Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rozszczepienie


Gość BrakPomysluNaNick01

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem w wieku dojrzewania, a więc jest to jak najbardziej naturalne, że moje emocje i uczucia są bardzo dziwne. Niepokoi mnie jednak, dlaczego moje reakcje emocjonalne są lekko "schizowe". Gdy wydarzy się dla mnie coś negatywnego, bądź poczuję się gorzej, to zamiast się rozpłakać czego nie potrafię, to dostaję ataku pustego śmiechu, który wręcz pogarsza moje samopoczucie. Gdy jednak wydarzy się coś dobrego, to myślami się cieszę, ale nagle moje samopoczucie się pogarsza i zaczynają mnie atakować negatywne natrętne myśli. Gdy się czuję źle, to nagle mam uczucie, jakby mi się chciało śmiać. Z tego powodu śmiech postrzegam już jako coś okropnego i bardzo się go boję. Znienawidziłem śmiechu i uśmiechu, ponieważ zazwyczaj nie są u mnie adekwatne. Pokochałem za to płacz, którego mi brakuje, aby złagodzić moje cierpienie. Nie umiem już płakać. Często myśli, uczucia i emocje nie współgrają u mnie ze sobą. Męczy mnie ambiwalencja i ambiwatendencja. Nie wiem sam, do czego dążę oraz nie wiem co jest dobre, a co złe. Nie wie co chcę, a czego nie chcę, ponieważ "moja dusza" i "mój umysł" mają odmienne opinie i przez to jestem skłócony sam ze sobą i nie robię nic. Jak jestem w domu to tylko gapię się na komputer, leżę, bądź śpię, co przynosi mi cierpienie, bo mam wiele pragnień i chcę (albo nie chcę) robić wiele rzeczy. Jedyny plus jest taki, że zdaję sobie sprawę ze swoich problemów. Nic mnie naprawdę nie cieszy, nie chce mi się żyć, ale chcę przeżyć i z tego wyjść. Patrzę z optymizmem na przyszłość, ale przykrywa to pesymizm. Dodatkowo jestem bardzo pusty emocjonalnie, nie licząc różnych abstrakcyjnych emocji, które występują z powodu mojego wieku, to nie czuję prawie nic. Emocje próbuję się przebić, ale nie potrafią. Gdy powiedziałem psycholog szkolnej o moich problemach i o moim strachu przed psychozą, to uspokoiła mnie mówiąc, że to rozszczepienie nie wynika z żadnej choroby psychicznej. Co to wszystko oznacza? Dlaczego wszystko jest u mnie rozpieprzone jak u schizofrenika? Czy jestem chory psychicznie, czy to jakaś abstrakcyjna forma depresji połączona z wiekiem dojrzewania? Proszę o pomoc, sam nie dam rady. Nie umiem ze sobą wytrzymać, bo czuję się wewnętrznie rozwalony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdy wydarzy się dla mnie coś negatywnego, bądź poczuję się gorzej, to zamiast się rozpłakać czego nie potrafię, to dostaję ataku pustego śmiechu, który wręcz pogarsza moje samopoczucie.

Rozumiem, że jeżeli uważasz, iż powinieneś się rozpłakać, to w przeszłości w taki właśnie sposób wyrażałeś tą emocje w tych sytuacjach? W takim razie, Twój organizm w ten sposób próbuje rozładować napięcie. Emocja smutku jest tak olbrzymia, że Twój organizm nie radzi sobie z jej wyrażeniem. Jednak, abyś do końca nie zwariował, to trzeba rozładować powstałe napięcie, stąd pusty śmiech. Skąd tyle smutku w Tobie się wzięło? Nie wiem.

 

Gdy jednak wydarzy się coś dobrego, to myślami się cieszę, ale nagle moje samopoczucie się pogarsza i zaczynają mnie atakować negatywne natrętne myśli.

Podobnie jak poprzednio, rozumiem, że w przeszłości w tych sytuacjach potrafiłeś się cieszyć, tak jak teraz uważasz, że powinieneś się cieszyć? Jeżeli tak, to widocznie wewnątrz Ciebie jest tyle smutku, że pozytywne emocje w większości są tamowane. Jest tama smutku, który najpierw trzeba przepchać. Wygląda na depresje.

