Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nieszczęśliwa, zła miłość


Rekomendowane odpowiedzi

6 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

Był super człowiekiem. Spokojny, nic nie było w stanie go wyprowadzić z równowagi. Wszystkim wokół pomagał, sam nigdy o nic nie prosił. Nigdy nie widziałem, żeby się zdenerwował. Wszystko zawsze ze spokojem i na humor. Nigdy na nic się nie poskarżył, o nikim nie powiedział złego słowa, podobno przez całe małżeństwo jego żona wywoływała awantury a on łagodził. Palił fajki na potęgę i okazjonalnie wypił, ale nie dużo i bez jakichś problemów. Pracoholik. Jeden z najbardziej podziwianych przeze mnie ludzi. 

No, i wasze małżeństwo to odbicie lustrzane pewnie;p nie jest tak? Nie jesteś typem podobnym do jej ojca? To by pasowało, to taki charakter, skoro jest całą jej matką. Ale z drugiej strony skoro sugeruje jakąś traumę z przeszłości to naprawdę skoro wzbrania się przed pomocą i terapia, to musiałobyc coś o czym az wstydziłaby się powiedzieć. Może to manipulowanie to jakieś molestowanie bylo czy coś. Ale toksyczne zachowania można wynieść z domu, traumy nie trzeba do tego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalja Chyba tak jak piszesz. Ok, j amusze sobie zorbić przerwę od tej dyskusji. Bardzo dużo się nauczyłem, ale takie rozkminy ryją beret. Muszę jeszcze na koniec odnieść się do tego wszystkiego, co pisze @DEPERS, bo ilekroć coś tu wrzuci, mnie jakoś tak coś trafia. I wiecie dlaczego tak jest? Bo chłop od samego początku pisze prawdę. Poczytajcie wszystkie jego posty tutaj: to są dokładnie rzeczy, które powinienem usłyszeć. W oczy kole, bo trafia w sedno. Dokładnie za tymi wskazówkami powinienem podążać. Tyle, że robię to od wielu lat i opadłem już z sił. Ale to nie jest wymówka. W szczęściu i w nieszczęściu, w zdrowiu i chorobie - to znaczy, że jak jedno nawala to drugie to naprawia. I tak powinno być. A jeśli umysł próbuje znaleźć odskocznię tam, gdzie mój, to świadczy tylko o mojej niedojrzałości i to nad nią powinienem pracować. Jeśli ja się zmienię, to zmieni się 50% mojego związku. A to dużo. Także @DEPERSszacun że masz takie zasady. Może u Ciebie nie zostały one poddane wielokrotnie próbie tak jak u mnie, ale i tak jesteś dobrym przykładem dla mnie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Felix Lighter napisał(a):

@Dalja Chyba tak jak piszesz. Ok, j amusze sobie zorbić przerwę od tej dyskusji. Bardzo dużo się nauczyłem, ale takie rozkminy ryją beret. Muszę jeszcze na koniec odnieść się do tego wszystkiego, co pisze @DEPERS, bo ilekroć coś tu wrzuci, mnie jakoś tak coś trafia. I wiecie dlaczego tak jest? Bo chłop od samego początku pisze prawdę. Poczytajcie wszystkie jego posty tutaj: to są dokładnie rzeczy, które powinienem usłyszeć. W oczy kole, bo trafia w sedno. Dokładnie za tymi wskazówkami powinienem podążać. Tyle, że robię to od wielu lat i opadłem już z sił. Ale to nie jest wymówka. W szczęściu i w nieszczęściu, w zdrowiu i chorobie - to znaczy, że jak jedno nawala to drugie to naprawia. I tak powinno być. A jeśli umysł próbuje znaleźć odskocznię tam, gdzie mój, to świadczy tylko o mojej niedojrzałości i to nad nią powinienem pracować. Jeśli ja się zmienię, to zmieni się 50% mojego związku. A to dużo. Także @DEPERSszacun że masz takie zasady. Może u Ciebie nie zostały one poddane wielokrotnie próbie tak jak u mnie, ale i tak jesteś dobrym przykładem dla mnie. 

