Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niechęć do imprez


asdaf

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

Jedną z rzeczy, które mnie denerwują najbardziej są imprezy, kluby, festiwale itp.  Jest to moim problemem, gdyż z tego powodu mam nieprzyjemności z moimi partnerkami, które wręcz na siłę próbują mnie do tego zmusić. Patrzenie na tych ludzi i ich zachowanie budzą we mnie niechęć a wręcz odrazę, pogardę, uważam ich za patologię, i nie chcę tam chodzić ani być jakkolwiek kojarzonym z tańcem, używkami, przelotnymi znajomościami seksualnymi itp.

Najgorsze, że swoim partnerkom pozwalałem na chodzenie z przyjaciółmi na takie imprezy, co powoduje u mnie odczucia podobne niemal do zdrady, ale jakoś z tym muszę żyć i nie mogę im utrudniać tego, skoro chcą. Podobno wszystko jest dla ludzi. Gorsze, że za każdym razem słyszę "szkoda ze cię tu nie ma", "myślę że mimo wszystko podobałoby ci sie tutaj" - czy to ich egoizm i zwracanie uwagi tylko na swoje odczucia pomijając moje? Dodam, że nie zdarzyło się nic wtedy, tzn. nie zdradziły mnie itp.

Moja osobowość jest introwertyczna,  mimo relatywnie młodego wieku poważnie podchodzę do życia. tzw "studenckie życie" mnie omija. Poza tym zauważyłem u siebie, że moje nastroje układają się sinusoidalnie - często mam duże skoki górek/dołków, nierzadko jednego dnia jestem w pełnej euforii, a następnego mam myśli samobójcze. Generalnie jestem osobą tzw. królem towarzystwa (jeśli grupa nie jest wielka), chociaż to trochę gra pozorów, bo w głębi jestem bardzo ponury i depresyjny. Kontakt z ludźmi nawet lubię, ale w umiarkowanym wymiarze czasowym - męczy mnie to.

Generalnie winę za wewnętrzną pogardę do osób imprezujących i imprez jako całość zwalałem na swoją osobowość, że ja taki jestem i tyle, aczkolwiek zacząłem zastanawiać się, czy aby nie mogły wpłynąć na to doświadczenia z dzieciństwa, gdzie np. w podstawówce nie byłem przesadnie lubianą osobą, często robiono sobie ze mnie żarty, a nawet była taka sytuacja, iż robiliśmy projekt grupowy i trafiłem do grupy z kilkoma osobami "fajnymi, popularnymi" jak to się zwykło określać, wtedy podczas spotkania w domu u jednego z kolegów w pewnym momencie coś się wydarzyło, już nie pamiętam co, ale wtedy po prostu kazali mi wyjść z tego domu. Z takich historii coś bym jeszcze znalazł, ale nie chcę przesadzać i zanudzać.

Jak myślicie, co jest przyczyną, i czy warto w ogóle podchodzić do leczenia - może to faktycznie cecha charakteru i nie ma sensu z tym walczyć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, wiejskifilozof napisał:

Prosto Ci powiem,jesteś normalny.

normalność każdy definiuje inaczej ;)

też tak uważałem, że jestem normalny, teraz się waham. a moje partnerki nie były jakimiś też osobami z nizin społecznych, inteligentne osoby...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie. Mam trochę podobnie, też jestem introwertykiem i dzisiejszy sposób spędzania wolnego czasu przez większość młodych ludzi uważam za marnowanie czasu i swojego życia. Problemem jest to, że tacy jak my są dziś w mniejszości a postawa anty-hedonistyczna jest uważana za coś niezgodnego z ogólnie przyjętymi wzorcami. 

Jedyne wyjście, to szukać wśród podobnych sobie, np. poprzez zainteresowania. Z dziewczynami szczególnie bo jak sam widzisz, nie układa Ci się z tymi, co lubią imprezować.

Ogólnie to miej w dupie tych ludzi i żyj po swojemu :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Zed napisał:

Jedyne wyjście, to szukać wśród podobnych sobie, np. poprzez zainteresowania. Z dziewczynami szczególnie bo jak sam widzisz, nie układa Ci się z tymi, co lubią imprezować.

właśnie najciekawsze, że dogadywałem się super z obiema - poza tą kwestią, co doprowadziło do rozpadu związku pierwszego, teraz już praktycznie do rozpadu drugiego również przez to.