 

Często myśli, uczucia i emocje nie współgrają u mnie ze sobą. Męczy mnie ambiwalencja i ambiwatendencja. Nie wiem sam, do czego dążę oraz nie wiem co jest dobre, a co złe. Nie wie co chcę, a czego nie chcę, ponieważ "moja dusza" i "mój umysł" mają odmienne opinie i przez to jestem skłócony sam ze sobą i nie robię nic. Jak jestem w domu to tylko gapię się na komputer, leżę, bądź śpię, co przynosi mi cierpienie, bo mam wiele pragnień i chcę (albo nie chcę) robić wiele rzeczy. Jedyny plus jest taki, że zdaję sobie sprawę ze swoich problemów.

Jeżeli nie masz tak od zawsze, to według mnie jest to rodzaj depersonalizacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wkuuporr, dziękuję za odpowiedź.

Owszem, czasami jest podczas ataków pustego śmiechu smutek, ale raczej spłycony przez SSRI'je. Zazwyczaj wtedy jest pustka, albo jakieś abstrakcyjne emocje, które są również płytkie i wynikają podobno z wieku dojrzewania.

Często myśli, uczucia i emocje nie współgrają u mnie ze sobą. Męczy mnie ambiwalencja i ambiwatendencja. Nie wiem sam, do czego dążę oraz nie wiem co jest dobre, a co złe. Nie wie co chcę, a czego nie chcę, ponieważ "moja dusza" i "mój umysł" mają odmienne opinie i przez to jestem skłócony sam ze sobą i nie robię nic. Jak jestem w domu to tylko gapię się na komputer, leżę, bądź śpię, co przynosi mi cierpienie, bo mam wiele pragnień i chcę (albo nie chcę) robić wiele rzeczy. Jedyny plus jest taki, że zdaję sobie sprawę ze swoich problemów.

 

Jeżeli nie masz tak od zawsze, to według mnie jest to rodzaj depersonalizacji.

Nie wiedziałem, że depersonalizacja może mieć tak bardzo wyglądające na psychotyczne objawy. Jeśli tak, to jest to dosyć pocieszające, że może być to objaw natury nerwicowej.

Kompletnie nie wiem jednak skąd się wzięły u mnie te problemy. Prawdopodobnie są przez zażywaną bardziej przeciwlękowo Sertralinę, która zniszczyła u mnie równowagę, pomiędzy emocjami pozytywnymi i negatywnymi co spowodowało wewnętrzny chaos. Ewentualnie mam jakieś zaburzenia afektywne natury biologicznej, bądź po prostu wynikające jakoś z podświadomości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BrakPomysluNaNick01, mocno czuję, że to nie jest ani schizofrenia, ani żadna psychoza. Na mego nosa są to zaburzenia lękowe (nerwica) + depresja + różne objawy depersonalizacji/derealizacji.

 

Nie ufaj bezgranicznie psychiatrze. Gdybym ja ufał swojej pani doktor i stosował wszystko tak jak ona chce, to wyjechałbym chyba nogami do przodu. Pomimo, iż jest miła i sympatyczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BrakPomysluNaNick01, mocno czuję, że to nie jest ani schizofrenia, ani żadna psychoza. Na mego nosa są to zaburzenia lękowe (nerwica) + depresja + różne objawy depersonalizacji/derealizacji.

 

Nie ufaj bezgranicznie psychiatrze. Gdybym ja ufał swojej pani doktor i stosował wszystko tak jak ona chce, to wyjechałbym chyba nogami do przodu. Pomimo, iż jest miła i sympatyczna.

Psychiatra mówiła, że to depresja, ale ciężko mi było w to uwierzyć, ponieważ nigdy bym się nie spodziewał, że może dawać takie dziwne objawy. Nigdy wcześniej nie byłbym sobie w stanie wyobrazić tego czegoś, co przeżywam teraz. Chyba następnym razem nie mogę wpuszczać rodziców samych do gabinetu, ponieważ psychiatra za dużo informacji od nich próbuje wyciągnąć, a za mało ode mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdy wydarzy się dla mnie coś negatywnego, bądź poczuję się gorzej, to zamiast się rozpłakać czego nie potrafię, to dostaję ataku pustego śmiechu, który wręcz pogarsza moje samopoczucie.

