Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ciągle coś upuszczam, nie mogę utrzymać porządku ani wypracować systematyczności


robertina

Rekomendowane odpowiedzi

Tak jest w sumie od zawsze. W szkole, jeśli mnie Mama nie zmusiła, wszystko odrabiałabym ostatniej nocy - nie dlatego, że mi się nie chciało, ale po prostu przez to, że nigdy nie umiałam sobie zorganizować planu dnia i za tym planem podążać. I dalej tak jest - nie kończę żadnej czynności, choć obiecuję sobie zawsze, że tym razem będzie inaczej. Wystarczy, że gorzej się czuję danego dnia i nie mogę czegoś zrobić i już na następny się za to nie biorę. Dodatkowo, kompletnie nie ogarniam porządków, jak bym się nie starała, nie sprzątała, zawsze jest w moim pokoju bałagan. Musiałabym chyba dwa razy dziennie wszystko sprzątać a i tak w przerwach by był bałagan. Nie wiem, jak inni to robią, że sprzątają raz w tygodniu - ja bym już chyba po tym czasie nic w pokoju nie znalazła. Dodatkowo jestem bardzo nieuważna, wszystko mi leci z rąk - ile telefonów już upuściłam, to nie zliczę, raz jeden zrzuciłam w szkole ze schodów z pierwszego piętra; zupełnie niechcący. Rok temu komputer mi spadł z biurka - pękła obudowa i ekran, na gwarancji go nie przyjęli niestety. A przedwczoraj upuściłam dysk zewnętrzny, na którym miałam wszystko, czego obecnie używam, w tym rzeczy, których już nie odtworzę. Nawet minutę temu o mało mi nie spadł na podłogę nowy telefon. Już nie mam siły do siebie... macie jakieś rady, jak się zorganizować, bo mam naprawdę dość - przez to ludzie mnie mają za niegodną zaufania, bo obiecuję coś a potem nie zdążam zrobić na czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idź do psychiatry i poproś o diagnozę w kierunku ADHD. Ja mam i moje dzieci. Wszystko na ostatnią chwilę, pokój córki po pół godzinie jakby granat ktoś wrzucił, ja swoje klucze znajduje w zamrażarce, chlebaku, młoda telefonu szuka mając go w ręce… sprzątać nie umie wcale, biega w panice z jedną skarpetą w ręce. 
Syn się potyka, rzeczy lecą mu z rąk, mi wypadają kubki itd. 
Leki całkiem nieźle pomagają, ale sama diagnoza fajnie uwalnia. Wiesz po prostu co się dzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam w tym kierunku diagnozowana i nie, to nie to. Ja mam silną nerwicę od wielu lat i te problemy wynikają głownie z powodu przewlekłego stresu (zapomniałam o tym napisać) i braku mentalnych zasobów na dokładne planowanie czynności - bo wszystkie zużywam na przetrwanie kolejnego dnia. Ale to błędne koło, bo ten nieporządek powoduje, że tylko pogarsza się mój stan i znowu mam mniej siły na dalsze porządkowanie wszystkiego, co powoduje, że robi się jeszcze gorzej... i tak w kółko, dlatego pytam, co można byłoby z tym zrobić i jak się zmusić do ogarnięcia siebie bez dostępnych zasobów na te czynności.

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz orzeczenie o niepełnosprawności? To, co piszesz, wygląda poważnie.

 

Może mimo tego, co napisałaś, to jednak nie sama nerwica, ale i ADHD? Zwłaszcza ADHD bez nadruchliwości, ADD (attention deficit disorder) czyli ADHD-PI (predominiantly inattentive). Wykluczyli Ci ADHD dlatego, bo nie prezentowałaś nadpobudliwości czy właściwie nadruchliwości, nieumiejętności usiedzenia w miejscu?

Edytowane przez take

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nienawidzę się ruszać, w zasadzie mogę cały dzień przesiedzieć w jednym miejscu, nigdy nie uprawiałam sportu, bo mnie to męczy. Tę drugą wersję też wykluczono, bo miałam zawsze dobre wyniki w nauce i, jeżeli nie odczuwam stresu w danym momencie, mogę się skupić na kilka godzin. 

 

Proszę mnie nie diagnozować - wiem na co choruję i jasno to napisałam. Prosiłam o radę a nie o diagnozę. Jeszcze raz powtarzam, że te problemy wynikają z PRZEWLEKŁEGO STRESU i proszę, zostańmy na tym, dobrze? Byłam już u tylu lekarzy, że wiem, co mi jest i dlaczego. Chyba że ADHD może być nabyte w wieku nastoletnim, bo kiedy nie miałam jeszcze nerwicy/nie była tak nasilona tych problemów nie było. 

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego, co piszesz, wynika dla mnie, że masz większe trudności w życiu i poważniejsze ogólne objawy niż przeciętna osoba z ADHD. Jeśli masz tylko nerwicę, to należy uznać, że to są ciężkie i utrwalone zaburzenia nerwicowe czy(li) lękowe. 