Generalnie myślę, że w sumie czemu "od święta" miałbym nie iść, żeby jakoś po prostu "spotkać się w połowie" z oczekiwaniami, ale ta niechęć, a wręcz pogarda mnie zastanawia - dlaczego. Niechęć może z charakteru, ale czemu pogarda, skoro mam naoczne dowody, że nie trzeba być całkiem patologią, żeby uczestniczyć w tym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedni nie lubią pomidorów, inni imprez. Jesteś normalny. Nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma. Raczej nie znajdziesz wspólnego języka z klubowymi dziewczynami. Ja już próbowałam na siłę zmieniać się pod tym kątem dla facetów (bo też gardzę imprezami) i nigdy nic z tego nie wyszło. I to, że nie dogadujesz się z kobietami w tak ważnej sprawie przeczy temu, że dogadywałeś się z nimi super. Nie było super właśnie z tego powodu. Łatwo znaleźć kogoś kto "byłby ideałem gdyby nie coś tam". Sposób spędzania wolnego czasu jest mega ważny, to się musi sensownie pokrywać. Szukaj gdzie indziej dziewczyn, bo z Tobą wszystko jest okej! Dla mnie osobiście nieimprezowi faceci to skarb, także możesz to przekuć nawet w zaletę ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, asdaf napisał:

właśnie najciekawsze, że dogadywałem się super z obiema - poza tą kwestią, co doprowadziło do rozpadu związku pierwszego, teraz już praktycznie do rozpadu drugiego również przez to.

Generalnie myślę, że w sumie czemu "od święta" miałbym nie iść, żeby jakoś po prostu "spotkać się w połowie" z oczekiwaniami, ale ta niechęć, a wręcz pogarda mnie zastanawia - dlaczego. Niechęć może z charakteru, ale czemu pogarda, skoro mam naoczne dowody, że nie trzeba być całkiem patologią, żeby uczestniczyć w tym?

Introwertycy generalnie maja bardziej pod górkę w życiu bo nie przejawiają cech uważanych za te odpowiednie przez większą cześć społeczeństwa ale nie zadręczaj się tym, bo zwariujesz. A co do dziewczyn, ja przez lata się zadręczałem a teraz jest luz, lubię być samemu i nie szukam na siłę. Jak się znajdzie, to ok a jak będzie  ok. Znajdź sobie jakieś hobby, to dobrze wycisza. Gorzej, jak będziesz chciał na tym hobby zarabiać ale to już inna bajka ... :P.

Edytowane przez Zed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, redquin napisał:

Nie było super właśnie z tego powodu. 

no właśnie jest lux pod każdym innym względem, dosłownie każdym, poza wyciąganiem mnie na siłę tam gdzie nie chcę.

14 minut temu, Zed napisał:

Znajdź sobie jakieś hobby, to dobrze wycisza. Gorzej, jak będziesz chciał na tym hobby zarabiać ale to już inna bajka ... :P.

mam hobby i nawet na nim zarabiam :P  generalnie mam co robić w życiu, to nie jest tak, że tylko siedzę i się zadręczam.

a co powiecie nt. moich dużych wahań nastroju?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogę Ciebie jeszcze pocieszyć tym, że ja np. prawie całkowicie nie uczestniczę w życiu codziennym. Mało gdzie łażę, mało co mnie interesuje  z tego, co dzieje się dookoła, co odbija się na moich kontaktach towarzyskich (silne braki), na życiu zawodowym (marne szanse na zdobycie jakiegoś ciekawego i intratnego zawodu), na życiu w ogóle.

Podobnie, jak Ty, mam pogardę czy dużą niechęć do większości ludzi, bo nie rozumiem ich powtarzalności, tego, że gonią za tym, co inni, że robią to co inni aby się przypodobać czy być akceptowalnym itp.Generalnie nie czaję ludzi i tego, o co im chodzi, tego całego pędu za byciem kimś, za karierą, za uganianiem się za tymi wszystkimi według mnie gówno wartymi gadżetami w postaci coraz to większego mieszkania, nowszego samochodu czy najnowszego TV itp.

i jeszcze śmiem mieć wobec nich postawę roszczeniową :). Bo niby dlaczego mam nie mieć...to, że chcę żyć inaczej nie zwalnia społeczeństwa z automatycznego odbierania mi tego, co mają inni. A jeśli tak, niech oni zwolnią mnie z płacenia podatków na przykład.

Podsumowując, mam wyjebane na ludzi, nie lubię ich za to, jacy są i za to, ze z racji mojej inności i moich wyborów byłem i ciągle jestem przez wielu z nich uważany i traktowany za dziwaka, albo jeszcze kogoś znacznie gorszego.

Edytowane przez Zed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne że "tak dobrze się z nimi rozumiałeś" skoro one były typami imprezowymi nie mającymi problemów społecznych a ty wręcz przeciwnie, do tego "nudny przeciętniak".  Nie macie nawet wspólnych znajomych z którymi się podobnie dobrze dogadujecie? To się nie trzyma kupy

Edytowane przez Psychciu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.07.2018 o 22:53, Zed napisał:

Podsumowując, mam wyjebane na ludzi, nie lubię ich za to, jacy są i za to, ze z racji mojej inności i moich wyborów byłem i ciągle jestem przez wielu z nich uważany i traktowany za dziwaka, albo jeszcze kogoś znacznie gorszego.

