Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Owszem, uogólniłam, tak jak Ty twierdząc, ze zapominajac o religii działa się w sposób niemądry. Jak sam podałes przykłady, działa się róznie.

 

:arrow:

„Religia to zainteresowanie doświadczeniami uznawanymi za doświadczenie najwyższych wartości; oddanie mocy czy mocom, o których sądzi się, że tworzą, wzmagają i zachowują te wartości; oraz wyrażanie tego zainteresowania i oddania czy to w obrzędach symbolicznych czy w innych zachowaniach jednostkowych i zbiorowych”
Jedna z definicji religii za wiki. Ale rozumiem, że dla Ciebie religia to wiara w niewidzialne istoty, zaludniające bliżej nieokreślone obszary.

 

Po kolei

 

1. Skoro uogólniasz, to podaj proszę dla odmiany jakikolwiek przykład społeczeństwo, które normalnie funkcjonowało na zdrowych zasadach przez czas dłuższy i było zarazem z gruntu ateistyczne.

 

Na myśl przychodzi mi republikańska Francja drugiej połowy XIXw., ale i wówczas wystarczyło im tego republikańskiego urzędowego ateizmu do czasów II WŚ. Bliskość ryzyka śmierci odmieniła im nieco zwyczaje. Ponadto okres 1871-1914 trudno uznać za długi. No tak ze sto lat zdrowego funkcjonowania byłoby niezłym i miarodajnym przypadkiem.

 

Działo się różnie, bo i człowiek jest rozmaity. Ze wszystkiego może uczynić pretekst do zabijania, z pieniędzy, posiadłości terytorialnych, zaszłości historycznych, zazdrości, religia to tylko kolejny pretekst, wcale nie najczęstszy, a towarzyszy człowiekowi od zarania i takie są fakty, jeśli twierdzisz inaczej - to przypomnij mi proszę z dziejów powszechnych jakieś zdrowe, funkcjonujące i sprawne społeczeństwo ateistyczne.

 

2. Religia to sposób życia, sposób na życie, o ile uprawia się ją szczerze, nie traktując jako wymówkę i sposób na schlebianie samemu sobie, to czyni życie zrozumiałym, taka jest moja osobista definicja.

 

Definicja z wiki, no cóż, wiki jest tworzona przez ludzi z przypadku. Czasem zawiera fakty, czasem głupstwa.

 

Reżimy totalitarne zasadzały się na kulcie jednostki, psychologii tłumu, poza tym na każdym kroku były sprzeczne z dekalogiem, kompatybilność z którym jest pewnym wyznacznikiem sensowności danej religii. Nazizm i komunizm głosiły, że trzeba zabijać, trzeba kraść, zarówno w imię sprawiedliwości społecznej, jak i zaszłości historycznych, komunizm u swego zarania u Sowietów głosił otwarcie za pośrednictwem pani Aleksandry Kołłontaj rozwiązłość seksualną i archaiczność instytucji małżeństwa i rodziny, dzieci miały być wychowywane w publicznych żłobkach, komunizm sprzeciwiał się konserwatyzmowi społecznemu na każdym kroku, mogę tak jeszcze wymieniać dłużej rozmaite rażące różnice.

 

Religię kształtują swe ryty przez długie tysiąclecia, potem równie pieczołowicie je kultywują. Totalitaryzm opierał się na umasowieniu polityki i ówczesnych nowinkach technicznych.

 

Multi-kulti to pokłosie rewolucji '68, która była z samego założenia ateistyczna i anty-religijna. Jeśli uznasz ateizm za religię, to faktycznie twoje twierdzenie jest prawdziwe, ale to się niestety nie będzie trzymać ładu, ani składu.

 

I totalitaryzmy i multi-kulti walczyły z wszelkimi przejawem religijności, pragnąc stworzyć nowego człowieka, który wyzbędzie się wszelkiej tradycji.

 

Marks i podobni mu utopiści za jeden z głównych okowów ludzkości uważali religię, nałóg przyzwoitości niezmiernie im przeszkadzał w stworzeniu nowego społeczeństwa, według własnych wzorców.

 

Co do wiary w niewidzialne istoty, zaludniające nieokreślone byty... Moje zdanie jest takie, wierzę w buddyzm, który głosi empirię i pochwala postęp naukowy, jako część drogi, którą musi przebyć człowiek. Nie mam pewności czy istnieje jakiś Bóg czy nie istnieje i w jakiej występuje on formie, raczej się nie dowiem w tym rozdaniu, gdyż medytacja jest niewskazana dla osób chorych psychicznie.

 

Świat materialny to iluzja, uniwersum pokroju podłogi w łazience dla rybika cukrowego, dla którego jest ona wszystkim co istnieje. Człowiek wykorzystuje ledwie kilka procent możliwości swego mózgu, więc ma zazwyczaj znacznie ograniczoną percepcję. Świat to pustka, w której odbijają się refleksy sił człowiekowi nie znanych i nie do poznania dla kogoś, kto myśli, że tymi paroma procentami widzi wszystko i pojmuje wszystko, co się wokół dzieje.

 

Człowiek sam kształtuje swój los i jeśli mu się nie udaje nijak nie ma prawa winić jakiejś Siły Wyższej, że mu nie pomogła, chociaż o to prosił. Odpowiedzialność leży po jego stronie. Jeśli jednak ze szczerego serca kształtuje swój wyrywek rzeczywistości na lepsze, a zarazem posiada pewne podstawy, które pozwalają mu odpowiednio działać i myśleć, nie dla własnej korzyści, a dla dobra ogółu, życie nabiera sensu, a wiara w pewien Absolut- uzasadnienia.

 

 

 

Wydaje mi się, że osoba, która nie wierzy w nieśmiertelność duszy czy "jedyność" istnienia człowieka (to, że ma tylko jedno życie, w to, że nikt nie jest "kolejną inkarnacją") łatwiej może nie uznawać rozpusty, cudzołóstwa, nierządu za coś złego. Z "niepowtarzalnością" człowieka wiąże się szczególna godność dla małżeństwa, prokreacji, rodziny, płciowości. Jeśli ktoś uważa, że po śmierci nie ma nic lub że po śmierci będzie po prostu jakimś innym człowiekiem czy zwierzęciem, to teoretycznie łatwiej może uznać, że można bawić się pożądliwością, a nie ją odrzucać, zwalczać.

 

Jest dokładnie na odwrót. Wszystkie wymienione przez Ciebie przywary są potępiane przez buddyzm.

 

Jeśli ktoś nie zmierzy się z danym problemem w jednej inkarnacji, to potem przyjdzie mu się zmierzyć z analogicznym problemem. Kolejna inkarnacja nie jest przypadkowa, dostaje się podobne ciało co uprzednio i umysł o podobnych zaletach i właściwościach co uprzednio, w zwierzę można się zmienić na własne życzenie popadając w inercję czy zbytnio folgując własnym rozmaitym popędom, gdyż zwierzę też im folguje i kieruje się wyłącznie podstawowymi instynktami.

 

Popadając w cudzołóstwo, wykorzystując bez sumienia czyjeś córki i żony, potem zapłaci się za to cenę, nie w perspektywie jednego życia, a całej wieczności. To bardziej mobilizuje do pracy nad sobą, jeśli czegoś się zaniecha, zaniedba, jeśli człowiek ulegnie własnej słabości, potem zwiększy prawdopodobieństwo ulegania jej praktycznie przez całą wieczność, nim nie dostąpi nirvany, a to może zając naprawdę kawał czasu.

