Skocz do zawartości
Nerwica.com

hej


holfinka

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć!

Wybaczcie, że na razie nic o sobie nie napiszę - nie specjalnie czuję się na siłach. Z czasem postaram się rozwinąć wątek o sobie, wpisać nieco informacji na temat swoich problemów.

 

Chciałam jednak przywitać się z Wami i z góry podziękować za odpowiedzi na moje ew. pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć!

Wybaczcie, że na razie nic o sobie nie napiszę - nie specjalnie czuję się na siłach. Z czasem postaram się rozwinąć wątek o sobie, wpisać nieco informacji na temat swoich problemów. (...)

 

Trochę czasu upłynęło id mojego pierwszego wpisu, a skoro obiecałam, to z obietnicy się wywiążę. :)

 

Zaczęło się od problemów ze snem, które miałam na długo przed tym jak zgłosiłam się po pomoc do lekarza. W końcu jednak zaczęły mi doskwierać na tyle, że jak wspomniałam - wylądowałam w gabinecie psychiatry.

Co konkretnie się działo/dzieje?

Bardzo niespokojny sen, zrywanie się z przerażeniem, czasem z krzykiem. Gadanie, siadanie na łóżku, czasem wstawanie, kombinowanie przy szafce nocnej (tak np. wyłączyłam sobie już nie raz budzik w telefonie...).

W ciągu dnia przejmująca senność nie pozwalająca normalnie funkcjonować. Gotowa jestem zasnąć w dowolnym momencie dnia. W większości przypadków zasypiam praktycznie natychmiast lub w ciągu kilku min. od zamknięcia powiek. Mój mózg tylko czeka na możliwość "odpłynięcia". Pora dnia obojętna. Czuję się jak zombie.

U lekarza zdaje się, że zjawiłam się w krytycznym momencie, bo niedługo potem, zaczęły pojawiać się i nasilać problemy z koncentracją, pamięcią, kompletny brak energii, bardzo spadł mi nastrój.

W końcu zaczęłam się w tym wszystkim zapadać. Zalała mnie pustka i wszechogarniające poczucie beznadziei.

 

Zaczęłam brać antydepresanty - jeden, drugi, teraz trzeci. Ostatni z nich przynajmniej w kwestii snu jakby coś zmienił - nie budzę się już nagle, nie gadam (ostatnio znów zdarzyło mi się to kilka razy - ale na razie traktuję to jako "wypadek przy pracy"). Jednak czuję, że wciąż mój sen nie jest taki jak być powinien, jest mało wydajny, nie regeneruje mnie. Po nocy czuję się bardziej zmęczona niż przed położeniem się spać. W dzień (j.w.) dosłownie odpływam ze zmęczenia. Nie jestem w stanie normalnie żyć, pracować. Wszystko co robię , robię bo muszę i na "automacie".

Mój nastrój jest bardzo zły, koncentracja i pamięć to marne szczątki tego co było kiedyś. Paskudne uczucie otępienia, w głowie kompletny chaos. Pustka emocjonalna podszyta smutkiem, którego jednak nie potrafię wyciągnąć całkiem na zewnątrz - duszę więc wszystko gdzieś głęboko w sobie. Nic mnie już nie cieszy, nie mam siły na podejmowanie jakichkolwiek działań. Wszystkie zadania odkładam w czasie tak długo jak tylko się da. Życie towarzyskie przestało istnieć zupełnie - nie czuję potrzeby wychodzenia z domu (wręcz przeciwnie). Nawet wyjście na spacer z psami czy do sklepu staje się trudne. Dom-praca-dom...

Marna ze mnie żona i pani domu. Mąż jest kochany, ale wiem, że w takim stanie jestem tylko obciążeniem.

 

Dodatkowo nie mam apetytu. Jem - bo tak nakazuje mi rozsądek. Od połowy października zaczęłam chudnąć. Z 62kg na pocz. paźdź. obecnie ważę nieco ponad 53kg (czasem waga "skacze" do 54 "z haczykiem").

 

W chwili obecnej próbuję podnieść się na większej dawce wenlafaksyny - i już był moment w którym na wszystkich wymienionych polach poczułam się naprawdę lepiej, trwało to jednak tylko pewien czas, po czym wszystko wróciło.

 

Wcześniej jeszcze sprawdziłam tarczycę - wyszła niewielka niedoczynność (SNT) która została wyregulowana lekami. Cukier, żelazo/ferrytyna, wit. D itd. - wszystko w normie. Na wszelki wypadek cały czas suplementuję w.w. + omega, B-komplex, kwas foliowy, cynk...

 

Szczerze powiem, czuję się już bardzo zmęczona drążeniem tematu, próbowaniem wszystkiego.

Choć lekarz nie daje mi tego do zrozumienia, to mam wrażenie, że naprzykrzam się nawet jemu. Idąc tam i gadając o swoich problemach, o tym, że leki znów nie pomogły - czuję się jak hipochondryk.

Życie staje mi się coraz bardziej obojętne. Jestem przerażona faktem, że choć dotąd nie było o tym mowy (w moim mniemaniu), to coraz częściej nachodzą mnie myśli o tym, że skoro nic dobrego jako człowiek do życia wnieść już nie mogę, to nie ma ono kompletnie sensu. Tym samym nie było by źle gdyby się skończyło... Coraz częściej nachodzą mnie myśli o tym jak wygląda śmierć po przedawkowaniu leków, czy wizja ucieczki do pobliskiego lasu w lekkim ubraniu w większy mróz. Czy to byłoby dobre rozwiązanie? Ponoć po prostu się zasypia. Heh - w końcu to jest to, co potrafię najlepiej...

Jeszcze walczę, ale nie wiem na ile starczy mi sił.

 

Wstyd mi za siebie. Za to kim się stałam, za to co teraz piszę.

Także z góry za powyższy wywód przepraszam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauważyłem, że podczas suplementacji wit D jestem senny. Skoro masz w normie, to może nie ma takiej potrzeby by suplementować dodatkowo?

 

Ja z sennością mam problem od dawna - tylko ostatnimi czasy daje mi szczególnie popalić., Wit. D suplementuję od niedawna. Skoro przy suplementacji wychodzi wynik w normie, to raczej w tej kwestii nie szukałabym problemu.

 

Witaj na forum :)

 

Smutno się czyta to...

 

Trzymam kciuki, że będzie lepiej :)

 

Znaczy... Na pewno będzie lepiej!

 

Dzięki! Oby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×