 

To raczej zwyczajny objaw. Kiedy ktoś długo cierpi i w pewnym momencie próg bólu zostanie przekroczony, człowiek popada zwykle w apatię, rodzaj odrętwienia. Często reaguje się takim bezsilnym śmiechem. Nie masz czasami wrażenia, że świat znajduje się jakby za murem, który z jednej strony masz ochotę przekroczyć, ale jakby wiesz, że nic cię tam dobrego nie czeka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

flossy, nie wiem czy dobrze zrozumiałem metaforę, ale chyba poniekąd tak. Świat budzi we mnie lęk, nie widzę w nim sensu, wydaje mi się zły, ale jednocześnie pragnę do niego wrócić, jak i do moich zainteresowań. Problem jest taki, że ten "mur" wydaje mi się nie do przekroczenia. Czy coś jest przyjemne, czy nieprzyjemne budzi we mnie konflikt. Myślę, że chcę to zrobić, ale jakiś skrajny brak motywacji, bądź jakaś dziwna niechęć zabrania mi tego, przez co nie mogę zrobić tak właściwie nic. To jest okropne, paraliżuje mnie to. Jedyne co mogę robić to gapienie się w ekran na komputerze, leżenie, spanie. Nie ma chwili odpoczynku, bo zawsze mój umysł mnie pokarze. Mam wiele pragnień, marzeń, ale wykonanie ich wydaje mi się niemożliwe. Chciałbym zacząć chodzić, rozmyślać, ale coś mi zabrania ruszyć się z miejsca i również czuję się bardzo przytępiony i nie mogę nad czymś się dokładniej zastanowić. Mam energię tylko na chodzenie z klasy do klasy na przerwach w szkole, a tak to w domu jak usiądę to mam ochoty nawet, aby tyłka z miejsca nie ruszyć, bo szybko się męczę, chodzę jak zombie, jestem powolny i nawet nie widzę sensu robienia tego. Gdy się nudzę to idę spać, aby zabić czas. To jest okropne, jestem jak więzień własnego umysłu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podejrzewam, że to depresja i nerwica lękowa, a to co nazywasz "schizą" to zespół derealizacji-depersonalizacji. Chciałabym ci coś doradzić, ale sama póki co próbuję z tego wyjść. Biorę paroksetynę, łykam cynk i widzę lekką poprawę, ale same leki nie pomogą. Jeśli nie nastąpi zmiana mentalna, to depresja będzie wracać co jakiś czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem w ten sposób. U mnie czasami to się wszystko rozszczepia i fruwa, a czasami się w coś łączy i jest jednolite. To zależy od dnia, od danej chwili. Gdy miałem jeszcze znajomych, to nikt nigdy nie wiedział jak się zachowam. Moje zachowanie jest nieobliczalne, co mi nieraz mówiono. Jestem w stanie zrobić wszystko. Nie da się mnie przejrzeć, bo nie ma u mnie żadnych stałych struktur i długofalowej powtarzalności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odkąd Esci zaczęło działać czuję się lepiej, ale nadal pozostały pewne dziwactwa w moich emocjach. Niby jest w porządku, ale mam poczucie, jakby każda moja emocja była sztuczna, jakbym jej do końca nie przeżywał. Zauważyłem, że odkąd biorę te SSRI'je, to ani razu nie poczułem się naturalnie, a samo branie było na początku (w lutym lub marcu poprzedniego roku) nieuzasadnione. Najlepiej się czuję, kiedy katuję się w myślach, ponieważ brakuje mi prawdziwego smutku oraz innych podobnych emocji, które zostały zabite przez te cholerne leki i właśnie dzięki takim myślą czuję się jakoś spokojniejszy, a jeśli pomyślę o czymś pozytywnym, to czuję się mocno sztucznie. Zrobiłem się teraz jakiś uśmiechnięty i śmiejący się, ale mam wrażenie, że ja tego w ogóle nie czuję, co wyrażam, aczkolwiek jakoś źle też się teraz specjalnie nie czuję. Nie byłoby tak źle umrzeć (najczęściej myślę o tym kiedy się śmieję), aczkolwiek jak życie się ułoży to nie powinno być również dla mnie aż tak źle na tym świecie. Kiedyś emocje i myśli były u mnie połączone, a potem zacząłem brać Sertralinę i nagle moje myśli i uczucia zrobiły się jakieś sprzeczne. Brakuje mi równowagi emocjonalnej, która pozwalałaby być szczęśliwym. Chciałbym się śmiać, kiedy jestem szczęśliwy, a płakać, kiedy jestem nieszczęśliwy, tak jak było kiedyś. Za bardzo nie wiem jak się od tego uwolnić, a leków sam nie rzucę, dopóki nie mam 18 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego? Mama rano niczym pielęgniarka kapo w psychiatryku sprawdza, czy wziąłeś cukierki?

