Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

akwen, jeżeli powyższe dywagacje to dla Ciebie dowód, że karma działa, to nie mam nic do dodania. Najwyrazniej Twoja zdolność logicznego myslenia utknela na poziomie refrenów i ambarasów.

 

Czy wyprowadziłem podany wzór? Nie, tylko go podałem, nie chce pisać rozprawek, bo nie ma to sensu, każdy ma własne rozprawki.

 

Twojej umiejętności logicznego myślenia nie skomentuję, bo po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fragmenty z http://www.milosierdzie.info.pl/milosierdzie-boga-w-dzielach-jego/82-tom-3/364-14-czym-jest-odrzucenie.html:

 

Według tomistów Bóg z miłosierdzia swego chciał, by niektórzy byli świętymi i otrzymali nadprzyrodzone szczęście. Dlatego wybrał i wyróżnił ich od niewybranych powołując do wiary chrześcijańskiej i udzielając im łaski skutecznej, gdy wszystkim innym dał tylko łaskę dostateczną. Toteż tylko wolna wola Boża jest przyczyną powołania i wybrania. Dlaczego Bóg tak postępuje, jest dla nas tajemnicą miłosierdzia Bożego, która się nie sprzeciwia ani mądrości ani sprawiedliwości Bożej, jak powiada Apostoł: „Zmiłuję się nad tym, komu jestem miłościw, a miłosierdzie okażę temu, nad kim się ulituję” (Rzym. 9, 15). Podziwiając tę dobroć Boga, Apostoł w uniesieniu wołał: „O głębokości bogactw, mądrości i umiejętności Bożej! Jakże niepojęte są sądy jego i niedościgłe drogi jego!” (Rzym. 11, 33).

 

System molinistów bardziej odpowiada świętości, dobroci i miłosierdziu Bożemu, albowiem bardziej wyjaśnia Wolę Bożą co do zbawienia wszystkich bez wyjątku ludzi, nikogo nie wykluczając przed przewidzeniem ich ciężkich grzechów i sprzeciwiania się tej zbawczej woli. Natomiast zdanie tomistów, jakkolwiek teoretycznie bardzo się różni od potępionego przez Kościół Kalwina, to w praktyce jest bardzo podobne, albowiem na jedno wychodzi, czy skazać kogoś do piekła przed przewidzeniem jego win, czy wykluczyć go albo nie wybrać do nieba również przed przewidzeniem jego grzechów.

 

Bóg więc z jednej strony decyduje o zbawieniu człowieka przeznaczonego do jego osiągnięcia i przygotowuje mu środki, przy pomocy których on na pewno zbawienie osiągniea z drugiej strony powołuje do zbawienia także i odrzuconego człowieka, przygotowując mu również środki dostateczne, aby zbawienie otrzymał. Przewidując jednak jego grzechy i ostateczną niepokutę, orzeka o jego odrzuceniu. Odrzuceni czynią się więc sami potępionymi, mimo że wola Boża przyznaje im niebo i wszystkie łaski potrzebne do jego osiągnięcia. „Bóg śmierci nie uczynił i nie weselił się w zatraceniu żywych” (Mądr. 1, 13). Przeciwnie, stworzył niebo i powołuje wszystkich do niego, dając z miłosierdzia swojego odpowiednie środki, by mogli wejść do niego. „Chwalcie Pana, bo na wieki miłosierdzie jego!”

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spotkałem się z takimi zdaniami przypisywanymi Augustynowi: "Przez przewinienie Adama wolność ludzkiej woli została całkowicie stracona" czy "Przez wielkość pierwszego grzechu, straciliśmy wolną wolę do kochania Boga" (czytałem te zdania w innym języku niż polski, to tylko własne tłumaczenia). Czy Augustyn naprawdę napisał takie słowa? Może były one z okresu, kiedy św. Augustyn był początkującym adeptem manicheizmu? Przez ok. dziewięć lat był on początkującym adeptem manicheizmu (któremu potem zdecydowanie się sprzeciwiał).

 

Manicheizmsystem religijny stworzony w III wieku przez Babilończyka Maniego (Manesa). Był syntezą wielu religii: staroirańskiego zoroastryzmu, buddyzmu i chrześcijaństwa. Dwa podstawowe elementy systemu filozoficzno-religijnego manicheizmu to dualizm i podkreślanie poznania w procesie wyzwalania się spod wpływu zła. Początkującym adeptem (373-382), a po przejściu na chrześcijaństwo zdecydowanym oponentem manicheizmu był Święty Augustyn. Manicheizm objął swoim zasięgiem znaczne obszary Azji, północnej Afryki i Europy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja doceniam Buddyzm jednak zdecydowanie bardziej przekonuje mnie Chrześcijaństwo takie w wydaniu Philipa Yanceya czy Davida Bentleya Harta, uprawiałem medytacje, stosowałem też modlitwy wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga" doświadczenia po wielu medytacjach były nieporównywalne z Doświadczeniem po krótkiej modlitwie wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga".

Chrześcijaństwo ze swoim "Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności" - Ewangelia wg św. Jana, jest niesamowicie zbieżne ze współczesną kosmologią, oraz to, że stworzenie ma swój początek.

 

Chrześcijaństwo daje też najlepszą wg mnie odpowiedź na najgłębsze filozoficznie pytanie "dlaczego jest raczej coś niż nic", a porównywałem ją z wieloma teoriami czysto naukowymi, filozoficznymi i wschodnimi.

Buddyzm natomiast ze swoją odpowiedzią, zawsze coś było, wikła się w pewne logiczne trudności.

Tutaj już zdecydowanie lepiej wypada Neokonfucjanizm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja doceniam Buddyzm jednak zdecydowanie bardziej przekonuje mnie Chrześcijaństwo takie w wydaniu Philipa Yanceya czy Davida Bentleya Harta, uprawiałem medytacje, stosowałem też modlitwy wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga" doświadczenia po wielu medytacjach były nieporównywalne z Doświadczeniem po krótkiej modlitwie wg książki "Sposób na niewidzialnego Boga".

Chrześcijaństwo ze swoim "Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności" - Ewangelia wg św. Jana, jest niesamowicie zbieżne ze współczesną kosmologią, oraz to, że stworzenie ma swój początek.

 

Chrześcijaństwo daje też najlepszą wg mnie odpowiedź na najgłębsze filozoficznie pytanie "dlaczego jest raczej coś niż nic", a porównywałem ją z wieloma teoriami czysto naukowymi, filozoficznymi i wschodnimi.

Buddyzm natomiast ze swoją odpowiedzią, zawsze coś było, wikła się w pewne logiczne trudności.

Tutaj już zdecydowanie lepiej wypada Neokonfucjanizm.

 

1. Każdy ma swoją drogę, jeśli Twoja droga Ci służy, to znaczy, że jest dobra. Można być katolickim buddystą, nawet nieświadomie. Trochę żartuję i prowokuję, ale taka jest prawda.

