funkcjonuje mój mózg, zrozumieć moje motywacje, które często były poza świadomością. Miałem też możliwość w miarę bezpiecznego weryfikowania moich przekonań na temat ludzi, które mocno utrudniały mi funkcjonowanie. W sumie nadal utrudniają, ale wydaje mi się, że w mniejszym stopniu. 

No i terapia często bywała po prostu doraźnym wsparciem, miałem możliwość po prostu porozmawiać z kimś, kto słuchał. Przez te godzinę ważne były moje uczucia, moje przeżycia, to co mnie spotkało. Oczywiście tylko w pewnym zakresie, ale jednak często czułem się słuchany. W zwyczajnej relacji uwaga bardzo rzadko jest tak niesymetrycznie rozdzielona pomiędzy rozmówców. W ważne są głównie uczucia pacjenta, nie terapeuty. W normalnym życiu każdy chce jak najwięcej mówić o sobie (przynajmniej ja mam takie doświadczenia z ludźmi), swoim życiu, sprawach. Relacja terapeutyczna przypomina więc trochę relację rodzic-dziecko. 

 

 

 

dobry argument!
bardzo dobry nawet!
tego nie będę mógł potraktować lekko
bo to jest istotne faktycznie i hmm przekonujące jednak
musze to przemyśleć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Mic43 napisał(a):

W zasadzie zgadzam się z tym co piszesz, jest oczywistym, że żaden nurt psychoterapii nie spełnia wymagań popperowskiego falsyfikacjonizmu, więc nauką sensu stricto być nie może. 

Aczkolwiek z mojego subiektywnego doświadczenia wieku różnych terapii, czułem pewne zmiany. Na pewno pozwoliło mi owe terapie lepiej zrozumieć to, jak funkcjonuje mój mózg, zrozumieć moje motywacje, które często były poza świadomością. Miałem też możliwość w miarę bezpiecznego weryfikowania moich przekonań na temat ludzi, które mocno utrudniały mi funkcjonowanie. W sumie nadal utrudniają, ale wydaje mi się, że w mniejszym stopniu. 

No i terapia często bywała po prostu doraźnym wsparciem, miałem możliwość po prostu porozmawiać z kimś, kto słuchał. Przez te godzinę ważne były moje uczucia, moje przeżycia, to co mnie spotkało. Oczywiście tylko w pewnym zakresie, ale jednak często czułem się słuchany. W zwyczajnej relacji uwaga bardzo rzadko jest tak niesymetrycznie rozdzielona pomiędzy rozmówców. W ważne są głównie uczucia pacjenta, nie terapeuty. W normalnym życiu każdy chce jak najwięcej mówić o sobie (przynajmniej ja mam takie doświadczenia z ludźmi), swoim życiu, sprawach. Relacja terapeutyczna przypomina więc trochę relację rodzic-dziecko. 

 

 

 

 

Tyle to ja się dowiedziałam z książek, filmu i internetu, chodzi o rozmowę bardziej, o czas, skupienie się nad problem, wyszukanie odpowiedniego sposobu by dotrzeć do tej osoby, ją zachęcić w sposób taki, który ją zainteresuje, wspierać szczerze. Ja tego nie uzyskałam. Takie rozmowy powierzchowne, wyciąganie informacji, pełno notatek jakie Ci psychologowie/psychiatrzy tworzą mnie gówno obchodzi.

 

Moja psycholog ze szpitala się starała, ma podobne zainteresowania, ale ja też jej nie mogłam zdradzić wszystkiego. 

Tutaj zdradziłam, i tutaj administrator @Dryagan znalazł sposoby jak do mnie dotrzeć bym poczuła się lepiej. 

 

 

 

Wiele osób zwracając się do psychologa, psychiatry, do szpitala, na psychoterapię, najbardziej potrzebuje ciepła, zrozumienia, delikatności. 

 

Oni raczej podchodzą tak rzeczowo, neutralnie za bardzo. Nie wszyscy, nie chcę krytykować wszystkich, ale trafić na dobrego psychoterapeutę, wrażliwego, empatycznego, nie jest łatwo. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Verinia napisał(a):

Ja trafiałam na takich specjalistów, którzy sami powinni się leczyć a studia to chyba zdali odpisując od kogoś. Żenada, i ja mam komuś takiemu płacić? 