 

Czyli jeśli najpierw się kogoś wykorzysta, potem będzie się wykorzystanym w zbliżonej skali i podobny sposób. Niekoniecznie w jednej inkarnacji, równie dobrze może się to wydarzyć w kolejnej, a jeśli ktoś zalicza wszystko bez opamiętania, nie patrząc na stopień dojrzałości emocjonalnej i metrykalnej obiektów swego pożądania, to potem będzie miał takie uwarunkowania fizyczne i psychicznie, by mieć owo zaliczanie mocno utrudnione, aby mógł lepiej panować nad swymi instynktami, to chyba najwłaściwsza kara jak może kogoś spotkać. Ponadto po owej ''kuracji'' człowiek zyskuje szanse na poprawę, byle wyciągnął wnioski i poprawił swe błędy, nie trafia się na wieczność do piekła na potępienie, dalej ma szanse na nirvanę.

 

W buddyzmie do uprawiania seksu nie są wymagane sakramenty, wystarczy prawdziwa wieź duchowa z innymi człowiekiem i nie czynienie mu poprzez ten akt krzywdy, jak robią to niektórzy samce alfa polując na łatwy i uległy żeński łup, obiecując mu cuda-wianki, a po zerwaniu kwiatka opuszczając go, bo potrzeba została zaspokojona, a dalszym losem kwiatka, nie trzeba się przecież martwić.

 

Wraz z śmiercią traci się jedynie swe ciało, umysł zostaje zachowany, tylko wciela się w inną powłokę. Umysł musi się zmagać z podobnymi problemami co uprzednio, ma podobne skłonności co uprzednio i podobne pokusy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem, że dla Ciebie religia to wiara w niewidzialne istoty, zaludniające bliżej nieokreślone obszary.

 

Dodam jeszcze, Droga Pani, światem nie rządzą jakieś magiczne siły, które można ładnie wyprosić o jałmużnę i ją dostać.

 

Życiem rządzi matematyka i fizyka, tylko że ona niejedno ma imię, a współczesny człowiek zna chyba tylko jej podstawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wierzę w MAGICZNE siły. Nie wierzę w to, że życiem rządzą matematyka i fizyka. Wierzę w Opatrzność Stwórcy.

 

Doświadczam wielkiego konfliktu wewnętrznego między "tradycyjną teologią i tradycyjnym rozumieniem wiary" a "teologią mojej mentalności". Ta pierwsza jawi się bardzo pesymistycznie mojej mentalności (według niej większość ludzkości będzie doświadczać wiecznego cierpienia), ta druga to chciałaby i wiecznej szczęśliwości wszystkich odczuwających istot. Natura nie chce wierzyć w to, że nieliczni będą zbawieni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wierzę w MAGICZNE siły. Nie wierzę w to, że życiem rządzą matematyka i fizyka. Wierzę w Opatrzność Stwórcy.

 

Doświadczam wielkiego konfliktu wewnętrznego między "tradycyjną teologią i tradycyjnym rozumieniem wiary" a "teologią mojej mentalności". Ta pierwsza jawi się bardzo pesymistycznie mojej mentalności (według niej większość ludzkości będzie doświadczać wiecznego cierpienia), ta druga to chciałaby i wiecznej szczęśliwości wszystkich odczuwających istot. Natura nie chce wierzyć w to, że nieliczni będą zbawieni.

 

Powiem tak, nauki ścisłe ujmują rzeczywistość i jej prawa, podobne prawa obowiązują w codziennym życiu społecznym. Bóg, dla mnie Budda, zespolenie inkarnacji które dostąpiły nirvany, ingeruje, pomaga i karze, tych którzy tego potrzebują, ale nie wystarczy prosić, nawet nie trzeba, należy przede podjąć jakieś działania i mieć przy tym szczere intencje, wyrównać co jest do wyrównania, naprawić co jest do naprawiania, by naprawdę życie zmieniło się na lepsze. W tym nie ma krzty magii, to działanie jak 2+2=4, wyciągania całki i pochodnej, tylko niepomiernie bardziej skomplikowane. Podobnie łotr dostaje w kark po coś, jeśli się nauczy, najlepiej przed końcem danej inkarnacji, to wszystko jeszcze przed nim, jeśli nie nauczy, też wszystko jeszcze przed nim, ale będzie mu potem trudniej. Tak działa karma, jedyny gwarant sprawiedliwości na tym świecie.

 

Religia, w której Bóg zasłaniany jest twardymi dogmatami, nie do pojęcia, nie do udowodnienia, dla mnie nie pokazuje jednak całej prawdy. Troszeczkę teraz wartościuję, ujmę to inaczej: ukazuję pełną prawdę, ale w zawoalowany sposób, żeby dana strefa kulturowa lepiej takie lekarstwo przyjęła.

 

Dogmaty przychodzą i odchodzą, religie podobnie, ważne żeby mieć dobre i szczere serce. Wówczas nie trzeba nawet wierzyć w cokolwiek, łaski człowiek dostępuje mimowolnie, bez proszenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Nie jest konieczne", by katoliccy biskupi obowiązkowo informowali świeckie władze o przypadkach pedofilii i molestowania seksualnego wśród księży, to decyzja ofiary i jej rodziny. To nie nakaz sprzed stu lat, tylko najnowsza instrukcja postępowania dla duchowieństwa, którą wydał Watykan.

==>

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19610785,nie-jest-konieczne-by-biskupi-informowali-wladze-o-przypadkach.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...ISIS nie jest piękne, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdyby reżim Assada działał wcześniej w sposób nieco bardziej umiarkowany, rozsądny i humanitarny, ISIS nie mogłoby w ogóle powstać. ....

ISIS, jako organizacja, powstało w 2003 roku w Iraku jako frakcja Al-kaidy.

powstała za pieniądze saudyjczyków ze sprzedaży ropy, dziś wspierane też przez Erdogana który próbuje na tym ugrać kasę, wpływy i wstąpienie do unii. Jedynie Assad jest w stanie zagwarantować względną świeckość państwa reszta to islamscy fundamentaliści.

Kiedyś islam był zdolny do mądrze rozumianego synkretyzmu i rozwoju, od ok. 200 lat pogrążył się w obskurantyzmie.
zdolny był jakieś 1000 lat temu, wtedy to na tle Chrześcijaństwa był oazą wiedzy i tolerancji później się zatrzymał i zakonserwował a ostatnie 20 lat to już totalna patologia i zacofanie niczym chrześcijańska inkwizycja i wojny krzyżowe.

 

Multi-kulti, komunizm i nazizm to religie?
to quazi religie oporne na racjonalne argumenty. Dzisiaj najgroźniejsza jest ta pierwsza pod płaszczykiem szczytnych celów wprowadza cenzurę, zakłamanie i jest szkodliwa społecznie, gospodarczo i moralnie. Jest niczym religia opiera się na jedynie słusznej moralności, nie można jej krytykować, wpaja się od najmłodszych lat i jest propagowana w mediach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1.Pierwszą część Twego posta nie skomentuję, gdyż pewien zasługujący na współczucie użytkownik (każda istota na nie zasługuje) jest dla mnie niewidoczny, jego komentarze również.