Większość dzieci i młodszych dorosłych z ADHD nie kwalifikuje się z powodu faktu posiadania ADHD do orzeczenia o niepełnosprawności czy stopniu niepełnosprawności według obecnego systemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że tak jest, bo choruję na nerwicę od czwartego roku życia - czasem objawy odpuszczają na kilka miesięcy i wtedy magicznie mogę wszystko ogarnąć, ale są momenty, kiedy boję się wstać z łóżka, albo biegam w panice po pokoju przez kilka dni. Wypróbowałam chyba z 50 różnych leków i żaden nie działał, próbowałam szpitala, ale terapeuty tam ani razu nie widziałam a tylko znęcano się tam nade mną, bito, wiązano i okradziono. Po tym pobycie miałam takie zaostrzenie nerwicy, że szkoda mówić. Próbowałam terapii, ale po 9 cyklach, z 9 różnymi terapeutami też nie ma efektu. W tym miesiącu zaczynam z nowym terapeutą, ale nie mam już za bardzo nadziei, bo i leki, jakie mogłabym wypróbować też się już skończyły. Nie wiem, co ze mną będzie w przyszłości i dlatego poprosiłam o pomoc, żeby choć trochę sobie ułatwić życie, ale chyba jej nie dostanę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz orzeczenie o niepełnosprawności? Wydaje mi się, że by Ci się przydało. Po ostatnim poście widać, że masz zaburzenia w ewidentnie znacznym stopniu nasilenia i według mnie zdecydowanie utrwalone i że masz zaburzenia od dzieciństwa, nawet schizofrenicy w ewidentnej remisji dostają orzeczenia o niepełnosprawności mimo tego, że wówczas ich objawy są bardzo zniwelowane, ale po iluś miesiącach czy latach ostre zaburzenia mogą nagle wrócić u takiego schizofrenika, sama obecność zaburzenia psychotycznego w stanie wyraźnej remisji wystarczy do uzyskania orzeczenia o stopniu niepełnosprawności. 

 

Po tym, jak się komunikujesz i zachowujesz w Twoim przedostatnim poście w tym wątku mogę się domyślać, dlaczego tak wiele osób odrzuca Cię w Internecie, o czym napisałaś w innym wątku na tym forum. Na podstawie Twojej aktywności na tym forum i tego, co na tym forum piszesz nie wykluczam tego, że masz zaburzenia ze spektrum autyzmu (ale nie stwierdzam, że na pewno je masz).

Edytowane przez take

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mi je wykluczono i to w dzieciństwie. Nie miałam żadnego z podstawowych objawów - byłam bardzo komunikatywna, łatwo nawiązywałam kontakty, buzia mi się nie zamykała, uwielbiałam się przytulać i w ogóle kontakt fizyczny i w wieku 8 miesięcy mówiłam już zdaniami. Na pewno nie mam autyzmu. Mam nerwicę i trudny charakter i to w zasadzie wszystko. A orzeczenie o niepełnosprawności mam od przedszkola, tyle że niewiele to w moim życiu zmienia, lepiej mi od tego nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaką agresją? Gdzie w moich wypowiedziach była agresja? :( Ani razu jej nie było, złość jest dla mnie uczuciem abstrakcyjnym i poczułam ją może 3 razy w życiu... 

Reaguję tak, jak reaguję, bo mam w sobie od zawsze silny strach przed byciem chorą psychicznie a w tym temacie, zamiast otrzymać radę, jak poprawić swoje funkcjonowanie, bo to o nią się zwróciłam, co chwilę ktoś mi zarzuca jakąś chorobę, coraz poważniejszą i bardziej nieuleczalną z każdą wiadomością. Ja już prawie płaczę, bo pojawiają się myśli, że jeśli to jest nieuleczalne to nigdy z tego nie wyjdę, że będę tak cierpiała do śmierci, że nigdy nie będę wolna i to się nie skończy... ja się normalnie broniłam przed zaszczepianiem mi tutaj jeszcze większego strachu, tym razem, że jestem upośledzona, bo nie jestem i wiem to... ale, przy mojej hipochondrii, zaraz sobie wmówię, zacznę czytać i będę mieć objawy... broniłam się, chyba mi wolno... dlaczego wolno każdemu, ale nie mnie? :(

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nawet w sytuacjach, kiedy inni się złoszczą, czuję wyłącznie strach i po prostu zaczynam płakać. Nie wiem nawet jak dokładnie odczuwa się złość, bo uczucie, które dominuje u mnie to strach i zmęczenie. Nie umiem się kłócić, bo kiedy ktoś jest na mnie zły, nawet jeśli nie było w czymś mojej winy, płaczę i przepraszam. Raz w szkole przeprosiłam nauczycielkę, która się nade mną znęcała, że musiała na mnie nakrzyczeć. Jak już mówiłam wiele razy, moje intencje w wypowiedziach są inne, niż widzą je ludzie - żyłam w ogromnej izolacji, od kiedy w wieku 8 lat przeszłam na nauczanie domowe, bo nie dawałam rady lękowo wytrzymać w szkole i w zasadzie widuję tylko moją rodzinę od tamtej pory. Ciężko mi cokolwiek tłumaczyć, tak żeby ktoś zrozumiał. 

Ale jeszcze raz apeluję o pomoc w tym, o co zapytałam, bo po to założyłam ten temat🙏

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, robertina napisał(a):

A orzeczenie o niepełnosprawności mam od przedszkola, tyle że niewiele to w moim życiu zmienia, lepiej mi od tego nie jest.