 

2. Wskaż mi proszę jakąkolwiek logiczną trudność w buddyzmie.

 

Nie zarzucam Ci, rzecz jasna, ignorancji w tym temacie, natomiast bywa, że przystępuje się do czytania tekstów bez odpowiedniej podstawy merytorycznej i odczytuje się niekoniecznie to, co jest w nich zawarte.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moją mentalność bardziej nawet odpychać może "rygorystyczny ekskluzywizm" głoszący trudność i niewielką dostępność zbawienia niż wiara w reinkarnację czy ateizm. Może ją zastanawiać, skąd wzięła się "tak pesymistyczna teologia" w Kościele, która głosiła, że nawet nienarodzone dzieciątka nie otrzymują łask niezbędnych do wiecznego zbawienia, tylko cierpią cieleśnie w ogniu piekielnym. Mentalność bardzo źle ocenia pewne teksty kojarzone ze św. Augustynem, nie chce się jej nawet za bardzo wierzyć, że to święty napisał te teksty (które zdały się odegrać rolę w formowaniu doktryn Lutra czy Kalwina), tylko przypuszcza, że mógł to być jakiś "Pseudo-Augustine", który napisał te teksty.

 

Kartagina, w której Augustyn uczył się retoryki, bardzo źle się kojarzy - z paleniem dzieci żywcem dla semickiego bałwana Baala. Czytałem gdzieś, że przed nawróceniem Augustyn bywał w domach publicznych w Kartaginie (czy tylko miał nieślubne dziecko, czy też może dopuszczał się większej ilości nieczystych uczynków przed nawróceniem, np. kontaktów seksualnych z nierządnicami w Kartaginie)?

 

Augustynowi z Hippony przypisano zdanie broniące nierządu, w tłumaczeniu brzmiące mniej więcej tak: "Jeżeli usuniesz prostytucję ze społeczeństwa, zachwiejesz wszystkim z racji pożądliwości". Mi to zdanie wygląda na jakiś antykatolicki podstęp - czy święty, który tak bardzo krytykował pożądliwość, mógłby tak powiedzieć o NIERZĄDZIE?

 

Fragment z https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_prostitution (dla mentalności nielogiczne jest też uznawanie prostytucji za mniejsze zło niż masturbacja):

 

During the Middle Ages, prostitution was commonly found in urban contexts. Although all forms of sexual activity outside of marriage were regarded as sinful by the Roman Catholic Church, prostitution was tolerated because it was held to prevent the greater evils of rape, sodomy, and masturbation (McCall, 1979). Augustine of Hippo held that: "If you expel prostitution from society, you will unsettle everything on account of lusts". The general tolerance of prostitution was for the most part reluctant, and many canonists urged prostitutes to reform.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chce się jej nawet za bardzo wierzyć, że to święty napisał te teksty (które zdały się odegrać rolę w formowaniu doktryn Lutra czy Kalwina), tylko przypuszcza, że mógł to być jakiś "Pseudo-Augustine", który napisał te teksty.

 

przed nawróceniem Augustyn bywał w domach publicznych w Kartaginie (czy tylko miał nieślubne dziecko, czy też może dopuszczał się większej ilości nieczystych uczynków przed nawróceniem, np. kontaktów seksualnych z nierządnicami w Kartaginie)?

 

Augustynowi z Hippony przypisano zdanie broniące nierządu, w tłumaczeniu brzmiące mniej więcej tak: "Jeżeli usuniesz prostytucję ze społeczeństwa, zachwiejesz wszystkim z racji pożądliwości". Mi to zdanie wygląda na jakiś antykatolicki podstęp - czy święty, który tak bardzo krytykował pożądliwość, mógłby tak powiedzieć o NIERZĄDZIE?

 

Fragment z https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_prostitution (dla mentalności nielogiczne jest też uznawanie prostytucji za mniejsze zło niż masturbacja):

 

During the Middle Ages, prostitution was commonly found in urban contexts. Although all forms of sexual activity outside of marriage were regarded as sinful by the Roman Catholic Church, prostitution was tolerated because it was held to prevent the greater evils of rape, sodomy, and masturbation (McCall, 1979). Augustine of Hippo held that: "If you expel prostitution from society, you will unsettle everything on account of lusts". The general tolerance of prostitution was for the most part reluctant, and many canonists urged prostitutes to reform.

 

 

1. Rozmaicie bywali święci, skoro świętym mógł być św. Bernard z Clairvaux, piewca idei krucjat, a oprócz tego także wielki umysł, to mógł być nim także święty Augustyn. Święty wciąż jest człowiekiem i zachowuje ludzkie wady. Kanonizacja nie czyni z człowieka anioła w ludzkiej skórze.

 

2. Tak czasem bywa, że świetnym materiałem na świętego jest ktoś kto sobie uprzednio używał, zauważono to również w prawosławiu. Poza tym zapewne wiesz, że Chrystus nie odtrąca nikogo, skoro św. Augustyn miał szczerą chęć poprawy i ją zrealizował, czemu miałby zostać odtrącony?

 

3. Św. Augustyn miał rację, człowieka nie zmienią akty normatywne. Wiara w magiczną moc aktów normatywnych wywodzi się z oświecenia i jest zwyczajnie błędna. Nie zaprogramuje się człowieka jak maszynkę i nie uszczęśliwi żadną konstytucją, nie zmieni również radykalnie jego popędów i nawyków. Niektórzy nie potrafią powściągnąć swych żądz i nie mają nawet takiego zamiaru, lepiej żeby degradowali siebie w odpowiednim miejscu, u kobiet które świadomie obrały taki zawód, zamiast polować z pragnienia na niewinne kobiety.. Czyni się w ten sposób mniej szkód.

 

Po to ma człowiek ma swoją wolę, ktoś chce iść do lupanaru - proszę bardzo. Ktoś chce tam pracować - również nie ma żadnych przeszkód, niemniej obie strony poniosą konsekwencje swych działań. Lepiej żeby podobni sobie szkodzili sobie nawzajem, zamiast szkodzić społeczeństwu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mojego rozumu stwierdzenie, że masturbacja jest gorsza od stosunku waginalnego z nierządnicą, jest absurdalne. Z masturbacji nie może być poczęcia dziecka i nie jest ona (masturbacja) czynnością, w której bierze udział druga osoba. Współżycie z nierządnicą jawi mi się jako coś o wiele bardziej nieodpowiedzialnego, przez to i ogólnie gorszego.

 

Dla mnie obraz Stwórcy wyłaniający się z "augustynizmu" wywołuje bardzo złe reakcje... Jest tak absurdalny, że "głowa mała" i jawi się jako straszne bluźnierstwo. Nie chodzi tu o ocenę czy potępienie Augustyna, ale o pewne doktryny, poglądy z nim wiązane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, twierdząc, że zawsze było coś, nie wyjaśniamy dlaczego coś ma taki kształt a nie inny, to jest ta trudność, przykładowo (tutaj metafora nie moja a zdaje się Jima Holta), jeśli mamy kartkę tekstu, mówimy czemu tekst jest abc? bo jest kopią poprzedniego abc, a to jest kopią jeszcze poprzedniego abc i tak w nieskończoność... nie jest to jednak odpowiedź dlaczego właśnie abc.

 

weźmy przykład zła w buddyzmie, jest ono wynikiem złej karmy, no dobra ale skąd się wzięła zła karma? musiała wyniknąć z wcześniejszej złej karmy, złych intencji itd, te z jeszcze wcześniejszych, no dobra ale to tak jak na przykładzie kartki nie wyjaśnia w ogóle dlaczego akurat zło.