Napady dzikiej głupawki i pomieszania uczuć to wynik wewnętrznego napiecia.

Nie potrafię kłamać/oszukiwać, bo łamie to moje wewnętrzne zasady. Już nie mam napadów dzikiej głupawki, bo mój stan jest w miarę w porządku, ale też do naturalności jest mi bardzo daleko. Lekarstwem na to wszystko może być rzucenie wszystkich leków i spróbowanie naturalnego życia bez żadnej chemii, ale nikt mi na to nie pozwoli, a jak mówiłem ja nikogo nie okłamię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

men, stawiałbym na leczenie, ponieważ przed nim oprócz mocnych wahań nastroju, które dla mojego wieku są naturalne, to takich jazd nie miałem. Teraz właściwie oprócz derealizacji i dziwacznych emocji, to żadnych problemów nie mam i gdybym czuł tak jak dawniej, to nareszcie nie musiałbym się do wszystkiego zmuszać i może potrafiłbym nareszcie jakoś cieszyć się tym życiem. Może powiem o tym znowu psychiatrze, ale zauważyłem, że zawsze jak mówię o takich rzeczach to ona się mnie pyta, czy czytam znowu te fora internetowe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, akurat mój stan poprawia się teraz dzięki temu, że obwiniam leki. Mój stan pogarszał się właśnie wtedy, kiedy myślałem o tym czy nie jestem chory. Kiedy przestałem wierzyć, że coś mi jest i że te leki mi cokolwiek dają, to zacząłem czuć się lepiej. Dodam jeszcze, że przed braniem leków czułem się o wiele bardziej naturalnie i lepiej.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, uważam, że nie byłem i nie jestem na nic "chory", tylko miałem pewne wewnętrzne konflikty, które zostały źle zinterpretowane przez otoczenie i pogłębione przez "leki", a jeśli chodzi o Aspergera, to jeśli faktycznie to istnieje to może i to mam, ale czy wiara w to cokolwiek mi daje? Nie, nic mi nie daje, a jedynie zaognia konflikty i wmawia mi, że jestem taki i owaki. Po prostu byłem i jestem inny. Inaczej postrzegam świat i muszę to zaakceptować. Wcale mi to nie przeszkadza, a wręcz powoduje dumę, że nie jestem taki jak reszta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, myślimy całkowicie inaczej. Ty czujesz się na swój sposób zdrowy i jest Ci z tym dobrze. Ja czuję się na swój sposób chory i chcę się z tego wyleczyć. Ty chcesz być oryginalny. Ja w Twoim wieku też chciałem być oryginalny. Byłem oryginalny i jak skończyłem. Życie to niestety nie ta oryginalność. Człowiek sobie to szybko później uświadamia jak zaczyna odstawać od tłumu. Nie wiem jaką siłę trzeba posiadać by temu sprostać. Wolę być już zaszufladkowany i brać leki do końca życia i chociaż być w tej grupie niż być "nie - wiadomo - kim".

 

Ale to dobrze, że czujesz się dobrze :) Nie walczysz sam ze sobą a to najważniejsze. Ja codziennie muszę walczyć ze swoim najgorszym wrogiem - sobą samym. Kiedyś chciałem poznać kogoś takiego jak ja. Teraz od kogoś takiego bym uciekł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie nic nie ogranicza. Mogę wszystko.

 

Szczególnie jak jestem w manii. SSRI to badziewie, ale pozwala się człowiekowi podnieść z kolan. Ja obecnie schodzę z 40mg Paroksetyny. Jestem obecnie na 35mg, ale robię to bardzo powoli. Nie spieszy mi się, a nie chcę objawów odstawiennych, które są mało przyjemne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stereo love, tamten stan już mi na szczęście przeszedł, bo zmieniłem lek, który zaburzył naturalną chemię w moim mózgu na mniejsze zło. Blokował mnie nie lęk, ale uczucie pewnego ogłupienia, przez które nie umiałem podjąć decyzji oraz spłycenie emocjonalne i znudzenie. Lęk mi towarzyszył wtedy, kiedy planowałem samobójstwo, ponieważ chciałem je popełnić, ale bałem się wiecznego potępienia po mojej śmierci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×