Nie wszystkie osoby z zaburzeniami psychicznymi (nawet neurorozwojowymi, takimi jak np. ADHD) mają czy otrzymują orzeczenie o niepełnosprawności, zdarzają się nawet osoby z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, które są na tyle wysokofunkcjonujące, że nie widzą potrzeby starania się o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności (na pewnym forum w Internecie czytałem nawet o tym, że pewnej dorosłej osoby z diagnozą zespołu Aspergera nie zaliczono nawet do lekkiego stopnia niepełnosprawności, mimo tego, że była na komisji). Jeśli nawet teraz masz orzeczenie zaliczające Cię do osób niepełnosprawnych, to jakby łatwiej mi zrozumieć, dlaczego masz tak duże trudności w życiu - to, że masz wyraźnie trudniej i że masz poważne objawy, zostało nawet potwierdzone na komisji związanej z orzekaniem o niepełnosprawności (wcześniej o tym nie wiedziałem, właśnie co przeczytałem to w Twoim nowym poście).

Nie masz niepełnosprawności intelektualnej, ale masz zdiagnozowane ciężkie, utrwalone i wręcz uporczywe lub uporczywie nawracające zaburzenia nerwicowe, czyli coś, co też kwalifikuje się do orzeczenia o niepełnosprawności. Czy szukasz pomocy dla osób z orzeczeniem, np. fundacji czy stowarzyszeń pomagających osobom niepełnosprawnym czy mającym trudności życiowe, gdzie można uzyskać pomoc za darmo (np. psychologa, psychoterapeutę, pomoc związaną z poszukiwaniem pracy, sferą zatrudnienia)?

 

Od kilku lat korzystam z takiej darmowej pomocy, miałem dużo rozmów z psychologami dzięki temu, miałem spotkania dotyczące pomocy w zatrudnieniu w związku z tym. 

 

W Twoim przypadku problemem zdaje się być to, że zaburzenia są uporczywe czy "wrednie" powracające, że nie może być (zwłaszcza już na dobre) normalnie, tylko nerwica Cię regularnie (choć z przerwami bądź nie) gnębi i to zdaje się zadawać Ci dużo cierpienia, "dołować" Cię.

Edytowane przez take

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od 2016 roku miałam 2 razy dwumiesięczną przerwę w objawach i już nie mijają. Nie jestem w stanie pracować, bo nawet nie wychodzę z domu ani w nim sama nie zostaję. Moja nerwica jest ściśle powiązana z bardzo silną emetofobią i to wokół niej kręci się wszystko w moim życiu. Nie jestem w stanie poszukać pomocy nigdzie, gdzie nie jestem w stanie dojść pieszo, bo mam chorobę lokomocyjną i nie jeżdżę niczym. Wypróbowałam już prawie wszystkich dostępnych w okolicy psychologów no i szpital, który jest w pobliżu i nic już innego zrobić nie mogę. Jestem niemal pewna, że takiej fundacji nie ma w mojej okolicy, bo tak się złożyło, że mieszkam na przedmieściach i tutaj nawet o podstawową pomoc jest trudno. Ja nawet nie mam zawodu, bo żeby go zdobyć musiałabym pojechać do szkoły a ja niczym nie jeżdżę, więc i tak wszelka praca dla mnie to chyba tylko sprzątanie, czego znów nie umiem. Nie mam innych opcji poza te, których próbowałam. Dlatego prosiłam o radę tutaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na chorobe lokomocyjna sa leki. Poza tym co ma ci ktos doradzic na odwlekanie i przemeczenie psychiczne? Medytacje?

Do lekarza trzeba z tym isc i na terapie.

Edytowane przez Takiten

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jaki stopień niepełnosprawności masz? Teraz widzę, że masz poważniejsze objawy, niż myślałem. 

 

Ja mam diagnozy zespołu Aspergera, zaburzeń schizotypowych i obsesyjno-kompulsywnych, rentę socjalną, zasiłek pielęgnacyjny, umiarkowany stopień niepełnosprawności z symbolami 02-P i 12-C. Mam 32,5 roku, w ciągu życia jedyną pracą, jaką udało mi się jak do tej pory zdobyć, jest roznoszenie ulotek (miałem tę pracę łącznie przez kilka miesięcy). Nie mam zawodu, ale ukończyłem szkołę średnią, po diagnozie zespołu Aspergera bardzo dobrze napisałem maturę i dostałem się na studia stacjonarne, pierwszy etap normalnie ukończyłem, pracę dyplomową na studiach drugiego stopnia obroniłem po ponad osiemnastu miesiącach po terminie (wcześniej miałem już pierwsze orzeczenie o niepełnosprawności, dwa orzeczenia o rencie socjalnej oraz dwa pełne pobyty na oddziale dziennym). Samemu jeżdżę komunikacją zbiorową do miasta powiatowego i miasta wojewódzkiego, kilka razy dojeżdżałem w ten sposób na terapię na oddziały dzienne, jedna tura takiej terapii trwała prawie trzy miesiące. W całodobowym szpitalu psychiatrycznym byłem zaledwie jedną dobę (jeszcze przed pierwszym pójściem na oddział dzienny).

 

Patrząc na Twoje problemy widzę, że w niektórych aspektach (przemieszczanie się po okolicy (komunikacja zbiorowa), edukacja) radzisz sobie gorzej ode mnie. Może powinnaś mieć rentę socjalną albo nawet znaczny stopień niepełnosprawności czy orzeczenie o niezdolności do samodzielnej egzystencji, skoro od długiego czasu jest z Tobą naprawdę źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na mnie w ogóle nie działają. Kiedyś musiałam gdzieś dalej pojechać, wzięłam tyle leków, że spałam i przez sen to robiłam, o mało się nie zachłysnęłam. Poza tym, to się u mnie dzieje dosłownie co 100 metrów, po kilkanaście razy podczas jednej jazdy. Od 12 lat nie wsiadłam do niczego, co ma koła.