 

albo jeszcze inaczej mamy ciąg przyczynowo-skutkowy, powiedzmy jak niektórzy na pytanie czemu coś, wyjaśniamy to innym coś, wcześniejszym i tak w nieskończoność, no dobra, ale to nie daje odpowiedzi na pytanie czemu cały ten ciąg przyczynowo-skutkowy a nie raczej nic, które wydaje się najmniej arbitralne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dochodzę do wniosku, że zło powstało w wyniku zmarnotrawienia szansy na zdobycie zasługi przez Szatana. Wolą Stwórcy było, aby anioł, który stał się Szatanem, nie zgrzeszył. Nie uważam oczywiście, że ów anioł miał jakąś bardzo trudną pokusę czy był "ofiarą niepojętego planu Stwórcy" - wręcz przeciwnie, niezgrzeszenie dla niego musiało być bardzo łatwe, łatwiejsze niż w przypadku nas. Co mogło wywołać upadek Szatana? Myślę, że mogło mu się "bardzo nie spodobać" to, że w planie Stworzenia byli dwaj ludzie - Wcielony Stwórca (który jest nie tylko Człowiekiem) i Jego Matka (która, w przeciwieństwie do Swego Syna, jest jedynie Człowiekiem i Stworzeniem). Fakt istnienia Matki-Dziewicy mógł być dla niegdyś największego z aniołów "boleśniejszy" niż fakt istnienia Jej Syna, który, choć ma ludzką Duszę, ludzką Wolę i ludzkie Ciało, to jest Osobą Boską. Lucyfer mógł za wszelką cenę nie chcieć dopuścić do utraty przez siebie pozycji najwspanialszego ze stworzeń, najwspanialszej ze stworzonych osób. Ze względu na istnienie unii hipostatycznej i Matki-Dziewicy mógł z całego serca zbuntować się przeciwko Najwyższemu, znienawidzieć Go w niepojęty sposób, a także znienawidzieć całą ludzkość (a zwłaszcza Wcielonego i Jego Matkę), do których zaistnienia mógł nie chcieć dopuścić. Może Szatan jakoś szczególnie znienawidził kobiety, bo i najwspanialsza z osób, która jest tylko stworzeniem, jest kobietą? Może jakoś szczególnie Diabłu zależało na wprowadzeniu jadu pożądliwości seksualnej do rodzaju ludzkiego? A twierdzenie, że gdyby ne było grzechu, to nie byłoby Wcielenia (a co za tym idzie, i Matki-Dziewicy) wygląda mi ewidentnie bluźnierczo, gdyż jakby czyni ono "dziecko grzechu" z Człowieczeństwa Wcielonego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Prawda jest jedna, ale podawana w rozmaity sposób. Takie religie jak chrześcijaństwo czy buddyzm mają z sobą wiele wspólnego. Wszystkie przekazania chrześcijaństwa można przełożyć na buddyzm i vice-versa. To co głosił Budda jest zadziwiająco zbieżne z tym, co głosił Chrystus. Bóg jakkolwiek go definiować, mówi do różnych ludzi w różny sposób, a święci chrześcijaństwa są czczeni również w buddyzmie, wprawdzie nie wszyscy, choćby dlatego, że za pontyfikatu Jana Pawła II szalenie się owych świętych namnożyło, czego nie wartościuje, bo może mieć to swoje plusy.. Nawet islam zawiera pewną cząstkę prawdy, bo Mahomet zapożyczył od innych religii również pewne pożyteczne cytaty i zagadnienia.

Świat nie ma końca, ani początku - Ja jestem Alfa i Omega

Ekskluzywizm religijny nigdzie nie prowadzi do niczego dobrego, w przeszłości, gdy religię traktowano poważniej niż teraz, prowadził do wojen religijnych i krucjat. Dzisiaj... do zwątpienia, bo wszak jest tyle religii, większość głosi że to one mają monopol na prawdę, a dobrzy ludzie są na każdej szerokości geograficznej. Zatem owi dobrzy ludzie są skazania na potępienie, tylko dlatego, że nie mają dostępu do sakramentów? Osobliwe podejście.

Można być katolickim buddystą, prawosławnym buddystą, protestanckim buddystą. W drugą stronę to nie działa, bo stoi temu na przeszkodzie właśnie chrześcijański ekskluzywizm.

Akwen

Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie.

Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy.

Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów?

Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów?

Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie?

Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia.

Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy.

Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj"

Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu.

Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój.

Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów.

http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm

Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca.

Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego?

Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem).

Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, twierdząc, że zawsze było coś, nie wyjaśniamy dlaczego coś ma taki kształt a nie inny, to jest ta trudność, przykładowo (tutaj metafora nie moja a zdaje się Jima Holta), jeśli mamy kartkę tekstu, mówimy czemu tekst jest abc? bo jest kopią poprzedniego abc, a to jest kopią jeszcze poprzedniego abc i tak w nieskończoność... nie jest to jednak odpowiedź dlaczego właśnie abc.

 

weźmy przykład zła w buddyzmie, jest ono wynikiem złej karmy, no dobra ale skąd się wzięła zła karma? musiała wyniknąć z wcześniejszej złej karmy, złych intencji itd, te z jeszcze wcześniejszych, no dobra ale to tak jak na przykładzie kartki nie wyjaśnia w ogóle dlaczego akurat zło.

 

albo jeszcze inaczej mamy ciąg przyczynowo-skutkowy, powiedzmy jak niektórzy na pytanie czemu coś, wyjaśniamy to innym coś, wcześniejszym i tak w nieskończoność, no dobra, ale to nie daje odpowiedzi na pytanie czemu cały ten ciąg przyczynowo-skutkowy a nie raczej nic, które wydaje się najmniej arbitralne.

 

1. Zawsze było coś, czyli zawsze w znanym nam świecie istniały jakieś formy, nic nie stało ''ot tak''. Znany nam świat nie jest jedynym. Dlaczego coś ma kształt taki, a nie inny? życie to po prostu jeden ciąg przyczynowo-skutkowy. Dlaczego abc? gdyż uprzednio w ich miejscu znajdowały się jakieś inne litery, o których współcześnie człowiek nie ma pojęcia.

 

2 Zło istnieje dlatego, że musi istnieć wraz z dobrem. Bez procesu ''dziania się'' zła, nie byłoby też dobra. Stąd się wzięło. Idealny świat, w którym żyją sami aniołowie w ludzkiej skórze jest nierealny. Dobro zlewa się z dobrem tworząc karuzelę życia i wcieleń. W świecie idealnym, bajkowym nikt nie miałby szans na nirvanę, życie byłoby bezproblemowe. Zło bierze się z gniewu, ignorancji i zachłanności, a z tych źródeł wynika zazdrość, strach, popędliwość, krwiożerczość i pochodne, te naturalne skłonności, nad którym zwierzęta nie mają kompletnie kontroli - człowiek potrafi odrobinę powściągnąć, ale też świat ludzki jest odrobinę bardziej uładzony, ludzie nie zjadają się dosłownie na ulicach, tylko zazwyczaj w nieco bardziej wysublimowany sposób.