Cały czas dążę żeby uratować Wasz związek, bo skoro tyle lat wytrzymaliście razem to jest duży potencjał , tylko gdzieś się pogubiliście i daleko od siebie zaczęliście budować własne światy. Ciche dni trzeba przerywać, dążyć do wspólnego rozwiązania. Milczenie oddala i tworzą się teorie. Gdybyście byli blisko, koleżankę z pracy byś traktował z dystansem i nie zrodziło by się uczucie bo świadomość o czekającej w domu żonie by nie pozwoliła na tworzenie uczuć do innej kobiety. Związek to ogromne poświęcenie i oddanie i trzeba robić wszystko żeby Go ratować, szukać rozwiązania, a gdy się rozpadnie mimo wszystko to w głowie masz to, że zrobiłeś wszystko co w Twojej mocy żeby go uratować i nie jesteś przegrany. Na Twoją żonę jest na pewno jakiś sposób żeby słowa zaczęły jej ryć w sercu. Tak jak ja znajduje sposób na to żeby trafić w Ciebie, tak Ty znajdź żeby trafić w żonę, żeby dało jej do myślenia to co mówisz, żeby jej to nie dawało spokoju. Skoro było kiedyś dobrze to może być i teraz. Powiedz jej, że cierpisz, że wszystko co zbudowaliście ucieka, a Ty nie chcesz jej tracić, macie dzieci jest dla kogo żyć, to jest owoc Waszej miłości . Może leki które bierze sprawiły, że życie jest dla niej blade. To wszystko trzeba rozgrzebać. No ja bym walczył do końca:) 

Edytowane przez DEPERS

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Felix Lighterja mysle ze cierpisz z powodu tego nieplanowanego uczucia,jakim obdarzyles koleżankę.Po prostu w twoim prostolinijnym zyciu pojawilo sie jabłko, kore chcesz zerwać,,a wiesz ze nie powinienes.I to zrodziło wewnętrzny konflikt w twojej glowie który cie teraz strasznie przytlacza.Stad twoje cierpienie.Musisz ten konflikt rozwiazac.Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.10.2023 o 07:52, Felix Lighter napisał(a):

Nigdy na nic się nie poskarżył, o nikim nie powiedział złego słowa, podobno przez całe małżeństwo jego żona wywoływała awantury a on łagodził. Palił fajki na potęgę i okazjonalnie wypił, ale nie dużo i bez jakichś problemów. Pracoholik. Jeden z najbardziej podziwianych przeze mnie ludzi. 

Witam. Przepraszam zabrzmi to brutalnie - Twoja teściowa wykończyła teścia. Pracoholik - bo moim zdaniem uciekał w pracę, ponieważ w małżeństwie nie było kolorowo.

Wracając do tematu... To tylko mój ogląd sprawy, bo rzecz jasna wielu rzeczy nie wiem, bo to nie kozetka, ale - koleżanką głowy sobie nie zawracaj, bo po prostu wpadła w lukę Twojej pustki, być może chwilowej. Nie ma co karmić wyobraźni. Trzeba stać mocno w pionie i tyle. Nie ona pierwsza, nie ostatnia, jak się nie poukłada swoich spraw. Jeden ucieka w pracę, drugi w romanse inny w hazard...

Wg mnie, to Ty jako bardziej dotknięty tym, co się dzieje w Waszej rodzinie, szybciej zareagowałeś, bo organizm Ci to  kolokwialnie pisząc "wywalił" i problemu nie zbagatelizowałeś. Natomiast Twoja żona, ma duży problem z sobą, którego nie chce widzieć. Albo jest zaburzona, albo jest niedojrzała, albo ma nienajlepszy charakter. Ty z tego, co piszesz pracujesz nad sobą i rodziną, żona z tylko jej znanych powodów woli udawać, że nic się nie dzieje, a w razie czego droga wolna. Przepraszam, brzmi to jak szantaż. Nie ma drogi wolnej bo jesteście małżeństwem- problemy też macie wspólne. Piszesz, że żona chodzi do kościoła - wiara, a religijność, to dwie różne sprawy. Ona może tego nie rozróżnia. Nie wiem jak to zrobić, nie mam pomysłu, ale dopóki żona się nie zreflektuje i nie będzie nad sobą pracować, a tylko histeryzować, biegać do kościoła w celu (oby nie, tylko ale tak mi to wygląda) usprawiedliwiania się i niszczyć  innych, bo Was niszczy, będzie cieżko.

Nie możesz się bać własnej żony dla świętego spokoju. Bo się obrazi, bo będą ciche dni.... Będą, to będą.

Sama kiedyś o mało nie "rozwaliłam" swojej rodziny. Dziś z perspektywy czasu widzę, że to, co się wtedy wydarzało było sygnałem, do tego, żeby coś zrobić ze swoim małżeństwem. Trochę lat mi zajęło poukładanie spraw rodzinnych, uczenie się rozumienia męża. Dziś mogę powiedzieć - udało się.

Pamiętaj, że największymi ofiarami "wojen dorosłych" zawsze są dzieci!