 

2. Jeszcze za Sulejmana Wspaniałego islam miał czym zaimponować Europie, proszę nie przesadzać, to było jakieś niecałe 500 lat temu. Za wezyrów Koprulu już faktycznie, mogli imponować tylko stanami etatowymi armii.

 

W drugą stronę też kapkę przesadzasz. W XXw. nie mieli już kompletnie nic do zaoferowania. Arabia Saudyjska była oazą obskurantyzmu, która wzbogaciła się tylko na ropie (oczywiście, wiem, że państwo to powstało kapkę pózniej, niż 100 lat temu. Tym gorzej, Półwysep Arabski nie został nawet porządnie poddany kolonizacji, zwyczajnie nie było czego zbytnio kolonizować). Imperium Ottomańskie przekształcało się w kolonię gospodarczą Niemiec, było ledwie cieniem dawnej potęgi i to marnym. Już 100 lat temu mieli zacofanie pełną jamą ustną, tylko jeszcze się nie wysadzali, można powiedzieć że mieli trochę opóźniony zapłon.

 

3. Rozumiem zatem, że religia to synonim wszelkiej szkodliwej ideologii, można i tak, ale to naprawdę mocno niecodzienna definicja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem zatem, że religia to synonim wszelkiej szkodliwej ideologii, można i tak, ale to naprawdę mocno niecodzienna definicja.

pisałem quazi religia, taki dajmy na to stalinizm to naprawdę niewiele się różnił od religii, podobnie to co dzieje się w Korei Północnej przecież rządzący traktowani są tam jak bogowie, uczy się o nich w szkole od najmłodszych lat, śpiewa piosenki, obrazy z ich podobiznami są wszędzie niczym obrazy święte bądź krzyże, a każde słowo władcy jest niepodważalne i nieomylne. Wg mnie komunizm zwłaszcza ten w azjatyckim wydaniu Mao, Kim, Pol Pota czy Stalina wzorował się a przede wszystkim zastępował religię, nie przypadkowo zwalczały one inne religie bo nową wiarą miała być partia, dyktator.


W XXw. nie mieli już kompletnie nic do zaoferowania. Arabia Saudyjska była oazą obskurantyzmu, która wzbogaciła się tylko na ropie. 

Gdyby nie ropa to dalej siedzieliby w namiotach na pustynii, bądźmy szczerzy gdyby nie petrodolary to islam byłby dużo słabszy, terroryzm również a tak miliardy petrodolarów są wpompowywane w szerzenie straszliwego wahabickiego islamu zwłaszcza w Afryce przynosi to fatalne skutki choć nie tylko. Ameryka dała światu Coca- cole, dżinsy i mc donaldy a arabowie szerzą terroryzm, kulturę burek i szariatu. Co proponowali Europie za pomoc w sprawie uchodźców a no wybudowanie 200 meczetów w Niemczech, na to nie żałują nigdy pieniędzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisałem quazi religia, taki dajmy na to stalinizm to naprawdę niewiele się różnił od religii, podobnie to co dzieje się w Korei Północnej przecież rządzący traktowani są tam jak bogowie, uczy się o nich w szkole od najmłodszych lat, śpiewa piosenki, obrazy z ich podobiznami są wszędzie niczym obrazy święte bądź krzyże, a każde słowo władcy jest niepodważalne i nieomylne. Wg mnie komunizm zwłaszcza ten w azjatyckim wydaniu Mao, Kim, Pol Pota czy Stalina wzorował się a przede wszystkim zastępował religię, nie przypadkowo zwalczały one inne religie bo nową wiarą miała być partia, dyktator.


 

 

Gdyby nie ropa to dalej siedzieliby w namiotach na pustynii, bądźmy szczerzy gdyby nie petrodolary to islam byłby dużo słabszy, terroryzm również a tak miliardy petrodolarów są wpompowywane w szerzenie straszliwego wahabickiego islamu zwłaszcza w Afryce przynosi to fatalne skutki choć nie tylko. Ameryka dała światu Coca- cole, dżinsy i mc donaldy a arabowie szerzą terroryzm, kulturę burek i szariatu. Co proponowali Europie za pomoc w sprawie uchodźców a no wybudowanie 200 meczetów w Niemczech, na to nie żałują nigdy pieniędzy.

 

1. Tak samo możesz stwierdzić, że kulty Mezoameryki niewiele różniły się od religii chrześcijańskiej, czciły jakąś Siłę Wyższą, tylko w dość osobliwy sposób.

 

Quasi-religia, która w tak skrajny sposób sprzeciwia się dekalogowi, nie zasługuje nawet na przedrostek -quasi. Ona nie ma w sobie nic z religii. Równie dobrze mógłbyś uznać, że kult jakim otaczano Napoleona we Francji czy Jana Sobieskiego w armii to też była swoista forma quasi-religii.

 

Wedle tej definicji kult, jakim szlachta obdarzała Radziwiłła ''Panie Kochanku'' też był quasi-religijny.

 

Nie każda jednostka charyzmatyczna, która ma duże wpływy i możliwości i roztacza wokół siebie charyzmatyczną aurę, nie zawsze całkiem korzystną, od razu tworzy kult.

 

Kult jednostki i wszelkie jego konsekwencje nie ma z religią cokolwiek wspólnego. Wprawdzie Chrystus roztaczał wokół siebie też swoistą aurą, ale na litość nie porównujmy jego przypadku z Hitlerem czy Stalinem tylko dlatego, że był charyzmatyczny. Głosił całkowicie coś innego, odcinał się na każdym kroku od polityki i zawsze sprzeciwiał się rozlewowi krwi. W ten sposób właśnie poznaje się prawdziwych proroków, od tych podszywających się, prawdziwi prorocy pogrążają się w wartościowych rozmyślaniach (książki Stalina z tego co mi wiadomo nie dają się czytać, a Mein Kampf i Druga Książka Adolfa to też ponoć kompletne grafomaństwo), żyją w ubóstwie i nie mają żadnych ambicji związanych z polityką, bo to marność nad marnościami.

 

Podczas nieobecności właściwego Absolutu, rodzaj ludzki szuka go w ludziach. To normalna i zrozumiała reakcja. Gdyby nie zabrano Rosjanom Pana Boga nie byłoby Stalina. Podobnie we Francji Napoleona w poddanej sekularyzacji armii za swoisty ersatz Boga robił cesarz, ale tylko ersatz, a prawie czyni nieraz naprawdę dużą różnicę.

 

 

Niektórzy czczą mamonę, inni kobiece ciało, inni - w szczególności ci bardziej naiwni - jednostki.

 

Każdy ma inne priorytety. Kościół nie stosował inżynierii społecznej i nie łamał w tak jawny sposób dekalogu, więc to była kompletnie odmienna para kaloszy. Wiem, wiem, wiem - inkwizycja, krucjaty, też mi się to w katolicyzmie nie podoba i nie tylko to. Nie można porównywać jednak skali i liczby ofiar rozmaitych ''wypaczeń'' katolicyzmu i komunizmu, kompletnie inna sprawa.