 

''Zło'' przybiera postawy złych myśli, które nawiedzają umysł człowieka, ten który ulega własnym emocjom jest na nie skazany w większym stopniu.

 

Skąd wzięło się zło? Równie dobrze można się spytać dlaczego istnieją wirusy, przecież jedynie szkodzą. Widocznie życie nie może być bajką i nie było nią nigdy, nawet tuz po wielkim wybuchu. Cząstka ''złego'' istniała w każdym elemencie materii już wówczas, zanim sprawy znacznie się skomplikowały.

 

''Zło'' zlewa się wraz z ''dobrem'' i tworzy całość. ''zło'' podobnie jak drapieżnicy w środowisku naturalnym wyłapuje słabe jednostki w stadzie i dokonuje pewnej selekcji naturalnej.

 

W warunkach cieplarnianych nie dojrzewa psychika, człowiek się nie rozwija tak jak należy, nie musi stawiać czoła własnym lękom, zapewne podobnie jest w naturze. Rozleniwieni roślinożercy nie mieliby bodźca, by podążać szlakiem ewolucji, bez zagrożeń nie ma problemów, nie trzeba gonić w wyścigu ewolucyjnym, ani nad sobą pracować. Po wyjściu z kołyski człowiek stawia czoła złu, własnemu i cudzemu na każdym kroku, dzięki temu wspina się powoli na coraz wyższe etapy i formy świadomości. Zło, podobnie jak i dobro reguluje homeostazę zarówno na poziomie społecznym, jak i świata naturalnego. Aby istniał ogień, musi istnieć woda, aby móc rozróżniać światło, musi istnieć ciemność, podobnie jest z dobrem i złem.

 

3. Skąd się wzięła praprzyczyna? Doskonałe pytanie. Sądzę, że stąd iż w uniwersum znalazła się kolejna nisza do zapełnienia.

 

Równie dobrze można by wywodzić, dlaczego Bóg dał niedojrzałym ludziom pokusę, a mógł przecie ich lepiej uwarunkować już na starcie, , chociaż wiedział, że jej ulegną.

 

Ja jestem Alfa i Omega - czyli jestem siłą, która reguluje ten świat od zarania, a przed zaraniem też był jakiś zmierzch i tak do minus nieskończoności, jak w matematyce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy człowiek i każde zwierzę rodzi się z pewnym ładunkiem egotyzmu i głupoty, odpowiednio potem warunkowanym przez otoczenie. Dlaczego inaczej miałoby być ze światem? Równie dobrze można się spytać skąd wzięło się dobro? Zapewne miało te samo źródło co zło, promienie Słońca czy opady deszczu, one nie mogą istnieć bez siebie, nawzajem się uzupełniają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świadomość istniała zawsze, jej przejawy są widoczne w znanym nam świecie. Cząstki owej świadomości w trakcie ''stawania się'', przejawiania w widzialnym człowiekowi świecie zyskiwały pewną tożsamość, pewna źle pojęte ''ja'' i z tego złego pojmowania ''ja'' można wywieść źródło zła, podobnie jak źródło dobra z właściwego pojmowania ''ja''. Umysł dążący ku dobro potrafi oczyścić swój umysł z emocji reprezentowanych ku źle pojmowanemu ''ja'', by mieć dostęp do wyższej świadomości i owoców czystej myśli. Umysł dążący ku złu postępuje dokładnie odwrotnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Prawda jest jedna, ale podawana w rozmaity sposób. Takie religie jak chrześcijaństwo czy buddyzm mają z sobą wiele wspólnego. Wszystkie przekazania chrześcijaństwa można przełożyć na buddyzm i vice-versa. To co głosił Budda jest zadziwiająco zbieżne z tym, co głosił Chrystus. Bóg jakkolwiek go definiować, mówi do różnych ludzi w różny sposób, a święci chrześcijaństwa są czczeni również w buddyzmie, wprawdzie nie wszyscy, choćby dlatego, że za pontyfikatu Jana Pawła II szalenie się owych świętych namnożyło, czego nie wartościuje, bo może mieć to swoje plusy.. Nawet islam zawiera pewną cząstkę prawdy, bo Mahomet zapożyczył od innych religii również pewne pożyteczne cytaty i zagadnienia.

Świat nie ma końca, ani początku - Ja jestem Alfa i Omega

Ekskluzywizm religijny nigdzie nie prowadzi do niczego dobrego, w przeszłości, gdy religię traktowano poważniej niż teraz, prowadził do wojen religijnych i krucjat. Dzisiaj... do zwątpienia, bo wszak jest tyle religii, większość głosi że to one mają monopol na prawdę, a dobrzy ludzie są na każdej szerokości geograficznej. Zatem owi dobrzy ludzie są skazania na potępienie, tylko dlatego, że nie mają dostępu do sakramentów? Osobliwe podejście.

Można być katolickim buddystą, prawosławnym buddystą, protestanckim buddystą. W drugą stronę to nie działa, bo stoi temu na przeszkodzie właśnie chrześcijański ekskluzywizm.

Akwen

Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie.

Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy.

Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów?

Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów?

Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie?

Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia.

Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy.

Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj"

Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu.

Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój.

Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów.

http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm

Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca.

Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego?

Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem).

Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami ;)

 

1. Co do teistycznego charakteru buddyzmu, rozmaici buddyści różnie go postrzegają. Ja bym to uzasadnił w ten sposób, że Ci którzy zaprzeczają istnieniu Boga, zwyczajnie źle interpretują dawane im sygnały. Nikt nie jest doskonały, niezależnie czy jest buddystą czy rastafarianinem. Sam nie mogę się ostatecznie o tym ostatecznie przekonać, gdyż jak wspominałem dostęp do wyższych stopni wtajemniczenia jest dla mnie w tym rozdaniu zamknięty, choroba psychiczna niesie z sobą pewne ograniczenia, a nie chcę mieć jeszcze większych ''odchyłów od normy'' niż te, które obecnie posiadam.

 

2. Podobieństwa, no cóż

 

Chrystus głosił miłość wobec każdej istoty ludzkiej

 

Budda głosił współczucie wobec każdej istoty, jako kolejnej cząstki wszechświata

 

''Pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi'' - Te słowa doskonale można odnieść do sansary. Ludzie bogaci i dobrze traktowani przez życie w danej chwili mają tendencję do popadania w dekadencję, pychę, pogardę wobec reszty i egotyzm. Z kolei ludzie dotknięci przez los częstokroć zdobywają się na empatię, potrafią wyciągnąć pewne wnioski, których człowiek pyszny wyciągnąć nie potrafi. W rezultacie ci pyszni obniżają swoją świadomość, zaś ubodzy- powiększają. ''Łatwiej wielbłądowi wejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego''

 

''Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju'' - Te słowa Chrystusa również można odnieść do sansary. Człowiek wykazujący uprzednio postawę łotrzykowską, u kresu okazał skruchę, tym samym polepszył swą karmę i zwiększył szansę na korzystniejsze wcielenie i przyśpieszenie procesu nirvany.