Terapeuci w ogóle nie muszą mieć studiów psychologicznych. 

W życiu bym nie zapłacił, zawsze udawało mi się na NFZ. Dobrzy terapeuci są w "Laboratorium psychoedukacji". Drodzy, ale przyjmują też na NFZ. 

 

Miałem kiedyś jedną randomową babkę, też na fundusz. To było beznadziejne, była tak głupia, że byłem zażenowany. 

Przerwałem chyba kiedyś sesję i nigdy nie wróciłem. 

Edytowane przez Mic43

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, Mic43 napisał(a):

Terapeuci w ogóle nie muszą mieć studiów psychologicznych. 

W życiu bym nie zapłacił, zawsze udawało mi się na NFZ. Dobrzy terapeuci są w "Laboratorium psychoedukacji". 

Nie muszą, ale te uznane szkoły psychoterapii też jednak wymagają coraz częściej ich posiadania lub kierunków pokrewnych (np. kognitywistyki) czy medycznych. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Mic43 napisał(a):

W zasadzie zgadzam się z tym co piszesz, jest oczywistym, że żaden nurt psychoterapii nie spełnia wymagań popperowskiego falsyfikacjonizmu, więc nauką sensu stricto być nie może. 

Aczkolwiek z mojego subiektywnego doświadczenia wieku różnych terapii, czułem pewne zmiany. Na pewno pozwoliło mi owe terapie lepiej zrozumieć to, jak funkcjonuje mój mózg, zrozumieć moje motywacje, które często były poza świadomością. Miałem też możliwość w miarę bezpiecznego weryfikowania moich przekonań na temat ludzi, które mocno utrudniały mi funkcjonowanie. W sumie nadal utrudniają, ale wydaje mi się, że w mniejszym stopniu. 

No i terapia często bywała po prostu doraźnym wsparciem, miałem możliwość po prostu porozmawiać z kimś, kto słuchał. Przez te godzinę ważne były moje uczucia, moje przeżycia, to co mnie spotkało. Oczywiście tylko w pewnym zakresie, ale jednak często czułem się słuchany. W zwyczajnej relacji uwaga bardzo rzadko jest tak niesymetrycznie rozdzielona pomiędzy rozmówców. W ważne są głównie uczucia pacjenta, nie terapeuty. W normalnym życiu każdy chce jak najwięcej mówić o sobie (przynajmniej ja mam takie doświadczenia z ludźmi), swoim życiu, sprawach. Relacja terapeutyczna przypomina więc trochę relację rodzic-dziecko. 

 

 

 

No troszkę przemyślałem Twój wpis.

Subiektywne odczucie poprawy jest oczywiście ważne.
Ważniejsze jest jednak to co piszesz o uświadomieniu sobie swoich motywacji i w miarę bezpiecznym weryfikowaniu przekonań. Wrócę jeszcze do tego bo to jest dość wymierna korzyść faktycznie terapeutyczna.

Natomiast hmm piszesz o czymś dalej co nazwałbym poczuciem zaopiekowania się tobą.
Ktoś poświęca ci uwagę czujesz się słuchany...
To także istotne

Natomiast wspomniałeś o relacji rodzic-dziecko - to nie jest dobra relacja terapeutyczna lecz relacja patologiczna jednak.
Zacytuję tu jeszcze ten fragment:
 

 

11 godzin temu, You know nothing, Jon Snow napisał(a):

Wiele osób zwracając się do psychologa, psychiatry, do szpitala, na psychoterapię, najbardziej potrzebuje ciepła, zrozumienia, delikatności. 


Oboje piszecie o potrzebie opieki jaka odczuwa pacjent psychiatryczny i ja się pod tym podpisze bo też odczuwam taka potrzebę.