 

2. Dokładnie, nie potrafią produkować, nie potrafią zorganizować sobie odpowiedniej armii do zmiecenia Izraela z powierzchni ziemi, specjalizują się w ropie, hodowli rozmaitych używek i wyrzynaniu, w szczególności samych siebie. Oczywiście nie wszyscy, teraz przyjdą dla nich chude czasy, bo ceny ropą lecą na łeb na szyję.

 

Cóż, jeśli ktoś zachowuje się w sposób naiwny, to człowiek sprytny z tego korzysta. Arabia Saudyjska z tego co mi wiadomo przyjęła pewną liczbę uchodźców, ale tylko tych prawdziwych i jakoś wartościowych dla ich gospodarki.

 

Arabia Saudyjska ma własne problemy, po co sobie jeszcze je mnożyć, dość mają kłopotów z Huti w Jemenie.

 

 

 

Kim i jego kult to element lokalnej tradycji i mentalności. Na północy czczą przywódcę jak bożka, na południu - czczą szefa w pracy jak bożka. Taka tradycja.

 

Mao był prostym wieśniakiem, który sprytem i cwaniactwem doszedł do wielkiej władzy. Otaczał się kultem, bo tak samo robili uprzednio cesarze.

 

Pol Pot i Kambodża to porównanie wybitnie nietrafione, Pol Pot to wychowanek wściekle ateistycznych i ''nowatorskich'' francuskich uczelni. Pol Pot to właśnie dziecko oświecenia, tylko mocno wypaczone.

 

Azjatyccy satrapowie raczej przejęli lokalne tradycje sprawowania władzy. Wypierając buddyzm w Korei, Chinach czy Kambodży zwyczajnie nie mogli wstąpić w rolę Buddy, bo on pełnił całkiem inne funkcje. Po prostu grali starych monarchów i cesarzy, ale w nowych szatach.

 

Wszyscy podani ichmościowie chcieli tworzyć nowego człowieka i nowe społeczeństwa, gdzie na Boga i jego uniwersalne przykazania nie było miejsca, swoiści spadkobiercy oświecenia, a gdzie nie ma Boga, musi być jakiś ersatz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kościół nie stosował inżynierii społecznej i nie łamał w tak jawny sposób dekalogu, więc to była kompletnie odmienna para kaloszy.

No nie wiem czy nie stosował, przecież w starożytnym Rzymie po przyjęciu Chrześcijaństwa wszystkie święta, uroczystości a także niektórzy bogowie zostali zastąpieni chrześcijańskimi. A dekalog łamano wielokrotnie i to na samej górze, w wiekach średnich na tronach papieskich i w ich otoczeniu były zbrodnie, intrygi, wyuzdany seks.

A JP II to przecież w Polsce był i jest nadal typowy kult jednostki( mimo że sam papież był chyba temu przeciwny) oczywiście porównywanie Wojtyły na płaszczyźnie moralnej z Hitlerem czy Stalinem nie ma sensu ale sam kult istnieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I totalitaryzmy i multi-kulti walczyły z wszelkimi przejawem religijności, pragnąc stworzyć nowego człowieka, który wyzbędzie się wszelkiej tradycji.

To nieprawda. Jeśli możesz to zdefiniuj pojęcie tradycji, łatwiej wtedy spierać się w oparciu o terminy. Korzystnie byłoby, gdyby definicja zawierała opis powstawania tradycji.

Świat materialny to iluzja, uniwersum pokroju podłogi w łazience dla rybika cukrowego, dla którego jest ona wszystkim co istnieje. Człowiek wykorzystuje ledwie kilka procent możliwości swego mózgu, więc ma zazwyczaj znacznie ograniczoną percepcję. Świat to pustka, w której odbijają się refleksy sił człowiekowi nie znanych i nie do poznania dla kogoś, kto myśli, że tymi paroma procentami widzi wszystko i pojmuje wszystko, co się wokół dzieje.

Zarzucasz człowiekowi ograniczoną percepcję, a jednocześnie bez zająknięcia definiujesz świat materialny jako iluzję i pustkę. W ilu procentach używasz mózgu, żeby być uprawnionym do stawiania tak śmiałych założeń? Napisałem założeń, bo jeśli uznajesz to za prawdy, to chciałbym wiedzieć na jakich podstawach je opierasz? Wolałbym uniknąć tutaj definiowania pojęcia prawdy dla dobra dyskusji, bo to temat na całkiem osobny wątek.

Jeśli ktoś nie zmierzy się z danym problemem w jednej inkarnacji, to potem przyjdzie mu się zmierzyć z analogicznym problemem. Kolejna inkarnacja nie jest przypadkowa, dostaje się podobne ciało co uprzednio i umysł o podobnych zaletach i właściwościach co uprzednio, w zwierzę można się zmienić na własne życzenie popadając w inercję czy zbytnio folgując własnym rozmaitym popędom, gdyż zwierzę też im folguje i kieruje się wyłącznie podstawowymi instynktami. 

 

Popadając w cudzołóstwo, wykorzystując bez sumienia czyjeś córki i żony, potem zapłaci się za to cenę, nie w perspektywie jednego życia, a całej wieczności. To bardziej mobilizuje do pracy nad sobą, jeśli czegoś się zaniecha, zaniedba, jeśli człowiek ulegnie własnej słabości, potem zwiększy prawdopodobieństwo ulegania jej praktycznie przez całą wieczność, nim nie dostąpi nirvany, a to może zając naprawdę kawał czasu.

Czyli jeśli najpierw się kogoś wykorzysta, potem będzie się wykorzystanym w zbliżonej skali i podobny sposób. Niekoniecznie w jednej inkarnacji, równie dobrze może się to wydarzyć w kolejnej, a jeśli ktoś zalicza wszystko bez opamiętania, nie patrząc na stopień dojrzałości emocjonalnej i metrykalnej obiektów swego pożądania, to potem będzie miał takie uwarunkowania fizyczne i psychicznie, by mieć owo zaliczanie mocno utrudnione, aby mógł lepiej panować nad swymi instynktami, to chyba najwłaściwsza kara jak może kogoś spotkać. Ponadto po owej ''kuracji'' człowiek zyskuje szanse na poprawę, byle wyciągnął wnioski i poprawił swe błędy, nie trafia się na wieczność do piekła na potępienie, dalej ma szanse na nirvanę.

Długi cytat, ale wolałem zamieścić go w całości. Ja mam na to swoją teorię, a nazywam ją brzydko „teorią poziomu gówna”, którego to poziom poprzez nasze działania możemy podnieść i nawet jeśli nie dosięgnie nas od razu, to istnieje prawdopodobieństwo, że w końcu tak się stanie. Wiesz, A zrobi coś B, B może zrobić w zamian coś A, a może zrobić C, tak sobie to będzie krążyło i może wrócić do nas.

 

Nic nie wspomniałeś o czyśćcu, a postawiłeś sprawę w systemie binarnym – albo zbawienie, albo piekło. Ile czasu jakiś wielki zbrodniarz musiałby przechodzić taką „kurację”, zakładając, że entropia w pewnym momencie osiągnie maksimum i kiedyś wszystko zgaśnie? I jak w takim ujęcie rozumieć dążenie do nirvany? By być bardziej precyzyjnym – co jest ważniejsze – dążenie do nirvany, czy jej osiągnięcie? Oczywiście biorąc pod uwagę entropię, czyli ograniczony czas.