Wiesz co, ja nie lubię się pocieszać "kimś", w sensie jak taki nosacz - somsiad ma gorzej więc się cieszę.

Nie mogę stety niestety podzielić tego, co piszesz, gdyż ja nie mam tego typu problemów. Owszem, mało gdzie chodzę i staram się przebywać z ludźmi raczej mało, jednak nie mam problemu z łatwym nawiązaniem kontaktu, nie mam żadnych fobii społecznych... po prostu mnie to w pewnym sensie męczy. Zainteresowania mam też dosyć szerokie, a  i umiem słuchać, i moje poczucie humoru jest całkiem spoko myślę, więc jako rozmówca radzę sobie. Dlatego też w jakichś grupach, np na studiach, gdzie mam grupę ok 10osob ja w takiej grupie jestem wręcz duszą towarzystwa - na zajęciach - bo nigdzie więcej z nimi nie chodzę. Od wielkiego dzwonu raz na 26 "ofert" zgodzę się iść na to piwo, bo ileż można odmawiać... mniej więcej tak to wygląda.

Pęd jest głupi jeśli jest pędem po to żeby się pokazać, owszem. Ale są też inne strony tego medalu, ja np jestem gadzeciarzem i lubię mieć jakieś fajne pierdółk, które ułatwiają czy umilają życie. Ale np. nie kupię Iphone X żeby się pokazać że mam "japko", tylko kupię topowy model Xiaomi... Rozumiesz co mam na myśli mam nadzieję 😉

 

Lilith być może masz rację. Wygląda to zazwyczaj tak, że po przedstawieniu tego, jak wygląda mój stosunek do sprawy reakcja jest typu "ok spoko to nie przeszkadza", i stopniowo okazuje się coraz bardziej przeszkadzać, zaczyna się intensywniejsze namawianie itp.

Psychciu prosiłbym jeśli nie masz nic ciekawego do wniesienia do tematu to nie pisać komentarzy 😉 Nie mam problemów społecznych. A mamy wspólnych znajomych z którymi się dogadujemy. Tylko nie odpowiada mi częstotliwość spotkań, o "wspólnych imprezach" nie wspominając. Ale zanim wygłosisz jakaś tezę warto na jakiejś podstawie ją wysnuwać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czy ja gdzieś powiedziałem, że mam problem z nawiązywaniem kontaktów? ;). To raczej inni ludzie mają problem z akceptacją mojej osoby ze względu na to, jak żyję i co myślę ale jak słusznie zauważyli moi przedmówcy, to jest ich problem, skoro nie potrafią akceptować naszej osoby. I nie sądzę też, abym cierpiał na fobię społeczną, po prostu nie podoba mi się to, jak dziś egzystują ludzie, nie podoba mi się ten cały pęd za karierą, za pozycją, za rzeczami materialnymi, tak samo jak nie jestem zainteresowany tym, co dzieje się współcześnie w większości aspektów ludzkiej działalności. Po prostu nie ,,czuję" czasów, w których żyjemy, nie czuję się tożsamy z tym, co mnie otacza i co jest wytworem człowieka (w większości bo jednak jakieś tam kwestie mnie pociągają ale to spore nisze).

No i nie jestem gadżeciarzem ale kumam, co masz na myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.07.2018 o 08:41, Lilith napisał:

Od zawsze nie przepadałam za imprezami. W ciągu ostatnich lat przybrało to na sile i teraz wręcz nie znoszę imprez. Realnie mnie drażnią. Być może to kwestia tego, że zbyt wiele rzeczy widziałam pracując w pobliżu imprez. Nie uważam, żeby to było dziwne, a już na pewno - by stanowiło problem. Każdy żyje jak chce i nikt nie ma prawa w to ingerować. Nie trzeba podążać za innymi i zmuszać się do tego, czego się nie lubi. Kiedyś próbowałam - nie ma t najmniejszego sensu, ponieważ wywołuje jeszcze większe obrzydzenie. Nie daj się zmieniać na siłę - nie chcesz czegoś, to tego po prostu nie rób. Jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, to może jest to sygnał, że nie akceptuje Cię takiego, jakim jesteś i to nie z Tobą jest problem, ale z drugą stroną?

Ja się tego tekstu nauczę na pamięć i przy następnej wizycie u psychiatry, na jej sugestie - żebym gdzieś wyszedł, zawarł nowe znajomości, poszukał dziewczyny - odpowiem jej jak Lilith napisała :pirate: Ciekawe co powie? :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie wydaje Wam się, że to nie my jesteśmy zaburzeni tylko nasza cywilizacja już tak została wypaczona że za zaburzenie uważa się osobowość samotniczą, stroniącą od tych wszystkich rozrywek dookoła?