Tyle że relacja rodzic -dziecko czy nauczyciel-uczeń to nie jest dobra relacja terapeutyczna.
Sama opieka o czym wspominałem gdzie indziej jest domena pielęgniarstwa
Pielęgniarstwo nie idzie jednak w relacje rodzic-dziecko a odwrotnie 
Odwrotnie znaczy stara się akcentować nie podległość pacjenta a jego podmiotowość, autonomię i służebną wobec pacjenta rolę opiekuna.

Służebność nie oznacza przy tym przejęcia za pacjenta wszelkiej odpowiedzialności a tylko wspieranie go czy zastępowanie go tam gdzie jest to niezbędne.

Podobne zasady ma psychologia kliniczna ale nie psychoterapia.

Lekarza pielegniarkę czy psychologa będzie interesował wasz stan bo tak jest skonstruowany ich zawód.
Psychotreapeuty nie interesuje on zaś w najmniejszym stopniu - również z powodu takiej a nie innej konstrukcji tego zawodu.

To że psychoterapeuta was "słucha" i robi wrażenie empatycznego jest jedynie sztuczką stricte techniczną.

Pokarze to na przykładzie by lepiej wam to wyjasnić.

Kiedy rozmawiacie z lekarzem on słuchając was zbiera potrzebne mu informacje które analizuje pod tym kątem jaki go interesuje i dostajecie od niego w zamian po pierwsze jego ocenę czyli diagnozę a po drugie propozycje konkretnego leczenia
Lekarz was słucha a nie jedynie słyszy dlatego otrzymujecie konkretną i bywa przydatną odpowiedź.
Dlatego też lekarz was dopyta gdy brak mu jakiejś istotnej informacji.

Psychoterapeuta robi coś zupełnie innego - traktuje słuchanie was zupełnie instrumentalnie.
Kiedy zadaje wam pytania otwarte zupełnie nie interesuje go co odpowiecie a jedynie to żebyście zaczęli coś mówić.
Nie zbiera on żadnych informacji treściowych bo są mu do niczego zupełnie nie potrzebne
Nic bowiem wam nie może na ich podstawie zaoferować.
A nie może bo nie ma po temu żadnej wiedzy ani żadnego instrumentarium.
Psychoterapeuta owszem słyszy (acz nie zawsze) ale nie słucha.
Możecie mu mówić o swoich lękach lub objawach ale on nic dla was w zamian nie ma.

Funkcja tego słuchania psychoterapeuty jest inna niż w przypadku lekarza.
Nie mając wiedzy ani narzędzi psychoterapeuta nic wam nie może dać zwrotnego.
Może jednak i to właśnie robi posiedzieć i posłuchać robiąc przy tym wrażenie że to co mówicie ma jednak jakieś znaczenie.
Techniki robienia tego wrażenia są dość proste i znając je można się nieźle bawić obserwując pracę psychoterapeutów.

No ale wróćmy do tego co pisaliście o potrzebie bycia wysłuchanym - tak jak najbardziej ten czysto techniczny zabieg słyszenia co mówicie przez psychoterapeutę zaspokoić może potrzebę bycia wysłuchanym jaką ma pacjent i to już samo w sobie jest korzystne (bo została zaspokojona potrzeba) a dokładniej to jest protetyczne.
Poza tym zaspokojeniem potrzeby bycia wysłuchanym ma to jeszcze inną funkcję całkiem realną.
Otóż mówiąc zazwyczaj mówimy o czymś dla nas ważnym a mówiąc o rzeczach ważnych werbalizujemy potrzeby i problemy (trochę to masło maślane).
No ale inaczej jest gdy nawet mamy wewnętrzną świadomość problemów i potrzeb a inaczej gdy sami się słyszymy jak o nich mówimy - werbalizacja po prostu pomaga wiele rzeczy sobie uświadomić a przez to samemu przepracować.
No i tak to gadanie do psychoterapeuty ma właśnie głównie funkcje autoterapii paszczowej.

Psychoterapeuta może stosować wspomniane już techniki udawania że słucha np takie jak powtarzanie tego co powiedzieliśmy własnymi słowami (w bogatszej wersji we własnej interpretacji)
To choć jest prostym chwytem też ma czasem korzystne funkcje bo protezuje informację zwrotną a w wersji bogatszej pozwala spojrzeć na własny nasz problem od nieco innej strony...