Życzę siły i powodzenia.

Edytowane przez Fatma

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za komentarze. Dużo w tym wszystkim prawdy. Chcę tu coś jeszcz napisać. Może ja się po prostu nad sobą użalam, może jestem straszną niedorajdą życiową, ale muszę powiedzieć, że ostatnio bardzo boli mnie jedna rzecz. Całe życie czułem, że musze się do kogoś dostosowywać, że musze odgrywać rolę którą powinienem odgrywać i nierzadko dużo mnie to kosztowąło. W dzieciństwie musiałem swoje całe życie podporządkować rodzicom (byli bardzo zasadniczy) i młodszemu bratu, który sporo chorował, mama bała się stale o jego zdrowie, wiązała je z komfortem pszychicznym i stale instruowała mnie, jak mam z nim rozmawiać, że mam go każdego dnia chwalić za osiągnięcia w szkole itp. i jeszcze dostawałem ochrzan że moje pchwały wyglądjaą mało wiarygodnie. Mnie nie wolno było wyrazić żadnego sprzeciwu wobec niego nawet w najdrobniejszej sprawie. Musiałem spędzać całe dnie w wakacje bawiąc się z nim. Uciekłem z tego w religię i tam zawsze też starałem się robić wszystko jak należy, wkurzało mnie, że inni, "świętsi" ode mnie dają sobie dużo luzu i wyrozumiałości, mnie nauczono, ze wyrozumiałość należy zawsze okazywać innym, nigdy sobie. Zdarzyło mi się od rodziców (skądinąd tez bardzo religijnych) dostać ochrzan,że np zaryzykowałem swoje bezpieczeństwo żeby komuś pomóc. Gdy udało mi się wyrwać z domu, trudno było mi się przystosować do grupy rówoeśniczej na studiach, tam też poznałem dziewczynę w której się zakochałem a która była skonfliktowana z moimi najbliższymi kolegami i dla niej zaryzykowałem z trudem zdobytą przyjaźń z nimi stając w jej obronie i w ogóle robiłem bardzo dużo rzeczy dla niej, a ona potem wobec tych kolegów potraktowała mnie bardzo niesprawiedliwie (nie wspomnę o tym, że oczywiście dostałem od niej kosza). Potem poznałem moją obecną żonę, dla której z masy spraw musiałem zrezygnować. Założyłem rodzinę i spędziłęm wiele lat w pracy, której nienawidziłem, z podłymi ludźmi, która doprowadziłą mnie do nerwicy lekowej paraliżującej moje życie, którą każdego dnia miałem ochotę rzucić ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, bo niezłe zarobki i zawiódłbym moją rodzinę. Pamiętam że kiedyś bus którym jechałem z pracy miał wypadek i w momencie, gdy w coś uderzył i myślałem, że zginę, poczułem wielką, wielką ulgę i potem byłem rozczarowany że nic się nie stało. Do tego druga praca po południu a w weekendy dodatkowe studia, których potrzebowałem do awansu. Po prostu wydaje mi się, że cąłe życie muszę stawać na wysokości zadania, muszę sprostać oczekiwaniom i wiem, że to normalne, że każdy tak musi i że będę dalej to robił i dam radę, skoro dotąd dawałem. Tyle, że czasem jestem już tym zmęczony. Jeśli ktoś to przeczyta i stwierdzi, że nie jestem prawdziwym mężczyzną i głową rodziny tylko pzidą użalającą się nad sobą to zprzykrością muszę powiedzieć, że ma rację. Ale dodam tyle: mam wokół siebie zaskakująco sporo osób, które nie lubiły pracy - rzuciły pracę. Nie wytrzymywały w związku - zostawiły żonę samą z dziećmi. I to właśnie chyba oni są prawdziwymi pzidami, nie ja. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Ciebie. 

też całe życie (podświadomie) chciałem udowodnić, że coś potrafię, że dam radę..

Moja praca niszczyła mnie psychicznie ale stale awansowałem (byłem dobry, miałem wyniki i dobry kontakt z ludźmi) i wmawiałem sobie: jeszcze rok, dam radę.

Pokochałem (swoją obecną żonę) i dostałem takiego strzała, że serce mi pękło..

Dużo w życiu osiągnąłem ale zawsze "czegoś" mi brakowało

2 lata temu przyszło załamanie, ciężka depresja, próba samobójcza... i Wiesz co, ja dopiero przez tą chorobę zacząłem się zmieniać wewnętrznie. Wszystko się ze mnie wylało (również w stosunku do żony), mam większy dystans do pracy, szukam informacji (wykłady w necie), które mnie rozwijają, ciekawią.