Wraz z śmiercią traci się jedynie swe ciało, umysł zostaje zachowany, tylko wciela się w inną powłokę. Umysł musi się zmagać z podobnymi problemami co uprzednio, ma podobne skłonności co uprzednio i podobne pokusy.

A to mnie interesuje najbardziej. Możesz odwzorować, tylko proszę w w miarę prostych słowach, zbiór umysłów na zbiorze powłok?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kościół nie stosował inżynierii społecznej i nie łamał w tak jawny sposób dekalogu, więc to była kompletnie odmienna para kaloszy.

No nie wiem czy nie stosował, przecież w starożytnym Rzymie po przyjęciu Chrześcijaństwa wszystkie święta, uroczystości a także niektórzy bogowie zostali zastąpieni chrześcijańskimi. A dekalog łamano wielokrotnie i to na samej górze, w wiekach średnich na tronach papieskich i w ich otoczeniu były zbrodnie, intrygi, wyuzdany seks.

A JP II to przecież w Polsce był i jest nadal typowy kult jednostki( mimo że sam papież był chyba temu przeciwny) oczywiście porównywanie Wojtyły na płaszczyźnie moralnej z Hitlerem czy Stalinem nie ma sensu ale sam kult istnieje.

 

1. Inżynieria społeczna wymaga dostępu do nowoczesnej biurokracji, nowoczesnej propagandy i generalnie - nowoczesnych środków technicznych, bez policji

rozbudowanej w tak absurdalny sposób jak w III Rzeszy i ZSRR, wielotysięcznej armii urzędników inżynierii społecznej nie da się przeprowadzić.

 

Na początku stare kulty tolerowano, potem coraz bardziej spychano je na margines. Był to raczej naturalny proces, po prostu coraz więcej kolonów i mieszkańców miast przyjmowało nową religię, z czasem poczęli oni wchodzić nawet do senatu. To właśnie elita pozostała najbardziej wierna starym kultom, nikt nie zmuszał mas do czegokolwiek. Już masowe i krwawe prześladowania chrześcijaństwa za czasów Dioklecjana są bliższe pojęciu inżynierii społecznej.

 

Wiadomo jacy bywali papieże, nigdy nie łamano w Rzymie dekalogu na taką skalę jak Stalin i Hitler, uczcijmy proporcje, naprawdę uczcijmy proporcje,

 

JP II to celebryta na papieskim tronie, miało to swoje dobre strony, miało i nie-dobre. Po trosze cześć oddawana papieżowi jest nie-udawana, bo faktycznie swoje dla Polski zrobił i starsi ludzie wspominają tą postać z sentymentem, czasy S, całkiem inne realia. Potem papieżem, jaki by on nie był, wycierali sobie gęby politycy, pragnęli się podlizać, zarówno na lokalnym szczeblu jak i na centralnym, więc trochę sztucznie rozbuchano ten kult. Od kultu jednostki sensu stricte jednak mu daleko, za krytykę papieża nie trafia się do łagru, raz jeszcze- uczcijmy proporcje.

 

I totalitaryzmy i multi-kulti walczyły z wszelkimi przejawem religijności, pragnąc stworzyć nowego człowieka, który wyzbędzie się wszelkiej tradycji.

To nieprawda. Jeśli możesz to zdefiniuj pojęcie tradycji, łatwiej wtedy spierać się w oparciu o terminy. Korzystnie byłoby, gdyby definicja zawierała opis powstawania tradycji.

 

Zarzucasz człowiekowi ograniczoną percepcję, a jednocześnie bez zająknięcia definiujesz świat materialny jako iluzję i pustkę. W ilu procentach używasz mózgu, żeby być uprawnionym do stawiania tak śmiałych założeń? Napisałem założeń, bo jeśli uznajesz to za prawdy, to chciałbym wiedzieć na jakich podstawach je opierasz? Wolałbym uniknąć tutaj definiowania pojęcia prawdy dla dobra dyskusji, bo to temat na całkiem osobny wątek.

 

 

Długi cytat, ale wolałem zamieścić go w całości. Ja mam na to swoją teorię, a nazywam ją brzydko „teorią poziomu gówna”, którego to poziom poprzez nasze działania możemy podnieść i nawet jeśli nie dosięgnie nas od razu, to istnieje prawdopodobieństwo, że w końcu tak się stanie. Wiesz, A zrobi coś B, B może zrobić w zamian coś A, a może zrobić C, tak sobie to będzie krążyło i może wrócić do nas.

 

Nic nie wspomniałeś o czyśćcu, a postawiłeś sprawę w systemie binarnym – albo zbawienie, albo piekło. Ile czasu jakiś wielki zbrodniarz musiałby przechodzić taką „kurację”, zakładając, że entropia w pewnym momencie osiągnie maksimum i kiedyś wszystko zgaśnie? I jak w takim ujęcie rozumieć dążenie do nirvany? By być bardziej precyzyjnym – co jest ważniejsze – dążenie do nirvany, czy jej osiągnięcie? Oczywiście biorąc pod uwagę entropię, czyli ograniczony czas.

Wraz z śmiercią traci się jedynie swe ciało, umysł zostaje zachowany, tylko wciela się w inną powłokę. Umysł musi się zmagać z podobnymi problemami co uprzednio, ma podobne skłonności co uprzednio i podobne pokusy.

A to mnie interesuje najbardziej. Możesz odwzorować, tylko proszę w w miarę prostych słowach, zbiór umysłów na zbiorze powłok?

 

1. ale jaka tradycja, religijna? cholera, czy ja jestem słownikiem wyrazów obcych? no dobrze, mogę robić za słownik PWN, cytuje:

 

tradycja «ogół obyczajów, norm, poglądów, zachowań itp. właściwych jakiejś grupie społecznej, przekazywanych z pokolenia na pokolenie; też: ciągłość tych obyczajów, norm, poglądów lub zachowań»

 

Zarzuciłeś mi mówienie nieprawdy, więc jakoś to uzasadnij.

 

2. W ilu procentach korzystam z mózgu to już moja prywatna sprawa i nie muszę się nią z nikim dzielić i prosiłbym o zachowanie pewnego poziomu kultury dyskusji, jeśli ma ona mieć w ogóle sens. Pojęcie pustki to jedne z podstawowych pojęć w buddyzmie.

 

3. No tak, kolejny facet z którym nie chce mi się gadać. Jeśli ktoś w normalnej, cywilizowanej dyskusji zaczyna używać wyrażeń pokroju : logika poziomu mówna (tamte twoje słówko rodem z gimbazy nie przejdzie mi przez klawiaturę), to odechciewa mi się z taką osobą dyskusji.

 

Życzę powodzenia i wielu sukcesów w pracy nad sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

1. Inżynieria społeczna wymaga dostępu do nowoczesnej biurokracji, nowoczesnej propagandy i generalnie - nowoczesnych środków technicznych, bez policji

rozbudowanej w tak absurdalny sposób jak w III Rzeszy i ZSRR, wielotysięcznej armii urzędników inżynierii społecznej nie da się przeprowadzić....

Bzdura. Hans - koleś kompletnie nie ma pojęcia o czym pisze. Wyciąga z rzyci fałszywe tezy i nie umie ich uzasadnić.