Empatyczność psychoterapeuty także jest kwestia techniki ale również odpowiada na nasze potrzeby także tu nie ma się czego za specjalnie znów czepiać.

Pozostaje jednak problem niewłaściwej acz lubianej przez psychoterapeutów relacji podległości.
No niestety nie jest to fajne bo buduje w pacjencie oczekiwania niemożliwe do realizacji i obniża jego skłonność do samoopieki a czasem buduje patologiczną zależność
Zabezpiecza jednak psychoterapeutę - pozwala mu łatwiej grać rolę zwyczajnie
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, You know nothing, Jon Snow napisał(a):

 

W gimnazjum korzystałam, indywidualnie i w małych grupach, ale właściwie podobnie to wyglądało, tylko gorszy personel. Nie znosiłam swojej psycholog, i zmieniłam na inną ale stwierdziłam, że nie chce w tym uczestniczyć. Nie radziłam sobie z innością w szkole po rozwodzie rodziców głównie z awanturami w domu itp. 

Zmieniłam więc szkołę na artystyczną i poczułam się lepiej. 

 

Ja tez nie radziłam sobie w szkole, ale tak wyszło, że na psychoterapię trafiłam dużo później. Czasami sie zastanawiam czy moje życie mogłoby wyglądać inaczej gdyby to miało miejsce powiedzmy 10 lat wcześniej. A może po prostu tak miało być. 

13 godzin temu, You know nothing, Jon Snow napisał(a):

Moja psycholog ze szpitala się starała, ma podobne zainteresowania, ale ja też jej nie mogłam zdradzić wszystkiego. 

Tutaj zdradziłam, i tutaj administrator @Dryagan znalazł sposoby jak do mnie dotrzeć bym poczuła się lepiej.

Szkoda ze nie trafiłaś na specjalistę któremu moglabys zaufać i mieć poczucie,  że możesz wszystko powiedzieć.

5 godzin temu, Mic43 napisał(a):

Terapeuci w ogóle nie muszą mieć studiów psychologicznych. 

Np. mój nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Przemek_Leniak napisał(a):

Tyle że relacja rodzic -dziecko czy nauczyciel-uczeń to nie jest dobra relacja terapeutyczna.

Oczywiście, masz rację. W swoim wpisie miałem miałem na myśli jedynie pewne aspekty relacji dziecko-rodzic, które wydają mi się podobne w relacji terapeutycznej - a mianowicie skupienie się raczej na emocjach pacjenta, a nie terapeuty. Jeśli w relacji pomiędzy pacjentem a terapeutą dzieje się coś trudnego, to terapeuta będzie się starał swoimi emocjami nie obciążać pacjenta. Może o tych emocjach powiedzieć, ale akcent będzie położony zdecydowanie asymetrycznie. Myślę, że podobnie powinno być w zdrowej relacji między rodzicami a dzieckiem i to w zasadzie mi chodziło. 

 

4 godziny temu, Przemek_Leniak napisał(a):

nie wiem czy to tylko ja tak mam że jak widzę natłok  ględzenia o heurystyce wieloprzyczynowości fenomenu refleksji nad nieświadomością etc etc to wyraźnie słyszę to bicie w gongi terapeutyczne

Ha, przypomina mi to wysrywy francuskich postmodernistów. Była chyba nawet taka dosyć głośna książka, bodajże z lat 90tych, która przestawiała ten problem szerzej. Bodajże "sprawa sokala", jakoś tak. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Przemek_Leniak napisał(a):

