Skocz do zawartości
Nerwica.com

asdaf

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia asdaf

  1. Wiesz co, ja nie lubię się pocieszać "kimś", w sensie jak taki nosacz - somsiad ma gorzej więc się cieszę. Nie mogę stety niestety podzielić tego, co piszesz, gdyż ja nie mam tego typu problemów. Owszem, mało gdzie chodzę i staram się przebywać z ludźmi raczej mało, jednak nie mam problemu z łatwym nawiązaniem kontaktu, nie mam żadnych fobii społecznych... po prostu mnie to w pewnym sensie męczy. Zainteresowania mam też dosyć szerokie, a i umiem słuchać, i moje poczucie humoru jest całkiem spoko myślę, więc jako rozmówca radzę sobie. Dlatego też w jakichś grupach, np na studiach, gdzie mam grupę ok 10osob ja w takiej grupie jestem wręcz duszą towarzystwa - na zajęciach - bo nigdzie więcej z nimi nie chodzę. Od wielkiego dzwonu raz na 26 "ofert" zgodzę się iść na to piwo, bo ileż można odmawiać... mniej więcej tak to wygląda. Pęd jest głupi jeśli jest pędem po to żeby się pokazać, owszem. Ale są też inne strony tego medalu, ja np jestem gadzeciarzem i lubię mieć jakieś fajne pierdółk, które ułatwiają czy umilają życie. Ale np. nie kupię Iphone X żeby się pokazać że mam "japko", tylko kupię topowy model Xiaomi... Rozumiesz co mam na myśli mam nadzieję Lilith być może masz rację. Wygląda to zazwyczaj tak, że po przedstawieniu tego, jak wygląda mój stosunek do sprawy reakcja jest typu "ok spoko to nie przeszkadza", i stopniowo okazuje się coraz bardziej przeszkadzać, zaczyna się intensywniejsze namawianie itp. Psychciu prosiłbym jeśli nie masz nic ciekawego do wniesienia do tematu to nie pisać komentarzy Nie mam problemów społecznych. A mamy wspólnych znajomych z którymi się dogadujemy. Tylko nie odpowiada mi częstotliwość spotkań, o "wspólnych imprezach" nie wspominając. Ale zanim wygłosisz jakaś tezę warto na jakiejś podstawie ją wysnuwać.
  2. no właśnie jest lux pod każdym innym względem, dosłownie każdym, poza wyciąganiem mnie na siłę tam gdzie nie chcę. mam hobby i nawet na nim zarabiam generalnie mam co robić w życiu, to nie jest tak, że tylko siedzę i się zadręczam. a co powiecie nt. moich dużych wahań nastroju?
  3. właśnie najciekawsze, że dogadywałem się super z obiema - poza tą kwestią, co doprowadziło do rozpadu związku pierwszego, teraz już praktycznie do rozpadu drugiego również przez to. Generalnie myślę, że w sumie czemu "od święta" miałbym nie iść, żeby jakoś po prostu "spotkać się w połowie" z oczekiwaniami, ale ta niechęć, a wręcz pogarda mnie zastanawia - dlaczego. Niechęć może z charakteru, ale czemu pogarda, skoro mam naoczne dowody, że nie trzeba być całkiem patologią, żeby uczestniczyć w tym?
  4. normalność każdy definiuje inaczej też tak uważałem, że jestem normalny, teraz się waham. a moje partnerki nie były jakimiś też osobami z nizin społecznych, inteligentne osoby...
  5. Witajcie. Jedną z rzeczy, które mnie denerwują najbardziej są imprezy, kluby, festiwale itp. Jest to moim problemem, gdyż z tego powodu mam nieprzyjemności z moimi partnerkami, które wręcz na siłę próbują mnie do tego zmusić. Patrzenie na tych ludzi i ich zachowanie budzą we mnie niechęć a wręcz odrazę, pogardę, uważam ich za patologię, i nie chcę tam chodzić ani być jakkolwiek kojarzonym z tańcem, używkami, przelotnymi znajomościami seksualnymi itp. Najgorsze, że swoim partnerkom pozwalałem na chodzenie z przyjaciółmi na takie imprezy, co powoduje u mnie odczucia podobne niemal do zdrady, ale jakoś z tym muszę żyć i nie mogę im utrudniać tego, skoro chcą. Podobno wszystko jest dla ludzi. Gorsze, że za każdym razem słyszę "szkoda ze cię tu nie ma", "myślę że mimo wszystko podobałoby ci sie tutaj" - czy to ich egoizm i zwracanie uwagi tylko na swoje odczucia pomijając moje? Dodam, że nie zdarzyło się nic wtedy, tzn. nie zdradziły mnie itp. Moja osobowość jest introwertyczna, mimo relatywnie młodego wieku poważnie podchodzę do życia. tzw "studenckie życie" mnie omija. Poza tym zauważyłem u siebie, że moje nastroje układają się sinusoidalnie - często mam duże skoki górek/dołków, nierzadko jednego dnia jestem w pełnej euforii, a następnego mam myśli samobójcze. Generalnie jestem osobą tzw. królem towarzystwa (jeśli grupa nie jest wielka), chociaż to trochę gra pozorów, bo w głębi jestem bardzo ponury i depresyjny. Kontakt z ludźmi nawet lubię, ale w umiarkowanym wymiarze czasowym - męczy mnie to. Generalnie winę za wewnętrzną pogardę do osób imprezujących i imprez jako całość zwalałem na swoją osobowość, że ja taki jestem i tyle, aczkolwiek zacząłem zastanawiać się, czy aby nie mogły wpłynąć na to doświadczenia z dzieciństwa, gdzie np. w podstawówce nie byłem przesadnie lubianą osobą, często robiono sobie ze mnie żarty, a nawet była taka sytuacja, iż robiliśmy projekt grupowy i trafiłem do grupy z kilkoma osobami "fajnymi, popularnymi" jak to się zwykło określać, wtedy podczas spotkania w domu u jednego z kolegów w pewnym momencie coś się wydarzyło, już nie pamiętam co, ale wtedy po prostu kazali mi wyjść z tego domu. Z takich historii coś bym jeszcze znalazł, ale nie chcę przesadzać i zanudzać. Jak myślicie, co jest przyczyną, i czy warto w ogóle podchodzić do leczenia - może to faktycznie cecha charakteru i nie ma sensu z tym walczyć?
×