 

Chrystus zawsze daje szansę- Każdy, absolutnie każdy, człowiek zły, chciwy, chamski w każdej chwili może nawrócić się na i podążać po właściwej ścieżce, nie ma na to kilkudziesięciu lat, lecz praktycznie całą wieczność. Zarazem w każdej chwili może z niej zejść, jeśli wskutek zbyt korzystnych uwarunkowań nabierze przekonania o własnej wielkości.

 

''Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie''- W każdym i we wszystkim tkwi natura Buddy, niby diament pokryty pyłem. Namiętności, emocje, pożądliwość to ów pył. Wystarczy go zdmuchnąć, by odsłonić w sobie to co właściwe i szlachetne.

 

W Buddyzmie też istnieje trójca, zacytuję fragment pewnej książki:

 

 

 

Ciało Buddy ma trojaką naturę. Ma ona aspekt Istoty, czyli Dharmakaji, aspekt Możliwości, czyli Sambhogakaji oraz aspekt Przejawiania, czyli Nirmanakaji. Dharmakaja jest substancją Dharm. Oznacza to, że jest treścią samej Prawdy. W tym aspekcie Budda nie ma kształtu ani barwy. Ponieważ nie ma kształtu ani barwy, nie przybywa i nie oddala się w przestrzeni. Podobnie jak błękitne niebo, obejmuje wszystko, a ponieważ jest wszystkim, niczego w nim nie brak. Istnieje nie dlatego, że ludzie w niego

wierzą; nie znika więc, gdy ludzie o nim zapominają. Nie ma szczególnego obowiązku ukazywania się ludziom, gdy są szczęśliwi i spokojni. Podobnie, nie musi znikać, gdy są lekceważący i leniwi. Budda wykracza poza wszelkie wyobrażalne kierunki ludzkiego myślenia. W tym aspekcie osoba Buddy wypełnia każdy zakątek wszechświata; dociera wszędzie i trwa wiecznie, niezależnie od tego,czy ludzie wierzą w Jego istnienie czy wątpią. 4. Sambhogakaja oznacza, że natura Buddy, nie mający kształtu duch stanowiący

połączenie Miłosierdzia i Mądrości, przejawia się za pośrednictwem symboli narodzin i śmierci, symboli czynienia ślubów, ćwiczeń oraz objawienia Jego świętego imienia, aby doprowadzić wszystkich ludzi do wybawienia. Zatem Miłosierdzie jest Istotą Jego ciała i w tym duchu Budda używa wszelkich środków, aby wyzwolić wszystkich, którzy są do tego przygotowani. Podobnie jak ogień, który raz rozniecony nie zagaśnie dopóki jest paliwo, tak Miłosierdzie Buddy nie ustanie aż

do wyczerpania ziemskich namiętności. I jak wiatr, który zwiewa pył, Miłosierdzie Buddy zwiewa proch ludzkiego cierpienia. Nirmanakaja oznacza, że Budda Możliwości udzielił ludziom pomocy, ukazując się światu w cielesnej postaci. Stosownie do ludzkich charakterów i możliwości zrozumienia przedstawił aspekty narodzin, wyrzeczenia się tego

 

Czy analogie nie nasuwają się same? Dharmakaja to Bóg Ojciec, Sambhogakaja - Duch Święty, zaś Nirmanakaja - Syn Boży, który przejawiał się ludzkości w rozmaitych postaciach na przestrzeni tysięcy lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Akwen

Rzeczywiście niewiele czytałem o buddyzmie, i to wiele lat temu, więc w tym co piszę poniżej mogę się mylić, może nawet znacznie.

Z tego co pamiętam i co można przeczytać w wielu artykułach jego teistyczny charakter jest jednak wątpliwy.

Co do podobieństwa z chrześcijaństwem. Nie przesadzałbym: Chrystus uważał się za Boga, Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, są w centrum chrześcijaństwa, więc to już wyklucza wielkie podobieństwo. Eschatologia zupełnie różna. Czy Budda dokonywał cudów?

Czy wszystkie przykazania rzeczywiście można przełożyć na buddyzm: te o braniu krzyża, o miłości nieprzyjaciół, o uniżeniu, nadstawianiu drugiego policzka, zakazie rozwodów?

Przede wszystkim dla mnie buddyzm jest ucieczką od cierpienia, a chrześcijaństwo często mówi zupełnie na odwrót: św. Teresa - Pati Domine, aut mori, rzesze świętych przyjmujących cierpienie jako ofiarę za grzechy innych. Czy to mamy w buddyzmie?

Mi buddyzm przypomina stoicyzm i greckich cyników, jest sensowną filozofią życia, mądrą postawą, ale nie ma w nim specjalnie czegoś nadziemskiego. To sesnsowne wezwanie do wycofania się, tak należałoby może myśleć, gdyby nie było objawienia.

Ale to Ewangelia jest prawdziwie nieziemską Księgą: Chrystus-Bóg umywający nogi, nakazujący miłość nieprzyjaciół, dający się umęczyć to są rzeczy absolutnie niebywałe, nadprzyrodzone. I do dziś poruszające prawdy.

Owszem Pan Jezus czasem mówi jak stoik, czy buddysta: "Przypatrzcie się liliom polnym..." "Marto, marto troszczysz się...", mówi jakby: "wyluzuj"

Ale... W chrześcijaństwie zaraz mamy męczenników, niebywałych ascetów, ludzi heroicznych, którzy niespecjalnie "wyluzowali" Bo prawie cała nadzieja chrześcijanina jest zwrócona TAM, a nie tu.

Zupełnie na odwrót mam wrażenie jest w buddyzmie, gdzie najważniejszy jest doczesny spokój.

Poza tym kwestia smaku: estetycznie średnich lotów przedstawienie Chrystusa, czy jakiegoś świętego, jest przy różnych złotych Buddach dla mnie o wiele piękniejsze. Nie mówiąc o jakichś obrazach np. Caravaggia. Wiem, że to jakoś może subiektywne i nie chcę nikogo obrażać, ale przy estetyce chrześcijańskiej dawnych wieków, estetyka buddyzmu jest dla mnie po prostu kiczowata. Część zarzuca buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów.

http://www.proroctwa.com/w.cejrowski-buddyzm.htm

Nie potrafię tego do końca ocenić, ale estetyka buddyzmu jest też dla mnie czasem po prostu odrażająca.

Piszesz o owocach ekskluzywizmu. A ilu ludzi ginie duchowo w bagnie konsumpcjonizmu? Ilu zabiły ateistyczne reżimy?Zwątpienie jest raczej owocem relatywizmu, czy indyferentyzmu religijnego, a nie wiary. I jeżeli ktoś ma możliwość korzystania z sakramentów, a tego nie robi to oczywiście bardziej ryzykuje zatracenie, co w tym dziwnego?

Co do islamskich imigrantów: w tamtej kulturze aktywni, utrzymujący rodzinę są głównie mężczyźni, więc to ich przybywa większość. Kobiety, zgodnie z naturą, mają zazwyczaj inne zadania. I to, że dla wielu muzułmanów młode Europejki są swego rodzaju prostytutkami mnie specjalnie nie dziwi, patrząc na wyuzdany ubiór i zajęcia, którym one poświęcają życie, dzietność w stosunku do okresu współżycia, liczbę partnerów itp. Czasem spojrzenie z zewnątrz jest przydatne, by zobaczyć gdzie zaszliśmy (w tym wypadku z feminizmem i biurokratycznym socjalizmem).