Mam nieodparte wrażenie, że współczesna cywilizacja wyrugowała z życia takie aspekty, jak umiejętność przebywania ze sobą, cieszenie się chwilą, samotność czy ciszę. Na jej miejsce natomiast wrzuciła ciągły pęd, nieustający konsumpcjonizm oraz strach przed byciem samemu (co daje doskonały czas na poznawanie samego siebie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na trzeźwo nie poszedłbym na żadną imprezę, tylko alkohol powoduje u mnie jakąkolwiek chęć uspołeczniania się i grupowej zabawy. Na trzeźwo jakieś tańce, dyskoteki, karaoke  a nawet duże plenerowe koncerty itp wydają mi się żałosne. Jedni ludzie to lubią inni nie, a autor wątku powinien się cieszyć że mimo bycia nie imprezowiczem nie ma problemów ze znajdowaniem partnerek, ja zawsze myślałem że takim introwertycznym, nieimprezującym ludziom trudno o to.   Wiele razy słyszałem że gdyby chodził na dyskoteki, imprezy to na pewno bym jakąś znalazł, no ale na studiach trochę imprezowałem ale i tak zawsze samotny byłem. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie trzeba pisać jaka jest druga strona klubowania - nawet z wyglądu. Szczególnie na trzeźwo, czy ba i nawet alkoholu. To tak jakby ktoś był przykładowo w lesie, zbierał grzybki (piękna rzecz, ale las brudzi), a do tego spotykamy naćpane, zataczające się wilkołaki z oczami jak 5 zł, twarze, na które nie chce się nawet spojrzeć, omijamy je. I tak można to wszelako ująć, negując kluby, mówiąc pośrednio to samo. Coś za coś, lecz często jedno coś to już wszystko. Dla jednych i drugich. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie próbuj nikogo uszczęśliwiać na siłę męcząc się i zmuszając do czegoś, czego nie lubisz i gdzie źle się czujesz.

 

Wyprowadzając się na studia do innego miasta obiecywałam sobie, że zacznę żyć typowego młodego człowieka - imprezka, koncercik... Na pierwszym roku pojechałam na kilka koncertów. Masakra, ścisk, tłum, ludzie wokół się cieszą, bawią, skaczą, a ja stoję jak ten kołek... 

Niewarte nerwów. Oj nie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.07.2018 o 13:36, Zed napisał:

A nie wydaje Wam się, że to nie my jesteśmy zaburzeni tylko nasza cywilizacja już tak została wypaczona że za zaburzenie uważa się osobowość samotniczą, stroniącą od tych wszystkich rozrywek dookoła?

Ja od zawsze zastanawiam się na ową szczególną skłonnością ogromnej większości bliźnich do stowarzyszania się. Mówicie o imprezach więc odniosę się w kilku słowach do tej, jakże szczególnej, domeny życia towarzyskiego współczesnej młodzieży i nie tylko. Zresztą tzw. imprezy są doskonałą egzemplifikacją tej niebywałej potrzeby ludzi do przebywania pospołu; czyli czegoś, co jest mi całkowicie obce a im starszy jestem, tym wydaje mi się coraz bardziej kuriozalne w odniesieniu do propagowania, wręcz narzucania, takiego stylu życia. Jednak pomijam kwestię - na ile część młodych ludzi faktycznie czuje się przymuszona do uczestniczenia w tego typu bachanaliach, ze względu na presję rówieśniczą; nie o to tutaj chodzi; aczkolwiek to również temat godny rozwinięcia.

Otóż, często słyszy się, że impreza była nieudana lub do bani, bo było mało wiary; i na odwrót - było git, ekstra, bo ludzie dopisali. Czyli im większy ścisk, zgiełk, tumult, hałas, ogólnie mówiąc stan osobowy, tym lepiej! Nie ważne kto, byle dużo. Tak więc, co już od dawna ma miejsce w tzw. kulturze masowej, ilość jest ważniejsza od jakości. Jednak skąd u licha, ten popęd ludzi do gromadzenia się, przebywania razem? A przebywając razem, do gapienia się na siebie nawzajem? Bo przecież do tego wszystko się sprowadza. Pewnie chodzi o genetykę, to znaczy o jakieś plemienne pozostałości w psychice, które skłaniają ludzi do jak najszerszego zacieśniania więzi przyjacielskich z innymi osobnikami, co daje poczucie bezpieczeństwa w starciu z ew. wrogami. Podobnie ludzie cieszą się z licznej i rozległej rodziny. Inaczej tego sobie nie umiem wyjaśnić.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×