2 minuty temu, take napisał(a):

A jaki stopień niepełnosprawności masz? Teraz widzę, że masz poważniejsze objawy, niż myślałem. 

 

Ja mam diagnozy zespołu Aspergera, zaburzeń schizotypowych i obsesyjno-kompulsywnych, rentę socjalną, zasiłek pielęgnacyjny, umiarkowany stopień niepełnosprawności z symbolami 02-P i 12-C. Mam 32,5 roku, w ciągu życia jedyną pracą, jaką udało mi się jak do tej pory zdobyć, jest roznoszenie ulotek (miałem tę pracę łącznie przez kilka miesięcy). Nie mam zawodu, ale ukończyłem szkołę średnią, po diagnozie zespołu Aspergera bardzo dobrze napisałem maturę i dostałem się na studia stacjonarne, pierwszy etap normalnie ukończyłem, pracę dyplomową na studiach drugiego stopnia obroniłem po ponad osiemnastu miesiącach po terminie (wcześniej miałem już pierwsze orzeczenie o niepełnosprawności, dwa orzeczenia o rencie socjalnej oraz dwa pełne pobyty na oddziale dziennym). Samemu jeżdżę komunikacją zbiorową do miasta powiatowego i miasta wojewódzkiego, kilka razy dojeżdżałem w ten sposób na terapię na oddziały dzienne, jedna tura takiej terapii trwała prawie trzy miesiące. W całodobowym szpitalu psychiatrycznym byłem zaledwie jedną dobę (jeszcze przed pierwszym pójściem na oddział dzienny).

 

Patrząc na Twoje problemy widzę, że w niektórych aspektach (przemieszczanie się po okolicy (komunikacja zbiorowa), edukacja) radzisz sobie gorzej ode mnie. Może powinnaś mieć rentę socjalną albo nawet znaczny stopień niepełnosprawności czy orzeczenie o niezdolności do samodzielnej egzystencji, skoro od długiego czasu jest z Tobą naprawdę źle.

 

Myślisz, że nie próbowałam? Nie dostałam nawet zasiłku, wysłano mnie "do roboty". Utrzymujemy się z głodowej renty mojej Mamy, która rzadko wystarcza nawet na pół miesiąca, ale mama nie może pracować, bo musi być w domu ze mną 24/7. 

 

Ale ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, poprosiłam wyraźnie o radę jak ogarnąć czynności domowe. Ta rozmowa powoduje u mnie ogromny dyskomfort bo jest niechciana i naprawdę wolałabym jej nie kontynuować. Jeżeli kategorycznie nie chcesz odpowiedzieć mi na pytanie zawarte w temacie, to proszę zakończmy tę konwersację, bo zaczęłam już odczuwać ogromny lęk i za chwilę się to skończy atakiem paniki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta choroba lokomocyjna, emetofobia i ogólnie nerwica wyglądają po prostu fatalnie. Skoro masz tak duże trudności w przemieszczaniu się, to Twoja sytuacja wygląda naprawdę poważnie, sam nie wiem może, co poradzić :( Skoro masz tak duże trudności z korzystaniem z komunikacji, z podróżowaniem, to może masz najwyższą grupę inwalidzką? Dodam, że sam jej nigdy nie miałem, ani w zespole do spraw orzekania o niepełnosprawności, ani w ZUS-ie.

Twoja historia jest bardzo przykra. Niestety, ja nie umiem pomóc w tej sytuacji :( Nie chcę Cię smucić i sprawiać Ci cierpienia, kończymy rozmowę.

Edytowane przez take

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam najniższy stopień, bez praw do opieki, renty itd. Każdy się mnie czepia, że nie pracuję. Usłyszałam nawet ostatnio, że młoda, zdrowa kobieta wyciąga kasę od państwa, bo jej się nie chce pracować.

Ale ja ABSOLUTNIE NIE CHCĘ o tym rozmawiać. Pytanie brzmiało - czy istnieje jakiś system, który pomaga rozplanować dzień i ogarnąć porządki domowe i niezdarność w sytuacji przewlekłego stresu i poprosiłabym o odpowiedź na to pytanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozpisz sobie moze na kartce plan dnia wlacznie z godzinami i czy boli czy nie rob to codziennie.

 

Ja tak robie od kiedy wyszedlem ze szpitala, bo nie wrocilem jeszcze do pracy. Plan mam co prawda w glowie, ale bez systematycznosci, rutyny dnia i zajec tez bym sie rozlozyl i wszystko bym odwlekal.

 

Jednak uwazam ze nie w tym tkwi problem. Musisz cos z ta nerwica zrobic. Musi istniec jakis sposob zebys dotarla do oddzialu leczenia nerwic, chocby nafaszerowanie sie benzo tak zebys nie czula lęku. Normalnie bym tego nie proponowal, ale tam sie jedzie tylko dwa razy. Raz na rozmowe kwalifikacyjna, drugi raz na pobyt. 

Od siebie polecam ipin w wwie i odradzam radom.

 

No chyba ze chcesz tak funkcjonowac do konca zycia.

Edytowane przez Takiten

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam Cię, ale nerwica to nie diagnoza a stres i nerwica to w zasadzie to samo, są silnie sprzężone.

Stres jest definiowany jako „stan, w którym przez dłuższy czas oczekiwania wobec jednostki są nieproporcjonalne do możliwości”.