Ale gwoli ścisłości: większość naszych mężczyzn dla muslemów jest z kolei chyba frajerami ;)

 

Idąc dalej, Panie Ambaras. Podobnie życie Buddy i jego męka, bo powiększanie swej świadomości jest bolesnym procesem, stanowi centralny punkt buddyzmu. Budda urodził się jako człowiek, zaś umierał jako istota dostępująca oświecenia. Czy nie widać tu podobieństw?

 

Eschatologia jest zbliżona, tylko podana w nieco inny sposób. Znany nam świat, podobnie jak pewnego dnia dostąpił wielkiego wybuchu, tak i może zakończyć się z przyczyn nagłych i nam nie znanych, co nie znaczy, że wszelkie życie i wszelka świadomość zakończy się wraz z nim. Eschatologia chrześcijaństwa skupia się na znanym nam świecie i znanej nam planecie, a ona nie jest samotną wyspą na oceanie bezkresu. Podobnie mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej, nie mając dostępu do zdobyczy nawigacji i wielopokładowych statków masztowych, gdy waliło się ich społeczeństwo zapewne myśleli, że to koniec wszystkiego.

 

Tak, Budda był władny dokonywać ''cudów'', które w istocie nie miały w sobie nic cudownego, jako jednostka o większej świadomości, w większej ilości wykorzystująca swój potencjał potrafił rzeczy, które dla przeciętnego człowieka były nieosiągalne.

 

Będę szczery, nie wiem co masz na myśli mówiąc o: braniu z krzyża

 

Miłujcie nieprzyjaciół waszych - jak pisałem powyżej, każdy wyznawca buddyzmu jest zobowiązany okazywać innemu człowiekowi współczucie. Kimkolwiek by on nie był, choćby najgorszym wrogiem. Dlatego, że w każdym tkwi natura Buddy, nieraz bardzo głęboko ukryta i każdy stanowi cząstkę tego wszechświata, który jest przejawem wpływu świadomości na znany człowiekowi i widzialny świat. Podobnie jak w chrześcijaństwie każdy ma duszę i w każdym tkwi Chrystus, tak w buddyzmie każdy ma wieczny umysł i w każdym tkwi natura Buddy. Jeśli jednostka wykazując złe tendencje próbuje nam zaszkodzić, należy oszacować bilans zysków i strat, odpowiednio się przed nim obronić, dać mu zarazem pewną naukę, by pomóc mu wykorzenić ten osad, który go pokrywa. Człowiek samotny może brać może wówczas pod uwagę tylko własne dobro, ojciec rodziny musi już działać bardziej radykalnie, gdyż od jego losów zależy nie tylko dobro jego, ale również dobro jego rodziny

 

Ponownie, nie wiem co masz na myśli mówiąc o uniżeniu. Może nakaz bycia pokornym? Żaden mistrz buddyzmu nie może być nie-pokorny. Pokora jest podstawą w zwalczania podszeptów złych aspektów swego ''ja''.

 

O nadstawianiu drugiego policzka pisałem już nieco trochę wyżej. Dodam jeszcze, człowiek samotny, który może brać pod uwagę tylko i li wyłącznie własne dobro, w razie napaści optymalnie winien dać się zabić. Powiedziałem optymalnie, bo wiem, że to brzmi osobliwie. Istnieje pewna przypowieść na ten temat, swego czasu wojownik chiński chciał zatrwożyć mnicha buddyjskiego:

 

- Wiesz, że w każdej mogę przekłuć Cię tym mieczem?

 

Odpowiedz mnicha: - A wiesz, że w każdej chwili sam mogę się na niego nadziać?

 

 

 

Podobnie istnieje inna przypowieść, morzem płynęła łódź pełna bodhisattwów (istoty w ludzkim ciele przejawiające naturę Buddy), pośród nich płynął jeden rzezimieszek, który miał intencje wymordowania wszystkich i zagarnięcia ich majątku. Kapitan, który także był bodhisattwą wyczuł ową intencję i własnoręcznie go zamordował, drastycznie pogarszając własną karmę i skazując siebie na eony cierpienia. Dlaczego to zrobił, pogarszając tym samym własny los? Chciał zapobiec przyszłemu cierpieniu owego złoczyńcy, którego ten doznałby wskutek swoich niecnych czynów.

 

Wiem, że to brzmi osobliwie, ale nie każda religia jest dla każdego.

 

 

 

Co do zakazu rozwodów, buddyzm nie przywiązuje takiej uwagi do sakramentów. Można współżyć z inną kobietą, jeśli nie czyni się jej wówczas i po ewentualnym rozstaniu zła, nie wykorzystuje, nie szkodzi fizycznie, ani psychicznie nie szkodzi się zarazem własnej karmie.

 

Natomiast seks z cudzą żoną, córką pozostająca pod opieką rodziców, jednostką nie posiadająca jeszcze odpowiednich mechanizmów obronnych przed zauroczeniem jest surowo wzbroniony.

 

Jednocześnie z tego co mi wiadomo, na dalekim wschodzie opanowanym przez buddyzm, choćby w Korei, rozwody są bardzo źle widzianym zjawiskiem. Związek małżeński łączy karmę dwóch ludzi, rozłączając ją daje się dowód własnej ignorancji i ułomności. Oczywiście ponieważ wzrasta tam dobrobyt, to postępuje także rozluźnienie obyczajów, obecnie to pewien ideał, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, ale przecież analogicznie jest także w Europie.

 

Buddyzm ucieczką od cierpienia? Jest dokładnie na odwrót. Buddyzm jest stawianiem czoła cierpieniu. Narodziny są cierpieniem, życie jest cierpieniem i śmierć jest cierpieniem. Buddyzm głosi, że życie to stawianie czoła własnym problemom, które nie wiążą się przecież z przyjemnością. Budda po to zapoczątkował swoją duchową wędrówkę, by poznać źródło cierpienia i pomóc ludzkości w jego zwalczaniu. Osoba uciekająca przed cierpieniem będzie miała w kolejnych inkarnacjach rozmaite uwarunkowania, które pozwolą wreszcie jej stawić mu czoła. Jeśli dalej będzie wytrwała w uciekaniu, stopniowo jej świadomość ulegnie degradacji, inkarnując się w coraz nikczemniejsze postaci, osoba przerażona boi się wszystkiego, popada w inercję, a życie w inercji - degraduje do stanu zwierzęcego, dosłownie. A jak doskonale wiadomo, zwierzęta nie potrafią panować nad własnym strachem. Zapewne nie bez powodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idąc dalej, Panie Ambaras.

 

Buddyzm ma może pewne cechy wspólne ze stoicyzmem, z całą pewnością nic go nie łączy z cynizmem. Buddyzm jest zarówno pewną filozofią, jak i religią, jak i nauką. Po trosze dlatego, że każdy w zależności od własnych uwarunkowań i własnej duchowości, może go pojmować trochę inaczej. Grunt, żeby miał zarazem czyste serce i umysł, jeśli bawi się w buddyzm, tak jak robią to rozmaici celebryci na zachodzie, bynajmniej nie polepsza swego położenia. Podstawą buddyzmu jest zwalczanie złych aspektów własnego ego.

