Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę możecie coś napisać


aniam97

Rekomendowane odpowiedzi

13 minut temu, aniam97 napisał(a):

To jestem w szoku

Przecież tam odkąd odeszła dr Skrzypek, która kierowała oddziałem z 20 lat, to lekarze i terapeuci zmieniają się średnio 1x w roku 🤪 no dr Minor się trzyma dłużej tylko. Ale z mojego pierwszego pobytu tam na przełomie 2016/2017 roku już praktycznie nikogo tam nie ma, jedynie od choreoterapii pani Agnieszka jest, ale też jej później przez jakiś czas nie było i wróciła. Nawet moja terapeutka, która pracowała tam z 15 lat też odeszła rok temu. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Dziś obudziłam się zupełnie inną osobą, nie wiem co się dzieje

Co masz na myśli? Jak to "inną osobą"?

Chodzi o jakieś uczucie dysocjacji?

Pisałaś, że masz duże problemy z negatywnymi emocjami, zaniżoną samooceną i z traumami i że nie jesteś w stanie sobie z nimi poradzić, ale dysocjacja to już oznaka czegoś zdecydowanie poważniejszego. Rozmawiałaś o tym z terapeutą i/lub lekarzem, pytałaś o to?

 

Nie wiem, czy przeczytałaś mój poprzedni post - choć jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, co o nim uważasz i jak się do tego odniesiesz.

 

Co do wspomnianych nieprzyjemnych emocji, to ogólnie: dobrze jest je zauważać, pozwolić im być, interesować się nimi i przy tym nie utożsamiać się z nimi (tzw. metoda RAIN, od angielskiego anagramu Recognize, Allow, Investigate i Nurture - to metoda z mindfulness). Bo nie jesteś swoimi emocjami. Tak samo, nie jesteś swoimi przekonaniami.

Nieutożsamianie się ze swoimi emocjami jest kluczowe dla poradzenia sobie z nimi.

 

Chciałem Cię jakoś wesprzeć i pomóc, choć jeśli rzeczywiście oprócz wcześniej opisywanych problemów miewasz dysocjację, to nie wiem, jak do tego podejść. Na pewno dobrze, jeśli porozmawiasz o tym z terapeutą i lekarzem. Tylko dobrym, zaangażowanym i wnikliwym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

okej więc od początku. 
Chyba miał mnie wychować ojciec.
Tak było na pewno w domu matki, gdzie babka wychowała głównie syna, a moja matka była oczkiem w głowie pracowitego z pewną mądrością życiową ojca. Tworzą się takie pary. I obserwuję to także w innych rodzinach. Kompleks Edypa/Elektry... może.

Tyle że u mnie się wszystko wykrzaczyło.
Rodzice pobrali się. Urodziłam się ja.
Matka porzucająca, ale kierująca wszystkim (tzw głowa rodziny) plus ojciec zdominowany przez nią, po problemach z własną matką.
Tata osłabł. Przyszedł z pewną pulą zasobów i sprawczości, ale postawiony niżej od mojej wiecznie mającej się za lepszą matki, po mału był redukowany. Do rozchwianego emocjonalnie małego chłopca, który w odwecie próbował wyśmiewać matkę na moich oczach. Te mało dojrzałe emocje wydają mi się adekwatne do dojrzałego faceta, dopiero na terapii terapeutka mi na to zwróciła uwagę. Że to zachowanie obrażonego chłopca. No i odziedziczyłam takie nastawienie do mojej matki po ojcu. Głos rozsądku wydaje mi się wart wyśmiania. 
Więc miałam wybór. Albo mama która mnie porzuciła. I była potwornie przykra i poniżająca. Ale to ona zapisywała mnie do lekarza. Albo tata. Tracący na znaczeniu, nieskuteczny. We własnych problemach.