Zrozumiałem również co mnie niszczy. Zrozumiałem co muszę zmieniać, czego unikać aby nie ranić najbliższych (niestety nadal czasami mi się to zdarza - ale z tym walczę i wydaje mi się że powoli wygrywam)

Nie zostawiłem żony, przebaczyłem (chociaż ból pozostanie chyba na zawsze).

Ja uważam, że nasze życie ma sens. Nawet nieświadomie możemy coś/kogoś zmienić. Na lepsze..

Ty masz sens - córki... i żona

Zadbaj o siebie. Znajdź w sobie to co jest zajebiste, niepowtarzalne. Uwierz mi, coś takiego istnieje.. bo nie ma na świecie drugiej takiej osoby jak Ty.

Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja zawsze powtarzam to,co mi psycholog powiedziala kiedys...ze trzeba byc w zgodzie ze swoim JA )Nie zawsze czynic to ,co spolecznie  narzuca sie nam ..czyli wyjdz za mąż, ,znajdz dobra prace,zrob dzieci itd.Jesli cos nam konkretnie nie pasi,nie musimy sie do tego zmuszac,zeby zadowolic innych.Emocjonalna inteligencja ,to nasze  (JA)podpowie nam jaka droga/decyzja jest sluszna,co dla nas dobre. czasami trzeba sie postawic wymaganiom innych,w przeciwnym razie bedziemy sfrustrowani i to pierwszy krok do Nerwicy.Bo nasza własna  wola bedzie wiecznie zgnębiona ,zniewolona, nie ważna,nie sluszna i to nas wkoncu uczyni nieszczęśliwymi🤗

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 9.10.2023 o 09:22, Felix Lighter napisał(a):

. Całe życie czułem, że musze się do kogoś dostosowywać, że musze odgrywać rolę którą powinienem odgrywać i nierzadko dużo mnie to kosztowąło.

Gdzieś ostatnio słyszałem , żeby się zapytać siebie ile jest „mnie” w danej sytuacji , jak „ja” się czuję . Często się okazuje , że schematy którymi postępuję to wcale nie służą mi , tylko osobom które mi te schematy wpoiły w trakcie wychowania . Czasami warto się zapytać siebie , dla kogo ja to robię i zrobić coś dla siebie . 
A tak poza tym , to myślę , osadzanie innych nie buduje za wiele oprócz podniesienia ego osądzającego . 

 

W dniu 9.10.2023 o 21:23, Lucy32 napisał(a):

A ja zawsze powtarzam to,co mi psycholog powiedziala kiedys...ze trzeba byc w zgodzie ze swoim JA )Nie zawsze czynic to ,co spolecznie  narzuca sie nam ..czyli wyjdz za mąż, ,znajdz dobra prace,zrob dzieci itd.Jesli cos nam konkretnie nie pasi,nie musimy sie do tego zmuszac,zeby zadowolic innych.Emocjonalna inteligencja ,to nasze  (JA)podpowie nam jaka droga/decyzja jest sluszna,co dla nas dobre. czasami trzeba sie postawic wymaganiom innych,w przeciwnym razie bedziemy sfrustrowani i to pierwszy krok do Nerwicy.Bo nasza własna  wola bedzie wiecznie zgnębiona ,zniewolona, nie ważna,nie sluszna i to nas wkoncu uczyni nieszczęśliwymi🤗

Podpisuję się pod tym i z czasem też tak staram się żyć . Trochę tak szkoda spędzić życie na zadowalania innych . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokladnie @Robinmariotak wlasnie chcialam to powiedziec, przekazac to samo co napisales.Zadbac o swoje JA a nie zawsze karmic innych.Ja to przezylam na wlasnym przykladzie.Dlatego mam takie wnioski.

 

Nie mozna byc zawsze posłusznym baranem👍👍👍🤣i chodzic na smyczy innych ludzi 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się , że najlepiej jak dzieci mają dwoje rodziców pod jednym dachem ale jeśli tych dwoje nie jest szczęśliwych sami ze sobą to dzieci też łatwego życia nie mają . Tylko jak to się dzieje , że dwoje ludzi jest ze sobą szczęśliwi a później coś się psuje . Może ten szczęśliwy początek jest trochę na siłę . Tu ewolucja dosyć dobrze zadziałała bo inaczej to dzietność mogła by spaść znacząco 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesto takie zakładanie ,,niby rodziny "robi sie za młodu,gdy pierwsza miłość wydaje sie tą jedyna  i na cale zycie,potem dzieci ,i caly ciąg doświadczeń..a tu ..zycie nadal trwa, a nam zmieniaja sie preferencje ,oczekiwania, gusta... światopogląd ,na wiele spraw patrzymy inaczej...no i sie zaczynają ( Kuchenne Rewolucje🤪🤪)ale mysle ze i one sa potrzebne,czlowiek poznaje siebie 🤣Radykalnie 