Policja, biurokracja ani super nowoczesna technika nie jest konieczna do praktycznego stosowania socjotechniki na masową skalę.

Właściwie wystarczy jeden kanał radiowy (-> radio Maryja).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mentalność ma zupełnie inne podejście na religię, niż wynika to z dogmatów, tradycji czy świętych ksiąg. Ona "żyje w swoim świecie", inaczej odczuwa niż "standardowy" człowiek. Dla niej karanie torturami jawi się jako coś wyjątkowo złego. Nawet, jeśli grzesznik jest najgorszy. Ona chce zbawienia, nawrócenia, nauczenia, uleczenia biednych grzeszników, a nie ich mąk czy potępienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. ale jaka tradycja, religijna? cholera, czy ja jestem słownikiem wyrazów obcych? no dobrze, mogę robić za słownik PWN, cytuje:

 

tradycja «ogół obyczajów, norm, poglądów, zachowań itp. właściwych jakiejś grupie społecznej, przekazywanych z pokolenia na pokolenie; też: ciągłość tych obyczajów, norm, poglądów lub zachowań»

 

Pisałeś o wyzbyciu się wszelkiej tradycji, dlatego zapytałem o definicję tradycji i genezę powstawania nowej. W ZSRR powstała np. taka tradycja, że członkowie rodziny donosili na siebie, zatem pisanie o wyzbywaniu się wszelkiej tradycji jest błędne. Nawet gdyby wszystkim co jakiś czas "resetowano" mózgi do "ustawień fabrycznych", to to też po jakimś czasie byłaby to tradycja.

 

Zarzuciłeś mi mówienie nieprawdy, więc jakoś to uzasadnij.

 

Ustasze, bicie w dzwony w III Rzeszy z rozmaitych okazji, ksiądz Tiso, "Gott mit uns" na klamrach pasów, Andrzej Szeptycki i 14 Dywizja Grenadierów SS, święcenie wideł i siekier UPA, związki Kościoła z juntami w Ameryce Południowej, Franco w Hiszpanii etc., etc., etc. Jednak nie chcę czytać udowadniania, że po wygranej wojnie, to by przykładowo Hitler całkiem religię zlikwidował. Opieram się na tym co wiem.

 

2. W ilu procentach korzystam z mózgu to już moja prywatna sprawa i nie muszę się nią z nikim dzielić i prosiłbym o zachowanie pewnego poziomu kultury dyskusji, jeśli ma ona mieć w ogóle sens. Pojęcie pustki to jedne z podstawowych pojęć w buddyzmie.

 

Łatwo ferujesz wyroki o innych ludziach, natomiast czujesz się dotknięty prostym pytaniem, na które odpowiedź stanowiłaby jakiś fundament do poparcia tych założeń, które wysunąłeś.

 

3. No tak, kolejny facet z którym nie chce mi się gadać. Jeśli ktoś w normalnej, cywilizowanej dyskusji zaczyna używać wyrażeń pokroju : logika poziomu mówna (tamte twoje słówko rodem z gimbazy nie przejdzie mi przez klawiaturę), to odechciewa mi się z taką osobą dyskusji.

 

Tam nie było słowa o logice. Wg mnie odechciewa Ci się ze mną rozmawiać, gdyż odniosłem się do kilku Twoich zdań konkretnie, zadałem kilka konkretnych pytań, na które nie odpowiedziałeś. Zapewne nie odpowiedziałeś, bo na konkretne pytania ciężko udzielić odpowiedzi używając okrągłych zdań, co masz w zwyczaju robić w tym temacie. Liczyłem na coś więcej, ale jak to w życiu, przeliczyłem się. Co się tyczy języka, wulgarności itd., to lepiej nie wychodzić z domu i nie przeglądać sieci, to daje jakąś gwarancję na uniknięcie ww.

 

Życzę powodzenia i wielu sukcesów w pracy nad sobą.

 

Dziękuję i wzajemnie.

 

Bzdura. Hans - koleś kompletnie nie ma pojęcia o czym pisze. Wyciąga z rzyci fałszywe tezy i nie umie ich uzasadnić.

Policja, biurokracja ani super nowoczesna technika nie jest konieczna do praktycznego stosowania socjotechniki na masową skalę.

Właściwie wystarczy jeden kanał radiowy (-> radio Maryja).

 

Jest już trochę późno i nie wiem, czy wg Ciebie to ja piszę bzdury, czy robi to akwen. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...

1. Inżynieria społeczna wymaga dostępu do nowoczesnej biurokracji, nowoczesnej propagandy i generalnie - nowoczesnych środków technicznych, bez policji

rozbudowanej w tak absurdalny sposób jak w III Rzeszy i ZSRR, wielotysięcznej armii urzędników inżynierii społecznej nie da się przeprowadzić....

Bzdura. Hans - koleś kompletnie nie ma pojęcia o czym pisze. Wyciąga z rzyci fałszywe tezy i nie umie ich uzasadnić.

Policja, biurokracja ani super nowoczesna technika nie jest konieczna do praktycznego stosowania socjotechniki na masową skalę.

Właściwie wystarczy jeden kanał radiowy (-> radio Maryja).

 

Jeśli uważasz Rydzyka za manipulatora na poziomie np. totalitarnego Związku Radzieckiego, czy kogoś uprawiającego w ogóle coś na "masową skalę", to nie ma o czym mówić.

Inżynieria społeczna próbuje wyrwać człowieka z kulturowych archetypów i wspólnot organicznych (jak rodzina, naród), żeby wstawić na to miejsce swoje własne wzory kultury i wydać człowieka oderwanego od najbliższego środowiska na łup władzy. Nie bez powodu wyśmiewano "świecką tradycję". Inżynieria społeczna wymaga wielu zsynchronizowanych elementów. Zmierza m.in do demoralizacji społeczeństwa, uzależniania go od niskich przyjemności i konsumpcji, żeby nie odczuwał potrzeby myślenia o ważnych kwestiach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poglądy dawniej popularne wśród katolików jakoś przypominają mojej mentalności poglądy obecne w kalwinizmie. Kalwinizm jawi mi się jako coś, co "zawdzięcza" swoje istnienie rzekomym "kardynalnym błędom" z dzieł św. Augustyna z Hippony. Pewne teksty Augustyna (a może tylko ich interpretację - sam Augustyn nie jest nieomylny) wywołują bardzo złe wrażenie na mojej mentalności - "głoszą" one bardzo pesymistyczną wizję losu ludzkości, coś, co mentalność nazywa "brakiem bezinteresownej miłości" i "skąpością łaski". Chodzi tu o "rygorystyczny", "ekskluzywistyczny" pogląd na zbawienie wieczne. Pewne bardzo niepodobające się mojej naturze poglądy obecne wśród katolików (zwłaszcza w dawniejszych czasach) zdają się mieć związek z poglądami Augustyna czy przynajmniej czemuś, co się z nim wiąże lub z czymś, co może bazować na jego tekstach. Przerażające może być np. twierdzenie o dzieciach nienarodzonych umierających bez łaski chrztu (mentalność uważa, że każde dziecko nienarodzone powinno otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego).