Rzadko już pamiętam jaki był na początku. Zanim w pełni dopasował się do szuflady "ofiara losu' albo "dzwonnik z Notre Dame". Wcale nie był ofiarą losu.
To schemat. Mam taki w pracy. Przyszłam do niej naprawdę ze spoko nastawieniem.
Ale od początku - coraz częściej słyszałam w tej pracy co się nie podoba, co robię źle. No i nigdy że coś mi wyszło.
Układ zmiany jest taki -ja plus dwie inne koleżanki na sklepie.
Wpadłam w schemat w pracy. Zaczęłam tracić zdolność do inicjatywy.
Dwie "duże" koleżanki i ja jakaś taka bezwładna/podwładna, jakbym była niespełna rozumu, jakbym oddała tę kierowniczą rolę tym koleżankom. Bo w domu tak było.

Matka nigdy nie widząca że umiem coś sama zrobić, że umiem być samodzielna, nigdy nie pochwaliła. Silna pozycja kiedy była w parze z moją babką.
Po prostu przejmowała kierownictwo natychmiast jak mi coś nie wychodziło, zamiast pozwolić dać mi się nauczyć, zaczynałam czuć się taka bezwładna i kierowana. Bez wpływu na kluczowe sprawy w życiu.
I to trwało latami. Ja sama żyłam w przekonaniu, że właśnie takie mam możliwości.
Że jak mi dokuczają wszędzie jakim "słabym okazem", "przegrywem" jestem, to mają rację.
Spróbuj być swoim adwokatem jak sam wierzysz że jesteś winny. (ktoś by dyskutował, że prawnicy często nie wierzą w niewinność swoich klientów... nie o to chodzi. gdy ktoś nie szanuje moich granic to ja musze byc tam na miejscu w stanie taką granicę postawić a nie czuć się od razu pokonana...)
No i teraz tak jest w pracy. Te koleżanki nie gadają ze mną. Tylko się komunikują gdy chcą czegoś ode mnie albo mi coś każą zrobić, albo gdy ja czegoś od nich potrzebuję. Ja zatraciłam się w schemacie.
Ostatnio jak przyszedł do sklepu facet który rozbijał butelki dostałam instrukcję, żeby już mu więcej nie sprzedawać.
No i przyszedł ponownie i dokładnie tak nakreśliłam sytuację. Ale on się ze mną wykłócał, więc wezwałam jedną z dziewczyn. Usłyszałam wtedy od niej, że mam sobie sama z nim radzić...

Nigdy nie było w domu kogoś kto interesowałby się moim życiem wewnętrznym.
Dopiero w dorosłym życiu spotkałam kilka osób, szczególnie jedną, która była na mnie uważna. Czułam się przy niej bezpiecznie. Powiedzmy Karol. I w końcu mogłam się rozwijać. Zyskałam poczucie granic. 
Całe życie byłam wyśmiewana w domu i przez rówieśników. Że jestem ofiarą losu. Ja robiłam wszystko, by podobać się innym. By ktoś zaakceptował. W głowie miałam pustkę. 
A jak gadaliśmy ze sobą z Karolem okazało się że ta głowa nadaje się do czegoś. Że mam zasoby. I to niemałe. Zaczęłam dbać o siebie, rozwijać się... Albo po prostu widział mnie i poznał gdy odkryłam się na nowo jako osobę z inicjatywą, sprawczą... I wiedziałam, gdy ktoś mnie poniżał, że jest osoba która mnie zna z tej silnej strony, i wcale nie muszę się kulić i stawać się słabą i bezradną.
Nie mogę przeżyć, że jako dziecko nie miałam takiego Karola. Jednak nasza znajomość się zakończyła.
Nie ma Karola i nie ma zmian a przynajmniej wszystko znika.
Teraz jestem w stanie w miarę przejrzystego umysłu i opisałam to jak umiałam.
Ale ostatnio budzę się w takiej kondycji... Sprzed poznania Karola. W schemacie w pracy, że inicjatywa leży po drugiej stronie. Moje myśli stały się nieczytelne, wycofałam się w głąb siebie. Czuję się zagrożona przy ludziach, bardzo. Pozbawiona narzędzi. Zredukowana i mała. I czuję się uwięziona sama w sobie. Jak czasem mi zależy żeby opowiedzieć coś o sobie, albo pogadać z kimś znowu mam tę pustkę w głowie. Przecież już widziałam do czego byłam zdolna, ale znowu ląduję w ciele, które się duka z jakiegoś powodu i to wszystko. I poznaję nowych ludzi, i oni uważają że ja taka jestem, ograniczona, bez zdolności, śmieszna, godna pożałowania. A czuję że to potwornie niesprawiedliwe i tak mi z jakiegoś powodu zależy by ktoś mnie docenił, by otoczenie mnie zaakceptowało, a dostaję totalną odwrotność.