no i HIT jest 138 godzin psychopatologii poza tym pierdoły saskie 

No i wychodzi, że nie znasz podstawowego pojęcia.
Psychopatologię na odpierdal dałoby się przerobić nawet w 20h. 138h to całkiem sporo jak na tylko ten dział.
U mnie na studiach na psychiatrii kobieta powiedziała, że owszem, mamy przeczytać skrypt z psychopatologii, ale nawet nie będzie tego omawiać, bo i tak nikt finalnie nie zapamięta.
Przykład zagadnień z psychopatologii:
Podział zaburzeń świadomości: ilościowe i jakościowe
Ilościowe: przymglenie, letarg, stupor, półśpiączka, śpiączka
Jakościowe: delirium, splątanie, zespół zamroczniowy.
Tak - psychopatologia jest klasyfikacją wszystkich objawów, niczym poza tym. Jest to część do wykucia na pamięć, obszerna, bo obszerna, ale na zasadzie pamięciówki. Ile wg Ciebie powinno się omawiać rzecz, której trzeba się i tak nauczyć na pamięć?
Po raz kolejny powtórzę, oceniasz coś o czym nie masz pojęcia.

I o ile ktoś nie pracuje po studiach psychologicznych w poradni psychologiczno-pedagogicznej czy nie bawi się w diagnozy/ nie jest biegłym sądowym - ta klasyfikacja jest takiej osobie totalnie nieprzydatna w pracy.

A jeszcze dodam, że np. do zaburzeń świadomości ilościowych istnieje skala, która od razu powie jakie to zab. świadomości. Nauczenie się jej zajmuje max 5 minut i mówi ewidentnie o tym z czym mamy do czynienia.

Edytowane przez Catriona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Catriona napisał(a):

No i wychodzi, że nie znasz podstawowego pojęcia.
Psychopatologię na odpierdal dałoby się przerobić nawet w 20h. 138h to całkiem sporo jak na tylko ten dział.
U mnie na studiach na psychiatrii kobieta powiedziała, że owszem, mamy przeczytać skrypt z psychopatologii, ale nawet nie będzie tego omawiać, bo i tak nikt finalnie nie zapamięta.
Przykład zagadnień z psychopatologii:
Podział zaburzeń świadomości: ilościowe i jakościowe
Ilościowe: przymglenie, letarg, stupor, półśpiączka, śpiączka
Jakościowe: delirium, splątanie, zespół zamroczniowy.
Tak - psychopatologia jest klasyfikacją wszystkich objawów, niczym poza tym. Jest to część do wykucia na pamięć, obszerna, bo obszerna, ale na zasadzie pamięciówki. Ile wg Ciebie powinno się omawiać rzecz, której trzeba się i tak nauczyć na pamięć?
Po raz kolejny powtórzę, oceniasz coś o czym nie masz pojęcia.

I o ile ktoś nie pracuje po studiach psychologicznych w poradni psychologiczno-pedagogicznej czy nie bawi się w diagnozy/ nie jest biegłym sądowym - ta klasyfikacja jest takiej osobie totalnie nieprzydatna w pracy.

A jeszcze dodam, że np. do zaburzeń świadomości ilościowych istnieje skala, która od razu powie jakie to zab. świadomości. Nauczenie się jej zajmuje max 5 minut i mówi ewidentnie o tym z czym mamy do czynienia.

Tak powiadasz?
to zacytuję
"

II Psychopatologia - 138 godzin

Prezentowana jest w ujęciu różnych perspektyw teoretycznych z wiodącą - psychodynamiczną, wraz z propozycją strategii terapii.

  1. Wprowadzenie (4 godziny)
  2. Psychozy (26 godzin)
  3. Zaburzenia osobowości (56 godzin)
  4. Zaburzenia charakteru (12 godzin)
  5. Perwersje (6 godzin)
  6. Zespoły lękowe (20 godzin)
  7. Zaburzenia jedzenia (6 godzin)
  8. Uzależnienia (4 godziny)
  9. Nadużycia, przemoc, uraz (4 godziny)"

     

pomijając kwestię "ujęcia róznych perspektyw teoretycznych z wiodąca psychodynamiczną" - co jest jednak bełkotem to jednak jest to ciekawy program i stanowczo chyba wykraczający poza to co opisałaś 
no chyba że sa to zajecia ze spania i chrapania