Stres powoduje w organizmie szereg reakcji, przede wszystkim wyrzut kortyzolu i noradrenaliny, które mogą wywołać szereg objawów, od nerwicy po problemy ze skupieniem czy koordynacją, które owszem, mogą być mylone z ADHD.

Bardzo dziwi mnie jedno zdanie, które piszesz „wiem co mi jest”. No to co Ci jest? Jeśli masz stres i nerwicę, to one są czymś spowodowane i wyeliminowanie tego czynnika + ćwiczenia adaptacyjne, techniki radzenia sobie z lękiem i stresem powinny problem rozwiązać. 
Co do opanowania samych objawów, które opisujesz, pewnie sprawdziłyby się techniki, które też się stosuje przy ADHD. Tzn na koncentrację i motywację spisywanie to-do list (max 3 realistyczne punkty), struktura i powtarzalność: wszystkie ważne przedmioty mają swoje miejsce aż wypracuje się automatyzm, np klucze zawsze w szafeczce przy drzwiach aż zaczniesz je tam zostawiać bez myślenia, automatycznie, ćwiczenie uważności, czyli codzienny trening mówienia do siebie na głos co robisz krok po kroku w tym aspekcie, w którym chcesz wypracować rutynę, np „teraz podchodzę do drzwi, wyciągam klucz, otwieram drzwi, a klucz zawsze kładę do szafeczki” itd.

Na brak koordynacji ruchowej rehabilitacja. Ciężko tu coś podpowiedzieć bo to trzeba dokładnie zbadać, w jakich sferach masz układ nerwowy nad- a w jakich podreaktywny, ale zawsze zalecana jest aktywność z oporem (np chodzenie po schodach, odkurzanie, wyrabianie ciasta ręcznie itd), pauzy sensoryczne (np zasłona zawieszona przy łóżku albo taki namiot na łóżko z Ikei, żeby w móc się jakby „odciąć”)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 23.06.2024 o 16:20, Takiten napisał(a):

Rozpisz sobie moze na kartce plan dnia wlacznie z godzinami i czy boli czy nie rob to codziennie.

 

Ja tak robie od kiedy wyszedlem ze szpitala, bo nie wrocilem jeszcze do pracy. Plan mam co prawda w glowie, ale bez systematycznosci, rutyny dnia i zajec tez bym sie rozlozyl i wszystko bym odwlekal.

 

Jednak uwazam ze nie w tym tkwi problem. Musisz cos z ta nerwica zrobic. Musi istniec jakis sposob zebys dotarla do oddzialu leczenia nerwic, chocby nafaszerowanie sie benzo tak zebys nie czula lęku. Normalnie bym tego nie proponowal, ale tam sie jedzie tylko dwa razy. Raz na rozmowe kwalifikacyjna, drugi raz na pobyt. 

Od siebie polecam ipin w wwie i odradzam radom.

 

No chyba ze chcesz tak funkcjonowac do konca zycia.

 

Przykro mi, ale leki na mnie w ogóle nie działają a emetofobia  jest u mnie tak silna, że odmówiłabym jazdy do szpitala, gdyby było zagrożenie życia. Najpierw musiałabym się pozbyć emetofobii, ale wtedy, to i nerwicy bym już nie miała. 

A, co do planu, niestety, choruję dodatkowo na chorobę przewlekłą, fizyczną, której nie jestem w stanie kontrolować i, która co kilka dni zwala mnie z nóg tak, że są dni, kiedy naprawdę fizyczny ból jest taki, że mogę tylko leżeć. Wczoraj na przykład tak było do popołudnia. To jest rzecz, której nawet osoba bez nerwicy by nie przeskoczyła, więc są dni, kiedy NAPRAWDĘ nie mogę czegoś zrobić. Tyle, że po takich dniach już niestety do danej rzeczy nie wracam i to mnie boli.

W dniu 24.06.2024 o 10:16, minou napisał(a):

Przepraszam Cię, ale nerwica to nie diagnoza a stres i nerwica to w zasadzie to samo, są silnie sprzężone.

Stres jest definiowany jako „stan, w którym przez dłuższy czas oczekiwania wobec jednostki są nieproporcjonalne do możliwości”.

Stres powoduje w organizmie szereg reakcji, przede wszystkim wyrzut kortyzolu i noradrenaliny, które mogą wywołać szereg objawów, od nerwicy po problemy ze skupieniem czy koordynacją, które owszem, mogą być mylone z ADHD.

Bardzo dziwi mnie jedno zdanie, które piszesz „wiem co mi jest”. No to co Ci jest? Jeśli masz stres i nerwicę, to one są czymś spowodowane i wyeliminowanie tego czynnika + ćwiczenia adaptacyjne, techniki radzenia sobie z lękiem i stresem powinny problem rozwiązać. 
Co do opanowania samych objawów, które opisujesz, pewnie sprawdziłyby się techniki, które też się stosuje przy ADHD. Tzn na koncentrację i motywację spisywanie to-do list (max 3 realistyczne punkty), struktura i powtarzalność: wszystkie ważne przedmioty mają swoje miejsce aż wypracuje się automatyzm, np klucze zawsze w szafeczce przy drzwiach aż zaczniesz je tam zostawiać bez myślenia, automatycznie, ćwiczenie uważności, czyli codzienny trening mówienia do siebie na głos co robisz krok po kroku w tym aspekcie, w którym chcesz wypracować rutynę, np „teraz podchodzę do drzwi, wyciągam klucz, otwieram drzwi, a klucz zawsze kładę do szafeczki” itd.