I nie umiem wyjść z tego matrixa. Spróbuj się bronić można by rzec. No właśnie jak próbuję, czuję się mała, piszcząca. Moja interwencja raczej bawi drugą stronę i utwierdza w przekonaniu że jestem niedorozwojem, niż działa na moją korzyść.
Mam wrażenie że ten ipin ma sens kiedy masz inicjatywę. 
A ja ostatnio jej nie mam. Czuję się jakbym miała niedowład siebie. Wycofana głęboko do wewnątrz. 
Mam poważne obawy i mam podstawy, żeby je mieć. Że ten ipin się nie uda, że szybko stamtąd wrócę. I dla mnie to będzie porażka i zaprzepaszczenie szansy.
Brakuje mi poczucia że jest Karol, że mnie zna silną, że wcale nie trzeba mnie pouczać, wręcz nie należy.

Nie wiem, czy to co opisałam jest czytelne. I czy odniosłam się a jeśli nie to do czego konkretnie? @Kiusiu

Te sytuacje konfrontacji z "dwiema silniejszymi kobietami" po prostu przenoszą mnie natychmiast w przeszłość. Przeszłość dosłownie odgrywa się z nowymi aktorami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, aniam97 napisał(a):

i tak mi z jakiegoś powodu zależy by ktoś mnie docenił, by otoczenie mnie zaakceptowało, a dostaję totalną odwrotność.

Czyli odczuwasz frustrację, bezradność i brak sprawczości, a przy tym dojmujący smutek. To rzeczywiście musi być przytłaczające, ten brak akceptacji ze strony innych.

To jak najbardziej zrozumiałe i naturalne, że potrzebujesz czuć się zaakceptowana, zwłaszcza jeśli w dzieciństwie tego nie doświadczyłaś, tylko miałaś przygnębiające dzieciństwo.

 

Nie poznałem Cię na żywo i nie widziałem Twoich zachowań ani mimiki, ani nie poznałem osób, z którymi na co dzień masz do czynienia, więc nie wiem, na ile wspomniane przez Ciebie wrażenie u innych, że jesteś nieporadna, jest "uniwersalne", na ile świadczące tylko o tych osobach, które Ci to mówią lub dają do zrozumienia, a na ile sama to sobie dopowiadasz na podstawie wcześniejszych przeżyć z dzieciństwa i relacji z toksyczną niewspierającą matką-malkontentką. Nie jestem w stanie tego określić.

W każdym razie, na pewno przeżycia z dzieciństwa rzutują na to, jak odbierasz komunikaty, słowne i niewerbalne, ze strony innych. Jak je odczytujesz. Tzn. że nawet w komunikatach, które mogą być neutralne lub nawet trochę pozytywne, dopatrujesz się negatywnych znaczeń.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Usłyszałam wtedy od niej, że mam sobie sama z nim radzić...

I co jej na to odpowiedziałaś?

 

Ciekawe, czy gdybyś odpowiedziała wtedy twardo i z przekonaniem: "Nie - on tutaj sprawia problemy, trzeba go stąd wyrzucić, zrobimy to obie, bo we dwie mamy przewagę, - i zrobimy to teraz, chodź", odpowiednim tonem, z energią, wykonując przy tym odpowiedni gest ręką, z odpowiednią postawą ciała, to wtedy ta współpracownica by Cię posłuchała.

Nie wiem, czy i jak często zachowujesz się asertywnie i w sposób pokazujący jednoznacznie, że walczysz o siebie i swoje racje. A jak często okazujesz innym swoją uległość i bierność.