Zastanówmy się czy psychoterapeuta powinien się choćby ogólnie orientować w objawach i mechanizmach chorób psychicznych? 
bo może nie? 
może wystarczą mu reguły settingu i techniki psychoterapii czyli w sumie 10 godzin nauki
Ja mam wrażenie że wiedzy psychoterapeutów wykraczającej poza owe 10 godzin jest zwyczajnie nie widać
a może się dobrze ukrywają a jednak coś wiedzą?
a może coś więcej umieją niż widać?
może jak mówią jest głębokie i szerokie

tymczasem zsettingowany pacjent jest maltretowany technikami manipulacji w imię paradygmatu psychoanalitycznego czyli hmm pewnego rodzaju bóstwa dostatku dla psychoterapeutów

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak w ogóle to ten nurt psychoterapii nazywa się dynamiczny ale hmm zajmują się oni tak istotnymi sprawami jak analiza snów
w sumie szkoda że nie wróżą jeszcze z ręki albo ze szklanej kuli
Sennki egipski rulez w tym paradygmacie... o przepraszam Die Traumdeutung a nie egipski 😜
no ale przynajmniej nie kryją się nijak ze swym freudyzmem
to akurat jest zupełnie jasne że chodzi tu o te stare bujdy starego dobrego kokainisty Freuda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, kokeshi napisał(a):

Widzę, że @Przemek_Leniak ma nocy cel - dyskredytację następnej grupy.
Strzela tematami na tym forum szukając atencji. Nie ma nic do powiedzenia, nie słucha, obraża, a jego wpisy są zwyczajnie szkodliwe.

 

 

No akurat ma do powiedzenia, bardzo słuszne uwagi i wątpliwości. Co do szczegółów można dyskutować, ale oby nie skończyło się to jak w wątku u Ukrainie, czyli pyskówkami. 

Krytyka psychoterapii jest w mojej opinii bardzo wskazana, bo ludzie sobie z terapeutów bożków uczynili. 

1 godzinę temu, Przemek_Leniak napisał(a):

w sumie szkoda że nie wróżą jeszcze z ręki albo ze szklanej kuli

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam trochę czasu na analizę wypocin Pana Przemka.
 

Cytat

w sumie szkoda że nie wróżą jeszcze z ręki albo ze szklanej kuli
Sennki egipski rulez w tym paradygmacie... o przepraszam Die Traumdeutung a nie egipski 
no ale przynajmniej nie kryją się nijak ze swym freudyzmem

to akurat jest zupełnie jasne że chodzi tu o te stare bujdy starego dobrego kokainisty Freuda

 

Rozumiem, że wiele osób może mieć dystans do nurtu psychodynamicznego, zwłaszcza przez jego historyczne związki z Freudowską teorią snów czy seksualności. Warto zauważyć, że współczesna psychoterapia psychodynamiczna znacznie odbiega od oryginalnych koncepcji Freuda.
 

Obecnie to podejście opiera się na dobrze udokumentowanych zjawiskach psychologicznych, takich jak mechanizmy obronne, znaczenie wczesnych relacji w dzieciństwie, czy praca z nieświadomymi wzorcami zachowań - co znajduje potwierdzenie w badaniach z zakresu neurobiologii i psychologii rozwojowej.
 

Analiza snów w tym kontekście nie jest wróżbiarstwem, ale narzędziem do rozumienia treści nieświadomych - podobnie jak analiza skojarzeń, fantazji czy powtarzających się motywów w relacjach.
 

Co do Freuda - można go krytykować za błędy i kontrowersje, ale też trudno mu odmówić wkładu w rozwój myślenia o psychice jako złożonym systemie wewnętrznych konfliktów i nieświadomości, co jest fundamentem wielu współczesnych nurtów terapeutycznych.

Ja rozumiem, że Pan Przemek ma własne uprzedzenia, rozgoryczenie, niewiedzę i sięga po wygodne tylko dla niego publikacje czy teorie spiskowe. Pisze, że nie krytykuje, ale znajdziecie w jego wypowiedziach "kretyni"," jest współczesnym szamaństwem", "ściemą za dużą kasę" - czym to jest poparte? Niczym.

Ja rozumiem, że internet zabił autorytety i teraz każdy nieuk może zaistnieć. Ja rozumiem, że samotni ludzie szukają atencji, ale wg mnie swoimi wypowiedziami szkodzi.


 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×