Na brak koordynacji ruchowej rehabilitacja. Ciężko tu coś podpowiedzieć bo to trzeba dokładnie zbadać, w jakich sferach masz układ nerwowy nad- a w jakich podreaktywny, ale zawsze zalecana jest aktywność z oporem (np chodzenie po schodach, odkurzanie, wyrabianie ciasta ręcznie itd), pauzy sensoryczne (np zasłona zawieszona przy łóżku albo taki namiot na łóżko z Ikei, żeby w móc się jakby „odciąć”)

 

Nerwica jest spowodowana silną emetofobią i wokół niej kręci się całe moje życie. Jestem dodatkowo nadwrażliwa i byle stres kiedyś powodował, że cierpiałam na lęki miesiącami. W tej chwili, podkręca je choroba przewlekła i dlatego nie przeszły w ogóle przez kilka lat i chyba już nie przejdą. Wiem, że musze leczyć emetofobię, ale żaden terapeuta się dotąd na niej nie skupiał, bo bardziej ich interesowało, dlaczego nie miałam kolegów w szkole - no serio, jak miałam mieć, skoro miałam nauczanie domowe a do dzieci na dwór nie wychodziłam, bo bałam się zarazić jelitówką? Ale oni uważali, że musi być za tym jakaś wielka ukryta esencja moich lęków, kiedy ten brak przyjaciół jest tylko efektem ubocznym fobii, która mi od dziecka niszczy życie. Stąd też nerwica. Nie wiem, jak mam rozmawiać z terapeutami, żeby mi wmawiali, że nie czuję tego, co czuję, bo u nich w książkach jest napisane, że jest inaczej. A, kiedy się upieram, że wiem, co czuję lepiej od ich książek, rezygnują z terapii, jakby ich do licha nie szkolili w leczeniu też fobii. Dlatego bardzo jestem sceptycznie nastawiona do kolejnej terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, robertina napisał(a):

 

Przykro mi, ale leki na mnie w ogóle nie działają a emetofobia  jest u mnie tak silna, że odmówiłabym jazdy do szpitala, gdyby było zagrożenie życia. Najpierw musiałabym się pozbyć emetofobii, ale wtedy, to i nerwicy bym już nie miała. 

A, co do planu, niestety, choruję dodatkowo na chorobę przewlekłą, fizyczną, której nie jestem w stanie kontrolować i, która co kilka dni zwala mnie z nóg tak, że są dni, kiedy naprawdę fizyczny ból jest taki, że mogę tylko leżeć. Wczoraj na przykład tak było do popołudnia. To jest rzecz, której nawet osoba bez nerwicy by nie przeskoczyła, więc są dni, kiedy NAPRAWDĘ nie mogę czegoś zrobić. Tyle, że po takich dniach już niestety do danej rzeczy nie wracam i to mnie boli.

 

Nerwica jest spowodowana silną emetofobią i wokół niej kręci się całe moje życie. Jestem dodatkowo nadwrażliwa i byle stres kiedyś powodował, że cierpiałam na lęki miesiącami. W tej chwili, podkręca je choroba przewlekła i dlatego nie przeszły w ogóle przez kilka lat i chyba już nie przejdą. Wiem, że musze leczyć emetofobię, ale żaden terapeuta się dotąd na niej nie skupiał, bo bardziej ich interesowało, dlaczego nie miałam kolegów w szkole - no serio, jak miałam mieć, skoro miałam nauczanie domowe a do dzieci na dwór nie wychodziłam, bo bałam się zarazić jelitówką? Ale oni uważali, że musi być za tym jakaś wielka ukryta esencja moich lęków, kiedy ten brak przyjaciół jest tylko efektem ubocznym fobii, która mi od dziecka niszczy życie. Stąd też nerwica. Nie wiem, jak mam rozmawiać z terapeutami, żeby mi wmawiali, że nie czuję tego, co czuję, bo u nich w książkach jest napisane, że jest inaczej. A, kiedy się upieram, że wiem, co czuję lepiej od ich książek, rezygnują z terapii, jakby ich do licha nie szkolili w leczeniu też fobii. Dlatego bardzo jestem sceptycznie nastawiona do kolejnej terapii.

Współczuję takich doświadczeń ❤️

Ja mam pierwszą terapię w życiu, zawsze mi się lepiej współpracowało z psychiatrami, właśnie ze względu na problem z porozumieniem. Psychiatrzy są bardziej konkretni i skupieni na objawach i faktach. Psychologia za to długo była dla mnie mglistą nauką gdzie w zależności od nurtu można w zasadzie udowodnić każde poglądy 🤷‍♀️

Ale mam wrażenie, że to się bardzo zmieniło. Jest dużo bardziej naukowe podejście do ludzkiego umysłu teraz. 
 

Choroba przewlekła i ból to bardzo silne stresory. Nic dziwnego że jest Ci ciężko panować nad nerwicą w tej sytuacji. 