Gdy okazujemy słabość, inni to wyczuwają, a wtedy niekoniecznie okazują wsparcie. Wielu to wykorzystuje.

Można się domyślić, że z osób mających cięższą fazę depresji łatwo jest zrobić popychadło, gdy się chce.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

okazało się że ta głowa nadaje się do czegoś. Że mam zasoby. I to niemałe. Zaczęłam dbać o siebie, rozwijać się... Albo po prostu widział mnie i poznał gdy odkryłam się na nowo jako osobę z inicjatywą, sprawczą

Czyli masz potencjał. I, wbrew temu, co tutaj napisałaś jakiś czas temu, wcale nie jesteś żałosna.

Myślę, że dobrze dla siebie byś zrobiła, gdybyś w chwilach smutku i przygnębienia, przypomniała sobie, jak się czułaś, gdy byłaś w relacji z, powiedzmy, Karolem. I pomyślała sobie, że na pewno jeszcze spotkasz drugą taką osobę, również wspierającą i pomagającą Ci w rozwijaniu się i dbaniu o siebie.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Nie mogę przeżyć, że jako dziecko nie miałam takiego Karola.

Przeszłości już nie zmienimy - można najwyżej zapobiegać powtórzeniu się złych rzeczy z przeszłości. I to jest coś, na czym dobrze byś zrobiła, gdybyś się skupiła. Na celu.

Ruminacje są dokuczliwe i paskudne, zgadzam się z tym. Dobrze jest się ich pozbyć.

 

Ogólnie, można uznać za niesprawiedliwe, że z pięciu podstawowych ludzkich emocji - gniewu, smutku, strachu, odrazy i radości - cztery są nieprzyjemne, a jedna przyjemna. A także to, że nieprzyjemne doświadczenia oddziałują na nas, naszą pamięć i bagaż życiowy znacznie silniej niż przyjemne, i żeby to zrównoważyć, to na jedną nieprzyjemną rzecz potrzeba mieć siedem przyjemnych, inaczej będziemy się źle czuć i odczuwać ujemny bilans. Ewolucja tak nas ukształtowała.

Też uważam to za gorzki aspekt rzeczywistości.

Tyle że problemem nie są emocje same w sobie, tylko to, co z nimi robimy i jak sobie z nimi radzimy. Każdy odczuwa nieprzyjemne emocje, jednak jedni radzą sobie z nimi, bo się z nimi nie utożsamiają, a inni sobie nie radzą, bo te emocje za bardzo ich przytłaczają.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

W schemacie w pracy, że inicjatywa leży po drugiej stronie.

A próbujesz coś z tym zrobić, przełamać to? Pokazać swoje zaangażowanie, pytać o różne rzeczy?

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Moje myśli stały się nieczytelne, wycofałam się w głąb siebie. Czuję się zagrożona przy ludziach, bardzo. Pozbawiona narzędzi. Zredukowana i mała.

I bardzo możliwe, że ta współpracownica ze sklepu, która kazała Ci radzić sobie samą z intruzem, wyczuła Twoje samopoczucie i zadziałała wg schematu "Na pochyłe drzewo kozy skaczą".

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Jak czasem mi zależy żeby opowiedzieć coś o sobie, albo pogadać z kimś znowu mam tę pustkę w głowie.

Ale akurat to przełamałaś, bo udało Ci się tutaj o tym napisać. To już pewne osiągnięcie. Możesz to sobie zapisać jako mały sukces.

Może zacznij prowadzić dziennik i zapisywać w nim swoje różne sukcesy i osiągnięcia. Część terapeutów zaleca taki sposób.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

No właśnie jak próbuję, czuję się mała, piszcząca. Moja interwencja raczej bawi drugą stronę i utwierdza w przekonaniu że jestem niedorozwojem, niż działa na moją korzyść.

Może wynika to stąd, że Twoje poczucie słabości przebija z Twojej postawy i zachowania i sprawia, że gdy odczuwasz słabość i starasz się to wypierać, to wyglądasz na nieprzekonującą.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Mam poważne obawy i mam podstawy, żeby je mieć. Że ten ipin się nie uda, że szybko stamtąd wrócę. I dla mnie to będzie porażka i zaprzepaszczenie szansy.