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_Augustyna_z_Hippony (z własnymi wyróżnieniami):

 

Według Geralda Bonnera, nauczanie Augustyna, jakkolwiek nie do końca jasne, nie może być rozumiane na sposób, w jaki zinterpretował je kalwinizm. Augustyn pisał o przedwiedzy Boga. Ale czasem wypowiadał się jakby niektórzy ludzie byli przeznaczeni na karę. Wizja grzechu pierworodnego Augustyna wskazuje na to, że nie rozumie on tych stwierdzeń jako arbitralnej decyzji Boga, by stworzyć pewnych ludzi jako "naczynia gniewu", których potępienie miałoby służyć większej chwale Bożej. Najgorsze, czego można ew. dopatrzeć się w tezach Augustyna, jest jedynie to, że Bóg nie ma absolutnej woli, by zbawić wszystkich ludzi.

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem):

 

Aureliusz Augustyn z Hippony, łac. Aurelius Augustinus (ur. 13 listopada 354 w Tagaście, zm. 28 sierpnia 430 w Hipponie) – filozof, teolog, organizator życia kościelnego, święty Kościoła katolickiego, jeden z ojców i doktorów Kościoła, znany jako doctor gratiae (doktor łaski), pisarz i błogosławiony prawosławny o berberyjskich korzeniach. Wielu protestantów uważa go również za duchowego przodka protestantyzmu, jako że jego pisma miały duży wpływ na nauki Lutra i Kalwina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poglądy dawniej popularne wśród katolików jakoś przypominają mojej mentalności poglądy obecne w kalwinizmie. Kalwinizm jawi mi się jako coś, co "zawdzięcza" swoje istnienie rzekomym "kardynalnym błędom" z dzieł św. Augustyna z Hippony. Pewne teksty Augustyna (a może tylko ich interpretację - sam Augustyn nie jest nieomylny) wywołują bardzo złe wrażenie na mojej mentalności - "głoszą" one bardzo pesymistyczną wizję losu ludzkości, coś, co mentalność nazywa "brakiem bezinteresownej miłości" i "skąpością łaski". Chodzi tu o "rygorystyczny", "ekskluzywistyczny" pogląd na zbawienie wieczne. Pewne bardzo niepodobające się mojej naturze poglądy obecne wśród katolików (zwłaszcza w dawniejszych czasach) zdają się mieć związek z poglądami Augustyna czy przynajmniej czemuś, co się z nim wiąże lub z czymś, co może bazować na jego tekstach. Przerażające może być np. twierdzenie o dzieciach nienarodzonych umierających bez łaski chrztu (mentalność uważa, że każde dziecko nienarodzone powinno otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego).

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_Augustyna_z_Hippony (z własnymi wyróżnieniami):

 

Według Geralda Bonnera, nauczanie Augustyna, jakkolwiek nie do końca jasne, nie może być rozumiane na sposób, w jaki zinterpretował je kalwinizm. Augustyn pisał o przedwiedzy Boga. Ale czasem wypowiadał się jakby niektórzy ludzie byli przeznaczeni na karę. Wizja grzechu pierworodnego Augustyna wskazuje na to, że nie rozumie on tych stwierdzeń jako arbitralnej decyzji Boga, by stworzyć pewnych ludzi jako "naczynia gniewu", których potępienie miałoby służyć większej chwale Bożej. Najgorsze, czego można ew. dopatrzeć się w tezach Augustyna, jest jedynie to, że Bóg nie ma absolutnej woli, by zbawić wszystkich ludzi.

 

Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem):

 

Aureliusz Augustyn z Hippony, łac. Aurelius Augustinus (ur. 13 listopada 354 w Tagaście, zm. 28 sierpnia 430 w Hipponie) – filozof, teolog, organizator życia kościelnego, święty Kościoła katolickiego, jeden z ojców i doktorów Kościoła, znany jako doctor gratiae (doktor łaski), pisarz i błogosławiony prawosławny o berberyjskich korzeniach. Wielu protestantów uważa go również za duchowego przodka protestantyzmu, jako że jego pisma miały duży wpływ na nauki Lutra i Kalwina.

 

Św. Augustyn żył w mrocznych czasach, sypało się największe imperium ówczesnego świata, latarnia ówczesnej cywilizacji, Barbarzyńcy szli coraz dalej i dalej, sypał się ponad pięćsetletni porządek świata. Mało kto umiałby wykrzesać z siebie optymizm. O ile dobrze pamiętam św. Augustyn pisał swoje refleksje pod wpływem złupienia Rzymu przez Wizygotów, to był niebywały cios. Wielu myślało, że wraz z Rzymem wali się cały świat, a wraz z barbarzyńcami podąża wieczna ciemność, zaś stary porządek wysila resztki sił, by ją nawet nie powstrzymać, ale znużyć na chwilę. Ciężko było wówczas wierzyć w Pana Boga i w to, że ma on jakąś pieczę nad wydarzeniami nad tym światem. Wielu obwiniało wówczas chrześcijaństwo, w dobie starych bogów Rzym miewał rozmaite kryzysy, zbierał różne, nieraz dotkliwe ciosy, ale zawsze w końcu wychodził z tarapatów obronną ręką. Św. Augustyn chciał dać odpór tym oskarżeniom, czy mu się to udało - tego nie wiem- bo nie czytałem jego dzieł.

 

Z tego co piszesz, wiem że się powtarzam, to przemyślenia św. Augustyna mają co nieco wspólnego z karmą. Niektórzy ludzie są z natury gniewni i przywykli do przelewania krwi. I coś w tym jest, nie ma tym nic imponującego, bo nie ma nic imponującego w zbytnim oddawaniu się swym instynktom, w szczególności krwiożerczym. Faktycznie barbarzyńcy nauczyli wygodnickich nieco pokory, a po ich podbojach życie toczyło się dalej, wprawdzie znacznie skromniejsze, ale świat się nie zawalił. Analogia z współczesną inwazją muzułmanów na Europę nasuwa się sama.

 

Bardzo nie-buddyjskie jest jego twierdzenie o ekskluzywizmie zbawienia, w buddyzmie oświecenia może dostąpić najgorszy łotr, kompletna szuja i zwierz w ludzkiej skórze, tylko zajmie mu to odpowiednio więcej czasu, np: eony czasu miast tysiącleci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmierza m.in do demoralizacji społeczeństwa, uzależniania go od niskich przyjemności i konsumpcji, żeby nie odczuwał potrzeby myślenia o ważnych kwestiach.
Co to są te ważne kwestie, pewnie wiara w Boga :mrgreen: no ale bez niej można żyć a bez jedzenia czyli konsumpcji nie. A co to są te niskie przyjemności :?: pewnie internet, telewizja i oczywiście seks i czemu to ma być bardziej niskie od chodzenia do kościoła i modlitwy, to subiektywne podejście. Zresztą systemy totalitarne wcale nie zamierzały hodować człowieka do tzw niskich przyjemności a raczej do wzniosłych celów jak np ciężka praca dla zwycięstwa światowego komunizmu albo wielkich Niemiec.

Inżynieria społeczna próbuje wyrwać człowieka z kulturowych archetypów i wspólnot organicznych (jak rodzina, naród), żeby wstawić na to miejsce swoje własne wzory kultury i wydać człowieka oderwanego od najbliższego środowiska na łup władzy.