 

A co do fobii, to moim zdaniem to tylko objaw. Sama mam nerwicę lękową od dziecka i przerabiałam różne fobie. Nigdy nie ufałam psychologom i terapiom, ale znalazłam swój sposób pozbywania się fobii intuicyjnie, czyli ekspozycja i racjonalizacja, coś podobnego do metody kognitywnej. Ale zdałam sobie sprawę, że to w ogóle nie załatwia problemu. Moim problemem był obezwładniający lęk, który np objawiał się arachnofobią, ale kiedy sobie z nią poradziłam, to mój lęk po prostu znalazł inne ujście i zwalił mnie z nóg na rok pod postacią silnej hipochondrii. Już te ponad 20 lat temu starsza Pani psychiatra mi powiedziała że ja się lęków i fobii nie pozbędę, bo jej zdaniem one są spowodowane problemem organicznym. Tzn. mój mózg nie funkcjonuje jak trzeba, nie osiąga równowagi chemicznej i chyba jest mocno nadwrażliwy na hormon stresu. Jako osoba dorosła dostałam diagnozę ADHD i autyzm i potwierdzenie że mój mózg nie jest fizycznie w stanie utrzymać odpowiedniego poziomu dopaminy. Brałam leki przeciwdepresyjne, benzodiazepiny itd, ale wyciszenie lęku było średnie. Natomiast od ponad 2 lat, kiedy dostaje stymulanty na ADHD, szeroko znane z wywoływania i zaostrzania stanów lękowych, całkowicie pozbyłam się nerwicy i fobii. Jak ręką odjął. 

Dlatego też nie do końca się dziwię terapeutom, że szukali przyczyny Twojej emetofobii, ale może błędne jest założenie, że ona wynika z jakiś Twoich przeżyć. Może przyczyna jest organiczna.

Tak na wszelki wypadek może pomyślisz o badaniach poziomu witamin? Jeśli pielęgniarka pobierze Ci krew na wizycie domowej? Brak np wit D daje szereg objawów neurologicznych, brak wit B12 może powodować problemy z równowagą itd. Zapominamy, że kiedyś ludzie umierali z braku witamin i nie dowierzamy, że ostry niedobór może powodować bardzo poważne objawy. Warto to wykluczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, robertina napisał(a):

 

Przykro mi, ale leki na mnie w ogóle nie działają a emetofobia  jest u mnie tak silna, że odmówiłabym jazdy do szpitala, gdyby było zagrożenie życia. Najpierw musiałabym się pozbyć emetofobii, ale wtedy, to i nerwicy bym już nie miała. 

A, co do planu, niestety, choruję dodatkowo na chorobę przewlekłą, fizyczną, której nie jestem w stanie kontrolować i, która co kilka dni zwala mnie z nóg tak, że są dni, kiedy naprawdę fizyczny ból jest taki, że mogę tylko leżeć. Wczoraj na przykład tak było do popołudnia. To jest rzecz, której nawet osoba bez nerwicy by nie przeskoczyła, więc są dni, kiedy NAPRAWDĘ nie mogę czegoś zrobić. Tyle, że po takich dniach już niestety do danej rzeczy nie wracam i to mnie boli.

 

Nerwica jest spowodowana silną emetofobią i wokół niej kręci się całe moje życie. Jestem dodatkowo nadwrażliwa i byle stres kiedyś powodował, że cierpiałam na lęki miesiącami. W tej chwili, podkręca je choroba przewlekła i dlatego nie przeszły w ogóle przez kilka lat i chyba już nie przejdą. Wiem, że musze leczyć emetofobię, ale żaden terapeuta się dotąd na niej nie skupiał, bo bardziej ich interesowało, dlaczego nie miałam kolegów w szkole - no serio, jak miałam mieć, skoro miałam nauczanie domowe a do dzieci na dwór nie wychodziłam, bo bałam się zarazić jelitówką? Ale oni uważali, że musi być za tym jakaś wielka ukryta esencja moich lęków, kiedy ten brak przyjaciół jest tylko efektem ubocznym fobii, która mi od dziecka niszczy życie. Stąd też nerwica. Nie wiem, jak mam rozmawiać z terapeutami, żeby mi wmawiali, że nie czuję tego, co czuję, bo u nich w książkach jest napisane, że jest inaczej. A, kiedy się upieram, że wiem, co czuję lepiej od ich książek, rezygnują z terapii, jakby ich do licha nie szkolili w leczeniu też fobii. Dlatego bardzo jestem sceptycznie nastawiona do kolejnej terapii.

Cześć, przeczytałem twoje wpisy..

Jestem w stanie uwierzyć, że leki na Ciebie nie działają.

Ja na terapię też się nie zdecydowałem, nie chciałem przed kolejną osobą wywalać i omawiać swoich brudów.

Ja terapię zastąpiłem (wiem, że to obecnie mało popularne) próbą zrozumienia Boga, sensu mojego życia i mojej przemiany wewnętrznej. Relację z Bogiem budowałem na zasadzie "medytacji", szukania "ciszy" zadawania pytań samemu sobie.. i z czasem przyszły wew. odpowiedzi. Mi to pomagało i nadal pomaga (choroba zupełnie się wyciszyła - od 9 tygodni normalnie funkcjonuję). Choroba mnie zmieniła, chyba nigdy bym się nie zdecydował na takie zmiany/nigdy bym nie zrezygnował z pewnych destrukcyjnych  zachowań .. gdyby nie przyszła choroba.

Przez ostatnie 3 lata mnie "nie było": dla rodziny, innych. Nie byłem w stanie stworzyć czegoś nowego, żyłem w lęku, apatii, i koszmarnych myślach... W ostatnich tygodniach zbudowałem w ogrodzie (dla mojej 8 letniej córki): 30m tyrolkę oraz basen 4/4m. Ona ma frajdę a ja czuję radość jak widzę jej uśmiech:-)

 

Nie traktuj moich słów jak rady dla Ciebie..