 

W dniu 9.10.2023 o 22:09, 94. napisał(a):

 

Ja zawsze byłem uparty, byłem tak zdeterminowany żeby nie mieszkać z rodzicami po maturze, że żywiłem się najtańszymi zupkami chińskimi, bo oszczędzałem 😂

 

Podziwiam,naprawde za zawziętość (tą pozytywną zawziętość)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.10.2023 o 19:19, DEPERS napisał(a):

Dlatego do związku trzeba dojrzeć, a nie schodzić się z powodu zwykłego zauroczenia

Dobra, racja. Ale jak ktoś się związał pod wpływem zauroczenia i jestem razem już 23 rok. Dzieci dorosłe ale niesamodzielne, tzn mieszkają z nami. Nie ma nic miłości między nami, seks od święta jak organizm się upomni. A człowiek jeszcze by się zakochał. Jak zakończyć taki długo trwający związek. Nigdy nikogo nie zostawiłem, nie chciałbym też jej skrzywdzić bo nie jest zła kobieta. Wypaliło się wszystko i tyle 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, A3aan napisał(a):

Dobra, racja. Ale jak ktoś się związał pod wpływem zauroczenia i jestem razem już 23 rok. Dzieci dorosłe ale niesamodzielne, tzn mieszkają z nami. Nie ma nic miłości między nami, seks od święta jak organizm się upomni. A człowiek jeszcze by się zakochał. Jak zakończyć taki długo trwający związek. Nigdy nikogo nie zostawiłem, nie chciałbym też jej skrzywdzić bo nie jest zła kobieta. Wypaliło się wszystko i tyle 

Weź nie pier..ol

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, A3aan napisał(a):

Dobra, racja. Ale jak ktoś się związał pod wpływem zauroczenia i jestem razem już 23 rok. Dzieci dorosłe ale niesamodzielne, tzn mieszkają z nami. Nie ma nic miłości między nami, seks od święta jak organizm się upomni. A człowiek jeszcze by się zakochał. Jak zakończyć taki długo trwający związek. Nigdy nikogo nie zostawiłem, nie chciałbym też jej skrzywdzić bo nie jest zła kobieta. Wypaliło się wszystko i tyle 

Zastanów się czy te chwile i motylki w brzuchu są warte tego? 

A może lepie wzbudzić ponownie namiętność w swojej kobiecie ???? 

Wyjedźcie gdzieś sami...zacznij znów starać, zauważaj, zdobadz ja ponownie, oczaruj... 

Wskrzesz to co ugaslo. Związek to praca i nic samo nie przychodzi. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Melodiaa napisał(a):

Zastanów się czy te chwile i motylki w brzuchu są warte tego? 

A może lepie wzbudzić ponownie namiętność w swojej kobiecie ???? 

Wyjedźcie gdzieś sami...zacznij znów starać, zauważaj, zdobadz ja ponownie, oczaruj... 

Wskrzesz to co ugaslo. Związek to praca i nic samo nie przychodzi. 

Tylko nie wiem czy jeszcze warto, na dziś to dzieci trzymają nas razem. Jak dzieci wybyja z domu to nie będzie o czym nawet rozmawiać. Już rozmawiamy głównie Tylko o tym co w pracy i ogarnianie spraw domowych. Jak rozpalić ogień jak się nie tli nawet. Niby nie chciałbym bo szkoda tych lat ale z drugiej strony nie mam nadziei na to że będzie lepiej. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.10.2023 o 07:58, Melodiaa napisał(a):

Zastanów się czy te chwile i motylki w brzuchu są warte tego? 

A może lepie wzbudzić ponownie namiętność w swojej kobiecie ???? 

Wyjedźcie gdzieś sami...zacznij znów starać, zauważaj, zdobadz ja ponownie, oczaruj... 

Wskrzesz to co ugaslo. Związek to praca i nic samo nie przychodzi. 

Czsem chodzi o motylki w brzuchu. Czasem jednak robi się z tego taka obsesja, taki rozpierdziel emocjonalny, że człowiek nie daje rady wytrzymać, takie cierpienie, że śmierć wydaje się wybawieniem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×