Czyli rzymskie chrześcijaństwo się na to załapuje bo zastępowało kulty pogańskie, solarne itd kultami chrześcijańskimi oczywiście bez mediów i takiej propagandy jak dziś przebiegało to dłużej ale efekt był ten sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze, Droga Pani, światem nie rządzą jakieś magiczne siły, które można ładnie wyprosić o jałmużnę i ją dostać.

 

Życiem rządzi matematyka i fizyka, tylko że ona niejedno ma imię, a współczesny człowiek zna chyba tylko jej podstawy.

Drogi Panie, dziekuje za info, że swiatem nie rządza magiczne siły, sama bym na to nie wpadła :-| z Twoich obfitych ale niejasnych wypowiedzi trudno wyłuszczyć jakies konkrety, ale na podstawie poniższych zakładam ,ze to Ty wierzysz w jakies twory magiczne, typu Siła Wyzsza , Absolut, umysł istniejący po śmierci :bezradny:
Człowiek sam kształtuje swój los i jeśli mu się nie udaje nijak nie ma prawa winić jakiejś Siły Wyższej, że mu nie pomogła, chociaż o to prosił. Odpowiedzialność leży po jego stronie. Jeśli jednak ze szczerego serca kształtuje swój wyrywek rzeczywistości na lepsze, a zarazem posiada pewne podstawy, które pozwalają mu odpowiednio działać i myśleć, nie dla własnej korzyści, a dla dobra ogółu, życie nabiera sensu, a wiara w pewien Absolut- uzasadnienia.

+

Wraz z śmiercią traci się jedynie swe ciało, umysł zostaje zachowany, tylko wciela się w inną powłokę. Umysł musi się zmagać z podobnymi problemami co uprzednio, ma podobne skłonności co uprzednio i podobne pokusy

 

Co do reszty zgadzam się z @Hansem i @Carlosembueno, wiec nie mam za wiele do dodania. Poza tym życze wszystkim wesołych Walentynek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi Panie, dziekuje za info, że swiatem nie rządza magiczne siły, sama bym na to nie wpadła :-| z Twoich obfitych ale niejasnych wypowiedzi trudno wyłuszczyć jakies konkrety, ale na podstawie poniższych zakładam ,ze to Ty wierzysz w jakies twory magiczne, typu Siła Wyzsza , Absolut, umysł istniejący po śmierci :bezradny:

 

Wyciągasz błędne wnioski z moich obfitych i dla niektórych niejasnych wypowiedzi.

 

Skoro już muszę stracić i wyłożyć raz jeszcze swoje przekonania. To wierzę w buddyzm, co do istnienia Boga w jakiejś formie nie mam pewności, gdyż wolę nie próbować medytacji, chorzy psychicznie nie powinni medytować.

 

Światem rządzi fizyka i matematyka na rozmaitych poziomach, również w bilansie karmicznym danej osoby, który w dziwny sposób ''zagina'' rzeczywistość na korzyść albo niekorzyść danej osoby. Karma zależy od czystych uczynków, czystej mowy, czystości ciała i czystych intencji, zarówno w obecnej inkarnacji, jak i wielu poprzednich. Wraz ze śmiercią człowiek traci ciało bezpowrotnie, ale umysł przechodzi do innego ciała, które spełnia odpowiednie uwarunkowania, w odpowiedniej rodzinie i na odpowiedniej szerokości geograficznej, w zależności od sumy kar i zasług danego umysłu, potencjału intelektualnego, pokus którym ulegał itd. Po prostu nie pojmuję człowieka tylko jako krew, kości, skórę i mózg. Prócz ciała w człowieku tkwi coś więcej, inaczej nie zaszedłby tak daleko albo i niedaleko. Wieczny umysł to nie dokładnie to samo, co wieczna dusza. Umysł może na przestrzeni continuum czasowego zmieniać się radykalnie na korzyść albo i niekorzyść, w zależności od uwarunkowań i otoczenia, ale musi sobie na to zasłużyć. Po jednym życiu czeka kolejne, z kołowrotu wcieleń może wyrwać jedynie podwyższenie swej świadomości do stopnia, który umożliwi osiągnięcie nirvany.

 

Uważam, że są religie, które też ukazują prawdę o świecie, w tym chrześcijaństwo, ale robią to w bardziej zawoalowany sposób. Po jednym życiu nie czeka nikogo definitywnie niebo albo piekło, to by było zbyt proste i niesprawiedliwie, bo ludzie rodzą się i żyją w radykalnie odmiennych warunkach.

 

Nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba.

 

Nie wierzę w magię.

 

I tyle.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro już muszę stracić i wyłożyć raz jeszcze swoje przekonania. To wierzę w buddyzm, co do istnienia Boga w jakiejś formie nie mam pewności, gdyż wolę nie próbować medytacji, chorzy psychicznie nie powinni medytować
Rozumiem, ze wierzysz w buddyzm, karme itd. Ale "wiara w coś " nie powinna być argumentem w dyskusji, bo fakt ze Ty w cos wierzysz, nie jest dowodem, ze coś istnieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, ze wierzysz w buddyzm, karme itd. Ale "wiara w coś " nie powinna być argumentem w dyskusji, bo fakt ze Ty w cos wierzysz, nie jest dowodem, ze coś istnieje.

 

Powtarzam, to nie jest żadna magia polegająca na ślepej wierze.

 

Medytacji nie próbowałem. Medytacja w rozmaitych odmianach umożliwia poszerzenie swej percepcji, dla mnie ta droga jest na razie niedostępna. Taka moja ułomność i ograniczenie karmiczne nie do przeskoczenie, mogę się z tym tylko pogodzić.

 

Budda uczył, żeby nie polegać na dogmatach i nie przyjmować niczego na ''ślepą wiarę w coś'', lecz samemu to sprawdzić empirycznie. Ja mogę jedynie robić na poziomie życiowego doświadczenia. Pewnych spraw nie mogę podotykać własnoręcznie palcami i muszę brać na wiarę, podobnie jak na wiarę przyjmuję się wzory na polibudzie, których nie potrafi się wyprowadzić, ale które pozwalają zdać egzamin, bo zwyczajnie wolę nie ryzykować medytacji z borderem i innymi ciekawostkami w głowie, niemniej wszystko tu jest spójne i zgodne zarówno z dokonaniami nauk ścisłych jak i zdrowym rozsądkiem (może niektórym wyda się to zabawne, nic nie szkodzi).

 

Karma działa. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości, tego uczy w pewnym momencie życie. Starzy ludzie podejrzanie często wierzą w Boga, dewocyjność nie bierze się tylko ze świadomości bliskości śmierci, ale także z doświadczenia życiowego, które pozwala stwierdzić, że tym światem nie rządzą ślepe przypadki, każdy przypadek ma swoją przyczynę.

 

Bogaci ludzie nie przypadkiem lubią się dzielić swoim majątkiem z potrzebującymi i nie robią tego tylko dlatego, żeby polepszyć swój image.

 

Rozumnie pojmowana jałmużna też od wieków była obowiązkiem w niemal wszystkich religiach też nie dlatego, że przypadkowo tak się zwidziało rozmaitym prorokom, którym zdarzyło się spacerować po ziemi.

 

Gdyby życiem rządził ślepy przypadek człowiek utknąłby na etapie stworzenia ziemno-morskiego wychodzącego na powierzchnie ledwie od czasu do czasu, wątpliwe nawet czy zaszedłby tak daleko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×