Postanowiłem po prostu podzielić się z Tobą moimi doświadczeniami.

Ty zdecydujesz jak i gdzie szukać pomocy.

Trzymaj się 🙂

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, minou napisał(a):

Współczuję takich doświadczeń ❤️

Ja mam pierwszą terapię w życiu, zawsze mi się lepiej współpracowało z psychiatrami, właśnie ze względu na problem z porozumieniem. Psychiatrzy są bardziej konkretni i skupieni na objawach i faktach. Psychologia za to długo była dla mnie mglistą nauką gdzie w zależności od nurtu można w zasadzie udowodnić każde poglądy 🤷‍♀️

Ale mam wrażenie, że to się bardzo zmieniło. Jest dużo bardziej naukowe podejście do ludzkiego umysłu teraz. 
 

Choroba przewlekła i ból to bardzo silne stresory. Nic dziwnego że jest Ci ciężko panować nad nerwicą w tej sytuacji. 

 

A co do fobii, to moim zdaniem to tylko objaw. Sama mam nerwicę lękową od dziecka i przerabiałam różne fobie. Nigdy nie ufałam psychologom i terapiom, ale znalazłam swój sposób pozbywania się fobii intuicyjnie, czyli ekspozycja i racjonalizacja, coś podobnego do metody kognitywnej. Ale zdałam sobie sprawę, że to w ogóle nie załatwia problemu. Moim problemem był obezwładniający lęk, który np objawiał się arachnofobią, ale kiedy sobie z nią poradziłam, to mój lęk po prostu znalazł inne ujście i zwalił mnie z nóg na rok pod postacią silnej hipochondrii. Już te ponad 20 lat temu starsza Pani psychiatra mi powiedziała że ja się lęków i fobii nie pozbędę, bo jej zdaniem one są spowodowane problemem organicznym. Tzn. mój mózg nie funkcjonuje jak trzeba, nie osiąga równowagi chemicznej i chyba jest mocno nadwrażliwy na hormon stresu. Jako osoba dorosła dostałam diagnozę ADHD i autyzm i potwierdzenie że mój mózg nie jest fizycznie w stanie utrzymać odpowiedniego poziomu dopaminy. Brałam leki przeciwdepresyjne, benzodiazepiny itd, ale wyciszenie lęku było średnie. Natomiast od ponad 2 lat, kiedy dostaje stymulanty na ADHD, szeroko znane z wywoływania i zaostrzania stanów lękowych, całkowicie pozbyłam się nerwicy i fobii. Jak ręką odjął. 

Dlatego też nie do końca się dziwię terapeutom, że szukali przyczyny Twojej emetofobii, ale może błędne jest założenie, że ona wynika z jakiś Twoich przeżyć. Może przyczyna jest organiczna.

Tak na wszelki wypadek może pomyślisz o badaniach poziomu witamin? Jeśli pielęgniarka pobierze Ci krew na wizycie domowej? Brak np wit D daje szereg objawów neurologicznych, brak wit B12 może powodować problemy z równowagą itd. Zapominamy, że kiedyś ludzie umierali z braku witamin i nie dowierzamy, że ostry niedobór może powodować bardzo poważne objawy. Warto to wykluczyć.

 

Najpierw była emetofobia, którą mam od kiedy pamiętam - miałam może 2 latka i już ją miałam. A potem przyszła nerwica spowodowana długotrwałym wystawieniem na przedmiot fobii, ze względu na to, że sporo w tym czasie jeździłam. i tak to trwa a fobia się nasila z czasem.

7 godzin temu, miL;) napisał(a):

Cześć, przeczytałem twoje wpisy..

Jestem w stanie uwierzyć, że leki na Ciebie nie działają.

Ja na terapię też się nie zdecydowałem, nie chciałem przed kolejną osobą wywalać i omawiać swoich brudów.

Ja terapię zastąpiłem (wiem, że to obecnie mało popularne) próbą zrozumienia Boga, sensu mojego życia i mojej przemiany wewnętrznej. Relację z Bogiem budowałem na zasadzie "medytacji", szukania "ciszy" zadawania pytań samemu sobie.. i z czasem przyszły wew. odpowiedzi. Mi to pomagało i nadal pomaga (choroba zupełnie się wyciszyła - od 9 tygodni normalnie funkcjonuję). Choroba mnie zmieniła, chyba nigdy bym się nie zdecydował na takie zmiany/nigdy bym nie zrezygnował z pewnych destrukcyjnych  zachowań .. gdyby nie przyszła choroba.

Przez ostatnie 3 lata mnie "nie było": dla rodziny, innych. Nie byłem w stanie stworzyć czegoś nowego, żyłem w lęku, apatii, i koszmarnych myślach... W ostatnich tygodniach zbudowałem w ogrodzie (dla mojej 8 letniej córki): 30m tyrolkę oraz basen 4/4m. Ona ma frajdę a ja czuję radość jak widzę jej uśmiech:-)

 

Nie traktuj moich słów jak rady dla Ciebie..

Postanowiłem po prostu podzielić się z Tobą moimi doświadczeniami.

Ty zdecydujesz jak i gdzie szukać pomocy.

Trzymaj się 🙂

 

 

Próbuję w ten sposób od lat i bardzo mnie boli, że nie mogę w sobie znaleźć wystarczającej siły wiary, żeby w ten sposób z tego wyjść. Ale, wiem, że niektórym to bardzo pomogło i będę dalej próbować. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×