 

Buddyzm ma co nieco wspólnego ze stoicyzmem, niemniej podstawową różnicą jest, że w starożytności mąż kształtował swoją cnotę na własny użytek. W buddyzmie kształtuje się swoiście pojmowaną ''cnotę'', by pomagać innym.

 

Buddyzm nie wykazuje żadnych podobieństw ze szkołą cyników, wskaż mi choć jedną.

 

Buddyzm nie mówi nic o ''luzowaniu się'' , zaś podobieństwa między stoicyzmem i buddyzmem pewne są, ale tylko pozorne.

 

Buddyzm również miał w swych dziejach rozmaitych męczenników, bodhisattwów, ascetów (aczkolwiek przesadna asceza też nie jest wskazana, najlepsza jest droga środka, do czego doszedł sam Budda. On sam też na początku dążył do oświecenia przesadnie się umartwiając, potem dopiero doszedł do właściwych wniosków).

 

Dążenie do wewnętrznego spokoju, oczyszczenia umysłu ze złych podszeptów nie ma nic wspólnego z ''luzackością''.

 

W buddyzmie najważniejszy jest doczesny spokój? Nieprawda. Zapewne wielu ludzi wychowanych w tej tradycji robi dobrze, żeby mieć potem dobrze w swej aktualnej inkarnacji, ale podobnie jest przecież w katolicyzmie.

 

W buddyzmie robi się dobrze z bezwarunkowego współczucia dla innych istot i dążenia do własnego oświecenia, zaś pokusy materialne, namiętności uchodzą za ''marność nad marnościami''.

 

Co do braku objawienia w buddyzmie, jak pisałem powyżej, Syn Boży - czy też Nirmanakaja - objawiał się w różnych postaciach na tym świecie. Niejednego szczerego w swych intencjach proroka oglądała ludzkość w dziejach powszechnych.

 

Czy Ewangelia jest prawdziwie nieziemską księga, zaś wszystkie inne księgi i przekazy mają mniejszą wartość? Pisałem trochę na ten temat powyżej. Powiem trochę żartobliwie: każda pliszka swój ogon chwali.

 

Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką, Ty zapewne miałbyś pewne opory przez jedzeniem dań z kałamarnicy czy poruszającej się jeszcze na talerzu ośmiornicy.

 

Co do osób zarzucających buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów (które w buddyzmie nie są spersonifikowane, demony to po prostu złe myśli, ich figurki i przedstawienia są jedynie graficzną emanacją), cóż, jeśli poszperałbyś trochę po internecie znalazłbyś rozmaite oskarżenia pod adresem katolicyzmu, mniej lub bardziej absurdalne. Ignorancja dotyka wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu. Osoby szczególnie nią dotknięte, uważają, że wiedzą wszystko, a jest dokładnie na odwrót.

 

Owoce ekskluzywizmu... cóż, konsumpcjonizm, indyferentyzm religijny i relatywizm też jest złem, ale każde zło ma swoją przyczynę. Sakramenty są pewnym środkiem, ale nie każdy lek stanowi panaceum. Jeśli ktoś potrafi być dobry i szlachetny bez uczestniczenia w sakramentach, po co ma się zmuszać do praktyki religijnej?

 

Zgadzam się, że muzułmańskie cwaniactwo uważa europejskich facetów za swoistych ''frajerów''. Myślą knajacko i działają też knajacko. Urkowie potrafią wyczuć i zapolować na łatwą zwierzynę, bo taki łup jest najłatwiejszy do spożycia. Ktoś wyposzczony przez całe życie, wstępuje nagle do świata nieznanego mu uprzednio dobrobytu, kobiece ciało, o którym pewnie śnił całe swe niewesołe życie zdaje się być na wyciągnięcie ręki, miejscowi faceci są zniewieściali i strachliwi, nic tylko brać i używać.

 

Europejskie kobiety prostytutkami... nie lubię wartościować. Wiele kobiet od zawsze miało słabe mechanizmy obronne, a współczesny świat pogoni za szybkim i łatwym używaniem sobie temu sprzyja. Można mieć łatwo i przyjemnie w zamian za oddawanie w posiadanie swego ciała. Łatwe przyjemności jednak zawsze niosą pewną cenę. Nie wartościuję ''łatwych'' kobiet, bo nie wolno wartościować nikogo, a przynajmniej winno się tego możliwie jak najbardziej unikać. Kobiety mające pewne niedobre tendencje przerabiają swój materiał po coś i niekoniecznie zasługują z tego powodu na rozmaite przydomki. Podobnie jak i - ledwo przejdzie mi to słowo klawiaturę - cwel w więzeniu, mimo okropnego stanu, w którym się znajduje, również przerabia swój materiał po coś i także zasługuje na współczucie i zrozumienie. Nie porównuje tu, rzecz jasna, kobiet z takową kategorią więzniów, piszę tylko, że lepiej w życiu nie wartościować, gdyż nigdy nie zna się całości czyjejś drogi, a każdy ma swoją i winien uważać na swojej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idąc dalej, Panie Ambaras.

 

Buddyzm ma może pewne cechy wspólne ze stoicyzmem, z całą pewnością nic go nie łączy z cynizmem. Buddyzm jest zarówno pewną filozofią, jak i religią, jak i nauką. Po trosze dlatego, że każdy w zależności od własnych uwarunkowań i własnej duchowości, może go pojmować trochę inaczej. Grunt, żeby miał zarazem czyste serce i umysł, jeśli bawi się w buddyzm, tak jak robią to rozmaici celebryci na zachodzie, bynajmniej nie polepsza swego położenia. Podstawą buddyzmu jest zwalczanie złych aspektów własnego ego.

 

Buddyzm ma co nieco wspólnego ze stoicyzmem, niemniej podstawową różnicą jest, że w starożytności mąż kształtował swoją cnotę na własny użytek. W buddyzmie kształtuje się swoiście pojmowaną ''cnotę'', by pomagać innym.

 

Buddyzm nie wykazuje żadnych podobieństw ze szkołą cyników, wskaż mi choć jedną.

 

Buddyzm nie mówi nic o ''luzowaniu się'' , zaś podobieństwa między stoicyzmem i buddyzmem pewne są, ale tylko pozorne.

 

Buddyzm również miał w swych dziejach rozmaitych męczenników, bodhisattwów, ascetów (aczkolwiek przesadna asceza też nie jest wskazana, najlepsza jest droga środka, do czego doszedł sam Budda. On sam też na początku dążył do oświecenia przesadnie się umartwiając, potem dopiero doszedł do właściwych wniosków).

 

Dążenie do wewnętrznego spokoju, oczyszczenia umysłu ze złych podszeptów nie ma nic wspólnego z ''luzackością''.

 

W buddyzmie najważniejszy jest doczesny spokój? Nieprawda. Zapewne wielu ludzi wychowanych w tej tradycji robi dobrze, żeby mieć potem dobrze w swej aktualnej inkarnacji, ale podobnie jest przecież w katolicyzmie.