Skoro otwiera się przed Tobą szansa, to tak to potraktuj - jako szansę.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Brakuje mi poczucia że jest Karol, że mnie zna silną, że wcale nie trzeba mnie pouczać, wręcz nie należy.

Ja wiem, że masz w sobie siłę, choć tłumioną i blokowaną - przez traumy i bagaż życiowy i emocjonalny.

Jeśli naprawdę jesteś przekonana o tym, że nie należy Cię pouczać, to w kontaktach z innymi przybieraj taką postawę, by inni też zobaczyli, że nie chcesz, nie lubisz i nie potrzebujesz być pouczana. Że chcesz i możesz się angażować, że masz siłę i energię i nie zawahasz się ich użyć.

13 godzin temu, aniam97 napisał(a):

tak, znam to "Jeśli nie nauczysz się kochać siebie i być dla siebie łagodna i życzliwa, to nie pokochasz drugiej osoby i nie będziesz dla tej osoby łagodna i życzliwa."

Wiem, że to brzmi jak banał, jednak dobrze jest w pełni to zrozumieć i przyjąć do wiadomości.

Dobrze dla siebie byś zrobiła, gdybyś to w pełni przyjęła i poszła za tym.

Przy czym, istotne jest, by łagodności i życzliwości dla siebie nie mylić z pobłażliwością. Bo pobłażliwość hamuje pracę nad sobą i rozwój, nie pozwala wykorzystać Twojego potencjału.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Nie wiem, czy to co opisałam jest czytelne.

Tak, teraz jest.

Twój wcześniejszy post sprawiał wrażenie, że masz jakieś stany dysocjacyjne, i wydało mi się to niepokojące. Teraz wygląda na to, że jednak chodziło Ci o coś innego, bardziej "przyziemnego". Fuga dysocjacyjna czy dysocjacyjne zaburzenia tożsamości to naprawdę poważne sprawy. Dobrze przynajmniej, że ich (chyba) nie masz, mimo wielu innych problemów, z którymi się zmagasz.

12 godzin temu, aniam97 napisał(a):

Te sytuacje konfrontacji z "dwiema silniejszymi kobietami" po prostu przenoszą mnie natychmiast w przeszłość. Przeszłość dosłownie odgrywa się z nowymi aktorami

Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi: więc może czas, byś w końcu to Ty stała się silniejszą kobietą niż te dwie Twoje współpracownice?

Twoja matka i babcia były osobami, wobec których w pewien naturalny sposób byłaś podległa - i to na Ciebie źle wpłynęło.

 

Tak poza tym: co uważasz o wspomnianej przeze mnie metodzie RAIN?

Dałem Ci do myślenia przez to, co napisałem?

Mam nadzieję, że tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zwróciłam uwagę na tą metodę. Jest ciekawa i może mieć sens. Po prostu to kropla. 
Bardzo mnie frustruje i załamuje jak nie mogę sie z Tobą porozumiec i żebyś zrozumiał jak sie czuję i jakie są moje trudności, nie mogę wyjaśnić zależności przez które rzeczy o których piszesz wcale nie są takie proste.

ja wiem że chcesz pomóc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, aniam97 napisał(a):

Po prostu to kropla. 

Oczywiście, mindfulness nie zastąpi psychoterapii, choć może ją uzupełniać.

1 godzinę temu, aniam97 napisał(a):

Bardzo mnie frustruje i załamuje jak nie mogę sie z Tobą porozumiec i żebyś zrozumiał jak sie czuję i jakie są moje trudności

To może spróbuj to jakoś pełniej i dokładniej objaśnić, nakreślić tło i kontekst?

Postaram się zrozumieć.

Jeśli nie chcesz tutaj, to zawsze możesz napisać priv. Przeczytam i odpowiem.

1 godzinę temu, aniam97 napisał(a):

wcale nie są takie proste.

Mogę się domyślić. Jednak zawsze możesz spróbować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×