 

W buddyzmie robi się dobrze z bezwarunkowego współczucia dla innych istot i dążenia do własnego oświecenia, zaś pokusy materialne, namiętności uchodzą za ''marność nad marnościami''.

 

Co do braku objawienia w buddyzmie, jak pisałem powyżej, Syn Boży - czy też Nirmanakaja - objawiał się w różnych postaciach na tym świecie. Niejednego szczerego w swych intencjach proroka oglądała ludzkość w dziejach powszechnych.

 

Czy Ewangelia jest prawdziwie nieziemską księga, zaś wszystkie inne księgi i przekazy mają mniejszą wartość? Pisałem trochę na ten temat powyżej. Powiem trochę żartobliwie: każda pliszka swój ogon chwali.

 

Wyżej szacujesz estetykę ukazywaną przez chrześcijaństwo, niż przez buddyzm, bo urodziłeś się i wychowałeś w innej strefie kulturowej. Dlatego Twoje ''ja'', uznaje estetykę buddyjską za ''kiczowatą''. Koreańczyk miałby problem ze zjedzeniem schabowego z ziemniakami i surówką, Ty zapewne miałbyś pewne opory przez jedzeniem dań z kałamarnicy czy poruszającej się jeszcze na talerzu ośmiornicy.

 

Co do osób zarzucających buddyzmowi okultyzm i czczenie demonów (które w buddyzmie nie są spersonifikowane, demony to po prostu złe myśli, ich figurki i przedstawienia są jedynie graficzną emanacją), cóż, jeśli poszperałbyś trochę po internecie znalazłbyś rozmaite oskarżenia pod adresem katolicyzmu, mniej lub bardziej absurdalne. Ignorancja dotyka wszystkich, w mniejszym lub większym stopniu. Osoby szczególnie nią dotknięte, uważają, że wiedzą wszystko, a jest dokładnie na odwrót.

 

Owoce ekskluzywizmu... cóż, konsumpcjonizm, indyferentyzm religijny i relatywizm też jest złem, ale każde zło ma swoją przyczynę. Sakramenty są pewnym środkiem, ale nie każdy lek stanowi panaceum. Jeśli ktoś potrafi być dobry i szlachetny bez uczestniczenia w sakramentach, po co ma się zmuszać do praktyki religijnej?

 

Zgadzam się, że muzułmańskie cwaniactwo uważa europejskich facetów za swoistych ''frajerów''. Myślą knajacko i działają też knajacko. Urkowie potrafią wyczuć i zapolować na łatwą zwierzynę, bo taki łup jest najłatwiejszy do spożycia. Ktoś wyposzczony przez całe życie, wstępuje nagle do świata nieznanego mu uprzednio dobrobytu, kobiece ciało, o którym pewnie śnił całe swe niewesołe życie zdaje się być na wyciągnięcie ręki, miejscowi faceci są zniewieściali i strachliwi, nic tylko brać i używać.

 

Europejskie kobiety prostytutkami... nie lubię wartościować. Wiele kobiet od zawsze miało słabe mechanizmy obronne, a współczesny świat pogoni za szybkim i łatwym używaniem sobie temu sprzyja. Można mieć łatwo i przyjemnie w zamian za oddawanie w posiadanie swego ciała. Łatwe przyjemności jednak zawsze niosą pewną cenę. Nie wartościuję ''łatwych'' kobiet, bo nie wolno wartościować nikogo, a przynajmniej winno się tego możliwie jak najbardziej unikać. Kobiety mające pewne niedobre tendencje przerabiają swój materiał po coś i niekoniecznie zasługują z tego powodu na rozmaite przydomki. Podobnie jak i - ledwo przejdzie mi to słowo klawiaturę - cwel w więzieniu, mimo okropnego stanu, w którym się znajduje, również przerabia swój materiał po coś i także zasługuje na współczucie i zrozumienie. Nie porównuje tu, rzecz jasna, kobiet z takową kategorią więźniów, piszę tylko, że lepiej w życiu nie wartościować, gdyż nigdy nie zna się całości czyjejś drogi, a każdy ma swoją i winien uważać na swojej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widziałem kiedyś w tv program Cejrowskiego o buddyzmie i mocno mnie zniesmaczył. On naśmiewał się z tej religii , którą wg niego jest satanistyczna a w ogóle to nie religia tylko jakaś sekta. Ludzie którzy ją wyznają to też oczywiście debile godni pożałowania. Zupełnie inaczej przedstawiał islam piał z zachwytu nad nim i żałował ze Chrześcijanie nie są tak gorliwy jak muzułmanie dla których religia to wszystko. No ale Cejrowski to katotalib jakby urodził się w islamskich kraju to na pewno byłby dżihadystą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A kto Ci powiedział, że Religa nie może być zbawiony? I że ktoś niewierzący nie może? Ateiści są tylko na tym świecie, po drugiej stronie już ich nie ma, jak sądzę.
Przecież niewiara w boga jest największym grzechem. Nie znam się dokładnie na teologii ale pierwsze słyszę aby ateiści mieli szansę na raj skoro nie przyjęli słowa bożego, zresztą im na tym nie zależy.

 

carlosbueno, trochę cofam wątek (str 362), ale powiem tylko tyle: jeżeli wiesz, kto będzie zbawiony, a kto nie, to gratuluję, bo to znaczy że Ty i Bóg macie wyłączną wiedzę w tym temacie. ;) Wcześniej myślałam, że tylko Bóg. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, możliwe, że masz rację, choć wydaje mi się, że trochę łączysz Buddyzm z Konfucjanizmem poprzez dodawanie do Buddyzmu filozofii yin-yang, ale nie znam się na tym wystarczająco by coś tu określać. Trzeba też powiedzieć, że Buddyzm jest bardzo różnorodny :)

Wiem jedno Chrześcijaństwo niefundamentalistyczne jest wspaniałe :105:

 

A ateiści co chwila wyskakują z tym swoim "a dlaczego nie Zeus, Swarożyc itd.?" :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen, możliwe, że masz rację, choć wydaje mi się, że trochę łączysz Buddyzm z Konfucjanizmem poprzez dodawanie do Buddyzmu filozofii yin-yang, ale nie znam się na tym wystarczająco by coś tu określać. Trzeba też powiedzieć, że Buddyzm jest bardzo różnorodny :)

Wiem jedno Chrześcijaństwo niefundamentalistyczne jest wspaniałe :105:

 

A ateiści co chwila wyskakują z tym swoim "a dlaczego nie Zeus, Swarożyc itd.?" :smile:

tylko odyn suki

powiedzial ze nie bedzie gigantow

nie ma gigantow

a co dzizas zrobil

tyle lat czekam na jakis rozkuhw za 2wś i istnienie kalisi a tu dalej czekamy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ateiści co chwila wyskakują z tym swoim "a dlaczego nie Zeus, Swarożyc itd.?" :smile:

Bosz, ale Ciebie to musi boleć. ;)

 

 

 

tyle lat czekam na jakis rozkuhw za 2wś i istnienie kalisi a tu dalej czekamy

Przeca dla boga nasz czas to westchnienie pierdnięcia (to chyba akurat Twoja malownicza metafora). :mrgreen:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×